poniedziałek, 31 marca 2014

Section 65.

-Hej ! Co z nią ? - obudziły mnie głosy na korytarzu, potarłam energiczne oczy próbując je rozbudzić.
-A jak myślisz ? - rozpoznałam smutny głos Nathana. - Totalnie się rozłożyła.
-Gdybym tylko mógł jej jakoś pomóc. - nie mogłam rozpoznać tego szeptu.
-Mam to samo, stary. - Nathan westchnął. - Z nieba mi tak w zasadzie spadłeś. Mógłbyś posiedzieć dzisiaj z nią ? Dopilnować, że nic złego sobie nie zrobi ?
-Gdzieś się wybierasz ? - chyba był to Max.
-Muszę pojechać po rzeczy do Gloucester. Za parę dni nie będzie na to czasu.
-Nie no spoko. - tak to był ewidentnie Max.
-Okey, to sprawdzę o której mam pociąg i jadę.
-Przecież możesz pojechać moim autem.
-Na pewno ?
-Tak.
-A tak właściwie to jak ty tutaj przyjechałeś, skoro ja mam twoją furkę ?
-Pociągiem. - zaśmiał się, a głosy stawały się coraz cichsze, chyba moi goście przenieśli się do kuchni.
   Przeniosłam wzrok na sufit i z totalnym leniem się w go wpatrywałam. Sprawa „Hope” nie dawała mi spokoju. Z poprzedniej załogi został tylko Louis, który chce, żebym odremontowała lokal i dała mu pracę, ale ja sama nie wiem czy to dalej kontynuować. Nie mam siły na kolejne porażki. Zamknęłam śpiące i zmęczone oczy. Po chwili ponownie usłyszałam głosy na korytarzu.
-To jadę. Myślę, że jakoś popołudniu powinienem wrócić. - Nathan.
-Okey, jakby coś się działo to dzwoń.
-Chciałem to samo powiedzieć. To jadę.
-Na razie.
   Usłyszałam tylko dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Co dalej działo się z Max'em nie było mi wiadome, ale nie chciałam być uważana za osobę o dziwnych myślach. To, że przez całe życie mi się nic nie udaje nie znaczy, że od razu mam myśli samobójcze … no dobra, może coś w tym jest. Ciche pukanie do drzwi przerwało moje filozoficzne rozmyślania.
-Nie śpię jeżeli cię to interesuje. - powiedziałam otwierając oczy i przekręciłam głowę w kierunku stojącego w drzwiach Max'a. - Nie powinieneś stać w progu. - podciągnął się do pozycji siedzącej.
   Chłopak niepewnie podszedł do łóżka, później na nie usiadł i wpatrywał się we mnie, a ja w niego. Chyba żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć, ale ta cisza między nami wcale nie była nieznośna. W pewnym momencie Max usadowił się obok mnie i po prostu do siebie przygarnął, wtuliłam się w niego i po prostu siedziałam. Nie wiem ile mi to zajęło, ale w pewnym momencie Max podał mi chusteczkę i zdałam sobie sprawę, że mam mokre policzki. Wytarłam je.
-Myślę, że już tego wystarczy. - przerwałam ciszę.
-Nie zawsze musisz być twarda jak skała, wiesz o tym ?
-Kiedy taka jestem czuję się pewniej. - odrzuciłam kołdrę i wstałam.
   Podeszłam do szafy i wyjęłam coś wygodnego, a później poszłam do łazienki się jakoś ogarnąć. Po szybkim prysznicu ubrałam się, włosy związałam w kucyka i zrobiłam lekki makijaż, gdyż na więcej mi się nie chciało poświęcać czasu.



