piątek, 20 czerwca 2014

Section 71.

    Gdy tak przesiedziałam sama w pokoju dobre parę godzin szukając rozwiązania dla mojej kawiarenki zdałam sobie sprawę z tego ile czasu upłynęło. Nikt mi nie przeszkadzał, nie wołał na obiad, nie pukał, nawet ruch na korytarzu był mały. Rodzinka pewnie dobrze bawi się w salonie wśród jedzenia, picia i alkoholu, w co nie wątpię. W barku zawsze można było znaleźć ulubione wino mamy czy coś mocniejszego. Widząc, że na dworze zaczyna być już powoli szarawo, zeszłam na dół. Moje przypuszczenia się utwierdziły i wszyscy ludzie siedzieli w kupie na dole. Na korytarzu o mało nie przewróciłam się o rzucony na podłodze plecak mojej siostry. Weszłam do pustej, ale oświetlonej kuchni. Nieco bałaganu tam było, ale skoro mama szykowała poczęstunek to raczej nie powinno mnie to zdziwić. Nastawiłam wodę w czajniku na herbatę i zerknęłam po garach na kuchni. Włączyłam płomień pod garnkiem z zupą i do kubka wrzuciłam saszetkę herbaty. Usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu, dźwięk zasuwanego zamka błyskawicznego i cichy dźwięk zamykanych drzwi. Pewnie tato wyszedł – pomyślałam i zalałam wrzątkiem kubek pysznej herbaty. Gaz pod zupą też już wyłączyłam i nalałam małą porcję do kolorowej miseczki. Nawet nie siadając do stołu zajęłam się moim posiłkiem. Gdy już opróżniłam miseczkę wsadziłam ją do zapełnionej do połowy zmywarki i wzięłam w dłonie ciepły kubek. Stałam tak, od czasu do czasu sącząc napój, w oknie i obserwowałam zapadający mrok. Dochodziła dopiero czwarta, a tu już ciemno.
-O Am. - usłyszałam za sobą wesoły głos mamy. - Zrobić ci coś do jedzenia ?
-Nie trzeba.
-Ale ty nic nie jadłaś dzisiaj. - nie dała mi skończyć.
-Zupę jadłam przed chwilą. - spojrzałam na zegar na ścianie i zauważyłam swoje kłamstwo, minęło już prawie pół godziny.
-Czujesz się już lepiej ? - mama próbowała jakoś ogarnąć kuchnię.
-Tak.
-To dobrze. Posiedzisz z nami.
-A jak Nathan ?
-Pogadaliśmy sobie, zjadł pierogi, które mu bardzo smakowały. Szkoda, że nie widziałaś jak jadł. Aż mu się uchy trzęsły. - roześmiała się wesoło. - Bardzo miły z niego chłopak. Taki otwarty i ciepły, pomocny i uczynny.
-Tak. Cały on. Jest w salonie ?
-Nie. Wyszedł jakoś niedawno na zewnątrz. Mówił, że chciałby odetchnąć świeżym powietrzem.
-Wyszedł ktoś z nim ? - odwróciłam się do niej.
-Nie. Chciał być sam. Pewnie jest na podwórku. Mówił, że nie będzie szedł daleko.
-A jak się zgubił ?
-To by zadzwonił. Spokojnie to mała miejscowość nic mu się nie stanie.
-Mamo. - odłożyłam kubek i wyszłam na korytarz.
   Narzuciłam szybko kurtkę wsadzając w tym samym czasie stopy w ciepłe kozaki. Narzuciłam jeszcze byle jak ciepły szalik i wyszłam na dwór.
-Nathan ! - krzyknęłam ledwo zamykając drzwi.
   Obeszłam dom dookoła nawołując go, gdy go tam nie znalazłam wyjęłam telefon i wybrałam jego numer. Mróz trzymał i żałowałam, że nie wzięłam rękawiczek, ani czapki. Gdy nie odebrał pierwszego telefonu ruszyłam w stronę drogi wściekła na mamę, że wypuściła go samego pod wieczór. Na moje szczęście w kieszeni znalazłam rękawiczki, które szybko założyłam, a ciepły szalik owinęłam na głowie, bo było naprawdę mroźno i zaczęłam się martwić o chłopaka. Skoro to on wychodził wtedy kiedy grzałam sobie zupę to minęło już od tego czasu ponad pół godziny, a dla niego to i tak za dużo na tę porę roku i w dodatku samego. Wybrałam jego numer ponownie, ale znowu nie dostałam oczekiwanej odpowiedzi. Ruszyłam przed siebie nie zwracając uwagi na to gdzie idę, po prostu szłam przed siebie oczekując, że zza rogu wyjdzie Nathan. Usłyszałam swój dzwonek i szybko spojrzałam na wyświetlacz sądząc, że to Nathan.
-Mama ? - odebrałam.
-Gdzie ty jesteś ?
-Jak gdzie ? Szukam Nathana.
-Nathan jest w domu.
-Jak w domu ?! - zatrzymałam się raptownie.
-Właśnie przyszedł.
-A gdzie był ?
-Mówił, że poszedł na spacer i rozejrzał się po okolicy.
-To fajnie, bo jakoś go nie spotkałam po drodze.
-Pewnie poszłaś w drugą stronę. Wracaj do domu, bo Nath mówi, że jest strasznie zimno.
Co ty nie powiesz – pomyślałam.
-Dobra. Zaraz będę. - rozłączyłam się jeszcze bardziej zła, ale tym razem na Nathana.
   Zachciało mu się samotnych wycieczek krajoznawczych. Turysta od siedmiu boleści, ale po paru krokach fala złości minęła i pojawiło się poczucie winy. Czułam się winna temu, że ten weekend w Polsce dla Nathan jest czymś bardzo ważnym, czymś ekscytującym, a ja zabieram mu całą zabawę swoimi humorkami, chociaż sam sobie na nie zasłużył. Może ten samotny spacer miał mu dostarczyć odpowiedzi na nurtujące go pytania ? Idąc tak w mroku nie zauważyłam zbliżającej się z naprzeciwka ciemnej postaci.
