poniedziałek, 2 grudnia 2013

Section 42.

   Przekonywałam rodziców, że jeżeli odwiedzę kawiarnię na parę minut nic mi się nie stanie, ale oni nie dopuszczali do siebie myśli, że miałabym pójść gdzieś indziej niż do domu. Ale, że nie jestem ustępliwym człowiek to po 20 minutach od wyjścia ze szpitala wchodziłam do kawiarni. Kate obsługująca klientów szeroko się uśmiechnęła, gdy mnie zobaczyła w drzwiach. Razem z rodzicami weszłam na kuchnie. Tam również spowodowałam radość na twarzach pracowników.
-Amelio tak bardzo się o ciebie martwiliśmy. - Krystyna się do mnie przytuliła.
-Ostrożnie. - moja mama upomniała moją kucharkę, a ta momentalnie się odsunęła.
-Ojej, przepraszam. Bardzo boli ? - spojrzała na mój brzuch.
-Daje radę. - uśmiechnęłam się i usłyszałam chrząknięcie z tyłu. - Och przepraszam Kate. - powiedziałam po angielsku. - Już wszystko będzie dla ciebie zrozumiałe.
   Ogarnęłam, że ciągle mówiliśmy po polsku, więc moja kelnerka nic nie rozumiała.
-A gdzie Sophie ? - zapytałam widząc jej nieobecność, ale brakowało mi jeszcze Louisa.
-Wzięła dzisiaj sobie wolne. - Kate delikatnie mnie przygarnęła do siebie.
-Ot tak ?
-To związane jest z jej przeprowadzką. - dodała Gosia.
-Czyżby miała nas wcześniej kopnąć w dupę ? - westchnęłam zmęczona nawałem kłopotów jakie teraz miałam.
-Wszystko wskazuje na to, że tak. - dodała posętnie Kate.
-A Lou ?
-On jak zwykle załatwia sprawy. - Gosia się uśmiechnęła pod nosem.
-Jak załatwia, przecież wszystko było już gotowe i mieliśmy tylko czekać aż naszą reklamę umieszczą w Internecie i telewizji ? - coś mi tu nie pasowało.
-Bo. - Krystyna spojrzała na resztę towarzystwa.
-Mówcie mi prawdę. - wyczułam, że coś zatajają.
-Ale Louis nam zakazał. Musisz teraz odpoczywać, a nie martwić się.
-Ale jak mi nie powiedzie o co chodzi to będę się bardziej denerwować.
-Wyszły jakieś komplikacje przy transakcji. - odezwała się cicho Kate.
-Jakie komplikacje ? - drążyłam temat.
-Ja pójdę na salę, bo goście czekają. - szybko się ulotniła.
-No to pięknie, ale wy mi nie uciekniecie. - wskazałam na kucharki palcem. - Mówić mi jak na spowiedzi o co chodzi.
-Ta firma od reklamy zażądała większej ceny na którą Louis się nie zgodził i pojawiły się komplikacje. - głos w sprawie wzięła Gosia.
-Jakiego typu ?
-Poucinali istotne informacje w reklamach.
-Zrobili tak, żeby ta reklama zniechęcała ludzi do przyjścia tutaj niż ich zachęcała. - mówiła jedna przed drugą w rodowitym już języku.
-A Louis tam pojechał żeby ?
-Kłóci się z nimi i walczy o lepszą reklamę.
   Wypuściłam głośno powietrze i wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam jego numer i czekałam.
-Gdzie dzwonisz kochanie ?
-Mamo jeszcze chwilka. - uspokoiłam ją, po czterech sygnałach Lou odebrał.
-No hej Am, nie mogę zbytnio rozmawiać. Odwiedzę cię później.
-Wypuścili mnie już ze szpitala.
-Oo jak dobrze. To wpadnę do ciebie, ale później.
-Nie później. Teraz. To polecenie służbowe.
-Ale Am nie mogę.
