poniedziałek, 30 grudnia 2013

Section 50.

Oczami Tom'a.


   Jak to jest możliwe, że Kelsey tak kłamie ? Przecież wczoraj nie byłem aż tak pijany, doskonalę pamiętam tę miłość między nami, to uczucie, to pożądanie, które rosło z każdą sekundą. Tęsknota, która była aż namacalna. Wiem, że ona nadal mnie kocha, ale dlaczego tak temu zaprzecza ? Kopnąłem kamyk, który akurat miał pecha i leżał na chodniku, którym teraz szedłem. Powinienem był zamówić taksówkę, nawet nie mam kaptura, żeby schować się przed fanami, a to ostatnia rzecz, którą chcę teraz widzieć. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Nikt nie dzwonił, nie pisał, pewnie leczą kaca po wczorajszym, nikt się o mnie nie martwi. Ciekawe czy w ogóle zorientowali się, że mnie było wczoraj do końca. Już tylko parę zakrętów dzieliło mnie od mojego mieszkania, które niegdyś było naszym wspólnym. Tak bardzo za tym tęskniłem, ale nie mogę przecież kazać jej, żeby do mnie wróciła. Będzie tego chciała to wróci, ale tak z pewnością nie będzie. Jakim dupkiem musiałem być, żeby ją tak skrzywdzić.
-O mój Boże to Tom ! - usłyszałem czyiś pisk, ale nie zatrzymałem się.
-Nie to nie on. Jakiś menel albo jeszcze gorzej. - tego nie zignorowałem i odwróciłem się w stronę głosu.
   Zobaczyłem jedną dosyć niską dziewczynę, która patrzyła na mnie jak na kawałek tortu, a drugą wlepioną w swój telefon.
-To ON. Patrzy na nas. - szturchnęła swoją koleżankę, a ja zacząłem iść w ich stronę. - Idzie tu. - szepnęła, ale i tak ją usłyszałem.
-Nie pierdziel. - ta nadal nieustępliwie wpatrywała się w ekran telefonu.
-Cześć. - przywitałem się, a ta, spojrzała znad ekranu, z wrażenia wypadł jej telefon. - Za zniszczony telefon nie odpowiadam, ale następnym razem lepiej uwierz koleżance, gdy ta będzie coś do ciebie mówiła. - obie zaniemówiły
-Mogę zrobić sobie z Tobą zdjęcie ? - zapytała ta niższa.
-Oczywiście. Z tym, że nie wiem jak wyglądam.
-Tu ci troszkę sterczy. - zniżyłem głowę i pozwoliłem jej poprawić moją fryzurę. - Od razu lepiej.
-Dołączysz się do nas ? - zapytałem nadal zszokowaną dziewczynę.
-T-tak. Ale mój telefon. - spojrzała na chodnik, gdzie w częściach leżał nowiutki iPhone.
-Przecież ja też mam aparat w telefonie. - odezwała się ta pierwsza i korzystając z okazji cyknęła nam sweet focie z ręki.
   Po niecałych 8 minutach ruszyłem dalej, byle szybciej, bo kolejnego spotkania z fanami nie zniosę. Zamykałem właśnie drzwi w mieszkaniu kiedy zadzwonił mój telefon. Nareesha.
-No cześć Słońce. - zdjąłem kurtkę i przejrzałem się w lustrze, dno i wodorosty.
-Cześć Tom. Nie zbudziłam cię ? - jej wesoły głos od razu poprawił mi humor.
-Nie, no coś ty.
-Bo wiesz, zniknąłeś nam wczoraj, a wcześniej widzieliśmy cię z kimś i tak się zastanawiam.
-No właśnie. … Mogłabyś do mnie wpaść za jakieś pół godziny ?
-Coś się stało ?
-Owszem.
-W takim razie będę.
-Wielkie dzięki. To ja lecę wziąć prysznic.
-Do zobaczenia.
   Rozłączyliśmy się, a ja poszedłem do łazienki. Szybki prysznic pobudził moje zmysły, a również pusty żołądek. Tak więc ubrałem jakieś ubrania i poszedłem do kuchni. Wyjąłem chleb tostowy, ser i bekon. Wszystko wrzuciłem do opiekacza i czekałem. W międzyczasie zrobiłem sobie kawę. Tak siedząc parząc swój przełyk wrzącą kawą i czekając na śniadanie wpatrywałem się w niebo. Błękitne niebo, które rozświetlało Słońce. Usłyszałem, że tosty już się opiekły, więc wyjąłem talerz i położyłem ciepły posiłek na niego. Wsadziłem do opiekacza kolejną porcje kanapek i zacząłem jeść te ciepłe. Gdy właśnie kończyłem ostatniego tosta usłyszałem dzwonek do drzwi, a po chwili otwieranie drzwi.
-Tom ?
-Jestem w kuchni. - odstawiłem talerz do zlewu i ponownie zagotowałem wodę, po paru chwilach do pomieszczenia weszła Mulatka.
-Co się stało ? - zapytała od razu i mnie przytuliła, ochoczą oddałem ten gest nie wiedząc jak bardzo tego pragnąłem.
-Musisz mi coś wyjaśnić, ale najpierw usiądź. - odsunąłem się od niej, a ona wypełniła moje polecenie, zalałem kubek z saszetką zielonej herbaty i podałem jej.
-Dziękuje. - szybko ją posłodziła. - A więc ?
-Proszę cię, powiedź mi dlaczego kobiety nie robią tego co myślą ? - przyznam, że moje pytanie zbiło ją totalnie z tropu.
-Jakiś konkretny przykład ?
-A jak myślisz ?
-Zacznijmy od tego co się wczoraj wydarzyło ?
-To, że byłem z Kels już chyba wiesz ?
-No tak, widzieliśmy was i jak się domyślam dopiero do niej wróciłeś ?
-Tak. Spędziliśmy wspólnie noc. Nie byliśmy pijani, wiedzieliśmy co robimy, byliśmy tego świadomi. Kochaliśmy się i to nie była udawana miłość. Wiem, że ona mnie kocha, a jednak dzisiejszego ranka wszystkiego się wyparła dosadnie mówiąc mi, że nie mam czego szukać. Ale ja wiem, że ona mnie kocha, więc dlaczego mi tego nie powie ?
-Tom. Podejrzewam, że Kels już się w tym wszystkim zagubiła. Ona sama nie wie co ma robić. Kocha cię, ale boi się wrócić, bo wie z czym to się wiąże. Doskonale znamy przyczynę waszego rozstania. Ty i ja. Kelsey nie wytrzymała tej presji medialnej. Była zbytnio przyciskana do muru, a gazety jeszcze bardziej pobudzały jej podejrzenia.
-Ale ja jej nie zdradziłem !
-Tom ja o tym wiem, ale to potężne oskarżenie. Kelsey przymykała na to oczy, bo wiedziała, że jej tego nie zrobisz, ale prasa i dziennikarze tak wyolbrzymili tę sprawę, że w pewnym momencie ja sama zaczęłam w to wierzyć. Zrozum jej niepewność.
-Czasami mam dość tych pieprzonych gnojków wpychających swój nochal w moje prywatne życie.
-Taka cena sławy Tom. Może Kelsey teraz się przełamała i potrzeba jej jeszcze trochę czasu, żeby do ciebie wrócić, żeby dać ci kolejną szansę. Daj jej chwilę.
-To ciągnie się już za długo. Ile mam na nią jeszcze czekać ? Parę miesięcy to dla niej za mało, może jej potrzeba lat ?!
-Nie denerwuj się to po pierwsze, po drugie nie krzycz, bardzo cię proszę, a po trzecie jej też wcale nie jest łatwo. Nie możesz być taki samolubny. Wiem, że czekasz już długo, że masz już tego dosyć, ale jej wcale nie jest łatwiej.
-To dlaczego tego nie ułatwi i nie wróci do mnie.
-Bo się boi ?! Że to o czym piszą tabloidy kiedyś faktycznie się wydarzy, a ona dowie się o tym ostatnia ! Że zostanie zraniona tak bardzo, że się nie pozbiera, że zostanie oszukana i odrzucona ? - dziewczyna nie wytrzymała napięcia i również zaczęło krzyczeć.
-Przepraszam. - powiedziałem po dłuższej ciszy.
-Nie to ja przepraszam, nie powinnam była się tak unosić.
-Nie, masz rację. Stawiam siebie na pierwszym miejscu, a nie powinienem.
-Nie, że nie powinieneś. Po prostu tęsknisz, a to dobre uczucie. Zależy ci na niej, a to najważniejsze.
-Chciałbym, żeby już była przy mnie. Żeby było choć odrobinę tak jak wcześniej.
-Ja też. - spojrzałem na nią zdziwiony. - Nasze wspólne wypady już nie są takie jak kiedyś. Między Wami jest dystans, a nawet jak z nią rozmawiam to też jakby coś ukrywała. Nie chcę rozmawiać tak jak dawniej, tak od serducha, jakby się bała, że do nas nie pasuje.
-Przynajmniej nie odsunęła się od Was.
-Robi to cały czas. Ile razy się z nią widzieliśmy w ciągu tych paru miesięcy ? Dwa, trzy ? Nawet te przypadkowe spotkania na ulicy trwają tyle co zwykłe cześć i dalej w długą. Boję się, że przyjdzie taki czas, że całkowicie się od nas odetnie. A tego bym nie chciała, bo naprawdę ją lubię.
-Wszystko się popieprzyło. Przez moją głupotę tracicie na tym wszyscy.
-Nie obwiniaj się, bo to nie twoja wina tylko tych świń, które potrafią tak wymyślić jakieś niedorobione historyjki, że dochodzi do takich rzeczy i jeszcze się z tego cieszą.
-Ale wierzysz w to, że ją kocham tak naprawdę ?
-Ja to wiem. Widzę to w Tobie. Wiem jaki byłeś, gdy miałeś ją obok, a jaki opustoszały i smutny jesteś teraz. Jest diametralna różnica i każdy to zauważy. Do tego nie potrzeba jakiś super mocy.
-Myślisz, że …
-Tak. - przerwała mi. - Ona też to widzi. Kwestia czasu jak do siebie wrócicie. Jadłeś coś ? - wstała.
-Tak. Tosty właśnie skończyłem jak przyszłaś.
-Brałeś prysznic ?
-Tak, a co ?
-Strasznie wyglądasz. Idź się prześpij, weź długą kąpiel, ogol się. Zrobię ci coś konkretnego do jedzenia na obiad. Odżyj człowieku.
-Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
-Jesteśmy przyjaciółmi prawda ? - pokiwałem pozytywnie głową. - Więc trzeba sobie pomagać. Idź spać. Zrobię coś, a resztę instrukcji napiszę ci na kartce, zatrzasnę drzwi i już.
-Siva powinien cię na rękach nosić codziennie, że cię ma.
-Tylko mu o tym nie mów, bo faktycznie zacznie, a wiesz, że on i te jego kolana to dziwna sprawa.
-Racja, racja. To dziękuje za to co mi upichcisz i lecę spać. - buziak w policzek i już szedłem do sypialni.
   Nie byłem zmęczony, ani senny, ale doskonale wiedziałem, że wyglądam tragicznie. Przydało by się odwiedzić fryzjera. Zadzwonię do Nick'a jak tylko znajdę czas, a teraz odlatuję w krainę spokoju i szczęścia.

