Tylko przekroczyłam próg, a już
słyszałam rozżalenie mamy.
-Matko Boska ! Ile można siedzieć w
szpitalu ? - weszła na korytarz.
-Mówiłam ci, że Nathan się
wybudził. - sucho odparłam zdejmując buty.
-No ja rozumiem, ale żeby na trzy
godziny znikać z domu i to jeszcze nic mi nie mówiąc. Dziecko czy
ty wiesz, że w taki sposób narażasz swoje życie ?
-Taa. Bo mam siedzieć cały dzień w
czterech ścianach i się upośledzać. - odwiesiłam płaszcz.
-Policjanci chyba jasno się wyrazili,
prawda ? Masz nigdzie nie wychodzić, a tym bardziej sama.
-No dobrze ! Poszłam i wróciłam.
Jestem cała i zdrowa. Nie miej do mnie pretensji. - minęłam ją.
-Co się z Tobą znowu dzieje ?!
-Nie krzycz na mnie to po pierwsze, a
po drugie nic się ze mną nie dzieję.
-Jak nic się nie dzieję ? Krzyczysz
na mnie, masz cierpki ton głosu. Może trochę szacunku do matki ?
-Znowu ? - nastawiłam wodę.
-Nie lekceważ mnie tak ! - wyszłam z
kuchni i weszłam do salonu.
-Co to tu robi ? - zapytałam na widok
prawie zapakowanej walizki na podłodze.
-O tym chciałam z Tobą porozmawiać,
ale wróciłaś dopiero teraz. Wylatujemy wcześniej. - mama weszła
do salonu.
-My ?
-No tak. Nie możesz być sama.
-Dlaczego teraz ? Miałyśmy wracać do
Polski dopiero za tydzień.
-Ale muszę wcześniej wrócić, bo
tato ma delegacje.
-Delegacje ? - spojrzałam na nią jak
na głupka.
-Doskonale znasz sytuację.
-Szef ojca zawsze zachowuje się jak
dupek. Nie ma kogo wysłać, bo wszyscy na urlopach to wysyła ojca
na drugi koniec Polski. Może mi powiesz, że nie wróci na święta
?
-Nie wiem. W każdym bądź razie nie
ma nikogo kto został by z dzieciakami. Trzeba wrócić.
-Wytłumacz mi jak to jest, że ty od
miesiąca masz urlop, a ojciec zapieprza jak wół ?
-Nie mam czasu. Twoje rzeczy już
zaczęłam pakować, idź dokończ.
-Co ?! Spakowałaś mnie ?!
-Nie mamy czasu. Jutro przed obiadem mamy
wylot.
-Jutro ?! - patrzyłam na nią jak na
przygłupa.
-Co tak na mnie patrzysz jakbyś ducha
zobaczyła ?
-Ja nigdzie nie lecę !
-Lecisz. Ze mną. Do Polski. Czy ci się
to podoba czy nie.
-Mamo ! Nathan się wybudził. -
najwidoczniej to do niej nie docierało.
-Mówiłaś. Świetnie. Karen z
pewnością się cieszy. - ta dalej pakowała swoje rzeczy.
-Nie ruszam się stąd.
-Kosmetyki już spakowałam i masz
kosmetyczki na łóżku.
To co niej mówiłam wcale do niej
nie docierało. Spojrzałam na nią, w amoku chowała swoje ubrania
do walizki. Nie mogłam liczyć na żadną konwersację. Zrezygnowana
i wkurzona weszłam do pokoju, obowiązkowo trzaskając za sobą
drzwiami. Faktycznie na łóżku miałam już spakowaną walizkę, a
obok jeszcze torbę podróżną. Szybko odsunęłam zamki i zaczęłam
wszystko wkładać z powrotem do szafy, a kosmetyki zaniosłam do
łazienki. Włączyłam laptopa i próbowałam się jakoś uspokoić.
Miałam jeszcze gorszy mętlik w głowie niż rano. Sama sprawa z
Nathan'em była ciężka, a teraz jeszcze matka dowaliła mi szybszym
wyjazdem. Musiałam się jakoś skupić. Wyjęłam fajkę i stanęłam
przy otwartym na oścież oknem. Miałam gdzieś, że był mróz i
było mi zimno. Musiałam w jakiś sposób pozbyć się tego
wszystkiego z mojej głowy. Wypaliłam jednego i zapaliłam
kolejnego. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Olałam to, ale gdy
ktoś uparcie nie chciał się rozłączyć podeszłam i nie patrząc
kto dzwoni odebrałam.
