poniedziałek, 9 grudnia 2013

Section 44.

-Ale to wcale nie przeszkadza do podjęcia decyzji.
-No właśnie, Max. Mamy przecież tyle czasu, że i na to go znajdziemy.
-Ale wiecie jak stoi sytuacja.
-No wiemy, ale tak nic nie robiąc nic nie zdziałamy, a tak załatwimy jakąś robotę.
-O czym tak dyskutujecie ? - stanęłam za ladą i przerwałam chłopakom im dyskusję.
-A takie tam pierdoły. O pracy nie będziemy z Tobą rozmawiać. - Seev się uśmiechnął.
-Ale ja się przecież nie wygadam.
-Nie o to chodzi Am. - Tom dojadł resztki z talerza.
-Amelia ?
-Co Jay ?
-A ty wiesz co się dzieje u Nath'a ?
-Yyy tak niezbyt, a co ? - spojrzałam na nich.
-Poprawiło mu się.
-Wybudził się ?
-Nie, jeszcze nie. Jedziemy zaraz do niego. Pojedź z nami. Byłaś tylko raz u niego i to tydzień temu.
-Niezbyt dobrze się tam czuje. - nie mogłam tego trzymać w sobie.
-Co masz na myśli ? - zapytał Max.
-Czuję się, jakby Nathan'owi moja obecność przeszkadzała i jeszcze przekonanie wszystkich, że jak tam będę to Nath się nagle wybudzi.
-Zrozum Karen. Ona chwyta się wszystkiego co tylko może. Chcę żeby jej syn już się wybudził.
-Wiem, Tom. Ale … Próbuję ją zrozumieć, ale jakoś nie mogę się do tego przekonać.
-Może dzisiaj ci się uda ?
-Myślisz ? - Siva pokiwał głową i spojrzał na zegarek. - Jedziemy ?
   Zadał to pytanie chłopkom, ale patrzył na mnie.
-Skoczę tylko po torebkę. - powiedziałam, zdając sobie z tego sprawę, gdy usłyszałam swój głos.
   Weszłam do swojego gabinetu i ubrałam płaszcz, a następnie wzięłam torebkę. Pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam.
-No to jedziemy. - Siva machał już kluczykami w dłoni.
   Mulat jako kierowca musiał siedzieć z przodu, ale kto nie chciał. Mimo ostrej przepychanki, z przodu udało się usiąść Max'owi, a ja wylądowałam z tyłu pośrodku Jay'em, a Tom'em. Lepiej nie mogłam.
-No hej. - usłyszałam szept Loczka w moim prawym uchu.
-Siema. - zapięłam pasy.
-Jay ? Co ty tam robisz ? - momentalnie usłyszeliśmy głos Parkera.
-Nic. - przeciągnął się na ile to było możliwe i zarzucił swoją rękę na oparcie przysuwając się do mnie, zlekceważyłam to.
-Parker. - powiedziałam, a ten aż podskoczył słysząc moje zdeterminowanie w głosie.
-Co Kwiatkowska ? - wydukał tak, że ledwo zrozumiałam, że wypowiedział moje nazwisko.
-Kwiatkowska, baranie. - roześmiałam się poprawiając polską wymowę. 
-Nie chcesz może zmienić nazwiska ? - zapytał Jay, a ja się odwróciłam w jego stronę. - Żeby było nam je łatwiej wypowiadać ? - hipnotyzował błękitem swoich tęczówek.
-Ciekawe na jakie ? - kurde, faktycznie miał zajebiste oczy.
-Możee. - zamyślił się. - McGuiness ? - podniósł brwi do góry.
-Zabawny jesteś, stary. - roześmiałam się mu w twarz i wróciłam do Parkera. - Powracając do tematu. Co spieprzyłeś ?
-Że co proszę ? - spojrzał na mnie z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
-Noo z Kels.
-A ty dalej o tym. - powiedział uniesionym głosem nim zdążyłam dokończyć powiedzieć.
-Nie, ty dalej o tym. - powiedziałam naśladując bulwers w jego głosie. - Tylko masz mi się tu spowiadać. - też podniosłam głos.
-Nie denerwuj go tak. - Jay znowu szeptał mi do ucha.
-Mów ! - rozkazałam olewając kompletnie Jay'a.
-Co mam ci mówić ?!
-Prawdę. - powiedziałam spokojnie, czym Parker obdarzył mnie przyjaznym, ale i smutnym wzrokiem.
-Kels chciała się ustatkować. Wiesz, ślub, dzieci, dom, ogród, pies. Takie tam. Ciągle ją przygasałem i mówiłem, że mamy jeszcze czas. Najwidoczniej mój się skończył. I tyle.
-Żałujesz ?
-Tego, że nie chcę się pakować w zabawę w rodzinę ? - spojrzał na mnie. - Nie, ale tego, że nie porozmawiałem z nią na spokojnie i nie wytłumaczyłem jej o co mi chodzi i pozwoliłem odejść. Tak. Żałuję tego jak cholera, bo bez niej. Nie żyję bez niej.
-Dlaczego nie próbujesz jakoś złagodzić sprawy ?
-Gdy Kelsey się pakowała powiedziała, że nie ma dla nas żadnej szansy, że mam nie próbować.