   Wyszłam i wróciłam do sypialni, usiadłam na łóżku z podkulonymi nogami i tak trzymając się w tej dziwnej pozie siedziałam. Po dość długim czasie usłyszałam Max'a, pukającego do drzwi łazienki, a że nikt mu nie odpowiadał to przycisnął klamkę, która wpuściła go do pustej łazienki, zaledwie chwilkę zajęło mu przyjście do sypialni.
-Wyszłaś z łóżka po to, żeby do niego zaraz wrócić ? - zapytał stojąc w drzwiach.
-Dokładnie tak. - odparłam nonszalancko.
-Ej. - dosiadł się. - Nie można tak.
-Pozwól, że sama zadecyduję o tym co mogę, a czego nie. Chciałabym porozmawiać z mamą, mógłbyś wyjść ?
-Śniadanie chociaż zjedz.
-Nie jestem głodna.
   Poczekałam, aż chłopak sam wyjdzie z sypialni i dopiero wtedy wyjęłam laptopa. Wiem, że i tak nic by nie zrozumiał z mojej rozmowy, ale chciałam byś sama. Wysłałam mamie sms i włączyłam laptopa. Ku mojemu zdziwieniu po zalogowaniu się na skype mama była dostępna. Przecież jej urlop się już skończył.
-Cześć Myszko. - zobaczyłam jej rozpromienioną twarz na monitorze.
-Cześć mamo. Nie w pracy ?
-Tak się składa, że nie. - odpowiedziała wesoło. - Opowiadaj jak u ciebie.
-Źle ? Potwornie ? Okropnie ? - wymieniałam. - Tęsknie za Wami. - poczułam wzbierające łzy. - Dlaczego życie jest takie trudne ?
   Mój wzrok powędrował do ściany naprzeciwko, na której wisiała moja antyrama od rodziców. Przeczytałam jej zawartość i to powstrzymało moją ochotę na płacz.
-Kochanie jeżeli czujesz potrzebę to wsiadaj w samolot i przylatuj. Tato po ciebie pojedzie, ale nie zadecyduję za ciebie gdzie masz zostać. Czy tu, w Polsce, czy w Londynie.
-Jak ja sama o tym nie wiem. Mam taki mętlik w głowie. Jeszcze niedawno miałam ochotę wszystko rzucić i wrócić na stałe do Polski, a teraz gdy już tutaj niczego nie mam i w zasadzie mam wolną drogę to już nie jestem tego wszystkiego taka pewna.
-Odpocznij i nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji.
-Jak mam odpocząć ?
-Wsiadaj w samolot i przylatuj. Jak nie tu to na jakieś ciepłe wyspy.
-Żeby to było takie proste mamo. - pociągnęłam nosem.
-Wiem, że nie jest.
-Chyba nie masz czasu, co ? - mama ciągle się wierciła, zerkała na zegarek.
-Dla ciebie mam.
-Jak go nie masz to po prostu powiedź. Nie przeszkadzam. Trzymajcie się tam. Pa.
   Nie pozwoliłam się jej pożegnać tylko szybko zakończyłam połączenie i wylogowałam się ze skype. Wpatrywałam się w pusty monitor i ponownie się skuliłam. Nagle moją głowę odwiedziły wszystkie moje porażki, wszystkie przegrane, wszystkie żale, cały ból, który w sobie noszę. Zaczynając od wspaniałego dzieciństwa, które później przerodziło się w ogromną pogoń za złem, poznanie nowego towarzystwa, zmiany toku myślenia, zmiany otoczenia. Pojawił się Tomek, pojawiły się pierwsze kłopoty. Czasami dziwię się jakim cudem skończyłam szkołę bez powtarzania roku. Wszystko się przewróciło o 180 stopni. Zaczęłam opuszczać szkołę, otaczać się w dziwnym towarzystwie, które mimo ich zaleceń, że są dla mnie najlepsi, wcale takie nie było. Pierwsze jointy, pierwsze zakrapiane imprezy, pierwsze braki w pamięci, pierwsze wizyty w szpitalu, pierwsze próby rodziców wysłania mnie na odwyk, pierwsze problemy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystko wiązało się z jedną osobą, która na zakończenie naszej wspólnej drogi sprezentowała mi blizną do końca życia. Chciał żebym o nim nie zapomniała, z pewnością tak nie będzie. Dotknęłam brzucha. Pod palcami poczułam nieprzyjemne zgrubienie. Szybko zabrałam dłoń. To było dla mnie za dużo.
   W głowie zaczęły mi krążyć ciemne wizje, ciemne myśli. Do czego to mnie doprowadza ? Za jakiś czas wyląduję w pokoju z miękkimi ścianami. Co się ze mną dzieję ?! Położyłam się na plecach w celu uspokojenia się. Wytarłam twarz ze słonej wody i podeszłam do okna. Cienka warstwa śniegu z dnia wczorajszego nadal się utrzymywała, to znaczy, że w nocy musiał być przymrozek. Starałam się skupić swoje myśli na czymś przyjemnym i neutralnym. Na przykład taki śnieg. Spadnie, poleży, obsiusia go piesek, zje dziecko, a na końcu zniknie i zamieni się w błoto. Takiemu to dobrze. Niczym nie musi się przejmować.
-Amelia. - podskoczyłam ze strachu. - Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć.
   Odwróciłam się i zobaczyłam Max'a stojącego w progu. Znowu.
-Nic się nie stało. - wychrypiałam i kaszlnęłam.
-Śniadania nie zjadłaś, ale nie pozwolę na to, żebyś nie zjadła obiadu. Nie jestem jakimś tam dobrym kucharzem, ale to co zrobiłem jest jadalne, więc … zapraszam do stołu.
-Ale ja naprawdę nie jestem głodna.
-Ale ja nie żartowałem. - założył ręce na klatce piersiowej napinając swoje mięśnie.
-To ma mnie przekonać ?
-Wszystkiego spróbuję. - uśmiechnął się.
-A co zrobiłeś ? - powiedziałam na wydechu idąc do kuchni.
-Zupa jarzynowa. - powiedział niepewnie.
-Fajnie.
-Wspominałem, że nie jestem wybitnym kucharzem, prawda ?
-Owszem.
   Usiadłam do stołu, na którym stały już dwa pełne talerze parującej zupy. Nawet to nie przekonało mojego żołądka do tego, żeby go napełnić. Po prostu nie czułam głodu.
-Nathan wspominał o wyjeździe do Polski. - zaczął temat Max.
-No.
-A coś więcej ?
-No powiedział, że chciałby pojechać i zobaczyć śnieg.
-Tutaj też mamy śnieg.
-Ale w Polsce jest go znacznie więcej.
-I kiedy się wybieracie ?
-Pewnie nigdy.
-Jak to ? - zdziwił się.
-Macie teraz pracę.
-Ale na weekend zawsze można wyjechać, tym bardziej, że zostały nam ostatnie dni wolnego.
-To kiedy wy zaczynacie prace ?
-Od wtorku.
-Aha.
   To się wysiliłam nie ma co.
-Sprawdzaliście już czy jest akurat jakiś lot ?
-Max. - spojrzałam na niego. - Wczoraj Nathan był zachwycony tym pomysłem, ale nie myślę, że faktycznie chciałby tam polecieć.
-Jestem innego zdania. Bardzo zawzięcie o tym mówił. A dzisiaj pojechał po swoje rzeczy do Gloucester, więc myślę, że weźmie też parę cieplejszych ubrań.
   Spojrzałam na niego znad talerza, z którego zjadłam parę łyżek zupy.
-Dziękuję, ale już się najadłam. - wstałam i wróciłam do sypialni.
-Am.
-Daj mi spokój, proszę.
   Resztę dnia spędziłam u siebie wpatrując się w niebo, a gdy te ściemniało położyłam się na łóżku, wsadziłam do uszu słuchawki i leżałam z zamkniętymi oczami licząc na to, że może uda mi się zasnąć. Ale byłam w błędzie. Poczułam, że ktoś kładzie się obok, ale totalnie nic mi się nie chciało i wszystko miałam totalnie gdzieś. Mogliby mnie teraz wywieść na Antarktydę, a ja nawet bym się nie sprzeciwiała. Nawet kiedy ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha i zabrał sobie. Ale, gdy poczułam, że ktoś opatula mnie ciepłym kocem otworzyłam oczy.
-Nathan ? - zapytałam na jego widok, też leżał z zamkniętymi oczami i jedną słuchawką w uchu.
-Cześć. - przywitał się. - Max mówił, że nie byłaś dla niego zbyt towarzyska.
-Wystarczy, że raz byłam aż nadto. - wypaliłam.
-Co masz na myśli ?
-Nic. Mi z kolei mówił, że zapaliłeś się na wyjazd do Polski. - zmieniłam temat.
-Bo taka prawda.
-A ja mam wrażenie, że robisz to tylko, żeby się nade mną zlitować.
-Wcale nie. Chcę odwiedzić miasteczko, w którym się wychowywałaś. Poznać twoją rodzinę.
-Niby po co ?
-Z czystej sympatii do ciebie.
   Przeniosłam wzrok z niego na sufit. Ponownie tego dnia, tak na marginesie. Jaka ja dzisiaj ambitna jestem.
-Podjęłaś dzisiaj jakieś decyzje ?
-Nie. - odpowiedziałam krótko.
-Nie chcę cię naciskać, ale im szybciej zaczniesz remont tym szybciej się skończy i będziesz mogła dalej pracować. Chyba, że tego nie chcesz. - ostatnie zdanie wypowiedział ze smutkiem.
-Chcę spokoju.
-Uważam, że go masz. Ulubiona muzyka, wyciemniony pokój, wygodne łóżko. Wszystko czego potrzeba do wyciszenia się.
-Co mam ci powiedzieć, żebyś się odczepił ?
-Że z chęcią zaprosisz mnie do swojego rodzinnego domu. Przecież, widzę, że tego potrzebujesz, a nie chcę cię znowu stracić z pola widzenia. Nie uciekniesz mi już.
-Tsa. Gadanie. - ponownie zamknęłam oczy ciesząc się ciepłem koca.
-Ale ja mówię zupełnie poważnie. Mam przy sobie najcieplejsze ubranie jakie miałem w szafie.
-Max wspominał, że pojechałeś do Gloucester.
-No owszem. Nie zrobiłem tego po Sylwestrze, więc musiałem teraz. Później nie będzie czasu na to. Z resztą chciałem wrócić do siebie i dać ci ten spokój, o którym ciągle mówisz.
-Jak chcesz to możesz zostać.
-Czyli jednak ? - usłyszałam, że się uśmiechnął.
-Oj ! Bo się czepiasz. - uśmiechnęłam się lekko.
   Łóżko się poruszyło, a po chwili ponownie. Otworzyłam oczy. Nathan siedział z włączonym laptopem na kolanach.
-Mógłbyś trochę ściemnić obraz ? - zapytałam zakrywając oczy.
-Jak się siedzi po ciemku jak w jaskini to tak się właśnie dzieje. - powiedział wpisując coś w przeglądarkę.
-Proszę ?
-Przynajmniej wychowana. - spojrzał na mnie i się uśmiechnął, po czym zrobił to o co go prosiłam.
   Podniosłam się do pozycji siedzącej i usiadłam obok niego zaglądając mu przez przysłowiowe ramię chcąc sprawdzić czego szukał.
-Bilety lotnicze ? - zapytałam widząc stronę lotniska w Londynie.
-A co na pieszo mamy iść ? Mamy za mało czasu.
-Gdzie ty chcesz iść ?
-Lecieć. - sprostował. - No do ciebie jak grochem o ścianę. Cały czas rozmawiamy o wylocie do Polski.
-No, ale ja nie powiedziałam nic o tym mamie, ani nie wiem jak sprawa ze śniegiem.
   Nagle na monitorze wyświetlił się komunikat o tym, że dzwoni mama na skype. No tak, badziew od razu po włączeniu laptopa loguje się. Nic nie było mi na rękę.
-Po minię uważam, że właśnie masz okazję pogadać o tym z mamą. - Nathan wcisnął zieloną słuchawkę zanim zdążyłam zaprotestować, posłałam mu pełne nienawiści spojrzenie, a ten szybko włączył lampkę nocną, żebym była widoczna. On również.
-O hej ! Nie wiedziałam, że przeszkadzam. - zmieszana mama przenosiła wzrok ze mnie na Nathana.
-Dzień dobry. - Nathan przywitał się z nią po angielsku.
-Dzień dobry. - odpowiedziała w tym samym języku.
-Nie będzie Pani miała problemu jeżeli będziemy rozmawiać po angielsku ? - zapytał z ogromną uprzejmością.
-Nie. Nie chcę się chwalić, ale pływam w tym języku. Taka skłonność do szybkiej nauki języków obcych. Amelia ma to chyba po mnie, bo angielskiego to ona szybko się nauczyła, ale tylko na tym zaprzestała. Nie chciała uczyć się żadnego innego języka. - mama szybko się rozluźniła, jakby rozmawiała ze starym znajomym, spojrzałam na nią tępo.
-Tsa. Skromna jesteś, wiesz ? - zapytałam z ironią w głosie.
-Amelio zachowuj się. - upomniał mnie Nathan i kontynuował rozmowę z mamą.
-Może Wam przeszkadzam ? - zwróciłam się do nich, a później do mamy. - Nie zapominaj, że jesteś po ślubie.
-Amelio. Nawet tak nie żartuj. Jestem bardzo zadowolona z faktu, że mogę poznać jednego z twoich przyjaciół. - cała promieniała.
-Fajnie.
-A propo poznawania się to mamy do Pani pewnego rodzaju prośbę, pytanie. - przeszedł do sedna sprawy Nathan. - Myślę, że w sytuacji, w której znajduję się teraz Pani córka, najlepsze dla niej byłoby spędzenie czasu z rodziną, w swoim otoczeniu, dużo spokoju i wsparcia do podjęcia właściwych dla niej decyzji. Nigdy nie byłem w Polsce, a słyszałem, że jest tam bardzo dużo śniegu i moje pytanie brzmi czy moglibyśmy przylecieć ?
-Oczywiście dzieci moje kochane ! - mama się ucieszyła. - Tomek chodź tu ! - wydarła się po polsku w stronę schodów. - Mój mąż za chwilę przyjdzie. - dodała po angielsku z ogromnym uśmiechu.
-Nie chcemy się narzucać. - wtrąciłam, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał, tato szybko pojawił się w kamerce.
-Co się dzieję Gosia ? - zapytał tato, a po chwili spojrzał w monitor laptopa. - Cześć ! - przywitał się ze mną po polsku.
   Później mama tłumaczyła tacie po polsku o co chodzi, a tato z każdym jej słowem przybierał coraz to bardziej dziwną minę. Jakby się czegoś obawiał ?
-Co się dzieję ? - zapytał Nathan.
-Moja mama tłumaczy ojcu cały twój genialny plan.
-A skąd ta skwaszona mina twojego taty ?
-Pewnie stąd, że z niego żaden poliglota. Nie radzi sobie w angielskim, ale w niemieckim to … nawet nawet.
-Myślisz, że byłby to jakiś problem ?
-Pewnie nie. Na migi też można się dogadać.
-A jak zresztą twojej rodziny ?
-Nicola nie mówi po angielsku, raczej jakieś proste zdania, ale tak jak ojciec lepiej czuje się w niemieckim, ale z Ollym nie powinno być problemu. Myślę, że go polubisz. - złapała się na tym, że mówię jakby to była jakaś oficjalna wizyta i zapoznanie się z teściami. Kurde !
-No to kiedy byście wpadli ? - zapytała wesoła mama, a tato niepewnie się uśmiechał, pewnie nic z tego nie rozumiejąc.
-Nie stresuj się tato. Bariery językowe po alkoholu nie istnieją. - dodałam mu otuchy w ojczystym języku, a ten od razu rozpromieniał.
-Mamy najszybciej samolot jutro w południe. - kontynuował rozmowę Nath.
-A na ile chcielibyście zostać ?
-Zależy na ile możemy. - chłopak słodził ile się da.
-Nawet na stałe. - zaśmiała się.
-W takim razie do poniedziałku ?
-Czyli przyjechalibyście na … - ciężkie rachunki. - … na cztery dni.
-Na to wychodzi.
-A jak sprawa ze śniegiem ? - zmieniłam temat widząc, że oni już sobie wszystko załatwili.
-Chcesz wiedzieć ? To patrz. - mama stanęła obok okna ukazując totalnie białą okolice.
-Czy właśnie prószy śnieg ?
-Tak właśnie.
-Romantycznie. - dodałam cicho, a Nathan na mnie spojrzał z bananem na twarzy. - Sądziłam, że będzie tego śniegu trochę mniej.
-No nasypało tej nocy, racja. - mama wróciła do taty. - A jak macie zamiar do nas przyjechać ?
-Nathan na którym lotnisku zatrzymuje się ten samolot ? - zapytałam Nathana, oby nie w stolicy, bo droga do domu zajmie wieczność, już raz to przerabiałam, a jazda pociągiem, polskim pociągiem na zaśnieżonych torach z gwiazdą światowego formatu obok, nie wróży dobrze.
-Wrocław. - powiedział
-No to tak około dwóch godzin. - pomyślałam.
-No na tych drogach to tak niekoniecznie dwie. - powiedziała mama.
-Aż tak złe warunki ? - zapytałam.
-Tato ci powie. - wszyscy spojrzeli na niego, a ten niepewnie zaczął mówić, oczywiście po polsku.
-No ciężko się jeździ, a o wypadek nie ciężko, więc mogą być korki, znaczy się i tak są, ale mogą być gorsze. Ale oczywiście przyjadę po Was. Tylko o której gdzieś tak będziecie ?
-To my się jeszcze zgadamy z Nathanem, okey ? - zapytałam dalej po polsku. - Jak już będziemy pewni, że przylecimy to napiszę do któregoś z was sms.
-No dobrze. - odezwała się mama.
-No to pożegnajcie się jak przystało i dobrej nocy. - powiedziałam po angielsku.
-W takim razie do zobaczenia. - powiedział Nathan nie wiedząc co powiedziałam wcześniej.
-Śpijcie dobrze. Pa. - powiedziała mama nie wiedząc jaki szok u mnie wywoła, a tato tylko pomachał do kamerki.
-Śpijcie dobrze. - powtórzyłam po wyłączeniu rozmowy. - Głupio to zabrzmiało.
-Zależy jakie masz skojarzenia. - dodał Nathan klikając coś ciągle.
-Ej ! - zareagowałam na sekundę przed tym jak Nathan chciał kupić bilety. - Poczekaj. To trzeba przemyśleć.
-Przecież ze strony twoich rodziców dostaliśmy pozwolenie. - oburzył się.
-No, ale to nie jest takie hop ciup. Widziałeś ile śniegu ? A co jeżeli nawet nie będzie można wychylić nosa za drzwi, bo będzie taka śnieżyca ?
-To posiedzimy w domu przy kakałku, poznam twoją rodzinę i popatrzę na śnieg przez okno. - odpowiedział pewnie.
-Jaki ty jesteś pewny siebie.
-Mam już wszystko zaplanowane. Z resztą nie może być aż tak źle.
-To ja mieszkałam w Polsce, nie ty. - wytknęłam mu przenosząc wzrok.
-Okey, okey, ale i tak decyzja jest już podjęta. Nie masz nic do gadania.
-Dzięki.
-Wyrobimy się do jutra do godziny 13:05 ?
-Nie wiem.
-Musimy, bo już kupiłem bilety.
   Spojrzałam na niego zszokowana, a ten perfidnie się uśmiechał ukazując rządek równych ząbków. Zerknęłam na monitor laptopa, na którym widoczny był komunikat „Dziękujemy za wybranie naszych linii lotniczych. Miłego lotu !”.
-Ale Nathan ?!
-Podziękujesz mi na miejscu. - powiedział i wstał. - A teraz chodź zobaczyć czy to co mam nadaje się na wizytę w śnieżnej Polsce. - doszedł do drzwi, a ja nadal z karpiem na twarzy się w niego wpatrywałam. - Jak sama nie pójdziesz to cię zaniosę. - zaśmiał się.
-Z kim ja się zadaje ? - zapytałam cicho wygrzebując się z koca.
-Z tym najlepszym. - zaśmiał się i wyszliśmy do salonu.




