środa, 5 listopada 2014

Section 83.

    Oczy piekły i szczypały jakbym miała w nich piasek, były zakrwawione i łzawiły, ledwo coś widziałam. W głowie mi huczało, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Mimo że leżałam pod kołdrą po moim ciele przeszedł dreszcz. Wyciągnęłam stopy poza łóżko co spowodowało moje kichnięcie. Starłam łzy z oczu, które nie były w najlepszej kondycji. Na podłodze leżały moje ubrania z wczoraj, podeszłam do zamkniętych drzwi, które nie ustąpiły, okazało się, że są zamknięte na klucz. No tak, wspomnienia wróciły. Westchnęłam i szybko zniknęłam w łazience, gdzie wzięłam długi prysznic i zmyłam wczorajszy makijaż, to nieco uspokoiły moje oczy, ale tylko troszkę. Zarzuciłam na siebie cieplutki szlafrok i wmasowałam w skórę twarzy odżywczy kremik, żeby ją nieco rozluźnić. Wyszłam, zrobiłam parę kroków i już musiałam otrzeć twarz z łez. Nigdy oczy nie piekły mnie bardziej jak teraz. Jestem totalną idiotką. Piję w tygodniu, a za dosłownie parę dni otwieram moją Hope, przecież to niedorzeczne co robię. Bose stopy zaprowadziły mnie do salonu, gdzie na kanapie siedział, odwrócony do mnie tyłem, Nathan. No właśnie.
   Poruszył się i odwrócił, gdy zobaczył mnie taką ledwo żywą z opuchniętymi oczami pełnymi krwi, zauważyłam na jego twarzy wyraz troski i zaniepokojenia. Wstał i do mnie podszedł. Byłam pewna, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć i zwymyślać, a on przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Odwzajemniłam z ochotą ten gest ciesząc się, że przy mnie jest i mimo wszystko wczoraj się pojawił i został do tej pory.
-Przepraszam. - wyszeptałam w jego tors.
-Shh. - uciszył mnie i mocniej przytulił. - Nie sądziłem, że aż tak źle znosisz wypadek Max'a. Wtedy w szpitalu, gdy się dowiedzieliśmy o wszystkim byłaś taka obojętna i byłem przekonany, że ten wypadek na ciebie zupełnie nie wpłynął. Teraz wiem, że przechodzisz przez to sama i bardzo cię to niepokoi. To ja cię przepraszam, że nie zapewniłem ci pomocy.
-To nie twoja wina.
   Nathan mnie odepchnął lekko i podniósł mój podbródek.
-Co się dzieje z twoimi oczami ?
-Nie wiem. - popłynęły kolejne łzy, które Nath starł.
-Masz jakieś kropelki nawilżające ? - pokiwałam przecząco głową. - W takim razie skoczę na dół do apteki, a ty w tym czasie się ubierz, bo widzę, że się trzęsiesz.
-Grzejniki są odkręcone ?
-Tak. Jest ciepło.
-Dzięki, że mówisz, bo ja nie czuję tego ciepła.
-Dlatego masz się ubrać, a ja zaraz przyjdę. - dał mi buziaka i już go nie było.
   Nie wiem dlaczego los był dla mnie tak przychylny i obdarował mnie takim darem jakim był Nathan. Nie zasłużyłam sobie na niego. Po kolejnych dreszczach zawędrowałam do sypialni, gdzie wyjęłam legginsy i sweterek, które na siebie nałożyłam. Wyjęłam jeszcze torebkę i botki oraz założyłam bransoletkę. Pochowałam ubrania z wczoraj i niektóre wyniosłam do łazienki. Nathan wrócił z chwilą, z którą napełniałam czajnik wodą.



-Chcesz o tym pogadać ? - zapytał wyjmując krople z opakowania.
-O czym ?
-O wypadku Max'a. - wyjął kropelki i podał mi je. - O Max'ie.
   Nasze oczy się spotkały, a moja wyciągnięta dłoń po lek zawisła w powietrzu. Wzrok Nathana był inny. Surowy i przygaszony, jakby po ocenieniu swoich sił uznał, że jest na przegranej pozycji.
-Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zabrałam z jego dłoni lek.
-Dlaczego ? Przecież widzę, że coś się dzieje. To zupełnie normalne, że się o niego martwisz. To twój przyjaciel, prawda ?
-Owszem. - odpowiedziałam i wlałam do swoich biednych oczu po kropelce wyrobu medycznego, na które liczyłam, że mi pomoże.
-Ale czy zawsze nimi byliście. - nie wiedziałam czy to pytanie retoryczne, które zadał sobie Nathan czy stwierdzenie, ale zaniepokoiło mnie to, spojrzałam na niego wyczekując dalszego ciągu. - Ostatnio się unikaliście.
-Posprzeczaliśmy się. Pewnie dlatego teraz się tak zachowuje, bo gdyby coś mu się stało to nie chciałabym, żeby wydarzyło się to wtedy kiedy byliśmy pokłóceni.
-Skoro się pokłóciliście to nieźle Wam się udało to zakryć przed wszystkimi.
-Nie ma sensu obarczać innych naszymi sprawami. - uśmiechnęłam się lekko.
-A można wiedzieć o co się pokłóciliście ? - Nathan zalał kubki z herbatą wrzątkiem.
-O nic wielkiego. - zbyłam go.
-Skoro o nic wielkiego to dlaczego się unikaliście ?
-Ostra wymiana zdań, to wszystko. Zjesz ze mną śniadanie ? - chciałam jak najszybciej zmienić temat, Nathan nie jest głupi, mogłam przewidzieć, że w końcu zacznie coś podejrzewać.
-Pewnie. - uśmiechnął się i zakończyliśmy ten niezręczny dla mnie temat.
   Nath siedział ze mną jakoś z godzinę. Czasami przyglądał mi się badawczo, by w następnej chwili rozmawiać ze mną z uśmiechem na twarzy, a czasami tak się zamyślał, że zaczynałam się go bać. Na pożegnanie dał mi zwykłego buziaka i wyszedł. Wszystko się waliło, a ja stałam w samym centrum tego zamieszania. Jutro przylatuje moja rodzinka. Jeszcze tylko ich mi brakuje. Udawanie, że wszystko jest okey przed tyloma osobami będzie dla mnie nie lada wyczynem, a do tego w piątek otwarcie kawiarni i te moje nieszczęsne urodziny. Chciałabym zapaść się pod ziemię na tę parę dni i wyjść jak już wszyscy o mnie zapomną i będę mogła zacząć z czystą kartą. Ubrałam buty, kurtkę i zabierając torebkę wyszłam z mieszkania. Dzisiaj nie skierowałam się do kawiarni, a wyruszyłam w miasto.
   Załatwianie tych wszystkich formalności zajęło mi czas, aż do późnego obiadu, ale byłam zadowolona, bo wszystko już było ustalone, a jutro mogłam swobodnie pojechać po moją rodzinkę i spędzić z nimi miło dzień. Oby wszystko się udało. Weszłam do restauracji, w której nigdy wcześniej nie byłam i zamówiłam sobie jakiś obiad. Mój telefon nie wibrował, ani nie buczał. Błogi spokój, chociaż i niepewność. Sprawa z Nathanem mnie niepokoiła, bo skąd mam wiedzieć co się dzieje w jego głowie ? Bałam się tego co się może tam dziać. Po spóźnionym obiedzie zamówiłam taksówkę i pojechałam pod dom mojego chłopaka. Raz kozie śmierć. Oby był w domu, a nie w szpitalu. Jeden schodek, drugi schodek, trzeci schodek, dzwonek. Czekałam dłuższą chwilę, która się przeciągała niemiłosiernie. Nikt nie otworzył. Odwróciłam się i zeszłam powoli ze schodków. Co miałam zrobić ? Gdzie pojechać ? Pierwszy raz od powrotu tu poczułam się zupełnie samotna i bezsilna. Jak mogłam myśleć, że wszystko mi się tu ułoży i będzie jak w bajce ? Jaką debilką byłam myśląc tak. Jestem skazana na ciągłe niepowodzenia, więc na co ja głupia liczyłam ? Stawiając stopę na chodnik pod dom podjechał dobrze znany mi samochód.
-A ty co tutaj robisz ? - Nathan był uśmiechnięty od ucha do ucha i nie było śladu chłopaka, którego widziałam rano.
-Przyszłam w odwiedziny, ale nie zastałam nikogo. - wysiliłam się na blady uśmiech.
-Trzymaj klucze i wchodź do środka. Mogłaś zadzwonić to przyjechałbym wcześniej. Długo tu sterczysz ?
-Nie, dopiero co przyszłam. - odebrałam od niego klucze od domu i ponownie pokonałam dzielące mnie od czerwonych drzwi schody.
   Nathan parkował samochód, gdy przekręciłam klucze w zamku. Obydwoje weszliśmy do środka w tym samym czasie. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, a Nathan od garażu.
-Herbaty ? - zaczął rozpinać kurtkę.
-Z przyjemnością.
   Nathan podszedł do wieszaka i odwiesił swoją kurtkę, stanął naprzeciwko mnie i dał mi buziaka w czoło.
-Uśmiechnij się. Będzie dobrze.
-Skoro tak mówisz. - posłałam mu drobny uśmiech.
   Nathan zniknął w kuchni, a ja zdjęłam z siebie kurtkę. Poczłapałam do kuchni, gdzie jak się okazało Nathan zdążył już wyjąć z lodówki warzywa, które teraz kroił.
-Co robisz ? - zapytałam.
-Kolacje. Zjesz, prawda ?
-Pewnie.
-Nie chcę, żebyś się martwiła.
-Przecież to nie twoja wina.
-Ale powiedź mi szczerze co jest powodem twojego smutku ?
-Smutku ? Nazwałabym to uczucie obawą.
-Obawą ? - spojrzał na mnie.
-Jutro przylatują rodzice, a pojutrze otwieram Hope. Martwię się jak to wszystko będzie wyglądało. To wszystko.
-Na pewno wszystko wyjdzie najlepiej jak się da. O której oficjalne otwarcie ?
-O szóstej.
-A o której przylatuje jutro twoja rodzinka ?
-Ponoć o dwunastej mają już być.
-To po jedenastej do ciebie przyjadę to po nich pojedziemy.
-My ? - zdziwiłam się.
-No tak. Chyba, że już coś załatwiłaś na transport.
-Nie.
-No to jesteśmy umówieni. I uśmiechnij się wreszcie. - roześmiał się przyjaźnie.

   Te huśtawki nastrojów mnie powoli wykańczały, nie wiedziałam jeszcze jak źle to się skończy, ale byłam pewna, że zakończenie nie będzie szczęśliwe. Po prostu miałam takie przeczucie i to sprawiało, że nie miałam ochoty na śmiech. Nathan miał tego wieczoru wyśmienity humor, którym próbował mnie zarazić, czy żartami, czy łaskotkami, a nawet namiętnymi pocałunkami, ale i gdy te przybrały na silę odepchnęłam go i stwierdziłam, że na mnie najwyższa pora. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale poczułam jakąś sprzeczność w sobie, która nie pozwala mi na tę chwilę przyjemności z chłopakiem. Oczywiście Sykes nie byłby sobą nie oferując podwózki, ale udało mi się go zbyć i wróciłam taksówką do domu, chociaż wolałabym się przejść, ale to oczywiście nie wchodziło w grę, więc gdy taksówka podjechała to do niej wsiadałam i kazałam się zawieść ulicę dalej, gdzie wysiadłam i dalej już poszłam na własnych siłach. W głowie huczało mi od natłoku myśli i byłam potwornie zmęczona działaniem dzisiaj na kacu, który starałam się ignorować i jakoś funkcjonować. Skoro naważyłam sobie piwa to musiałam je wypić nie patrząc na przyszłe skutki, tak więc wolałam jakoś przemęczyć się dzisiaj, ale mieć nauczkę. Po drodze do domu kupiłam jeszcze trochę piwa, które wypiłam w domu przed telewizorem i mimo że oczy się zamykały i domagały odpoczynku, a wiem, że na niego zasłużyły, to i tak się nie kładłam. Każdy ból był dobry, bo wtedy moje myśli nie krążyły tak szalenie wokół tego co się działo w moim życiu i to było idealne dla mnie rozwiązanie na tamtą chwilę. Wiedziałam, że muszę być następnego dnia wypoczęta i tryskająca dobrym humorem z uśmiechem na twarzy, ale na tamtą chwilę wydawało mi się to nierealistycznie i niemożliwe do wykonania. Czarno to wszystko widziałam. Po północy wzięłam prysznic i siedząc jeszcze z mokrymi włosami oglądałam jakiś stary horror, który akurat znalazłam na jakimś kanale. Fabuła była dosyć ciekawa co było mi przychylne, bo oglądałam film z zaciekawieniem i nie myślałam nawet o śnie, który zmorzył mnie dopiero około 3 w nocy. Wtedy nie mogłam już dłużej walczyć, więc zostawiając cały ten burdel w salonie poczłapałam do sypialni i zasnęłam z momentem dotknięcia mojego policzka z poduszką.  



Cześć.
Krótki, ale wolałam dodać taki niż żaden.
Już nie długo będę Was zamęczać tą historią. Wiem, że nie powinnam tego była mówić, ale pisanie tego opowiadania mnie już nuży i chcę już je skończyć, ale jest problem w tym, że nie wiem jak. Piszę to już ponad rok i do tej pory nie wymyśliłam zakończenia, więc mam problem :D
Do następnego, aha i już nie będę wysyłała wiadomości na Twittera o nowym poście, gdyż wchodzę na ten portal tylko i wyłącznie wtedy, a i to chcę już zakończyć. 
Pa. 

sobota, 25 października 2014

Section 82.

