środa, 25 marca 2015

Section 84.

Ponad rok później .

-Jeżeli za sekundę nie wyjdziesz z domu to się spóźnisz !
-Wiem. - warknęłam zbierając rzeczy i pakując je do torebki. - Tą rozmową nie przyśpieszasz tego procesu.
-W takim razie się rozłączam.
-Nareszcie. - odpowiedziałam z ulgą, żeby za moment się roześmiać.
   Mój rozmówca również się roześmiał i po chwili rozłączył. Pakując ostatnie rzeczy wyszłam z domu po czym zamknęłam drzwi i zbiegając ze schodów starałam się zamknąć torebkę. Wybiegłam z klatki i od razu poraziło mnie przyjemne letnie słońce. Nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i wyjmując z bocznej kieszeni torebki klucze dotarłam do auta. Wewnątrz panowały nieprzyjemne dla nosa i ciała warunki. Otworzyłam okna i obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie zaparkuje w tym miejscu, bynajmniej nie w lato. Na siedzenie obok rzuciłam torebkę, zapięłam pasy, odpaliłam silnik, włączyłam radio i powoli dołączyłam do ruchu ulicznego. Jazda dzisiaj była przyjemna, ale wolna. Na pierwszych światłach poprawiłam szminkę na ustach i zmierzwiłam krótkie włosy. Minęłam parę zakrętów i wjechałam na parking. Znalezienie wolnego miejsca zajęło mi dłuższą chwilkę, ale gdy już je znalazłam byłam usatysfakcjonowana. Spojrzałam na zegarek. Siedem minut spóźnienia. Zamknęłam okno, wzięłam torebkę i wyszłam z auta, zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam ku oszklonych obrotowych drzwi. W klinice jak zawsze było przyjemnie chłodno dzięki klimatyzacji, więc odetchnęłam z ulgą czując przyjemny chłód. Drogę do wind pokonałam szybko bez zbędnych zatrzymań. W windzie stałam obok milczącej grupki ludzi. Na trzecim piętrze wysiadłam i skierowałam się do znajomego gabinetu numer 37. Zapukałam i od razu weszłam.
-Jedenaście minut spóźnienia. Bo pomyślę, że chcesz spędzić dzisiaj ze mną jeszcze mniej czasu. - Ross wstał zza biurka by pocałować mnie w policzek na powitanie.
-Wcale tak nie jest i doskonale o tym wiesz. - uśmiechnęłam się promiennie i usiadłam na miękkim skórzanym fotelu naprzeciwko okien, na stolik obok położyłam torebkę i okulary, Ross zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-To już nasze ostatnie spotkanie. - powiedział podając mi szklankę lemoniady, którą zaczęłam sączyć.
-Owszem, ale mamy również życie towarzyskie, więc liczę na to, że nasza znajomość na tym się nie skończy.
-Potajemnie też na to liczę.
-To co ? Wieczorem drink ? - zaśmiałam się, a Ross uśmiechnął.
-Najpierw powiedź mi jak się czujesz ?
   Zapadła cisza, w której zbierałam myśli, a Ross cierpliwie czekał, wiedząc, że potrzebuję czasu, aby zgodnie z prawdą wszystko wyjawić. Ten człowiek poznał mnie dogłębnie i zajęło mu to bardzo mało czasu i za to właśnie go szanuje i doceniam jego pracę.
-Podekscytowana i w małym stopniu zlękniona.
-Czego się boisz ? - spojrzał łagodnie.
-Tego, że sobie jednak nie poradzę, że w pewnym momencie to wszystko wróci i wtedy nie dam już sobie rady z tym poradzić. To mnie znowu porazi, ale tym razem tak zupełnie.
-To się nie wydarzy. - zaczął swoim spokojnym głosem jaki zawsze przybiera, gdy ze mną rozmawia na te tematy. - Przeszłość jest bardzo ważna w naszym życiu. To ona uczy nas jak żyć i jakich błędów nie popełniać ponownie. W razie jakiegokolwiek problemu, czy to będzie wybór torebki czy imię dla dziecka, dzwoń do mnie.  - uśmiechnął się ciepło.