***

   Obudziłem się około 15. Leniwie wstałem i powlokłem się do kuchni. Na lodówce wisiała pomarańczowa kartka, wziąłem ją. Nareesha miała bardzo ładne, wyraźne, duże i okrągłe pismo.

„Zrobiłam ci zapiekankę, włóż ją do piekarnika na pół godziny na 180 stopni. Weź długą kąpiel, odpocznij i wyłącz telefon. Zatrzasnęłam drzwi.
Naree ♥”

   Zaśmiałem się z serduszka, które narysowała na sam koniec. Zostawiłem kartkę obok naczynia żaroodpornego na bladzie i poszedłem do łazienki. Zatkałem wannę korkiem i włączyłem wodę, wziąłem maszynkę do golenia. Przyłożyłem się do tego, tak więc po 20 minutach byłem czysty, piękny i młody. Zakręciłem kran i wszedłem do pełnej wanny ciepłej wody. Po prawie pół godzinie wyszedłem nie tylko wypoczęty, ale również z nową energią na lepsze jutro. Tuż po wyjściu z łazienki wszedłem do sypialni i wyłączyłem telefon, który leżał na szafce nocnej. Wybrałem jakieś ciepłe i wygodne dresy i poszedłem do kuchni. Włączyłem piekarnik i nastawiłem wodę. Po kwadransie pijąc ciepłą herbatę wkładałem moją zapiekankę do piekarnika. Poszedłem zobaczyć czy leci coś ciekawego w telewizji, ale nic nie znalazłem. Odpaliłem mojego X-Box'a i chwyciłem za konsolę, gdy właśnie kończyłem ostatnie okrążenie usłyszałem minutnik, spauzowałem i poszedłem do kuchni. Wyjąłem pachnący posiłek i nawet nie zastanawiając się czy nakładać zapiekankę na talerz, wziąłem widelec i z całym naczyniem na podstawce poszedłem do salonu. Zdjąłem pokrywę i pozwoliłem przestygnąć mojemu pysznemu obiadkowi. Dokończyłem wyścig i wyłączyłem grę. Włączyłem jakiś muzyczny kanał i siedząc po turecku zajadałem się przysmakiem. Nie słuchałem uważnie tego co mówiła reporterka, ale na sam dźwięk swojego imienia podniosłem wzrok.
-Z anonimowych źródeł dowiedzieliśmy się, że poprzednią noc Tom Parker z The Wanted spędził ze swoją eks dziewczyną, Kelsey Hardwick. Para rozstała się pod koniec sierpnia, wtedy wówczas wyszła do prasy szokująca prawda o zdradzie pana Parkera. Sam zainteresowany powiedział, że to nieprawda i kłamstwo, niestety para nie zeszła się z powrotem, więc może jednak jest w tym ziarnko prawdy. Chociaż po tych zdjęciach z poprzedniej nocy – tu puścili nasze wspólne zdjęcia z klubu, gdzie się całowaliśmy i przytulaliśmy. - i tych z dzisiejszego ranka, gdzie fanki widziały Tom'a niedaleko jego domu, można stwierdzić, że para jednak daje sobie kolejną szansę. - tu zdjęcia, które zrobiłem rano z fankami -Trzymamy kciuki za ich wspólny powrót, bo w końcu ta para nie ma za sobą nudnej historii. Rozstania i powroty to ich sielanka. Życzymy im szczęścia, a teraz przechodzimy do kolejnego członka tego boysbendu. Max George trafia na okładkę. Coraz częściej jest spotykany z pewną uroczą blondynką, której tożsamości nie znamy. Para również była widziana poprzedniego wieczoru w klubie Aquum, z którego przytuleni do siebie wychodzili Tom z Kelsey. - tu puścili zdjęcia Max'a z Jane, skąd oni je wytrzasnęli ? - Max jeszcze nie wydał żadnego oficjalnego ogłoszenia na temat tej pary, ale wydaje mi się, że to coś poważnego. Oboje wyglądają na zakochanych, więc czego im więcej potrzeba do szczęścia ? A na deser najświeższe informacje na temat stanu najmłodszego z The Wanted. Tak ! The Wanted na swoim oficjalnym Twitterze i koncie na Facebooku ogłosili, że Nathan wybudził się ze śpiączki. Z tego co wiemy jego stan jest ad nadzwyczaj dobry. Jemu również życzymy wszystkiego najlepszego i mamy nadzieję, że w styczniu zobaczymy go na scenie.
   W tym momencie reporterka pożegnała się i usłyszałem pierwsze dźwięki Show Me Love. Zdezorientowany zastygłem z widelcem w powietrzu. Kiedy chłopaki podjęli decyzję o oficjalnym ogłoszeniu stanu Nath'a ? Bo chyba nie na kacu, albo co gorzej będąc pijanymi. Zabiłbym ich. Chciałem sprawdzić czy to prawda, ale przypomniały mi się słowa Nareeshy. „Wyłącz telefon” pewnie miała na myśli, że mam się odciąć od świata zewnętrznego, więc zrezygnowałem i zająłem się pyszną zapiekanką, której po pół godzinie już nie było. Tak się najadłem, że nie mogłem wstać. Posiedziałem tak dobry kwadrans, a dopiero później wstałem i zaniosłem naczynie do zmywarki, zrobiłem sobie jeszcze herbaty i wziąłem butelkę coli i wróciłem do salonu. Wypiłem parę łyków coli na lepsze trawienie i opróżniłem kubek z gorącym napojem. Pod wieczór usłyszałem dzwonek do drzwi. Na początku zastanawiałem się czy otwierać. W końcu ten dzień miał być tylko dla mnie, ale po paru minutach nieprzerwanego walenia w drzwi poszedłem otworzyć.
-No cześć ! - zobaczyłem uśmiechniętą od uch do ucha Am.
-No siema, co tam ?
-Ale do ciebie ciężko się dostać. - weszła przepychając się obok mnie.
-Pewnie, wejdź. - zamknąłem drzwi.
-Ale ty świetnie wyglądasz. - jej uśmiech nie schodził z twarzy.
-Ile kaw dzisiaj wypiłaś ?
-Co ? - zdziwiła się. - Aaa chodzi ci o mój dobry humor ? Kac długo nie trzymał, a słyszałam i zresztą wczoraj widziałam ciebie z Kels, więc chyba masz o czym opowiadać, co ?
-Mam ci opowiedzieć ze szczegółami ?
-Co ? Niee. - zmieszała się, na co się zaśmiałem.
-Co chcesz wiedzieć Młoda ? - zaprosiłem ją do środka, więc ta zaczęło rozsuwać zamek błyskawiczny w kurtce, usiedliśmy na kanapie.
-Noo co teraz między wami jest. - położyła okrycie obok siebie.
-To co wcześniej. - oparłem się nonszalancko o oparcie.
-A do czegoś doszło ? - zapytała powoli.
-Nie nazwał bym tego „czymś”, bo to zniesławienie tego co się działo. Było tak jak dawniej, a nawet lepiej. Ta miłość, uczucie i pożądanie zniknęło rano, gdy obydwoje zaczęliśmy rozmawiać. Spytałem się jej czy pamięta poprzednią noc, bo ja pamiętałem wszystko, odpowiedziała, że każdy szczegół pamięta. Ucieszyłem się, ale jej zachowanie i mina nie była zadowalająca. Więc zapytałem czy żałuje i usłyszałem to czego nie chciałem, bo powiedziała, że żałuje. Wyszedłem.
-Ale … wczoraj … - Am sama nie mogła się wysłowić. - Przecież to wyglądało tak autentycznie i tak prawdziwie, więc co jej odbiło rano ? Czemu ona się oszukuje ?
-Chciałbym to wiedzieć. Naree mówi, że Kels sama musi to sobie uporządkować w głowie i uwierzyć w moje szczere intencje, więc wziąłem to do serca i czekam.
-Jak się z tym czujesz ?
-Rano … fatalnie źle, ale teraz po zaleceniach Nareeshy, żebym się wyspał, wziął długą kąpiel, doprowadził się i swój wygląd do porządku czuje się znacznie lżej i lepiej.
-Nareesha to … wspaniała osoba. Mi też pomogła i nakierowała na właściwy tor.
-Tak. W tym masz rację. Cieszę się, wręcz jestem zaszczycony, że jestem w jej kręgu przyjaciół.
-Powinniśmy ją codziennie nosić na rękach. - zaśmiała się.
-Nie wiem co na to powiedział by Siva. - zaśmiałem się. - Co chcesz do picia ? - szedłem w kierunku kuchni.
-Nic. - szybko dodała. - Jadę do szpitala, pojedziesz ze mną ?
-A co z Jay'em ?
-Zdycha w domu.
-Wow. Aż tak zabalowaliście ?
-Noo, a to ponoć ja się najgorzej spiłam. Z poprzedniej nocy nie pamiętam totalnie nic, ale kac mi szybko przeszedł.
-Oby Jay nie trafił do szpitala.
-Oby. - - uśmiechnęła się.
-To chodźmy. Czym przyjechałaś ?
-Taksówką.
-Czeka ?
-Nie, musiał odjechać.
-Więc jedziemy moją bestią.
-To nie wiem czy my przypadkiem nie powinniśmy jechać do kostnicy.
-Jaki czarny humor. - zarzuciłem kurtkę i założyłem buty, wziąłem kluczyki i wyszliśmy.
   W szpitalu spędziliśmy masę czasu, bo wyszliśmy gdy lekarze nas wyrzucili z sali. Okazało się, że decyzję o ujawnieniu faktu, że Nathan się wybudził, podjął on sam. Nie miałem mu tego za złe. Zauważyłem, że Młodzi podpali wspaniały kontakt ze sobą. Ciągle rozmawiali i śmiali się, od czasu któreś z nich próbowało dołączyć mnie do rozmowy, ale i tak kończyło się na tym, że powiedziałem jakieś zdanie i znowu słuchałem ich rozmowy. Miło było tak słuchać. W międzyczasie zadzwonił Max czy może przyprowadzić Jane. Nathan bardzo się ucieszył i tak poznał miłą blondynkę, którą polubił już na samym „Cześć”. Nie ma co mu się dziwić była zjawiskowo piękna. Pod wieczór wstąpili również Seev z narzeczoną, więc mogłem jej podziękować za opiekę. Karen również wpadła, ale powiedziała tylko, że Jess już bezpiecznie wróciła do domu i sama poszła. Później zawiozłem Am i wróciłem do domu. Nie byłem senny, więc włączyłem sobie telewizor.


Hej ! Zapowiedziana perspektywa Tom'a i jak ? Po świętach weszłam na bloggera i zobaczyłam rekordową sumkę wyświetleń na tym blogu i nawet się zdziwiłam ;) 26 grudnia zostanie mi w pamięci do kolejnej rekordowej sumki x) A 28 byłam świadkiem zabawnej liczby wyświetleń na blogu.


Zabawna liczba ;) Z okazji zbliżającego się Sylwestra, życzę Wam godnej bloggerek i czytelniczek Fanfiction zabawy w gronie najbliższych, dużo śmiechu i wspaniałego przywitania nowego, 2014, roku. Żeby ten przyszły okazał się dla nas wszystkich lepszy, owocniejszy w leniuchowanie i szczęśliwy w wiele ciekawych spotkań, wydarzeń, zdarzeń. Najlepszego !


