piątek, 20 grudnia 2013

Section 47.

   Tylko przekroczyłam próg, a już słyszałam rozżalenie mamy.
-Matko Boska ! Ile można siedzieć w szpitalu ? - weszła na korytarz.
-Mówiłam ci, że Nathan się wybudził. - sucho odparłam zdejmując buty.
-No ja rozumiem, ale żeby na trzy godziny znikać z domu i to jeszcze nic mi nie mówiąc. Dziecko czy ty wiesz, że w taki sposób narażasz swoje życie ?
-Taa. Bo mam siedzieć cały dzień w czterech ścianach i się upośledzać. - odwiesiłam płaszcz.
-Policjanci chyba jasno się wyrazili, prawda ? Masz nigdzie nie wychodzić, a tym bardziej sama.
-No dobrze ! Poszłam i wróciłam. Jestem cała i zdrowa. Nie miej do mnie pretensji. - minęłam ją.
-Co się z Tobą znowu dzieje ?!
-Nie krzycz na mnie to po pierwsze, a po drugie nic się ze mną nie dzieję.
-Jak nic się nie dzieję ? Krzyczysz na mnie, masz cierpki ton głosu. Może trochę szacunku do matki ?
-Znowu ? - nastawiłam wodę.
-Nie lekceważ mnie tak ! - wyszłam z kuchni i weszłam do salonu.
-Co to tu robi ? - zapytałam na widok prawie zapakowanej walizki na podłodze.
-O tym chciałam z Tobą porozmawiać, ale wróciłaś dopiero teraz. Wylatujemy wcześniej. - mama weszła do salonu.
-My ?
-No tak. Nie możesz być sama.
-Dlaczego teraz ? Miałyśmy wracać do Polski dopiero za tydzień.
-Ale muszę wcześniej wrócić, bo tato ma delegacje.
-Delegacje ? - spojrzałam na nią jak na głupka.
-Doskonale znasz sytuację.
-Szef ojca zawsze zachowuje się jak dupek. Nie ma kogo wysłać, bo wszyscy na urlopach to wysyła ojca na drugi koniec Polski. Może mi powiesz, że nie wróci na święta ?
-Nie wiem. W każdym bądź razie nie ma nikogo kto został by z dzieciakami. Trzeba wrócić.
-Wytłumacz mi jak to jest, że ty od miesiąca masz urlop, a ojciec zapieprza jak wół ?
-Nie mam czasu. Twoje rzeczy już zaczęłam pakować, idź dokończ.
-Co ?! Spakowałaś mnie ?!
-Nie mamy czasu. Jutro przed obiadem mamy wylot.
-Jutro ?! - patrzyłam na nią jak na przygłupa.
-Co tak na mnie patrzysz jakbyś ducha zobaczyła ?
-Ja nigdzie nie lecę !
-Lecisz. Ze mną. Do Polski. Czy ci się to podoba czy nie.
-Mamo ! Nathan się wybudził. - najwidoczniej to do niej nie docierało.
-Mówiłaś. Świetnie. Karen z pewnością się cieszy. - ta dalej pakowała swoje rzeczy.
-Nie ruszam się stąd.
-Kosmetyki już spakowałam i masz kosmetyczki na łóżku.
   To co niej mówiłam wcale do niej nie docierało. Spojrzałam na nią, w amoku chowała swoje ubrania do walizki. Nie mogłam liczyć na żadną konwersację. Zrezygnowana i wkurzona weszłam do pokoju, obowiązkowo trzaskając za sobą drzwiami. Faktycznie na łóżku miałam już spakowaną walizkę, a obok jeszcze torbę podróżną. Szybko odsunęłam zamki i zaczęłam wszystko wkładać z powrotem do szafy, a kosmetyki zaniosłam do łazienki. Włączyłam laptopa i próbowałam się jakoś uspokoić. Miałam jeszcze gorszy mętlik w głowie niż rano. Sama sprawa z Nathan'em była ciężka, a teraz jeszcze matka dowaliła mi szybszym wyjazdem. Musiałam się jakoś skupić. Wyjęłam fajkę i stanęłam przy otwartym na oścież oknem. Miałam gdzieś, że był mróz i było mi zimno. Musiałam w jakiś sposób pozbyć się tego wszystkiego z mojej głowy. Wypaliłam jednego i zapaliłam kolejnego. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Olałam to, ale gdy ktoś uparcie nie chciał się rozłączyć podeszłam i nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