-Amelio. - zatrzymał mnie czyiś głos, rozejrzałam się.
-Pani Ewa ? - prawie nie poznałam matki Tomka.
-Jak dobrze cię dziecko widzieć. - niemal promieniała od niej radość z tego, że mnie widzi.
   Kiedy ostatni raz ją widziałam, wyglądała okropnie, wrak człowieka. Teraz było zupełnie inaczej. Pięknie ułożone włosy w świeżym kolorze okalały jej jasną twarz w delikatnym makijażu, który dodawał jej uroku. Czyste, nowe ubrania leżały na niej bardzo dobrze. Widać było, że nieco przytyła i nie wyglądała teraz jak kościotrup. Na ramieniu wisiała torebka, której nawet mogłam jej pozazdrościć, a w dłoni miała siatki z zakupami.
-Świetnie Pani wygląda.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się. - Co tutaj robisz ? Myślałam, że wyjechałaś do Anglii.
-Przyleciałam z wizytą do rodziców.
-Bardzo dobrze, że ich odwiedzasz, pewnie tęsknią za Tobą mocno. - cały czas się uśmiechała. - A jak się czujesz ? Układasz sobie jakoś życie ?
-Staram się.
-Oh. - posmutniała. - A co się dzieję ? Coś złego ?
-Mam poważne kłopoty zawodowe, ale i to uda mi się naprawić. - nie wiedziałam dlaczego jej o tym mówię.
-Bardzo mi smutno z tego powodu.
-A jak u Pani ? - szybko zmieniłam temat mojej osoby.
-Nie chcę się chwalić, ale wszystko zaczyna się układać i ciężko mi to mówić wiedząc, że u ciebie tak nie jest.
-U mnie też będzie dobrze. - wysiliłam się na uśmiech. - A co ma Pani na myśli mówiąc, że się układa ?
-Przestałam palić, pić. Staje na nogi. Trwa teraz procedura spadkowa Tomka. Dostałam po nim mieszkanie, które wysprzątałam i wynajęłam, a z tych zarobionych pieniędzy zaczęłam upragniony remont domu. Już mam prawie jeden pokój wyremontowany. Znalazłam pracę, nic wielkiego, ale zarabiam własne pieniądze. Śmierć Tomka uświadomiła mi to czego nie widziałam wcześniej. Zrozumiałam, że gdybym poświęcała mu więcej uwagi i wychowała go w domu bez nałogów to byłby wspaniałym chłopakiem, a tak wkręcił się w nieciekawe towarzystwo i sama wiesz jak skończył.
   Zatkało mnie po tym co powiedziała. Kobieta przeszła totalną metamorfozę, pozbierała się, a ja ? A ja nadal siedzę w tym okropnym dole, który dodatkowo sobie pogłębiam i to sama.
-Coś blada jesteś. - usłyszałam.
-Głowa mnie dzisiaj trochę bolała. - uśmiechnęłam się blado.
-Zimno strasznie jest, a ty bez czapki. Przeziębisz się.
-Ja tylko na chwilkę wyszłam.
-Ja też tylko do sklepu, było jasno jak wychodziłam, a teraz ciemno. Noc tak szybko nadchodzi. - spojrzała w niebo.
-Cieszę się, że u Pani wszystko w porządku.
-Też się bardzo cieszę. Nawet nie sądziłam, że tak łatwo uda mi się rzucić nałogi. - uśmiechnęła się tak promiennie, że do oczu naszły mi łzy widząc ją tak szczęśliwą. - Nie zatrzymuję cię kochanie, bo faktycznie się przeziębisz. Trzymaj się dzielnie i wierzę w to, że wszystko ci się ułoży.
-Dziękuję. Dobrej nocy.
-Nawzajem dziecko. - uśmiechnęła się raz jeszcze i odeszła.
   Odeszłam nieco, żeby nie stać w świetle latarni i stanęłam nie wierząc w to co się właśnie stało. Było mi tak strasznie wstyd i źle z tym, że ta kobieta, która po kilkunastu latach nałogów i niszczenia sobie życia wyszła na prostą, a ja mogę sobie o tym tylko pomarzyć. Pierwszy raz dzisiaj wyjęłam fajkę i zapaliłam jej koniec. Przeszły mi okropne dreszcze po całym ciele. Zaciągnęłam się mocno i ku mojemu zdziwieniu zaczęłam mocno kaszleć. Spojrzałam na zapalonego papierosa i w myślach usłyszałam słowa Pani Ewy „Nawet nie sądziłam, że tak łatwo uda mi się rzucić nałogi.” Zgasiłam końcówkę peta o murek i rzuciłam na śnieg. Nabrałam głębokiego oddechu i ruszyłam powoli w kierunku domu będąc nadal w szoku tego co zobaczyłam. Automatycznie nacisnęłam na klamkę i weszłam do domu.
-Mamo ! - krzyknęłam i zdjęłam kurtkę wieszając ją na wieszak i chowając do szafy.
-Jesteś wreszcie. - weszła na korytarz z telefonem w dłoni. - Dzwoniłam, a ty nie odbierałaś, przestraszyłam się.
-Wiedziałaś ? - spojrzałam na nią.
-Ale o czym kochanie ? - tato również przyszedł na korytarz, ale stał dalej ode mnie.
-O Ewie. - powiedziałam bezsilnie czując, że za moment gardło przestanie ze mną współpracować.
-Spotkałaś się z nią ? - pokiwałam głową i spojrzałam na tatę. - Zmieniła się prawda ? Nie miałam z nią kontaktu, zresztą nigdy nie miałam. Ale ostatnio poszłam do urzędu i spotkałam ją tam. Rozmawiała ze mną. Była bardzo ciepła i miła w stosunku do mnie. Pytała jak zdrowie, jak dzieci, co u ciebie. Pochwaliła się, że zaczyna wszystko od nowa, że znalazła pracę, że rzuciła nałogi.
-Pracuje w urzędzie ? - zapytałam czując bolące gardło.
-Tak. Sprząta tam. I tak się dziwię, że ją tam przyjęli po tym co robiła przez ostatnie kilkanaście lat.
