środa, 26 lutego 2014

Section 61.

   Szłam po jakimś miękkim gruncie, który delikatnie gładził moje stopy, spojrzałam w dół, szłam po piasku. Usłyszałam dźwięk uderzanych fal o brzeg, podniosłam wzrok i faktycznie zobaczyłam morze, a na horyzoncie zachodzące Słońce. Zaczęłam iść w tamtym kierunku. Im dłużej tam szłam tym bardziej się od niego oddalałam, więc zaczęłam się cofać, teraz zaczęłam się tam zbliżać. Dziwne. Słońce coraz bardziej się chowało. Gdy byłam przed wodą, zauważyłam, że była ona przezroczysta, zmoczyłam w niej dłoń, była zimna. Wtedy poczułam dziwny zapach, znany mi zapach, ale nieprzyjemny. Powąchałam dłoń, którą wsadziłam do wody. To ona tak dawała. Złożyłam dłonie w koszyczek i nabrałam wody do niego. Podniosłam do nosa i powąchałam. To woda tak pachniała. Znajomo. Ciekawiło mnie to czy zapach odpowiada smakowi, więc spróbowałam i miałam rację. To była wódka. Czysta wódka, zamiast wody morskiej. Poczułam, że woda, znaczy wódka, zaczyna podmywać moje nogi, aż wszystko zaczęło falować.
   Wtedy się obudziłam. Leżałam na brzuchu, było ciemno, a mi było niedobrze. Zdążyłam wystawić głowę z łóżka i rzygnęłam na piękne, ciemne panele Max'a. Tak źle się czułam.
-Am ? - ktoś wszedł na łóżko, a te się poruszyło, co wywołało kolejną falę wymiocin.
-Nie ruszaj się na tym pieprzonym łóżku. - wydusiłam z siebie.
-Ta pijacka gra cię wykończyła, delikatnie mówiąc.
-Sama tego chciałam, nie pamiętasz.
-Pamiętam wszystko. - podniosłam się powoli. - Max nie będzie z tego zadowolony. - Nathan gestem ręki pokazał na mój artystyczny nieład na podłodze.
-Max tego nie zobaczy, a ja to zaraz wysprzątam. Znaczy, jak się lepiej poczuje.
-Wiesz, że to trzeba od razu posprzątać ?
-Wiem, ale niewypowiadanie tego na głos było motywujące.
-Przepraszam. - uśmiechnął się słodko.
-Oszukiwałeś. Wczoraj. Z piciem.
-Ktoś musiał was pilnować.
-Więc robiłeś za przyzwoitkę ?
-Gdybym nie to pewnie spałabyś w jakiejś dziwnej pozycji w salonie. Jak na przykład Max. Głowę miał na dolnej półce stoliku, jedną nogę na sofie, drugą zgiętą w kolanie na podłodze, a ręce to wszędzie miał. I ten dziwny skręt głowy. Myślałem, że miał kark skręcony jak go zobaczyłem. - skrzywił się.
-Czyli ogólnie mówiąc impreza się udała.
-Tak, z tym, że od rana latam i sprzątam takie oto niespodzianki na podłodze. - pokazał na moją niespodziankę.
-Nie obawiaj się. Ja ją sama posprzątam. Za chwilę. Muszę złapać grawitację.
-Jak ty się w ogóle czujesz ?
-Gorzej niż wyglądam.
-To powinnaś już nie żyć.
-Dziękuję ? - wstałam powoli trzymając się wszystkiego co było możliwe i podeszłam do lustra.
   Tam dopiero był szok. Jak się zobaczyłam, to aż zrobiłam krok do tyłu i miałam w tamtym momencie wielkie oczy. Makijaż miałam na całych oczach, w sensie powiekach. Twarz cała blada, jak zombie. Dlaczego miałam na sobie czyjąś za dużą koszulkę z jakąś małpką ? Przekręciłam głowę podziwiając moje nakrycie.
-To moja. - odezwał się Nathan.
-Ciekawa aplikacja. Taka … mistyczna.
-Ty lepiej nie mów tylko idź pod prysznic i ogarnij się.
-A tamto ? - pokazałam na moje poranne mdłości.
-Posprzątam. Jeden rzyg w tę czy w tamtą. - machnął ręką.
   Okey. Sytuację miałam jasną. Teraz musiałam znaleźć swoją walizkę. Rozejrzałam się i na tyle ile mogłam włączyłam swoje radary. W kącie. Podeszłam do niego powoli i wyjęłam z niej jakieś dresy i koszulkę oraz kosmetyczkę.
-Ktoś też jest na nogach ? - zapytałam.
-Tylko ty i Max zostaliście. Wszyscy jego znajomi się rozeszli w swoje strony, a my już jesteśmy po obiedzie.
-To którą mamy godzinę ?
-Piątą po południu.
-Nie gadaj ? - złapałam się za czoło. - Max jeszcze śpi ?
-Tak, chyba. Nie wiem.
-Ale się schlałam. - powiedziałam cicho i wyszłam.
   Dobrze, że na zewnątrz było już ciemno, bo przynajmniej nie dostałam światłem po oczach. Po wejściu do łazienki zaliczyłam kolejny nieład artystyczny tym razem zyskałam 100 punktów za celność, bo zdążyłam dobiec do kibelka. Później porządnie umyłam zęby, a po chwili raz jeszcze. Co mi szkodzi ? Wzięłam płatek kosmetyczny i wylałam na niego mleczko do demakijażu. Jedno oczko i drugie oczko. Później zrzuciłam tę śmieszną koszulkę Nathan'a, muszę się go zapytać dlaczego w niej spałam, i zdejmując również bieliznę weszłam do kabiny prysznicowej. Woda. Jaki to miły żywioł. Leciała i leciała. Sięgnęłam po żel pod prysznic i zużyłam przynajmniej ¼ opakowania. Strasznie śmierdziałam. Później włosy, które mogłam wcześniej lekko przeczesać, ale jak będą mokre to nawet będzie mi z nimi łatwiej. Później pozwoliłam wodzie zmyć resztki piany z mojego ciała i wyszłam. Owinęłam się ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Lepiej. Nie śmierdziałam, przynajmniej. Rozczesałam włosy, męcząc się przy tym, ale mi się przynajmniej udało. Wytarłam się, oczywiście wszystko robiłam w spowolnionym tempie, bo jeszcze wszystko do mnie nie docierało. Założyłam czystą bieliznę i czyste ciuchy. Wszystko tak ładnie pachniało domem. Zaciągnęłam się tym zapachem i się rozbudziłam. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam. Wróciłam do sypialni i zostawiłam tam swoje rzeczy. Nathan wywiązał się z obietnicy, wszystko ładnie pachniało, a okno były jeszcze dodatkowo otwarte, żeby ewentualny zapaszek zniknął. Zamknęłam je.