PS. ladufjsn cljheiuyfodiwjxm 50 rozdział za nami ! o.O

czwartek, 26 grudnia 2013

Section 49.

-O kurwa !
-Czemu patrzysz takim dziwnym wzrokiem w tamtą stronę ? - Max podążył za moim spojrzeniem. - O cholera !
-Czy ja dobrze widzę ?
-Tak kochanie. - Mulat potwierdził myśli swojej narzeczonej. - Tom właśnie całuję się z Kelsey.
-Czy oni są tak nawaleni, że nie wiedzą co robią, czy to jest epicki powrót, zakopanie toporu wojennego, wybaczenie sobie grzechów i pijacka gra wstępna ? - zapytałam.
-Chyba ty jesteś nawalona w trzy dupy skoro gadasz takie głupoty.
-Zajmij się szklanką Jay. - zgasiłam zapał kolegi.
-Ale to chyba dobrze, że oni do siebie wrócili, nie ? - podłapała temat Jane.
-Teoretycznie tak, ale kto by się tego spodziewał. - dodał zdziwiony Max.
   Jeszcze dobre parę minut gapiliśmy się na nich z szeroko otwartymi oczami, ale później nam zniknęli. Wypiłam jeszcze parę kieliszków, żeby jakoś się ogarnąć po tym co zobaczyłam i zaciągnęłam Jay'a na parkiet.
-Ale ja nie chcę. - marudził.
-Nie marudź. Sprawdzimy, czy potrafisz jeszcze chodzić i utrzymać się pionie.
-Będziesz musiała mnie podnosić z parkietu.
-Najwyżej. - zaczęliśmy wywijać na parkiecie.
   Jak na dwoje upitych już ludzi nieźle wywijaliśmy. Niestety długo nie potańczyliśmy, bo DJ zapowiedział, że po tym kawałku zamykają lokal. Faktycznie nie było już takiego ścisku jak wcześniej, większość ludzi już się zmyła do domu, albo na ulicę dalej świętować. Byłam już taka zmęczona, że nie wiedziałam czy dotrwam całą drogę do domu.
-Dzięki wielkie za zabawę i widzimy się już jutro. - zapowiedział DJ i muzyka ucichła.
   Wróciliśmy do stolika, na którym nie było już miejsca na zużytą chusteczkę, niezłego syfu narobiliśmy, ale cóż. Zabraliśmy całe towarzystwo, chociaż nie, brakowało Tom'a, ale nigdzie go nie było, więc każdy domyślił się gdzie jest.
-Ale się schlaliście. - Max ubierał mi sweter, gdyż ja już usypiałam na stojąco.
-Faktycznie. - usłyszałam śmiech Naree. - Am dzisiaj z Jay'em wzięli na poważnie to całe świętowanie.
-Bo my tylko z rozmachem. - powiedział Jay odbierając swoją kurtkę z szatni, on przynajmniej mógł iść, a mnie nogi tak bolały, że gdyby nie Max, który szedł obok mnie pewnie był się wywróciła, a może to procenty w mojej krwi ?
-Dobra Mała. Koniec pierdzielenia się. - Max mnie podniósł i teraz niósł na rękach, mocniej się do niego wtuliłam i przymknęłam oczy.
-Ktoś tu jest śpiący. - usłyszałam cichy śmiech Naree.
-Podjechał już Van ? - zapytał Siva, miałam zamknięte oczy, ale głosy jeszcze rozpoznawałam.
-Chyba go nawet widzę. - usłyszałam głos Jane i po chwili ktoś otworzył drzwi, a mroźne powietrze nieźle mną wstrząsnęło.
-Już idziemy do Vana księżniczko. - szepnął Max.
-Max wsiadaj pierwszy, bo Am się rozchoruje. - po chwili siedziałam już w ciepłym Vanie, oparłam głowę najprawdopodobniej na barku Max'a i nadal sobie „spałam”.
   Po chwili wsiadła cała reszta załogi i samochód ruszył. Teraz zdałam sobie sprawę, że jestem najbardziej spitą osobą w towarzystwie, Jay jeszcze nie spał, więc nie był bardzo pijany, a ja już zdychałam.
-Jane może najpierw odwieziemy ciebie, co ? - zapytał Max.
-Ale bliżej mieszkają chyba Siva z Nareeshą. - odpowiedziała.
-No faktycznie.
-A dasz sobie radę z tym dwojgiem ? - zapytał Siva i w wyobraźni widziałam jak pokazuje na mnie i na Jay'a.
-Pomogę mu. - zaoferowała swoją pomoc blondynka, lubiłam tę dziewczynę, Max na nią zasługiwał.
-W takim razie jedziemy do nas. - powiedział Siva.
   Po paru chwilach samochód się zatrzymał, myślałam, że stoimy na światłach, ale myliłam się.
-To miłej nocy. Pa. - pożegnał się Siva i otworzył drzwi, chyba siedział najbliżej nich.
-Dobranoc. - pożegnała się Mulatka.
-Pa. - też się pożegnałam.
-To ty jednak nie śpisz ? - trzask zamykanych drzwi i głos Max'a.
-Shhi. - uciszyłam go, a ten się zaśmiał. - Otwórzcie okno.
-Zamarzniesz. - zauważył Jay.
-Otwórzcie okno. - powtórzyłam, po chwili usłyszałam jak ktoś otwiera okno. - Dziękuje. - i dalej leżałam z zamkniętymi oczami.
-Jesteśmy na miejscu Am. Dasz sobie radę ? - ktoś mnie wybudził.
-Jasne. - wybełkotałam i otworzyłam oczy, Jay właśnie otwierał drzwi, powoli i na szeroko rozstawionych nogach wyszłam, podtrzymałam się samochodu i dzielnie stanęłam na chodniku.
-Nie trzeba Wam pomóc ? - Max wyjrzał z samochodu.
-Nie, nie trzeba. Dobrej nocy. Pa Jane. Miło było cię poznać. - powiedziałam.
-Ciebie też Amelio. - odpowiedziała blondynka.
-Dobranoc. - buziak od Max'a i ruszyłam z Jay'em obok do bloku, dopiero jak weszliśmy samochód ruszył.
-Nieźle się spiłaś. - Jay otwierał drzwi.
-Mroźne powietrze działa cuda. - powiedziałam nie czując już zmęczenia.
-No proszę. Jak nowo narodzona.
-Czekaj na jutro. - weszliśmy do środka.
-Chcesz herbaty ?
-Kawę.
-Dochodzi pierwsza w nocy.
-No to co ? Ja chcę kawy. - zdjęłam buty i rzuciłam je na podłogę, poprawiłam sweter i weszłam do ciepłej kuchni, gdzie Jay nastawił wodę.
-Taka senna byłaś.
-Przeszło mi. - otworzyłam lodówkę i wyjęłam warzywka. - Masz ochotę na sałatkę ?
-O tej godzinie ?
-Co ty się tak uczepiłeś tej godziny ? - zamknęłam lodówkę i poszłam po nóż i deskę.
-Ty się nożem nie bawisz. - Jay mi go wyrwał.
-To co mam zjeść ?
-Jogurcika. Bezpieczny i pyszny. - pochował do lodówki to co z niej wyjęłam i wręczył mi łyżeczkę i duże opakowanie jogurtu morelowego. - Chyba twój ulubiony, co ?
-No tak. - otworzyłam wieczko i o dziwo się nie ubrudziłam. - Muszę częściej jeść jogurty po pijaku, bo przynajmniej się nie uwaliłam cała tą mazią.
-Cenne spostrzeżenie. - zalał kubki wrzątkiem i podał mi moją kawą.
-Jak ładnie pachnie.
-Masz 19 lat, a tak pijesz tę kawę jak jakiś nałogowiec.
-Jestem już uzależniona. - zapaliłabym sobie, zaczęłam szukać czegoś w torebce, ale nic nie znalazłam.
-Jak szukasz fajek to nawet ich nie podpalaj, nie w tym mieszkaniu. - powiedział Jay, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. - Na balkon zapraszam.
-A gdzie jest ?
-U mnie w sypialni.
-Taaa. Znam te wasze numery. - powiedziałam.
-Ej ! Co to miało być ? Masz 19 lat, jesteś jeszcze bachorem, a ja nie wykorzystuje dzieci.
-Jakich dzieci ? To po pierwsze, a po drugie to nie wypominaj mi mojego wieku. A jak ci tak bardzo przeszkadza to powiem ci, że już za niedługo nie będę tym „bachorem” jak to nazywasz.
-Chcesz mi powiedzieć, że masz za niedługo urodziny ?
-Noo. - jaki ten jogurt był dobry.
-Kiedy ?
-A masz jeszcze jeden ? - otworzyłam lodówkę.
-Tak. Na najwyższej półce. - wyjęłam sobie kolejny, a puste opakowanie wyrzuciłam, usiadłam i zaczęłam siorbać kawę. - Jak brzmi odpowiedź na moje pytanie ?
-A jakie było pytanie ?
-Kiedy masz urodziny.
-Na Facebooku sobie sprawdź. - palnęłam.
-Dobry pomysł. - wyjął telefon, o cholera !
-Naprawdę ?
-Tak. - spojrzał znad wyświetlacza uśmiechnięty. - Czekaj, jakie ja mam hasło na Facebooka. - zastanawiał się dłuższą chwilę, a jak sobie przypomniał to telefon mu się wyłączył.
-Co było ?
-Bateria padła. - powiedział smutny.
-Jaki pech. - uff, moje szczęście. - Idę wziąć prysznic.
-A kawa ?
-Racja. - wzięłam ją ze sobą.
   Wyjęłam moją piżamkę i poszłam do łazienki. Szybko wskoczyłam pod prysznic i zmyłam cały bród z dzisiejszego wieczoru. Opatuliłam się cieplutkim szlafrokiem i wróciłam do pokoju po fajki. Gdy je znalazłam, wyjęłam jedną i wzięłam zapalniczkę. Zastanawiałam się czy nie zamarznę, ale bardziej chciało mi się jarać. Jay'a nie było w jego sypialni, otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam. Było zimno, ale jakoś dam sobie radę. Podpaliłam końcówkę i zaciągnęłam się nikotyną. Ogarnęła mnie fala szczęścia i beztroski. Szybko skończyłam papierosa i wyszłam z balkonu.
-Boże drogi ! Amelia !
-Co ? - Jay leżał na łóżku.
-Wystraszyłaś mnie.
-Nie wiedziałeś, że jestem na balkonie ? - zamknęłam drzwi i poprawiłam firankę.
-Nie. Nic nie mówiłaś.
-Nie było się tu jak weszłam.
-Brałem prysznic. Przecież teraz to ty z pewnością będziesz chora.
-Najwyżej. Dobranoc. - ruszyłam przed siebie, a że było ciemno i byłam w nieznanym mi pokoju nie wiedziałam, że przede mną coś leży i na to wpadłam, klnąc pod nosem.
-Ja piernicze. Moja piszczel. - zaczęłam skakać na jednej noce masując obolałe miejsce.
-Żyjesz ? - Jay pojawił się obok mnie, wcześniej zapalając lampkę nocną.
-Nie. Umarłam. Jutro o 15 pogrzeb, wpadniesz ? - spojrzałam na niego wściekła.
-To przecież nie moja wina, że po nocy chodzisz po mojej sypialni, gdzie twoja jest trochę drogi stąd.
-Mądrala się znalazł. - postawiłam nogę na miękkim dywanie i zaczęłam wychodzić.
-Chcesz jakąś maść ?
-Po co mi maść ? - byłam wściekła.
-Żeby nie było siniaka.
-Pewnie już jest.
-Czyli nie ?
-Dobranoc. - i wyszłam, teraz po powoli, żeby faktycznie się nie zabić szłam w kierunku swojej sypialni.
   Kawa już wystygła, więc ją zostawiłam na stoliku, a sama położyłam się. Myślałam, że nie zasnę, ale po chwili już mocno spałam.