-Cześć.
-Max ? - zapytałam.
-No tak. Nie spojrzałaś na
wyświetlacz ?
-Tak jakoś.
-Dlaczego jesteś zła ?
-Bo nie lubię jak ktoś decyduje za
mnie i stawia mnie w takiej sytuacji, że decyzja jest podjęta, a ja
mam się do tego uporządkować.
-Kto ci zawinił ?
-Mama.
-Nie chcę być w jej skórze.
-I tu się z Tobą zgodzę.
-Chciałem z Tobą pogadać.
-Przecież gadamy.
-No tak. - zaśmiał się. - Jak tam u
Nath'a ?
-Eeee … dobrze, nie ?
-Tylko tyle masz do powiedzenia ?
Wybudził się, jest z nami.
-Cieszę się, naprawdę. - mój ton
głosu najwidoczniej go nie przekonał.
-Dobrze się czujesz ?
-Co ? - zapytałam zbita z tropu ?
-No, bo. Jay do mnie wpadł i taki
jakiś dziwny był. Wiem, że razem wracaliście, to może ty wiesz
coś więcej.
-Był ?
-Noo, teraz już się wyluzował, ale
totalnie był nieobecny.
-Mógłbyś go ode mnie przeprosić ?
-Co ?
-Albo lepiej nie. Sama to zrobię przy
najbliżej okazji.
-Jutro się spotkacie i sobie
wyjaśnicie to co między wami się wydarzyło, bo mi to chyba nie
powiesz o co chodzi, co ?
-Nie mam na to siły. Ten dzień mógłby
się już skończyć.
-Mamy teraz porę lunchu. Jeszcze wiele
przed nami. - zaśmiał się.
-Chciałabym zapadać w sen zimowy i
wybudzać się dopiero w wiosnę.
-Może ty faktycznie idź już spać ?
-Chyba to zrobię.
Po rozmowie zamknęłam okno, bo
pokój już się wychłodził. Wyłączyłam laptopa i położyłam
się na łóżku. Z początku próbowałam znaleźć jakieś
racjonalne odpowiedzi na moje pytania, które uporczywie gnębiły mi
się w głowie, ale spasowałam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się dobrze po 17. Zdziwiłam się, że tak długo spałam.
Przeciągnęłam się leniwie i wyszłam z łóżka. Przydałoby się
coś zjeść. Poszłam do kuchni, w której mama robiła sobie kawę.
-Musisz zrozumieć, że musimy wracać,
więc radzę ci spakować raz jeszcze walizkę. - powiedziała i nie
racząc na mnie spojrzeć przeszła obok mnie.
Zostałam sama w kuchni. Na kuchni
nie stały żadne garnki, a w lodówce też nie było żadnego
obiadu. Sama postanowiłam sobie coś zrobić. Zabrałam się za
gotowanie i rozmyślałam. Ta moja drzemka wcale nie była zła. Będę
musiała podziękować Max'owi za dobre rady. Czyli po obiedzie mam
do załatwienia dwie sprawy, z tym, że obie łączą się z
koniecznością wyjścia z mieszkania. Przecież nie jestem w domowym
areszcie. Zamówię taksówkę i dam sobie jakoś radę. Najwyżej
mamie dojdzie parę siwych włosów. Szybko zjadłam i poszłam do
pokoju, otworzyłam szafę i skompletowałam jakiś strój.
Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zadzwoniłam po
taksówkę. Wyszłam na korytarz ubrać kurtkę i szalik.
-Gdzieś się wybierasz ? - usłyszałam
dobrze znany mi głos, ale nie odwróciłam się do niej.
-Mam parę spraw do załatwienia. Jadę
taksówką. - i wyszłam.
Nie miałam teraz czasu na
rozmyślania w tej sprawie. Nie mogę wylecieć i już. Taksówka już
czekała pod kamienicą.
-Do szpitala św. Tomasza, proszę. -
powiedziałam.
Po 15 minutach byłam już na
miejscu. Na korytarzu nie spotkałam nikogo znajomego, w sali również
ziało pustakami. Mam tylko nadzieję, że nikt zaraz nie wyleci zza
zakrętu. Nie chcę widowni.
-Można. - zapukałam, a Nathan
odwrócił się w moim kierunku.