-Zostaw tą cholerną reklamę. Koniec z nią. Same problemy przez nią są. Wygarnij temu kierownikowi tej całej zapiziałej firmy i wracaj do kawiarni.
-Ale jak ?
-Normalnie. Samochodem. Nie ma sensu się trudzić i pocić skoro sprawa jest już na przegranej pozycji. Rzuć to w cholerę.
-W takim razie wracam do kawiarni.
-Pa. - rozłączyłam się. - Louis powinien za jakiś czas wrócić, słuchajcie się go, bo mnie przez jakiś czas tu nie będzie.
   Później pożegnałam się z obsługą i razem z rodzicami poszliśmy do mojego mieszkania. Od samego wejścia widziałam działalność mojej mamy. Wszystko błyszczało i mieniło się w świetle gasnącego słońca.
-Dziwne, że jeszcze nie spadł śnieg. - powiedział tato ściągając płaszcz.
-Jesteśmy w Londynie. Dziękuje. - podziękowałam mamie, która pomogła mi zdjąć płaszcz.
-U nas już spadł drobny śnieżek, a tu nawet nie prószył.
-Na co masz ochotę ? - zapytała mama.
-Szczerze ?
-Tylko szczerze.
-Na schabowe.
-A mamy mięso ?
-W zamrażalniku powinno być.
-W takim razie idę szykować obiad.
-To ja zrobię herbatę. - powiedział tato.
-To ja pójdę do łazienki.
   Rodzice udali się do kuchni i dopiero wtedy skierowałam się w stronę pomieszczenia. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Fala smutku, która gnębiła mnie od wyjścia ze szpitala teraz się przeze mnie przelewała. Myśli uporczywie przelatywały w głowie. Miałam tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Okropnie czułam się z myślą, że zawiodłam masę ludzi, że naraziłam czyjeś życie, że spowodowałam taki nostalgiczny smutek wśród osób, które na to nie zasługują, że byłam taka słaba i bezsilna, wtedy, gdy musiałam działać, że byłam nikim. Pozwoliłam łzom spływać po policzkach, bo dopiero teraz mogłam to zrobić i wiedziałam, że za chwilę nie przybiegnie pielęgniarka ze strzykawką i mnie uśpi. Słyszałam działającą mikrofalówkę, pewnie mama odmraża mięso, działający czajnik, tato przygotowywał herbatę. Nie pojmowałam jak mogę teraz normalnie funkcjonować, jeść, pić, spać, kiedy wszyscy moi przyjaciele ledwo funkcjonowali, a jeden walczył o życie. Nie mogłam pozwolić sobie na to, żebym żyła dalej, żebym dalej się rozwijała, a moim największym problemem było to skąd wziąć pieniądze na ozdoby bożonarodzeniowe do kawiarni. Zsunęłam się po drzwiach, a mój brzuch przeszyła fala ogromnego bólu. Złapałam się za niego i poczułam warstwę miękkiego bandażu. Pielęgniarka miała do mnie codziennie przychodzić i go zmieniać, sprawdzać jak goi się rana. Wszyscy mówili mi, zdrowiej, nie zatrzymuj się, rozwijaj się, wróć szybko do pracy, przestać myśleć o Nathanie, ale ja tak nie mogłam. Nie mogłam czekać i żyć jednocześnie. Może gdyby Nath się wybudził, byłoby mi lepiej. A co jeżeli on się wybudzi ? Czy będę miała odwagę stanąć z nim twarzą w twarz ? Nie wytrzymam, gdy on mnie znienawidzi. Zaczęło się nam układać i co ? Chciałam to naprawić, zajęło mi to tyle czasu, a spieprzyłam to w jeden wieczór, jeden przeklęty wieczór, przez osobę, która mamiła mnie przez długi okres w moim życiu, która odsunęła mnie od rodziny, od normalnego życia. Mimo zakazu lekarza sięgnęłam po papierosa i otworzyłam okno w