   Na szafce nocnej leżał mój telefon, a sukienka wisiała na krześle, buty pod nim, a biżuteria na biurku. Przewiesiłam koszulkę Nath'a przez oparcie krzesła na sukienkę i ogarnęłam wzrokiem cały pokój. Gdy wszystko do mnie dotarło wzięłam telefon i zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli w salonie. Sofa była czysta, a wszystkie śmieci zostały zepchnięte w drugą część pokoju. Ten widok przyprawił mnie o gęsią skórkę. Ten dom nie wyglądał jak nowy, a jak jakieś pogorzelisko. Brakowało jedynie trupów, ale te zostały już pewnie usunięte do domów. Była w końcu już szósta.
-Cześć. - przywitałam się.
-Cześć. - usłyszałam cichy pomruk.
-Jak tam ? - usiadłam na dywanie wcześniej sprawdzając czy jest czysty.
-Nie pamiętam. - powiedział niewyraźnie Jay trzymając swoją twarz w dłoniach, zgięte łokcie trzymał na udach i w tej pozycji ciągle siedział, jakby miał za moment usnąć i runąć na podłogę.
-Czyli to co u mnie. Fajnie. - przetarłam twarz dłońmi. - Pić mi się chcę.
-Trzymaj. - skąd tutaj wziął się Nathan z butelką wody ?
-Dzięki. Widzę, że lubisz latać po domu ze ściereczką. - spojrzałam na niego.
-Już nie latam.
-No i dobrze. Dosiądź się do nas.
-Do tej gromady zombie ? - spojrzał na wszystkich.
-Nie zawsze trzeba błyszczeć, dobrze mówię ? - zwróciłam się do tej „gromady zombie”, a ta w odpowiedzi wydała jakiś dziwny pomruk. - Widzisz, zgadzają się ze mną.
-Ale, że Nareesha i Siva zgonują dzisiaj to jestem w szoku.
-Taka noc jest tylko raz w roku. - celnie zauważyła Nareesha.
   Jezu ! Jak mnie bolała głowa, na stoliku leżały jakieś tabletki, szybko je wzięłam, sprawdziłam co to i wzięłam trzy.
-Czemu ty z nami nie świętowałeś ? - zapytał Tom.
-Byłem przeziębiony nie wyleczyłem tego i pojawiły się powikłania. Lekarz kazał mi brać tabletki. Jestem na końcu kuracji, ale wolałem nie mieszać ich z alkoholem.
-Tak mi przykro. - spojrzałam na niego, siedział na kanapie obok, położyłam mu rękę na kolanie. - Bardzo przykro.
-Ale nikt mi nie umarł w rodzinie Am.
-Ale i tak mi przykro, że nie mogłeś się z nami bawić. Było zajebiście, prawda Jay ?
-Co ja, kurna piłem ? - wydusił.
-Sprawdzał ktoś co u Max'a ? - zapytała Kelsey.
-Śpi. I niech śpi jak najdłużej. Zostawiłem mu tabletki, butelkę wody i ustawiłem dookoła łóżka miski. Może w jakąś trafi.
-Ewentualnie się na nich zabije. - uzupełniłam przemowę Sykes'a. - Kochanie moje ! - krzyknęłam odwracając się do niego.
-Amelia. - syk skacowanej reszty, sama się skrzywiłam na tak intensywny dźwięk, który wydobył się z moich ust.
-Zrobisz mi tej twojej magicznej herbaty Sykesa ? Tej na smutki. Proszę.
-To mi też. - Nareesha się zgłosiła.
-Ja poproszę dwie. - myślałam, że Jay zaraz rzygnie na dywan.
-Jakie marginesy społeczne. - Nathan się zaśmiał i wyszedł.
-Mądry się znalazł. - żachnęłam się i położyłam się na miękkim dywanie podkładając sobie poduszkę pod głowę.
   Były mi tak dobrze. Co z tego, że przez mokre włosy koszulka również była mokra, było mi wygodnie. Ciepło, miękko, dobrze.
-Nie będę cię drugi raz niósł na górę. Tym razem przynajmniej jesteś odpowiednio ubrana do spania, ale nie podejmę się tego wysiłku drugi raz. - czy Nathan właśnie lekko ruszył mnie swoim butem ? WTF ?!
-Może mi powiesz, że jestem gruba ? - podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Kobieta. - przewrócił oczami i rozdał herbaty.
-Ale … ale, że co ? Że skoro kobieta to gorsza.
-Wolałem kiedy spałaś. - kucnął i spojrzał mi w oczy. - A jeżeli jesteśmy już w tym temacie. - spojrzał na mnie. - To muszę cię lekko utuczyć.
-Przestań, bo na samą myśl o jedzeniu chcę mi się rzygać. - powiedziałam to chyba troszkę za głośno, bo Tom wyleciał jak z procy, obstawiam, że do toalety.
-Teraz mi też się chcę rzygać. - dodałam Kels.
-Dzięki Am, wielkie dzięki. - wybełkotał Siva, muszę wam powiedzieć, że ciemnoskóry był teraz zielony i było to bardzo dziwne, ale ciekawe zjawisko, takie niecodzienne.
-Chyba pójdę zajarać. - wstałam ciężko, z drobną pomocą. - Dziękuję ty mój rycerzu w białych rękawiczkach. - zwróciłam się do niego, po czym rozejrzałam się po salonie. - Gdzie to ja położyłam moje papierosy ?
-Pewnie są na górze.