Hej ! 
Po przeczytaniu poprzednich komentarzy spotkałam się z pozytywną reakcją na wizytę Nathana w Polsce, więc why not ? ;)
Co do połączenia imion to jeden z Anonimków ( które coraz częściej się ujawniają i bardzo mi się to podoba) zaproponował NATHELIA. Co wy na to ? Co ja się pytam ? Przecież Amm (zauważyłam też, że tak sobie skracacie imię naszej bohaterki) nie jest z Nathanem ! o.O :D
Gabrysia dziękuję za potrójny komentarz. Dotarło do mnie to co chciałaś mi przekazać ;P
No i kochana Kami. Cierpliwości, też to planuję, ale nie wszystko na raz ;D
A teraz tak z innej beczki, szykujcie się na dużą ilość tekstu, ale warto :*

Oprócz Światowego Dnia Budyniu, obchodzimy dzisiaj również równy rok mojej działalności na bloggerze, więc z tej okazji serdecznie chcę podziękować moim wspaniałym czytelnikom za to, że są ze mną od początku, aż do teraz, że pomimo zakończonego mojego pierwszego FanFica są ze mną również i tutaj. Bardzo gorąco Wam za to dziękuję ! 
Oczywiście podziękowania należą się wszystkim czytelnikom. Serdeczne dzięki, że jesteście. Mam nadzieję, że szybko nie odejdziecie ;P 
Dziękuję również osobom, które kiedyś ze mną były, a aktualnie ich nie ma. Przepraszam, że moje opowiadanie było tak nudne, że odeszliście. 
Dziękuję Wam raz jeszcze za ten cudowny rok. Dziękuję za wszelką pomoc z waszej strony, za inspiracje, za wyrozumiałość, za słowa otuchy w trudnych chwilach. Dziękuję za wytrzymanie ze mną i moim dość ciężkim, do ogarnięcia, charakterem. 
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, za niedodawanie rozdziałów w terminie oraz za lipne posłowia, w których żaliłam się Wam "jakie to moje życie jest do bani".

Dziękuję ! ♥

Czy będzie kolejny rok ?
Było by miło :)

Buźka Miśki Moje Ukochane i Najlepsiejsze ;*******

Na deser moje budyniowe wariacje i #GlowInTheDark

Asia aka Mistrz Fotografii ^^



Po tym video nikt nie wciśnie mi, że to "przerwa". 
:(



piątek, 28 marca 2014

Section 64.

   Czułam, że to koniec, że po tym co już zobaczyłam nie ma dalszej drogi, że to co zdziałałam w życiu ma mi wystarczyć, bo więcej nie będzie. Czułam się jak siedemdziesięciolatek, który powraca pamięciom do swojego życia i rozpamiętuje, ocenia je w skali od jednego do dziesięciu. Zastanawia się czy jego życie było udane, czy nie. Właśnie tak się czułam, dlatego po kąpieli postanowiłam pójść do siebie i dalej oceniać swoje życie w samotności. Wiedziałam, że Nath sobie poradzi sam, więc tylko się upewniłam i zniknęłam u siebie. Najpierw zadzwoniłam do mamy i o wszystkim jej opowiedziałam.
-Jezus Maria ! Czy komuś coś się stało ? - taka była jej pierwsza reakcja.
   Na moją odpowiedź, że nikogo nie było w środku, ale sala doszczętnie spłonęła i nic nie udało się uratować zaczęła wypytywać o sam budynek, w którym znajdowała się kawiarnia. Zdziwiłam się, że sama o tym wcześniej nie pomyślałam. Sala spłonęła, ale budynek nie został w dużym stopniu zniszczony.
-Może to jakiś symbol ?
-Mamo nie wymyślaj. - westchnęłam głęboko. - Zadzwonię jeszcze, teraz idę spać.
-Śpij dobrze.
-Dobranoc mamo.
   Rozłączyłam się i położyłam telefon na szafce nocnej. Położyłam się wygodnie i przykryłam kołdrą. Byłam tym wszystkim zmęczona, a fakt, że niedaleko stąd moja kawiarenka, spalona i samotna, zdana na wszystko i wszystkich świeci nagością, jeszcze bardziej mnie męczył. Ostatecznie zasnęłam, chociaż nie wiem jakim cudem.

*

   Rano obudziłam się i od razu poczułam falę przytłoczenia z dnia poprzedniego, słyszałam oznaki życia w kuchni, pewnie Nathan już wstał i szykował sobie śniadanie. Byłam zdolna jedynie do patrzenia na sufit. Po jakiś dziesięciu minutach postanowiłam sprawdzić godzinę, w tym celu podparłam się na rękach i wzięłam komórkę. Zegarek wskazywał siedemnaście minut po dziewiątej, teatralnie opadłam na łóżko tyle, że z telefonem w dłoni. Na samą myśl, że wyjście z łóżka wiąże się z koniecznością bycia dorosłym i rozwiązywaniem poważnych problemów, nie chciało mi się tego robić. Za jakieś trzy tygodnie moja dorosłość będzie również potwierdzona liczbą. Nigdy nie lubiłam matematyki, a tego rodzaju najbardziej.
   Mój czuły na smaczne zapachy nos wyczuł jakiś dobry kąsek, więc miałam wybór. Wyjść z łóżka, narazić się na zło całego świata i zjeść pyszne śniadanie, albo udawać, że mnie nie ma, pozostać w bezpiecznej strefie i głodować. Gdybym była na arenie Igrzysk śmierci wybrałabym drugą opcję, gdyż tam nie było żartów, ale to nie film, a prawdziwe życie, więc wyciągnęłam stopy na chłodną posadzkę i wstałam. To już jakieś osiągnięcie tego dnia. Wstałam ! I dalej żyję ! Zaśmiałam się ponuro i skrytykowałam w myślach swój czarny humor. Wyjęłam jakieś ubranie na dzisiaj i powędrowałam do łazienki, tam wzięłam szybciutki prysznic i ubrałam się. Włosy niedbale związałam, przecież mogę je upiąć po śniadaniu. A skoro o tym mowa. Weszłam do kuchni i oczom nie wierzyłam.
-Eee. Czy ty jesteś transwestytą ? - osłupiałam widząc go w ciekawym fartuszku, który widziałam pierwszy raz, skąd on go miał ?




-Wypraszam sobie. Wyglądam bardzo męsko w tym wdzianku. Jest twój jakbyś nie wiedziała.
-Moje ? - nadal stałam w progu.
-Owszem.
-Pierwszy raz go widzę.
-Widzisz jakie skarby ukrywa twoja kuchnia. - zaśmiał się.
-Co robisz ?
-Omlety. - uśmiechnął się, a ja podeszłam zobaczyć wszystko z bliska.
   Jedzonko prezentowało się bardzo zacnie na talerzu, Nathan niósł patelnię i sprawnie wyłożył kolejnego omleta, posypał szczypiorkiem i nie wiem dlaczego, ale dał mi buziaka w policzek.
-Dzień dobry. - odwróciłam się do jego wesołej buźki.
-A to z jakiej racji ? - zapytałam jego zachowaniem.
-Ładny dzisiaj mamy dzień.
   Wyjrzałam przez okno. Czy mnie oczy mylą czy faktycznie ulice przykrył biały puch ?
-Ale jak to możliwe ? - podeszłam do okna ciesząc oczy tym niespotykanym tutaj krajobrazem.
-W nocy padało, jest mróz, nikt tego nie zebrał.
-Ale, że śnieg w Anglii ?
-Rzadkość, ale czasami spotykana. Ponoć bardziej na północ jest jeszcze gorzej.
-Gorzej ?
-Pozamykali szkoły i restauracje.
   Strzeliłam karpia. Przecież spadło może trzy centymetry śniegu, a całe miasto już stoi w korkach i unieruchomione czeka na cud. W Polsce to raczej dziwna sytuacja. Ile razy szłam do szkoły po łydki w śniegu, bo nikt nie odśnieżył chodników. Zaleta życia w małym miasteczku bez komunikacji miejskiej.
-Muszę zabrać cię do Polski, tylko muszę zadzwonić do mamy i zapytać jak tam sprawa ze śniegiem. Wtedy to się mój drogi zdziwisz. - spojrzałam na niego.
-Mogę już teraz lecieć.
-Pewnie lotnisko jest nieczynne. - zaśmiałam się z tego.
-Nie bądź tak sarkastycznie nastawiona do naszej pogody. Po prostu tutaj to bardzo, ale to bardzo rzadki widok i zrozumiała jest dekoncentracja ludzi.
-Dobra. Nie czepiam się już Brytyjczyków. - podniosłam ręce w geście poddania i usiadłam do stołu z parującym jedzonkiem.
-Z tym wyjazdem to mówiłaś na poważnie ? - zapytał po chwili Natha przeżuwając omleta.
-Pewnie. Sama bym tam wróciła. Przemyślała pewne sprawy i wyluzowała.
-Ale jak wylecisz tam to co z tym tutaj ?
-Lokal jest mój. A decyzja czy podejmę się remontu teraz czy za jakiś czas należy do mnie. Czasami trzeba po prostu czasu na przemyślenie pewnych spraw i podjęcia pewnych decyzji, które pomogą nam w przyszłości.
-Czyli masz jakieś plany co do „Hope” ?
-Nie skreślam jej, ale co będzie dalej tego nie jestem pewna. A co chciałbyś odwiedzić Polskę i moje małe miasteczko ? Tam nie ma takich atrakcji jak tu, w Londynie.
-Ale jest śnieg. - rozpromieniał.
-Masz w ogóle jakieś cieplejsze ubrania ?
-To są jeszcze cieplejsze ? - zapytał zaskoczony.
-Oh Nathan ! To ja widzę, że ty nie wiesz w co się pakujesz. Szykuj się na spore minusowe temperatury, przemoczone ubrania, zmarznięte palce i śliskie ulice.
-Podejmuję ryzyko. - cały czas się promiennie uśmiechał.
-Czemu się tak szczerzysz ?
-Próbuję wprawić cię we wspaniały nastrój.
-Jeżeli próbujesz sprawić, że zapomnę o tym co się stało to ci się nie uda, ale dzięki za starania.
-A smaczny chociaż ten omlet, bo nic nie mówisz na jego temat ? - posmutniał.
-Wyśmienity. Ale jak spróbujesz kuchni mojej mamy to ci kopra opadnie.
-Jak ty spróbujesz kuchni mojej mamy to ci kopara opadnie. - odgryzł się.
-Okey. To kiedy ?
-Czyli jesteśmy na etapie przedstawiania się rodzinie. Okey. Szybko poszło. - zobaczyłam te szalone chochliki w jego oczach.
   Pokiwałam tylko z aprobatą głową i spuściłam wzrok do mojego talerza. Nie wiem w co on grał, ale lepiej dla mnie jak przestanie. Szybko zjadłam i wstałam umyć talerz.
-Powiedziałem coś nie tak ? - zapytał Nathan, a ja wyczułam w jego głosie uśmiech na jego twarzy, sama się uśmiechnęłam, ale nadal myłam talerz. - Bo zetrzesz ornament z tego talerza. - roześmiał się stanął obok.
-Cwaniakowanie nie jest dobrym pomysłem na życie, wiesz ? - skomentowałam jego zachowanie i ruszyłam ku wyjściu. - A ten seksowny fartuszek odłóż tam skąd go wziąłeś.
   Oficjalnie wyszłam z kuchni i poszłam do łazienki kończyć swój outfit na dziś. Umyłam zęby, umalowałam się, a włosy wyprostowałam. Po skończeniu pracy wyszłam i zastałam Nathan rozłożonego na kanapie, przynajmniej czuł się jak u siebie i kierował się moim poleceniem z dnia wcześniejszego. Znalazłam kawałeczek miejsca dla siebie i się dosiadłam.
-O przepraszam. - usiadł normalnie.
-Nie trzeba było.
-Przecież to twoje mieszkanie.
-A ja kazałam ci się czuć jak u siebie, wiem przynajmniej co robisz jak jesteś u siebie.
-To tylko jedna z wielu rzeczy jakie robię w domu.
-Bardzo dobrze gotujesz, wiesz ? - zmieniłam temat.
-Takie tam podstawowe rzeczy.
-Musiałeś się szybko usamodzielnić.
-No tak wyszło.
-Nie masz do tego wszystkiego żalu ? No wiesz, że musiałeś zostawić dzieciństwo i rzucić się w świat dorosłych.
-Miałem fajnych facetów obok siebie, którzy się mną zajęli i jesteśmy do tej pory zgranymi kumplami.
-Fajnie, że macie siebie nawzajem.
-Nie narzekam.
-Chyba pójdę do kawiarni na trochę. Może można coś już zrobić.- wstałam.
-Pójdę z Tobą.
-Jak tam chcesz.
   Zadzwoniłam do Louisa i uprzedziłam go, że jadę do miejsca całego zdarzenia i sam zadeklarował, że przyjedzie i wszystko mi powie co powinien. Bałam się tego co mogę tam dzisiaj zastać. Śnieg ? Pewnie tak, ale co oprócz tego ? Westchnęłam i ubrałam się w te zimowe ubranka dopełniając mój strój.



