-Szukaliśmy was. - odezwał się Seev.
-Naprawdę ? - zapytałam.
-Tak. Nathan się o ciebie pytał. -
dodał Max.
-Idziecie już ? - wtrącił Jay.
-Tak, byliśmy już u niego.
-I co ? - podpytałam.
-Wygląda, zachowuje się i czuje jakby
wybudził się już dawno temu. - powiedział Tom.
-I to niepokoi lekarzy. - niepotrzebnie
dodał Siva.
-Nieciekawie. - skomentował Jay.
-To co ? Wy wchodzicie, a my wychodzimy, co
? - zapytał Max.
-Tak. - powiedziałam.
-Tylko masz mi ją pod same drzwi
odprowadzić. - zagroził Max, Jay'owi.
-Masz to jak w banku. - zaśmiał się
i pożegnaliśmy się z nimi.
-To co ? Panie przodem. - przepuścił
mnie i poszłam w kierunku sali chłopaka.
Idąc miałam ochotę się zawrócić
tak dobre parę razy, ale idący za mną Jay pewnie by mi na to nie
pozwolił. Czułam się jakbym szła na skazanie. Gdy stanęłam
przed drzwiami szybko zostałam zauważona przez Nathana, który
energicznie zaczął machać ręką. Przy jego łóżku siedziała
jego matka i siostra.
-Nie uważasz, że człowiek po
przebudzeniu się ze śpiączki powinien czuć się gorzej i nie
tryskać tak zdrowiem ? - zapytałam.
-To pewnie dlatego lekarze są
zaniepokojeni jego stanem. - raczej wypowiedział swoje myśli na
głos niż mi odpowiedział.
Nathan z jego rodziną tryskali
pozytywną energią i z uśmiechem wpatrywali się w nas, czułam się
jak w najgorszym horrorze, a może jednak Nathan'owi udzieliły się
jakieś komplikacje i dlatego tak dziwnie się zachowuje ? Miałam
wrażenie, że jak tam wejdę to już nie wyjdę z sali. Jay popchnął
mnie do przodu i niepewnie weszłam do sali.
-Cześć. - Jay szybko do niego
podszedł i przybili sobie piątkę. - Młody jak dobrze cię widzieć
całego i zdrowego.
Stałam i przypatrywałam się temu
całemu zdarzeniu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nawet nie wiem
jak się czułam z myślą, że Nath jest cały i zdrowy i co
najważniejsze wybudził się ze śpiączki.
-Amelio podejdź do nas. - widziałam,
że Karen miała zamiar wstać, a nie chciałam, żeby mnie
przyprowadziła do łóżka, więc sama powoli podeszłam, Nathan
przez cały ten czas wpatrywał mi się.
-Zrobiłem coś nie tak ? - zapytał, a
mnie zamurowało.
-Ty się jeszcze pytasz ? - zrobiłam
pauzę. - Wystraszyłeś mnie. - nie wiem czemu głośno westchnęłam.
-Mam nadzieję, że to ze szczęścia.
- uśmiechnął się i to jak ładnie.
Sama chciałaby znać odpowiedź na
to pytanie.
-Co tak patrzysz ?
-Nathan zadajesz głupie pytania. -
Jess się roześmiała jakby jej brat powiedział najzabawniejszy
żart na świecie. - Amelia jest zaskoczona.
-Przecież nie wyskoczyłem z tortu. -
wszyscy w sali się śmiali, a ja nie rozumiałam z czego; co było
powodem ich wspaniałego samopoczucia ?
-Przepraszam na chwilę. - szybko
wyszłam z sali nim nie odeszłam od zmysłów.
W pierwszym odruchu nie wiedziałam
gdzie mam iść, więc szłam przed siebie. W głowie miałam mętlik,
nic z tego nie rozumiałam. Jak Nathan może być w pełni zdrowy
dopiero po wybudzeniu się ze śpiączki. Dlaczego nikt tego nie
widzi ? Przecież takie przypadki się nie zdarzają. Nie można
wybudzić się i normalnie funkcjonować. Może zaraz wejdzie na
scenę i zrobi sam koncert, bo przecież ma tyle siły w sobie ? Usiadłam na jakieś wolne krzesło. Mój mózg nie był w stanie
ogarnąć tej całej sytuacji. Nie w tym momencie, gdy gdzieś z tyłu
głowy miałam lęk przed spotkaniem z mamą i tą naszą rozmową.