-Rozmawiałaś z nią jeszcze kiedyś ?
-Dosyć często. Nawet raz zaprosiliśmy ją z tatem do nas na obiad.
-Jak to ? - zdziwiłam się.
-Przeszła ogromną metamorfozę Amelio. - tato podszedł bliżej. - Chce odbudować z ludźmi relacje, a jeżeli chce tego samodzielnie bez czyjegoś wpływu to dlaczego mamy jej tego zabronić ? To bardzo mądra kobieta.
-Mówiła, że wynajmuje mieszkanie Tomka, które dostała w spadku.
-Tak właśnie jest. Jest właścicielem tego mieszkania. Chodź do kuchni, zrobię ci ciepłej herbaty.
-Gdzie Nathan ? - zapytałam.
-Na górze. Powiedział, że chce zadzwonić do domu, więc pożyczyłam mu laptopa.
-Okey.
   Dałam się zaprowadzić do kuchni. Sprawa z Ewą nie dawała mi spokoju. Dopiero po śmierci swojego jedynego dziecka zdała sobie sprawę z tego co sobie zrobiła, co jemu zrobiła. Ciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz.
-Ewa poszła po rozum do głowy tak z dnia na dzień, czy to jednak trochę trwało ?
-Bardzo szybko się zmieniła. Pamiętasz, że jeszcze gdy tu byłaś na święta to była jeszcze dawną sobą.
-Jak się jej udało ? Jak w tak krótkim czasie udało się jej odbić od dna ?
-Nie wiem kochanie, ale ludzie w szoku robią różne rzeczy.
-Pójdę do Nathana. - wzięłam kubek i poszłam na górę, dopiero gdy wchodziłam po schodach pomyślałam o tym, że mogłam jemu też zrobić herbaty, najwyżej napije się mojej.
   Zapukałam cicho do drzwi nie chcąc mu przeszkadzać, skoro rozmawia z mamą, ale liczyłam na to, że już skończył. Bardzo na to liczyłam. Usłyszałam ciche proszę i weszłam.
-Mogę ? - zapytałam cicho, a ten spojrzał na mnie, nie był zbytnio zadowolony.
-Tak.
   Siedział na łóżku i na udach trzymał laptopa. W pokoju było ciemno, jedynie światło z podwórka oświetlało nieco miejsca pod oknem, a resztę światła dawał włączony laptop. Podeszłam niepewnie do łóżka, a Nathan zdjął z nóg laptopa i położył go na stoliku nocnym, ale nie zamykał go. Odłożyłam kubek na podłogę i usiadłam obok niego. Nie chciałam się narzucać, więc najpierw usiadłam z pewnym dystansem do niego. Nic się nie odezwał.
-Chciałam cię przeprosić. - powiedziałam niepewnie patrząc się przed siebie, poczułam jak łóżko lekko się poruszyło, bo Nathan zaczął się nerwowo wiercić. - Mam ciężki charakter, sama go nie rozumiem. Postępuje głupio, bez przemyśleń, później zazwyczaj tego żałuję. Teraz też żałuję. Nie powinnam była tak zareagować na twoje słowa. Wyznałeś mi miłość, a ja jak zwykle spieprzyłam sprawę. Później na dodatek zwiałam do siebie i nawet z Tobą nie porozmawiałam na spokojnie. Przepraszam. - spojrzałam na niego, patrzył przed siebie tak jak ja wcześniej, milczał. - Proszę powiedź coś.
-Też o tym myślałem. - odezwał się w końcu, a tembr jego głosu spowodował gęsią skórkę na moim ciele. - Dlatego wyszedłem na spacer. Stwierdziłem, że skoczyłem w głęboką wodę wyznając ci to teraz, kiedy ty faktycznie musisz się skupić na kawiarni. Stwierdziłem, że źle zrobiłem, że na ciebie naskoczyłem niepotrzebnie zresztą. Teraz ważna jest kawiarnia.
-I ty. - weszłam mu w słowa. - Gdy zniknęłam do swojego pokoju musiałam zająć czymś myśli, więc zajęłam się kawiarnią. Paul wysłał mi na maila pewne wytyczne, które mi pomogą, bardzo mu za to dziękuję. Wierzy we mnie i to mnie wspiera. Obliczyłam, że jeżeli będę ostrożna to z pieniędzy z ubezpieczenia uda mi się zacząć wszystko od nowa.
-Pomogę ci.
-Nie chcę twoich pieniędzy. Nathan.
-W takim razie pomogę w inny sposób.
-Już nawet wiem w jaki sposób możesz mi pomóc. - spojrzałam na niego, a ona na mnie.
-W jaki ?
-Swoją obecnością, chociaż chyba wymagam zbyt dużo, bo teraz musisz skupić się na nowej płycie.
-Mam podzielną uwagę. - uśmiechnął się szeroko.
-Dziękuję. - przytuliłam się do niego mocno, co ten po chwili oddał równie mocno. - Ale mam jeszcze jedną prośbę.
-Jaką ? - głaskał moją rękę.
-Nie śpieszmy się, dobrze ? - spojrzałam na jego twarz, która była bardzo blisko mojej.
-Dobrze. - pocałował mnie w czoło i po prostu sobie leżeliśmy wtuleni w siebie w ciszy, po pewnym czasie laptop zgasł, więc w pokoju zapanował mrok.
-Mogę mieć jeszcze jedną prośbę ? - zapytałam po dłuższym czasie szepcząc.
-Możesz.
-Mogę dzisiaj z Tobą spać ?
-Możesz. - usłyszałam w jego głosie, że się uśmiecha.
-Dziękuję.
   Gdy tak sobie leżeliśmy wtuleni w siebie usłyszeliśmy pukanie do drzwi, nawet nie poruszyło mnie to i jeszcze mocniej wtulając się w chłopaka czekając na dalszy rozwój sytuacji. Drzwi się uchyliły i do pokoju wpadła łuna światła i twarz mamy. Nathan zapalił lampkę nocną oświetlając nas, ale i oślepiając. Zauważyłam, że mama się do nas uśmiecha.