    Następnego ranka wstałam o siódmej. Nie byłam rześka i gotowa do rozpoczęcia dnia, ale życie nie zawsze, a raczej często, nie idzie po naszej myśli. Gdy wróciłam wczoraj do domu parę minut przed drugą w nocy moje ciało domagało się snu, a myśli walczyły o moją uwagę. Dlatego teraz na wpół przytomna musiałam wywlec się z łóżka. Prysznic, to jedyna racjonalna myśl jaką wtedy miałam. Swoje pierwsze kroki postawiłam w kierunku łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Czarne scenariusze i myśli nadal nie chciały mnie opuścić. Nie znałam nawet stanu zdrowia Max'a, wczoraj, a raczej i dzisiaj, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Wiedziałam, że z rana pojawi się u niego cała pielgrzymka i nie chciałam w tym brać udziału, ale na moje szczęście, lub nie, cały ranek do lunchu miałam już zaplanowany. Za parę dni moja rodzinka przylatuje, więc przydałoby się spiąć poślady i coś uczynić. Owinęłam się ręcznikiem, a drugim zawinęłam włosy. Po chwili byłam już w sypialni i szukałam jakiegoś wygodnego i ciepłego stroju na dzisiaj. Na zewnątrz kropił deszcz i nie zostało nic po wczorajszej ładnej pogodzie. Wygrzebałam z szafy ciepły sweter i spodnie, podniosłam wieko jednego z pudełek z butami i wyjęłam moje nowe botki, dobrałam jeszcze koszulkę i torebkę. Z komody wzięłam naszyjnik, zegarek i czystą bieliznę. Z tym wszystkim znowu zniknęłam w łazience, gdzie się osuszyłam dokładnie i ubrałam świeżą bieliznę. Włosy wypuściłam, nałożyłam dyfuzor na suszarkę i wysuszyłam włosy głową do dołu. Po kwadransie zarzuciłam włosami, a te same ułożyły się naturalnie, poprawiłam je jednak po swojemu i uznałam, że na nic więcej mnie nie stać za to miałam ochotę mocno zaznaczyć oczy, więc założyłam szlafrok i znowu udałam się do sypialni, gdzie miałam toaletkę z kosmetykami. Stworzyłam sobie ciemne smooky z grubą kreską, usta pomalowałam jedynie lekko beżową pomadką i po skończeniu makijażu przeszłam do łazienki, gdzie się ubrałam i przy łazienkowym lustrze dokonałam ostatnich poprawek.



   Przeszłam do kuchni gdzie nastawiłam wodę na kawę, a w czasie, gdy ta się gotowała uchyliłam nieco okno i stojąc w nim zapaliłam papierosa. Nie śpieszyłam się z tym zbytnio. Stwierdziłam, że pośpiech wcale mi się nie opłaci, a jak się spóźnię, to się … spóźnię. Powieki same opadały mi, a głowa wiała taką pustką, że aż czułam te porywiste wiatry w niej. Zatrzasnęłam okno, a peta wyrzuciłam do kosza na śmieci. Zalałam kubek z kawą i wyjęłam z lodówki jakąś wędlinę, serek i masełko. Przekroiłam chrupiącą bułkę i posmarowałam żółtym masełkiem, na to rzuciłam mięsko i nabiał. Z gotowym śniadankiem zasiadłam przy stoliku i z przyjemnością je skonsumowałam.
   Wpatrzona ślepo w okno nawet nie zauważyłam kiedy mżawka zamieniła się w grube krople, które uderzały głośno o szybę w oknie. Zniesmaczona tym faktem wsadziłam naczynia do zlewu i poszłam do łazienki umyć zęby. Narzuciłam sweter i wyszłam z domu. Przekręcany klucz w zamku dzisiaj wydawał się jakiś zbyt głośny. Ze wzrokiem wbitym w kostkę brukową i parasolką nad głową jakoś dotarłam do kawiarni, nawet jej widok mnie nie uszczęśliwił jak to było zazwyczaj. Zamknęłam za sobą drzwi i zasiadłam przy ladzie, gdzie rozłożyłam papiery i odpaliłam laptopa. Zapaliłam lampę nad ladą i zajęłam się przeglądaniem papierów. Niektóre wsadziłam do kopert i nadałam do wysłania, a inne po prostu czytałam na końcu podpisując. Napisałam parę maili do moich kontrahentów i zaopatrzeniowców od żywności. Zrobiłam parę telefonów i uszczęśliwiłam kilku ludzi przekazując im, że od piątku zaczynają pracę. Jakoś ich radość mi się nie udzieliła. Po dwunastej miałam nieco spotkań.
   Mój telefon spoczywał wyciszony gdzieś na dnie torebki, gdzie go rzucałam po wykonaniu wszystkich telefonów, nie narzekałam na jego brak, ani na brak informacji od moich przyjaciół. Jakoś i tak nikomu nie zechciało się do mnie pofatygować, tym lepiej dla mnie. Około piątej wyszłam po skończonej pracy z kawiarni, udałam się do restauracji naprzeciwko na spóźniony obiad i mój drugi posiłek dnia dzisiejszego. Jakoś głód mi nie dokuczał, raczej wyrzuty sumienia. Po obiadku ruszyłam na pocztę i około siódmej byłam już dzisiaj wolna. Mama napisała mi sms'em, że w Londynie będą za dwa dni, około 12. Nie odpisałam na to zupełnie nic, bo i nie wiedziałam co.
   Otworzyłam mieszkanie i nawet się nie rozbierając weszłam do salonu. Usiadłam tak jak stałam na kanapie. Torebkę położyłam po swojej prawej stronie, a teczki z dokumentami po lewej. Siedziałam tak w ciemnościach wpatrzona w ciemny sufit. Docierały do mnie dźwięki z ulicy i światła reflektorów aut i cień rzucany przez uliczne lampy. Po paru minutach westchnęłam i wyjęłam z torebki telefon. Jedynie dwa sms. Oby dwa od Nath'a. „Miłego dnia. Kocham cię.” z godziną ranną i kolejny z okolic luncha „Dobre wieści. Max się wybudził. Wszystko ok ? Martwię się.”
   Przez dłuższy czas po prostu wpatrywałam się w pierwsze dwa zdania i dopiero później przeczytałam resztę. Martwi się o mnie, a ja nawet dzisiaj o nim nie pomyślałam, nie wysłałam głupiego sms z choćby buźką. Co ze mnie za człowiek ? Podniosłam się, wrzuciłam telefon do torebki i wyszłam z mieszkania. Musiałam się przewietrzyć. Szłam w nieznanym sobie kierunku. Po prostu czułam potrzebę bycia w ruchu.
   Myśli krążyły, jeszcze bardziej niż wcześniej, wokoło Max'a. Wybudził się, ale jaki jest jego stan ? Jak on się czuje ? Czy coś mówił ? Czy dobrze się czuje ? Czy nie ma żadnych poważnych obrażeń ?
   Jak to możliwe, że wybudził się tak szybko po tak groźnym wypadku ? Aż się zatrzymałam, gdy to pytanie pojawiło się w mojej głowie. Powinien był walczyć o życie, a nie wybudzić się już następnego dnia.
   Rozejrzałam się. Niedaleko przede mną było przejście dla pieszych, na lewo park, a na prawo wolno sunące samochody. Znałam tą okolicę. Nie daleko stąd znajdował się szpital, do którego przewieziono Max'a. Moje oczy zalało zielone światło, mimowolnie ruszyłam w kierunku pasów, którymi przeszłam na drugą stronę. Teraz od szpitala dzieliło mnie może pięć minut drogi szybszym krokiem. Ruszyłam tam. Nie byłam świadoma swoich czynów. Przecież to pewne, że wszyscy u niego siedzą, a ja się tam jeszcze pcham. To nie normalne, tym bardziej, że chcę być jak najdalej od tych ludzi. Od jego rodziny i przyjaciół. Gdyby coś mu się stało, gdyby umarł cała odpowiedzialność spadła by na mnie, wtedy wszyscy by mnie znienawidzili, odrzucili, zmieszali z błotem, byłam ponownie na uboczu. Ale co stanie się teraz ? Teraz kiedy Max się wybudził.
   Przekroczyłam próg szpitala. Nie chciałam nikogo pytać o drogę, miałam nadzieję, że Max nadal jest w tej samej sali. W holu było mnóstwo ludzi, ale nie zauważyłam nikogo z aparatem. Weszłam do windy, która zatrzymywała się na każdym piętrze, na moim nie było już tylu ludzi, a z windy wyszłam tylko ja. Po korytarzach kręciły się pielęgniarki, od czasu do czasu z sali wychodził lekarz i znikał za zakrętem, a im byłam bliżej sali Max'a tym ruch malał. Jeszcze jeden zakręt dzielił mnie od sali, w której byłam wczoraj, jakoś teraz moje kroki stały się mniej pewne i mniejsze. Powoli podeszłam do przeszklonych drzwi. W sali nie było żywej duszy. Jak to możliwe, że nikt przy nim nie siedzi ?
   Dzisiaj zniknęła część maszyn i rurek, które widziałam paręnaście godzin temu, był to miły widok. Położyłam dłoń na zimnej klamce i powoli nacisnęłam. Drzwi ustąpiły, a ja najciszej jak się dało weszłam do środka. Zamknęłam za sobą cicho drzwi i zatrzymałam się. Max najwidoczniej spał. Miał na ciele sporo siniaków, część również na głowie i twarzy. Podeszłam super powoli do wolnego krzesła przy łóżku, na które usiadłam. Przez chwilę wsłuchiwałam się w jego oddech, po którym rozpoznałam, że spał. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pełno tu było kwiatów, pluszaków, kartek, słodyczy, owoców, kolorowych koców i wypchanych poduszek, a na stoliku nocnym stały zdjęcia oprawione w ramki. Te wszystkie dekoracje sprawiały, że ta sala szpitalna była bardziej udomowionym miejscem niż wcześniej. Ponownie spojrzałam na twarz Max'a, którą teraz oszpecały liczne zadrapania, szramy i siniaki różnorodnych barw. Jego dłonie, które zawsze były ciepłe i duże, dające poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jeżeli one cię trzymały to byłaś kimś ważnym i drogocennym, były teraz takie słabe i kruche. Wbiłam łokcie w kolana i schowałam twarz w dłoniach. Czułam się taka pusta i winna jak nigdy wcześniej.
   Poczucie winy rosło z każdą sekundą, którą tak przesiadywałam. Byłam tak cholernie zła na siebie. Z natłoku tych emocji po mojej twarzy zaczęły kapać łzy rozpaczy, goryczy, poczucia winny i smutku oraz własnej głupoty. Zatraciłam się w sobie nie nasłuchując otoczenia, które zdecydowało się zmienić. Na swojej dłoni poczułam delikatne jak trzepot motyla muśnięcie. Siorbnęłam nosem i opuściłam dłonie. Przytomny i z otwartymi oczami Max przyglądał mi się, a za chwilę jego dłoń złapała moje. Patrzyłam tak na niego jakbym była światkiem jakiegoś objawienia i nie wykrztusiłam z siebie żadnego wyrazu, najwidoczniej słowa nie były potrzebne, bo i Max się nie odzywał. Nie wiem czy nie chciał czy nie mógł, ale był cicho.
-Liczyłem na to, że się pojawisz. - odezwał się mocno zachrypniętym głosem.
-Shh. - uciszyłam go. - Nic nie mów, odpoczywaj. Musisz wypocząć. - nagle włączył mi się ślinotok.
-Cały czas odpoczywam. - uśmiechnął się blado, po czym skrzywił.
-To moja wina. - wyrwałam mu swoje dłonie, które położyłam na kolanach. - To przeze mnie tu leżysz, to przeze mnie skasowałeś auto, to przeze mnie jesteś chory, to przeze mnie jesteś tu uziemiony. Przecież doskonale wiem dlaczego tak nagle wyjechałeś bez uprzedzenia nikogo i dlaczego, niewątpliwie, pędziłeś na autostradzie.
-To moja wina. Powinienem był być bardziej ostrożny. - przerwał mi.
-Nie. To w zupełności moja wina.
-Nie obwiniaj się. - podniósł dłoń, ale ja szybko wstałam.
-Rozmawiałam z twoim bratem. - zaczęłam spacerować po sali. - Musimy wymyślić coś, żebyś pozbył się tych uczuć, które do mnie czujesz. To cię niszczy, niszczy mnie i osoby z naszego otoczenia. Przez to miałeś niebezpieczny wypadek.
-Nazwij to. - wybił mnie z rytmu i teraz spojrzałam na niego zdekoncentrowana ze łzami wypływającymi z moich oczu. - Mówisz o uczuć nie nazywając go.
-Max …
-Kocham cię, chyba o to ci cały czas chodzi, tak ?
-Tak nie można Max.
-To co mam zrobić ? Nie da się ot tak pozbyć uczucia i zaakceptować, że moja miłość jest z moim najlepszym przyjacielem.
-Ale musisz to zrobić !
-Nie. - utrzymywał cały czas spokój.
-Max, proszę cię. - usiadłam na krześle. - Zrób to, błagam. Nie niszcz mi i sobie życia.
-Tak się nie da Am.
-Ale ja jestem z Nathanem. - ponownie wstałam.
-Wiem. Ale to nie zmienia w moim uczuciu zupełnie nic.
-A powinno.
-Tego się nie da wyłączyć.
-Ale dlaczego ?! Dlaczego teraz, dlaczego ja, dlaczego wtedy kiedy w końcu moje życie zaczęło być takie jakie chciałam, dlaczego teraz kiedy już wszystko było na swoim miejscu ?
-Tak uważasz ?
-Tak. Kocham Nathana ...
-A ja ciebie.
   Zatrzymałam się i spojrzałam w jego oczy, które potwierdzały sens jego słów. Łzy przestały już lecieć z mojej twarzy mocząc mi sweter.
-Musisz to dokładnie przemyśleć, bo tak dalej być nie może. Nie widzisz co złego z Tobą robi jakieś głupie zapatrzenie we mnie ? Miałeś przez to wypadek, mogłeś nie przeżyć. - zabrałam torebkę z krzesła.
-Ale żyję, a moja miłość do ciebie nadal we mnie tkwi i nic się tutaj nie zmieniło.
-A powinno. Co mam zrobić, żebyś mnie znienawidził ? - oparłam dłonie na oparciu krzesła i nachyliłam się nieco do przodu wyczekując odpowiedzi Max'a.
-To ci się nie uda. - powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam.
-Odpoczywaj i wracaj do zdrowia.
   Ruszyłam do wyjścia, chciałam już wyjść bez żadnego pożegnania i odwrócenia głowy, gdy Max ponownie się odezwał.
-Przed wypadkiem może i miałem jakieś szanse u ciebie, ale teraz doskonale wiem, że mnie nie zechcesz, ale to nie zmieni moich uczuć do ciebie.
-Musisz się skupić na kimś innym. Tyle podróżujesz, na pewno kogoś znajdziesz, do kogo poczujesz prawdziwą miłość, a o mnie zapomnisz.
-Żadna kobieta teraz mnie nie zechce. Nikt nie chce dodatkowego obciążenia.
-Nie pleć bzdur. Za niedługo stąd wyjdziesz i wrócisz do normalnego życia.
-Chciałbym.
   Westchnął zmęczony, a ja wyszłam nie oglądając się za siebie.
   Wypadłam ze szpitala. Nie pamiętałam jak się z niego wydostałam i jakim cudem zrobiłam to w tak ekspresowym tempie. Na zewnątrz wiał siarczysty wiatr mrożący szpik, a do tego kropił bardzo drobny deszczyk, ale przy tym wietrze wydawał się lodowatymi igłami, które godziły mnie w twarz. Przez moje ciało przeszedł potężny dreszcz. Ruszyłam przed siebie. Na parkingu stała wolna taksówka. Wsiadłam do niej i kazałam się zawieść do najbliższego pubu. Na miejscu byłam już po siedmiu minutach. Zapłaciłam i wyszłam na ten nieprzyjemny wieczór. Pub był zapełniony, ale znalazłam sobie miejsce przy barze i zamówiłam bursztynowy płyn, który był w stanie uspokoić mój sztorm w głowie. Połowę zawartości szklanki wypiłam od razu, gdy barman postawił przede mną whisky. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło, a mięśnie nieco się rozluźniły. Zaczęłam obserwować ludzi na sali. Zastanawiałam się z jakimi problemami tutaj przyszli. Czy jest tu ktoś z podobnym do mojego ? Pewnie nie, bo nikt nie miał bardziej pechowego życia ode mnie. Dopiłam zawartość szklanki tak samo szybko jak wcześniej. Poprosiłam o dolewkę, którą szybko dostałam. Wyjęłam telefon z torebki. Dwa nieodebrane połączenia, oba od Nath'a. Wyłączyłam telefon i wrzuciłam z powrotem do torebki.
   Drugą dolewkę wypiłam już spokojniej niż pierwszą. Sączyłam napój tępo patrząc się przed sobie i nie myśląc o zupełnie niczym jakbym liczyła, że to nieróbstwo zmieni położenie mojego problemu i dodatkowo go zlikwiduje. Sączyłam tak alkohol piętnaście minut, po czym odstawiłam szklankę i nadal patrzyłam się przed siebie. Barman pojawił się po chwili proponując dolewkę, ale odmówiłam. Nie przyszłam tu żeby upić się w ciągu 30 minut. Zrobiło mi się już ciepło, więc zdjęłam sweter i przewiesiłam go przez torebkę. Kolejny kwadrans spędziłam na tępym wpatrywaniu się w przestrzeń. Oczy powoli stawały się ciężkie od zmęczenie, ale nie miałam zamiaru zbierać się do wyjścia. Poprosiłam o dolewkę, którą szybko wypiłam, a później o kolejną.
   Około dziesiątej wieczorem dosiadł się ktoś do baru po mojej prawej stronie. Ogarnęłam to dopiero po czasie. Zmęczenie i ilość alkoholu we mnie sprawiła, że moja koncentracja i spostrzegawczość znacznie się zmniejszyły. Obróciłam głowę, żeby zobaczyć mojego sąsiada, ale ten akurat dostał od barmana swoją szklankę, którą na jego (i moich) oczach opróżnił w parę sekund.
-Jeszcze raz. - odezwał się, a barman, który jeszcze nie zdążył odejść, spełnił jego prośbę.
   Nie wiem jak szybko wypił drugą szklankę, bo przeniosłam swój wzrok przed siebie i zajęłam się swoim ulubionym zajęciem w tym barze. Muszę również zauważyć, że bardzo mi się podobał wystrój tego baru, szczególnie ten, który miałam przed oczami. Po którejś z kolei szklaneczce napoju barman spojrzał na mnie (pierwszy raz tego wieczoru) i zawahał się wypełnić moją prośbę o uzupełnienie braku w szklance.
-To będzie ostatnia. - zapewniłam go i ten dolał mi mniejszą niż pozostałe porcję alkoholu.
   Nie czułam się pijana, ale wiedziałam, że jak wstanę to z pewnością poczuję. Przede mną bardzo ciężki powrót do domu, który najchętniej bym odrzuciła i została tutaj całą noc.
-Nie przestawaj pić, ten koleś dzięki Tobie ma na laski. - usłyszałam po prawej stronie męski głos, powoli odwróciłam głowę w tamtym kierunku.
-I Tobie również, więc to ty się postaraj. Ja już tu siedzę od jakiegoś czasu. - odpowiedziałam, o dziwo, swoim głosem.
-W innych okolicznościach bym nie poparł tego zachowania, bo gówno mnie obchodzi czy ten koleś ma na jedzenie, ale w tych. - podniósł szklankę do ust. - Będę dla niego szczodry. - i wypił cały bursztynowy płyn ze szklanki.
-Jaki dobroduszny z ciebie człowiek. - żachnęłam się i upiłam łyka wracając wzrokiem na poprzednie miejsce.
-Więcej ci powiem. Jak nigdy wcześniej.
-Powinieneś za to dostać order czy jakieś inne gówno, które ludzie uznają za coś szczególnego.
-Dobrze mówisz.
   Przewróciłam oczami i dopiłam duszkiem resztę płynu, bo nie mogłam już dalej słuchać tych pustych samochwał tego dupka. Wyjęłam odpowiedni plik banknotów z portfela, oby moje pieniądze zaczęły się rozmnażać, a nie znikać, i przygniotłam je pustą już szklanką. Teraz nastał czas prawdy. Trzymając się oburącz blatu postawiłam stopy na podłodze. Było okey. Założyłam sweter, a w tym czasie barman zabrał szklankę i pieniądze. Spojrzał na mnie w celu sprawdzenia mojego stanu.
-Zadzwonić po taksówkę ?
-Gdybyś mógł. - odpowiedziałam starając się trafić ręką do rękawa swetra.
   Nie śpieszyłam się zbytnio, bo wiedziałam, że pośpiech w tym stanie nie będzie dobry. Przy ostatnim guziku wrócił barman.
-Za pięć minut powinna być.
-Dzięki.
   Wzięłam torebkę i zrobiłam pierwszy krok. Szumiało mi w głowie, ale nie najgorzej. Słyszałam jeszcze skamlenie mojego sąsiada, ale olałam go totalnie i powoli ruszyłam z gracją w kierunku wyjścia. Dobra mina do złej gry i jakoś wyszłam na lodowaty wieczór. To dobrze mi zrobi, pomyślałam i podjechała jakaś taksówka. Jak się okazało – moja. Po kwadransie wspinałam się już po schodach do mieszkania, a po kolejnych dziesięciu minutach przekroczyłam próg domu. Rzuciłam przeklęte klucze na szafkę i zamknęłam drzwi na wszystkie spusty. Weszłam w głąb salonu. Było ciepło i przytulnie. Mogłabym tak walnąć się nawet na kanapę i zasnąć, ale nie było mi to dane, ten dzień nie mógł być piękniejszy.
   Mała lampka w salonie świeciła się dając małą łunę światła, a przecież nie włączyłam jej przed wyjściem. Do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach. Puzzle zaczęły się powoli składać w jedność.
-Cześć Nathan. - w tym samym momencie, w którym puzzle się złożyły ktoś poruszył się na kanapie i wstał.
-Byłem przekonany, że tej nocy już się tutaj nie pojawisz. - szeptał, a w jego głosie słychać było wyraźnie gorycz, złość i zawiedzenie.
-Gdzie miałabym pójść ?
-Tego już nie wiem. Miałaś udany dzień ?
-Oczywiście. Miodem i mlekiem płynący. - zakpiłam i zaczęłam odpinać guziki odkładając na bok wcześniej torebkę. - A ty ?
-Tak samo jak się kończy tak samo się zaczął.
-Nic mi to nie mówi. - nie chciałam się z nim kłócić, a jednak nie mogłam się powstrzymać.
-Może dlatego, że nie jesteś zdolna do myślenia w tym momencie.
-Nie pieprz.
   Zaśmiał się.
-Oczywiście. - prychnął. - Twoją obroną jest atak. Nic nowego.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia czy mogę już sobie pójść ?
-Pytasz się mnie o pozwolenie ? Czy ty przypadkiem źle się czujesz ? - zaniepokoił się sztucznie.
-Masz racje. - spojrzałam mu prosto w oczy. - Nikt nie będzie mi czegokolwiek zabraniał.
   Wycofałam się w stronę sypialni. Marzyłam już tylko o zrzuceniu ubrań i wyłożeniu się na miękkim materacu łóżka.
-Wróć. Musimy porozmawiać.
-Ja nic nie muszę.
   Zamknęłam za sobą drzwi, a dla lepszej ochrony i nawet nie wiem dlaczego jeszcze, przekręciłam klucz w zamku. Nigdy wcześniej z niego nie korzystałam, a teraz zamykam się przed moim … no właśnie, chłopakiem. Życie jest do dupy. Z tą złotą myślą zamknęłam powieki.  