Czułam, że to wcale nie będzie miła wymiana zdań. Teraz miałam
wrażenie, że moje całe życie sypie się w jeszcze szybszym tempie
niż wcześniej. Nawet sama zaczynałam nie rozumieć swojego
zachowania. Dlaczego się tym aż tak przejmuję ? Przecież to nie
dotyczy mnie.
-To nie dotyczy mnie. - powiedziałam
na głos wzbudzając ciekawość przechodni.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę
z tego, że to nie jest moja wina, że Nathan przez ten cały czas
leżał nieprzytomny w szpitalu. To wina Tomka, który teraz
perfidnie się ukrywa bojąc o swoją brudną i śmierdzącą dupę.
To nie moja wina, że ten padalec przyleciał za mną specjalnie po
to, żeby się ze mną policzyć. To nie moja wina, że ćpa, że
pije, że stacza się na dno. To nie moja wina, że nie możemy
załatwić reklamy dla naszej kawiarni. To nie moja wina, że jestem
tym kim jestem. Taka jestem i nikt ani nic tego nie zmieni, a jeżeli
komuś to nie pasuje to droga wolna. Nie mój problem. Nie mój.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam
piętro niżej, na lewo zobaczyłam windę, czyli sala Nath'a
znajduje się nade mną, a tak konkretnie to korytarz z krzesłami
przed jego salą znajduję się ponad mną. A sala obok, której
teraz siedziałam była dokładnie pod salą chłopaka. Zajrzałam do
środka. Na białej pościeli spał mały chłopiec. W samotności. W
sali był tylko monitor funkcji życiowych, który teraz leniwie
kreślił „góry”. Prosta w górę po chwili załamywała się i
gwałtownie spadała w dół. I tak ciągle. Stałam i wpatrywałam
się w to zjawisko, jakby to była rzecz, do której zostałam
stworzona. Nie mogłam oderwać wzroku. Aż nagle coś zaczynało się
powoli psuć. Te proste nagle zaczynały się zniżać, jakby
nie miały siły się podnieść. Coraz niższe pagórki zamieniły
się w w prostą. Urządzenie zaczęło pipczeć, lekarze zbiegali
się jak szaleni. Reanimowali go, krzyczeli do siebie, był duży
tłok. Mimo długiej reanimacji i użycia całej góry
specjalistycznych sprzętów, chłopca nie udało się uratować.
Obserwowałam jego ostatnie chwile życie i nawet nie pomyślałam o
tym, że on za moment umrze. Jakie życie bywa okrutnie
niesprawiedliwe. Byłam światkiem czyjejś śmierci, ale nie znałam
tej osoby, nie była mi bliska i nie wzbudziło to we mnie żadnych
emocji. Ktoś zasłonił mu twarz prześcieradłem, po chwili lekarze
wyprowadzili jego łóżko i weszli z nim do windy. Pielęgniarki, które
wyłączały sprzęt w sali teraz ją opuszczały.
-Dobrze, że umarł w śnie i nie
poczuł tego bólu. - powiedziała jedna.
-Szkoda, że umarł w samotności. Nikt
go nigdy tu nie odwiedzał.
-Jak to ?
-Dzieciaki z sierocińca nie mają zbyt
wielu odwiedzających.
-Przepraszam. - zaczepiłam jedną. -
Jak nazywał się tamten chłopiec ?
-A kim Pani jest ?
-Tak w zasadzie to nikim bliskim dla
niego, ale usłyszałam waszą rozmowę. Skoro był z sierocińca to
pewnie nikt nie przyjdzie na jego pogrzeb, chciałabym tam być.
Oby dwie dziwnie na mnie spojrzały,
po chwili ta niższa powiedziała :
-Proszę tu zostać. - i odeszły
szepcząc coś do siebie.
Skoro ten chłopiec nie miał
rodziny, żył w samotności i w niej umarł to niech chociaż będzie
jedna osoba, która go godnie pożegna. Ile on mógł mieć lat ?
