Przekonywałam rodziców, że jeżeli
odwiedzę kawiarnię na parę minut nic mi się nie stanie, ale oni
nie dopuszczali do siebie myśli, że miałabym pójść gdzieś
indziej niż do domu. Ale, że nie jestem ustępliwym człowiek to po
20 minutach od wyjścia ze szpitala wchodziłam do kawiarni. Kate
obsługująca klientów szeroko się uśmiechnęła, gdy mnie
zobaczyła w drzwiach. Razem z rodzicami weszłam na kuchnie. Tam
również spowodowałam radość na twarzach pracowników.
-Amelio tak bardzo się o ciebie
martwiliśmy. - Krystyna się do mnie przytuliła.
-Ostrożnie. - moja mama upomniała
moją kucharkę, a ta momentalnie się odsunęła.
-Ojej, przepraszam. Bardzo boli ? -
spojrzała na mój brzuch.
-Daje radę. - uśmiechnęłam się i
usłyszałam chrząknięcie z tyłu. - Och przepraszam Kate. -
powiedziałam po angielsku. - Już wszystko będzie dla ciebie
zrozumiałe.
Ogarnęłam, że ciągle mówiliśmy
po polsku, więc moja kelnerka nic nie rozumiała.
-A gdzie Sophie ? - zapytałam widząc
jej nieobecność, ale brakowało mi jeszcze Louisa.
-Wzięła dzisiaj sobie wolne. - Kate
delikatnie mnie przygarnęła do siebie.
-Ot tak ?
-To związane jest z jej przeprowadzką.
- dodała Gosia.
-Czyżby miała nas wcześniej kopnąć
w dupę ? - westchnęłam zmęczona nawałem kłopotów jakie teraz
miałam.
-Wszystko wskazuje na to, że tak. -
dodała posętnie Kate.
-A Lou ?
-On jak zwykle załatwia sprawy. -
Gosia się uśmiechnęła pod nosem.
-Jak załatwia, przecież wszystko było
już gotowe i mieliśmy tylko czekać aż naszą reklamę umieszczą
w Internecie i telewizji ? - coś mi tu nie pasowało.
-Bo. - Krystyna spojrzała na resztę
towarzystwa.
-Mówcie mi prawdę. - wyczułam, że
coś zatajają.
-Ale Louis nam zakazał. Musisz teraz
odpoczywać, a nie martwić się.
-Ale jak mi nie powiedzie o co chodzi
to będę się bardziej denerwować.
-Wyszły jakieś komplikacje przy
transakcji. - odezwała się cicho Kate.
-Jakie komplikacje ? - drążyłam
temat.
-Ja pójdę na salę, bo goście
czekają. - szybko się ulotniła.
-No to pięknie, ale wy mi nie
uciekniecie. - wskazałam na kucharki palcem. - Mówić mi jak na
spowiedzi o co chodzi.
-Ta firma od reklamy zażądała
większej ceny na którą Louis się nie zgodził i pojawiły się
komplikacje. - głos w sprawie wzięła Gosia.
-Jakiego typu ?
-Poucinali istotne informacje w
reklamach.
-Zrobili tak, żeby ta reklama
zniechęcała ludzi do przyjścia tutaj niż ich zachęcała. -
mówiła jedna przed drugą w rodowitym już języku.
-A Louis tam pojechał żeby ?
-Kłóci się z nimi i walczy o lepszą
reklamę.
Wypuściłam głośno powietrze i
wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam jego numer i czekałam.
-Gdzie dzwonisz kochanie ?
-Mamo jeszcze chwilka. - uspokoiłam
ją, po czterech sygnałach Lou odebrał.
-No hej Am, nie mogę zbytnio
rozmawiać. Odwiedzę cię później.
-Wypuścili mnie już ze szpitala.
-Oo jak dobrze. To wpadnę do ciebie,
ale później.
-Nie później. Teraz. To polecenie
służbowe.
-Ale Am nie mogę.