Hej !
Jest rozdział i jest zimno :(
W takim tempie to ja nie skończę pisać tego bloga do końca tego roku :/
Przepraszam za te opóźnienia, ale nie mam zamiaru Wam się żalić na brak czasu, weny, chęci. Po prostu takie jest życie i niestety nic na to nie poradzę. 
Pytałyście o szkołę, a ja Wam nic do tej pory nie napisałam. Teraz mam zamiar to zmienić, bo po prawie dwóch miesiącach szkoły mogę wystawić jakąś racjonalną opinię na jej temat. Z czystym sercem na czas teraźniejszy mogę wyznać, że lepiej trafić nie mogłam. Słuchając moich znajomych, którzy poszli do liceum, czy tych którzy tak się wychwalali gdzie to oni nie idą do szkoły, wiem, że wybrałam naprawdę dobrze. Ci z liceum narzekają na nawał nauki, a ci którzy wybrali technikum albo już im się udało i zmienili kierunek, a ci, którzy się z tym ociągali szukają jakichkolwiek wolnych miejsc w innych szkołach. Nie powiem, że jest mi smutno z ich powodu, bo nie jest. Tak, wiem, że jestem w tym momencie bezduszna i wredna, ale tak się czuję. Ja jestem w każdym bądź razie bardzo zadowolona, a fakt, że tylko w pierwszej klasie będę się męczyła z fizyką, chemią, historią itp, itd mnie jeszcze bardziej uszczęśliwia ^^
Nie zanudzam i nie zabieram Wam waszego drogocennego czasu. Oby do szybkiego napisania :)
Wyczekuje na Wasze rozdziały, które czytam w wolnej chwili, więc nie martwicie się, że nie komentuje od razu ;3

sobota, 27 września 2014

Section 81.