-Niech je szlak trafi. Nie ma tu żadnych ? - rozejrzałam się, ale nic nie było. - Trudno. - opadłam na kanapę.
-Mogę po nie skoczyć.
-A ciul z nimi. - machnęłam ręką i dorwałam się do butelki.
-Zdechlaki wy moje brzydkie. Co wy na lemoniadę ?
-Co tu jeszcze robisz ? Idź po to. - w mojej głowie zabrzmiało to milej. - Znaczy. Ja. - próbowałam się uśmiechnąć, ale nie wiem co mi z tego wyszło.
   Nathan wyszedł kręcąc głową i śmiejąc się pod nosem. Opadłam na sofę, po chwili wrócił Tom i zgromił mnie wzrokiem. „Przepraszam” - ruszyłam ustami i zamknęłam oczy. Nie miałam zamiaru spać, ale wyszło jak wyszło.
   Teraz z kolei śniło mi, że jestem w dmuchanym zamku i siedziałam po ramiona w plastikowych kulkach, nie powiem, trochę mnie to przestraszyło, bo one były WSZĘDZIE, ale zauważyłam wyjście, więc skierowałam się w jego kierunku. Szurałam nogami i odgarniałam sobie drogę rękami. Ten kto wymyślił te kulki musiał mieć coś z psychiką. Gdy wyjście miałam na wyciągnięcie ręki coś głośno huknęło.
   Przestraszona szybko otworzyłam oczy ciężko oddychając. To tylko sen. Uspokajałam się. Więc skąd ten dźwięk ? Rozejrzałam się po pokoju. Leżałam w swoim łóżku.
-Przepraszam. Drzwi mi się zatrzasnęły. - zobaczyłam Nathan'a w drzwiach.
-Czemu masz na sobie bokserki i koszulkę …. z małpką ?
-Bo idę spać. - zbliżył się do MOJEGO łóżka i sobie najnormalniej w świecie na nie wlazł. - Co się tak patrzysz ? - roześmiał się.
-Czemu śpisz ze mną ?
-Bo mimo że Max ma duży dom, to nie ma wystarczająco sypialni, żeby nas wszystkich pomieścić.
-Aha.
-Po hucznej imprezie sylwestrowej też tu spałem.
-Oooo. A dlaczego ja wtedy miałam twoją koszulkę, w której ty teraz śpisz ?
-Bo wtedy się w nią ubrałaś.
-A ty ?
-Spałem bez.
-Powiedź mi czemu ja wtedy spałam ? - nie powiedziałam tego na głos, prawda ? Prawda ?!
-Bo byłaś zalana.
-Tak, racja. - wydukałam i położyłam się na plecach, po chwili Nathan też się położył. - A czemu się przebrałam ?
-Bo powiedziałem, że będzie ci niewygodnie, więc dałem ci tę koszulkę, odwróciłem się, a ty się przebrałaś.
-Byłam w stanie ? - spojrzałam na niego.
-Powiedźmy. - roześmiał się.
-Nie śmiej się ze mnie. - dostał w bica. - Mam przynajmniej nadzieję, że szybko zasnęłam i nie gadałam żadnych głupstw.
-....
-Prawda ?!
-Tu się nie zgodzę.
-Boże co ja powiedziałam ? - zakryłam twarz dłońmi.
-Mówiłaś, że bardzo cię pociągam, że lubisz mój niski głos i chciałabyś polecieć ze mną do Paryża. - szeptał mi do ucha.
-Za jakie grzechy ? - odkryłam twarz i przechyliłam ją w stronę Nathan'a, też się na mnie patrzył. - Ja cię za to przepraszam.
-Czyli cię nie pociągam i nie lubisz mojego niskiego głosu ? Na wycieczkę też byś nie pojechała ?
-Nie ! Znaczy tak ! Znaczy się … - śmiał się w najlepsze. - Nie powiedziałam żadnej z tych rzeczy, prawda ? - jego śmiech był jeszcze głośniejszy. - Ty kłamco ! - rzuciłam się na niego z pięściami, przełożyłam nogę i siedząc na nim zaczęłam bić go w tors, a ten śmiał się w najlepsze. - Ty parszywy kłamco ! - śmiałam się.
-Lubię jak się denerwujesz. - przekręcił się tak, że teraz on był nade mną. - Tak słodko wtedy wyglądasz.
-Żebyś cukrzycy nie dostał od tego widoku. - uśmiechnęłam się.
-Najwyżej. - powiedział to bardzo nisko i spojrzał mi głęboko w oczy, nie mogłam go zrzucić, bo trzymał moje ręce.
-Mógłbyś ze mnie zjeść ?
-Nie podoba ci się ? - szepnął mi prosto do ucha.
-Podoba. - czemu ja to powiedziałam ? - Ale mógłbyś już skończyć te swoje gierki. - chciałam wyrwać mu swoje ręce, ale skubany był silny.
-Chodź coś zjeść. - zszedł i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Nie jestem głodna. Która jest w ogóle godzina ?
-Po ósmej.
-I ty szedłeś już spać ?
-Wszyscy się już zmyli, więc co miałem robić. Trzeba odespać imprezę.
-Zaniosłeś mnie tutaj ?
-No raczej sama nie weszłaś po schodach.
-Dziękuję. - powiedziałam wstając.
-Kiedyś mi się odwdzięczysz, a teraz idziemy jeść.
-Nie podniosę cię.
-Nie bój się nie będziesz musiała mnie nosić, miałem na myśli coś innego.
-Co ?
-Cokolwiek.
-Ah już czaję. Przysługa za przysługę.
-Bingo ! - wyszliśmy.
-Ale ja nie chcę jeść.
-Nie miałaś siły nawet mi się wyrwać, a wcale nie trzymałam twoich nadgarstków mocno. - byłam innego zdania, ale się nie odezwałam.
-Tosty ? - zapytałam widząc jego szybkie ruchy przy opiekaczu.
-Chcesz coś innego ?
-Nie, mogą być.
-Nie przekonałaś mnie. - przerwał.
-Rób te tosty i nie marudź. Max się obudził w międzyczasie ?
-Tak, ale zrzygał całe piętro i wrócił do siebie.
-Klasycznie. - dodałam cicho, ale chłopak i tak się uśmiechnął.