-Zostaw tą cholerną reklamę. Koniec
z nią. Same problemy przez nią są. Wygarnij temu kierownikowi tej
całej zapiziałej firmy i wracaj do kawiarni.
-Ale jak ?
-Normalnie. Samochodem. Nie ma sensu
się trudzić i pocić skoro sprawa jest już na przegranej pozycji.
Rzuć to w cholerę.
-W takim razie wracam do kawiarni.
-Pa. - rozłączyłam się. - Louis
powinien za jakiś czas wrócić, słuchajcie się go, bo mnie przez
jakiś czas tu nie będzie.
Później pożegnałam się z
obsługą i razem z rodzicami poszliśmy do mojego mieszkania. Od
samego wejścia widziałam działalność mojej mamy. Wszystko
błyszczało i mieniło się w świetle gasnącego słońca.
-Dziwne, że jeszcze nie spadł śnieg.
- powiedział tato ściągając płaszcz.
-Jesteśmy w Londynie. Dziękuje. -
podziękowałam mamie, która pomogła mi zdjąć płaszcz.
-U nas już spadł drobny śnieżek, a
tu nawet nie prószył.
-Na co masz ochotę ? - zapytała mama.
-Szczerze ?
-Tylko szczerze.
-Na schabowe.
-A mamy mięso ?
-W zamrażalniku powinno być.
-W takim razie idę szykować obiad.
-To ja zrobię herbatę. - powiedział
tato.
-To ja pójdę do łazienki.
Rodzice udali się do kuchni i
dopiero wtedy skierowałam się w stronę pomieszczenia. Zamknęłam
za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Fala smutku, która
gnębiła mnie od wyjścia ze szpitala teraz się przeze mnie
przelewała. Myśli uporczywie przelatywały w głowie. Miałam tyle
pytań i żadnej odpowiedzi. Okropnie czułam się z myślą, że
zawiodłam masę ludzi, że naraziłam czyjeś życie, że
spowodowałam taki nostalgiczny smutek wśród osób, które na to
nie zasługują, że byłam taka słaba i bezsilna, wtedy, gdy
musiałam działać, że byłam nikim. Pozwoliłam łzom spływać po
policzkach, bo dopiero teraz mogłam to zrobić i wiedziałam, że za
chwilę nie przybiegnie pielęgniarka ze strzykawką i mnie uśpi.
Słyszałam działającą mikrofalówkę, pewnie mama odmraża mięso,
działający czajnik, tato przygotowywał herbatę. Nie pojmowałam
jak mogę teraz normalnie funkcjonować, jeść, pić, spać, kiedy
wszyscy moi przyjaciele ledwo funkcjonowali, a jeden walczył o
życie. Nie mogłam pozwolić sobie na to, żebym żyła dalej, żebym
dalej się rozwijała, a moim największym problemem było to skąd
wziąć pieniądze na ozdoby bożonarodzeniowe do kawiarni. Zsunęłam
się po drzwiach, a mój brzuch przeszyła fala ogromnego bólu.
Złapałam się za niego i poczułam warstwę miękkiego bandażu.
Pielęgniarka miała do mnie codziennie przychodzić i go zmieniać,
sprawdzać jak goi się rana. Wszyscy mówili mi, zdrowiej, nie
zatrzymuj się, rozwijaj się, wróć szybko do pracy, przestać
myśleć o Nathanie, ale ja tak nie mogłam. Nie mogłam czekać i
żyć jednocześnie. Może gdyby Nath się wybudził, byłoby mi
lepiej. A co jeżeli on się wybudzi ? Czy będę miała odwagę
stanąć z nim twarzą w twarz ? Nie wytrzymam, gdy on mnie
znienawidzi. Zaczęło się nam układać i co ? Chciałam to
naprawić, zajęło mi to tyle czasu, a spieprzyłam to w jeden
wieczór, jeden przeklęty wieczór, przez osobę, która mamiła
mnie przez długi okres w moim życiu, która odsunęła mnie od
rodziny, od normalnego życia. Mimo zakazu lekarza sięgnęłam po
papierosa i otworzyłam okno w łazience. Tak bardzo się za nim
stęskniłam. Szybko go wypaliłam i umyłam zęby po czym spryskałam
pomieszczenie odświeżaczem powietrza i zamknęłam okno. Podniosłam
bluzkę do góry. Płachty bandażu były ściśle owinięte wokół
mojej tali, nie miałam szansy sprawdzić co jest pod nimi, a tak
bardzo o tym marzyłam. Musiałam zobaczyć bliznę, która do końca
życia będzie mi przypominała o tym, że przez moją głupotę
naraziłam życie osoby, która miała marzenia i plany na
przyszłość. Zatrzymałam koło, które do tej pory ciągle się
kręciło. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że moja
głupota nie ogranicza się do parunastu ludzi, a do milionów.