    Przeniosłam swój zmęczony wzrok na tarczę zegara, którego wskazówki ruszały się nadzwyczaj wolno. Naokoło było pełno ludzi, a jednak nie było nikogo, każdy pogrążony we własnej rozpaczy i na swój sposób przeżywał to co się stało. Tom cały czas podciągał nosem i trzymał z całych sił dłonie swojej ukochanej, która zupełnie ignorowała moją obecność. Siva z Nareeshą siedzieli obok siebie bez ruchu, a ich wyraz twarzy wcale się od siebie nie różnił, puste i okropne oczy. Jay od czasu przyjazdu tutaj schował twarz w dłoniach, których łokcie oparł na kolanach. Czasami słyszałam jego ciche popłakiwanie. Można by powiedzieć, że najbardziej ożywioną osobą w poczekalni był Nathan, który cały czas wystukiwał gdzie się da nieznany mi rytm. W automat do kawy, w oparcie na krześle, w ścianę, a nawet w obudowę swojego telefonu. Jego palce cały czas chodziły i nikt nie zwracał uwagi na ten uciążliwy dźwięk, który był bardziej słyszalny niż sącząca się muzyka z głośnika w kącie pomieszczenia. Dochodziła już godzina dziewiąta wieczorem, a moje powieki odmawiały współpracy.
   Kiedy Tom zaczął niepohamowanie łkać w ramię Kels, której nagle zwilżyły się oczy nie wytrzymałam tej żałobnej atmosfery i gwałtownie wstałam. Nikt się tym nie przejął, nawet nie sądzę, żeby ktoś to zauważył. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce, stukałam niemiłosiernie obcasami o posadzkę, ale nie przejmowałam się tym. Nie chciałam czekać na windę, więc korzystając z klatki schodowej, robiąc przy okazji niezłego rabanu butami, dotarłam na parter, gdzie ku mojemu zniesmaczeniu kręciła się cała banda fotoreporterów i dziennikarzy. Prychnęłam z pogardą na ich widok. Wszystkożerne hieny czyhające na sensację. Szybko stamtąd wyszłam i stanęłam przed szpitalem. Zapięłam swój płaszcz, gdyż zrobiło się strasznie zimno i nabrałam głębokiego oddechu. Świeże powietrze. Takie powinno być w szpitalu, a nie ta sama chemia szpitalna i jej odór na każdym metrze sześciennym tego budynku. Wygrzebałam z torebki opakowanie papierosów i szybko zapaliłam jednego. Ręce cały czas mi się trzęsły. Po pierwszym wdechu tytoniu nieco się uspokoiły.
   Cały czas przypominała mi się scena sprzed paru godzin, kiedy po uzupełnieniu wszystkich dokumentów poszłam z Nathanem do mieszkania. Zrobiłam nam gorącej herbaty, a Nath włączył telewizor, była akurat siódma i wydanie wiadomości. Po paru minutach spiker zaczął mówić o okropnym karambolu na autostradzie niedaleko morza. Zdjęcia z tego odcinka autostrady były okropne, krew na jezdni rzucała się znacznie w oczy, w wypadku wzięły udział trzy osoby, dwie zginęły na miejscu, ale oczywiście kierowca, który spowodował wypadek został przewieziony do szpitala w stanie ciężkim, ale nie zagrażającym życiu. Głupota ludzka nie znała granic, najprawdopodobniej owy kierowca był pod wpływem alkoholu, a nie wykluczone, że również narkotyków, do tego zawrotna prędkość i o tragedie nie trudno. Młode narzeczeństwo, które wybrało się na zasłużony urlop po ciężkiej pracy nie zdążyło nawet zobaczyć morza. Po tym reportażu był kolejny o identycznej tematyce i na tej samej autostradzie z tym, że znacznie bliżej wyjazdu na Bristol. Tym razem zdjęcia z tego wypadku były chyba gorsze. Nie było litrów krwi na czarnym asfalcie, za to auta były strasznie pofatygowanie. Jeden z dwóch, które brały udział w wypadku nie miało praktycznie przodu, a i tył był naruszony, cała przednia szyba leżała praktycznie naokoło pojazdu, które z prędkością wjechało na barierkę, która jak plastelina wygięła się pod dziwnym kątem. Za to drugie auto było w znacznie gorszym stanie. Tył czarnego auta był mocno wgnieciony, tylnej szyby brak, a przednią przebiła na wylot barierka, która jeszcze z metr wystawała za auto. Na ten widok pomyślałam o tym, że osoba, która ewentualnie siedziała z tyłu pośrodku z pewnością nie miała przyjemnej śmierci. Auto wyglądało okropnie, wszystkie szyby wybite, a lakier jakimś trafem przypominał auto po pożarze, ale ten nie wybuchł. Oba auta wyglądały tak, jakby ich pasażerowie umarli na miejscu. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam gorszego karambolu jak ten. Reporter mówił o tym, że jeszcze nigdy na tym odcinku nie wydarzyły się tak straszne wypadki tego samego dnia z różnicą może godziny. Sama na te słowa strzeliłam karpia. To okropny dzień. Podzieliłam się swoimi przemyśleniami z Nathanem, ale jego mina mnie zaniepokoiła, po chwili podbiegł do telewizora, ale to co po chwili od niego usłyszałam totalnie mnie zaskoczyła.
-To auto Max'a. To jego. Jestem w stu procentach, że to on. - wskazał na auto w gorszym stanie, a mnie serce podeszło do gardła.
   Wyrzuciłam peta, a te słowa nadal dźwięczały mi w głowie. Sięgnęłam po kolejnego papierosa i szybko go podpaliłam nadal trzęsącymi się dłoniami, ale już mniej niż wcześniej. Nagle świat przestał istnieć, moje potrzeby, pragnienia, ambicje i uprzedzenia zniknęły, istniał tylko Max, tylko on się liczył w tamtym momencie. Niestety nie usłyszałam słów reportera dotyczących stanu zdrowia poszkodowanych w drugim wypadku, bo moje myśli były już gdzie indziej. Nigdy sobie nie wybaczę moich relacji z Max'em, jeżeli ten ucierpi na tym wypadku. Nie dopuszczałam do siebie myśli o jego śmierci, chociaż samochód wcale nie dawał lepszych. Byłam na siebie wściekła za każde złe słowo wypowiedziane w jego kierunku podczas całej naszej znajomości, a wszystkie najgorsze momenty w naszej znajomości nagle postanowiły mi się przypomnieć, nawet te o których już zupełnie zapomniałam, bo nigdy ich sobie nie przypominałam po owym zdarzeniu. Po moim zimnym policzku popłynęła samotna łza, która swoją drogę skończyła na chodniku. Gdy wiedzieliśmy już do którego szpitala w Londynie zostali przewiezieni helikopterem poszkodowani w tym wypadku od razu się do niego udaliśmy i od tego czasu niczego się istotnego nie dowiedzieliśmy. Rodzice Max'a i jego brat byli już w drodze i chyba nikt nie wiedział co im powiedzieć, gdy się pojawią, ale czy słowa były konieczne ? Przetarłam twarz rozmazując ewentualną stróżkę pozostawioną po płaczu i wrzuciłam kolejnego peta do kosza. Podniosłam wzrok ku niebu, pełnego iskrzących się gwiazd. Może to jakiś znak ? Może to przepiękne niebo ma zwiastować dobrą aurę, a może jest tak gwieździste, bo doszło do niego parę nowych gwiazd, które zostały nam tak brutalnie dzisiaj odebrane ? Może akurat te dwie, które najmocniej świecą to dwójka, która chciała wypocząć wspólnie nad morzem ? A co jeżeli ta, która tak miga i nie świeci cały czas tak intensywnie to Max ? Znika i się pojawia, tak jak jego bijące serce, które teraz walczy o swój byt na sali operacyjnej ? Nie starałam się powstrzymać potoku łez, które nagle znalazły ujście z moich oczu. Przeszły po moim ciele okropne dreszcze, które uświadomiły mi fakt, że jest bardzo niska temperatura, a ja mam na sobie sukienkę. Otarłam łzy i weszłam do ciepłego, ale nadal śmierdzącego budynku szpitala. Te skunksy nadal czyhały z mikrofonami w poczekalni. Dlaczego nikt ich nie wypieprzył na ten mróz ?! Może szybciej by zrezygnowali i rozeszli się do domów ?
-Amelia, prawda ? - nagle ktoś ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną podtykając mi pod nos urządzenie nagrywające. - Co łączy cię z Nathanem Sykesem ? Jak długo się znacie ? Kiedy się poznaliście ? Jakie relacje łączą cię zresztą zespołu ? Czy to prawda, że Nathan odbił cię swojemu przyjacielowi, który aktualnie jest pacjentem tego szpitala ? Jak się czujesz z myślą, że on umiera, a ty jesteś w szczęśliwym związku z jego najlepszym przyjacielem ?
   Natłok tych wszystkich pytań namieszał mi w głowie, ale i to bym zniosła, ale ten pojedynczy pies zbudził czujność całej reszty, która zupełnie bezsensu zaczęła robić zdjęcia i zbliżać się do mnie ze swoim sprzętem.
-Proszę dać mi spokój.
   Starałam się jakoś przez nich przejść co wcale nie było takie łatwe, każdy mnie zaczepiał, podkładał swój mikrofon, bądź dyktafon pod nos, ściskali mnie okropnie i nie czułam się zupełnie komfortowo.
-Co to za zbiegowisko ? Proszę się szybko rozejść i zostawić tę Panią w spokoju. To jest szpital, a nie jarmark. Albo zaraz państwo opuszczą teren szpitala, albo będę zmuszony wezwać ochronę, która zajmie się tym szybko i skutecznie, co nie idzie w parze z przyjemnością.
   Mężczyzna w kitlu uratował mnie z opresji. Tłum nieco się zmniejszył, niektórzy postąpili zgodnie z prośbą i usunęli się ze szpitala ci wytrwalsi usunęli się w cień.
-Nie wygląda Pani dobrze. Może podam Pani coś na uspokojenie ? Ci ludzie nie mają skrupułów, węszą tylko za dobrym materiałem do gazety.
-Nic nie chcę. - powiedziałam zupełnie nie swoim głosem, ten był bardzo zimny i ochrypły. - Chcę tylko, żeby mój przyjaciel z tego wyszedł.
-Rozumiem. Niech Pani do niego idzie, a ja wezwę ochronę to tych upartych, którzy myślą, że ich nie widzę.
-Dziękuję.
   Odpowiedziałam raczej do siebie, ale może i on to usłyszał. Weszłam do pustej windy i ponownie trafiłam na piętro poczekalni, w której wszyscy bez zmian nadal tkwili. Zajęłam swoje poprzednie miejsce i po paru minutach Nath na mnie spojrzał, jakby zdziwiony, że tu nadal jestem. Odwróciłam wzrok, który wbiłam w plakat promujący zdrowy styl życia. Na nim w sportowym stroju w parkowej alejce biegła sobie szczupła Pani ze słuchawkami w uszach uśmiechając się nieludzko szeroko. Oczywiście jej markowy strój, pełny makijaż i fryzura jak po wyjściu od fryzjera była zupełnie normalna i nie wzbudziła mojego zdziwienia. Za nią na chyba najnowszym modelu roweru jechał sobie jakiś przystojny i napakowany facet, tu również było tak samo jak z Panią, ciuszki z najnowszej kolekcji, manicure i pedicure, fryzurka i ten szeroki uśmiech. W tle biegały jakieś dzieci z latawcem, a zza drzew wychodziła grupka seniorów z kijkami w dłoniach żywnie o czymś rozmawiając, wszyscy oczywiście uśmiechali się jak głupi do sera. Im dłużej się temu przyglądałam tym bardziej zauważałam czyiś wkład w to zdjęcie, photoshop to chyba zmienił tu wszystko. No może nie dotknął jedynie wiewiórki siedzącej na drzewie i z głupią miną obserwującą tych wszystkich ludzi. Pewnie zastanawiała się co to za cyrki dzieją się w jej parku. Moje filozoficzne przemyślenia przerwał ruch na sali. Rozejrzałam się. Nathan obok mnie stał jak na szpilkach i na coś czekał. Posągi Nareeshy i Sivy również się podniosły. Tom zastygł w bezruchu i pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że łzy ciekną mu obficie po policzkach, Kels cała blada wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. A Jay cały opuchnięty na twarzy patrzył z błyskiem w oku na jakiś konkretny punkt, podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam jakiegoś starszego lekarza z bródką. Mówił coś, ale ja zupełnie nie rozumiałam co, nie słyszałam nic, ledwo go widziałam, nawet nie mogłam wstać. Byłam wyczerpana psychicznie ciągłymi wyrzutami sumienia, że to przeze mnie Max walczy o życie, albo już nie … Pociągnęłam nosem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, wszyscy w skupieniu słuchali słów lekarza, które ni jak nie dochodziły do mnie. Czułam, że ten wypadek, że ten cały jego wyjazd miał coś wspólnego ze mną i tym co się między nami aktualnie działo i tak źle mi z tym było, nie mogłam się z tym pogodzić. Oczywiście nikomu o niczym nie powiedziałam. Przecież to jasne, że oni by mnie znienawidzili, a co jeżeli on umrze ? Będę go miała na sumieniu do końca życia. Teraz łzy ciekły z mojej twarzy tak obficie, że aż się zdziwiłam.
-Amelia. - twarz Nathana była naprzeciwko mojej. - On żyje.
   Te dwa słowa tak mną wstrząsnęły, że jeszcze gorzej zaczęłam płakać. Jako jedyna zresztą. Wszyscy oddychali z ulgą i uśmiechali się, może i przez wcześniejsze łzy, ale tylko ja beczałam jak głupia. Nathan mnie przytulił. To wspaniale, że Max żyje, ale jakoś to mi w niczym nie pomogło. Nie spadł mi kamień z serca, moje wątpliwości, wyrzuty sumienia i obawy nadal były takie same.
-Chcesz do niego wejść ? Mogą dwie osoby.
-Nie. Lepiej, żebyście wy poszli, on potrzebuje Was bardziej niż mnie. - odpowiedziałam już zupełnie zachrypniętym głosem.
   Nathan zrozumiał, może nawet ucieszył się, że ja nie chcę pójść, bo to jedno wolne miejsce. I tak on wraz z Tom'em zostali zaprowadzeni do jego sali. Reszta mogła pójść razem z nimi, ale musieli pozostać na korytarzu. Nikt nie kazał mi tam iść, więc zostałam sama w poczekalni. Nie byłam w stanie wstać i do niego podejść. Nie czułam się jako osoba, która może to zrobić. Co jeżeli swoją obecnością zburzę jakoś jego aurę i jego stan się pogorszy ?
-Gdzie jest mój syn ?!
   Ciszę przerwał głośny szloch kobiety, za nią stało dwóch mężczyzn, jeden starszy, a drugi młodszy. Pielęgniarka nakazała jej się uspokoić i nie krzyczeć. Na korytarzu nie było nikogo poza nami. Obserwowałam resztę rodziny Max'a, gdy jego brat spojrzał na mnie. Miał ciepły wzrok. Pielęgniarka w śnieżnobiałym kitlu, który aż raził w oczy zaprowadziła ich do sali Max'a przechodząc mi tuż przed nosem. Rodzice chłopaka, a w szczególności matka nie zawracała sobie głowy moją osobą, pędziła wyprzedzając nawet pielęgniarkę, za to jej drugi syn obdarzył mnie swoim ciepłym spojrzeniem, gdy przechodził obok. On był najbliżej mnie. Zniknęli w tym samym korytarzyku co wcześniej moi przyjaciele, a ja wypuściłam głośno powietrze i oparłam głowę o ścianę. Zamknęłam zmęczone oczy naświetlone tym wstrętnym światłem z jarzeniówek. Oddychałam głęboko i nerwowo, co z czasem się unormowało.
   Po parunastu minutach poczułam na swojej dłoni czyjąś. Uchyliłam powoli oczy i zobaczyłam siedzącego obok Nathana. Uśmiechał się do mnie miękko i ciepło, ale całe cierpienie widziałam w jego oczach, cały smutek, żal i strach był w nich wymalowany.
-Reszta już się zbiera do domów. Zostawiliśmy Max'a z rodziną. Jakoś się trzyma. - szeptał spokojnym głosem.
   Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc się nie odezwałam. Po chwili widziałam jak Tom z Kels wychodzą bez słowa. Jay kupował kawę w automacie, a Siva zniknął za drzwiami toalety, jego narzeczona dzwoniła po taksówkę. Jay pożegnał się z nami jakimś pomrukiem i wyszedł z parującym kubkiem kawy, za nim Siveesha żegnając się z nami. Nathan nie ruszył się o centymetr, również się nie odzywał w dalszym ciągu.
-Idź do niego.
   Jego głos zabrzmiał w tej ciszy jak ryk.
-Niech spędzi czas z rodziną. Nie chcę im zabierać tego czasu.
   Teraz on nic nie odpowiedział.
-Jedź do domu, odpocznij. - odezwałam się po chwili namysłu.
-A co z Tobą ?
-Wrócę taksówką.
-Jesteś pewna ?
-Tak.
   Prowadziliśmy naszą wypraną z emocji rozmowę nawet na siebie nie patrząc. Martwiłam się, że Nath zaraz zacznie mi marudzić, że mam jechać z nim, ale nic takiego się nie wydarzyło. Posiedział jeszcze z kwadrans po czym wstał, pożegnał się ze mną i wyszedł. Odprowadziłam go wzrokiem i wróciłam do swojej pozycji z zamkniętymi oczami. Po paru minutach z sali Max'a wyszli jego rodzice. Matka cała zapłakana, a ojciec starał się ją jakoś wesprzeć, ale nic mu z tego nie wychodziło. Oczywiście nadal byłam przez nich niezauważona. Po dłuższej chwili pchnięta impulsem wstałam i o dziwo nie przewróciłam się. Podreptałam do tego tajemniczego korytarzyka i zaczęłam wyszukiwać sali Max'a. Był w tej na końcu z przeszklonym przodem. Leżał samotnie w białej pościeli, sam kolorem przypominał materiał. W sali nikogo nie było, a krzesło przy łóżku było puste. Położyłam swoją torebkę na krzesełko przy samych drzwiach. Nie bałam się kradzieży, bo co to takiego w porównaniu z jego stanem ? Opadłam bez siły na krzesło przy łóżku. Położyłam dłonie na kolanach jak jakaś przyzwoitka i przyglądałam się chwilę otoczeniu w jakim przyszło mu leżeć. Tu pipczało, tu coś drukowało, tu coś pompowało, tu coś zmieniało parametry, tu coś się ruszało na monitorze, tu coś syczało i tak w kółko. Spojrzałam z lękiem na jego twarz. Wyglądał jakby spał i to smacznie, ale ta rurka w jego ustach nieco nie pasowała do tego wyobrażenia. Wyciągnęłam dłoń w kierunku jego. Była ciepła. Pogłaskałam go po knykciach delikatnie jakby zaraz ta dłoń miała się zacisnąć w pięść i miała uderzyć mnie w twarz. Odważyłam się ująć jego dłoń w swoje, a gdy to zrobiłam to odważyłam się również na to, żeby ją podnieść do moich ust. Jego dłonie były takie miękkie i ciepłe, takie znajome.
-Czy ty mi to kiedyś wybaczysz ? - szepnęłam, a łzy znowu poleciały. - Nawet nie wiesz jak źle się z tym czuję. Ja powinnam tu leżeć. Ty na to nie zasłużyłeś. Nigdy. Przenigdy. To ja … - głos mi się załamał.
-Ty jesteś Amelia, tak ?
   Usłyszałam za sobą nieznany głos i gwałtownie się odwróciłam. W progu stał brat Max'a. Poczułam się okropnie. Odwróciłam się z powrotem do Max'a i ścisnęłam lekko jego dłonie. Czułam się jak intruz, ale nie chciałam wstać i wyjść. To kosztowało mnie znacznie więcej niż wyznanie prawdy.
-Max dużo o Tobie opowiadał.
   Powiedział po chwili ciszy i podszedł do łóżka, stał naprzeciwko mnie, a jednak nie patrzył na mnie. Poprawił dobrze leżącą kołdrę i spojrzał na brata z taką czułością w oczach jakiej nigdy wcześniej w życiu u nikogo nie widziałam.
-Nie powinnaś czuć się winna temu wypadkowi.
-Do końca życia będę winna. - łza spadła na jego dłoń, a następnie spłynęła powoli na prześcieradło.
-Max dużo o Tobie opowiadał. - powtórzył, ale ja znowu to zignorowałam. - Stąd wiedziałem kim jesteś, gdy cię zobaczyłem w poczekalni. Zastanawiam się tylko dlaczego nie przyszłaś tu razem ze swoimi przyjaciółmi tylko dopiero teraz.
-Mam swoje powody.
-A ja je znam.
   Spojrzałam na niego gwałtownie, ale ten nadal był wpatrzony w brata. Był taki opanowany i spokojny jak nikt dzisiaj.
-Niby skąd ? - zapytałam.
-Max mi o Tobie mówił. - ponownie powtórzył. - Wszystko. - teraz na mnie spojrzał, a był to taki wzrok, pod którym wpływem odwróciłam głowę. - Z Max'em mam bardzo dobre relacje, mówimy sobie o dokładnie wszystkim. O Tobie też mi mówił. Wszystko.
   Mówił tak spokojnie i płynnie, ale już nie patrzył tak na mnie. Spojrzałam na nieprzeniknioną twarz jedynej osoby, która nie brała udział w rozmowie. Liczyłam na cud, na to, że otworzy oczy i nakrzyczy na mnie, zmiesza mnie z błotem, cokolwiek.
-Dlatego wiem, że nie powinnaś się czuć winna.
-Skoro wszystko wiesz to z pewnością znasz powód, dla którego Max wyjechał tak nagle z miasta.
-Tego nie wiem, bo nie rozmawiałem z nim, ale mogę się domyślić i to nawet łatwo.
-I nadal uważasz, że nie powinnam się czuć winna ?
-Owszem.
-W takim razie z pewnością o czymś nie wiesz.
-Wiem o wszystkim.
   Nie skomentowałam tego.
-Łatwo było się domyślić dlaczego Max tak bez słowa wyjechał i wyłączył telefon, tak samo łatwo mogę się domyślić dlaczego nie przyszłaś tu z wszystkimi i dlaczego tak to wszystko przeżywasz.
-Czuję się temu winna.
-Pewnie myślisz, że Max cię nienawidzi. - kontynuował.
-Bo tak jest.
-Mylisz się, znowu. - spojrzałam na niego przelotnie. - On cię kocha. - spojrzał na mnie i pochwycił mój wzrok. - I ty o tym wiesz.
   Nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak się zachować. Patrzyłam jeszcze przez chwilę na brata Max'a po czym przeniosłam wzrok na pacjenta, którego dłoń nadal spoczywała w moich. Nie wiedziałam co mam myśleć o tym wszystkim, a szczególnie co mam zrobić. Na korytarzu usłyszałam kroki. Odłożyłam dłoń Max'a na miejsce i nie chcą przeszkadzać za pewnie zbliżającym się rodzicom chłopaka chciałam się ulotnić. Podeszłam do drzwi, a dźwięk kroków wcale się nie zwiększał, teraz go nawet nie słyszałam. Chyba ze zmęczenia miałam już zwidy. Sięgnęłam po torebkę, ale na krześle leżało coś jeszcze. Moje klucze od mieszkania, których tu wcześniej nie było. Pamiętam tylko, że Nathan zamykał moje mieszkanie, bo ja byłam w takim szoku, że nie byłam do tego zdolna, ale co one tu robią skoro były u Nathana ?
-Nie musisz wychodzić.
Sięgnęłam po pęczek kluczy i torebkę. Nawet się nie odwracając szybko odpowiedziałam :
-Cześć.
   Wyszłam nie czekając na odpowiedź. Moje obcasy hałasowały jak głupie. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Nie spodziewałam się, że Max komuś opowiada ze szczegółami o mnie, ale to był jego ukochany brat, więc nie mam się czemu dziwić. Wyszłam na zimną, lutową noc i czekałam na swoją taksówkę grzejąc w dłoni nieświadomie pęczek kluczy.