-Pewnie. - znowu ten jego uśmiech.
-Wyglądasz jakby wycinali się
wyrostek, a nie walczyli o twoje życie. - rzuciłam prosto z mostu i
zdjęłam kurtkę.
-Tak się też czuję. - znowu uśmiech.
-Gdzie cała załoga ?
-Mama z Jess wróciły do hotelu.
Dlaczego wyszłaś ?
-Miałam taką potrzebę, więc
wyszłam. - nawet nie starałam się być miła.
-Znowu to robisz. Coś się zmieniło.
-Byłeś w śpiączce tydzień. Wiele
rzeczy mogło się zmienić.
-Słyszałem, że go nie złapali.
-Bo go nie złapali.
-A chcesz, żeby go złapali ?
-No raczej.
-Pytam, bo nie wiem. Z mojego punktu
widzenia wydaje mi się, że wcale tego nie chcesz.
-Mylisz się.
-Nie sądzę.
-To twój problem. Szpikują cię
lekami ?
-Owszem, ale ty powinnaś coś o tym
wiedzieć.
-Racja. Głupie pytanie.
-Dlaczego tak łatwo to skreśliłaś ?
-Ja coś skreśliłam ?
-Tak.
-Co ?
-Nas.
Głośno westchnęłam.
-Nie o to chodzi. - podparłam głowę
na rękach.
-Czyli jednak coś jest na rzeczy.
-Miałam tu zostań jak najdłużej się
da, ale moja mama musi już wracać do Polski i jutro mamy samolot.
-Wy macie ?
-Tak. My. - spojrzałam na niego. - My,
bo przecież ja nie mogę wychodzić teraz z mieszkania, a co dopiero
zostać sama, bez nikogo obok.
-To co w takim razie tu robisz ?
-Nie będę całe dnie siedziała w
domu, z mamą.
-Od kiedy masz ten areszt domowy ?
-Od paru dni.
-I pewnie się do niego do
przystosowujesz ?
-Nie.
-I to denerwuje twoją mamę ?
-Bingo.
-A ty lubisz ją denerwować. - lekki
uśmiech.
-Faktycznie coś w tym jest. Stare
przyzwyczajenia. - sama się uśmiechnęłam.
-Czyli po prostu wyładowujesz na mnie
swoje rozgoryczenie ?
-Niestety, ale jesteś moją ofiarą.
-Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj
?
-Muszę pójść do Jay'a i go
przeprosić.
-Oho !
-Trochę cię pokłóciliśmy jak
wyszłam od ciebie.
-Trochę ?
-Nooo tak bardziej. Daliśmy niezłą
szopkę przechodniom.
-No to będziecie na rozkładówkach
gazet. - roześmiał się.
-Ty będziesz.
-Jeszcze nic nie wyciekło do prasy.
-Trzymasz ich w niepewności.
-Dopiero dzisiaj się wybudziłem.
Czekamy na ciąg dalszy.
-A jak myślisz, że będzie on
wyglądał ?
-Oby dobrze, chociaż sam nie wiem.
-Wypuszczą cię na świąt do domu ?
-Mama się pewnie o to postara. -
roześmiał się.
-Zawzięta bestia.
-Mówiła o Tobie i to w jakiś
superlatywach. Polubiła cię. Jess powiedziała, że byłaś dla
nich ogromnym wsparciem i jedyną nadzieją.
-Nie powinny były tak mówić. -
spojrzałam na swoje buty.
-Coś w tym jednak musi być, skoro tak
mówiły. Będę musiał ci jakoś za to podziękować.
-Za co ?
-Za te wsparcie, które im dałaś.
-Ale ja im nic nie dałam. Totalnie
nic, nawet powiedziałabym, że je olewałam.
-Sama musiałaś się oswoić z
sytuacją.
-To z pewnością też.
W szpitalu posiedziałam jeszcze pół
godziny, a później zamówiłam taksówkę i pojechałam załatwić
kolejną sprawę. Po 2o minutach, gdyż były korki dotarłam na
miejsce. Zapukałam do drzwi i po chwili je otworzył.
-Amelia ? - spojrzał na mnie
zdziwiony.
-Przeszkadzam ?
-Nie, wejdź. - weszłam do środka. -
Ale zdejmuj kurtkę i wchodź głębiej. Zjesz może coś ? Właśnie
robię sobie kanapki.
-A z chęcią.
-Herbaty ?