Przecież fani The wanted są również zaniepokojeni i wystraszeni
jak Karen. Wszyscy modlą się o powrót Nathana do nas, a co jeżeli
ci wszyscy ludzie dowiedzą się, że to ja jestem temu
odpowiedzialna ? Wytrzymam tę presję ? Z każdą przychodzącą do
mojej głowy myślą robiło mi się smutniej, słabiej, gorzej. I ja
mam teraz wyjść do rodziców i zjeść z nimi obiad ? A co jutro ?
Mam tak stać przed tą salą i natarczywie gapić się na Nathana ?
Będę tylko uporczywym pionkiem na planszy. Ale nie mogę z tego
zrezygnować i odpuścić. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Już idę. - odkrzyknęłam i
przejrzałam się w lustrze, poprawiłam makijaż i fryzurę,
wyprostowałam ubranie na sobie i wyszłam. - Ale pachnie.
-Prawda ? - tato się zaśmiał, a tym
jednocześnie zakrył niepewność na swojej twarzy, w dłoni miał
telefon.
-Coś się stało ? - usiadłam obok
niego.
-Odkładałem wyjazd stąd jak tylko
mogłem, ale szef jest nieustępliwy.
-Musisz wracać ?
-Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że
jesteś w szpitalu rzuciliśmy wszystko i przylecieliśmy. Szefowi
się to nie spodobało, ale zrozumiał. Z tym, że teraz mamy okres
świąteczny i brakuje pracowników w firmie. Dodatkowo zostawiliśmy
Nicole samą z Olivierem.
-Dzwoniliście do nich ?
-Tak, codziennie to robimy. - odezwała
się mama.
-A babcia nie mogła do nich przyjechać
?
-Jej zdrowie też ostatnio się
pogorszyło. Nie możemy jej narażać na taki stres.
-Czyli ona nic nie wie ? - spojrzałam
na tatę, a ten pokiwał pozytywnie głową. - I niech tak zostanie.
- dodałam cicho i westchnęłam. - Może sprawdzę czy Ol jest na
skype i go uspokoję ?
-Dobry pomysł. - mama nastawiła
ziemniaki.
Pół godziny rozmawiałam z
rodzeństwem i zapowiedziałam im, że za jakiś czas tato wróci do
domu. Później sprawdziłam samoloty do Polski i najbliższy był
następnego dnia o 9:12, a kolejny dopiero za tydzień. Wróciłam do
kuchni i powiedziałam o tym rodzicom, po obiedzie tato poszedł się
spakować. W godzinach popołudniowych zadzwonił domofon, poszłam
odebrać, okazało się, że to Jay z Max'em.
-Hej. - przywitałam się z nimi,
wyglądali już znacznie lepiej.
-No hej. - Jay nawet się uśmiechnął.
-Jak się czujesz ? - Max delikatnie
mnie do siebie przygarnął, ale i jednocześnie mocno objął.
-Lepiej, tylko jeszcze zapominam o tym,
że muszę być ostrożna i wtedy rana daje o sobie znać.
Poszliśmy do kuchni, a moi rodzice
ulotnili się do mojej sypialni, ciągle o czymś rozmawiając. Chyba
ustalali na jak długo mama zostanie ze mną.