Cześć !
Szok ! Świeci u mnie słoneczko :D
Życie to potrafi namieszać i zaskakiwać ... pozytywnie :) Ciekawy tydzień się zapowiada, ale na razie cieszę się z wolnych chwil.
Snuję powoli plany na jutro, ciekawe co z tego wyjdzie :P
Shake It Off ♥ One Last Time

PS. Kami ... w życiu nie widziałam takiego dłuuuugiego komentarza, a sama to chyba nawet połowy z twojego nigdy nie napisałam. Chyba czas podjąć wyzwanie ;D

wtorek, 23 września 2014

Section 80.

    Po szybkim prysznicu, który nieco zmniejszył moje obawy i przeniósł moje myśli z sytuacji z rana na tor myśli o spotkaniu oraz o tym w co się mam ubrać. Po kwadransie już układałam włosy w kok, bo nie chciało mi się nic z nimi robić innego, tak więc po tej czynności zajęłam się makijażem, a na końcu się przebrałam. Gdy zawiązałam już swoje botki przepakowałam się z aktualnej torebki do kolejnej, w której wylądowała również koszula Nath'a oraz masa dokumentów i teczek, które się zmieściły, bo resztę musiałam przetransportować w rękach. Sięgnęłam jeszcze bo jakiegoś batonika z lodówki i wyszłam z mieszkania.



   Pogoda nic się przez ten czas nie zmieniła. Jak na początek lutego było ciepło, a ulice nagle się wypełniły. Ruch na ulicy był aktualnie duży, a dźwięk klaksonów wcale nie wpasowywał się w ten wiosenny nastrój, którego mieliśmy już przedsmak. Powoli dotarłam do Hope, którą z radością otworzyłam. Po wkroczeniu do środka, zapaliłam światło na sali i zrobiłam sobie aromatyczną kawę w automacie. Gdy ta się robiła zamknęłam drzwi wejściowe i wyszłam na zaplecze, gdzie zapaliłam sobie papierosa. Mój pierwszy dzisiaj, a jaki potrzebny. Nathan nie lubił smrodu tytoniu, więc nie było mowy o paleniu w jego obecności co było dla mnie nieco uciążliwe i problematyczne, ale jakoś dawałam sobie radę. Ostatnio i tak paliłam mniej. Już w ten piątek skończę dwudziestkę. Koniec bycia nastolatką, trzeba dorosnąć. Zaśmiałam się po czym wyrzuciłam peta i wróciłam na salę, gdzie czekała na mnie już kawa, a jej aromat unosił się w powietrzu. Kochałam ten zapach i mam nadzieję, że to będzie zapach tego miejsca.
   Rozłożyłam na ladzie papiery, które musiałam dzisiaj uzupełnić i na moje nieszczęście była ich spora kupka. Westchnęłam ciężko i zajęłam się nimi z niechęciom, ale i myślą, że im szybciej się za to wezmę to szybciej skończę, tak więc, gdy po godzinie usłyszałam pukanie do drzwi z wcześniejszej kupki zniknęła jedna czwarta papierów. Zeskoczyłam ze stołka i poszłam przywitać mojego gościa.
-Kawy ?
-Poproszę.
   I zaczęły się negocjacje, wymiany zdań, ale po dwóch godzinach rozmowy byłam usatysfakcjonowana warunkami umowy. Wróciłam do reszty dokumentów, ale ich widok przypomniał mi o tym, że jednak coś jeść trzeba, więc zamówiłam swoją ulubioną pizzę z pizzerii niedaleko i umyłam kubek po kawie mojego wcześniejszego gościa. Spojrzałam na pusty jak się okazało wyświetlacz telefonu, było nieco po drugiej, a przede mną miły wieczór przy druczkach. Po około dwudziestu minutach dostałam swoją upragnioną pizzę, więc znowu nieco się poobijałam i udałam, że zawartość lady nie istnieje. Po półgodzinnej przerwie znowu zajęłam się papierami zupełnie im się oddając tak, że nawet nie usłyszałam dźwięku otwieranych drzwi wejściowych.
-Nie boisz się tak siedzieć sama tutaj przy otwartych drzwiach ?
   Podskoczyłam na stołku jak oparzona i oderwałam swój wzrok z ostatnich już zapisanych kartek na ladzie. Nathan zamykał już drzwi od środka.
-Boże kochany jak mnie wystraszyłeś. - powiedziałam z ręką na sercu.
-Chyba mi nie powiesz, że tu siedzisz odkąd wróciłaś do domu ?
   Przemilczałam to.
-Ale chyba coś jadłaś ?
-Pewnie, że tak. Jakoś po drugiej.
-A wiesz, że jest już szósta ?
-Co ty gadasz ?
   Sięgnęłam po telefon i faktycznie zobaczyłam, że jest już paręnaście minut po szóstej. Na zewnątrz zdążyło już się ściemnić.
-Mój pracuś. - Nathan dał mi buziaka, a do mnie coś dotarło.
   Gdyby czegoś dowiedział się od Max'a to raczej nie przywitałby mnie tak, a ten jednak zachowuje się zupełnie normalnie w stosunku do mnie.
-Co się tak przyglądasz ? - uśmiechnął się.
-A tak jakoś. Dobrze jest zobaczyć coś innego po paru godzinach czytania.
-Zamęczysz się. - powiedział rzucając okiem na stertę uzupełnionych już papierów.
-Już kończę, zresztą sama się o to prosiłam.
-Wcześniej też miałaś tyle papierów ?
-Było ich sporo, ale teraz jest ich więcej. Ale to przez ten pożar. Gdyby nie on, a coś innego to pewnie było by ich nawet mniej niż za pierwszym razem.
-I nikt ci z tym nie pomaga ? - zdziwił się.
-A dlaczego ktoś miałby mi pomóc ? - podniosłam jedną brew do góry.
-Uważam, że ktoś powinien.
-Mam odmienne zdanie na ten temat. Kawy ?
-Herbatę jeśli można.
-Można.
   Wstałam i udałam się za ladę.
-Ładnie wyglądasz.
-A dziękuję. - posłałam mu promienny uśmiech. - W torebce jest twoja koszula, weź ją.
-Nie musiałaś mi jej dzisiaj oddawać.
-Później bym zapomniała.
-Jakoś bym nie marudził nad tym ubytkiem.
-Oh. Nie marudź tylko ją weź.
   Schyliłam się pod ladę po puszkę z herbatą.