Dziesięć ? Nie więcej. Nadal stałam wpatrując się w już teraz
pustą salę i nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chciałam tu być,
ale nie chciałam wracać do domu. Teoretycznie nie powinnam sama
chodzić po mieście, nigdy nie wiadomo gdzie może być Tomek. Nie
chciałam wyjść bez słowa, więc albo mogłam wrócić na górę i
powiedzieć, że wracam, albo zadzwonić do Jay'a. Jeżeli pójdę
będę musiała spojrzeć Nathan'owi w oczy, a jak wytłumaczę swoją
ucieczkę ? Jeżeli zadzwonię to też będzie to podejrzane. Ale ta
pielęgniarka kazała mi czekać. Na co ? Czułam się rozszarpywana.
Nie wiedziałam gdzie mam być i co robić. Więc po prostu stałam
przed tą salą. Ktoś zajął się już nią i zaczęło się
sprzątanie, odkażanie i inne szpitalne czynności.
-Nie ma Pani tego ode mnie. -
usłyszałam cichy głos za sobą. - To był dobry chłopiec.
Zasługuje na to, żeby ktoś stanął nad jego grobem i pomodlił
się za jego duszę. - wręczyła mi do ręki kartkę, tak by nikt
tego nie widział. - Niech Pani śledzi nekrolog w gazecie. - i
odeszła, jak gdyby nic.
Szybko schowałam kartkę do torebki
i wyjęłam paczkę papierosów. Od razu zostałam przez kogoś opieprzona, że
tutaj nie wolno palić, więc założyłam płaszcz i ruszyłam do
wyjścia. Był mróz, ale to nawet lepiej, musiałam się jakoś
rozbudzić, jakoś ocucić. Wyjęłam jednego i po wielokrotnej
próbie udało mi się go podpalić. Zaciągnęłam się, zamknęłam
oczy i pozwoliłam nikotynie mnie przejąc. Za duże myśli miałam w
tym momencie. Po wypaleniu zjadłam miętówkę i wyjęłam telefon.
Wybrałam jego numer czekałam. Odebrał po trzecim sygnale.
-Jay, nie mów, że to ja. -
powiedziałam.
-Już wyszedłem od niego. Gdzie jesteś
?
-Przed szpitalem.
-Nigdzie się nie ruszaj.
Rozłączyłam się i schowałam
telefon do torebki. Na wierzchu leżała mała, zielona kartka.
Rozłożyłam ją. Pismo było bardzo staranne, równe i duże, nie
to co moje bazgroły. „Charlie”. Przeczytałam na głos. Tylko
tyle wiedziałam o tym chłopcu.
-Zmarzniesz. - usłyszałam znajomy
głos za sobą i wrzuciłam kartkę do torebki zamykając ją.
-Zapomniałam zadzwonić po taksówkę.
-Chyba się przejdziemy, co ? -
spojrzał na mnie.
-Okey. - powiedziałam czując, że ten
spacer nie będzie należał do moich ulubionych.
-Dlaczego wyszłaś ? - i potwierdziły
się moje uprzedzenia.
-Nie będę ci się teraz tłumaczyć.
- powiedziałam nawet na niego na zerkając.
-Co się za tym kryje ? Lęk ? Poczucie
winy ? Sprawiłaś mu przykrość. Nawet nie wiesz jak bardzo chciał
się z Tobą spotkać, a ty od tak go olałaś. Wiesz jak oni się
poczuli ? Zawiodłaś ich.
-Przestań ! - zatrzymałam się. - Nie
osądzaj mnie ! Nie wiesz jak się czuję, jaki mętlik mam w głowie.
I mam gdzieś to jak oni się teraz czują !
-A jak ty się czujesz ? Co ? -
krzyknął tak jak ja wcześniej.
-Zbyt często słyszałam ostatnio to
pytanie. - ponownie ruszyłam cała w nerwach.
-Szkoda tylko, że ani razu nie
odpowiedziałaś na nie szczerze. - Jay za mną nie szedł,
odwróciłam się potwornie na niego wściekła.
-Skąd ty to możesz wiedzieć ?!
-Bo cię poznałem na tyle dobrze, że
wiem kiedy udajesz. - ruszył w moją stronę.
-Zabawny jesteś, wiesz ? -
zironizowałam. - Jakoś każdy mi to mówi. Każdy zna mnie lepiej
niż ja sama! Czy to nie jest sprzeczne ? - dalej się
darłam.