łazience. Tak bardzo się za nim stęskniłam. Szybko go wypaliłam i umyłam zęby po czym spryskałam pomieszczenie odświeżaczem powietrza i zamknęłam okno. Podniosłam bluzkę do góry. Płachty bandażu były ściśle owinięte wokół mojej tali, nie miałam szansy sprawdzić co jest pod nimi, a tak bardzo o tym marzyłam. Musiałam zobaczyć bliznę, która do końca życia będzie mi przypominała o tym, że przez moją głupotę naraziłam życie osoby, która miała marzenia i plany na przyszłość. Zatrzymałam koło, które do tej pory ciągle się kręciło. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że moja głupota nie ogranicza się do parunastu ludzi, a do milionów. Przecież fani The wanted są również zaniepokojeni i wystraszeni jak Karen. Wszyscy modlą się o powrót Nathana do nas, a co jeżeli ci wszyscy ludzie dowiedzą się, że to ja jestem temu odpowiedzialna ? Wytrzymam tę presję ? Z każdą przychodzącą do mojej głowy myślą robiło mi się smutniej, słabiej, gorzej. I ja mam teraz wyjść do rodziców i zjeść z nimi obiad ? A co jutro ? Mam tak stać przed tą salą i natarczywie gapić się na Nathana ? Będę tylko uporczywym pionkiem na planszy. Ale nie mogę z tego zrezygnować i odpuścić. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Już idę. - odkrzyknęłam i przejrzałam się w lustrze, poprawiłam makijaż i fryzurę, wyprostowałam ubranie na sobie i wyszłam. - Ale pachnie.
-Prawda ? - tato się zaśmiał, a tym jednocześnie zakrył niepewność na swojej twarzy, w dłoni miał telefon.
-Coś się stało ? - usiadłam obok niego.
-Odkładałem wyjazd stąd jak tylko mogłem, ale szef jest nieustępliwy.
-Musisz wracać ?
-Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że jesteś w szpitalu rzuciliśmy wszystko i przylecieliśmy. Szefowi się to nie spodobało, ale zrozumiał. Z tym, że teraz mamy okres świąteczny i brakuje pracowników w firmie. Dodatkowo zostawiliśmy Nicole samą z Olivierem.
-Dzwoniliście do nich ?
-Tak, codziennie to robimy. - odezwała się mama.
-A babcia nie mogła do nich przyjechać ?
-Jej zdrowie też ostatnio się pogorszyło. Nie możemy jej narażać na taki stres.
-Czyli ona nic nie wie ? - spojrzałam na tatę, a ten pokiwał pozytywnie głową. - I niech tak zostanie. - dodałam cicho i westchnęłam. - Może sprawdzę czy Ol jest na skype i go uspokoję ?
-Dobry pomysł. - mama nastawiła ziemniaki.
   Pół godziny rozmawiałam z rodzeństwem i zapowiedziałam im, że za jakiś czas tato wróci do domu. Później sprawdziłam samoloty do Polski i najbliższy był następnego dnia o 9:12, a kolejny dopiero za tydzień. Wróciłam do kuchni i powiedziałam o tym rodzicom, po obiedzie tato poszedł się spakować. W godzinach popołudniowych zadzwonił domofon, poszłam odebrać, okazało się, że to Jay z Max'em.
-Hej. - przywitałam się z nimi, wyglądali już znacznie lepiej.
-No hej. - Jay nawet się uśmiechnął.
-Jak się czujesz ? - Max delikatnie mnie do siebie przygarnął, ale i jednocześnie mocno objął.
-Lepiej, tylko jeszcze zapominam o tym, że muszę być ostrożna i wtedy rana daje o sobie znać.
   Poszliśmy do kuchni, a moi rodzice ulotnili się do mojej sypialni, ciągle o czymś rozmawiając. Chyba ustalali na jak długo mama zostanie ze mną.