-Louis coś powiedział, że tak zesmutniałaś ? - Nathan zapytał ubierając kurtkę.
-Obawiam się tego co tam dzisiaj zastanę, to wszystko.
-Chyba nie może być gorzej niż było.
-Nic mnie już chyba nie zaskoczy.
   Wyszliśmy z mieszkania, które zamknęłam i schodząc po schodach założyłam rękawiczki. Gdy tylko Nathan uchylił drzwi wejściowe uderzyła mnie fala mrozu, do której powinnam była być przyzwyczajona, ale po przyzwyczajeniu się do londyńskiej pogody było to dla mnie zaskoczeniem. Naciągnęłam czapkę bardziej na uszy i ruszyłam przed siebie. Ludzi było stosunkowo mniej na ulicach, ale ci co byli szli w bardzo szybkim tempie naciągając cienkie kurtki do granic możliwości byle było im odrobinę cieplej. Szliśmy tak sobie każde pogrążone w swoich myślach dopóki Nathan nie złapał mnie za dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona, a ten tylko się uśmiechnął zachęcająco i ze strachem, że zaraz strądze jego dłoń.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Nie musisz wiedzieć, ważne ja kontroluję sytuację.
-Głupi jesteś.
-Traktuję to jako komplement.
-Jak tam sobie chcesz. - roześmiałam się, a w sercu od razu zrobiło mi się cieplej, teraz już mniej bałam się zderzenia z rzeczywistością.
   Po zajściu na miejsce nie zobaczyłam nic niepokojącego, wsadziłam klucz do zamka i otworzyłam drzwi, chociaż i tak można było dostać się do środka przez wybitne okna, ale przecież nie mam powodu włamywać się do własnej kawiarni. Po wejściu do środka usłyszałam jakiś szmer, oświetlenie oczywiście nie działo, więc nie koniecznie widziałam co wywołało mój niepokój. Nathan włączył latarkę w telefonie i stojąc obok, a jednak trochę przede mną oświecił miejsce hałasu. Zobaczyłam podkuloną postać brodatego, starszego mężczyzny, który zwęził oczy. Obok niego zauważyłam duży, wypchany plecak, a sama postać w pozycji pół siedzącej ogrzewała się dziurawym kocem.
-Proszę nie dzwonić na policję. - usłyszałam jego przerażony, cichy głos.
-Pan tutaj spał ? - zapytałam.
-Tak, ale proszę nie dzwonić na policję. Ja sobie pójdę.
-Tutaj był pożar, mógł Pan się zatruć dwutlenkiem węgla. Nie ma Pan gdzie spać ? Teraz jest bardzo zimno.
-Straciłem mieszkanie. Ale proszę nie dzwonić na policję. Ja już sobie pójdę.
-Tutaj naprzeciwko jest hotel. Pójdzie Pan tam ze mną, zapłacę za pobyt na tydzień z góry. Będzie Pan miał jedzenie, ciepłe grzejniki i wodę. Wszelkie środki sanitarne. - odezwał się Nathan.
-Panie złoty, nie przyjmę takiego dużego podarunku od Pana.
-To nie była prośba. Proszę wstać. - Nathan mu pomógł. - Zaraz wrócę, dobrze ? - zapytał, a ja pokiwałam tylko głową, już trzeci raz tego dnia mnie zaskoczył, bo na pożegnanie dał mi kolejnego tego dnia buziaka w policzek, posłałam mu pytający wzrok, ale ten wyszedł z bezdomnym.
   Nie mając siły na rozgryzanie jego fanaberii rozejrzałam się po lokalu, a raczej jego resztach. Osmalone ściany, popiół na spalonej drewnianej podłodze, śnieg i stojąca woda. Będzie bardzo dużo pracy. Kasa na całe szczęście była pusta, więc tyle dobrego, ale ono jak i expres do kawy spalone samotnie leżały na posadce. Ceramiczne płyty powieszone na ścianę, które tak bardzo mi się spodobały jakiś czas temu teraz potłuczone leżały na ziemi, a tylko nieliczne nadal wisiały, ale raczej niepewnie. Zastanawiałam się co mam z tym teraz zrobić. Po chwili usłyszałam za sobą.
-Cześć. - Louis niepewnie się przywitał.
-Hej. - uśmiechnęłam się do niego lekko. - Powiedz mi co ja mam z tym teraz zrobić ? Wiesz, że nocował tu bezdomny ?
-Gdzie on teraz jest ? - rozejrzał się.
-Nathan zabrał go do hotelu. Zaoferował pomoc.
-Ale nic mu się nie stało ?
-Nie wyglądał jak osoba zatruta, ale nie teraz mi to w głowie. Co mam z tym wszystkim zrobić ?
-Za jakiś czas powinien przyjechać kontener, do którego będziemy mogli wszystko wrzucić.
-Czyli łapiemy się za miotły i sprzątamy ?
-Tak. Niestety jesteśmy w tym samotni.
-Dlaczego ?
-Nasi pracownicy stracili miejsce pracy.
-Nikt nie pomoże ?
-Nikt się nie zadeklarował z pomocą.
-No to wspaniale. - zrezygnowana straciłam jakiekolwiek nadzieje.
-Nie załamuj się.
-Dziękuję za złotą radę. - odszczekałam.
-To ja pójdę po miotły.
   Następne minuty spędziliśmy na zamiataniu, wynoszeniu śmieci do kontenera na ulicy, ponownemu zamiataniu pyłu, później na wyrzucaniu żywności i całego asortymentu kuchni. Po jakieś półtora godzinie przyjechał jakiś fachowiec, który miał naprawić metalowe żaluzje, bo stwierdziłam, że nie ma sensu wstawiać szyb w okna i drzwi. Miałam już tego dosyć. Gdy on skończył kazał Louis'owi wrócić do domu, a sama jeszcze zostałam. Spojrzałam na zegarek, Nathan wyszedł jakieś dwie godziny temu. Wpatrywałam się w wyświetlacz telefonu i uciekające sekundy mojego życia, aż na ekranie zobaczył komunikat, że dzwoni do mnie Max.
-Cześć. - przywitałam się.
-Hej. Zapytałbym cię jak tam, ale chyba znam odpowiedź. - powiedział smutno.
-Dlaczego, więc dzwonisz ?
-Upewnić się, że się jeszcze jakoś trzymasz. Mam przynajmniej nadzieję, że jakoś Nathan ci pomaga.
-Tak mi pomaga, że od dwóch godzin go nie widziałam, bo wyszedł i jeszcze nie wrócił.
-Jesteś w mieszkaniu ?
-Nie. Stoję właśnie na środku sali, którą przez ostatnie godziny sprzątałam sama z Louis'em, bo nikt z poprzedniej załogi nie wykazał się pomocą, a Nathan zniknął.
-Gdzie ?
-Długa historia. - zakończyłam temat westchnieniem.
-Zmęczona ? - zapytał.
-Nawet nie wiesz jak. Mam ochotę zapaść się pod ziemie i uciec od tego całego życia.
-Musiałaś szybko dorosnąć.
-Po cholerę się tak starałam ? - przeszły mi dreszcze z zimna.
-Nie będę ci teraz prawił morałów i wygłaszał kazania o tym jakie niesprawiedliwe bywa życie, bo sama to doskonale wiesz.
-Max. - powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. - Ale ja nie mam już siły na to wszystko i wszystkich. - pierwsza łza spadła ciągnąc za sobą kolejne.
-Jutro przylatuję do Londynu.
-I co z tego ? - przerwałam mu podciągając nosem. - Macie teraz szał pracy i nie znajdziecie czasu dla takiej ofermy życiowej jak ja.
-Nie mów tak.
-A co kłamię ? - mówiłam szybko. - Bo jeżeli tak to mi to powiedz, teraz. Właśnie w tej chwili. - podciągnęłam mocno nosem i starłam łzy z policzków.
-Am. - przeciągał.
-Nie mam ochoty ciągnąc tej rozmowy dłużej. Przeszkadzasz mi w użalaniu się nad sobą.
   Rozłączyłam się i pozwoliłam łzom rozmywać mój widok, nawet nie chciało mi się podnieść rąk, żeby je zetrzeć. Usłyszałam jakiś szelest przy wejściu.
-Długo już tam stoisz ? - zapytałam pewna, że stoi tam Nathan.
-Wystarczająco. - odpowiedział smutno.
-Nie ładnie jest podsłuchiwać. - starłam łzy i się do niego odwróciłam. - Co z tym bezdomnym ?
-Ma ciepły pokój, trzy, ciepłe posiłki każdego dnia, łóżko, czyste ubrania i środki czystości, a za jakiś czas przyjdzie do niego ktoś z opieki.
-To dobrze.
   Nathan wymieniał się przez dłuższy czas ze mną spojrzeniami, aż w końcu przestał i przeniósł go na salę.
-Louis ci pomagał ? - w odpowiedzi pokiwałam tylko głową. - Przepraszam, że nie mogłem Wam pomóc.
-Pójdziemy już do domu ? Zimno mi. - ruszyłam do wyjścia.
-Oczywiście.
   Przepuścił mnie w wyjściu i gdy on nadal tam stał ja zasunęłam okna i zabezpieczyłam je. Później podeszłam do niego.
-Możesz stąd wyjść ? Chcę zamknąć drzwi.
   Odsunął się, a ja zamknęłam drzwi na klucz, a po chwili zaciągnęłam żaluzję do ziemi i przekręciłam kluczyk. Wstałam i nie odwracając się ruszyłam w kierunku domu. Za mną Nath.
-Nie obrażaj się na mnie proszę. - powiedziałam przerywając ciszę między nami.
-Nie obraziłem się na ciebie.
-Nie odzywałeś się.
-Nie chciałem ci przeszkadzać, widzę przecież jaki wpływ ma na ciebie ta cała sprawa. - poczułam na sobie jego wzrok, ale go nie odwzajemniłam.
   Mam wystarczająco problemów na głowie nie chcę dokładać kolejnego do mojej sporej kupki, to nie jest kolekcja, którą powinno się chwalić innym. Gdy wróciliśmy Nathan przygotował herbatę i wyjął jakieś opakowanie ciasteczek, gdyż powiedziałam mu, że nie jestem głodna i stwierdził, że nie będzie nic gotował. Ja powinnam mu gotować, w końcu on jest gościem, ale gdyby go tutaj nie było to sama bym pewnie sobie nie gotowała. Nie widziałam w tym sensu. Gdy tak sobie siedzieliśmy w kuchni sącząc herbatkę Nathan po chwili wyszedł, słyszałam, że włączył telewizor. Nie przywykłam do czyjejś obecności w moim mieszkaniu, ale lepiej, że wyszedł, bo mogłam sobie popatrzeć na niebo bez żadnych przeszkód. Wpatrywałam się tam dopóki nie skończyła mi się herbata, później poszłam do łazienki załatwić swoje potrzeby i przy okazji poprawiłam makijaż, który trochę się rozmazał po moim płaczu w kawiarni. Po wyjściu postanowiłam zobaczyć co ogląda Nathan i ewentualnie się dołączyć, ale nie zastałam go na kanapie, a przy oknie.
-Co robisz ?
-Czekam. - odwrócił wzrok w moją stronę.
-Na co ?
-Raczej na kogo. Na ciebie.
-Jestem tu przecież.
-Nie w taki sposób na ciebie czekam. - wpatrywałam się intensywnie w jego oczy szukając jakieś podpowiedzi, ale jednocześnie walczyłam ze sobą i swoją chęcią zadania pytania, które tak bardzo cisnęło mi się na usta.
-A w jaki ? - wypowiedziałam to.
-W taki, w którym będę mógł cię przytulić, przejąc chodź część twoich problemów i pomóc ci je rozwiązać. - szedł w moim kierunku. - W taki, że stanę się częścią twojego życia, będę dzielił razem z Tobą radość i smutek, będę mógł być osobą, która będzie twoim oparciem, wsparciem w trudnych momentach. Siłą do podniesienia głowy i parcia dalej w ten wrogi system jaki panuje na świecie. Czekam na ciebie w taki sposób, żeby w publicznym miejscu móc cię objąć, pocałować i żeby nikt nie rozglądał się nerwowo po okolicy. - powiedział to stojąc naprzeciwko mnie i wpatrując się w moje oczy.
-Nathan. - szepnęłam. - Nie rób tego trudniejszym niż jest.
-Dlatego powiedziałem, że czekam. I choćbym miał czekać tygodnie, miesiące czy nawet lata to nadal będę czekał. - pogładził kciukiem mój policzek.
   Nie odpowiedziałam nic, nie wiedziałam co miałam powiedzieć, po prostu stałam i patrzyłam się w jego ciepłą barwę oczu, wtedy czułam, że nic złego nie może mnie spotkać. Te oczy były takie spokojne, że chciałam się w nie wpatrywać do końca życia. Nathan złożył na moim czole słodkiego buziaka i przygarnął mnie do siebie, wtuliłam się mocno i błagałam, żeby ta chwila trwała w nieskończoność.
-Uznam to jako odpowiedź. - szepnął, a ja tylko energicznie pokiwałam głową mocniej się wtulając.



