czwartek, 5 grudnia 2013

Section 43.

   Rano zabraliśmy się wszyscy do taksówki i odwiozłyśmy tatę na lotnisko. Później wróciłyśmy i mama zrobiła mi śniadanie.
-O której idziesz do szpitala ? - zapytała szykując kanapki.
-Po śniadaniu.
-Ale chyba nie pójdziesz tak ? - spojrzała na mój strój.
-Co nie pasuje ci w leginsach i tej koszulce ?
-W tym to możesz sprzątać w domu, ale nie odwiedzać przyjaciela w szpitalu. Przecież zrobiłam ci pranie. Masz mnóstwo ciuchów, w ogóle dziwię się skąd tyle tego masz i jak ci się to mieści w szafie.
-Mam jeszcze komodę i parę innych szafek, w których mam ubrania. - uśmiechnęłam się.
-Wydaje mi się, że musisz zrobić porządki w swoich szafach i wyrzucić ubrania, których nie potrzebujesz.
-Sugerujesz, że mam wyrzucić tę koszulkę ? - spojrzałam na biały T-shirt z kolorową aplikacją.
-Po co zajmować miejsce starymi rzeczami, skoro można je zapełnić nowymi ?
-Zakupy ?
-Ledwo ze szpitala wyszła, a już ma mroczne myśli.
-Jakie tam mroczne ? - dostałam talerz z kanapkami.
-W twoim stanie to za duży wysiłek, a teraz nie marudź tylko jedź. Dużo schudłaś, więc musisz teraz wrócić do poprzedniej wagi.
-A ty jesz ?
-Tak, zaraz. - i wyszła, a ja zajęłam się jedzeniem, po około 10 minutach wróciła.
-Gdzie byłaś ? - zapytałam.
-Zadzwoniłam do domu i uprzedziłam dzieciarnie, że tato dzisiaj wraca.
-Mówiłam im to wczoraj.
-A ja im tylko w subtelny sposób przekazałam, że mają doprowadzić dom do porządku, póki tato siedzi w samolocie.
-Sprytne.
-Doskonale wiesz jak potrafi nabrudzić Ol, a Nicola bez żadnego nadzoru to i nawet bombę atomową zmontuje w piwnicy.
-No racja. - odłożyłam talerz do zlewu. - To smacznego.
   I wyszłam. Zastanawiałam się w co mam się ubrać, żeby był to odpowiedni strój do szpitala, skoro ten nie odpowiadał mamie. Po paru minutach już przebrana zbierałam włosy na czubku głowy w koka.