Oczami Kelsey.

   Dlaczego ja nie zasłoniłam tych cholernych żaluzji zanim poszłam spać ? Mogłabym sobie jeszcze pospać, ale nie wścibskie promienie Słońca raziły mnie teraz. Powoli otworzyłam oczy, ale szybko zakryłam je dłonią, bo znowu dostałam po oczach tymi przeklętymi promykami. Gdy udało mi się otworzyć oczy i ogarnąć coś wzrokiem zauważyłam na podłodze ubrania. Spojrzałam na łóżko. Obok mnie smacznie spał Tom. TOM ?! Co on tu robi ? O mój Boże. Korzystając z tego, że śpi uciekłam do łazienki.
   Kels skup się. Co robiłaś wczorajszej nocy. Poszłam z tym fajnym kolesiem na imprezę, ale jak on miał na imię ? Nieważne. Później się rozdzieliśmy, bo on znalazł jakiś swoich kumpli, a później … co było później ?! Złapałam się za głowę próbując sobie coś przypomnieć, ale na marne. Co mam zrobić ? Tom śpi w moim łóżku. Wzięłam prysznic i ubrałam szlafrok. Zmyłam makijaż nie śpiesząc się zbytnio, musiałam coś wymyślić. Gdy już stwierdziłam, ze trzeba stawić czoła swoim problemom, wyszłam z łazienki i kogo spotkałam po drugiej stronie ?
-Tom ? - wryło mnie w podłogę.
-Kels ? - miał oczy jak spodki.
   Nie wiem ile tak staliśmy, ale po chwili go wyminęłam.
-Weź sobie czysty ręcznik z komody. - rzuciłam tylko i weszłam do mojej malutkiej kuchni.
   Całe szczęście, że nie udało mi się sprzedać mojego mieszkania, więc miałam gdzie wrócić po tym jak zerwaliśmy. Nastawiłam wodę i usiadłam przy stoliku. Nie rozumiałam tego co się działo. Mimo, że zerwaliśmy tygodnie temu teraz przespałam się z nim. A przecież ja wczoraj nie piłam tak dużo. Powoli wracała mi pamięć z poprzedniego wieczoru. Wychodziłam z toalety i wpadłam na Tom'a. Uśmiechnął się do mnie, dokładnie tak jak lubiłam. Przywitał się, pogadał, był taki miły, jak dawniej. Traktował mnie jak dobrą znajomą, ale ja chciałam czegoś więcej. Pamiętam jak bardzo go kochałam i przez ten cały czas od kiedy zerwaliśmy próbowałam jakoś wymazać to uczucie, ale ja ciągle kochałam go tak samo. Przeglądając portale muzyczne, oglądając go, czytając z nimi wywiady, tak bardzo chciałam tam być. Jeździć z nimi, przeżywać to samo co oni. Być razem z moim Parkerem. Największym idiotą na świecie, imprezowiczem do bólu, ale kochanym i opiekuńczym chłopakiem. Myślałam, że będzie mi łatwiej o tym zapomnieć, ale nie potrafiłam.
-Woda już dawno temu się zagotowała. - odwróciłam się, w drzwiach stał Tom, nieogolony, nieogarnięty, taki jakiego kocham najmocniej. - Pamiętasz co się wydarzyło poprzedniego wieczoru ? - szykował nam herbatę, tak bardzo pasował do tej kuchni, miał takie płynne ruchu w tym co robił, brakowało mi go tu.
-Pamiętam.
-Wszystko ?
-Wszystko.
-Ja też. - podał mi gorący napój, nie odważyłam się na niego spojrzeć.
-Żałujesz ?
   Na to pytanie nie umiałam odpowiedzieć, więc zanim zebrałam myśli minęło sporo czasu. Spojrzałam na niego. W jego oczach zobaczyłam nadzieję, tęsknotę. Tak bardzo chciałabym go przytulić, dotknąć. Nie mogę ! Przeniosłam wzrok na kubek.
-Tak. - odpowiedziałam.
   Nic nie powiedział. Pił spokojnie herbatę, analizował zaistniałą sytuację. Delektowałam się jego obecnością, chcąc, żeby to trwało jak najdłużej. Wstał i włożył kubek do zlewu.
-W taki razie przepraszam, ale wczoraj … myślałem, że – spojrzał na mnie, czułam jego smutny wzrok na mnie, podniosłam wzrok. - najwidoczniej się myliłem. - dokończył i wyszedł, usłyszałam jak zamykają się drzwi wejściowe.
   Łzy od razu mi pociekły. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Mogłam to naprawić. Była szansa na to, żebyśmy wrócili do siebie, a ja to schrzaniłam. Być może już nigdy nie nadarzy się taka okazja. Za tydzień święta. Czas, który zawsze spędzaliśmy wspólnie. Kto w tym roku ubierze choinkę, podzieli się opłatkiem ? Musiałam się ogarnąć. Mieliśmy Wigilie w K2K, trzeba było to zorganizować. Wylałam niedopitą herbatę i poszłam do sypialni. Niepościelone łóżko jeszcze nim pachniało. Łzy znowu poleciały. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Tak bardzo chciałbym, żeby teraz mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Narzuciłam coś na siebie i spóźniona wyszłam z mieszkania, wiedząc, że jak tu wrócę łzy znowu popłyną.


Hej ! Wiadomo z kim się całował nasz TomTom, a ja nareszcie będę mogła pisać w innej perspektywie, bo ciągłe pisanie oczami Am mnie już troszkę znudziło. Ojej, biedna Kelsey. Do następnego <3

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Section 48.