-Poproszę. - odwiesiłam kurtkę i
weszłam do mieszkania.
-Fajnie, że wpadłaś.
-Ładne mieszkanie.
-O no tak, bo ty pierwszy raz u mnie. -
uśmiechnął się.
-No tak wyszło.
-Jakaś specjalna okazja, że wpadłaś
? - znowu na mnie spojrzał w przerwie w krojeniu ogórka.
-Można to tak nazwać. Wracam właśnie
od Nathna. - tym razem odłożył nóż i wyprostował się. -
Gadałam z nim, cieszy się, że po Nowym Roku wróci do pracy.
-No z pewnością po Sylwestrze wróci
tylko nie wiemy kiedy dokładnie.
-Myślisz, że wypuszczą go do świąt
?
-Nie widzę przeciwwskazań.
-No właśnie ! - przerwałam mu. -
Jego stan zdrowia jest aż za dobry.
-I chyba już wiem dlaczego rano
wyszłaś z sali.
-Wiesz ? - spojrzałam na niego.
-Boisz się o niego. Boisz się, że to
jak się teraz czuje to cisza przed burzą, że może mu się
wydarzyć coś okropniejszego.
-Dokładnie, ale ty odważyłeś się
wypowiedzieć to na głos.
-Też zaniepokoił mnie jego stan, ale
tak bardzo cieszę się, że jest już z nami, że próbuje o tym nie
myśleć i dobrze mi to wychodzi. - wrócił do kanapek.
-Też bym tak chciała. Przepraszam za
tę wymianę zdań przed szpitalem. Max do mnie dzwonił i mówił,
że byłeś nieobecny i smutny. Przepraszam. Nie powinnam wzbudzać w
Tobie takich emocji.
-No wiesz, z kamienia nie jestem.
-Nie to co ja. - dodałam ciszej.
-Ty też nie jesteś. - nie liczyłam
na to, że usłyszy, a jednak.
Jay postawił na stoliku talerz z
kanapkami, a po chwili dwa, parujące kubki. Na końcu sam usiadł
naprzeciwko mnie.
-Ale nie tylko to cię męczy. O co
chodzi ? - wziął jedną kanapkę, a ja wsypałam cukier do kubka.
-Aaa szkoda gadać.
-Nie wywiniesz się. Mów.
-Parę dni temu miałam gości w
postaci dwójki policjantów, którzy kazali mi nie wychodzić z domu
dopóki nie dadzą mi pozwolenia, ale oczywiście olałam to. Mama
się wścieka i nie rozumie, że mnie męczy bezsensowne siedzenie w
domu. Dodatkowo miałam tę całą rozmowę z nią. Jutro przed
obiadem mamy lot do Polski.
-Co ?! - o mały włos nie zapluł się
kanapką.
-Ojciec wyjechał w jakąś delegację
i pewnie nie będzie go na święta, więc mama musi wracać
wcześniej, a że nie mogę wychodzić sama z domu to muszę lecieć
z nią. Nawet mnie spakowała, ale ja się rozpakowałam. I taka
napięta atmosfera jest teraz między nami. Ogólnie pokłóciłam
się z nią, wydarłam się, że nigdzie nie wyjeżdżam, ale ona
myśli, że jak ona zadecydowała to koniec i kropka, a tu Gucio !
Bo. Ja. Nigdzie. Się. Nie. Ruszam.
-A wracasz do Polski na święta ?
-Nawet mi się nie chce. I tak
widziałam się z rodzicami, z mamą to nawet za długo, a
dzieciarnia to dzieciarnia i tyle.
-A jakby ktoś z Tobą został tu na
miejscu to twoja mama mogłaby polecieć sama ?
-Myślę, że jakby była osoba, której
ona ufa to pewnie by mnie tu zostawiła.
-W takim razie na ten tydzień
wprowadzasz się do mnie. - Jay powiedział to tak spokojnie, że aż
zakrztusiłam się herbatą.
-Co ? - zrobiłam oczy jak pięć
złoty.
-To co słyszałaś. Po kolacji
jedziemy do twojej mamy i wcielamy nasz plan w życie.
-Ale, że tak o ?
-Tak o.
-Aha. - nie dowierzałam.
-Masz taką minę, że chce mi się
śmiać.
-Nie przeszkadzaj sobie. - uśmiechnęłam
się.
-To co po kolacji robimy tour po
mieszkaniu ? Musisz w końcu wiedzieć w jakich warunkach będziesz
mieszkała przez następny tydzień.