Hej !
Jest różowy fartuszek ! Tabum ! Chociaż nie mówię mu NIE. Na pewno się jeszcze pojawi ;P
Ale ja jestem potworna. Nie dość, że Am straciła to na co tak dużo pracowała to jeszcze nikt z byłych pracowników jej nie pomógł. Zaplątałam, co ? ^^
Nathan w Polsce ? Kto by tego nie chciał xD
Nathan + Amelia = Namelia / Nalia / Natia/ Aman ?! -> WTF ?! Hahaha Co o tym myślicie ? Coś z nimi będzie czy nie będzie ? Po co ja w ogóle zadaje takie idiotyczne pytanie, prawda ? xD
San kochanie, dziękuję za takie ciepłe słowa, wiesz kiedyś bardzo fajna osoba powiedziała bardzo mądre zdanie. 
Succes is the best form of revenge.
I tego się trzymam. Z tymi słowami budzę się każdego ranka. To moje motto, mimo że nigdy go nie miałam i uważałam to za głupotę. Dziękuję Jay ♥ Głowa do góry i nie poddawać się, bo to będzie sukces i satysfakcja moich wrogów :)
A teraz proszę o obszerne wyjawienie swoich refleksji po przeczytaniu tego rozdziału, bo bardzo fajnie i płynnie mi się go pisało. 
Pióra w dłoń i do dzieła :)
Paaaa <3

Btw. Widziałyście to ? 
Dziewczyna ma szczęście ;)

niedziela, 23 marca 2014

Section 63.

Oczami Nathana.


   Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie wiem kiedy Max dał mi kluczyki do swojego auta. Kto nas spakował i zapakował nasze walizki do bagażnika. Nie pamiętam jak znalazłem się za kierownicą i jak ruszyłem. Pamiętam, że pędziłem w kierunku Londynu i żaden dzwoniący telefon nie był w stanie mnie powstrzymać. Zerkałem co rusz na Amelię, która była w dziwny sposób cicha i spokojna. Była bardzo blada i bałem się, że ponownie zemdleje. Włączyłem ogrzewanie, bo akurat tego dnia był bardzo duży mróz. Był zaledwie drugi dzień nowego roku, a już takie niespodzianki dostaliśmy na talerzu. Gdzieś za nami jechał Siva z Nareeshą, ale szybko ich zgubiłem, gdyż zależało mi na czasie.
Ciekawiło mnie co dzieję się w głowie dziewczyny, która siedziała obok mnie, a jednak jakby jej nie było. Tak bardzo jej współczułem i tak bardzo chciałem pomóc, ale zupełnie nie wiedziałem jak. W czasie drogi żadne z nas nie odzywało się, każde było pogrążone we własnych myślach, w swoim świecie.
   Dopiero, gdy minąłem tabliczkę z napisem Londyn, dziewczyna spojrzała na mnie, odwzajemniłem jej spojrzenie i zobaczyłem łzy i strach w jej pięknych, dużych, brązowych oczach. Dopiero teraz dostałem odpowiedź na pytanie co dzieję się w jej głowie. Bała się tego co może zobaczyć po przyjeździe na miejsce. Boi się i najchętniej schowała by głowę w piasek i wyjęła by ją dopiero po wszystkim.
-Będę tam razem z Tobą. - byłem zdolny tylko do tych słów i wróciłem wzrokiem do jezdni.
Za jakieś 20 minut mieliśmy zmierzyć się w tym co na nas czeka. Szczerze sam bałem się tego co mógłbym tam zobaczyć, ale chyba jeszcze bardziej nurtowało mnie jak do tego doszło. Jeżeli okaże się, że to podpalenie, pewnie wszczęło by się poszukiwanie winnego, ale jeżeli okaże się, że to wina wadliwej instalacji, albo jakiegoś niedopełnienia środków ostrości to Amelia się potwornie wścieknie, że pod jej nieobecność ktoś nie przypilnował jej sukcesu. Pewnie będzie się obwiniać, mówić, że powinna tam być, a nie świętować Nowy Rok w Manchesterze. Co się z nią teraz stanie ?
Zaraz miałem okazję się dowiedzieć, gdyż wjeżdżaliśmy właśnie w ulicę, na której znajduję się „Hope”. Zaparkowałem niedaleko i wyszliśmy. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam nic co by mnie kamuflowało. Żadnej czapki z daszkiem, okularów, nic. Byłem skazany na odstrzał, ale teraz bardziej martwiła mnie reakcja Amelii.
   Drzwi i okna były otwarte, szkło z nich leżało nadal na chodniku. Tynk był czarny od ognia, a przed lokalem stał zmartwiony Louis i rozmawiał ze strażakami, którzy już szykowali się do odjazdu.
-Amelia ! - zauważył ja, ale ona jego nie, wzrok miała wbity w budynek kawiarni. - Całe szczęście, że już jesteś.
-Z zewnątrz nie jest najgorzej. - powiedziała. - Wiadomo co było przyczyną wybuchu pożaru ? - imponowała mi zimną krwią, ale jednak coś mnie niepokoiło w jej zachowaniu.
-Tak jak mówiłem wcześniej. Wadliwa instalacja, poszła iskra i pechem trafiła na obrus, a wtedy nie potrzeba było nic więcej.
-Można wejść do środka ?
-Woda stoi i kapie ze ścian i sufitu. Pomieszczenie musi się przewietrzyć, bo teraz niebezpiecznie jest tam wejść, za dużo oparów i dymu.
-A na zaplecze ?
-Można wejść, ale cały asortyment trzeba będzie wyrzucić, bo wszystko przeszło dymem. Nie nadaje się do podania ludziom. Ale na zapleczu też nie można spędzać dużo czasu, bo jednak opary przedostaną się wszędzie. - Amelia dopiero teraz spojrzała na Louisa.
-Więc co teraz ?
-Na zaplecze nikt z zewnątrz się nie dostanie. Strażacy radzili, żeby to tak zostawić, nie ma sensu wkładać teraz szyb, bo i tak wszystko musi się wywietrzyć. Mówił, żeby wrócić do domu i wrócić jutro.
-Przecież w nocy będą minusowe temperatury. Woda zamarznie, a rury popękają.
-To musi się wywietrzyć, a dopiero jutro będzie można tutaj wrócić i cokolwiek działać. Mogę jedynie zamknąć drzwi na klucz o ile się da. Trzeba zebrać szkło i zbić te które pozostało w ramach. Tyle możemy teraz zrobić.
-Na zapleczu są miotły. Daj mi klucze. - wyjęła w jego kierunku dłoń, ten po chwili wahania dał jej.
-Ale pomogę ci. - uprzedził.
-Nathan lepiej żebyś się gdzieś schował. - spojrzała na mnie tym zawiedzionym i bezsilnym wzrokiem. - Nie chcę, żeby ktoś cię tu zobaczył i rozpoznał.
-Ale masz założyć moją czapkę. - zdjąłem ją i nałożyłem na jej głowę, miała już czerwone uszy.
-Masz tu klucze od mojego mieszkania. Rozgość się, a jeżeli mógłbyś to zrób jakieś zakupy, bo nic tam nie mam. Podstawowe rzeczy. Później oddam ci pieniądze.
-Dobrze, ale jak nie będziesz długo wracać to tu przyjdę.
-Tylko jak zamieciemy chodnik to wrócę do domu.
-Do zobaczenia.
   Dziewczyna odeszła, a za nią Louis patrząc na mnie smutnym wzrokiem, gdy zniknęli mi z pola widzenia wróciłem do samochodu i nawet nie rozglądając się czy ktoś mnie rozpoznał ruszyłem z piskiem opon i pojechałem do znanego mi supermarketu. Wziąłem wózek i idąc zgodnie z układem półek z produktami zastanawiałem się co z nich może nam się przydać. Ostatecznie z pełnym wózkiem zatrzymałem się przy kasie i zapłaciłem, specjalnie nie wziąłem paragonu i spakowałem wszystko do bagażnika. Pojechałem do jej mieszkania. Bałem się, że zastanę ją pod drzwiami, bo zakupy mi trochę zajęły czasu, ale tak nie było. Gdy już ostatnie reklamówki były w mieszkaniu, zająłem się podkręcaniem grzejników, które działały na niskich obrotach. Gdy wszystkie były już odkręcone zająłem się wypakowywaniem jedzenia i chowaniem ich po szafkach. Gdy to skończyłem poczułem, że mieszkanie się nagrzało, więc zdjąłem kurtkę i spojrzałem na zegarek. Godzinę temu zostawiłem Amelię pod kawiarnią, powinna już była wrócić. Była już pora późnego obiadu, więc żeby nie być namolnym i nie dręczyć teraz Amelii telefonami wyjąłem warzywa, garnki i zacząłem pichcić jakiś obiad. Po jakimś kwadransie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.
-Amelia ?! - krzyknąłem.
-Tak. - usłyszałem w odpowiedzi jej smutny głos i pociąganie nosem, po chwili weszła do kuchni. - Strasznie zimno jest na zewnątrz.
-Jak na Anglię to bardzo dziwna pogoda.
-Tutaj zazwyczaj jest ciepło, prawda ?
-No tak.
-W Polsce w zimę jest właśnie tak. - uśmiechnęła się i wyjęła jedną chusteczkę. - Chociaż nie, w Polsce mamy jeszcze dużo śniegu. - wyrzuciła ją.
-U nas o śnieg bardzo ciężko.
-Zauważyłam.
-Zrobię ci gorącej herbaty.
-Widzę, że już się rozgościłeś, fajnie.
-Tak. Mamy ciepło, lodówka jest pełna, a twoja walizka jest u ciebie w sypialni.
-Naszykuję ci sypialnię.
-To ja w tym czasie zrobię nam herbatę.
   Dziewczyna pokiwała głową i wyszła. Wyjąłem dwa kubki i wrzuciłem dwie torebki smacznej herbaty, nastawiłem wodę i wróciłem do szykowania obiadku. Po jakiś dziesięciu minutach wróciła Amelia.
-Proszę. - podałem jej ciepły napój.
-Dziękuję, przyda mi się teraz coś rozgrzewającego.
-Szykuję meksykański obiad. To też cię rozgrzeje.
-Będzie ostro. - uśmiechnęła się.
-Jak ty się w ogóle czujesz ? - spuściła wzrok. - Bo nie wmówisz mi, że dobrze.
-Moim marzeniem było założenie małego lokalu gastronomicznego. Udało mi się to, byłam tym zaskoczona, bo nie mam doświadczenia, jestem młoda, nie mam studiów. Ale jednak mi się udało, a teraz co ? Wszystko zrównało się z ziemią.
-Mogę ci pomóc.
-Nie chcę twojej pomocy. - spojrzała na mnie.
-Dlaczego ?
-Bo nie przyjmuję jałmużny.
-Oddasz mi.
-Jaką masz pewność, że zarobię tyle pieniędzy ?
-Kawiarnia bardzo dobrze prosperowała. Zarobisz na tym, zresztą z marzeń się nie rezygnuje, a pieniądze to nie wszystko.
-Nic od ciebie nie chcę.
-Wiem, że ciężko jest prosić o pomoc, ale to wcale nie oznacza, że jesteś gorsza. Każdy potrzebuje tej pomocy.
-Czy to ma sens ?
-Co ?
-Ciągnąć dalej tą złą passę ?
-Co masz na myśli ?
-Chodzi mi o to, że nie wszystkie marzenia można spełnić, niektóre muszą pozostać niespełnione.
-Chcesz mi powiedzieć, że się poddajesz ? Zbudowałaś coś z niczego, teraz też możesz to zrobić, wystarczą dobre chęci.
-Nie wiem czy mam teraz na to siłę.
-Więc co zamierzasz ?
-Może wrócę do Polski ?
To zdanie wywróciło mój żołądek do góry nogami, zostawiłem wszystko i spojrzałem na nią w ciszy.
-Chciałam mieć kawiarnię, tutaj dostałam taką możliwość, ale nigdy nie wiązałam swojej przyszłości poza swoją ojczyzną. Moje miejsce jest w Polsce i żebym to zrozumiała musiało dojść do wybuchu pożaru. Ja tutaj po prostu nie pasuję.
-Nie pieprz ! Bo tak wcale nie jest. - spojrzała na mnie zaskoczona. - Tu jest twoje miejsce. Masz mieszkanie, przyjaciół, lokal, który wystarczy odremontować i … i to nawet można potraktować jak drugą szansę. Możesz teraz ponownie ustalać wystrój sali, możesz znowu ustalić charakter lokalu, a ty chcesz się poddać i uciec z podkulonym ogonem ? Spójrz ile już przeszłaś. To tutaj uwolniłaś się od tego pieprzonego dupka. - chciała mi przerwać, ale na to nie pozwoliłem. - Tutaj odżyłaś. Tutaj. Dokładnie w tym miejscu, więc nie mów mi, że masz zamiar wrócić do Polski.
-Jestem imigrantem.
-To nic złego. Na świecie jest całe mnóstwo krajów, całe mnóstwo ludzi i każdy znajdzie swoje miejsce. To nic złego mieszkać poza ojczyzną. - stanąłem przed nią i patrzyłem w jej rozbiegany wzrok pełen niepewności, smutku, przegrania. - Nie pozwolę ci ponownie uciec. - spojrzała na mnie. - Nie pozwolę. - zabrałem jej kubek i mocno przytuliłem.
   Dziewczyna szybko oddała ten gest, a wszelkie bariery granice pękły. Łzy zaczęły lecieć, ale nie mogę pozwolić, żeby mi uciekła. Teraz jestem nawet w stanie dla jej szczęścia wyprowadzić się i zamieszkać razem z nią w Polsce, po prostu nie chcę jej stracić.
-Dziękuję. - oderwała się wycierając policzki, podałem jej chusteczkę. - Lepiej rób ten obiad szybciej, bo jestem potwornie głodna. - posłała mi słaby uśmiech.
   Odwzajemniłem go jej i wróciłem do gotowania, Amelia usiadła przy stole z kubkiem herbaty i patrząc w okno cicho siedziała, za pewnie myślała nad tym co jej powiedziałem. Mam nadzieję, że nie myśli o powrocie do domu, na to jej nie pozwolę. Szybko dokończyłem szykowanie obiadu i nałożyłem na talerze po czym przeniosłem na stół, doniosłem jeszcze kubki z parującą herbatą.
-Smacznego. Powinno być dobre. - powiedziałem siadając naprzeciwko.
-Powinno ? - uśmiechnęła się.
-Moja babcia robiła coś podobnego, ale nie pamiętam paru składników, więc improwizowałem.
-Ale się nie otruję ?
-Nie wydaję mi się.
   Po chwili obydwoje zaczęliśmy zajadać się przygotowaną przeze mnie potrawą, ponownie w ciszy.
-Nie najgorsze. - skomentowała po chwili.
-Trochę mało ostre, nie sądzisz ?
-Dla mnie w sam raz. - sięgnęła po herbatę.
-Uważaj, bo gorąca. - dziewczyna zmoczyła usta po czym szybko dobiegła do zlewu i wypluła zawartość. - Mówiłem, że gorące.
-Czy ty mi ją posoliłeś ? - spojrzała na mnie dużymi oczami, sięgnąłem po jej kubek i spróbowałem.
-Faktycznie słona. - też wyplułem zawartość ust, a później spróbowałem swojej, też słona. - Ups. - uśmiechnąłem się przepraszająco.
-Jak mogłeś popełnić taką gafę ? - roześmiała się cicho i krótko, sama przygotowała nam kolejne herbaty, a te wylała.
-Musiały mi się pomylić pojemniczki.
-Oh Nathan.
   Po skończeniu posiłku razem umyliśmy naczynia, a później Amelia stwierdziła, że idzie się wykąpać, więc ja zasiadłem przed telewizorem i zastanawiałem się co będzie dalej. Po pól godzinie wyszła.
-Nie obrazisz się, jeżeli teraz pójdę do siebie ? - spytała.
-Źle się czujesz ? - odwróciłem się.
-Nie. Po prostu chcę odpocząć.
-Pewnie. Idź. Jakbyś czegoś potrzebowała to daj znać.
-Nie będzie takiej potrzeby, sama się obsłużę. - uśmiechnęła się. - Czuj się jak u siebie, w łazience w komodzie są ręczniki, więc weź sobie któryś.
-Zobaczymy się jeszcze dzisiaj ? - zapytałem.
-Może miniemy się w łazience.
-Nie zjesz kolacji ?
-Nie jestem głodna.
-W takim razie miłego odpoczynku.
-Dzięki i nawzajem. - po chwili zniknęła za drzwiami do sypialni, a ja przed dłuższą chwilę się w nie wpatrywałem, ściszyłem telewizor i jednocześnie myśląc i oglądając obrazki siedziałem na kanapie.
   Gdy zdecydowałem, że czas najwyższy pójść się umyć i zniknąć u siebie, zerknąłem jeszcze do Amelii. Zapukałem do drzwi, ale nic nie usłyszałem, więc uchyliłem drzwi i zobaczyłem jej skuloną postać zwróconą do mnie tyłem. W pokoju panowała cisza i ciemność, więc stwierdziłem, że dziewczyna już śpi. Zamknąłem cicho drzwi i wszedłem do łazienki. Wyjąłem ręcznik i poszedłem wziąć prysznic. Po wyjściu z kabiny prysznicowej stanąłem przed lustrem i po prostu patrzyłem na siebie. Zastanawiało mnie jak ja bym się zachował w takiej sytuacji, że wszystko na co tak ciężko pracowałem nagle jakiś głupi techniczny problem mi zabrał. Co gdybym nagle stracił fanów i stał się dla wszystkich niewidzialny ? To było by okropne. Tak poczułem chodź trochę bólu jaki przeżywa teraz Amelia. Potrząsnąłem głową próbując wybić sobie ten przykry obraz z głowy i opuściłem łazienkę, zgasiłem światło i poszedłem do swojego pokoju zatrzymując się na chwilkę obok jej sypialni i nasłuchując. Gdy nie usłyszałem nic niepokojącego jak na przykład płacz, poszedłem dalej.


Hej !
Rozdział 63 i jak dobrze zauważyła Zagubiona Dusza, ta liczba jest specjalna, bo właśnie na tym rozdziale zakończył się mój pierwszy FanFic o chłopakach, a za jakiś czas stuknie mi rok na bloggerze, więc same świętowania.
Miałam dodać ten "specjalny" rozdział, w specjalny dzień, ale od tego specjalnego dnia minęło równo 10 dni, a ja dodaje dopiero teraz. Miałam dodać rozdział w swoje szesnaste urodziny, ale nie wyszło. Później z resztą też nie.
Ponad trzy tygodnie nic nie dodałam o.O To chyba mój rekord, ale takim rekordem nie należy się chwalić. Cóż na swoje usprawiedliwienie nie mam nic, no może mam, ale nawet nie chce mi się o tym pisać (:
Widzę, że spodobała się Wam moja scenka z ręczniczkiem ? Spokojnie, będą jeszcze lepsze i oczywiście będzie obiecany różowy fartuszek, ale cierpliwości xD
Dziękuję za życzonka od Was na Twitterze oraz za te tutaj od Anusiak <3
Trzymcie się i uczcie, za miesiąc egzaminy gimbazjalne, później wasze matury i tak w kółko :( Ale po każdej burzy wychodzi Słońce, więc nie mogę się doczekać maja, gdzie będę już po egzaminach i nauczyciele już odpuszczą. Soon :)
To do następnego .... przypuszczam, że nie będzie to za kolejne trzy tygodnie. 

PS. Wow już prawie 20 tys. wyświetleń. Dziękuję ! <3


sobota, 8 marca 2014

Section 62.