-Dostaliśmy telefon ze szpitala. - powiedział Jay, a Max bardzo intensywnie mnie obserwował.
-I ?
-Stan Nathana widocznie się poprawił. Co prawda jeszcze nie oddycha sam, ani się nie wybudził, ale się poprawiło.
-A co z Karen i Jess ?
-Cieszą się. - Max się uśmiechnął.
-To dobrze.
-Lekarz powiedział, że mu się polepszyło po twojej wizycie. - Max spojrzał na mnie.
-W takim razie muszę go częściej odwiedzać.
-Karen i Jess nie muszą już ciągle stać przed salą, mogą już wejść do środka. - Jay usiadł na stole i zaczął obierać mandarynkę, a ja nastawiłam wodę.
-Dla nich to bardzo dobra informacja.
-Lekarz powiedział, że jeżeli będziesz chciała to też możesz.
-A wy ?
-Tak w zasadzie też możemy, ale kobiety mają pierwszeństwo, zresztą nie można też męczyć Nathana. Pół godziny z Karen i Jess to wystarczająco długo jak na dzień. - Max wyjął kubki z szafki.
-Co pijecie ?
-Herbatę powiedzieli równo.
-Ja też muszę, lekarz zabronił mi kawy.
-I papierosów.
-Dlaczego tak podejrzliwie na mnie patrzysz Max ?
-Bo wiem, że ten zakaz złamałaś.
-Raz, okey. Byłam … jakby to ująć. Do dupy. - powiedziałam po namyśle.
-Oby ostatni.
-Tego ci nie obiecam, ale się postaram.
-Daj mi wszystkie fajki jakie masz. - wyciągnął w moją stronę rękę.
-Żebyś ty mógł je wypalić ? - zaśmiałam się. - Mama mi już wszystkie zabrała. Jak mi nie wierzysz to się zapytaj.
-Wolę się upewnić.
-Śmiało. Jest u mnie w sypialni. - Max powoli wyszedł. - A co u Tom'a ?
-Chodzi ci o to, że zerwali z Kels ? - odpowiedział pytająco Jay.
-Tak. Kiedy to się stało ?
-Ty wyleciałaś jakoś na początku sierpnia, prawda ?
-Tak.
-No to tak w połowie sierpnia się rozstali.
-Dlaczego ?
-Kelsey bacznie go obserwowała odkąd ich pogodziłaś i zobaczyła, że Tom to imprezowicz.
-Ale przecież ona też taka jest.
-Ponoć ona chce się ustatkować, wziąć ślub, mieć dzieci. A Tom nie może nawet o tym myśleć. Dla niego to za wcześnie.
-I to jest główny powód ?
-Pewnie chodzi o coś więcej, ale ani Kels, ani Tom nam nic nie mówili w tym temacie. Rozeszli się i każde przyjęło to na klatę. Bez żadnych łez, nocy z urwanym filmem, obijaniem komuś mordy. To było jak coś co spotyka się codziennie. Jak wypicie rano kawy, po prostu rutyna.
-Oni się parę razy rozstawali i wracali do siebie, prawda ?
-No tak. Ich związek to dziwactwo.
-Może jeszcze do siebie wrócą.
-Nie łudziłbym się. Każde ruszyło dalej, tylko czasami Tom jakby o tym zapominał i gdy ją widzi to ma odruch, żeby ją pocałować czy objąć. Taki gest, który kiedyś był na porządku dziennym, który był typowy, a teraz nie na miejscu.
-A Kels ? Jak ona się trzyma ?
-Jakby nie patrzeć jesteśmy przyjaciółmi, znamy się nie od dziś, więc się spotykamy. Na początku nie wiedzieliśmy co robić, bo obydwoje są naszymi przyjaciółmi, z którymi lubimy spędzać czas, ale ponoć oni stwierdzili, że zostaną przyjaciółmi, więc spotykamy się czasami w tym starym gronie, ale to już nie to samo.