-Więc nie próbujesz ?
-Mówiła to takim zdecydowanym tonem.
-To nie zmienia faktu, że masz się poddać. Trzeba walczyć do ostatniej kropli krwi.
-Apropo. - Max nam przerwał. - Złapali już Tomka ?
   Odwrócił się do nas i każdy czekał na moją odpowiedź, a mi przypomniała się przedwczorajsza wizyta policjantów. Usłyszałam dzwonek domofonu, pomyślałam, ze to pielęgniarka przyszła sprawdzić co ze mną. Mama gotowała obiad. Gdy podniosłam słuchawkę nie usłyszałam pogodnego głosu mojej pielęgniarki, a niski głos brytyjskiego policjanta. Wpuściłam go do bloku, a gdy usłyszałam pukanie do drzwi moje serce niemal eksplodowało. W progu stało dwóch dryblasów w mundurach. Przedstawili się i weszli do środka. Serce waliło mi jak opętane. Po chwili dołączyła do nas mama. Dowiedziałam się, że rano go widzieli zaczęli pościg, ale gdy byli na moście Tomek wskoczył do rzeki. Mimo poszukiwań nie znaleźli go. Nie wiadomo nawet czy przeżył. Szukali go dobę, ale nic nie znaleźli. Dostałam zakaz wychodzenia, który dzisiaj złamałam.
-Nie. Nie złapali go jeszcze.
-A to dupek.
-Nie mówmy o tym. - przerwałam Max'owi nim ten się rozpędził.
-Już ci nie nie zrobi. - Jay mnie do siebie przygarnął, a ja się wtuliłam w jego tors.
   Po około pięciu minutach zadzwonił mój telefon. Mama.
-Cześć mamo. - powiedziałam po polsku czym przykułam uwagę moich towarzyszy.
-Amelia. - usłyszałam jak głośno wypuściła powietrze.
-Co się stało ?
-Martwiłam się.
-Zostawiłam ci kartkę na lodówce.
-Nie możesz wychodzić z mieszkania. Nie pamiętasz już co mówili ci policjanci ?
-Jestem bezpieczna. Jadę z chłopakami do szpitala, stan Nathana się poprawił, wiesz ?
-Cieszę się, ale nie możesz tak lekceważyć swojego życia. Tomek jest na wolności.
-Albo nie żyje. - przerwałam dość kategorycznie, na co chłopcy znowu na mnie spojrzeli, a Jay dodatkowo zaczął głaskać mnie po plecach, jakby chciał mnie uspokoić.
-Nie masz tej pewności, nie znaleźli jego ciała. Ze szpitala masz wracać prosto do domu, albo sama po ciebie przyjadę.
-Dobrze. Muszę kończyć. Pa. - rozłączyłam się nie chcąc dalej słuchać jej wywodów.
-Co się stało ? - zapytał Max patrząc w lusterko.
-Nic. Nadopiekuńczość mojej mamy daje mi się we znaki. - uśmiechnęłam się próbując jakoś rozluźnić sytuację.
-Wiesz, że się martwi ?
-Wiem, wiem. O tym też nie rozmawiajmy.
   Dalsza droga minęła w ciszy, było słychać jedynie radio, które cicho grało, ale w pewnym momencie Max podgłośnił.
-Z najnowszych informacji wiemy, że stan Nathana Sykesa, najmłodszego członka The wanted, który dwa tygodnie temu został brutalnie pobity, przez nieznanego mężczyznę, poprawił się, lecz chłopak nadal jest w śpiączce, z której jak wiemy może się już nie wybudzić, ale mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Co kryło się za tym śmiercionośnym pobiciem ? Podejrzewamy, że zwykła ludzka zazdrość. Komuś najwidoczniej nie pasowało to, że Nathan był młody, przystojny, sławny i bogaty. Tylko dlaczego ten człowiek nadal jest na wolności ?
-On żyje ! - Max wyłączył radio. -Słyszeliście ? Nathan był. On żyje ! On jest !
-Max uspokój się. - powiedziałam.
-Słyszałaś to ?
-Tak ! Ale ja się nie nakręcam jak głupia ! Ogarnij dupę, bo zaraz wchodzimy do Nathana i nie możesz być taki wzburzony ! - teraz ja krzyczałam. - Przez was kiedyś stracę głos. - powiedziałam już spokojniej, kaszląc.
-Spokojnie. - Jay szepnął, na co się uśmiechnęłam, po chwili Seev zaparkował i wyszliśmy.
   Gdy tylko udało mi się wyjść, dogoniłam Max'a i szybko złapałam go za dłoń, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam, ten tylko objął mnie w tali i lekko przytulił. Nie lubiłam się z nim kłócić. Szpital od mojej ostatniej wizyty się nie zmienił. Wiedzieliśmy gdzie mamy iść, więc nikogo nie pytaliśmy o drogę. Po chwili już jechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Wyszłam i ruszyłam w stronę sali Nath'a.