-Dziękuję za twoją pomoc.
-Od tego tu jestem.
   Wymienialiśmy się przez chwilę uśmiechami.
-Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki. Chciałam się dostosować do dzisiejszej pogody i dzisiejszego dnia.
-Masz co dziś świętować.
-Wkraczam na nową drogę życia.
-Nową i lepszą, bez przeszkód.
-I to wszystko dzięki tobie.
-I twoim przyjaciołom. Gdyby nie oni to pewnie nawet byśmy się nie spotkali.
-Taaak. - westchnęłam i spojrzałam na widoki za oknem, które w trudnych chwilach zawsze dodawały mi otuchy i mogłam mówić dalej.
-O czym teraz myślisz ? - zapytał po chwili.
-Zastanawiam się na tym jak to wszystko będzie teraz wyglądało.
-Tak jak rozmawialiśmy. Skup się na swojej kawiarni, oddaj jej to co jej zabrałaś. Otaczaj się ludźmi, którzy cię kochają taką jaką jesteś i którzy są twoimi prawdziwymi przyjaciółmi. Nie doszukuj się problemów i skrywanych uczuć. Traktuj wszystko dosłownie i sama dosłownie podchodź do spraw. Nie analizuj. To jest najważniejsze. Nie myśl tak jak wcześniej, porzuć to, bo to jest twój główny problem. Żyj chwilą i z chwilą. - zamilkł, żeby sprawdzić moją reakcję, po chwili kontynuował. - Wierzę, że ci się uda. Jestem tego pewien w stu procentach. Wszyscy wierzymy w twoje powodzenie,
   Wypuściłam wstrzymywane powietrze i oczyściłam płuca, a w raz z nimi umysł. Zamknęłam oczy i wzięłam bardzo głęboki oddech. Otworzyłam bardzo powoli oczy. Przed sobą miałam uśmiechniętego psychologa, który przez ostatnie miesiące pomógł mi poznać w czyim ciele żyję, który pokazał mi jasną część życia, który spowodował moje odrodzenie. Za oknami słońce mocno grzało i wszystko zachęcało do jak najszybszego opuszczenia murów tej klimatyzowanej kliniki i wyjście na gorące promienie słońca. Wszystko wskazywało na to, że niezależnie od tego jaka jest nasza przeszłość nasza przyszłość zależy tylko od nas i od tego jak pokierujemy naszym życiem. Posłałam Rossowi szczerzy i szeroki uśmiech, który ochoczo odwzajemnił.
-I teraz to ja widzę młodą, pełną życia kobietę, która marzy o jak najszybszym wyjściu na imprezę. - roześmiał się, a mój uśmiech urósł dwukrotnie.
-To może nie przedłużajmy już tego dłużej ?
-Rozwijaj skrzydła i leć. - wstał, a ja za nim. - Tym bardziej, że musisz odwiedzić jeszcze pewne ważne miejsce.
-Tak. - uśmiechnęłam się niepewnie przypominając sobie o mojej wycieczce.
-Musisz tam pojechać. Nie zadręczaj się czymś co tylko ty widzisz. Przerabialiśmy to już.
-Wiem. Rozumiem. Ale nie wiem jaka będzie jego reakcja.
-Ucieszy się.
-Rozmawiałeś z nim. - raczej stwierdziłam niż zapytałam.
-Tak. Wyczekuje cię. Ma dla ciebie dobre wieści.
-Których jak mniemam mi nie przekażesz ?
-Sama musisz to on niego usłyszeć. - uśmiechnął się. - Jedź już, zaraz będą potworne korki.