Oczami Max'a.



   Czułem się tak cholernie źle. Gdybym miał włosy to te z pewnością zaczęłyby mi wypadać, ale nawet nie miało co wypaść. Kochałem Nath'a, był członkiem mojej rodziny i widziałem jaki jest szczęśliwy z Am, a jednak mój rozum bywał ogłuszony przez serce, które rwało się jak szalone w kierunku tej uroczej, ale i upartej i nieposkromionej Polki. Byłem między młotem, a kowadłem. Między mną, a Amelią bywało różnie, a nawet bardzo. Najpierw jakieś sprzeczki z powodu Nathana, a i tak później wylądowaliśmy w łóżku po wspólnej imprezie. Wspominam to bardzo przyjemnie. Kolejnym etapem naszej znajomości było to, że otworzyła się przede mną i dała sobie pomóc. Było pięknie, ale jak zawsze coś się musi spieprzyć. Czarny scenariusz tego co mogło się wydarzyć, gdyby Nath nie pojawił się w tej uliczce nadal śni mi się w najgorszych koszmarach i męczy mnie w nocy. Przecież to ona mogła gnić w ziemi, ale na szczęście to ten gnojek tam wylądował. Ale i to było przełomowym elementem w znajomości Am z Nathanem. Chłopak się za nią wstawił i sam wylądował w najgorszej sytuacji, ale wylizał się. Ich stosunku do siebie się ociepliły, ale i Jay nie czekał długo. I jego jakby do niej ciągnęło. Związek Tom'a zawisł na włosku przez nią, ale ta go przekonała, że ma to naprawić i nie czekać dłużej, Tom zrozumiał swój błąd i nadal tworzy parę z Kels, a Siva był dla niej jak ojciec i chyba jego relacje były Amelii bliskie i pomocne.
   Nie powiem, że nie złamała mi serca wylatując z UK, ale przecież to jej wybór. Słowa Nath'a na lotnisku upewniły nas wszystkich, że chłopak czuje do niej coś mocnego, a ja usunąłem się nieco w tło. To co się działo w Polsce i ponowna skorupa Am działała na mnie jak płachta na byka, ale fakt, że wróciła z powrotem był jeszcze większym ciosem, bo co się będzie działo dalej ? Wszystko zaczęło się pieprzyć. Sylwester mógł być taki piękny, ale oczywiście znowu wyszło jak zawsze. Młody powoli łamał lód, a ja się w niego zamieniałem. Gdy Am mnie odtrąciła poczułem się jak porzucony pies, ale widok jej pięknej osoby podczas sylwestra i jej powoli zacieśniające się relacje z Nathanem chyba były jeszcze gorszym widokiem. Cierpiałem w milczeniu, co nie przynosiło ulgi, a raczej jeszcze większy ból.
   Nie wiem czego najbardziej żałowałem. Czy któregoś zdarzenia z przeszłości, czy tego czego nie zrobiłem. Czasu niestety nie mogę cofnąć, ale czy i to coś by mi dało ? Teraz było chyba jeszcze gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Pokłóciliśmy się strasznie, a ja cały dymiłem z bezsilności jaka we mnie była. Ale widok jej dzisiaj u Nath'a spowodował we mnie zupełne spustoszenie.
   Chciałem zakończyć to co się we mnie działo. Tego ranka byłem pewny, że wszystko wyśpiewam Nathanowi nie licząc się z tym co się za tym kryje, w podświadomości nawet liczyłem, że może Amelia wybierze mnie, ale przecież to niedorzeczne. Skoro naprawdę kocha Nathana to jej uczucia do mnie się nie zmienią tym bardziej, że nienawidzi mnie najbardziej na świecie. To dotarło do mnie dopiero jak zobaczyłem ją rano w salonie Młodego. Wtedy doszło do mnie, że powiedzenie wszystkiego Nathanowi jest głupim posunięciem, bo co mi to da ? Kiedy się ze sobą przespaliśmy nikt się z nikim nie spoufalał i nie składał obietnic powiązania się węzłem na całe życie. Co ten fakt wniesie do ich … związku ?
   Ledwo wyhamowałem na czerwonym świetle i wściekły uderzyłem otwartą dłonią w kierownicę. Jak zaraz czegoś nie zrobię to zwariuję. Nathan już coś wyczuwa. Głupi to on nie jest. Po wyjściu Amelii zaczął wypytywać dlaczego ostatnim czasem jesteśmy dla siebie nawzajem jakby oschli i zimni, ale starałem się mu wmówić, że tylko mu się wydaje, bo moje kontakty z Am nadal są takie jak wcześniej. Chyba bardziej starałem się okłamać siebie niż Nath'a, bo ten jakoś niekoniecznie mi uwierzył. Gdy zapytał mnie dlaczego do niego przyjechałem miałem pustkę w głowię i zupełnie stchórzyłem. Powiedziałem, że to nic takiego i w zasadzie to się śpieszę. Wyszedłem byle jak najszybciej i tak wylądowałem w aucie i skierowałem się za miasto. Wiedziałem, że dzisiaj mamy jakieś spotkania i kosmetyczne sprawy do uzgodnienia, ale zupełnie to olałem, wyłączyłem telefon i wyruszyłem w samotną podróż w celu odnalezienia odpowiedzi na męczące mnie myśli.
   Udało mi się nareszcie wjechać na autostradę i mogłem wcisnąć na gaz. Dlaczego tym wszystkim ludziom zachciało się nagle wyjechać w podróż ? Ja rozumiem, że jest ładna pogoda, ale żeby nagle wszystkim zachciało się wycieczek za miasto to już zupełnie nie ogarniałem. Wyłączyłem brzęczące radio, które włączyło się zaraz po przekręceniu kluczyka w stacyjce, ale dopiero teraz byłem w stanie je usłyszeć, ale niekoniecznie miałem ochotę teraz czegoś słuchać.
   Byłem sprzeczny i nie wiedziałem czego mam się spodziewać po samym sobie. Zwolniłem niechętnie, ale koniecznie, bo właśnie zbliżałem się do korku. Tak ! Korek na autostradzie. Świat oszalał ! Wykorzystałem okazję i poklepałem się dość mocno po policzkach. Pod palcami czułem kilkudniowy zarost, spojrzałem w lusterko. Miałem podkrążone oczy i jakoś ogólnie wcale się dobrze nie prezentowałem. Gwałtownie wcisnąłem lusterko na swoje miejsce i spojrzałem na jezdnie przede mną. Chyba był jakiś wypadek, ale powoli zacząłem ruszać z miejsca. Po kwadransie znowu mogłem jechać na pełnym gazie, no może nie pełnym, ale jednak mogłem przygazować. Tak jak myślałem, korek był spowodowany wypadkiem i to dosyć porządnym. Jezdnia ubabrana krwią nie jest fajnym widokiem.
   Ten mętlik w głowie wcale mi się nie podobał i byłem na siebie wściekły za to, że wpakowałem się w to bagno po uszy. Miałem ochotę wypruć sobie serce i przekazać mu w dość kolokwialny sposób, że ono wcale nie czuje nic do Amelii, ale okłamywanie siebie nic nie dawało. Wcisnąłem jeszcze mocniej na pedał gazu widząc pusty pas i ciężko dysząc z emocji pokonywałem kolejne mile. Nie wiedziałem gdzie byłem, ale po godzinie szybkiej jazdy na autostradzie można być już wszędzie.
   Co miałem zrobić ? Nie wiedziałem i to było takie dołujące. Nie mogłem od tak odpuścić i znosić widoku Nathana trzymającego za dłoń Amelię, nie byłbym w stanie tego znieść ze stoickim spokojem. Skoro teraz ledwo wytrzymuje ich wspólny widok razem to co dopiero coś więcej ? Wariowałem jak szalony. Zahamowałem ostro i aż mnie zarzuciło do tyłu. Na moje szczęście nikt nie zbliżał się do mnie i całe szczęście, bo kierowca dzisiaj ze mnie był okropny. Rozejrzałem się dookoła, w oddali widziałem taflę wody. Czyli jestem gdzieś w okolicach morza. Nieźle ! Tego się nie spodziewałem. Ruszyłem ponownie, bo przecież stanie na autostradzie to grzech i znowu ruszyłem przed siebie ze stopą na pedale gazu. Teraz nie mogłem już tak szaleć, bo zrobiło się gęściej, ale to nie znaczy, że nie wyprzedzałem wszystkiego co się da z zawrotną prędkością, ale i to nie potrwało długo.

   Właśnie obmyślałam dalszy ciąg mojej wycieczki krajoznawczej, gdy z samochodem stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Najpierw poczułem silne pchnięcie do przód w prawą stronę, a było to takie silne, że aż uderzyłem głową w kierownicę dość boleśnie, chociaż kark mnie bardziej rozbolał. Straciłem zupełnie panowanie nad kierownicą, bo i mój mózg jakby się zawiesił, a krew tak głośno pulsowała w żyłach, że aż parzyła. Gdy nieco się ocknąłem zauważyłem, że się kręcę, i gdy spojrzałem przez przednią szybę zdałem sobie sprawę, że dachuje z niebezpiecznie szybką prędkością. Dlaczego ja tak pędziłem ?! Gdzie mi się do jasnej cholery tak śpieszyło ? Nagle coś mnie wyprzedziło i uderzyło jakby w barierkę ze sporym hukiem, ale to jeszcze nic, bo ja sam dachowałem w tamtym kierunku i mimo że wydawało się to daleko to po może paru sekundach maska mojego autka uderzyła w tył samochodu, który wpadł w barierkę, a ułamek sekundy później przednią szybę przebiła owa barierką mijając moją głowę o parę centymetrów. Nie byłem pewny, ale podejrzewałem, że ten metalowy drut przebił moje auto po całej długości jak szaszłyka. Moja głowa ciążyła mi z ilości doświadczeń, a gdy poduszka powietrzna otworzyła się nagle moje powieki samowolnie opadły. Dotarły jeszcze do mnie czyjeś krzyki, może nawet histeryczne wrzaski i gwałtowny, ostry ból w nodze.


Siemka ♥
Po prawie miesięcznej przerwie witam Was w pierwszy dzień jesieni, który jak dla mnie to był, a raczej nadal jest dosyć skomplikowany i zawikłany xD
Przepraszam, że tak długo mi zeszło, ale no cóż, szkoła i tak jakoś trzeba było się wbić w ten szkolny system, a że nowa szkoła to nieco mi zeszło :P
Powiedźcie mi tylko, że u Was pogoda też Was nie rozpieszcza, bo jak macie ciepło to Was nie lubię. Nienawidzę deszczu, a dzisiaj rano znowu padało. Co najśmieszniejsze miałam dzisiaj ognisko klasowe i słoneczko wyszło dopiero jak wracaliśmy już autobusem do szkoły, więc same rozumiecie, a pizga tak ten lodowaty wiatr, że krew zamarza. Brr. To ja już wolę, żeby spadł śnieg, bo wtedy jak się poubieram to nie będzie to dziwny widok tak jak teraz :D
Taki tam wypadeczek w opowiadaniu, żeby nie było nudno, chociaż i on będzie miał wkład w dalszą historię i nawet dobrze, że wczoraj pisząc ten rozdział wpadłam na ten pomysł, bo Max miał w przyszłości się gdzieś nie pojawić i teraz mam wymówkę, żeby go tam nie wysyłać :P
Przepraszam też za taki krótki, ale dawno nie pisałam.
Ciekawe czy uda mi się napisać jeszcze te 20 rozdziałów i na setnym skończyć, fajnie by było. Sto ... taka ładna liczba ;D
Nie zanudzam dłużej. Kiedy indziej się Wam będę rozpisywać :P
Do nn i nie obrażajcie się na mnie jak rozdziału trochę nie będzie, chociaż nie mam tutaj na myśli prawie miesięcznych przerw. Skoro już się wbiłam i napisałam ten rozdział, a po takiej długiej przerwie nie było to łatwe, to teraz już jakoś pójdzie :)
Pa ! 

niedziela, 24 sierpnia 2014

Section 79.