-Amelia.
-Tak ? - odwróciłam się.
-Przewieźli Nath'a do innej sali. - odezwał się Max.
-Tak ?
-Chodź.
   Ruszyłam za nimi. Głupio mi było, że o tym nie wiedziałam, ale niby skąd miałabym wziąć tą wiedzę ? Faktycznie sala, do której go przenieśli była bardziej przytulna, było znacznie więcej miejsc, na których można było usiąść i siedzieć przy chłopaku. Na jedno z takich miejsc zostałam wepchnięta.
-Może tak delikatniej, co ? - nie wiem czemu, szepnęłam.
-Dlaczego szepczesz ? - odpowiedział tym samym Jay.
-Nie wiem. - powiedziałam troszkę głośniej.
-Nie ma co się cackać. - powiedział normalnym głosem Max. - Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę na kawę.
-Nie mogłeś się napić jak byliśmy w kawiarni ? - zapytałam znużona.
-Nie mogłem. - powiedział dwuznacznie. - Kto idzie ze mną ?
-Ja. - Parker wstał i razem wyszli.
-Nie ma Karen ? - zapytałam.
-Najwidoczniej nie. Pewnie pojawi się zaraz zza rogu. - odezwał się Jay.
-Albo Jess. - dodał Siva i wyjął dzwoniący telefon z kieszeni. - To Nareesha, wybaczcie na moment. - i wyszedł.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego tak śmiesznie tańczysz ? - zapytałam widząc kocie ruchy Jay'a.
-Siku mi się chce.
-To nie łaska skoczyć do toalety i mieć to z głowy ?
-No, ale sama zostaniesz.
-Wolę zostać sama niż później się za ciebie wstydzić, że zlałeś się w portki.
-Czyli mogę iść ?
-Tak, mamusia ci pozwala.
-To lecę. - i wyleciał jak z procy.
   Zostałam sama. Spojrzałam na jego twarz, polepszyło mu się. Było od razu widać różnice. Nabrał kolorków, jakby się uśmiechał. Miał maskę na twarzy, przynajmniej lekarze wyjęli mu tę dziwną rurkę z gardła. Jego dłoń tak bezwładnie leżała na błękicie szpitalnej pościeli. Ciekawe jakie są jego dłonie w dotyku. Czy teraz są gładkie i zimne, a może przeciwnie ? Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. Złapałam go za dłoń. Była ani ciepła, ani zimna. Delikatna, jak dziecka. Poczułam łzy w oczach.
-Nathan tak bardzo cię przepraszam. - łzy pociekły po policzku. - Nie powinieneś tu leżeć. Stanąłeś w mojej obronie, dziękuje ci za to, dzięki Tobie żyję, ale jakim kosztem. - rozbeczałam się na dobre. - Przepraszam, że do ciebie nie przychodziłam, ale pewnie teraz mnie nienawidzisz i wcale bym się nie zdziwiła jakby tak było. Tak bardzo chcę cofnąć czas. Tak bardzo chcę zobaczyć cię uśmiechniętego, pełnego życia i szczęścia. Chcę poznać twoją rodzinę na nowo w innych okolicznościach, nie na szpitalnym korytarzu. - zawiesiłam głos, zbierając myśli. - Tak bardzo za Tobą tęsknie. - wychlipałam szeptem i mocniej ścisnęłam jego dłoń.
   Czułam jakbym trzymała komuś życie. Czułam się za to odpowiedzialna. Bałam się, że jak poluzuje uścisk, to jego życie i szczęście, plany na przyszłość przelecą mi przez palce. Wycierając drugą, wolną dłonią łzy z policzka doprowadzając się do porządku, poczułam drgnięcie palca Nathan'a. Wstrzymałam powietrze i zastygłam w bezruchu, wydawało mi się, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, wbiłam wzrok w jego dłoń czekając na coś więcej. Gdy już myślałam, że zwariowałam, zobaczyłam i poczułam jak jego dłoń delikatnie oplotła moją. Łzy na nowo mi poleciały. Szybko wcisnęłam guzik obok łóżka, który miał zawiadomić pielęgniarkę i nie wypuszczając jego dłoni odwróciłam się w stronę otwartych drzwi i krzyknęłam.
-Lekarza ! - po chwili dodałam ciszej. - Nathan ?
   Zobaczyłam drgnięcie jego powiek, które po chwili, która dla mnie trwała wieczność, podniosły się ociężale, ale szybko zamknęły. To pewnie przez to światło.
-Nathan ? - powtórzyłam pytanie.
   Jego wolna dłoń powędrowała do maski, którą delikatnie zdjął, a ta którą trzymałam mocniej się zacisnęła.
-Dobrze, że jesteś cała i zdrowa Am. - szepnął głosem, którego nigdy nie podejrzewałabym o jego.