-Jutro ma przyjść ekipa sprzątająca.
-Co ty ?
-No. Max tylko tyle zdążył powiedzieć między rzygami.
-Dobre i to.
-Smacznego. - postawił mi talerz przed nosem.
-Ty nie jesz ? - dosiadł się dając mi jeszcze herbatę.
-Jestem już po kolacji.
-To dziękuję. - tosty, niby nic wielkiego i trudnego kulinarnie, były przepyszne. - Przepraszam, że dzisiaj byłam taka … niegrzeczna dla ciebie.
-Byłaś na kacu, jaka miałaś być ? Przynajmniej miałaś siłę rozmawiać.
-No akurat na kacu jestem bardzo gadatliwa.
-Taka miła niespodzianka.
-Czy ja wiem czy miła. - zjadłam jednego tosta z całej sterty. - Nie zjem tego wszystkiego. - sięgnęłam po kolejny, ale już tylko i wyłącznie z grzeczności.
-Jak nie ? Nie jadłaś cały dzień. Masz to zjeść z szybkością światła.
-Tego jest za dużo.
-Ale ciebie jest za mało w twoich ubraniach. Wcinaj.
-Nie lubię jeść w obecności kogoś kto nie je.
-W takim razie wezmę jednego i będę jadł bardzo powoli, żebyś ty mogła zjeść resztę. - zabrał jednego.
-Ewentualnie więcej.
-Nie. Tylko ten jeden. - zastrzegł.
-Ale ja naprawdę nie zjem tego wszystkiego. - byłam w połowie drugiego tosta.
-Amelia, proszę cię ! Zjadłaś zaledwie półtora tosta. Co to jest ? Dziecko je więcej.
-Jestem niejadkiem, więc nie jem dużo.
-Od jak dawna nim jesteś ? Bo nie wmówisz mi, że od zawsze. Gdy tu przyjechałaś to miałaś przynajmniej co pokazać, a teraz to chodzący szkielet. Jak mam być z kobietą to muszę ją czuć, a nie martwić się, że mi się rozsypie w drobny mak.
-Kto mówił o „byciu” i że niby ze mną ?
-.... - spojrzał na mnie jak nauczyciel upominający niegrzecznego ucznia. - Nie patrz się tak na mnie tylko jedź.
-Zaskoczyłeś mnie po prostu. - spuściłam speszona wzrok.
-Czym ?
-Tym tekstem z byciem z kobietą.
-Lubię cię.
-Ja ciebie też, ale co to ma do rzeczy ?
-Ja cię lubię bardziej.
-I dlatego wpieprzyłeś mi się do łóżka ?
-Miałem wybór. Ty albo Max. Oczywiście, że wybrałem ciebie. Jay akurat był spity, więc jemu było obojętnie gdzie spał, ale teraz pewnie wyrywa sobie z głowy te piękne loczki, że ja śpię z Tobą, a on z Max'em.
-Jakaś aluzja ?
-Nie. Jedź to szybko, bo śpiący jestem.
-Nie zjem tego wszystkiego. - skończyłam trzeciego tosta i nie miałam ochoty podejmować się kolejnego.
-Uparciuch. Mam nadzieję, że chociaż mi ładnie podziękujesz. - wystawił policzek, więc wstałam i podeszłam do niego, skubany był bardziej skubany niż myślałam, bo w ostatniej sekundzie odwrócił głowę, tak że buziak nie wylądował na policzku, a na ustach, szybko się wycofałam.
-Wszystko zaplanowałeś. - założyłam ręce na piersi.
-Główka pracuje. No nie gniewaj się, to tylko zwykły buziak. - dał mi buziaka w czoło. - Jak ten. Chodźmy. - objął mnie w talii i powędrowaliśmy na górę. - Śpiąca ? - zapytał po zamknięciu drzwi sypialni.
-Niekoniecznie. Może pójdę wziąć prysznic i ubiorę się w piżamę.
-A mogę z Tobą ?
-Nie ! - podeszłam do walizki i wzięłam odpowiednie rzeczy.
-W takim razie do zobaczenia.
-Nic nie kombinuj.
   Wyszłam i zostawiłam go samego. Gdy po raz któryś upewniłam się, że zamknęłam drzwi w łazience podeszłam do lustra i palce same powędrowały mi w stronę ust. Ust które niedawno spotkały się z innymi ustami. Roześmiałam się sama z siebie, że zachowuję się jak typowa nastolatka i szybko się rozebrałam i wzięłam szybki prysznic. Zdecydowałam, że włosy umyję rano, bo teraz nie chciało mi się siedzieć na suszarce, ale na komodzie zobaczyłam potężne urządzenie, które z pewnością nie należało do Max'a, bo co on miałby niby suszyć, domyśliłam się, że to którejś z dziewczyn i jednak zdecydowałam się umyć włosy teraz. Po 30 minutach byłam już gotowa do spania. W drodze powrotnej związałam włosy w warkocza, bo nie wiedziałam, czy przypadkiem nie będą przeszkadzać Nathan'owi i wróciłam do sypialni, gdzie Nathan leżał pod kołdrą z telefonem w dłoni.
-Ładne spodenki. - skomentował mój nocny strój złożony właśnie ze spodenek i koszulki na ramiączkach, wszystko w kolorze niebieskim z białymi grochami.
-Dziękuję. - wgramoliłam się obok niego. - Co porabiasz ?
-Jestem na Twitterze i tak sobie piszę z fankami.
-A o czym ?
-A no na przykład ta jutro pisze jakiś ważny test i prosi o szczęście.
-I co wtedy robisz ?
-Życzę jej powodzenia piszę, że będę trzymał kciuki i kończę.
-Fajnie, że tak dbasz o waszych fanów.- chłopak ziewnął. - Zostaw ten telefon i idź spać, widzę, że zmęczony jesteś.
-Chciałem na ciebie poczekać.
-Wcale by mi nie przeszkadzał twój śpiący widok po wejściu tutaj.
-Nawet byłoby to dla ciebie na rękę, co ? Przyznaj się.
-Nie mam do czego. - wygodnie się ułożyłam na poduszce twarzą do Nathan'a a tyłkiem do okna.