-Do zobaczenia,
   Powiedziałam wychodząc z gabinetu - mojego miejsca schronienia. Ross uśmiechnął się szeroko i obserwując mnie jak wychodzę stał cały czas w tym samym miejscu. Razem z dźwiękiem zamykanych drzwi poczułam ulgę i uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Akurat podjechała winda, ktoś z niej wyszedł, a ja mogłam wejść. Zjeżdżałam w samotności, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nasunęłam okulary i uśmiechnęłam się do recepcjonistki. Promienie od razu ogrzały moją schłodzoną skórę ramion i pełna entuzjazmu i nadziei wsiadłam do auta zmierzając w dobrze znanym mi kierunku.
   Na czas terapii odcięłam się od środowiska, taka była umowa. Nie mogłam spotykać się z osobami, do których coś czuję. Najpierw musiałam uzgodnić sama ze sobą jakim uczuciem kogo darzę. Na moje szczęście moi przyjaciele trwali przy moim bogu nie naciskając, a gdy byłam pewna swoich uczuć pokryły się one z ich, więc nie było nieprzyjemnych spięć. Cieszę się, że wszystko dobrze się ułożyło.
  Tak się zamyśliłam, że o mało nie minęłam zakrętu. Po chwili wjeżdżałam na kolejny parking, tutaj z miejscem było bardzo łatwo, więc zaparkowałam w cieniu. Droga do drzwi zajęła mi znacznie więcej czasu niż w poprzednim wypadku, ale to dało mi czas do przemyślenia pewnych kwestii. Ten budynek również był klimatyzowany, ale nie panowała tu taka wspaniała atmosfera jak w mojej klinice. Poczułam się lekko nerwowa, ale dwa wdechy i mogłam ruszyć dalej. Doskonale wiedziałam gdzie mam iść i gdzie wejść, mimo że nigdy tu nie byłam. Stanęłam przed tymi magicznymi drzwiami. Nad nimi była tabliczka "Sala gimnastyczna nr 9". Z grzeczności zapukałam, chociaż nie było to konieczne i wsadziłam głowę do sali. Rozejrzałam się szybko po wnętrzu i szybko złapałam kontakt wzrokowy z moim przyjacielem.
-Amelia. - wyszeptał i się uśmiechnął.
-Proszę wejdź. - spojrzałam w kierunku osoby wypowiadającej te słowa i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu był jeszcze jeden mężczyzna, ubrany w swój uniform.
   Weszłam niepewnie, zamknęłam drzwi i spojrzałam ponownie w stronę materaca, na którym nadal trwając w uśmiechu siedział mój przyjaciel. Tak. Byłam tego pewna. Mój przyjaciel.
-Dobrze cię ponownie widzieć. Ślicznie wyglądasz. Ta zmiana fryzury dobrze ci zrobiła.
   Odruchowo przeczesałam krótkie włosy, a uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
-Podejdź. Mam ci coś do pokazania. - uśmiechał się tak promiennie, że i mi ten uśmiech się użyczył. - Długo ćwiczyliśmy. - wykonał dziwny gest dłoni pokazując swojego trenera, który teraz był zajęty czymś innym. - I mamy widoczne rezultaty.
   Chwycił się drabinki, która wisiała za jego plecami i zaczął powoli wstawać.
-Max ! - wystraszyłam się widząc do czego zmierza, spojrzałam nerwowo na trenera zastanawiając się dlaczego go nie powstrzymuje.
-Spokojnie. - powiedział tylko i wrócił do zbierania jakiś piłek, obręczy i innych przyrządów z podłogi, a tymczasem Max stawał powoli na nogi.
   Nie powiem, że się nie denerwowałam, bo cała się wewnątrz trzęsłam ze strachu o przyjaciela, który nadal nie odzyskał władzy w nogach po wypadku, ale jednocześnie cieszyłam się widząc jego postępy i radość w jego oczach.
-Amelio, ja stoję. - roześmiał się, a mi wezbrały w oczach łzy na ten widok. - Jeszcze chwila, a znowu będę chodził bez wsparć.
   Teraz faktycznie szedł, ale trzymał się drabinek. Nie był to szybki marsz, a wolny spacer, ale widok Max'a utrzymującego się na własnych nogach to widok godny zapamiętania.