-Może najwidoczniej nadal udajesz
kogoś innego niż jesteś ? I to przed samą sobą !
-Ja udaję ? Proszę cię nie
rozśmieszaj mnie. Co ty możesz o mnie wiedzieć ? Może to o mnie
przeczytałeś ?! - krzyknęłam mu prosto w twarz, w jego oczach
zobaczyłam skruchę, ból i niedowierzanie. - I co ? Nic nie powiesz
? - zapytałam już spokojnie.
-Jak możesz to znowu robić ? Znowu
ranić ludzi ?
-To już Pan nie pamięta co było w
lipcu ? Jak wy bawiliście się moimi uczuciami bawiąc się w
psychologów ? - patrzyłam w jego tęczówki, które pierwszy raz
widziałam w takim stanie, takie bezbronne, oszukane i … zranione ?
-Nadal masz nam to za złe ?
-A myślisz, że ot tak o tym zapomnę
? - było mi zimno, podciągnęłam nosem.
-Jest parę rzeczy w życiu, które
chciałbym odwrócić i to jest jedna z nich.
-Nie da się cofnąć czasu.
-Niestety nie.
Uspokoiliśmy już swoje głosy.
Musieliśmy dać niezły popis swoich umiejętności przechodniom.
Oby nikt nie chciał tego przekazać dalszej części światu, bo nie
będzie za wesoło.
-Przepraszam. - powiedzieliśmy
jednocześnie.
-Nie, to ja przepraszam. - i ponownie,
uśmiechnęłam się do niego.
-Głupio mi. - szepnął Jay, nadal
staliśmy na chodniku.
-Mi też. Nie potrzebnie się tak na
ciebie wydzierałam.
-Mam na myśli tę akcję w lipcu.
-Powinno być ci głupio.
-Zawsze będziemy się Tobie kojarzyli
z tą sytuacją. Nie możemy ci tego wymazać z pamięci.
-To nie było fair, ale w końcu
zostałam ukarana za to co ja robiłam w życiu. Bycie zimną suką
przynosi konsekwencje i ja już zaczynam je ponosić. Co nie zmienia
faktu, że cholernie źle się z tym czuję.
-Żadne słowa przeprosin cię nie
przekonają, co ?
-Nie licz na to. Zostałam mocno
zraniona, nawet nie wiedziałam, że ktoś może wyrządzić mi taki
ból.
-Można cię zagiąć ? Zawsze
myślałem, że jesteś z kamienia. - uśmiechnął się.
-Mam chwilę słabości. Chodźmy już.
- potarłam dłonie i schowałam do kieszeni.
-Przepraszam, że tak na ciebie
naskoczyłem, ale oni naprawdę byli zranieni twoim zachowaniem. -
przerwał ciszę.
-A wiesz, że mnie to wcale nie
obchodzi ? - spojrzałam na niego.
-No tak. Mój błąd.
-Albo się przyzwyczaisz do tego mojego
trudnego charakteru, albo odejdź.
-Lubię wyzwania.
-W takim razie witam na pokładzie.
-Czyli nie powiesz mi dlaczego wyszłaś
?
-Powiem. Jak się dowiem co czuję. Jak
znajdę odpowiedzi na swoje pytania.
-Dlaczego nie chcesz pomocy ? Może
mógłbym ci pomóc i wspólnie rozwiązalibyśmy wątpliwości.
-Nie jestem z tego typu.
-Jakiego typu ?
-Z typu człowieka, który dzieli się
swoimi problemami z innymi i prosi o pomoc. Skoro to mój problem to
ja muszę go rozwiązać. Nie zwierzam się. Wybacz.
-W takim razie masz bardzo ciężkie
życie.
-Zależy jakie problemy na siebie
wezmę. Ale zawsze ja je powoduje, ja je wynajduję, więc ja je
likwiduje.
-Ale co jest złego w zwierzaniu się
komuś w swoich problemach ?
-Dla ciebie może nic, ale dla mnie to
bardzo ważna rzecz. Nie lubię jak ktoś daje mi swoje złote rady,
mówi mi jak mam żyć, włazi mi z butami w życie. Nie trawię
takiego zachowania.
-Jesteś jak nieodkryta wyspa.