-Faktycznie twoja mama zabrała ci wszystko. - wszedł Max.
-Widzisz ? O czym oni tam rozmawiają ?
-Twoja mama chyba zostanie tu do świąt, a później zabierze cię na święta do Polski.
-Tak myślałam, że tak będzie.
-A wy o czym tak plotkujecie ?
-Raczej o kim. - sprostował Jay, a ja wstałam zalać kubki wrzątkiem.
-To o kim ?
-O Kelsey i Tom'ie.
-A co z nimi ?
-Tłumaczyłem Amelii co się między nimi stało. - podałam moim gościom gorącego napoju.
-Nie za wesoło było. - Max posłodził sobie herbatę.
-Wiecie co ? - powiedziałam. - Mam wrażenie, że gdzie się nie pojawię tam sieje spustoszenie.
-Obwiniasz się o wszystkie złe rzeczy, które się dzieją. - powiedział Max.
-Ale spójrz. Najpierw był Nathan. Obraziłam go i później on obraził się na was, a wy na niego. W międzyczasie rozwaliłam związek Tom'a. Później była ta sprawa z kawiarnią, że Nathan mi groził i była afera. A teraz sami widzicie co. - wyliczałam.
-Takie życie. - Jay ogrzewał dłonie, którymi splótł kubek.
-Może coś w tym jest, ale tak najwidoczniej miało być. - Max nawet się ze mną nie kłócił.
   Popołudnie spędziliśmy razem, gdy chłopcy sobie poszli posiedziałam z rodzicami. To co mówił Max okazało się prawdą. Tato jutro rano miał samolot, a mama wyjeżdżała dopiero ze mną na same święta. Kwestia sylwestra została jeszcze nieuzgodniona, bo każdy był już zmęczony tym wszystkim. Później wieczór minął szybko i każdy poszedł spać.



Dobry wieczór. Tak bardzo chcecie wybudzenia Nath'a, że postanowiłam, że zahaczę o jakiś wesoły wątek w jego stanie zdrowia. Witam czytelniczki, które się ujawniły w komentarzach i mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Oby reszta tygodnia była lepsza niż ten pechowy poniedziałek. Buziole i uściski, moje Miśki ;* ♥

5 komentarzy:

  1. Dobry i ten wesoly watek, ale wybuuudz go juz ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, szkoda ze jeszcze sie nie obudzil :(
    A akcja z Maxem i fajkami ^^
    Nie wierze ze poszedl sie zapytac jej matki :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Nonono ale się dzieje :*
    Oby Tak dalej :P
    Ją mam wrażenie że już niedlugo Nath się obudzi
    Ciekawa jestem czy będzie miał jej fiskus za złe ,bo ona się o to martwi a mnie się wydaje ze niepotrzebnie,Nathan taki nie jest
    Matka go wychowała inaczej :D
    Weny i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo dobra chociaz mala poprawa, bo daje nadzieje na lepsze ;)
    Szkoda mi Amelii, bo wszystko bierze na siebie i zamartwia sie za bardzo... Widocznie tak musialo byc i nie ma na to wplywu... Szkoda tylko, ze Tom z Kels sie rozeszli :/
    No ale jak powiedzial Jay, nie przez Amelie, tylko roznice planow zyciowych. Swoja droga nie wyobrazam sobie Toma jako tatusia :D
    Rozdzial taki nostalgiczny, ale jak najbardziej pozytywny patrzac na moj dzisiejszy nastroj ;)
    Wczulam sie w niego BARDZO.
    Do nastepnego, Kochana i oby reszta tygodnia byla lepsza! ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest mega! Mam mało czasu, ale dość by napisać komentarz! Choć czytałam kawałkami to i tak wiem, że całość składa się w jeden cudowny i jednolity tekst <3
    Weny i do next'a! *
    xx

    OdpowiedzUsuń