-Zejdziecie na kolacje ?
-Zaraz przyjdziemy. - powiedziałam, a mama wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Jadłaś coś dzisiaj w ogóle ? - zapytał.
-Przed wyjściem jadłam zupę, ale i tak jestem głodna.
-To lecimy.
   Szybko wstaliśmy. Ziewnęłam jeszcze, wzięłam kubek i poprawiłam ubranie. Wyszliśmy na jasny korytarz.
-O kurde. - wymsknęło mi się po polsku, czym rozbawiłam Nathana. - No co ? - spojrzałam na niego.
-Nic. Troszkę się pogniotłaś.
-Bywa. - uśmiechnęłam się i zeszliśmy na dół na kolację.
   Cała rodzinka czekała już na dole przy stole, miałam w końcu czas, żeby przywitać się z rodzeństwem, które tak zaniedbywałam. Okazało się, że na kolacje mama nasmażyła naleśników i zrobiła dwa nadzienia. Jedno serowe z owocami, a drugie bardziej kremowe z kawałkami czekolady. Oczywiście widząc te rarytasy poczułam burczenie w brzuchu i smarując pierwszy naleśnik już myślałam o kolejnym. Dobrze, że mama nasmażyła dwa talerze naleśników, bo zeszły wszystkie i nikt nie miał ochoty nawet się ruszyć od stołu. Pierwsza odpadła Nicola, która była zmęczona, więc poszła spać. Ja też zbytnio nie byłam żywa do dyskusji, więc poszłam tuż za nią. Mama z tatem zaczęli sprzątać kuchnie, a Olivier zabrał Nathana do salonu i o czymś żywo rozmawiali. Słyszałam, że i mama jest zmęczona, więc poszła wziąć kąpiel, a tato dokończył sprzątanie za nią.
   Weszłam jeszcze na chwilę do Nicoli zobaczyć czy śpi, i gdy się upewniłam poszłam do siebie po coś do spania i weszłam do łazienki. Chyba sama miałam ochotę na kąpiel, ale byłam tak zmęczona, że bałam się, że zasnę w tej wannie. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w spodenki i koszulkę. Wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju słysząc, że i nasi panowie już się zbierają. Nie wiedziałam, w której sypialni będziemy spać. Chyba lepiej byłoby u mnie, więc dla pewności nieco ogarnęłam wnętrze. Zaścieliłam ładnie łóżko i schowałam ubrania do szafy. Wskoczyłam pod kołdrę i zerknęłam jeszcze na pocztę szybko. Paul napisał mi, że cieszy się z mojej decyzji na temat Hope i jest chętny do pomocy. Poprawił mi tym jeszcze bardziej humor. Ktoś cicho zapukał do drzwi.
-Hej. - zobaczyłam jego wesołą twarz.
-No siema. - nie mogłam powstrzymać ziewnięcia.
-Można ?
-Można. - zaśmiałam się.
   Nathan zamknął za sobą drzwi i wpakował się obok mnie. Mam nadzieję, że lubi spać po lewej stronie.
-Co tam patrzysz ?
-Maila sprawdzałam.
-I jak ?
-Bardzo dobrze. Paul już zamówił ekipę remontową i zwrócił się nawet w moim imieniu do agencji ubezpieczeń.
-Fajnie, że postanowiłaś walczyć.
-Obym wygrała tę walkę.
-Wygrasz.
-A o czym tak dyskutowałeś z Ollym ?
-Takie tam męskie sprawy. - przerwał, a po chwili zaczął poważniejszym tonem. - Nie wiem czy to dobry pomysł i czy dobry moment, żeby ci coś powiedzieć.
-Spróbuj.
-Rozmawiałem dzisiaj z mamą i wręcz kazała mi cię przywieźć do Gloucester w wolnym czasie. - zapytał niepewnie.
-Z chęcią ją poznam.
-Serio ? - był zaskoczony.
-Pewnie. Podziękuję jej osobiście za tak wspaniałego syna.
-Kota i psa.
-Ooo. Masz zwierzaki ?
-Tak się złożyło.
-I nie gryzą się między sobą ? No wiesz, pies i kot, kot i pies.
-Wszystko jest ok między nimi.
-Chociaż tyle.
-Polubisz je.
-Jak się wabią ?
-Kotka to Tia, a suczka to Minnie.
-Dwie kobiety, powinnam być zazdrosna ?
-Jeszcze mam siostrę i mamę. - zaśmiał się.
-Ale z ciebie kobieciarz. - prychnęłam rozśmieszona i odłożyłam laptopa.
-No wiesz. - poprawił grzywkę, a ja zgasiłam lampkę i się do niego przytuliłam.
-Mam nadzieję, że chcesz spać, bo ja strasznie.
-Też jestem zmęczony. To był trudny dzień. - ziewnął.
-Obiecuje ci, że jutro będzie tak jak powinno być już pierwszego dnia naszych wakacji. Obiecuję ci. - też ziewnęłam.
-Nie mam do ciebie pretensji.
-Ale ja mam ogromne do siebie. Dobrej nocy.
-Dobranoc. - dał mi buziaka w czubek głowy.
   Przytuliłam się do niego mocniej, on okrył nas szczelniej kołdrą i zaczął głaskać moje plecy co spowodowało, że jeszcze szybciej moje ciężkie powieki opadły przegrywając tę walkę. Miałam piękne sny tej nocy.  


Heeeej Łobuzy !
Ehh Am to jednak zmienna jest, co ?
Nie mogę uwierzyć, że za tydzień o tej porze będą już wakacje ^^
Nie zanudzam, do (szybkiego) następnego <3

sobota, 14 czerwca 2014

Section 70. + pierwsza rocznica

 -My jedziemy ! - odkrzyknęłam zakładając kozaki po czym rzuciłam Nathanowi kluczyki od samochodu, który oczywiście na mnie czekał gotowy do wyjścia.
-Już ? - mama wyszła na korytarz ze ściereczką w dłoni.
-No tak, później się ściemni i nic nie pokażę Nathanowi.