-To był komplement ?
-Jak uważasz.
-To może być komplement, ale i
obraza.
-Zawsze są jakieś plusy i minusy.
Czeka cię rozmowa z mamą, tak ?
-Owszem i nie czuję, że to będzie
miła pogawędka.
-To nie będę przeszkadzał. -
stanęliśmy przed kamienicą.
-Nawet nie wejdziesz na herbatę ?
-Nie tym razem. Trzymaj się. - buziak
i już szłam w kierunku mojego tutejszego domu.
Jakie problemy tym razem musiałam
rozwiązać ?
Hej ! Taka zabawna anegdota z mojego życia. Zakreślam ładnie krateczki na czwartkowym próbnym egzaminie z angielskiego i tak sobie myślę jaki mamy dzień, myślę czwartek i tu nasuwa mi się pytanie dlaczego dodałam rozdział w środę ? Człowiek taki zakręcony, że nie wie jaki mamy dzień tygodnia xD
Egzaminy poszły mi ... tak jak chciałam. Nie najgorzej, nie najlepiej, tak pośrodku. Z historii myślałam, że będzie zgon na miejscu, ale nie 14/30 ^^ Jak na mnie to bardzo dobry wynik ;P
Ale ja przedłużam tę rozmowę Am z mamą, jestem zła :)
Do czwartku/piątku <3
PS. a tu taka autoreklama ;P już jest pierwszy rozdział
PSS. nowa, świąteczna, Jayowa ikonka xD
#StayStrongMaxAndNathan
swietny :)
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial:)
OdpowiedzUsuńnadal nie kumam dlaczego Jay tak sie troszczy o Amelie:)
szkoda mi Nathana mam nadzieje ze Amelia z nim porozmawia i zacznie sie w koncu cos miedzy nimi dziac:D
juz nie moge sie doczekac rozmowy Am z jej mama;p
weny duzo zycze i czekam na next;)
uuuu
OdpowiedzUsuńno niee..
rozdział świetny xD
jestem zaciekawiona tej rozmowy z mamą..
ciekawe co ma jej do powiedzenia :P
pisz tego nexta
weeeny ♥
tak tak i jeszcze raz TAK !!
OdpowiedzUsuńpopieram Am caaaaaaalym swoim serduchem ! ja nie wiem, ale jak czytam Te opowiadanie i historie Amelii i jej przemyslenia, dialogi z innymi, to jakbym widziala odrysowanie siebie. swoich mysli, swoich gadek ... czy Ty mnie przypadkiem nie znasz albo nie podgladasz ?! xD
naprawde zgadzam sie z Am w 100%. - najpierw trzeba siebie odkryc i siebie uspokoic i sprowadzic na wlasciwe tory, a dopiero potem mozna pomagac i zajmowac sie innymi. chociaz nie powiem, ze rowniez szoklam jak przeczytalam o takim aktywnym Nathanie po wybudzeniu -.- cos tu jest dziwnego ....
mam nadzieje ze szybciutko napiszesz nowego !
gratuluje historyji ;) !
:*
love love love <3 !!!
Tak się własnie spodziewałam, że Am nie porozmawia sobie póki co z Nathanem ;D
OdpowiedzUsuńTym bardziej, jak usłyszała o jego aż dziwnie dobrym samopoczuciu zaraz po przebudzeniu ;)
No i patrz, jakoś też mnie nie dziwi, że nie dodałaś tej rozmowy z mamą xD Wredziuchu :D
A mnie aż ściska z ciekawości, bo nie wiem o co może chodzić ;)
Stwierdzam, że mimo tego wszystkiego, co się działo w jej życiu i w ogóle, to Am jest bardzo mądrą dziewczyną;) A co za tym idzie, Ty to tworzysz, więc Ty jesteś mądra ;))
Naprawdę jej przemyślenia mają sens, jakieś podstawy. Nie są banalne a nawet życiowe.
Podoba mnie się ;)) Ale ten Jay coś tu świruje do niej ;DD
Woooow, gratuluje wyniku z hitorii, bo ja zawsza byłam lewa z niej i pewnie nawet 2 punktów bym nie miała xD
Ikoneczka rzuciła mi się od razu w oczy i jest świetna ! ;D
Do czwartku, Kochana! :***