-Nie wypada, żeby mężczyzna spał, gdy kobieta szykuję się do spania.
-Skąd masz takie mądrości życiowe.
-Mama mnie nauczyła jak być dżentelmenem.
-Miło ze strony twojej mamy, ale ten świat jest za bardzo brutalny dla miłych kolesi. Bez obrazy.
-Dlaczego tak uważasz ?
-A co było ostatnio, gdy chciałeś być dżentelmenem i szedłeś do mnie do kawiarni, żeby mnie odprowadzić do domu ? Zostałeś pobity i trafiłeś do szpitala w bardzo ciężkim stanie i ….
-Nie mów, proszę. To przeszłość. Było minęło. Tak ? Nie płacz już proszę. - dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, szybko starłam łzy z policzków.
-Przepraszam. Nie sądziłam, że to będzie takie ciężkie.
-Nie masz za co przepraszać. Zostałaś poważnie skrzywdzona. - przygarnął mnie do siebie.
-I zostały po tym blizny do końca życia. - łza znowu poleciała, ta była wyjątkowo gorąca i duża.
-Lekarz nie dał ci żadnej maści na blizny ?
-Dał, ale mimo że stosuję nawet więcej niż powinnam to ona nie znika.
-To nie jest jakaś klątwa.
-Powiedź mi to w czasie letnim, kiedy każda kobieta chcę pokazać się w bikini, a wtedy zostaniesz spoliczkowany.
-Możesz założyć strój jednoczęściowy. Też są bardzo ładne i seksowne.
-To nie to samo. - wtuliłam się w jego tors mocniej, w jego małpkę.
-Dla tego jedynego będziesz idealna, więc nie ma co się przejmować resztą.
-O ile znajdę takiego „jedynego”.
-Najwyżej On pomoże ci siebie zauważyć.
-Żeby to było takie proste. - szepnęłam.
-Wszystko się ułoży. - pogłaskał mnie po policzku. - Wszystko będzie okey.

   Wszyscy mi to obiecywali. Wszyscy składali mi obietnice, ale co będzie, gdy pojawi się problem ? Nie pójdę do nich z nim, bo i tak już długo znosili moje problemy. W takich chwilach jak ta, żałuję, że poszłam nad tę rzekę, żałuje, że tak dobrze ich poznałam, że tak dużo miłości mi wlali do serca. Czasami chciałabym wrócić do tej oschłej suki, jaką byłam niż bać się o każdy dzień mojego zniszczonego już i tak życia. Wszyscy byli dla mnie mili, za mili. Nie spotykałam tego wcześniej, więc nie wiedziałam czego mam się spodziewać, a to uczucie jest gorsze od wszystkiego przez co przeszłam. Jestem na nowym, nieznanym gruncie i nie wiem jak solidny on jest. Po prostu się tego bałam, bałam się mojej przyszłości.  


Hej !
Tak mi się wydaję, że taki trochę dziwny rozdział mi wyszedł. Pisałam go parę dni, w częściach i mam wrażenie, że niektóre momenty nie łączą się z pozostałymi, ale chyba jest dobrze.
Bardzo dziękuję za Wasze cieplutkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, zachcianki przyjęłam do wiadomości i jakieś z pewnością się pojawią. Potrzeba tylko czasu, bo na najbliższą akcję mam pomysł, ale co później to skorzystam z Waszych propozycji :)
Jak Wam, dobrze wiadomo, lub nie, chłopcy są nominowani do "2014 Nickelodeon Kid's Choice Awards" w kategorii "UK favourite band"



Jest również nominacja "UK favourite fan family" i tu również brytyjska TWFanmily ma szanse na wygranie. 



Kuzynka, siostra, mama, ciotka. Wszyscy głosują. Sprawmy chłopcom radość i pokażmy reszcie UK fan family, że nasza jest najlepsza. ;)

Druga sprawa to jak wiecie, od dawna staramy się o certyfikat You Tube dla chłopców dlatego video do Glad You Came z konta thewantedVEVO musi uzyskać 100 tys. wyświetleń. Nabijamy ! A jeżeli macie Twittera to bardzo proszę tutaj o RT, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. 
Do następnego Robaczki :*

PS. Czy Jess zaakceptowała już wasze zaproszenia ? Moje już tak i jestem dumna, że mam ją w znajomych ^^

sobota, 22 lutego 2014

Section 60.

   W sypialni było ciemno, nawet przez okno nie przebijały się wredne, czasami, promienie słońca. Wiedziałam, że nawet obrócenie się na drugi bok nie pomoże mi w zaśnięciu. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, który spokojnie leżał na stoliku nocnym. Zegar wskazywał parę minut po szóstej. Westchnęłam głośno i rozumiejąc mój ból, że już nie uda mi się zasnąć wyszłam z łóżka i podeszłam do dużego okna, które nawet nie było niczym zasłonięte.
   Gdy zobaczyłam przed sobą ogromnych gabarytów las miałam ochotę tu zostać na zawsze. Mimo, że drzewa świeciły nagością i były posępne to i tak był to piękny widok. Zaczęłam sobie wyobrażać jakby ten las wyglądał wiosną czy latem. Zielone korony drzew dostojnie bujające się pod wpływem wiatru. Ale jednak najpiękniejszym widokiem byłaby jesień. Kolorowe liście lekko opadają na runo, a kolorowe czupryny drzew wyginają się jak zapałki pod wpływem silnego wiatru, ale nigdy się nie łamią. Był to piękny obraz, jeden z tych, który teraz mnie uspokajał i powodował niepamięć w mojej głowie, która cały czas analizowała i interpretowała całą masę rzeczy, zdarzeń i wypowiedzi.