-Nie będę tu mieszkała.
-Jak nie ?
-Tak powiemy mojej mamie, ale ja
zostanę u siebie.
-Nie ma mowy !
-Dlaczego ?
-Bo Tomek jest na wolności, a jak cię
odwiedzi to co ?
-To go nie wpuszczę.
-Nie ma tak łatwo.
Westchnęłam. Po małej trasie po
mieszkaniu Jay'a, które było baaaardzo w moim stylu pojechaliśmy
do mamy przekazać jej wieści.
-Młoda damo, kombinujesz jak możesz,
ale nawet ci to wychodzi. - powiedziała mama po usłyszeniu od nas
naszego pomysłu.
-Czyli zgadza się Pani ? - zapytał
Jay.
-Tak, pod warunkiem, że obiecasz mi,
że będziesz ją pilnować jak tylko potrafisz.
-Oczywiście. Tylko tak. - Jay się
zaśmiał.
I w ten oto sposób musiałam
spakować swoje rzeczy, ale przynajmniej nie groził mi wywóz do
Polski. Poszłam z Jay'em do siebie i zaczęłam się pakować.
Mogłam to zrobić jutro, ale chłopak się uparł, że dzisiaj.
-Widzisz. To całe podlizywanie się
twojej mamie się przydało. - dumnie usiadł na łóżku.
-To taki miałeś plan ?
-Dopięty na ostatni guzik. - dostał
ode mnie bluzką, którą wyjęłam z szafy. - Bardzo ładna, możesz
wziąć.
-Doprawdy ? Pozwalasz mi ?
Po spakowaniu się Jay zabrał moją
torbę i pojechał do siebie. Jutro miał zawieść nas na lotnisko,
później mieliśmy pojechać do Nath'a i na obiad do niego. Szykował
się spokojny tydzień wypoczynku przed świętami.
Ello ! Wow ! o.O Ponad 10 tys. wyświetleń. Dziękuje za takie gromkie zainteresowanie <3 Jak tam ostatni dzień w szkole przed świętami ? Mój dzień był wspaniały i jeszcze ta nasza Wigilia klasowa xD Ostatnia wspólna, więc nie mogło być nudno. Do kiedy macie wolne ? Jesteście tymi szczęściarzami, którzy wracają do szkoły dopiero po święcie trzech króli ? Bo ja nie :( Jaki jest sens pójścia do szkoły na dwa dni i znowu wolne kolejne trzy. <?!> Do poniedziałku <3
PS. fajnie, że znajdujecie w naszej bohaterce cechy, które was z nią łączą :P to jednak jesteśmy podobne :*
Tak, jestem tą szczęściarą i wracam do szkoły dopiero 7 stycznia
OdpowiedzUsuńFuck yeah!!
I to ładnie ze strony Jaya, że zaproponował taki układ :)
Jedno jest pewne: będzie się działo. Jak jeszcze Nathana do tego dopiszemy, to będzie mega!
Pisz kochana szybko kolejny rozdział, bo ja tu czekam :)
No no Jayyy ;D Kurcze czuje ze on lubi Am tak bardziej no xd
OdpowiedzUsuńWogole bardzo fajnie mi sie czytalo :)
i niestety nie jestem ta szczesciara i nie wracam do szkoly 7 tylko wczesniej :(
Jaki fajny :D Ah, ten Jay, lubię go XD
OdpowiedzUsuńTo ja czekam cierpliwie(ok może nie tak cierpliwie)na nexta
Dobrze, że przyjechała do szpitala i pogadała z Nathanem ;)
OdpowiedzUsuńA potem z Jayem ;)
Widzę, że chłopak nie próżnuje i nawet (bardzo łatwo!) przekonał ją do zmieszkania ze sobą na kilka dni ;D Aż ciekawa jestem, co się tam bedzie działo przez ten czas ;p
I mama nawet łatwo dała się przekonać - faktycznie opłacało się byc dla niej miłym, Jay :D
Ostatnie zdanie - ja coś jednak czuję, że on nie bedzie taki spokojny ;)
Znając życie i mnie chodzącą kiedyś do szkoły, po prostu bym do niej nie poszła przez te dwa dni ;D Ale za to 4 mam zajecia na uczelni i muszę na nich koniecznie byc ;/ Więc poniekąd łączę się z Tobą w bólu ;)
CZekam na kolejny! :**