-Nie chcę żegnać się z Tobą w ten sposób. - powiedziała mama przed wylotem, byłyśmy razem z Jay'em, który nas tutaj przywiózł, na lotnisku, mama za chwilę miała wsiadać do samolotu.
-Ja też.
-Powiem szczerze, że liczyłam na to, że polecimy razem. - spojrzała w kierunku Jay'a, który paręnaście metrów dalej dzielnie na mnie czekał. - Ale skoro tu jest twój dom to nie będę cię zmuszać.
-Tutaj czuję się dobrze.
-Zauważyłam. Tym bardziej, że tutaj trzyma cię znacznie więcej rzeczy niż w Polsce.
-Co mam powiedzieć ?
-Nie musisz nic mówić. Czasami nie trzeba.
-Pasażerowie lotu 213 proszeni są do odprawy przy stoisku numer piętnaście. - usłyszałyśmy donośny głos z głośników.
-Musisz już iść.
-Uściskasz mnie chociaż ?
-No pewnie. - przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam, a później odprawiłam z kwitkiem.
   Widziałam jak odchodzi, jak odwróciła się do mnie i ostatni raz mi pomachała, później zniknęła.
-Szybko poszło. Żadnych łez.
-Nie lubię pożegnać. - spojrzałam na mojego towarzysza. - Idziemy na obiad.
-W takim razie Panie przodem.
   Nie wiem jak nazwać to uczucie, gdy pożegnałam się z mamą, nie czułam pustki, tęsknoty, ale tak jakbym się cieszyła, że nareszcie jej nie ma, że jest tak jaki dawniej, o ile można tak powiedzieć.
-No i wtedy powiedziałem jej, że jestem transwestytą i pochodzę z rodziny gejów. Amelia ! Słuchasz mnie w ogóle ? - usłyszałam Jay'a.
-Co ? Tak. Słucham, mówiłeś właśnie, że przyznałeś się jej, że jesteś transwestytą i pochodzisz z rodziny gejów.
-I nie dziwi cię to ?
-Nie wchodzę w głębsze relacje między Tobą, a twoją rodziną.
-Nie słuchałaś mnie.
-No dobrze. Nie słuchałam. - odpuściłam.
-Tęsknisz ?
-Co ? - spojrzał na mnie tym swoim znudzonym wzrokiem. - Nie. Nie.
-To o co chodzi ?
-Żebym to ja jeszcze wiedziała. - zamilkłam, a w międzyczasie doznałam olśnienia. - Jay ?
-No co ? - przeżuwał właśnie swoją sałatkę, gdy mój kurczak już dawno wystygł.
-Co robisz dzisiaj wieczorem ?
-Yyy pewnie to co ty, bo wiesz, mieszkamy razem.
-To tylko kwestia paru dni. To dobrze, bo ktoś musi mnie pilnować, gdybym za dużo wypiła.
-Teraz to ja nie wiem o co chodzi.
-Chodzi o to, że idziemy do klubu.
-Dam cynk chłopakom to się z nami zabiorą, co ?
-Zajebiście. - odsunęłam talerz z zimnym już, prawie nietkniętym kurczakiem. - Idziemy ?
-Już ?
-Tak. Szybciej futruj tą sałatkę i idziemy. Muszę wziąć rzeczy ze swojego mieszkania.
-Przecież wczoraj się pakowałaś. - wyjadał szybko sałatkę.
-Ale nie wiedziałam, że dzisiaj będę chciała gdzieś wyjść, więc nie mam ciuchów. No pośpiesz się.
-Nie smakował ci czy jak ? - pokazał na mój talerz.
-Nie mam apetytu.
-A wiesz, że jak na pusty żołądek wypijesz to to się źle skończy.
-Jadłam rano śniadanie.
-Najwyżej zrobię coś w domu.
-Jak tam chcesz, ale proszę cię pośpiesz się.
   Po 10 minutach byliśmy już w samochodzie i wydzwaniałam do chłopaków. Siva z Nareeshą właśnie też dzisiaj planowali wypad na jakieś tańce, więc ich miałam z głowy. Pana Marudę Parkera ciężko było przekonać, ale po moim trzecim telefonie zgodził się.
-Tom nadal jest wolny ? - zapytałam szukając Max'a w kontaktach.
-Noo. - Jay wydukał, gdyż byliśmy na skrzyżowaniu i za pewnie mnie nie słuchał. - Coś tam kombinuje, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie.
   Z Max'em poszło jak zwykle szybko, z tym, że ten mnie zaskoczył.
-Max ma jakąś laskę ? - zapytałam po rozłączeniu się.
-Na ostatniej imprezie poznał jakąś blondynkę, nawet jej nie poznałem, ale ponoć fajna.
-I dlaczego ja o tym nie wiedziałam ?
-Napad, szpital i te sprawy.
-No to nieźle jestem do tyłu.
-Tak wyszło. - właśnie skręcaliśmy w moją uliczkę. - Ale wiesz, że musimy jeszcze znaleźć czas na wizytę u Nath'a ?
-Oczywiście, że wiem.
   Wyszłam z samochodu i szybko wleciałam do mieszkania. Musiałam się śpieszyć, bo Jay powiedział, że długo nie będzie czekać, więc wzięłam parę sukienek i parę par butów, torebki, drugą kosmetyczkę i jeszcze jakieś dodatki, które wpadły w ręce. Nie wiedziałam co wykombinuje z tych ciuchów, a że teraz nie miałam zbytnio czasu na kompletowanie to wzięłam to co uważałam, że może się przydać. Zamknęłam mieszkanie i szybko zeszłam na dół, wrzuciłam wszystko na tyły samochodu.
-Mogłaś to przynajmniej schować do jakieś torby. Poczekałbym i tak. - powiedział, na widok tego co zrobiłam, Jay.
-Nie marudź tylko jedź do szpitala.
   Po kwadransie, bo oczywiście po co trzymać się kodeksu ruchu drogowego, byliśmy pod szpitalem.
-O jak miło was widzieć. - Nathan się uśmiechał.
-Ciebie też. - buziak w poliko i już siedziałam obok na krześle.
-Siema Młody. - Jay przybił z nim piątkę.
-Minęliście się właśnie z moją mamą i Jess.
-Tak ? Nie wiedzieliśmy ich. - powiedziałam zdejmując kurtkę.
-A dziwne, bo dokładnie przed chwilą wyszły.
-Może zeszły klatką schodową, przed windą była spora kolejka.
-Być może. - mimo, że to Jay z nim rozmawiał ten ciągle się do mnie uśmiechał.
-Co ty taki szczęśliwy ? Dowiedziałeś się, że będziesz ojcem ? - zapytałam.
-To źle, że mam zły humor ?
-Nie, skądże, ale trochę to straszne. - zaśmiałam się.
-Ty lepiej mi opowiadaj co cię naszło na picie dzisiejszego wieczoru.
-Skąd o tym wiesz ?
-Pan Sykes wie o wszystkim.
-Tak jakoś mam ochotę.
-Mama Am dzisiaj wróciła do Polski. - wydał mnie Jay.
-No tak. Nie ma rodziców, chata wolna to i się baluje.
-Wcale nie. Ale to prawda, że skoro nie ma mojej mamy to nie będzie miała do mnie wyrzutów.
-Ty w ogóle możesz pić ? Nie bierzesz żadnych tabletek ?
-Wczoraj przestałam, bo się źle po nich czułam.
-To faktycznie jest to świętować.
   Do sali weszło dwóch lekarzy i pielęgniarka.
-O widzę, że dostawa gości ? - zaśmiał się jeden z nich. - No, ale mi przykro. Proszę się pożegnać i przyjść jutro. Zabieramy Pana Nathana na badania.
-Coś się stało ? - wstałam, gdyż nie lubiłam rozmawiać na siedząco z kimś kto stoi.
-Nie. To tylko takie rutynowe badania. A są bardzo istotne, bo w końcu Pan Nathan jest bardzo specyficznym pacjentem.
-No dobrze. - odwróciłam się do chłopaka. - W takim razie my się zmywamy. Szkoda, że tak krótko się widzieliśmy. - miał smutną minę.
-Wpadnijcie jutro. Jak wytrzeźwiejecie. - uśmiechnął się.
-Okey. To spodziewaj się nas na wieczór. - zaśmiałam się ubierając kurtkę.
-To do jutra. - pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy.
   W drodze do domu wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, bo Jay mądrze zauważył, że jutro będziemy spragnieni i głodni, więc trzeba zrobić duuuże zakupy. Kupiliśmy dwie zgrzewki wody i kilogram cytryn. Do tego jakieś gotowe jedzonko, które wystarczy wsadzić do mikrofali. Jakiś nabiał i warzywka do kanapek. Pieczywo i ogólnie jakieś asortymenty żywnościowe, bo w końcu mój sposób żywienia różnił się od Jay'owego, więc trzeba było narobić zapasów. Po prawie godzinie wtaszczyliśmy wszystko do mieszkania Jay'a.
-Ty to jednak jesteś silny chłopiec. - powiedziałam zamykając drzwi mieszkania, Jay wtaszczył na górę obydwie zgrzewki wody i do tego jeszcze jedną zrywkę, gdzie ja ledwo weszłam z jedną reklamówką, co prawda większą niż ta Jay'a, ale ten jednak miał jeszcze wodę.
-Mamusia mnie karmiła. - poruszył brwiami i wstawił jedną zgrzewkę do szafki na dole, a jedną nadpoczął i cztery butelki schował do lodówki, a dwie położył na blacie. Pochowaliśmy nasze jedzonko. Moje było na najniższej półce, a Jay i te wspólne na wyższych.
-Chyba nie swojo czujesz się z myślą, że gdy otworzysz lodówkę zobaczysz szynkę ? - zapytałam.
-Nie. Mieszkałem z mięsożercami, więc się przyzwyczaiłem. Ty lepiej leć się szykować, bo znając dziewczyny to się nie wyrobisz. A ja zrobię coś do jedzenia, bo bez tego nawet z domu nie wyjdziesz.
-Dobrze. - i poleciałam do łazienki, zatkałam wannę korkiem i zaczęłam lać wodę, siedziałam tak sobie na brzegu, gdy nagle sobie o czymś przypomniałam. - JAY ! - wydarłam się, a ten niemal natychmiast wpadł do łazienki. - Szybki jesteś.
-Przechodziłem obok.
-Zapomniałam ciuchów z samochodu. - uśmiech.
-Zaraz ci przyniosę.
-Kochany jesteś. - krzyknęłam do jego pleców i wlałam jakiś ładnie pachnący olejek do wody, a że miałam w czym wybierać, bo Jay miał tego mnóstwo, to po chwili po pomieszczeniu rozniósł się zapach grejpfrutów.
-To mój ulubiony. - nawet nie usłyszałam kiedy Jay wrócił. - Proszę. - podał mi ubrania.
-Dziękuje. Lubię te owoce.
-Też je lubię. Miłej kąpieli. - wiedziałam o tym, że Jay jest wysoki, ale teraz gdy stał niemal naprzeciwko mnie w bliskiej odległości, a patrząc, że siedziałam to był olbrzymi.
-Dziękuje. - zadzierałam szyję.
-Zabawnie wyglądasz. - buziak w czoło.
-Za co to było ? - już się wycofywał, gdy go zawołałam.
-Za poświęcenie. - zamknął drzwi, podeszłam do nich i przekręciłam kluczyk.
   W łazience miałam już swój szlafrok i swoje kosmetyki, więc rozebrałam się i weszłam do ciepłej wanny. Na początku troszkę się wyleżałam i odpoczęłam, a później porządnie się umyłam. W ruch poszła również maszynka do golenia. Po ponad 30 minutach czysta, pachnąca i mokra zarzuciłam na siebie szlafrok. Włosy zawinęłam ręcznikiem i razem z moimi ciuchami wyszłam z ciepłej łazienki.
-Ale saunę tu zrobiłaś. - wpadłam na Jay'a, że aż wypadła mi torebka z rąk, szybko mi ją podniósł.
-Przepraszam. - powiedziałam i dodałam. - Dziękuje. - gdy podał mi torebkę.
-Jeszcze coś. - spojrzał na mnie, gdy chciałam iść.
-Proszę. - i szybko pocałowałam go w policzek.
-I szybka lekcja savoir vivre za nami. - zaśmiał się, a ja weszłam do sypialni, rzuciłam na łóżko swoje łupy z łapanki w moim mieszkaniu i otworzyłam swoją torbę, która leżała pod oknem.
   Udało mi się wybrać dwie sukienki, które mogły się nadawać. Czarna, była mega imprezowa, oddawała cały urok zabawy oraz króciutka sukieneczka na lato, ale co do tej drugiej miałam dość ciekawy pomysł. Wzięłam obydwie i poszłam szukać Jay'a. Usłyszałam szmer w łazience, więc pomagając sobie tyłeczkiem otworzyłem szerzej już otwarte drzwi.
-Puka się. - usłyszałam niezadowolenie Jay'a, więc się odwróciłam, stał w samych bokserkach przy umywalce i golił się.
-No ja wiem, że jesteś u siebie i masz jakieś przyzwyczajenia, ale masz gościa, więc albo się ubieraj albo zamykaj drzwi.
-Wiesz, ktoś przede mną tak ocieplił łazienkę, że nie idzie w niej wytrzymać nawet tak. - zaprezentował się cały.
-Bo oczywiście nasz genialny McGuiness nie pomyślał po co ma okna w łazience. - uchyliłam jedno.
-Nie pomyślałem. - przyznał skruszony.
-Mniejsza o to. Mam dylemat. Która ? - podniosłam ody dwie lekko do góry.
-Czarna, chociaż tamta krótsza. Sam nie wiem. - główkował. 
-I tak miałam wziąć tę – podniosłam jeszcze wyżej tą kolorową. - ale dzięki. - i wyszłam.
   Weszłam do pokoju, ale skapnęłam się, że nie mam suszarki, więc ponownie wróciłam do Jay'a z tym, że teraz zapukałam.
-Proszę. - usłyszałam.
-Ja tylko po suszarkę i zmykam.
-Możesz je wysuszyć tutaj. I tak jeszcze się nie będę kąpał.
   Podłączyłam urządzenie do prądu i zaczęłam je suszyć. Po dłuższej chwili wyszłam z pomieszczenia z suchymi włosami i zamknęłam okno w łazience, gdyż i tak już się wyziębiła. Grudzień w końcu mamy. Wróciłam do pokoju i włączyłam prostownicę, a w międzyczasie nałożyłam podkład. Wyprostowałam włosy, po czym upięłam je w koka. Efekt był taki, że męczyłam się ponad 15 minut, a wyglądał jakbym dopiero wstała wiążąc byle jak włosy poprzedniego wieczoru. Ale i tak byłam zadowolona. Założyłam jeszcze kwiatową opaskę i przeszłam do makijażu. Tu zdecydowałam się na żywe kolory. Przynajmniej będę się wyróżniać w tym letnim looku w klubie. Zamykając paletki spojrzałam w lustro. Przeciągnęłam jeszcze pudrem po twarzy i zajęłam się ubiorem. Założyłam sukienkę i zdałam sobie sprawę z tego, że w niej zmarznę. Zaczęłam szukać czegoś na wierzch, ale u siebie nic takiego nie znalazłam. Korzystając z tego, że Jay chyba właśnie skończył kąpiel i wyszedł do kuchni poszłam do jego pokoju. Otworzyłam szafę i zaczęłam szukać. Musiałam przyznać, że miał bardzo dużo rzeczy, które chciałabym od niego pożyczyć, ale w oczy wpadła mi jedna, fajna rzecz. Jay był większy ode mnie, ale jak podwinęłam rękawy to było okey. Mimo, że ciągle musiałam narzucać na ramię materiał, bo mi spadał, to i tak byłam pewna, że to to czego szukałam. Wróciłam do siebie i rzuciłam mój łup na krzesło. Wybrałam dodatki i wyjęłam moje ukochane, wariackie buty. Zakładałam je bardzo rzadko, gdyż były mega dziwne, szczególnie obcas, ale przynajmniej byłam w nich wyższa i myślę, że bardzo ciekawie wyglądały w połączeniu z tą sukienką. I były bardzo wygodne. Maznęłam paznokcie jeszcze lakierem i odczekałam, aż wyschnie.
-Am !
-Co ? - odkrzyknęłam.
-Chodź coś zjeść !
-Zaraz ! Lakier mi schnie. - zaczęłam chuchać na paznokcie jak opętana, ale przydało się, bo po chwili były już suche.
   Rzuciłam okiem na mój dzisiejszy strój i stwierdziłam, że było bardzo fajnie.