   Powoli podniosłam ciężkie powieki. Byłam strasznie zmęczona, ale zupełnie nie wiem czym, skoro cały wczorajszy dzień spałam, a raczej odsypiałam. Podniosłam zaspany wzrok na szafkę nocną, wzięłam z niej telefon i sprawdziłam godzinę, było parę minut po ósmej. Robiło się coraz ciekawiej. Odłożyłam telefon i przewróciłam się na plecy, kątem oka zobaczyłam leżącą postać obok, przekręciłam się na bok, żeby mieć twarz tej osoby przed sobą.
   Nathan. No tak. Zupełnie już o nim zapomniałam. Z zamkniętymi oczami wyglądał na tak bardzo bezbronnego, jak śpiące dziecko. Jego włosy z nieokiełznanej grzywki spadły mu na oczy, więc zgarnęłam je na bok, a jego usta wykrzywiły się w uśmiech.
-Dziękuję. - powiedział i powoli otworzył roześmiane oczy.
-Dzień dobry. - szepnęłam nie będąc w stanie wykrzesać z siebie czegoś głośniejszego.
-Dzień dobry.
-Od dawna nie śpisz ?
-Przebudziłem się jakoś chwilkę przed Tobą.
-Śpij jeszcze. Jest wcześnie, a ty musisz odpocząć.
-A ty ?
-Ja już nie usnę.
-Ale widzę, że jesteś zmęczona.
-To inna sprawa. Śpij smacznie.
-Nie wiem czy zasnę.
-Z pewnością ci się uda. - dałam mu buziaka w czoło i usiadłam na brzegu łóżka, rozciągnęłam swoje rozleniwione mięśnie pobudzając je do działania.
-Co będziesz teraz robić ?
-Jeść. Jestem potwornie głodna. - wzięłam telefon i wstałam.
-To smacznego.
   Podeszłam do walizki i wybrałam jakiś strój na dzisiaj. Obowiązkowo wzięłam swoją kosmetyczkę i odwracając się przy wyjściu do łóżka, zauważyłam, że Nathan mnie obserwował.
-Śpij. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam za klamkę.
-Bez ciebie będzie trudno.
   Usłyszałam, ale wyszłam bez słowa. Nie zaprzeczę, że z rana Nath wyglądał tak słodko, jak mały chłopiec, ale nie o tym było mi teraz myśleć. Ciekawe jak ja pojadę do Londynu ? Tom pewnie wróci z Kels, więc Jay z Siveeshą. Nathan pociągiem do Gloucester, za pewne. A Max pewnie tu zostanie. Tak właściwie to muszę się zapytać o ich teraźniejsze plany. Może wzięli by się w końcu za pracę ? Czy oni przypadkiem nie mieli jakoś na początku roku nagrywać płyty ?
   No nic. Weszłam pod strumień ciepłej wody ciesząc swoje wątłe mięśnie tym wspaniałym relaksacyjnym masażem. Umyłam się powoli i czyściutka i pachnąca wyszłam z kabiny. Wyprostowałam włosy. Umalowałam się i na końcu ubrałam.