-Ćwiczyłem gorliwie chcąc ci dzisiaj pokazać efekty. - promieniał.
-To prawda. Max zyskał taką siłę walki, że szybko nadrobiliśmy zaległości. - dodał trener, który teraz nam się przyglądał.
-Dziękuję Panu. - poczułam potrzebę podziękowania mu.
-To głównie zasługa Max'a, ale dziękuję za wyrazy wdzięczności. - odszedł.
-Max to świetnie !
-Prawda ? Jak dobrze pójdzie to za parę miesięcy będę mógł wsiąść na kierownicę. Ale tym razem nic mi się już nie stanie. - dodał widząc moją minę.
-No ja myślę. Nie nadwyrężaj się.
   Max wziął swoje kule ortopedyczne i dokuśtykał do mnie.
-Dobrze cię widzieć. - dał mi buziaka.
-Lepiej widzieć ciebie na nogach.
-Nawet nie wierz jak bardzo wszyscy za tobą tęskniliśmy.
-Gdy tylko reszta wróci ze Stanów to wszyscy się spotkamy. - westchnęłam.
-Nim ten dzień nadejdzie będę już na nogach,
-To bardzo dobrze.
-Wiem, ale chodzi mi o to, że wrócą dopiero na jesień.
-Taka praca. Pewnie tęsknisz za sceną ?
-Oczywiście, ale teraz wolałem się skupić na rehabilitacji, a praca musiała poczekać. Granie na wózku wcale mi się nie podobało. Scena mnie przytłaczała.
-Na koncertach bożonarodzeniowych będziesz śmigał lepiej od Jay'a.
-Teraz tańczę lepiej od niego. - uśmiechnął się.
-Kiedy kończycie ? Podwieźć cię gdzieś ?
-Mamy teraz przerwę, A po przerwie godzinę ćwiczeń. Nie będę cię zatrzymywał na tak długi czas. A tak przy okazji to gratuluję zdania na prawo jazdy.
-Ah, no tak. Kto by pomyślał, że się na to odważę, ale dziękuję. Powiem nawet, że wcale nie był trudno. Tylko po złej stronie macie kierownicę.
-Da się przyzwyczaić. - roześmiał się, a ja spojrzałam w bok. - Co jest ?
-Co ? - powróciłam do niego spojrzeniem.
-Posmutniałaś tak nagle.
-Pomyślałam o Nathanie.
-Nie martw się. Młody to twardy zawodnik.
-Jakie są teraz między wami relacje ?
-No cóż, na początku nie było przyjemnie. Nath wściekł się, gdy powiedziałem mu wszystko co się między nami kiedyś wydarzyło, o wspólnej nocy, o Sylwestrze i o tym co do ciebie czułem. - spojrzał niepewnie, by za chwilę kontynuować. - Młody musiał sobie poukładać pewne sprawy, ale zrozumiał. To mądry dzieciak.
-A teraz ? Jak jest ?
-Tak jak było wcześniej. To nadal mój gówniarz. - roześmiał się. - Nie masz się o co martwić. A miałaś z nim jakiś kontakt ?
-Nie. Żadnego od kilku miesięcy.
-Chyba tylko z nim nie rozmawiałaś tak długo.
-Tak. Bałam się tego.
-Nathan ciężko przez to przeszedł, ale dorósł do sytuacji i nie masz zupełnie o co się martwić. Zrozumiał wszystko. Nie powiesi na tobie psów, ani nie będzie krzywo patrzył. Jemu też przydało się zweryfikowanie swoich uczuć. Wierzę, że tak samo jak ty nie może się doczekać, żeby się z tobą spotkać i upewnić się, że wszystko jest okey.
-Czyli mogę liczyć na naszą przyjaźń ? Tak jak wcześniej ?
-Nadal jesteśmy najlepszą paczką przyjaciół na świecie.
-Pomijając Kels, która nadal mnie nie toleruje.