-A może chociaż poczekacie na obiad ?
-Najwyżej zjemy coś na mieście.
-Ale przecież trzeba pokazać Nathanowi polskie jedzenie. - Nathan słysząc swoje imię słuchał uważnie, ale i tak nic nie rozumiał z naszej rozmowy.
-Jeszcze pozna polskie jedzonko. Nie wylatujemy dzisiaj tylko w poniedziałek.
-To pojutrze.
-Ale jutro jest niedziela, czyli niedzielny obiadek.
-Pójdziecie z nami do Kościoła ? - zapytała niepewnie.
-Nie sądzę. Nathan nie jest katolikiem, a ja nie jestem przecież praktykującym katolikiem.
-Tak tylko pytam. To jedźcie już.
-Pa. - pożegnałam się i nie czekając na reakcję Nath'a wyszłam, a on za mną jak cień.
-Rozmawiałyście o mnie ? - zapytał.
-No pewnie. Obgadywałyśmy cię. - chłopak szedł za mną.
-Serio ? Zrobiłem coś nie tak ? - zaniepokoił się.
-Wszystko.
-Amelia. - dodał tonem złego rodzica.
-Dobra, już dobra. Daj spokój.
   Na podjeździe czekał już samochód, więc czekając aż Nathan otworzy drzwi, czego nie chciał szybko zrobić, ale po usłyszeniu dźwięku odblokowanych drzwi wskoczyłam do środka. Dzisiaj było cieplej niż wczoraj, ale jednak wolałam angielską zimę.
-Musimy tu przyjechać latem. W Polsce latem jest znacznie cieplej niż w Anglii. - powiedziałam zapinając pasy.
-Nie wątpię. - chłopak zajęty był rozglądaniem się po wnętrzu.
-I jak ?
-Co ? - spojrzał na mnie wyczekująco.
-No jak się tutaj czujesz ? Dasz radę pojechać ? Bo wiesz, że tutaj nie jeździmy po lewej stronie tylko po prawej.
-Dobry kierowca wszędzie się odnajdzie.
-O pardonsik. Wybacz, że zwątpiłam w twoje umiejętności.
-Będę jechał ostrożnie i wolno, a ty mną masz kierować, żebyś nas w łyse pole nie wywiozła.
-Tak się składa, że znam tę okolicę jak własną kieszeń, więc wiesz. - zamknęłam się widząc z jaką powagą podchodzi do tego Nathan i czekałam.
   Po chwili usłyszałam dźwięk silnika, odpalił za pierwszym razem. Nathan zapiął pasy i bardzo, ale to bardzo powoli wyjechał. Jego pierwsze wjechanie na ulicę było jak obserwowanie starszej Pani z balkonikiem przechodzącej na drugą stronę ulicy. Bardzo mozolnie i nie śpiesząc się wcale, ale z sukcesem. Z czasem Nathan nieco przyśpieszył, a po czasie dopiero zapytał.
-Gdzie mam jechać ? - spojrzał na mnie wystraszony.
-Na jezdnie patrz. - roześmiałam się. - Cały czas prosto, gdyby coś się zmieniło to cię o tym powiadomię.
-Byle nie na pocztę mailową.
-Wyślę priorytetem.
-To jesteśmy umówieni. - puścił mi szybko perskie oko i wrócił wzrokiem na jezdnie.
   Gdybym go nie znała to powiedziałam, że jedzie jak staruszek, a nawet wolniej, ale wiedziałam, że on po prostu jedzie wolno, żeby być ostrożnym, ale i również dlatego, że dla niego to nowość, więc grzecznie czekałam.
-Co się nie odzywasz ?
-Nie chcę ci przeszkadzać. - odpowiedziałam.
-W czym ?
-W prowadzeniu samochodu.
-Ty mi nigdy nie przeszkadzasz.
-Miło mi to słyszeć, ale mam co do tego inne zdanie.
-A ty zawsze szukasz dziury w całym.
-Taka już jestem. Nic na to nie poradzę.
-Nadal mam jechać prosto ?
-Cały czas.
-Ładną masz okolicę.
   Spojrzałam na niego spod byka, czego niestety nie widział.
-Aha. - wykrztusiłam.
-Co to za ton głosu ?
-Mój własny, oryginalny.
-Tsa.
-Co co za ton głosu ?
-Uwodzicielski.
-Pff. Ale mnie tym uwiodłeś. - żachnęłam się zyskując zainteresowanie Sykesem, więc z podniesioną brwią się w niego pusto wpatrywałam.
-Oj Am. - zaśmiał się i tyle go widzieli.
   I weź tu zrozum facetów ! Wstukałam w telefon kod zabezpieczający i spojrzałam na wyświetlacz. Dostałam maila od kogoś. I tym kimś okazał się Max. Pytał jak u nas, jak pogoda oraz o tym, że sam chciałby się tu wybrać co troszkę mi nie pasowało.
-Co tam masz ?
-Max napisał mi maila. Wiesz pyta o jakieś tam duperele. Jaka jest pogoda, jak ty się trzymasz i takie tam pierdoły.
-Odpiszesz mu ?
-Nooo. - powiedziałam na wydechu.
-Czy wy … Czy wy się posprzeczaliście ze sobą ?
-Nie. - odpowiedziałam za szybko.
-Na pewno ?
-Na pewno. - odpowiedziałam twardo i stanowczo, a Nathan zamknął temat, niestety po chwili dodał. - Mam inne zdanie na ten temat.
-Ciekawa jestem jakie. - powiedziałam bezsilnie wiedząc, że nie odpuści.