   Wychodząc spojrzałam na bandaż, wydawał mi się taki … na miejscu ? Czyżbym zżyła się z nim ? Zaśmiałam się i wyszłam.
-A Tobie co tak do śmiechu ? - na korytarzu stała mama i ubierała kozaki.
-A nic. Jedziemy ?
-No przydałoby się.
   Po 20 minutach przekroczyłyśmy próg szpitala. Od razu przeszliśmy do odpowiedniego skrzydła i windą wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Przed salą nikogo nie było, ale podejrzewałam, że ktoś już jest w środku, nie myliłam się.
-Wiesz, Am. Ja może pojadę zrobić jakieś zakupy, a ty tu sobie siedź. Tylko nie zapomnij zgłosić się do pielęgniarki na zmianę opatrunku, skoro już tu jesteśmy.
-Dobrze, a dasz sobie radę ?
-Może nie mówię tak dobrze jak ty po angielsku, ale sobie poradzę.
   Mama wyszła, a ja podeszłam bliżej rozsuwanych drzwi, w środku na krześle wisiał przewieszony płaszcz, ale nikt nie siedział przy łóżku. Faktycznie parę aparatur zniknęło z sali, przez co widoki nie były aż tak przeraźliwe. Nawet Nathan wyglądał jakoś lepiej, ale to było zapewne spowodowane przez moją bujną wyobraźnię.
-Amelia ! - usłyszałam za sobą i się odwróciłam, Karen uśmiechnięta szła w moim kierunku.
-Dzień dobry.
-Miałaś rację. Stan mojego syna się polepszył po twojej wizycie. - kobieta promieniała.
-Słyszałam. - uśmiechnęłam się niemrawo.
-Nie cieszysz się ?
-Cieszę się, ale wszyscy mówią, że to dzięki mnie jego stan się polepszył. - odwróciłam się, żeby móc patrzeć na Nath'a. - A przecież to nie jest możliwe, nie jestem jakąś wróżką, czy czymś w tym stylu.
-Ale jego stan jednoznacznie polepszył się po twojej wizycie. Wejdź. - nie dała mi możliwości zdecydowania, gdyż wepchała mnie do sali.
-Nie powinnam.
-Powinnaś, powinnaś. Siadaj. - podsunęła mi krzesło, na które z niechęcią usiadłam.
   Czułam się bardzo źle w tej sali. Jakby moja obecność była tu niechciana. Czułam się jak obca osoba. Nathan pewnie nie chciałby żebym tu siedziała, a jednak tu jestem.
-A gdzie Jess ? - zapytałam przypominając sobie o młodszej siostrze Sykesa.
-W hotelu. Śpi. Nie chciałam jej budzić. Powinna się wyspać, ale zostawiłam jej kartkę, żeby tu przyjechała. - kobiecie uśmiech nie schodził z twarzy.
   Ciągle wpatrywałam się w twarz chłopaka. Schudł. Tak jak ja. Jego obojętny wyraz twarzy, aż mieszał w moich uczuciach. Z jednej strony czułam się jak natręt, a z drugiej chciałam tu zostać. Nie mogłam. Nie po tym co zrobiłam.
-Muszę iść na zmianę opatrunku. - powiedziałam wstając.
-No tak, zapomniałam. A jak tam się czujesz ?
-Dobrze, ale muszę codziennie zmieniać opatrunek.
-I będziesz musiała tu codziennie przychodzić ? - jej radość była aż ponadto wszystko.
-Nie, miała do mnie przychodzić codziennie pielęgniarka, ale jak dowiedziałam się, że stan Nath'a się polepszył to postanowiłam wpaść i zobaczyć co u niego. Do widzenia.
-Do zobaczenia.
   To było dziwne, że wszyscy myśleli, że moja obecność sprawi, że chłopak się wybudzi, przecież to niedorzeczne, a jednak ta kobieta jakby narzucała mi to, żebym tu codziennie przychodziła i siedziała godzinami. Nie po tym jaki los mu zgotowałam. Zgłosiłam się do przydzielonej mi pielęgniarki, która zmieniła mi opatrunek. Po chwili już wychodziłam z gabinetu wpadając na Nareeshę.
-Am. - dziewczyna mnie rozpoznała.
-Cześć. - uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek.
-Jak się czujesz ?
-Dobrze. Właśnie zmieniali mi opatrunek. A gdzie Seev ?
-Tak bardzo chciał zobaczyć Nathan'a, że zostawił mnie w tyle, a teraz czekam na windę. Byłaś u niego ? Słyszałaś, że mu się polepszyło ?
-Tak, właśnie po to tu przyszłam.
-A myślałam, że po zmianę opatrunku.
-To przy okazji.
-Idziesz już ?
-Tak, mama na mnie czeka.
-A no tak. Jak ona się trzyma ?
-Lepiej. Tato właśnie dzisiaj wrócił do Polski.
-Dajecie sobie radę ?
-Tak.
-Bo wiesz, jakbyście coś potrzebowały to dzwoń śmiało.
-Zapamiętam, a teraz muszę już lecieć. - buziak i już dzwoniłam do mamy z pytaniem gdzie jest.