-Cześć.
-Max ? - zapytałam.
-No tak. Nie spojrzałaś na wyświetlacz ?
-Tak jakoś.
-Dlaczego jesteś zła ?
-Bo nie lubię jak ktoś decyduje za mnie i stawia mnie w takiej sytuacji, że decyzja jest podjęta, a ja mam się do tego uporządkować.
-Kto ci zawinił ?
-Mama.
-Nie chcę być w jej skórze.
-I tu się z Tobą zgodzę.
-Chciałem z Tobą pogadać.
-Przecież gadamy.
-No tak. - zaśmiał się. - Jak tam u Nath'a ?
-Eeee … dobrze, nie ?
-Tylko tyle masz do powiedzenia ? Wybudził się, jest z nami.
-Cieszę się, naprawdę. - mój ton głosu najwidoczniej go nie przekonał.
-Dobrze się czujesz ?
-Co ? - zapytałam zbita z tropu ?
-No, bo. Jay do mnie wpadł i taki jakiś dziwny był. Wiem, że razem wracaliście, to może ty wiesz coś więcej.
-Był ?
-Noo, teraz już się wyluzował, ale totalnie był nieobecny.
-Mógłbyś go ode mnie przeprosić ?
-Co ?
-Albo lepiej nie. Sama to zrobię przy najbliżej okazji.
-Jutro się spotkacie i sobie wyjaśnicie to co między wami się wydarzyło, bo mi to chyba nie powiesz o co chodzi, co ?
-Nie mam na to siły. Ten dzień mógłby się już skończyć.
-Mamy teraz porę lunchu. Jeszcze wiele przed nami. - zaśmiał się.
-Chciałabym zapadać w sen zimowy i wybudzać się dopiero w wiosnę.
-Może ty faktycznie idź już spać ?
-Chyba to zrobię.
   Po rozmowie zamknęłam okno, bo pokój już się wychłodził. Wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżku. Z początku próbowałam znaleźć jakieś racjonalne odpowiedzi na moje pytania, które uporczywie gnębiły mi się w głowie, ale spasowałam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dobrze po 17. Zdziwiłam się, że tak długo spałam. Przeciągnęłam się leniwie i wyszłam z łóżka. Przydałoby się coś zjeść. Poszłam do kuchni, w której mama robiła sobie kawę.
-Musisz zrozumieć, że musimy wracać, więc radzę ci spakować raz jeszcze walizkę. - powiedziała i nie racząc na mnie spojrzeć przeszła obok mnie.
   Zostałam sama w kuchni. Na kuchni nie stały żadne garnki, a w lodówce też nie było żadnego obiadu. Sama postanowiłam sobie coś zrobić. Zabrałam się za gotowanie i rozmyślałam. Ta moja drzemka wcale nie była zła. Będę musiała podziękować Max'owi za dobre rady. Czyli po obiedzie mam do załatwienia dwie sprawy, z tym, że obie łączą się z koniecznością wyjścia z mieszkania. Przecież nie jestem w domowym areszcie. Zamówię taksówkę i dam sobie jakoś radę. Najwyżej mamie dojdzie parę siwych włosów. Szybko zjadłam i poszłam do pokoju, otworzyłam szafę i skompletowałam jakiś strój. 



   Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zadzwoniłam po taksówkę. Wyszłam na korytarz ubrać kurtkę i szalik.
-Gdzieś się wybierasz ? - usłyszałam dobrze znany mi głos, ale nie odwróciłam się do niej.
-Mam parę spraw do załatwienia. Jadę taksówką. - i wyszłam.
   Nie miałam teraz czasu na rozmyślania w tej sprawie. Nie mogę wylecieć i już. Taksówka już czekała pod kamienicą.
-Do szpitala św. Tomasza, proszę. - powiedziałam.
   Po 15 minutach byłam już na miejscu. Na korytarzu nie spotkałam nikogo znajomego, w sali również ziało pustakami. Mam tylko nadzieję, że nikt zaraz nie wyleci zza zakrętu. Nie chcę widowni.
-Można. - zapukałam, a Nathan odwrócił się w moim kierunku.
-Pewnie. - znowu ten jego uśmiech.
-Wyglądasz jakby wycinali się wyrostek, a nie walczyli o twoje życie. - rzuciłam prosto z mostu i zdjęłam kurtkę.
-Tak się też czuję. - znowu uśmiech.
-Gdzie cała załoga ?
-Mama z Jess wróciły do hotelu. Dlaczego wyszłaś ?
-Miałam taką potrzebę, więc wyszłam. - nawet nie starałam się być miła.
-Znowu to robisz. Coś się zmieniło.
-Byłeś w śpiączce tydzień. Wiele rzeczy mogło się zmienić.
-Słyszałem, że go nie złapali.
-Bo go nie złapali.
-A chcesz, żeby go złapali ?
-No raczej.
-Pytam, bo nie wiem. Z mojego punktu widzenia wydaje mi się, że wcale tego nie chcesz.
-Mylisz się.
-Nie sądzę.
-To twój problem. Szpikują cię lekami ?
-Owszem, ale ty powinnaś coś o tym wiedzieć.
-Racja. Głupie pytanie.
-Dlaczego tak łatwo to skreśliłaś ?
-Ja coś skreśliłam ?
-Tak.
-Co ?
-Nas.
   Głośno westchnęłam.
-Nie o to chodzi. - podparłam głowę na rękach.
-Czyli jednak coś jest na rzeczy.
-Miałam tu zostań jak najdłużej się da, ale moja mama musi już wracać do Polski i jutro mamy samolot.
-Wy macie ?
-Tak. My. - spojrzałam na niego. - My, bo przecież ja nie mogę wychodzić teraz z mieszkania, a co dopiero zostać sama, bez nikogo obok.
-To co w takim razie tu robisz ?
-Nie będę całe dnie siedziała w domu, z mamą.
-Od kiedy masz ten areszt domowy ?
-Od paru dni.
-I pewnie się do niego do przystosowujesz ?
-Nie.
-I to denerwuje twoją mamę ?
-Bingo.
-A ty lubisz ją denerwować. - lekki uśmiech.
-Faktycznie coś w tym jest. Stare przyzwyczajenia. - sama się uśmiechnęłam.
-Czyli po prostu wyładowujesz na mnie swoje rozgoryczenie ?
-Niestety, ale jesteś moją ofiarą.
-Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj ?
-Muszę pójść do Jay'a i go przeprosić.
-Oho !
-Trochę cię pokłóciliśmy jak wyszłam od ciebie.
-Trochę ?
-Nooo tak bardziej. Daliśmy niezłą szopkę przechodniom.
-No to będziecie na rozkładówkach gazet. - roześmiał się.
-Ty będziesz.
-Jeszcze nic nie wyciekło do prasy.
-Trzymasz ich w niepewności.
-Dopiero dzisiaj się wybudziłem. Czekamy na ciąg dalszy.
-A jak myślisz, że będzie on wyglądał ?
-Oby dobrze, chociaż sam nie wiem.
-Wypuszczą cię na świąt do domu ?
-Mama się pewnie o to postara. - roześmiał się.
-Zawzięta bestia.
-Mówiła o Tobie i to w jakiś superlatywach. Polubiła cię. Jess powiedziała, że byłaś dla nich ogromnym wsparciem i jedyną nadzieją.
-Nie powinny były tak mówić. - spojrzałam na swoje buty.
-Coś w tym jednak musi być, skoro tak mówiły. Będę musiał ci jakoś za to podziękować.
-Za co ?
-Za te wsparcie, które im dałaś.
-Ale ja im nic nie dałam. Totalnie nic, nawet powiedziałabym, że je olewałam.
-Sama musiałaś się oswoić z sytuacją.
-To z pewnością też.
   W szpitalu posiedziałam jeszcze pół godziny, a później zamówiłam taksówkę i pojechałam załatwić kolejną sprawę. Po 2o minutach, gdyż były korki dotarłam na miejsce. Zapukałam do drzwi i po chwili je otworzył.
-Amelia ? - spojrzał na mnie zdziwiony.
-Przeszkadzam ?
-Nie, wejdź. - weszłam do środka. - Ale zdejmuj kurtkę i wchodź głębiej. Zjesz może coś ? Właśnie robię sobie kanapki.
-A z chęcią.
-Herbaty ?
-Poproszę. - odwiesiłam kurtkę i weszłam do mieszkania.
-Fajnie, że wpadłaś.
-Ładne mieszkanie.
-O no tak, bo ty pierwszy raz u mnie. - uśmiechnął się.
-No tak wyszło.
-Jakaś specjalna okazja, że wpadłaś ? - znowu na mnie spojrzał w przerwie w krojeniu ogórka.