   Zza lasu spokojnie, jakby nieśmiało wyłaniało się Słońce. Przywykłam do tego, że budzę się jeszcze przed wschodem, więc można powiedzieć, że pozytywnie zaczynałam każdy dzień. Chociaż myślałam, że jak wrócę do Wielkiej Brytanii to mój sen się unormuję, że zacznę normalnie spać, ale najwidoczniej to nie jest mój czas. Widok wschodu Słońca za tym opustoszałym i smutnym lasem był emocjonującym doświadczeniem. Promyki Słońca wdzięcznie wdzierały się pomiędzy gałęzie, a całość po chwili dostała przepięknej aurory światła. Mogłabym tutaj tak stać całą wieczność i przyglądać się temu zjawisku. Czuć się jak Latarnik z Małego Księcia, który co minutę zapalał i gasił latarnie na swojej planecie, bo tam właśnie co minute był zachód i wschód Słońca. Zadanie według mnie bezsensowne, bo mimo tego, że wschód i zachód był na tej planecie tak często to Latarnik nie miał okazji cieszyć się tym widokiem, bo ciągle musiał zapalać i gasić latarnię.
  Usłyszałam bardzo ciche pukanie do drzwi, a po chwili jeszcze cichsze ich otwieranie.
-Skąd ja wiedziałem, że nie śpisz. - jego wesoły szept wypełnił całą sypialnie, odwróciłam się do niego. -Zjesz ze mną śniadanie ?
-Pewnie. - powiedziałam po czym przeszłam obok, nie patrząc na niego.
   Słyszałam, że chłopak cicho zamknął drzwi, a po chwili jego ciche kroki za mną. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni, ale przed wejściem wyprzedził mnie.
-Co sobie życzysz na śniadanie ? - sięgnął po biały fartuszek, w którym często widzi się pokojówki i szeroko się uśmiechnął, miał na sobie czerwone bokserki i białą koszulkę w serek.
-Cokolwiek. - usiadłam na stołek barowy obok wysepki, gdzie Max zaczął kłaść jakieś produkty z lodówki.
-Jadę później na jakieś zakupy. Wybrałabyś się ze mną ?
-Nie ma sprawy.
-Coś cię gryzie ? - spojrzałam na niego, ale nie odpowiedziałam i spuściłam wzrok. - To ja powinienem strzelać fochy, nie ty. - celnie zauważył.
   W nocy mojego powrotu dużo myślałam nad tym co się między nami wydarzyło po przyjeździe tutaj. Podjęłam decyzję i musiałam ją przekazać Max'owi.

Nie znalazłam go na piętrze, więc postanowiłam zejść na dół. W salonie, w którym palił się kominek zobaczyłam siedzącą postać na sofie. Podeszłam do niego, nawet na niego nie patrząc, po prostu usiadłam obok, trzymając pewien dystans.
-Myślałam nad tym. - odezwałam się po dłuższej ciszy, dochodziła już czwarta nad ranem, a żadne z nas nie spało. - I … - nie chciałam ranić ludzi, a jednak musiałam. - Nie mogę być z Tobą Max. - wyrzuciłam z siebie na wydechu, spojrzał na mnie, ale ja miałam wzrok wbity w wesołe płomienie. - Nie mogę okłamywać cię z uczuciami jakie do ciebie czuję. Nie mogę udawać, że kocham cię jak partnera. - spojrzałam na niego. - Pomogłeś mi. I to bardzo, ale to co się między nami działo i nadal dzieję to nie jest prawdziwa miłość. Tamta wspólna noc … - przypomniałam sobie moje wakacje w Londynie. - To było nic zobowiązującego, nic znaczącego. Jeżeli odebrałeś inne sygnały to bardzo cię za nie przepraszam.
Spojrzałam na jego pusty i zarazem smutny wzrok, który spoczął na mnie.
-Max ? - zapytałam, gdy ten długo się nie odzywał. - Powiedź coś.
-Co mam powiedzieć ? Że wszystko gra, że będzie dobrze, dam sobie radę ? Nie potrafię się oszukiwać, nie potrafię sobie wmówić, że nic do ciebie nie czuję.
-To nie jest prawdziwa miłość. To coś dziwnego, ale z pewnością nie prawdziwe uczucie.
-Chyba sam wiem lepiej co czuję ! - wbił wzrok w kominek.
Był wściekły, a nie chciałam, żeby taki był. Atmosfera jaka wtedy panowała między nami była straszna. W pewnym momencie się go nawet przestraszyłam. Był taki zły. Po chwili wróciłam do siebie na górę próbując zasnąć, ale nie szło mi najlepiej.
Następnego dnia odsypiałam nieprzespaną noc. Przyjechał Tom z Jay'em akurat jak schodziłam po śniadanie. Przed kolegami Max udawał, że wszystko gra, sama wkrótce zaczęłam tak myśleć.

-Nie strzelam fochów. -odpowiedziałam.
-To w takim razie jak mam opisać twoje zachowanie ?
-Mam masę problemów na głowie.
-Obiecałem ci pomóc. Chcę wywiązać się z obietnicy, ale ty też musisz chcieć się przede mną otworzyć. W pojedynkę nic nie zdziałamy.
-Potrzebuję czasu.
-A mogę liczyć na to, że dzisiejszej nocy będziesz się dobrze bawić ?
-Takiej imprezy sobie nie odpuszczę. - uśmiechnęłam się do niego starając się, żeby ten uśmiech wyszedł jak najbardziej naturalnie.
   Po śniadaniu poszliśmy się ubrać każde do swojej sypialni i spotkaliśmy się na korytarzu, po czym pojechaliśmy do najbliższego sklepu, który znajdował się niemal trzy kilometry od domu, ale skoro Max chciał być odseparowany od środowiska to takie są tego rezultaty. Cały czas Max udawał jakby to co między nami zaszło, nigdy się nie wydarzyło. Też chciałabym móc tak szybko rzucić coś w niepamięć, ale ja ciągle wszystko analizowałam. Zrobiliśmy jakieś zakupy, żeby coś w lodówce było, bo i tak popołudniu miała przyjechać cała masa zamówionego jedzenia. Alkohol już od paru dni chłodził się w lodówkach w piwnicy.
-Zapomniałam ci powiedzieć, że przywiozłam coś na Sylwestra. - odezwałam się.
-A co to jest ?
-Polska wódka. Mam trzy butelki.
-Oho. Nie próżnujesz, widzę. - uśmiechnął się.