   Po zakupach mama zrobiła nam obiad, a później całe popołudnie leniuchowałyśmy przed telewizorem. Rozmawiałyśmy też z dzieciarnią przez skype i dowiedzieliśmy się, że samolot taty miał dość spore opóźnienie, ale już doleciał. Parę kolejnych dni wyglądały niemal podobnie to tego. Rano szłam z mamą na zakupy i czasem odwiedzałam szpital, ale nie odważyłam się pójść do Nathan'a. Zachowanie tej kobiety nie zachęciło mnie do odwiedzania chłopaka. Była namolna, a to mi się nie podobało i dodatkowo atmosfera jaka panowała w tej sali. Pod koniec tego tygodnia zdjęli mi szwy, a ja mogłam już zobaczyć efekty operacji. Nie było to zbyt piękne, ale mówili, że skóra szybko się zregeneruje i dojdzie do swojego poprzedniego stanu, również koloru. Nie przejmowałam się tym zbytnio, tym bardziej, że mieliśmy teraz okres zimowy i chodzenie w bikini było nie na miejscu. Coraz częściej zaczęłam odwiedzać kawiarnię i moich pracowników. Mimo braku reklamy jakoś funkcjonowaliśmy, a nasze biznesowe koło podtrzymywało The wanted, które spędzało tam większość swojego wolnego czasu. Właśnie od nich dowiedziałam się, że Nathan wychodzi na prostą.


Hej ! Przepraszam, że taki krótki, ale chciałam dodać rozdział dzisiaj, więc dodaje to co mam. Tak bardzo chcecie uzdrowienia Nath'a, że zaczynam myśleć o czymś zupełnie innym niż to co wcześniej wymyśliłam :P Miłego piątku i jeszcze fajniejszego weekendu <3

6 komentarzy:

  1. Rozpłynęłam się końcówką <3
    Ale fajnie ,że wszystko zaczyna się układać
    Kawiarnia daję radę,Nath czuję się lepiej co prawda się nie wybudził ale wychodzi już na prostą :)
    Ciekawa jestem co w nn więc pisz szybko kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nie nie!!!
    Dlaczego go nie chcesz uzdrowić? Przecież chłopak nic nie zawinił :(
    No, może w życiu realnym tak, ale w twoim opowiadaniu zachował się jak bohater, a ty nam go nie chcesz zwrócić ;(
    Nie lubię Cię za to :P

    Życzę weny kochana i jak najwięcej pomysłów na jego cudowne przebudzenie... nie wiem dlaczego, ale po napisaniu tego zdania, od razu do głowy przyszła mi myśl Maxa, dającego Nathanowi buziaka w policzek, a ten nagle BAM! Wraca do nas ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaaaa aż jestem ciekawa, co wykombinowałaś, ale chyba boję się rozważać :P
    Bo nie zabrzmiało to zbyt pozytywnie... :P
    Ale co do rozdziału - Nie dziwię się Am, że źle się czuję odwiedzając Nathana w towarzystwie Karen, która jesteś 'namolna' jak to nazwała. Z jednej strony, nie ma się co dziwić - łapie się wszystkiego, co możliwe, żeby jej syn się wybudził. Ale z drugiej Am ma duże wyrzuty sumienia, że NIBY przez nią Nath jest w szpitalu, a Karen swoim zachowaniem nie ułatwia jej oswojenia się z tą całą sytuacją...

    Ale co najważniejsze - Sykes czuje się lepiej i to mnie ogromnie cieszy, bo jestem mało odporna na cierpienie innych :P
    No cóż, w każdym razię życzę Ci świetnego weekendu, oby Cię nie zasypał śnieg i takie tam ;D
    Wena niech będzie z Tobą wciąż i do następnego! :) :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajnie :) chce wiedziec co zaplanowalas :) czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. cześć ;) !
    nie bylo mnie przez moment ale juz wrocilam :) !

    i jak zwykle jestem bardzo zadowolona po przeczytaniu Twojego rozdzialu. Tak lekko to jest napisane ze az nadto przyjemnie sie czyta ;).
    mega sie ciesze ze z Am juz wszystko najbardziej w porzadku. i nawet jaki spoko kontakt ma z mamą- az nie moge sie nadziwic ze sie nawrocila i pokazuje ludzka strone ;) ! ale to bardzo dobrze !
    tylko jeszcze Nathanowska kwestia mnie martwi ! - az boje sie co tam wymyslilas i jaki los dla niego zgotowalas xd.
    ale wiem, ze co bys nie wymyslila to bedzie swietne ! ;*

    sciskam i całuję <3

    do nastepnego ;*

    OdpowiedzUsuń