    Następnego ranka budziłam się w wyśmienitym humorze. Z ekscytacją wdychałam powietrze przepełnione zapachem Nathana. Obrazy z zeszłej nocy powróciły z nieukrywaną mi radością. Byłam taka rześka i szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Powoli uchyliłam powieki, ale szybko je zamknęłam porażona słońcem, które chamsko wdarło się do sypialni. Ponowiłam próbę i zauważyłam, że pogoda za oknem jest wspaniała, wiosenna wręcz co na początek lutego było dziwnym zjawiskiem, ale ja miałam wrażenie, że pogoda odzwierciedla mnie i to jak się czułam w tamtym momencie. Rozejrzałam się po sypialni ciesząc oczy tą spójnością, którą reprezentował Nathan. Wszystko tutaj pasowało do siebie i mimo zapewne dużych pieniędzy na jego koncie bankowym wszystko tutaj było takie swojskie, a nie jakieś królewskie. Normalny, przeciętny, angielski domek. Po drugiej stronie łóżka nie znalazłam chłopaka co nieco mnie zasmuciło, ale wstałam i trzymając na piersi kołdrę udałam się do łazienki zbierając po drodze wczorajszą bieliznę, która razem z moimi wczorajszymi ubraniami leżała na małym stoliku w kącie. Zamknęłam się w łazience razem z moją torebką i wskoczyłam pod prysznic ciesząc się kropelkami wody spadającymi na moje ciało. Użyłam dostępnego żelu pod prysznic, który pachniał zupełnie jak Nathan, więc jeszcze bardziej zmiękło moje serce, które od wczorajszego wieczoru zachowywało się bardzo dziwnie. Po prysznicu owinęłam się ręcznikiem pozwalając wodzie w niego wsiąknąć, a sama zajęłam się zmyciem makijażu, którego nie zmyłam parę godzin temu. Gdy już to zrobiłam nałożyłam bieliznę i rozpuściłam włosy, które spięłam przed prysznicem. Po wyjściu z łazienki weszłam do nadal pustej sypialni gdzie przeszukałam szafę chłopaka i w oczy natychmiast rzuciła mi się czerwona koszula w kratę, nie wiedzieć czemu od razu pomyślałam o Jay'u. Nałożyłam na siebie ciepły materiał i otulił mnie ponownie zapach Nathana, zupełnie zdekoncentrowana złapałam się na tym, że zrobiło mi się strasznie smutno, a łzy cisnęły mi się do oczu. Wystraszona tą nagłą zmianą podwinęłam do łokci rękawy koszuli, która była może o rozmiar większa od mojego. Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu, a mój smutek zaczął powoli znikać. Byłam tak szczęśliwa, że aż smutna i to mnie wystraszyło.
   Zeszłam cicho po schodach słysząc, że szukany przeze mnie obiekt znajduje się w kuchni, z której słychać było skwierczenie jajek na patelni oraz włączone radio, z którym razem śpiewał pod nosem Nathan. Stanęłam niezauważona w progu i obserwowałam jak ten tanecznymi ruchami przemieszcza się od wysepki, na której miał dwie patelnie, do blatu na którym leżały żółte talerze. Nucił sobie pod nosem kompletnie nie zauważając, że ma widownie. Był tak bardzo szczęśliwy, że nie mogłam zatrzymać kwitnącego na moich ustach uśmiechu. Dla mnie był idealny nawet teraz, gdy miał na sobie szare, dresowe spodnie, a włosy w całkowitym nieładzie. Miło mi się go obserwowało podczas tych czynności, ale i to nie potrwało długo, bo ten, gdy obracał na patelni jajka, które już się ładnie zarumieniły zauważył mnie.
-O cześć. - uśmiechnął się szerzej. - Myślałem, że uwinę się z tym wszystkim nim się obudzisz. - na wolną patelnie obok wrzucił cztery krótkie i dosyć cienkie kiełbaski. - Masz fajną koszulę.
-Tak ? Podoba ci się ? - patrzyłam jak stara się na mnie nie spojrzeć. - Też mi się podoba i tak jakoś sama rzuciła mi się w oczy.
   W końcu podniósł swój rozbawiony wzrok na mnie i obydwoje uśmiechnęliśmy się bardzo szeroko.
-Co tam pichcisz ?
-Tak mi się zdaje, że chyba nie jadłaś jeszcze angielskiego śniadania.
-No nie. - przyznałam mu rację podchodząc bliżej kuchenki.
-Dlatego właśnie ci takie szykuje.
   Oparł dłonie o blat, gdy nachyliłam się nieco nad zawartościami patelni tak, że dzieliły nas centymetry.
-Wygląda …. schludnie. - powiedziałam i podniosłam wzrok.
-Spodziewałem się czegoś innego. - powiedział smutniejszym głosem.
   Roześmiałam się cicho i obeszłam wysepkę krocząc ku niemu. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że aż bałam się, że zaraz to wszystko okaże się snem. Przecież ja nie mogę być aż tak szczęśliwa to jest zupełnie nie w moim stylu, czyżby mój los chciał ponownie się mną zabawić i doprowadzić mnie do łez szczęścia, a później to wszystko zniszczyć ? Czułam do Nathana coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałam, ale wiedziałam jedno, że gdy jego przy mnie zabraknie to zabraknie i mnie i to mnie frustrowało najbardziej. Ta niepewność i znalezienie się w zupełnie nowej sytuacji, której się tak bałam, że aż chciałam się wycofać, ale doskonale wiedziałam, że jak zrobię krok wstecz to również będzie to mój pierwszy gwóźdź do trumny. Tak bardzo się bałam o jutro.
-Cześć.
   Przywitałam się z nim, a po chwili, która trwała dosłownie ułamek sekundy pocałowałam go, delikatnie, subtelnie, ale to mi wystarczyło, jemu chyba również, bo odwzajemnił go tak samo. Przytuliłam się do jego nagiego i jednocześnie ciepłego torsu, a ten objął mnie tak jak ojciec obejmuje swoją malutką córeczkę. W tamtym momencie nie potrzeba mi było niczego więcej, nawet zapachy, które unosiły się w powietrzu i potęgowały mój głód nie mogły mi rozkazać odkleić się od Nathana.
-Jajka nam się przypalą.
   Roześmiał się, a jego klatka piersiowa zafalowała, podniosłam głowę i spojrzałam w jego tęczówki, które się do mnie tak ciepło uśmiechały, ale i przekonywały, więc po chwili rozluźniłam uścisk i stanęłam obok.
-Co mogę zrobić ?
-Skoro już wstałaś to chyba zjemy śniadanie tutaj, więc jak chcesz to możesz naszykować stół. - uśmiechnął się do mnie na chwilę i wrócił do patelni.
-Zrobić coś do picia ?
   Zapytałam, gdy sprzątałam stół ze zbędnych akcesoriów.
-Nie. Angielskie śniadanie musi przyrządzić anglik od a do z, więc jak skończysz to możesz już siadać.
   W zasadzie oprócz usunięcia ze stołu jakiś pierdół typu gazety czy niewypakowanej jeszcze reklamówki z zakupami, które musiał zrobić rano Nath to nie miałam więcej do roboty, więc gdy zamykałam lodówkę chowając w niej ostatni jogurt jaki znalazłam w reklamówce usiadłam naprzeciwko kuchenki i obserwowałam ruchy Nathana. Teraz akurat przewracał kiełbaski na drugi boczek, bo ten pierwszy był apetycznie przypieczony. Jajka już czekały na podanie, a Nathan zaglądał do włączonego piekarnika sprawdzając coś. Podszedł do szafki i wyjął z niej puszkę fasolki w jakiejś zalewie. Woda wrzała w czajniku, a duże okrągłe wręcz kubki czekały na zapełnienie wraz z torebkami herbaty. Nathan wlał wodę i wrócił do kuchenki. Przełożył jajka, które zresztą wyglądały jak odlane z foremki, na duże talerze. Otworzył piekarnik i wyjął z niego smażony bekon, który wylądował na jajkach, po chwili dorzucił kiełbaski i otworzył puszkę fasoli, tutaj dużą łyżką nałożył duże porcje, które w zasadzie wypełniły połowę talerza, bo drugą zajmowały jajka z bekonem i kiełbaski. Wszystko wyglądało niezbyt apetycznie, ale przynajmniej ładnie podane. Nath wrócił do kubków i wyjął z nich zużyte torebki herbaty udało mi się zauważyć, że herbata ma mocny czarny kolor. Wyrzucił torebki, wyjął mleko z lodówki i dopełnił nim kubki. Zabrał talerze na stół i wrócił po herbatę, która również wylądowała na stole, wrócił jeszcze tylko po cukierniczkę i gdy i ona znalazła się na stole odwrócił się do mnie siedzącej nadal przed kuchenką z satysfakcją na twarzy mówiąc.
-Viola ! - zaszpanował francuskim i wyszczerzył się do mnie. - No chodź tu szybko. - ponaglił mnie, gdy nadal mało przekonana tym posiłkiem siedziałam przy wysepce.
   Podniosłam swój zadek i nie śpiesząc się wcale podeszłam do stołu z nietęgą miną. Opadłam, bo inaczej się tego nazwać nie da, na krzesło i posłałam Brytyjczykowi słaby uśmiech.
-W razie gdyby ci to nie posmakowało to rano zamówiłem zakupy, więc można będzie zjeść coś innego. - odezwał się niepotrzebnie, bo miałam ogromną ochotę dorwać jogurt, który schowałam parę chwil wcześniej.
-Raz się żyje, nie ? - roześmiałam się nerwowo i spojrzałam na mój talerz.
   Kiełbaski były apetyczne, jajka jak dla mnie nieco zbyt przysmażone, a bekon … no cóż, jakoś nigdy za nim nie przepadałam, bo o tej fasolce to już nawet nie wspomnę, wyglądała jak strawiona przez dinozaura. Starałam się myśleć pozytywnie, ale gdy chciałam podnieść rękę do kubka to przypomniało mi się, że stoi przede mną bawarka. Jak można pić herbatę z mlekiem ?! Podniosłam wzrok na Nathana, który również nie ruszył śniadania, ale to nie dlatego, że nie był głodny, tylko bacznie mnie obserwował. Chrząknęłam.
-To smacznego.
-Jak nie chcesz to nie jedź. - powiedział ze śmiechem.
-Chcę.
-Taaa, a mi tu rowerzysta jedzie. - naciągnął dolną powiekę, a ja się zaśmiałam.
-Trzeba próbować nowych rzeczy, prawda ?
-Ale nie przeciw sobie. Jak nie chcesz tego jeść to nie musisz.
-Oj przestań.
   Chciałam chwycić za jakiś widelec albo coś, ale tak sobie pomyślałam, że niby jak ja mam to zjeść ? Jajko, bekon i kiełbaskę zjem widelcem, ale tę prowizoryczną zupę fasolową widelcem już nie zjem. I bądź tu człowieku mądry. Wyciągnęłam rękę po kubek i widziałam, że Nath sięga po widelec, więc i ja później go wezmę, ale teraz musiałam czymś zwilżyć gardło, bo nic by mi przez nie nie przeszło. Gdy kubek był na wysokości moich ust westchnęłam głośno i szybko pociągnęłam łyk. Nathan akurat podniósł zaciekawiony wzrok, a ja przełknęłam ciepły napój. Musiałam stwierdzić, że to mi smakowało, więc wypiłam kolejny.
-Dobre. - powiedziałam, gdy już przestałam pić, a Nathan uśmiechnął się szeroko.
   Teraz czekało mnie chyba coś gorszego. Sięgnęłam dłonią po widelec i przekroiłam kiełbaskę i jajko, nadziałam to na widelec i włożyłam do ust. Przegryzłam i poczułam się jak w raju. Nie wiem czym i jak, ale ta kiełbaska była tak doskonale doprawiona, że chciałam więcej. Sięgnęłam po bekon, ale jednak moje uprzedzenia do niego nie zmieniły się, bo moje podniebienie nie zaczęło go lubić, ale z grzeczności zjadłam ten plasterek, na koniec wzięłam do ręki łyżkę i nabrałam nieco fasolki i tu chyba przeżyłam największy zawód tego ranka. Ona była najlepsza ! Nie wiem z czego była ta zalewa, ale to było bardzo smaczne. Nath obserwował mnie przez ten cały czas i cicho się śmiał, a ja zajadałam z bananem na twarzy patrząc z kolei na niego. Tak minęło nam całe śniadanie. Obserwowaliśmy siebie nawzajem uśmiechając się głupio. Jak jakieś przygłupy, ale było przyjemnie. Nathan z ochotą zjadł mój bekon i wcale się nie obraził za to, że go już później nie tknęłam, a ja najedzona i po, co dziwne, dokładce fasolki, rozłożyłam się na krześle i sączyłam bawarkę.
-Czyli ci smakowało ? - zapytał ze śmiechem chłopak, gdy sprzątał ze stołu, bo ja nie byłam w stanie nawet wstać.
-Taaaaak. - przeciągnęłam leniwie samogłoskę. - A mówią, że to polska kuchnia jest tłusta. - żachnęłam się.
-Każda kuchnia jest inna. Ale każda na swój sposób smaczna.
-Jeżeli poprawnie przyrządzona. - uzupełniłam.
-Czy to był komplement w moją stronę ?
-No nie wiem. Nie powiem, że jesteś amatorem w kuchni, bo nim z pewnością nie jesteś jeżeli chodzi o śniadanie.
-Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, więc chociaż tyle potrafię zrobić.
   Zaśmiałam się cicho, gdyż na więcej nie pozwalał mi mój brzuch, a czułam się jakbym była co najmniej w ciąży z bliźniętami.
-Czuję się jakbym była ciężarna. - palnęłam.
-Już ?! Tak szybko ? - przyleciał do mnie zaniepokojony, ale jego oczy się śmiały, trzepnęłam go w bary i wstałam.
   Wchodziłam na schody jak poczułam, że mnie obejmuje w tali i razem wdrapaliśmy się do sypialni. Nałożyłam spodenki, w które włożyłam koszulę, a Nathan założył czarną bluzę i skarpetki.
-Pracujesz dzisiaj ? - zapytał.
-Za dwie godziny mam spotkanie.
-Ja mam dzisiaj w zasadzie wolne.
-Jak w zasadzie ?
-No, bo mamy tam jakieś spotkanie popołudniu, ale to tylko formalności. A ty dużo masz dzisiaj tych spotkań ?
-No trochę mam skoro w piątek chcę otworzyć Hope.
-A twoi rodzice kiedy przylatują ?
-W czwartek.
-Gdzie będą nocować ?
-Mama mówiła, że zamówiła pokoje w hotelu dla ich trójki, bo Olly wykorzysta swój prezent bożonarodzeniowy i zatrzymuje się w innym hotelu.
-Z kim przylatuje ?
-Nawet nie wiem.
-Z dziewczyną ?
-Wiesz, u nich to trochę skomplikowane było, bo się pokłócili, ale w zasadzie to ostatecznie nie wiem czy wrócili do siebie.
-A twoi rodzice nie woleli by tutaj zostać na ten weekend ?
-Tutaj ? Gdzie tutaj ? - spojrzała na niego, gdy wchodziliśmy już do salonu.
-No u mnie.
-U ciebie ? - jeszcze bardziej byłam zaskoczona.
-No. Mieli by cały dom dla siebie, mam dodatkowe sypialnie.
-A ty ? - usiedliśmy na kanapie.
-Chyba byś mnie przygarnęła do siebie na jakiś czas, co ?
-No nie wiem. - droczyłam się z nim, zabrałam mu pilota i sama włączyłam telewizor. - Mają już opłacony hotel, więc szkoda, żeby się zmarnował.
-Tak tylko wspomniałem.
   Objął mnie i wtulona w jego bok skakałam po kanałach. Oglądaliśmy urywek jakiegoś reality show komentując zawzięcie, że z pewnością to wszystko jest ustawione wcześniej. Minęła nam tak razem godzinka.
-Muszę jeszcze raz zaznaczyć, że to był genialny pomysł, żebyś wczoraj do mnie wpadła. - powiedział Nathan nakręcając moje włosy sobie wokół palca.
-Ja mam tylko takie pomysły. - żachnęłam się.
-To dobrze.
   Gdy to powiedział przesunął się tak, żeby mieć do mnie dostęp i złożył na moich ustach soczystego buziaka, którym nie pogardziłam.
-A to za co ? - zapytałam nadal wpatrzona w jego tęczówki.
-Za całokształt.
-To coś słabo mnie oceniasz. - prychnęłam niby z oburzenia po czym znowu wlepiłam wzrok w telewizor.
-To się da naprawić.
-Nie rozmawiam z Tobą.
-Pierwszy foch ! Nie spodziewałem się go tak szybko.
   Nathan próbował mnie udobruchać, chociaż w zasadzie to nawet nie byłam na niego zła, tylko się z nim droczyłam. Zaczął wkładać mi palce między żebra, a ja podskakiwałam jak kangur na kanapie. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, a wraz z tym i moje palce znalazły jego żebra tak, że teraz nawzajem się droczyliśmy. Żeby mieć do jego żeber lepsze dojście usiadłam mu na kolana śmiejąc ile sił, a on razem ze mną. Po chwili przestałam się śmiać i wciskać mi swoje palce w jego żebra i po prostu się w niego wpatrywałam. Po chwili i on przestał, a między nami zapadła cisza przerywana reklamami sączącymi się z telewizora i naszymi oddechami.
-Nathan ?
   Coś do mnie dotarło, coś tak mocnego i tak intensywnego, że nagle wszystkie mury zniknęły, a pytania bez odpowiedzi zostały zaspokojone. Spokojnie przyglądałam się jego twarzy ciesząc oczy tym widokiem i serce tą chwilą. Wszystko było dla mnie jasne, a ja sama byłam wszystkiego pewna. Słowa same cisnęły mi się na usta z taką szczerością, o jaką nawet nigdy siebie nie podejrzewałam.
-Kocham cię.
   Powiedziałam, a w moim sercu odpalono milion fajerwerków. Uśmiechałam się tak szeroko, że aż rozbolały mnie mięśnie twarzy, ale Nathan również się uśmiechał jakby z niedowierzaniem.
-Też cię kocham. - odpowiedział i nasze usta się złączyły.
   Chciałam zapamiętać każdy detal, każdą sekundę tego co się działo, bo to było tak wspaniałe, że bałam się, że nigdy więcej się nie powtórzy. Czułam się jakbym wzięła wszystkie używki świata, a do tego nie miałam halucynacji. To była wspaniała ekstaza. Nawet gdy oderwaliśmy się od siebie nasze twarze były wykrzywione w szerokie uśmiechy.
-C-czyli ... czyli od dzisiaj jesteśmy oficjalnie parą ? - zapytał niepewnie Nath, a jego uśmiech wyblakł.
-Zależy jak rozumiesz słowo oficjalnie. - spojrzałam mu w oczy z przesłaniem, żeby się nie zrażał.
-Wśród znajomych. - powiedział niepewnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko, nie chciałam tej całej medialnej nagonki, nie wtedy kiedy byliśmy ze sobą tak bardzo szczęśliwi.
-W takim razie, od dzisiaj, od tej chwili jesteśmy oficjalną parą. - powiedziałam tonem starej nauczycielki i się roześmiałam, a za mną chłopak, mój chłopak.
   Nathan starał się mnie pocałować, ale tak się śmiałam z radości jaka mnie wypełniła, że nie mogłam się uspokoić, więc i on sobie odpuścił. Znowu znalazłam się po jego lewej stronie i wtulona oglądałam jakiś program kulinarny, trzeba będzie się zaraz zbierać, pomyślałam, a po chwili rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś ? - zapytałam wstającego Nathana.
-Nie, a ty ? - uśmiechnął się.
-Zabawne. - wystawiłam mu język, gdy wychodził z salonu, a sama rozprostowałam zgięte w kolanie nogi, nawet nie wiedziałam, że aż tak mnie rozbolą po tym siedzeniu.
-Cześć, mogę na chwilę ? - usłyszałam męskie pomruki na korytarzu.
-Yyyy … tak wejdź. - dźwięk zamykanych drzwi i kroki.
-Sorry stary, że tak bez uprzedzenia, ale to pilna sprawa. - chyba znałam właściciela tego głosu.
-Nie no, nie ma sprawy, wchodź.
-Zajmę ci tylko chwilę i już mnie nie … - Max wkroczył pewny siebie do pokoju, ale jakoś mina mu zrzedła jak zobaczył mnie stojącą przed kanapą. - Chyba jednak nie powinienem był przychodzić. - i już się cofał na korytarz.
-Max !
   Krzyknęłam za nim, a to co zrobiłam dotarło do mnie po paru sekundach, więc, gdy obydwoje patrzyli na mnie wyczekująco walczyłam ze sobą i starałam się zrozumieć dlaczego go zawołałam, ogólnie miałam wrażenie, że jego imię w moich ustach brzmi okropnie, jak jakaś tropikalna choroba zakaźna. Max czekał w napięciu na rozwój sytuacji, przecież obiecał mi, że nigdy już nie będziemy zdani na swoje towarzystwo, a tu klops. Ale skąd mógł wiedzieć, że tu będę, przecież miało mnie tu nie być ! Nathan stał nieświadomy wszystkiego, ale jakby nieco zdziwiony naszym zachowaniem.
-Nie wychodź. - odezwałam się w końcu.
-Chciałem porozmawiać z Młodym, ale skoro Wam przeszkadzam to już mnie nie ma. - jego ton głosu był jakby przegrany, jakby poddawał się walkowerem .
-Zostań ! - krzyknęłam za nim, a ten znowu się zatrzymał. - I tak muszę się już zbierać, więc skoro chciałeś porozmawiać z Nathanem w cztery oczy to z mojej strony nic Tobie w tym nie przeszkadza.
-Rozgość się, a ja zaraz wracam. - Nathan pchnął go lekko w stronę kanapy, a ja obeszłam ją z drugiej strony, żeby nie trafić na jego tor.
   Wyszłam z Nathanem na korytarz, a następnie na schody, odezwał się dopiero w sypialni.
-Nie musisz iść.
-Muszę, jak zaraz nie wyjdę to spóźnię się na spotkanie, a muszę przecież się przebrać. - uśmiechnęłam się i wrzuciłam swoje ubranie do torebki, schyliłam się po buty.
-Może cię odwiozę ?
-Masz gościa. Możesz jedynie zadzwonić mi po taksówkę jeżeli możesz.
-Pewnie.
   Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer. Gdy zawiązywałam już trampki doszło coś do mnie. Przecież Max nie speszyłby się na mój widok, gdyby chciał ot tak pogadać z Nathanem, są ponoć jak bracia, więc czego mógł chcieć George ? A ja go jeszcze sama zatrzymałam ! Co za idiotka ze mnie ! Przecież to pewne, że on chciał wygadać wszystko Nathanowi i zburzyć moje szczęście, nasze szczęście ! Nie mogę dać mu wolnej ręki, nie mogę pozwolić, żeby ci dwaj zostali teraz sam na sam, nie po tym jak Max zobaczył nas rano, razem w domu Sykesa.
-Zaraz będzie.
-Co ? - podniosłam szybko głowę do góry.
-Taksówka.
-Aha, no tak. - wstałam i sięgnęłam po sweter i torebkę.
   Musiałam coś wymyślić, ale co ? Czasu nie cofnę. Nie chcę stracić Nathana, a ta łysa małpa jest zdolna do wszystkiego. Manipulant zasrany.
-Zejdziemy ?
-Yyyy tak. - uśmiechnęłam się, ale chyba nieprzekonująco.
-Jakaś spięta jesteś.
-A, bo tak myślę o tym spotkaniu. - skłamałam.
-Jakieś ważne ? - złapał haczyk.
-Istotne w pewnym stopniu. Pożegnam się jeszcze z Max'em.
   Szybko pokonałam resztę schodów i zostawiając Nathana z tyłu wbiegłam do salonu. Max stał przy oknie, gdy mnie zobaczył podniósł wzrok, ale zaraz nim uciekł. Nie wiedziałam co mam zrobić. Przecież nie mogę otwarcie mu powiedzieć, że ma siedzieć cicho, bo Nathan to usłyszy i jak na zawołanie wszedł do salonu. Słyszałam jego kroki.
-To cześć Max. - powiedziałam bardzo słodkim głosem. - Bądź grzeczny.
   Spojrzał na mnie na chwilę i uśmiechnął się równie sztucznie jak ja.
-A ty ostrożna. - zamilkł, a po chwili dodał, żeby nie budzić podejrzeń Nathana. - Na ulicy sporo ludzi, łatwo o kradzieże.
-Potrafię walczyć o swoje. - posłałam mu nienawistne spojrzenie.
-Niewątpliwie, ale czasami jest już za późno, żeby COŚ odzyskać. - uśmiechnął się niby z troską, a w jego oczach szarżowały ogniki złości.
-Jeżeli odda się TO COŚ bez walki to owszem, ale ja nie z tych, którzy łatwo odpuszczają. - zaśmiałam się jakbym usłyszała genialny żart, ale moje usta nadal były ułożone w linie, Nath nie widział mojej twarzy.
-Tak, na pewno masz rację. - spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
-Am, chyba taksówka już przyjechała.
   Nathan przerwał naszą wymianę spojrzeń, a serce waliło mi jak szalone. Czułam coś ze złości, ale i bezsilności, chciałam uderzyć Max'a, ale też i zacząć wyć z żalu. Przerwałam nasz kontakt wzrokowy.
-Uważaj na siebie Max. - pożegnałam się z nim i odwróciłam do wyjścia, do Nathana.
-Ty też. - usłyszałam za sobą, ale już byłam na korytarzu z brunetem.
-Zadzwonię później do ciebie. - powiedział przy drzwiach.
-Liczę na to. - uśmiechnęłam się i wspięłam na palce, by go pocałować. - To cześć.
   Pożegnałam się z nim i zbiegłam ze schodów wprost na ciepłe promienie słońca, zanim weszłam do taksówki odwróciłam się i pomachałam Nathanowi co ten z chęcią odwzajemnił i gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu jego czupryna również zniknęła. Kierowca dostał ode mnie adres i po chwili ruszył, a ja czułam się okropnie z myślami o tym co teraz może dziać się u Nathana i czy moje przypuszczenia na temat Max'a są poprawne. A może to chodziło o coś zupełnie innego, a ja się tak spięłam ? Przeszło mi przez głowę i nieco się uspokoiłam. Musiałam być dobrej myśli, prawda ? Max chce dla Nathana dobrze, więc nie powie mu o niczym, ja to zrobię, ale przy odpowiedniej okazji. Wtedy wszystko będzie inaczej. Zresztą dlaczego to miałoby w jakiś sposób zranić Nathana ? Przecież wtedy się nienawidziliśmy nawzajem, więc co mu do tego, że pijana po imprezie przespałam się z pijanym po imprezie Max'em. Jemu nic do tego, tak samo jak Max'owi. Ja nie jestem niczemu winna, nic nikomu nie zrobiłam, nikt nie ma żadnych podstaw do oskarżania mnie o coś wielkiego. Tak ! Tego muszę się trzymać i cieszyć się szczęściem. Czym ja się w ogóle martwię ?! Dlaczego ja się w ogóle martwię ?! Zaśmiałam się nerwowo i podałam kierowcy odpowiednią sumę pieniędzy. Wysiadłam i szybko zniknęłam w swoim mieszkaniu. Muszę się odświeżyć przed ważnym spotkaniem. Nic i nikt nie jest w stanie mnie zbić z tropu w tym momencie. Wygram to, nawet jak nie będę musiała walczyć.