   Zastanawiałam się jeszcze jaką wziąć torebkę, ale wybrałam czarną przewieszaną przez ramię na złotym łańcuszku, więc wrzuciłam do niej telefon, chusteczki, portfel i jakieś kosmetyki, żeby w razie czego poprawić makijaż. Torebkę przewiesiłam na oparciu krzesła, gdzie czekało również na mnie moje okrycie i wyszłam z pokoju.
-O kurczę. - usłyszałam głos Jay'a, gdy weszłam. - Nie zmarzniesz ?
-Mam nadzieję, że w samochodzie będzie ciepło.
-Nie wiem czemu się martwię. Przecież tylko tyle co wsiądziemy i wysiądziemy z auta.
-I widzisz. Co jemy ?
-Tosty ?
-Lubię.
-To smacznego. - dostałam talerz przysmaku. - Lecę się ubrać. - i już go nie było.
   Po chwili z moich tostów i soku pomarańczowego, który stał na stole, nie zostało nic. Nawet nie wiedziałam, że byłam taka głodna. Umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Ubrałam zabrany Jay'owi sweter i wzięłam torebkę. Ponownie zderzyłam się z chłopakiem wychodząc z pokoju, ale tym razem nic mi nie wypadło.
-Ładny sweter. Wiesz, mam podobny. - powiedział na mój widok.
-Bo wiesz. Jak ciebie nie było w pobliżu to zrobiłam wlot na twoją szafę, bo nie miałam niczego na wierzch i tak jakoś wpadł mi w oko ten sweterek to sobie myślę czemu nie ? To mogę na tę jedną noc ? - oczy kota ze Shreka.
-I tak wyglądasz w nim lepiej niż ja. - poprawił mi go, bo znowu mi zleciał z ramienia.
-To super. Dziękuje. - buziak w policzek.
-Gotowa ?
-Tak. Ten sweterek jest taki ciepły, że chyba nic nie biorę na wierzch.
-Ciepło jest na zewnątrz. To chodźmy już, bo zamówiłem taksówkę, a z tego co wiem, to Siva z Nareeshą już są na miejscu, a Max już jest w drodze do Tom'a.
-To która jest godzina ?
-Parę minut po ósmej.
-O kurczę to troszkę się zasiedzieliśmy.
-Odrobinę.
   Jay zamknął mieszkanie i schował klucze do kieszeni kurtki, bo przynajmniej tam ich nie zgubi, bo i tak odda kurtkę w szatni. Faktycznie taksówka już czekała pod blokiem, wsiedliśmy do środka.
-I co zmarzłaś ? - zapytał mnie gdy zamknął drzwi.
-No trochę. Ale zimę w końcu mamy. Do jakiego klubu jedziemy ?
-Aquum. - Jay wyjął kartkę z reklamą klubu z kieszeni.
-Nie byłam tam jeszcze.
-Ja też nie, ale Siva wybierał.
-To dobrze, że on wybierał ?
-Jakby się zastanowić to tak, bo nigdy nie wybiera jakiś lokali z czarną historią, ani takich super wystawnych, powiedziałbym, że tylko dla królowej. Więc ja lubię chodzić na imprezy, kiedy to Siva wybiera lokal.
-No to będzie fajnie.
-Gwarantuje ci to.
   Po pół godziny, bo oczywiście na drodze były korki, przecież nie tylko my wpadliśmy na pomysł, żeby wyskoczyć do klubu, dotarliśmy do klubu. Weszliśmy tam bez czekania w kolejce i bezproblemowo. Dobrze, bo jutro leżałabym z gorączką w domu. Gdy weszliśmy do środka od razu poczułam alkohol i zapach, który spotyka się w drogeriach. Czyli wymieszane zapachy perfum, ale ten zapach akurat był przyjemny. Jay oddał kurtkę do szatni, ale ja zachował swój sweterek, który i tak mi ciągle spadał. Było dosyć zimno jak na taki lokal, ale pewnie jak wejdę na parkiet czy napiję się paru drinków to nie będzie mi to doskwierać. Po dłuższej chwili znaleźliśmy stolik przy którym siedzieli już Siveesha, która już widać była w trakcie zabawy i Max z Tom'em z tym, że po tych było widać, że przed chwilą weszli.
-Cześć ! - krzyknęłam próbując przekrzyczeć muzykę.
   Nareesha mi odpowiedziała buziakiem w powietrzu, a chłopcy tylko pomachali. Przywitałam się z każdym buziakiem i usiadłam obok Naree.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedziała.
-Dziękuje. Ty też ślicznie. Twoja sukienka ?
-Tak. Buty też.
-Boskie są. - spojrzałam na jej stopy.
-Twoje są ciekawe. Kwiatku ty nasz. - zaśmiała się, a muzyka ucichła i kolejna piosenka była już znacznie ciszej, tak, że było można normalnie pogadać.
-Czemu oni tak ściszają tę muzykę ? - zapytał Jay wołając kelnera.
-Już drugi raz tak zrobili, ponoć jakieś problemy techniczne mają. - wytłumaczyła Nareesha, a do nas podszedł kelner.
-O co chodzi z tą muzyką ? - zapytał Jay.
-Nasz informatyk już naprawia. Chodzi o to, że te główne głośniki, które są na parkiecie. - pokazał ręką jakieś odległe miejsce, którego i tak nie widziałam, bo była masa ludzi. - Powinny tylko nagłaśniać parkiet, a te tutaj na sali powinny cicho grać, ale coś się zepsuło i jest na odwrót. Za chwilę powinno wszystko wrócić do porządku. W formie przeprosin pierwsza kolejka jest na koszt klubu.
   Ta oferta przypadła nam wszystkim do gustu, więc każdy zaczął szukać czegoś dla siebie, po chwili kelner odszedł z pełnym zamówieniem.
-Am jak ty ładnie dzisiaj wyglądasz. - odezwał się Max siedzący naprzeciwko mnie.
-A dziękuje. Ty też nie najgorzej.
-A to nie jest sweter Jay'a ? - zauważył Tom.
-Jego, ale na tę noc mój.
-No patrz, a nie przyszło mi do głowy, żeby też coś zabrać, strasznie tu zimno. - odezwała się Nareesha.
-Powinnaś śmigać na parkiecie albo porządnie pić. - powiedziałam.
-Nie ma przy czym tańczyć skoro popsuło im się nagłośnienie, a do picia mamy jeszcze czas. - jej narzeczony zarzucił na jej ramiona swoją marynarkę. - Dziękuje kochanie. - pocałowali się.
-Jak wy ślicznie razem wyglądacie. - powiedziałam obserwując ich.
-Am chodź na parkiet. - odezwał się Jay.
-Już ? A co z tym ich nagłośnieniem ?
-Zobaczymy. - już zdążył wstać, wiec też wstałam, ale nie zdjęłam swetra, gdyż faktycznie klimatyzacja działa na najwyższych obrotach.
   Trafiliśmy akurat w taki moment, że większość par zeszła z parkietu, bo zaczęła się typowa przytulanka. Będąc wyższa miałam głowę na wysokości głowy Jay'a, chociaż i tak nadal był wyższy. Wtuliliśmy się w siebie i chyba wszelkie problemy techniczne zostały naprawione, bo muzyka tutaj była faktycznie głośna, taka jaka powinna być, a gdy opuszczaliśmy stolik to tam była przyciszona. Pierwszą piosenkę przetańczyliśmy w ciszy ciesząc się sobą nawzajem. Później zaczęły się skoczniejsze kawałki, więc mieliśmy okazję się rozgrzać. Po paru odpuściłam i pociągnęłam chłopaka w stronę stolika, ściągając w międzyczasie sweter. Przy stoliku brakowało naszych zakochańców, ale przecież Max miał przyjść z jakąś dziewczyną. Rozejrzałam się, jego też nagle gdzieś wcięło. Został tylko pijący Tom. Rzuciłam na sofę sweter i szybko opróżniłam szklankę z mojego zamówionego drinka. Nalałam sobie jeszcze soku, który również stał na stole i popiłam. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo chciało mi się pić.
-Gdzie Max ? - zapytałam.
-Jane przyszła niedawno i ruszyli na parkiet. - wytłumaczył Tom.
-Kim jest Jane ? - zapytałam.
-Max poznał ją jakoś parę tygodni temu na imprezie.
-Aaaa coś słyszałam. - opróżniłam kolejną szklankę soku.
-Spragniona ? - zaśmiał się Jay.
-A ty może nie ?
-Nie, no racja. Głupie pytanie.
-Tom ? - spojrzał na mnie. - Pójdziesz ze mną potańczyć ?
-Nie mam ochoty.
-Ale ja tak łądnie proszę. Kobiecie się nie odmawia. Chodź. - widziałam w jego oczach, że się łamię, ale przylazł Max i wszystko zepsuł.
-Am musisz kogoś poznać. - nagle obok niego pojawiła się szczupła i wysoka blondynka, wydawała się bardzo miła.
-Jane ? - wstałam.
-Tak. - uśmiechnęła się.
-Amelia. Miło cię poznać. - buziak, buziak i już dziewczyna była ochrzczona.
   Dowiedziałam się, że Jane pracuje jako wizażystka i całe swoje życie mieszkała w Londynie. Jest jedynaczką, ale zawsze chciała mieć rodzeństwo. Miała 23 lata, tyle samo co Kelsey, skarciłam się w myślach, ze wracam do tego nie miłego tematu i wyciągnęłam Tom'a na parkiet.
-Fajna ta dziewczyna Max'a. - powiedziałam.
-No. Też ją lubię. Ogólnie to chyba wszyscy ją lubią.
-Bardzo przyjazna dziewczyna i ma coś do powiedzenia, a nie tylko macha sztucznymi rzęsami.
-Mądrze powiedziane.
-Dobrze się bawisz ?
-Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić, ale jest fajnie. Siva wybrał niezły klub.
-No. Robi wrażenie. Jest może troszkę taki wiesz, z wyższych sfer, ale bardzo dobrze się tu czuję.
-Najwidoczniej jesteś z tych wyższych sfer. - roześmiał się.
-Proszę cię. Wy to tak, ale nie ja.
-Z kim się zadajesz takim się stajesz. - powiedział, a ja pokiwałam przecząco głową, po paru piosenkach wróciliśmy do stolika, a mój cel został osiągnięty, Tom się rozchmurzył i zaczął brać udział w imprezie, a nie tylko przymulał przy kieliszku.
   Świetnie się bawiliśmy. Z dziewczynami zaczęłyśmy ogarniać fajnych facetów, oczywiście wtedy, gdy nie było przy nas Max'a i Sivy. Nieźle się przy tym uśmiałam. Później zaczęłyśmy plotkować jak to baby. Głównie to Jane mówiła, bo chciałyśmy ją lepiej poznać, ale i tak każda zadawała pytania drugiej i na odwrót. Po godzinie czułam, że znam Jane od dziecka.
-Jak długo jesteś z Sivą ? - zapytała Jane.
-Sześć lat.
-Wow. Niezły wynik. - powiedziała Jane, a ja sięgnęłam po swojego drinka. - A ty z Jay'em ?
   O mały włos nie zakrztusiłam się napojem, spojrzałam na nią wielkimi oczami, ale widziałam, że Naree też była zaskoczona tym pytaniem, ale po chwili widać było, że zainteresowała się tym tematem i bacznie słuchała.
-Nie jestem z Jay'em. Łączy nas tylko i wyłącznie przyjaźń. Nic poważnego. - sprostowałam.
-Naprawdę ? A wyglądacie jak para i jeszcze Max mi mówił, że teraz mieszkasz u Jay'a.
-No tak. Ale to tylko na parę dni. Mój status to „wolna” i to się szybko nie zmieni. Mam dość facetów jako partnerów. Teraz muszę zająć się sobą.
-O kochana. Słyszałam o tym co ci się stało. Co prawda Max nie chciał mi o tym mówić, ale wiem, że byłaś w toksycznym związku i jeszcze ten napad. Złapali go chociaż ?
-Nie. Jeszcze nie.
-Ugh. Przepraszam cię, że zepsułam ci humor. Nie powinnam o tym mówić. - przejęła się Jane.
-Nie, nic się nie stało. Spokojnie. - uśmiechnęłam się do niej, po chwili do stolika doszli do nas chłopcy, ale brakowało mi Tom'a.
   Siedzieliśmy tak dłuższy czas, bo każdy był już zmęczony i nie miał ochoty tańczyć, a Tom'a nadal nie było. Zaczęłam rozglądać się po sali w poszukiwaniu naszej zguby. W końcu udało mi się go wyłapać.
-O widzę naszego biedaka. - powiedziałam. - Czyżby Tom ruszył dalej ? - zaśmiałam się.
-Co masz na myśli ? - zapytała Nareesha.
-Rozmawia z jakąś fajną laską. Przypomina mi … - w tym momencie Tom zaczął całować się z tą dziewczyną. - O kurwa. - powiedziałam po polsku, a całe zgromadzenie spojrzało w tym samym kierunku co ja.