-Kels bardzo kocha Tom'a.
-Przy czym sądzi, że jej go zabiorę, co jest absurdem, dlatego stara się mnie od niego odsunąć. - dodałam.
-To co się między nami działo ten rok wstecz dało każdemu do myślenia. Kelsey jest zakochana w Tom'ie to prawda, ale Tom jest po uszy zakochany w Kels. Oświadczył się jej, więc nie sądzę, żeby Blodni robiła ci jakieś problemy. Te czasy minęły.
-Słyszałam, że się jej oświadczył. A Siva ?
-Co Siva ?
-Planują już ślub ?
-Nie, no coś ty. Zapracowani są. - roześmiał się krótko.
-A Nath ?
-Pytasz czy kogoś ma ? - pokiwałam głową. - Nie. Teraz skupia się na karierze i dobrze mu to idzie. On potrzebuje teraz czasu. Wszyscy go potrzebujemy.
-Wyłączając Tomsey, którzy pewnie już ustawiają gdzie mają siedzieć goście weselni. - uśmiechnęłam się.
-Otóż to. - roześmiał się.
-Dać wam jeszcze czas, czy możemy kontynuować ? - podszedł do nas trener Max'a.
-Nie, nie. Ja już pójdę. Trzymaj się Max. Ćwicz, ale się nie przetrenuj.
-Trzymaj się Młoda.
   Muszę stwierdzić, że spotkanie, którego tak bardzo się obawiałam przeszło gładko i dało mi światło na przyszłość. Nikt nie czuje do mnie urazy, a wszystkie uczucia się skonkretyzowały. Nikt nie wymaga ode mnie więcej niż mogę dać w zamian. Ze słowami Rossa, że muszę zająć się Hope ruszyłam właśnie w jej kierunku licząc na to, że ten dzień zakończy się tak jak się rozpoczął. Pełny dobrych wrażeń i przychylności na przyszłość.


Cześć ?
Zdaję sobie sprawę z tego ile czasu minęło od ostatniego wpisu z 5 listopada, bo minęło 140 dni. Ta liczba jest spora a jednak ten czas przeleciał mi przez palce. 
Nie mam zamiaru tłumaczyć się dlaczego przerwałam pisanie. Ja nie mam czasu na wypisywanie wszystkiego, a wy nie macie czasu i ochoty tego czytać. Tak się stało i tyle. Trzeba to przyjąć do świadomości i uznać taki stan rzeczy. 
Jedyną rzeczą jaką jeszcze napiszę będzie to, że to opowiadanie nigdy nie miało końca, a im bliżej się do niego zbliżałam tym bardziej nie wiedziałam jak je zakończyć, mimo że wiedziałam, że koniec zbliża się ogromnymi krokami. Kiedyś myślałam o tym, aby urwać opowiadanie w sensownym miejscu i dać wam możliwość osobistego dokończenia historii, ale nawet i tego nie udało mi się zrobić. 
Nie wiem ile osób to przeczyta i kiedy to ewentualnie zrobi, ale widząc, że znalazła się osoba (lub kilka, bo tego nie wiem), której zależało na kontynuacji, a podsunęła mi pewien pomysł, postanowiłam pójść tym tropem i tak powstało to co przed chwilą czytaliście. Napisane jednego wieczora. Poprawione i dodane następnego.
Na koniec chciałabym wszystkim podziękować. Nawet komuś kto przeczytał nawet choćby jeden rozdział lub jego część. Przeprosić ? Nie, nie czuję takiej potrzeby. Prosić o wyrozumiałość. Każdy ma swoje życie, które musi przeżyć.
Pozdrawiam wszystkich i żegnam. Tutaj już nic nowego się nie pojawi ;)

PS. Gdybyście pisali komentarz (o ile to się wydarzy) i mieli jakieś pytanie to odpowiem na nie pod komentarzem. Nie ma czasu i sensu się tutaj rozpisywać, a moje życie osobiste was raczej nie interesuje ;)