   Po powrocie do domu goście nadal spali, wczoraj również przyjechali Siva z Nareeshą oraz Kelsey, więc wypakowaliśmy torby, a zakupione produkty schowaliśmy do lodówki i po szafkach. Później dałam Max'owi alkohol, a ten zaniósł go do piwnicy. Było parę minut po 9, więc postanowiłam zacząć już ze sobą coś robić. Zabrałam potrzebne rzeczy i poszłam do jednej z łazienek.
-Am. - usłyszałam głos Max'a, więc uchylone i tak drzwi szerzej otworzyłam. - Może lepiej będzie jak skorzystasz z mojej łazienki. Oni pewnie się za jakiś czas obudzą, będą chcieli się ogarnąć, a tam nie będzie ci nikt przeszkadzał.
-W sumie.
-Mam dużą wannę. - poruszył wesoło brwiami.
-Dlaczego w powietrzu zawisło zdanie „Zmieścimy się tam obydwoje” ? - zaśmiałam się cicho i zabrałam swoje rzeczy, skoro Max tak dobrze grał, więc postanowiłam, że ja też zacznę.
-Nie wiem. Ja nie odniosłem takiego wrażenia. - zaprowadził mnie do swojej faktycznie dużej łazienki z faktycznie dużą wanną. - Nie żałuj sobie wody. To miłego wypoczynku. - buziak w czoło i już go nie było, wmówiłam sobie, że ten gest był jedynie przyjacielski.
   Na pólkach i w szafkach było całe mnóstwo rzeczy Max'a. Jego kosmetyków i ubrań. Dziwnie się tu czułam. Przekręciłam zamek w drzwiach i zatykając wannę napuściłam do niej wodę. Wlałam jeszcze olejek, który podwędziłam chłopakowi i zadowolona weszłam do cieplutkiej wody. Było tak przyjemnie, że nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy minęła godzina. Szybko doprowadziłam się do porządku i wyszłam z wanny z wielkim bólem serca. Wytarłam się powierzchownie i zawinęłam włosy w ręcznik. Narzuciłam swój cieplutki szlafrok i zabierając wszystkie swoje rzeczy wyszłam z łazienki.
   Gdy byłam w jego sypialni zatrzymałam się. Było mi smutno z powodu jego i Jane. Naprawdę ją polubiłam. Wydawała się taka miła i odpowiednia dla Max'a. Szkoda, że ta cała miłość nie miała takiego prawdziwego znaczenia miłości. Chciałabym, żeby dziewczyna się tutaj dzisiaj pojawiła, ale to było coraz bardziej odległym marzeniem. Chciałam, żeby się tu pojawiła, żeby trzymała swojego chłopaka w ryzach jak najdalej ode mnie. Wyszłam z jego sypialni i wróciłam do swojej. Założyłam bordowe legginsy, biały, dłuższy z tyłu top na ramiączkach i zapinany na guziki sweter w rozmiarze oversize. Zawiązałam jeszcze sznurówki czarnych trampek i wyszłam z sypialni.
   Na piętrze nikogo już raczej nie było, bo panowała cisza. Wszystkie głośne dźwięki wypływały z kuchni. Schodziłam właśnie po schodach, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Max ! - krzyknęłam, ale nikt się nie pojawił.
   Chyba nic się nie stanie, gdy to ja otworze drzwi ? Co prawda powinien to zrobić gospodarz, ale skoro oni i tak mnie nie słyszą to nie powinno się kazać gościowi czekać pod drzwiami. Przekręciłam wszystkie możliwe zamki po czym otworzyłam duże drzwi. Po drugiej stronie stała postać, której nie spodziewałam się w tym momencie, ale powinnam raczej pomyśleć o tym wcześniej, przecież tylko Jego jeszcze brakowało.
-Cześć. - przywitałam się i odeszłam kawałek, żeby chłopak mógł wejść. - Max jest w kuchni. Nie mógł otworzyć. - wytłumaczyłam się.
-Cześć. Nie ma sprawy. - zamknęłam drzwi.
-Daj może kurtkę. - podał mi ją, a ja schowałam ją do szafy.
-Zaprowadzisz mnie może do Max'a ? - spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem, jakbym była tutaj tylko pokojówką.
   Zabolało mnie to. Odrzucił mnie, ale nie spodziewałam się takiej namacalności tego.
-Coś długo Am nie ma. Może pójdę sprawdzić czy się nie utopiła. - usłyszałam wesoły głos Max'a, a po chwili on sam pojawił się na korytarzu. - Nathan !
   Chłopcy przybili sobie piątki i uściskali się w ten swój charakterystyczny sposób. Czułam się jak niepotrzebny mebel. Stałam tam jak słup soli.
-Właśnie o Tobie rozmawialiśmy. Kiedy przyjechałeś ? - Max nie krył radości.
-Przed chwilą, ale Amelia mówiła, że nie mogłeś otworzyć mi drzwi. - spojrzeli na mnie.
-Schodziłam ze schodów, usłyszałam dzwonek, wołałam cię, ale tak dobrze się bawiliście w kuchni, że nie słyszeliście ani dzwonka, ani mnie. Więc otworzyłam drzwi. - wytłumaczyłam lekko zimnym tonem po czym zostawiłam ich samych i poszłam do salonu, gdzie palił się kominek.
   Nie chciałam teraz pójść do kuchni i udawać, że wszystko gra, gdy ja dostaję białej gorączki. Max powinien pomyśleć nad aktorstwem, bo robi to świetnie. W kuchni wszyscy byli razem, szczęśliwi. Po co mam to psuć. Zrobiło mi się smutno z powodu Nathan'a. Nie zapytał co u mnie, jak się czuję, tylko o to czy mogę zaprowadzić go do Max'a. To zabolało. I widok ich wesoło się witających, gdzie tak naprawdę parędziesiąt godzin temu Max był zdolny to tego, żeby mnie odciągnąć od Nath'a. To ja byłam inna czy wszyscy faceci byli tacy fałszywi ? Dlaczego dla nich wszystko jest takie łatwe ? Też bym tak chciała. Pójść do pubu z przyjaciółmi napić się piwa, zaciągnąć laskę do domu na noc i niczym się nie przejmować. U mnie wszystko było bardziej skomplikowane.