-Można to tak nazwać. Wracam właśnie od Nathna. - tym razem odłożył nóż i wyprostował się. - Gadałam z nim, cieszy się, że po Nowym Roku wróci do pracy.
-No z pewnością po Sylwestrze wróci tylko nie wiemy kiedy dokładnie.
-Myślisz, że wypuszczą go do świąt ?
-Nie widzę przeciwwskazań.
-No właśnie ! - przerwałam mu. - Jego stan zdrowia jest aż za dobry.
-I chyba już wiem dlaczego rano wyszłaś z sali.
-Wiesz ? - spojrzałam na niego.
-Boisz się o niego. Boisz się, że to jak się teraz czuje to cisza przed burzą, że może mu się wydarzyć coś okropniejszego.
-Dokładnie, ale ty odważyłeś się wypowiedzieć to na głos.
-Też zaniepokoił mnie jego stan, ale tak bardzo cieszę się, że jest już z nami, że próbuje o tym nie myśleć i dobrze mi to wychodzi. - wrócił do kanapek.
-Też bym tak chciała. Przepraszam za tę wymianę zdań przed szpitalem. Max do mnie dzwonił i mówił, że byłeś nieobecny i smutny. Przepraszam. Nie powinnam wzbudzać w Tobie takich emocji.
-No wiesz, z kamienia nie jestem.
-Nie to co ja. - dodałam ciszej.
-Ty też nie jesteś. - nie liczyłam na to, że usłyszy, a jednak.
   Jay postawił na stoliku talerz z kanapkami, a po chwili dwa, parujące kubki. Na końcu sam usiadł naprzeciwko mnie.
-Ale nie tylko to cię męczy. O co chodzi ? - wziął jedną kanapkę, a ja wsypałam cukier do kubka.
-Aaa szkoda gadać.
-Nie wywiniesz się. Mów.
-Parę dni temu miałam gości w postaci dwójki policjantów, którzy kazali mi nie wychodzić z domu dopóki nie dadzą mi pozwolenia, ale oczywiście olałam to. Mama się wścieka i nie rozumie, że mnie męczy bezsensowne siedzenie w domu. Dodatkowo miałam tę całą rozmowę z nią. Jutro przed obiadem mamy lot do Polski.
-Co ?! - o mały włos nie zapluł się kanapką.
-Ojciec wyjechał w jakąś delegację i pewnie nie będzie go na święta, więc mama musi wracać wcześniej, a że nie mogę wychodzić sama z domu to muszę lecieć z nią. Nawet mnie spakowała, ale ja się rozpakowałam. I taka napięta atmosfera jest teraz między nami. Ogólnie pokłóciłam się z nią, wydarłam się, że nigdzie nie wyjeżdżam, ale ona myśli, że jak ona zadecydowała to koniec i kropka, a tu Gucio ! Bo. Ja. Nigdzie. Się. Nie. Ruszam.
-A wracasz do Polski na święta ?
-Nawet mi się nie chce. I tak widziałam się z rodzicami, z mamą to nawet za długo, a dzieciarnia to dzieciarnia i tyle.
-A jakby ktoś z Tobą został tu na miejscu to twoja mama mogłaby polecieć sama ?
-Myślę, że jakby była osoba, której ona ufa to pewnie by mnie tu zostawiła.
-W takim razie na ten tydzień wprowadzasz się do mnie. - Jay powiedział to tak spokojnie, że aż zakrztusiłam się herbatą.
-Co ? - zrobiłam oczy jak pięć złoty.
-To co słyszałaś. Po kolacji jedziemy do twojej mamy i wcielamy nasz plan w życie.
-Ale, że tak o ?
-Tak o.
-Aha. - nie dowierzałam.
-Masz taką minę, że chce mi się śmiać.
-Nie przeszkadzaj sobie. - uśmiechnęłam się.
-To co po kolacji robimy tour po mieszkaniu ? Musisz w końcu wiedzieć w jakich warunkach będziesz mieszkała przez następny tydzień.
-Nie będę tu mieszkała.
-Jak nie ?
-Tak powiemy mojej mamie, ale ja zostanę u siebie.
-Nie ma mowy !
-Dlaczego ?
-Bo Tomek jest na wolności, a jak cię odwiedzi to co ?
-To go nie wpuszczę.
-Nie ma tak łatwo.
   Westchnęłam. Po małej trasie po mieszkaniu Jay'a, które było baaaardzo w moim stylu pojechaliśmy do mamy przekazać jej wieści.
-Młoda damo, kombinujesz jak możesz, ale nawet ci to wychodzi. - powiedziała mama po usłyszeniu od nas naszego pomysłu.
-Czyli zgadza się Pani ? - zapytał Jay.
-Tak, pod warunkiem, że obiecasz mi, że będziesz ją pilnować jak tylko potrafisz.
-Oczywiście. Tylko tak. - Jay się zaśmiał.
   I w ten oto sposób musiałam spakować swoje rzeczy, ale przynajmniej nie groził mi wywóz do Polski. Poszłam z Jay'em do siebie i zaczęłam się pakować. Mogłam to zrobić jutro, ale chłopak się uparł, że dzisiaj.
-Widzisz. To całe podlizywanie się twojej mamie się przydało. - dumnie usiadł na łóżku.
-To taki miałeś plan ?
-Dopięty na ostatni guzik. - dostał ode mnie bluzką, którą wyjęłam z szafy. - Bardzo ładna, możesz wziąć.
-Doprawdy ? Pozwalasz mi ?