   Nogi momentalnie się pode mną ugięły. Później pamiętam już tylko pielęgniarkę, która wstrzyknęła mi coś w żyły i kazała usiąść na krześle przed salą i masę pytań od chłopaków, którzy już zdążyli wrócić. Byłam w takim szoku, że nie rozumiałam nic co do mnie było mówione. Dopiero po pewnym czasie, gdy lek zaczął mnie ocucać i doprowadzać do porządku i zdolnego, własnego myślenia, opowiedziałam im o tym co się stało.



Hej ! Jak ja nie ciepie poniedziałków, szczególnie tego, który doprowadza mnie do skrajnych emocji. Szkoła, szkołą, bo tam zawsze jest pod górkę i wgl, ale to czego dowiedziałam się dosłownie parę chwil temu, mnie rozwaliło. 
#StayStrongMax - prawdopodobnie umarł dziadek Max'a i ten wrócił do rodzinnego domu spędzając ten czas z rodziną, a doskonale wiemy jak nasz George był blisko ze swoim dziadkiem, więc jeżeli to prawda, a tego nie jestem pewna, to cholernie mu współczuje.


Pozytywnym aspektem tego dnia jest informacja o zaręczynach naszej Siveeshy. Nareszcie ! Szczęścia im życzę i wspaniałego wesela.


PS. Jeżeli masz czas, chęci i ogólnie dobry dzień to zajrzyj tutaj.


4 komentarze:

  1. Nathan is coming back!!!
    O rany, nawet nie wiesz, jaka obecnie na mojej mordeczce pojawiła się minka, gdy to przeczytałam... dokładnie! Banan!!!
    O rany, jak to dobrze, że się obudził :)
    I te słowa, które do niej powiedział... Boże, jak słodko!
    Na początku myślałam, że bohaterkę znowu połączysz z Maxem, ale teraz... pomieszałaś mi z w głowie. Nie lubię Cię za to :(

    OdpowiedzUsuń
  2. "I'm back" w końcu <3
    Tyle czekać i doznać cudu w jednej chwili <3 taki szok ...
    Czy przypadkiem Jay nie zagrywa do Am..? Hehehe
    #StayStrongMax
    #ProudOfSiveesha
    xx

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany rany rany!
    Aska ! Przez Ciebie mam lzy w oczach :(
    Alez sie wzruszylam... Serio az nie jestem w stanie napisac niczego konstruktywnego... Jestem pod mega wrazeniem tego rozdzialu i ciesze sie cholernie, ze Nath sie jednak wybudzil!!:))
    I smutno mi z powodu Maxa... Tego prawdziwego. Wspolczuje mu strasznie i lacze sie z nim w bolu :(
    A Sivie i Nareeshy gratuuuuluje przeogromnie! :)
    Czekam na kolejny, Kochanie jak zwykle niecierpliwie i wybacz za moj malo konkretny komentarz, ale to Twoja wina! ;p
    Sciskam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. taaaaaaak! wybudził sie! ;p
    dzięki Am, dobrze ze do niego przyszła :p

    OdpowiedzUsuń