-Dostaliśmy telefon ze szpitala. -
powiedział Jay, a Max bardzo intensywnie mnie obserwował.
-I ?
-Stan Nathana widocznie się poprawił.
Co prawda jeszcze nie oddycha sam, ani się nie wybudził, ale się
poprawiło.
-A co z Karen i Jess ?
-Cieszą się. - Max się uśmiechnął.
-To dobrze.
-Lekarz powiedział, że mu się
polepszyło po twojej wizycie. - Max spojrzał na mnie.
-W takim razie muszę go częściej
odwiedzać.
-Karen i Jess nie muszą już ciągle
stać przed salą, mogą już wejść do środka. - Jay usiadł na
stole i zaczął obierać mandarynkę, a ja nastawiłam wodę.
-Dla nich to bardzo dobra informacja.
-Lekarz powiedział, że jeżeli
będziesz chciała to też możesz.
-A wy ?
-Tak w zasadzie też możemy, ale
kobiety mają pierwszeństwo, zresztą nie można też męczyć
Nathana. Pół godziny z Karen i Jess to wystarczająco długo jak na
dzień. - Max wyjął kubki z szafki.
-Co pijecie ?
-Herbatę powiedzieli równo.
-Ja też muszę, lekarz zabronił mi
kawy.
-I papierosów.
-Dlaczego tak podejrzliwie na mnie
patrzysz Max ?
-Bo wiem, że ten zakaz złamałaś.
-Raz, okey. Byłam … jakby to ująć.
Do dupy. - powiedziałam po namyśle.
-Oby ostatni.
-Tego ci nie obiecam, ale się
postaram.
-Daj mi wszystkie fajki jakie masz. -
wyciągnął w moją stronę rękę.
-Żebyś ty mógł je wypalić ? -
zaśmiałam się. - Mama mi już wszystkie zabrała. Jak mi nie
wierzysz to się zapytaj.
-Wolę się upewnić.
-Śmiało. Jest u mnie w sypialni. -
Max powoli wyszedł. - A co u Tom'a ?
-Chodzi ci o to, że zerwali z Kels ? -
odpowiedział pytająco Jay.
-Tak. Kiedy to się stało ?
-Ty wyleciałaś jakoś na początku
sierpnia, prawda ?
-Tak.
-No to tak w połowie sierpnia się
rozstali.
-Dlaczego ?
-Kelsey bacznie go obserwowała odkąd
ich pogodziłaś i zobaczyła, że Tom to imprezowicz.
-Ale przecież ona też taka jest.
-Ponoć ona chce się ustatkować,
wziąć ślub, mieć dzieci. A Tom nie może nawet o tym myśleć.
Dla niego to za wcześnie.
-I to jest główny powód ?
-Pewnie chodzi o coś więcej, ale ani
Kels, ani Tom nam nic nie mówili w tym temacie. Rozeszli się i
każde przyjęło to na klatę. Bez żadnych łez, nocy z urwanym
filmem, obijaniem komuś mordy. To było jak coś co spotyka się
codziennie. Jak wypicie rano kawy, po prostu rutyna.
-Oni się parę razy rozstawali i
wracali do siebie, prawda ?
-No tak. Ich związek to dziwactwo.
-Może jeszcze do siebie wrócą.
-Nie łudziłbym się. Każde ruszyło
dalej, tylko czasami Tom jakby o tym zapominał i gdy ją widzi to ma
odruch, żeby ją pocałować czy objąć. Taki gest, który kiedyś
był na porządku dziennym, który był typowy, a teraz nie na
miejscu.
-A Kels ? Jak ona się trzyma ?
-Jakby nie patrzeć jesteśmy
przyjaciółmi, znamy się nie od dziś, więc się spotykamy. Na
początku nie wiedzieliśmy co robić, bo obydwoje są naszymi
przyjaciółmi, z którymi lubimy spędzać czas, ale ponoć oni
stwierdzili, że zostaną przyjaciółmi, więc spotykamy się
czasami w tym starym gronie, ale to już nie to samo.