-Wtedy kiedy wyleciałaś do Polski i zniknęłaś na jakiś czas byłem wściekł na ciebie. Nie było minuty, w której bym przemyślał wszystko jeszcze raz i zrozumiał twoją sytuację. Zawsze byłaś tą, która rzuciła wszystko i wszystkich i wyleciała z czystym sumieniem. Gryzło mnie to jak cholera. Nienawidziłem cię do szpiku kości, ale gdy dowiedziałem się, że będziesz na imprezie u Łysego na Sylwestra to się zaniepokoiłem. Zdałem sobie sprawę z tego, że jednak nie jesteś rzetelna i mimo tego co mówiłaś przed wylotem to wrócisz. Gdy był dzień mojego wyjazdu do Manchesteru to nie mogłem doczekać się twojego widoku. Wszystkie złe emocje uleciały, ale dochodząc do sedna to po przyjeździe zauważyłem, że z Max'em się dziwnie zachowujecie. Pytałem się niego o co chodzi, ale ten wmawiał mi w żywe oczy, że nic się nie dzieję, że wszystko jest okey, ale po Tobie widziałem, że coś się stało. Nawet teraz to widzę, więc proszę cię przestańcie mnie okłamywać i powiedź o co chodzi.
   Czułam jak mój żołądek teraz wielkości groszku zbliżał się do mojego gardła, a serce o mało nie przeszyło piersi i nie wyleciało z impetem. W głowie miałam pustkę, a zarazem bałagan. Totalnie mnie zaskoczył i nie miałam zielonego pojęcia co mu powiedzieć. Nie mogłam złożyć prostego zdania, a w ustach miałam sucho.
-Nic się nie dzieję. - odpowiedziałam ostrożnie.
-Nie kłam.
-Nie zarzucaj mi takiego czynu.
-Wiem co mówię.
-Niby skąd wiesz, że kłamię ?
-Mam oczy. Widzę co się między Wami dzieje.
-Nawet jeśli to to coś leży między nami i nikt nie ma prawa się wtrącać.
-Czy jednak coś się między Wami dzieje ? - zapadła głucha cisza. - Amelia ? - dodał miękko.
-Skręć w lewo. - wydusiłam bezosobowym głosem, a on wykonał manewr.
-Po prostu nie rozumiem jak mogliście się tak od siebie oddalić, gdy tak naprawdę byliście tak blisko.
-Może za blisko. - niepotrzebnie powiedziałam.
-Amelia co do jasnej cholery tu się dzieje ? - gwałtownie się zatrzymał.
   Spojrzałam na niego wystraszona tym nagłym zatrzymaniem, a on nerwowym wzrokiem na mnie spojrzał, powodując u mnie niemiłe dreszcze na całym ciele.
-Powtórz, bo nie dosłyszałem.
-Nic nie powiedziałam. - speszyłam się.
-I o to właśnie chodzi.
-Nie można tak stać na jezdni. Blokujesz ruch.
-A widzisz tu jakiś ruch ?
-Oprócz twojej pulsującej żyle na skroni to nie. - spojrzałam na niego niepewnie.
-Powiesz mi ?
-Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żebym zepsuć ten weekend ?
-Nie chcę go zepsuć. Chcę poznać prawdę.
-Doszukujesz się czegoś czego nie ma.
-Mam inne zdanie. - ruszył.
   Do kolejnego skrzyżowania jechaliśmy w ciszy, dopiero wtedy się odezwałam.
-Teraz cały czas w prawo, a później cały czas prosto.
-Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie ?
-Jeśli musisz.
-Powiesz mi kiedyś o co chodzi ? - spojrzał na mnie tymi swoimi oczami.
-Powiem. - zapewniłam go. - Ale nie teraz. Myślę, że to dobry moment, żeby zakończyć temat przynajmniej na pewien czas.
-W takim razie się zgadzam.
   Źle się z tym czułam. Nie chciałam nikomu opowiadać o tym co zdarzyło się między mną, a Max'em. Nie o tej wspólnej nocy i nie o tym co działo się między nami przed Sylwestrem. Dlaczego wtedy powiedziałam tak dużo ? Max pewnie poczuł nadzieje dla nas, a nie o to mi wcale chodziło. Dlaczego moje życie jest takie pokręcone ? Muszę się w końcu na coś zdecydować, ale jak skoro w głowie mam natłok myśli, które wcale nie chcą się ułożyć w odpowiedni sposób ? Chciałam schować się pod kołdrę i obejrzeć jakiś płaczliwy film z pudełkiem lodów w rękach. Tak cholernie źle się wtedy czułam.
-To tu ?
   Wybił mnie z przemyśleń spokojny głos Nathana, a ja wybita z rytmu rozejrzałam się dookoła zauważając, że jesteśmy już na miejscu. Chłopak jechał już bardzo wolno, można powiedzieć, że się toczył.
-Tak. Widzisz tą kładkę ? - pokazałam mu przedmiot.
-Tak.
-Podjedź tam proszę.
   To było moje ulubione miejsce. Widok stamtąd był wspaniały. Widać stamtąd było całe jezioro oraz las za nim, w którym teraz byliśmy. A za kładką było sporo miejsca, gdzie zazwyczaj odbywały się ogniska i parkowały samochody. Nieco w boki, gdzie latem i wiosną była trawa ludzie rozkładali się z namiotami, ale rzadko ktoś tutaj nocował, było to bowiem na obrzeżach miasta i wkoło były tylko lasy i pola. Nikt nie chciałby się tutaj znaleźć samotnie w nocy. Ja byłam tu parę razy z Tomkiem i naszą ekipą i to właśnie my stwarzaliśmy zagrożenie dla innych. Tutaj mogliśmy się wyluzować i odciąć od rzeczywistości co każdy robił i to bardzo szybko, od razu po przyjeździe, więc nie trzeba było całej nocy, żebyśmy szybko się odcięli. A jednak nadal lubiłam to miejsce.
-Am ? - znowu wybił mnie jego głos.
-Tak ?
-Jesteś zamyślona, a może to coś innego ?
-Dużo wspomnień wiąże się z tym miejscem.
-Chcesz wrócić ?
-Nie. - odpowiedziałam szybko. - Podoba ci się tutaj ? - odpięłam pasy.
-Bardzo. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.
-To zwykłe jezioro.
-Dla mnie jest niezwykłe.
-Dziwi mnie to twoje całe zauroczenie moim rodzinnym miastem. - patrzyłam na niego mówiąc to i wyszłam.