   Po spakowaniu się Jay zabrał moją torbę i pojechał do siebie. Jutro miał zawieść nas na lotnisko, później mieliśmy pojechać do Nath'a i na obiad do niego. Szykował się spokojny tydzień wypoczynku przed świętami.


Ello ! Wow ! o.O Ponad 10 tys. wyświetleń. Dziękuje za takie gromkie zainteresowanie <3 Jak tam ostatni dzień w szkole przed świętami ? Mój dzień był wspaniały i jeszcze ta nasza Wigilia klasowa xD Ostatnia wspólna, więc nie mogło być nudno. Do kiedy macie wolne ? Jesteście tymi szczęściarzami, którzy wracają do szkoły dopiero po święcie trzech króli ? Bo ja nie :( Jaki jest sens pójścia do szkoły na dwa dni i znowu wolne kolejne trzy.  <?!> Do poniedziałku <3

PS. fajnie, że znajdujecie w naszej bohaterce cechy, które was z nią łączą :P to jednak jesteśmy podobne :*

4 komentarze:

  1. Tak, jestem tą szczęściarą i wracam do szkoły dopiero 7 stycznia
    Fuck yeah!!
    I to ładnie ze strony Jaya, że zaproponował taki układ :)
    Jedno jest pewne: będzie się działo. Jak jeszcze Nathana do tego dopiszemy, to będzie mega!
    Pisz kochana szybko kolejny rozdział, bo ja tu czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No no Jayyy ;D Kurcze czuje ze on lubi Am tak bardziej no xd
    Wogole bardzo fajnie mi sie czytalo :)
    i niestety nie jestem ta szczesciara i nie wracam do szkoly 7 tylko wczesniej :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki fajny :D Ah, ten Jay, lubię go XD
    To ja czekam cierpliwie(ok może nie tak cierpliwie)na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że przyjechała do szpitala i pogadała z Nathanem ;)
    A potem z Jayem ;)
    Widzę, że chłopak nie próżnuje i nawet (bardzo łatwo!) przekonał ją do zmieszkania ze sobą na kilka dni ;D Aż ciekawa jestem, co się tam bedzie działo przez ten czas ;p
    I mama nawet łatwo dała się przekonać - faktycznie opłacało się byc dla niej miłym, Jay :D
    Ostatnie zdanie - ja coś jednak czuję, że on nie bedzie taki spokojny ;)
    Znając życie i mnie chodzącą kiedyś do szkoły, po prostu bym do niej nie poszła przez te dwa dni ;D Ale za to 4 mam zajecia na uczelni i muszę na nich koniecznie byc ;/ Więc poniekąd łączę się z Tobą w bólu ;)
    CZekam na kolejny! :**

    OdpowiedzUsuń