-Faktycznie twoja mama zabrała ci
wszystko. - wszedł Max.
-Widzisz ? O czym oni tam rozmawiają ?
-Twoja mama chyba zostanie tu do świąt,
a później zabierze cię na święta do Polski.
-Tak myślałam, że tak będzie.
-A wy o czym tak plotkujecie ?
-Raczej o kim. - sprostował Jay, a ja
wstałam zalać kubki wrzątkiem.
-To o kim ?
-O Kelsey i Tom'ie.
-A co z nimi ?
-Tłumaczyłem Amelii co się między
nimi stało. - podałam moim gościom gorącego napoju.
-Nie za wesoło było. - Max posłodził
sobie herbatę.
-Wiecie co ? - powiedziałam. - Mam
wrażenie, że gdzie się nie pojawię tam sieje spustoszenie.
-Obwiniasz się o wszystkie złe
rzeczy, które się dzieją. - powiedział Max.
-Ale spójrz. Najpierw był Nathan.
Obraziłam go i później on obraził się na was, a wy na niego. W
międzyczasie rozwaliłam związek Tom'a. Później była ta sprawa z
kawiarnią, że Nathan mi groził i była afera. A teraz sami
widzicie co. - wyliczałam.
-Takie życie. - Jay ogrzewał dłonie,
którymi splótł kubek.
-Może coś w tym jest, ale tak
najwidoczniej miało być. - Max nawet się ze mną nie kłócił.
Popołudnie spędziliśmy razem, gdy
chłopcy sobie poszli posiedziałam z rodzicami. To co mówił Max
okazało się prawdą. Tato jutro rano miał samolot, a mama
wyjeżdżała dopiero ze mną na same święta. Kwestia sylwestra
została jeszcze nieuzgodniona, bo każdy był już zmęczony tym
wszystkim. Później wieczór minął szybko i każdy poszedł spać.
Dobry wieczór. Tak bardzo chcecie wybudzenia Nath'a, że postanowiłam, że zahaczę o jakiś wesoły wątek w jego stanie zdrowia. Witam czytelniczki, które się ujawniły w komentarzach i mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Oby reszta tygodnia była lepsza niż ten pechowy poniedziałek. Buziole i uściski, moje Miśki ;* ♥
Dobry i ten wesoly watek, ale wybuuudz go juz ;D
OdpowiedzUsuńEh, szkoda ze jeszcze sie nie obudzil :(
OdpowiedzUsuńA akcja z Maxem i fajkami ^^
Nie wierze ze poszedl sie zapytac jej matki :p
Nonono ale się dzieje :*
OdpowiedzUsuńOby Tak dalej :P
Ją mam wrażenie że już niedlugo Nath się obudzi
Ciekawa jestem czy będzie miał jej fiskus za złe ,bo ona się o to martwi a mnie się wydaje ze niepotrzebnie,Nathan taki nie jest
Matka go wychowała inaczej :D
Weny i czekam na nn :*
Ooo dobra chociaz mala poprawa, bo daje nadzieje na lepsze ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Amelii, bo wszystko bierze na siebie i zamartwia sie za bardzo... Widocznie tak musialo byc i nie ma na to wplywu... Szkoda tylko, ze Tom z Kels sie rozeszli :/
No ale jak powiedzial Jay, nie przez Amelie, tylko roznice planow zyciowych. Swoja droga nie wyobrazam sobie Toma jako tatusia :D
Rozdzial taki nostalgiczny, ale jak najbardziej pozytywny patrzac na moj dzisiejszy nastroj ;)
Wczulam sie w niego BARDZO.
Do nastepnego, Kochana i oby reszta tygodnia byla lepsza! ;***
To jest mega! Mam mało czasu, ale dość by napisać komentarz! Choć czytałam kawałkami to i tak wiem, że całość składa się w jeden cudowny i jednolity tekst <3
OdpowiedzUsuńWeny i do next'a! *
xx