   Było chłodno, ale tylko tyle. Poprawiłam szalik, który mi się obsunął podczas jazdy i ciesząc się, że po nie długiej drodze mogę rozprostować nogi. Podeszłam do kładki. Woda w jeziorze leniwie stała, nawet wiatr jej nie przesuwał, bo go nie było. Jakby ktoś włączył pauzę, wszystko zamarło w bezruchu.
-Przywykłem do neonów i tłumu ludzi w mieście. - usłyszałam za sobą.
-Pewnie się dziwisz jak to jest możliwe, że gdzieś na świecie może być tak pusto.
-Nie. Wiedziałem o tym, ale jednak cieszę się, że mogę właśnie w takim miejscu być. Szczerze to mógłbym tu nawet zamieszkać.
   Odwróciłam się do niego zaskoczona, ale on patrzył daleko przed siebie.
-Jak to ? - zapytałam, a ten powoli na mnie spojrzał tłumacząc.
-Mam tu spokój, żadnych fanek, które proszą o zdjęcie. Żadnych namolnych fotoreporterów. Cisza i spokój.
-I tak w końcu by się dokopali gdzie jesteś i wtedy z tego miejsca zrobiliby drugi Londyn.
-No właśnie. Taka cena sławy. - odwrócił wzrok, sama po czasie to zrobiłam.
   Łyse korony drzew lekko się kołysały, a od czasu do czasu pod nimi przeleciał jakiś wróbelek. Śnieg po drugiej stronie jeziora był nietknięty i leżał warstwa po warstwie. Tutaj przy kładce był zadeptany, co oznacza, że ktoś tutaj również był jakiś czas temu. Może tydzień temu, może dwa ? Tutaj było znacznie mniej tego śniegu. Lód pokrywał całą drewnianą kładkę i ogólnie atmosfera tutaj było dosyć tajemnicza, mroczna, a nawet przeraźliwa. Miało się wrażenie, że zza pleców coś się do ciebie skrada, ale nawet nie miałam zamiaru się obejrzeć za siebie dla pewności.
-Nie licz na to, że cię przeproszę.
-Niby z jakiej racji ? - nawet się nie obejrzałam.
-Za to, że poruszyłem temat Max'a.
-Nie jestem zła.
-Mam inne zdanie.
-Który raz już to dzisiaj słyszę ? - żachnęłam się.
-Który raz muszę to dzisiaj mówić ?
-Robisz to specjalnie ? - odwróciłam się gwałtownie.
-Co ? - spojrzał na mnie
-Wyprowadzasz mnie z równowagi.
-To nie mój cel. Wyrażam jedynie swoje zdanie, a to, że twoje się od niego różni to już nie moja zasługa.
   Przyglądałam mu się dość długi czas.
-Dlaczego tu ze mną przyleciałeś ?
-Chcę ci pomóc się pozbierać.
-A tak szczerze ?
   Otworzył lekko usta z zaskoczenia, a wzrokiem uciekł i błądził nim po otoczeniu. Uparcie się w niego wpatrywałam czekając na odpowiedź, którą musiałam dostać i nie miałam zamiaru odejść bez niej. Nie naciskałam, tylko czekałam.
-Chciałem pobyć z Tobą bez zbędnego towarzystwa. - powiedział cicho patrząc już na mnie.
-Ale dlaczego ?
-Bo cię kocham. - zamilkł na chwilę. - To wystarczający powód, prawda ? - tym razem on czekał na odpowiedź.
-Prawda. - przyznałam mu rację, uciekając wzrokiem.
-Mówiłem ci, że jestem cierpliwy i poczekam. Nadal to podtrzymuje.
-Imponujesz mi. - zamilkłam, ale gdy nic od niego nie usłyszałam to kontynuowałam. - Moja cierpliwość nie jest tak długodystansowa jak twoja.
-Kiedyś ktoś mi powiedział, że im dłużej się na coś czeka tym dostanie tego czegoś jest lepsze i sprawia większą radość.
-Coś w tym jest. - westchnęłam.
-W tym jest prawda.
-Nie boisz się tego, że podczas czekania przeoczysz kogoś kto jest ci w stanie dać tego co oczekujesz od drugiej osoby ?
-Nie. Czekam, bo wiem, że warto.
-Co jeżeli się nie doczekasz i ten ktoś odejdzie zostawiając cię samego z rozdartym sercem ?
-Byłbym zdruzgotany, ale wierzę, że tak się nie stanie.
-Musisz zawsze brać pod uwagę dwie opcje Nath. - spojrzałam na niego - Tą dobrą i złą.
-Nie przyjmuję do świadomości tej złej.
-Nie wiem co o tym myśleć.
-Nie naciskam.
-A może ja wcale nie chcę o tym myśleć ?
-To co oznaczał wczorajszy wieczór ?
-Nathan to był impuls, a z dzisiejszych obserwacji zdałam sobie sprawę z tego, że ty oczekujesz ode mnie czegoś poważnego, a ja w tym momencie nie szukam nic na dłuższą metę. - jego mina zrzedła. - Dla mnie w tym momencie najważniejsza jest kawiarnia i mój wyjazd jest spowodowany właśnie nią.
-Przepraszam. - speszył się i zaczął odchodzić.
   Nie chciałam za nim krzyczeć, biec za nim i tłumaczyć mu jak dziecku. Zostałam patrząc na wodę i słuchając trzasku zamykanych drzwi. Nie odjedzie przecież beze mnie. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Byłam na niego po prostu zła za poruszanie tematu Max'a. Skoro nie chcę o tym rozmawiać to po co ciągle drąży ten temat ? A, że jestem impulsywną osobą i działam pod presją emocji to powiedziałam mu to co myślałam i tyle. Czasu nie cofnę, a na tę chwilę wcale nie żałuję swoich słów. Wiem, że go zraniłam, ale nastawiłam się na to, że moim priorytetem teraz jest kawiarnia i tego się trzymam. Wszystko inne później. Wróciłam do samochodu.
-Nie miej mi za złe tego co myślę i czuję. - powiedziałam zapinając pasy.
-W takim razie ja też powiem co myślę i czuję.
-Proszę bardzo.