Czołem !
Moim Tygryskom spodobał się ostatni rozdział, heh, ufff ;)
A teraz taka mała anegdotka na temat tego burzliwego momentu, gdzie Am mdleje, bo nie ma wystarczającej ilości tlenu, bo zajmuje się czymś ciekawszym niż oddychanie. Muszę Wam napisać, że po napisaniu tego momentu złapał mnie parudniowy brak weny i gdy dnia publikacji dokończyłam rozdział to poważnie rozważałam usunięcie tej sceny, ale doszłam do wniosku, że jednak ją zostawię i pójdę dalej, tag więdz ... xD
Oh Kami co ja z Tobą mam ... spokojnie i na to przyjdzie (chyba) czas ;P Do setnego rozdziału nieco mi zostało, a ja sama nawet nie wiem jaki będzie koniec tego opowiadania. Coś tam wiem, ale taka końcówka końcowa nadal nie jest przeze mnie wymyślona :)
Czy tylko ja zawsze odczuwam takie dziwne uczucie na zakończenie wakacji ? Lipiec mi się ciągnął, a sierpień Tak O! mi uciekł, tak niespodziewanie. Miałam zrobić TYLE rzeczy na wakacjach, a łapie się na tym, że jeszcze TYLE mi zostało, a to już OSTATNI tydzień o.O Niech mi ktoś wyjaśni jak ?! Z jednej strony cieszę, że idę do szkoły, bo wiecie, nowa szkoła, nowi ludzie, nowe (stare) miasto, ale kiedy ja znajdę czas na pisanie ? Smutno mi :( 
A do tego to pewnie ostatni rozdział w te wakacje CHLIP CHLIP
No nic, nie pogrążam się bardziej w żałobie, smutku, żalu tylko idę czytać szóstą część HP, bo jeszcze została mi ostatnia, a mam tylko jeszcze tydzień. Btw, piąta cześć jest najdłuższa i najdłużej się ciągnie, chyba dwa jak nie trzy tygodnie ją czytałam. To chyba  moja najmniej lubiana :/
No nic, u mnie w domku takie zapachy, że chyba jednak zjem śniadanie. Bye !