Hej ! Miśki moje kochane zauważyłam, że jak piszę o jakiejś imprezie to rozdział z reguły jest taki jakiś dłuższy ;) Muszę częściej pisać w takich klimatach, bo bardzo ładnie i płynnie mi to idzie. Jutro Wigilia. O kurde, ale ten czas zapiernicza. Z okazji Świąt chcę Wam złożyć najlepsze życzenia. 

Oby te Święta były magicznym czasem dla was i waszej rodziny. Przyniosły na wasze śliczne buźki uśmiech i radość z otrzymanych prezentów. Oby zjedzone kalorie nie poszły w boczki, a jedzenie na jutrzejszej Wigilii było przepyszne i szybko dało się zrzucić ;) Udanych Świąt.




piątek, 20 grudnia 2013

Section 47.

   Tylko przekroczyłam próg, a już słyszałam rozżalenie mamy.
-Matko Boska ! Ile można siedzieć w szpitalu ? - weszła na korytarz.
-Mówiłam ci, że Nathan się wybudził. - sucho odparłam zdejmując buty.
-No ja rozumiem, ale żeby na trzy godziny znikać z domu i to jeszcze nic mi nie mówiąc. Dziecko czy ty wiesz, że w taki sposób narażasz swoje życie ?
-Taa. Bo mam siedzieć cały dzień w czterech ścianach i się upośledzać. - odwiesiłam płaszcz.
-Policjanci chyba jasno się wyrazili, prawda ? Masz nigdzie nie wychodzić, a tym bardziej sama.
-No dobrze ! Poszłam i wróciłam. Jestem cała i zdrowa. Nie miej do mnie pretensji. - minęłam ją.
-Co się z Tobą znowu dzieje ?!
-Nie krzycz na mnie to po pierwsze, a po drugie nic się ze mną nie dzieję.
-Jak nic się nie dzieję ? Krzyczysz na mnie, masz cierpki ton głosu. Może trochę szacunku do matki ?
-Znowu ? - nastawiłam wodę.
-Nie lekceważ mnie tak ! - wyszłam z kuchni i weszłam do salonu.
-Co to tu robi ? - zapytałam na widok prawie zapakowanej walizki na podłodze.
-O tym chciałam z Tobą porozmawiać, ale wróciłaś dopiero teraz. Wylatujemy wcześniej. - mama weszła do salonu.
-My ?
-No tak. Nie możesz być sama.
-Dlaczego teraz ? Miałyśmy wracać do Polski dopiero za tydzień.
-Ale muszę wcześniej wrócić, bo tato ma delegacje.
-Delegacje ? - spojrzałam na nią jak na głupka.
-Doskonale znasz sytuację.
-Szef ojca zawsze zachowuje się jak dupek. Nie ma kogo wysłać, bo wszyscy na urlopach to wysyła ojca na drugi koniec Polski. Może mi powiesz, że nie wróci na święta ?
-Nie wiem. W każdym bądź razie nie ma nikogo kto został by z dzieciakami. Trzeba wrócić.
-Wytłumacz mi jak to jest, że ty od miesiąca masz urlop, a ojciec zapieprza jak wół ?
-Nie mam czasu. Twoje rzeczy już zaczęłam pakować, idź dokończ.
-Co ?! Spakowałaś mnie ?!
-Nie mamy czasu. Jutro przed obiadem mamy wylot.
-Jutro ?! - patrzyłam na nią jak na przygłupa.
-Co tak na mnie patrzysz jakbyś ducha zobaczyła ?
-Ja nigdzie nie lecę !
-Lecisz. Ze mną. Do Polski. Czy ci się to podoba czy nie.
-Mamo ! Nathan się wybudził. - najwidoczniej to do niej nie docierało.
-Mówiłaś. Świetnie. Karen z pewnością się cieszy. - ta dalej pakowała swoje rzeczy.
-Nie ruszam się stąd.
-Kosmetyki już spakowałam i masz kosmetyczki na łóżku.
   To co niej mówiłam wcale do niej nie docierało. Spojrzałam na nią, w amoku chowała swoje ubrania do walizki. Nie mogłam liczyć na żadną konwersację. Zrezygnowana i wkurzona weszłam do pokoju, obowiązkowo trzaskając za sobą drzwiami. Faktycznie na łóżku miałam już spakowaną walizkę, a obok jeszcze torbę podróżną. Szybko odsunęłam zamki i zaczęłam wszystko wkładać z powrotem do szafy, a kosmetyki zaniosłam do łazienki. Włączyłam laptopa i próbowałam się jakoś uspokoić. Miałam jeszcze gorszy mętlik w głowie niż rano. Sama sprawa z Nathan'em była ciężka, a teraz jeszcze matka dowaliła mi szybszym wyjazdem. Musiałam się jakoś skupić. Wyjęłam fajkę i stanęłam przy otwartym na oścież oknem. Miałam gdzieś, że był mróz i było mi zimno. Musiałam w jakiś sposób pozbyć się tego wszystkiego z mojej głowy. Wypaliłam jednego i zapaliłam kolejnego. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Olałam to, ale gdy ktoś uparcie nie chciał się rozłączyć podeszłam i nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
-Cześć.
-Max ? - zapytałam.
-No tak. Nie spojrzałaś na wyświetlacz ?
-Tak jakoś.
-Dlaczego jesteś zła ?
-Bo nie lubię jak ktoś decyduje za mnie i stawia mnie w takiej sytuacji, że decyzja jest podjęta, a ja mam się do tego uporządkować.
-Kto ci zawinił ?
-Mama.
-Nie chcę być w jej skórze.
-I tu się z Tobą zgodzę.
-Chciałem z Tobą pogadać.
-Przecież gadamy.
-No tak. - zaśmiał się. - Jak tam u Nath'a ?
-Eeee … dobrze, nie ?
-Tylko tyle masz do powiedzenia ? Wybudził się, jest z nami.
-Cieszę się, naprawdę. - mój ton głosu najwidoczniej go nie przekonał.
-Dobrze się czujesz ?
-Co ? - zapytałam zbita z tropu ?
-No, bo. Jay do mnie wpadł i taki jakiś dziwny był. Wiem, że razem wracaliście, to może ty wiesz coś więcej.
-Był ?
-Noo, teraz już się wyluzował, ale totalnie był nieobecny.
-Mógłbyś go ode mnie przeprosić ?
-Co ?
-Albo lepiej nie. Sama to zrobię przy najbliżej okazji.
-Jutro się spotkacie i sobie wyjaśnicie to co między wami się wydarzyło, bo mi to chyba nie powiesz o co chodzi, co ?
-Nie mam na to siły. Ten dzień mógłby się już skończyć.
-Mamy teraz porę lunchu. Jeszcze wiele przed nami. - zaśmiał się.
-Chciałabym zapadać w sen zimowy i wybudzać się dopiero w wiosnę.
-Może ty faktycznie idź już spać ?
-Chyba to zrobię.
   Po rozmowie zamknęłam okno, bo pokój już się wychłodził. Wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżku. Z początku próbowałam znaleźć jakieś racjonalne odpowiedzi na moje pytania, które uporczywie gnębiły mi się w głowie, ale spasowałam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dobrze po 17. Zdziwiłam się, że tak długo spałam. Przeciągnęłam się leniwie i wyszłam z łóżka. Przydałoby się coś zjeść. Poszłam do kuchni, w której mama robiła sobie kawę.
-Musisz zrozumieć, że musimy wracać, więc radzę ci spakować raz jeszcze walizkę. - powiedziała i nie racząc na mnie spojrzeć przeszła obok mnie.
   Zostałam sama w kuchni. Na kuchni nie stały żadne garnki, a w lodówce też nie było żadnego obiadu. Sama postanowiłam sobie coś zrobić. Zabrałam się za gotowanie i rozmyślałam. Ta moja drzemka wcale nie była zła. Będę musiała podziękować Max'owi za dobre rady. Czyli po obiedzie mam do załatwienia dwie sprawy, z tym, że obie łączą się z koniecznością wyjścia z mieszkania. Przecież nie jestem w domowym areszcie. Zamówię taksówkę i dam sobie jakoś radę. Najwyżej mamie dojdzie parę siwych włosów. Szybko zjadłam i poszłam do pokoju, otworzyłam szafę i skompletowałam jakiś strój. 



   Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zadzwoniłam po taksówkę. Wyszłam na korytarz ubrać kurtkę i szalik.
-Gdzieś się wybierasz ? - usłyszałam dobrze znany mi głos, ale nie odwróciłam się do niej.
-Mam parę spraw do załatwienia. Jadę taksówką. - i wyszłam.
   Nie miałam teraz czasu na rozmyślania w tej sprawie. Nie mogę wylecieć i już. Taksówka już czekała pod kamienicą.
-Do szpitala św. Tomasza, proszę. - powiedziałam.
   Po 15 minutach byłam już na miejscu. Na korytarzu nie spotkałam nikogo znajomego, w sali również ziało pustakami. Mam tylko nadzieję, że nikt zaraz nie wyleci zza zakrętu. Nie chcę widowni.
-Można. - zapukałam, a Nathan odwrócił się w moim kierunku.
-Pewnie. - znowu ten jego uśmiech.
-Wyglądasz jakby wycinali się wyrostek, a nie walczyli o twoje życie. - rzuciłam prosto z mostu i zdjęłam kurtkę.
-Tak się też czuję. - znowu uśmiech.
-Gdzie cała załoga ?
-Mama z Jess wróciły do hotelu. Dlaczego wyszłaś ?
-Miałam taką potrzebę, więc wyszłam. - nawet nie starałam się być miła.
-Znowu to robisz. Coś się zmieniło.
-Byłeś w śpiączce tydzień. Wiele rzeczy mogło się zmienić.
-Słyszałem, że go nie złapali.
-Bo go nie złapali.
-A chcesz, żeby go złapali ?
-No raczej.
-Pytam, bo nie wiem. Z mojego punktu widzenia wydaje mi się, że wcale tego nie chcesz.
-Mylisz się.
-Nie sądzę.
-To twój problem. Szpikują cię lekami ?
-Owszem, ale ty powinnaś coś o tym wiedzieć.
-Racja. Głupie pytanie.
-Dlaczego tak łatwo to skreśliłaś ?
-Ja coś skreśliłam ?
-Tak.
-Co ?
-Nas.
   Głośno westchnęłam.
-Nie o to chodzi. - podparłam głowę na rękach.
-Czyli jednak coś jest na rzeczy.
-Miałam tu zostań jak najdłużej się da, ale moja mama musi już wracać do Polski i jutro mamy samolot.
-Wy macie ?
-Tak. My. - spojrzałam na niego. - My, bo przecież ja nie mogę wychodzić teraz z mieszkania, a co dopiero zostać sama, bez nikogo obok.
-To co w takim razie tu robisz ?
-Nie będę całe dnie siedziała w domu, z mamą.
-Od kiedy masz ten areszt domowy ?
-Od paru dni.
-I pewnie się do niego do przystosowujesz ?
-Nie.
-I to denerwuje twoją mamę ?
-Bingo.
-A ty lubisz ją denerwować. - lekki uśmiech.
-Faktycznie coś w tym jest. Stare przyzwyczajenia. - sama się uśmiechnęłam.
-Czyli po prostu wyładowujesz na mnie swoje rozgoryczenie ?
-Niestety, ale jesteś moją ofiarą.
-Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj ?
-Muszę pójść do Jay'a i go przeprosić.
-Oho !
-Trochę cię pokłóciliśmy jak wyszłam od ciebie.
-Trochę ?
-Nooo tak bardziej. Daliśmy niezłą szopkę przechodniom.
-No to będziecie na rozkładówkach gazet. - roześmiał się.
-Ty będziesz.
-Jeszcze nic nie wyciekło do prasy.
-Trzymasz ich w niepewności.
-Dopiero dzisiaj się wybudziłem. Czekamy na ciąg dalszy.
-A jak myślisz, że będzie on wyglądał ?
-Oby dobrze, chociaż sam nie wiem.
-Wypuszczą cię na świąt do domu ?
-Mama się pewnie o to postara. - roześmiał się.
-Zawzięta bestia.
-Mówiła o Tobie i to w jakiś superlatywach. Polubiła cię. Jess powiedziała, że byłaś dla nich ogromnym wsparciem i jedyną nadzieją.
-Nie powinny były tak mówić. - spojrzałam na swoje buty.
-Coś w tym jednak musi być, skoro tak mówiły. Będę musiał ci jakoś za to podziękować.
-Za co ?
-Za te wsparcie, które im dałaś.
-Ale ja im nic nie dałam. Totalnie nic, nawet powiedziałabym, że je olewałam.
-Sama musiałaś się oswoić z sytuacją.
-To z pewnością też.
   W szpitalu posiedziałam jeszcze pół godziny, a później zamówiłam taksówkę i pojechałam załatwić kolejną sprawę. Po 2o minutach, gdyż były korki dotarłam na miejsce. Zapukałam do drzwi i po chwili je otworzył.
-Amelia ? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-Przeszkadzam ?
-Nie, wejdź. - weszłam do środka. - Ale zdejmuj kurtkę i wchodź głębiej. Zjesz może coś ? Właśnie robię sobie kanapki.
-A z chęcią.
-Herbaty ?
-Poproszę. - odwiesiłam kurtkę i weszłam do mieszkania.
-Fajnie, że wpadłaś.
-Ładne mieszkanie.
-O no tak, bo ty pierwszy raz u mnie. - uśmiechnął się.
-No tak wyszło.
-Jakaś specjalna okazja, że wpadłaś ? - znowu na mnie spojrzał w przerwie w krojeniu ogórka.
-Można to tak nazwać. Wracam właśnie od Nathna. - tym razem odłożył nóż i wyprostował się. - Gadałam z nim, cieszy się, że po Nowym Roku wróci do pracy.
-No z pewnością po Sylwestrze wróci tylko nie wiemy kiedy dokładnie.
-Myślisz, że wypuszczą go do świąt ?
-Nie widzę przeciwwskazań.
-No właśnie ! - przerwałam mu. - Jego stan zdrowia jest aż za dobry.
-I chyba już wiem dlaczego rano wyszłaś z sali.
-Wiesz ? - spojrzałam na niego.
-Boisz się o niego. Boisz się, że to jak się teraz czuje to cisza przed burzą, że może mu się wydarzyć coś okropniejszego.
-Dokładnie, ale ty odważyłeś się wypowiedzieć to na głos.
-Też zaniepokoił mnie jego stan, ale tak bardzo cieszę się, że jest już z nami, że próbuje o tym nie myśleć i dobrze mi to wychodzi. - wrócił do kanapek.
-Też bym tak chciała. Przepraszam za tę wymianę zdań przed szpitalem. Max do mnie dzwonił i mówił, że byłeś nieobecny i smutny. Przepraszam. Nie powinnam wzbudzać w Tobie takich emocji.
-No wiesz, z kamienia nie jestem.
-Nie to co ja. - dodałam ciszej.
-Ty też nie jesteś. - nie liczyłam na to, że usłyszy, a jednak.
   Jay postawił na stoliku talerz z kanapkami, a po chwili dwa, parujące kubki. Na końcu sam usiadł naprzeciwko mnie.
-Ale nie tylko to cię męczy. O co chodzi ? - wziął jedną kanapkę, a ja wsypałam cukier do kubka.
-Aaa szkoda gadać.
-Nie wywiniesz się. Mów.
-Parę dni temu miałam gości w postaci dwójki policjantów, którzy kazali mi nie wychodzić z domu dopóki nie dadzą mi pozwolenia, ale oczywiście olałam to. Mama się wścieka i nie rozumie, że mnie męczy bezsensowne siedzenie w domu. Dodatkowo miałam tę całą rozmowę z nią. Jutro przed obiadem mamy lot do Polski.
-Co ?! - o mały włos nie zapluł się kanapką.
-Ojciec wyjechał w jakąś delegację i pewnie nie będzie go na święta, więc mama musi wracać wcześniej, a że nie mogę wychodzić sama z domu to muszę lecieć z nią. Nawet mnie spakowała, ale ja się rozpakowałam. I taka napięta atmosfera jest teraz między nami. Ogólnie pokłóciłam się z nią, wydarłam się, że nigdzie nie wyjeżdżam, ale ona myśli, że jak ona zadecydowała to koniec i kropka, a tu Gucio ! Bo. Ja. Nigdzie. Się. Nie. Ruszam.
-A wracasz do Polski na święta ?
-Nawet mi się nie chce. I tak widziałam się z rodzicami, z mamą to nawet za długo, a dzieciarnia to dzieciarnia i tyle.
-A jakby ktoś z Tobą został tu na miejscu to twoja mama mogłaby polecieć sama ?
-Myślę, że jakby była osoba, której ona ufa to pewnie by mnie tu zostawiła.
-W takim razie na ten tydzień wprowadzasz się do mnie. - Jay powiedział to tak spokojnie, że aż zakrztusiłam się herbatą.
-Co ? - zrobiłam oczy jak pięć złoty.
-To co słyszałaś. Po kolacji jedziemy do twojej mamy i wcielamy nasz plan w życie.
-Ale, że tak o ?
-Tak o.
-Aha. - nie dowierzałam.
-Masz taką minę, że chce mi się śmiać.
-Nie przeszkadzaj sobie. - uśmiechnęłam się.
-To co po kolacji robimy tour po mieszkaniu ? Musisz w końcu wiedzieć w jakich warunkach będziesz mieszkała przez następny tydzień.
-Nie będę tu mieszkała.
-Jak nie ?
-Tak powiemy mojej mamie, ale ja zostanę u siebie.
-Nie ma mowy !
-Dlaczego ?
-Bo Tomek jest na wolności, a jak cię odwiedzi to co ?
-To go nie wpuszczę.
-Nie ma tak łatwo.
   Westchnęłam. Po małej trasie po mieszkaniu Jay'a, które było baaaardzo w moim stylu pojechaliśmy do mamy przekazać jej wieści.
-Młoda damo, kombinujesz jak możesz, ale nawet ci to wychodzi. - powiedziała mama po usłyszeniu od nas naszego pomysłu.
-Czyli zgadza się Pani ? - zapytał Jay.
-Tak, pod warunkiem, że obiecasz mi, że będziesz ją pilnować jak tylko potrafisz.
-Oczywiście. Tylko tak. - Jay się zaśmiał.
   I w ten oto sposób musiałam spakować swoje rzeczy, ale przynajmniej nie groził mi wywóz do Polski. Poszłam z Jay'em do siebie i zaczęłam się pakować. Mogłam to zrobić jutro, ale chłopak się uparł, że dzisiaj.
-Widzisz. To całe podlizywanie się twojej mamie się przydało. - dumnie usiadł na łóżku.
-To taki miałeś plan ?
-Dopięty na ostatni guzik. - dostał ode mnie bluzką, którą wyjęłam z szafy. - Bardzo ładna, możesz wziąć.
-Doprawdy ? Pozwalasz mi ?

   Po spakowaniu się Jay zabrał moją torbę i pojechał do siebie. Jutro miał zawieść nas na lotnisko, później mieliśmy pojechać do Nath'a i na obiad do niego. Szykował się spokojny tydzień wypoczynku przed świętami.


Ello ! Wow ! o.O Ponad 10 tys. wyświetleń. Dziękuje za takie gromkie zainteresowanie <3 Jak tam ostatni dzień w szkole przed świętami ? Mój dzień był wspaniały i jeszcze ta nasza Wigilia klasowa xD Ostatnia wspólna, więc nie mogło być nudno. Do kiedy macie wolne ? Jesteście tymi szczęściarzami, którzy wracają do szkoły dopiero po święcie trzech króli ? Bo ja nie :( Jaki jest sens pójścia do szkoły na dwa dni i znowu wolne kolejne trzy.  <?!> Do poniedziałku <3

PS. fajnie, że znajdujecie w naszej bohaterce cechy, które was z nią łączą :P to jednak jesteśmy podobne :*