   Wróciłam do sypialni, w której na swoje szczęście słodko pochrapywał Nathan. Cichutko wyszłam zabierając telefon i zeszłam do kuchni słysząc burczący brzuch. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam jajka oraz jakieś mięsko. Nastawiłam wodę na herbatę i migusiem zrobiłam sobie potężną porcję jajecznicy. Nakroiłam sobie pieczywka i z takim asortymentem usiadłam do stołu pałaszując posiłek. Po jakiś 30 minutach na dole pojawił się Jay.
-Cześć. - przywitałam się z nim. - Jak samopoczucie ?
-Hej. Zdecydowanie lepiej niż wczoraj. - dał mi buziaka w poliko i otworzył lodówkę. - Co jadłaś ?
-Jajecznicę.
-A to nie. - stał tak długo przed ogromną lodówką.
-Max ma dobre płatki w szafce nad blatem.
-Genialnie. - wyjął karton mleka, wyjął miseczka z suszarki i dorwał się do opakowania płatków, po chwili dosiadł się do mnie.
-Wiesz może, o której przyjedzie cała ta ekipa sprzątająca ?
-Jakoś po obiedzie, chyba.
-Wracasz do Londynu ?
-Nom. Mamy jakoś teraz nagrania, jak się nie mylę.
-Tak od razu po Nowym Roku ?
-No jakoś za parę dni.
-Ale Max tu raczej zostaje ?
-No tak. Musi jakoś dopilnować prac nad sprzątaniem i wykończeniem domu.
-Ambitny.
-Kłóciłbym się. - omal się nie zadławił płatkami.
-Nie wnikam. - odniosłam brudne naczynia do zlewu i szybko je umyłam, po czym wróciłam na swoje miejsce.
-A Siva z Nareeshą wracają razem ?
-No tak, chyba nawet się z nimi zabiorę, bo wiesz, skoro Tom pogodził się z Kels to nie będę im przeszkadzał. A czemu się pytasz ?
-A wiesz może czy Nathan wraca do Gloucester ? Bo on przyjechał pociągiem, prawda ? - pominęłam jego pytanie.
-Chyba wraca, ale nie jestem pewien. Nie masz się z kim zabrać ?
-No tak nie za bardzo.
-Siva ma duży samochód.
-Czemu rozmawiacie o naszym samochodzie ? - do kuchni weszła Nareesha w piżamie w panterkę.
-Bo tak się zastanawiamy, czy Am zmieści się ze mną na tyłach. - Jay podejrzliwym wzrokiem spojrzał na mnie.
-Chcesz z nami wracać ?
-Jeżeli nie był by to problem. Mam dwie duże walizki. - nie chciałam zwalać się im na głowę.
-Nie ma obaw. Zmieścimy się wszyscy. Co Max ma dobrego ? - Nareesha zaczęła przeszukiwać szafki.
-Płatki. - powiedziałam w tym samym czasie z Jay'em.
-Nie mam ochoty na płatki. Zjadłabym … naleśniki.
-To pewnie zaraz przyleci reszta wodzona smacznymi zapachami. - Jay się roześmiał.
-Istnieje coś takiego jak smaczne zapachy ? - zapytałam śmiejąc się.
-Już tak. - odpowiedział rozbawiony.
   Faktycznie, towarzystwo szybko zaczęło się zbierać na dole. Nawet biedny Max się pojawił i mimo że był w fatalnym stanie dnia poprzedniego, jak przypuszczam, to dzisiaj był z tego powodu dumny.
-Tylko ja robię takie wspaniałe imprezy. - mówił zadowolony.
-Tylko ty wydajesz na sprzątanie więcej niż za same przygotowanie i jedzenie. - rechotał Tom smarując naleśniki.
-Dla takich chwil warto. - Max zalał herbatę.
   Widząc parę wydobywającą się z czajnika wyjęłam kubek i wrzuciłam torebkę herbaty, po czym zręcznie odebrałam czajnik z jego rąk i również zalałam herbatę. Na talerz wrzuciłam cztery pyszne naleśniki z dżemem.
-Max ?
-Hym ? - odpowiedział gryząc naleśnika.
-Masz coś takiego jak taca ? - wspinałam się na palcach przeczesując wiszące szafki.
-Yyyy powinno być gdzieś …. - wstał i zaczął szperać po szafkach. - Tu. - podał mi śliczną drewnianą tacę ze składanymi nóżkami. - Jak chcesz to weź jeszcze jakieś kwiatki, są w salonie. - puścił oczko i wrócił do stołu.
-Młody ma z Amelią za dobrze. 
   Usłyszałam czyiś głos, gdy z tacą wychodziłam z kuchni i faktycznie poszłam do salonu po wazonik z kwiatkiem, po czym ładnie wtaszczyłam się na schody z obawą, że coś rozleję i cichutko weszłam do sypialni, gdzie nadal słychać było cichy pomruk Nath'a. Stanęłam tak przed nim patrząc jak spokojnie spał, żal było go budzić. Usiadłam na brzegu łóżka.
-Nathan ? - szepnęłam mu prosto do ucha, ucichł jego równy spokojny oddech. - Śniadanie.
   Dodałam po czym oddaliłam się od jego ucha i siedząc na brzegu łóżka z tacą na kolanach obserwowałam go. Powolutku otworzył zaspane oczy, które szybko przetarł, ziewnął i zadowolony spojrzał na mnie. Wyglądał komicznie. Malutkie szparki zamiast oczu, szeroki uśmiech i zmierzwione włosy, które były powykręcane w każdą stronę świata. Taki mały, słodki, nieśmiały chłopiec.
-Czym zasłużyłem na śniadanie do łóżka ? - zapytał.
-Wczorajszym dniem. Za to, że się tak namęczyłeś ze mną. Dwa razy niosłeś na górę i posprzątałeś po mnie to co …. - spojrzałam na tacę. - To smacznego. - uśmiechnęłam się i rozkładając nóżki podałam mu, ten się podciągnął do pozycji siedzącej i przełożył sobie tacę przez nogi, robiąc przy tym miejsce mi, żebym się dosiadła.
-Ale pyszne naleśniki. Bardzo dobre, a ty nie jesz ?
-Nie. Ja już jadłam.
-Musisz mi częściej robić takie wyśmienite naleśniki. - pochłaniał je w całości.
-Głupio mi się przyznać, ale Nareesha je robiła, ja tylko je przyniosłam. - spojrzałam na niego niepewnie.
-Liczą się chęci, prawda ?
-Dokładnie. - uśmiechnęłam się i obserwowałam w jakim błyskawicznym tempie znikały przysmaki z talerza.
   Zaczęłam się martwić, że przyniosłam mu za mało, ale skąd ja wiedziałam, że Nathan ma taki duży spust ? Tak szybko wciągał jedzonko, że już myślałam, że się zakrztusi. Po dosłownie paru minutach zadowolony dopił resztki herbaty.
-Czemu się tak na mnie patrzysz ? - roześmiał się.
-Nie boli cię brzuch ? Tyle powietrza zjadłeś.
-Nathan jest najedzony i zadowolony. - uśmiechnął się szerzej.
-To niech Nathan w takim razie wskoczy pod prysznic i zejdzie do reszty na dół. - zabrałam tacę i skierowałam się w kierunku drzwi.
-Dziękuję !
-To ja dziękuję. - odwróciłam się do niego po czym szybko opuściłam sypialnie.
   Na dole humory sprzyjały. Głośne, wesołe rozmowy przeplatane dużą dawką śmiechu. Aż miło było być w takim towarzystwie. Nie mogłam przełknąć tego, że oni mieli tak od dłuższego czasu. Byli po prostu szczęśliwi, byli razem i to się dla nich liczyło. Też chciałabym należeć do tej paczki, z tymi wszystkimi wspomnieniami, z wszystkimi przeżyciami.
-O Am już wróciła. - Jay mnie zauważył. - A gdzie zgubiłaś Lil Nath'a ?
-Bierze prysznic.
-To co ty tutaj robisz ?! - Max dostał pierwszą napotkaną na mojej drodze poduszką prosto w twarz. -Rozumiem. - roześmiał się podnosząc poduszkę z podłogi, usiadłam na wolnym fotelu.
-O czym tak plotkujecie ? - zapytałam.
-A tak od rzeczy. - powiedział Tom.
-Wspominamy Sylwester i myślimy nad przyszłością. - uzupełnił wypowiedź Siva.
-Pamiętacie coś z tej nocy ?
-No właśnie nie, dlatego mamy tak dużo zabawy przy tym, bo każdy ma inny ciąg wydarzeń i jest zabawnie. - Nareesha się szeroko uśmiechała.
-To się wcale nie dziwię, że każdy ma inny ciąg wydarzeń. A ty Max, jak wspominasz tę noc ? - zapytałam go.
-Patrzcie jaka podła bestia. - uśmiechnął się. - Ty dalej za ten prysznic jesteś zła i chcesz swojemu staremu przyjacielowi narobić wstydu w gronie przyjaciół ?
-Tak wujku.
-O ty małpo ! Ja ci dam wujku.
   Rzucił się w pogoń za mną, więc szybko okrążyłam salon, gdy zrozumiałam, że nikt nie miał zamiaru mi pomóc i wszyscy się śmiali, śmigłam na schody. Gdy zostały mi ostatnie schodki spojrzałam sobie przez ramię, Max był tuż za mną, biegłam ile dała fabryka dopóki w kogoś mocno przygrzmociłam.
-Cholera jasna ! - usłyszałam niezadowolenie Nathana, szybko złapał równowagę i podtrzymał mnie.
-Dziękuję i przepraszam. - wykrztusiłam nim poczułam, że ktoś łapie mnie w tali unieruchamiając ręce, byłam w pozycji bez wyjścia.
-Ja ci dam wujek. - usłyszałam zabawny rechot Max'a i jego dłoń na moich włosach, które teraz energicznie pocierał.
-Nie ! - zdążyłam krzyknąć wiedząc co zaczyna robić i z całej siły się od niego oderwałam, ledwo mi się udało, ale ponownie wpadłam na Nathana, który teraz był zupełnie nieprzygotowany na zderzenie i ręcznik, który miał przewieszony na biodrach mu powoli opadł na podłogę ukazując go w zupełnej okazałości. -Ja cię za to przepraszam. - powiedziałam, gdy już się odwróciłam do niego tyłem, a przodem do Max'a, posłałam mu zabójczy wzrok, a ten piał jak kogut. - I co się cieszysz jak debil ? - dostał w tors.
-Możesz się już Am obrócić. Ale nie musiałaś tego robić. - usłyszałam rozbawiony głos Nathana.
-Was to bawi ? - pokiwałam głową i opuściłam te wesołe towarzystwo, zeszłam na dół.
-Max cię tak załatwił ? - zapytała z wielkimi oczami Kels, a Nareesha zasłoniła dłonią usta.
-Co ? - blondynka pokazała na swoje włosy, pogładziłam swoje. - Nie ! - zaczęłam je jakoś delikatnie rozdzielać i układać. - A to dureń ! - krzyknęłam w stronę schodów.
-Nie musisz się drzeć, jestem tu. - szybko pojawił się roześmiany Max.
-I co suszysz tak te zęby.
-Nie nie spinaj się tak. Nie powiesz mi, że nigdy nie widziałaś faceta nago.
-No kuźwa ! - odeszłam od niego, a ten o mało nie zapowietrzył się ze śmiechu.
   Od razu pojawiły się pytania co się stało. Nie miałam zamiaru o tym opowiadać, z kolei Max bardzo, ale tak się śmiał, że zaczął się krztusić.
-Idiota. - rzuciłam w jego stronę, a ten znowu zaczął biec w moją stronę, ale po chwili się zatrzymał łapiąc za brzuch i nie mogąc stać na nogach położył się na podłogę i śmiał się w najlepsze. - No świr jakiś. - chciałam wyjść z salonu, ale wpadłam na Niego, no kurde.
-No cześć. - podniósł nonszalancko brwi i położył swoje dłonie na moich biodrach.
-Erotoman. - zrzuciłam jego dłonie.
-Ale Am nie przejmuj się tak tym. To było urocze. - uśmiechał się, ale obrał przepraszający ton głosu.
-Nic nie mów. - Max zaczął się krztusić. - Ten już się zapowietrzył. Dureń jeden. - pomachał tylko palcem i dalej piał.
-Am wyluzuj. - Nathan też się roześmiał. - No co ? Nie podobały ci się widoki ? - teraz piał w najlepsze.
-Pieprz się ! - powiedziałam mu prosto w twarz i wyszłam zapalić papierosa.
   Zapaliłam końcówkę i szybko zaciągnęłam się nikotyną, która była moim wieloletnim przyjacielem. Wypuściłam dymek tworząc abstrakcyjne kółka i patrzyłam jak się rozpuszczały i robiłam następne. Fajnie, że chłopcy robili sobie jaja moim kosztem i to na dodatek w dosłownym znaczeniu. Gdybym się nie odwróciła to pewnie spojrzałabym w tamtym kierunku i wtedy to był by problem, a tak ominęłam momentu zażenowania, chociaż i tak było mi z tego powodu głupio. Czemu opadł mu ten głupi ręcznik ? Gdy byłam końca wypalenia papierosa zdałam sobie sprawę, że nie mam przy sobie telefonu. Mimo języka polskiego jaki miał tam ustawiony, był w ich rękach niebezpieczny, więc spaliłam resztę i wróciłam do środka. Musiałam wejść w sam środek huraganu. Teraz wszyscy pokładali się ze śmiechu, wspaniale. Weszłam nie oglądając się za nikim i szukałam mojego telefonu.
-No weź się nie fochaj na nas.
-Puść mnie Nathan. - próbowałam go z siebie zrzucić, gdyż złapał mnie od tyłu i szeptał do ucha.
-Pod warunkiem, że się do nas odezwiesz.
-Okey. Ale ty najpierw. - wahał się dłuższą chwilę, w której ja zauważyłam swój telefon, puścił mnie.
-Walcie się wszyscy. - zabrałam telefon z szafki naprzeciwko, zwróciłam się do ich wszystkich wesołych buziek i ruszyłam ku wyjściu.
-Ej no. - znowu mnie złapał w ten sam sposób, od tyłu uniemożliwiając jakiegokolwiek ruchu. - Nie takie słowa miałem na myśli.
-Amelia. - usłyszałam Max'a i spojrzałam na niego, był cały czerwony, no pewnie, skoro dusił się ze śmiechu. - No nie obrażaj się. To było uroczę, gdy się odwróciłaś.
-Nie chciałam wpędzać Nath'a w zażenowanie. - odezwałam się.
-Powiedziałbym, że siebie nie chciałaś wpędzić w zażenowanie. - dodał głośno Nathan.
-Ty się nawet nie odzywaj skoro nawet ręcznika nie potrafisz porządnie zawiesić na biodrach, że ci spada.
-Wpadłaś na mnie. - roześmiał się.
-Powinieneś być na to przygotowany.
-Z jakiej racji ?
-Nie jesteś tu sam.
-Amelia nie przejmuj się, razem z Nareeshą widziałyśmy naprawdę sporo u chłopaków, oni się nie wstydzą, nawet nie patrzą czyją jesteś dziewczyną. - powiedziała Kels z kanapy.
   Pominęłam ten wątek o „dziewczynie”.
-Jezu ! W co się wpakowałam.
-Powinnaś być zadowolona. - buziak w policzek i Nathan mnie wypuścił z kleszczy.
-Z czego ? - powiedziałam kpiąco.
-Z tego ? - Nathan zaczął grzebać przy pasku od spodni.
-Nie ! Nie ! - szybko się odwróciłam i równie szybko załapałam, że ponownie się ze mnie śmiali, a Nathan ponownie mnie podpuścił, poczułam wibracje telefonu, wyjęłam go.
-Kto ? - usłyszałam głos Nathana za sobą pomiędzy wesołym śmiechem reszty.
-Louis. - przeczytałam.
-Cisza ! Dzwoni Louis. - krzyknął Nathan.
-Cześć Lu. - odebrałam patrząc na Nathana, który się przyjaźnie uśmiechał, gdy tak na niego patrzyłam to uśmiech sam mi rósł, po chwili obrażenie minęło.
-Siedzisz ?
-Nie. - roześmiałam się.
-To usiądź.
-Nie rozbawiaj mnie bardziej.
-Tu nie ma nic zabawnego Am. - miał krytyczny ton głosu.
-Będziesz ojcem ? - zaśmiałam się.
-Nie ! Am do cholery, wysłuchaj mnie !
-Spokojnie. Nabijam się z ciebie. - próbowałam się uspokoić ze śmiechem, ale oni ciągle mnie rozbawiali. - Mów.
-A siedzisz już ?
-Nie. - Jay zrobił śmieszną minę i wybuchałam niepohamowanym śmiechem. - Przepraszam cię. - powiedziałam między atakami śmiechu.
-Am do cholery ! To bardzo ważna sprawa ! - zdenerwował się.
-Cicho bądźcie. - powiedziałam do moich towarzyszy, ale to rozbawiło ich jeszcze bardziej, uśmiechałam się, ale nie śmiałam. - Możesz już mówić.
-Nie wiem jak mam to powiedzieć, więc powiem prosto z mostu, dlatego lepiej, żebyś siedziała.
-Postoję. - Tom właśnie napił się herbaty, którą po chwili wypluł z powrotem do kubka.
-Kto wsypał mi soli do herbaty ?! - szeroko się uśmiechnęłam pamiętając, że nie mogę się śmiać, Nathan na mnie spojrzał pośpieszając mnie, żebym skończyła rozmowę.
-W kawiarni … - kontynuował Lu.
-Amelia to ty przyniosłaś tu sól. - Tom do mnie podszedł, a ja rozbawiona pokiwałam negatywnie głową.
-... był pożar. - te dwa słowa rozbudziły mnie, serce mocniej zabiło, przed oczami zrobiło się ciemno, zabrakło mi tchu, a oczy to zapewne wyszły mi z orbit.
-Co ?! - krzyknęłam do tego telefonu jak jakaś psychiczna za pewnie, wszyscy ze strachem w oczach na mnie spojrzeli, a Tom z Nathanem podeszli. - Powtórz. - jęknęłam cicho.
-Dzisiaj rano z nieznanych przyczyn wybuchł pożar. Cała sala jest spalona, okoliczności nie znane. Policja będzie badać czy to było podpalenie czy samoistny wybuch. Może przyczyną była stara instalacja, nie wiem. Nie dostałem jeszcze żadnego oświadczenie w tej sprawie. Sala jest kompletnie zniszczona, zaplecze nietknięte. Myślę, że …. - przestałam słuchać tego co do mnie mówił mój menager.
   Nie mogłam złapać oddechu, wzrok miałam rozmyty, wszystko zlewało się w jedną paplaninę słów. Wiedziałam, że ktoś mną trząsł, ale nie czułam tego. Wszystko falowało, a niewyraźny obraz zaczął nabierać nieznany odcień koloru. Nie wierzyłam w to co słyszałam.
-Am ! - wybił mnie czyiś głos, zamknęłam mocno powieki i ponownie je otworzyłam mając przed sobą zaniepokojoną twarz Nathana. - Będzie dobrze, słyszysz ? Wszystko będzie dobrze. Oddychaj. Wdech. I wydech. - starałam się skupić na oddychaniu, ale zupełnie nie mogłam.

   Nie miałam telefonu w dłoni, nie wiedziałam, gdzie on jest, ani skąd Nathan o tym wiedział. Miałam totalną pustkę w głowie, jedynie parę wyrazów ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie i widziałam ich zarys „był pożar”, „cała sala jest spalona”. Cała moja przyszłość spaliła się jak łuczywko. Nagle z histerycznych próśb o to, żebym oddychała nie zostało nic, podłoga zafalowała, a mnie ogarnęła głęboka czerń.  



Hej !
Rozdział pisałam trzy dni, a kolejne trzy dni dodawałam ^^
Kto by pomyślał, że pierwszy tydzień po feriach będzie tak morderczy ? Tylko w piątek nie było żadnej kartkówki ani sprawdzianu, bo Pani od niemieckiego o niej zapomniała xD
Kami PL nie możesz mnie kopnąć w jaja, bo ich nie mam ;D a różowy fartuszek jeszcze się pojawi, ale trzeba na niego poczekać :)
Następny rozdział będzie wyjątkowy jeżeli chodzi o jego numer (63). Zastanówcie się co mam na myśli, ciekawe czy ktoś je odgadnie :)
Do następnego ... dzień dodania rozdziału chyba też będzie wyjątkowy, ale zobaczymy jak wyjdzie w praniu :P
Pa pa <3