-W tym momencie mnie bardzo zraniłaś, ale powinienem się do tego przyzwyczaić. Jest mi bardzo smutno przez to co powiedziałaś, bo wczorajszy wieczór odebrałem jako coś zupełnie innego.
-No właśnie to było wczoraj, w przeszłości.
-Dlaczego ty mi to robisz ? - niemal załkał.
-Nathan. - coś we mnie pękło. - Jestem ci bardzo dużo wdzięczna. Uratowałeś mi życie narażając przy tym swoje i kiedyś powiedziałam, że wolałabym, żebyś tamtego dnia nie pojawił się w tamtej ulicy, żebyśmy nigdy nie zbliżyli się tak do siebie i nadal tak uważam, bo ta sprawa z nami jest bardzo skomplikowana i pogmatwana tak samo dla mnie jak dla ciebie. Czy nie lepiej byłoby gdyby było tak jak dawniej ?
-Nie uważam tak. Ty byś nie żyła, a ja nie miałbym okazji cię bliżej poznać.
-Ale byłbyś zdrowy i twój problem by zniknął.
-Naprawdę uważasz, że byłaś moim problemem ? Śmiercią nie uciekłabyś od swoich problemów. Jak myślisz czułaby się twoja rodzina wiedząc, że straciła ciebie ?
   Uciekłam wzrokiem na wodę, która teraz lekko się przemieszczała. Wiatr się podniósł.
-Im też byłoby łatwiej. - szepnęłam.
-Nie.
-Wracajmy do domu.
   Po chwili Nathan odpalił silnik i powoli ruszył. Nie musiałam mu mówić gdzie miał jechać. Dojechaliśmy do domu szybciej niż jechaliśmy nad jezioro. Po przyjeździe powiedziałam mamie, że boli mnie głowa i zmyłam się do siebie prosząc ją wcześniej o to, żeby zajęła się Nathanem i żeby nikt mi nie przeszkadzał. Co mogło być trudne ze względu, że tato pojechał po Nicolę do szkoły.
   Nie chciałam nikomu się tłumaczyć i udawać zadowoloną z życia skoro taka nie byłam. Nie chciałam mieć tylu problemów tego pokroju na głowie. Żeby zająć czymś myśli i ewentualnie odgonić natrętów włączyłam laptopa i zajęłam się podnoszeniem na nogi mojej Hope. Przeczytałam zaległe maile, w których dostałam od Paula wytyczne jak mogę dostać ubezpieczenie i jak wysokie ono będzie. Po kalkulacjach doszłam do wniosku, że jeżeli postawię na minimalizm to nawet zostanie mi nieco pieniędzy z ubezpieczenia. Byłam tym faktem niezmiernie zadowolona.


No elo !
Długo mnie nie było, co ? Ale na wytłumaczenie powiem, że na zakończenie gimnazjum mam czerwony pasek i sądzę, że to usprawiedliwia moją nieobecność :P
Pewnie dodałabym rozdzialik wcześniej, ale czekałam na 14 czerwca 2014 roku od 14 czerwca 2013 roku, bo to właśnie wtedy wrzuciłam na tego bloga pierwszy rozdział. I właśnie przez to chcę Wam przekazać, że opowiadanie, jak i sam blog, ma już roczek. Ale to zleciało, co ? Nawet nie zrobiłam nic z tej okazji dla Was :( Źle się z tym czuję. Może macie jakieś propozycje ? Z chęcią ich wysłucham :) 
A tak w ogóle to jakoś tak dziwnie. W realnym życiu mija rok, a w opowiadaniu akcja odgrywa się jakoś od 7 miesięcy. Od końcówki lipca do czasu aktualnego czyli początku stycznia, a nawet jego połowy. To źle, czy dobrze ? :P
Kurczę, pierwszy raz piszę tak długo bloga i zupełnie nie wiem co mam pisać i robić. Początkowo myślałam, że jak dojdę do stu rozdziałów to właśnie jakoś wtedy stuknie roczek, a tu taka niespodzianka, ale to nawet dobrze, że setka jeszcze nie stuknęła, bo to oznaczałoby koniec bloga lub jego zakończenie. A szczerze powiedziawszy tego bym nie chciała, ale oczywiście nie chcę z niego robić kolejnej Mody na sukces (ok 6 tys. odcinków), bo skoro zrealizuje swój pomysł, swoją ideę na ten blog to go najzupełniej w świecie zakończę, bo nie ma sensu wymyślać na siłę jakiś niepotrzebnych zwrotów akcji czy dalszej fabuły, bo jeszcze dojdzie do tego, że cały blog nie będzie się trzymał kupy, a tego to nikt nie chce. 
Okrągły 70 rozdział na okrągłe urodziny, a co ? :D
Też chciałam podziękować tym, którzy byli tutaj od samego początku, tym, którzy doszli w późniejszym czasie, ale w szczególności tym, którzy byli cały czas. Od początku, aż do teraz. Mam nadzieję, że zostaną na jeszcze trochę. Tak myślę, że zakończę bloga przed kolejnymi urodzinami, więc wytrzymajcie jeszcze trochę :P
Tak w zasadzie to nie wiem co mogę jeszcze napisać. Aaaa już wiem. Taka tam jeszcze prywata na koniec. Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś napisałam w posłowie coś o konkursie poetyckim w szkole, w którym trzeba było napisać wiersz o mamie. I wiecie co ? Ku mojemu OGROMNEMU zaskoczeniu zdobyłam 1. miejsce. Szkoda, że się wtedy nie widziałam jak Pani czytała moje imię i nazwisko na szkolnej auli. Totalne zaskoczenie tym bardziej, że przez bite dwie godzinny nic nie wymyśliłam i przybita do ściany napisałam w 15 minut wiersz bazując na przeczytanej kiedyś bardzo smutnej historii i tak oto wyszedł spod mojej ręki mój pierwszy wiersz i to jeszcze tak fajnie nagrodzony :) Fajne uczucie.
Nie będę więcej pisała, bo już i tak długo zeszło mi z tym :P Do szybkiego następnego <3
PS. dzięki za aktualizacje swoich @nazw na tt :)