   Ale jedna sprawa mnie cieszyła. Kels dała Tom'owi drugą szansę, a relacje między nami całkowicie się zmieniły. Też zaczęłyśmy od nowa. Usłyszałam czyjeś kroki. Skuliłam się mocniej licząc, że ten Ktoś mnie nie zauważy i odejdzie. No moje nieszczęście ten Ktoś dosiadł się do mnie.
-Trzymaj. Herbatka Sykesa najlepsza na smutki. - spojrzałam na niego, czy on wiedział, że ten smutek był spowodowany przez niego ? Zabrałam herbatę. - Uważaj gorąca.
   Faktycznie letnia nie była, ale aromat był tak intensywny, że w życiu takiego nie czułam. Zaczęłam dmuchać do kubka, chcąc jak najszybciej skosztować jej.
-Dlaczego siedzisz tu sama ?
-Tak wyszło. - nie wiem czemu szepnęłam.
-Martwimy się o ciebie. - zamilkł licząc na to, że coś odpowiem. - Przeszłaś dużo w swoim życiu, szczególnie ostatnio. Max opowiadał, że miałaś ciężki lot, ale powinnaś już się po tym pozbierać.
-A mówił co było później ?
-Nie.
-No właśnie. - wzięłam małego łyczka herbaty, ale była jeszcze za gorąca, więc nie poczułam jej smaku.
-A co się stało ?
   Miałam mu powiedzieć ? Z pewnością nie. Nikt miał się o tym nie dowiedzieć. To miało zostać między mną, a Max'em. To było dziwne, bo to już druga dwuznaczna sytuacja, którą ukrywaliśmy przed resztą z chłopakiem.
-Nic. - odezwałam się po chwili.
-Nie chcesz mówić to nie mów, nie naciskam. - spojrzałam na niego, intensywnie patrzył się w kominek, ale gdy przyglądałam mu się dłuższą chwilę spojrzał na mnie i uśmiechnął się, przybliżył się do mnie i objął ramieniem.
-Co ty robisz ? - zapytałam.
-Przepraszam. - zamilkł, a po chwili kontynuował. - Za wszystko. Za tę szopkę na lotnisku, za to odrzucenie przed drzwiami. Zachowałem się jak dupek i doskonale o tym wiem. Polubiłem cię, ty mnie zresztą chyba też.
-Powinieneś mnie nienawidź po tym co ci zgotowałam.
-Przynajmniej wiem czego mam się spodziewać po śmierci w piekle.
-Dlaczego myślisz, że tam trafisz ?
-Bo święty to ja z pewnością nie jestem, Am.
-Skrzywdziłam tylu ludzi. - nie wiem dlaczego zaczęłam. - I tak bardzo mi z tym źle.
-Słyszałem, że Kels dała Tom'owi drugą szansę. Tobie też. Więc skoro ci ją dała to nie jesteś potworem bez uczuć. Każdy popełnia błędy, ale one uczą nas czym jest życie. - spojrzałam na niego, gdy wypowiadał ostatnie zdanie. - Dlaczego tak mi się przyglądasz ?
-Na święta dostałam od rodziców antyramę i tam jest bardzo ważny napis i odnosi się właśnie do tego co przed chwilą powiedziałeś. Wyrazy są inne, ale znaczenie identyczne. - ucieszyłam się z tego zbiegu okoliczności.
-Masz mądrych rodziców. - uśmiechnął się.
   Do salonu wtargnęła reszta ludzi i nie było osoby, która na nasz widok nie uśmiechnęła się. Nadal siedzieliśmy wtuleni w siebie.
-No i nareszcie jest tak jak powinno być. - powiedział Max z uśmiechem na ustach siadając na fotelu cięgle nam się przypatrując. - Pasujecie do siebie.
   Ciągle mu się przypatrywałam, sama nie wiedziałam czy mówił prawdę czy to tylko kolejna scenka „wszystko jest okey” w jego wykonaniu. Chciałam z nim o tym pogadać, ale nie naciskałam. Chciałabym, że udało mu się z Jane, żeby jednak byli nadal razem. Dzisiaj ostatnia noc tego roku, więc marzenia są chyba brane pod uwagę, prawda ? Nathan mocniej mnie przytulił, więc i ja mocniej się w niego wtuliłam i kosztowałam pysznej herbatki Sykesa.
   Panowała miła rodzinna atmosfera przeplatana rozmowami, gdy zorientowałam się, że nadal mam ręcznik na głowie.
-Gdzie uciekasz ? - szepnął Nathan, gdy wstałam.
-Muszę zdjąć ręcznik.
   Przeprosiłam ich na moment i poszłam do najbliższej łazienki w której na kaloryferze zostawiłam ręcznik. Poszłam jeszcze do siebie, żeby rozczesać włosy i wróciłam do wesołego towarzystwa. Gdy tylko weszłam do salonu zauważyłam, że moje miejsce zostało zajęte przez niejakiego pana Loczka, więc ja zajęłam jego i usiadłam obok Tomsey.
-A czy wy przypadkiem nie mieliście spędzić Sylwestra w Madrycie ? - przypomniałam sobie o nieszczęsnym wydarzeniu w kawiarni, kiedy Nathan zbił filiżankę i zranił się w palca, gdzie również rozmawialiśmy o tym dniu.
-Jaka pamiętna bestia. - zaśmiał się Max patrząc na mnie przyjaźnie.
-Tak jakoś właśnie mi się przypomniało.
-A no mieliśmy tam lecieć, ale sprawy organizacyjne i tak wyszło. - zaczął Siva.
-A w międzyczasie Łysy kupił pałac i trzeba to ochrzcić. - dodał rozbawiony Tom.
-To taki miły, wydaje mi się, drobiazg. - dodałam.
-Zamówiliśmy pizze. Nie przeszkadza ci to, prawda ? - zapytał Max.
-Nie, skąd. - uśmiechnęłam się do niego.
Nareesha
   W oczekiwaniu na pizze porozmawiałam trochę z Kels, a po czasie przyszła Naree i wygoniła Tom'a mówiąc, że babeczki muszą sobie teraz poplotkować. Jako, że nas była tylko trójka, a facetów piątka, a żadna z nas nie wiedziała jacy przyjaciela Max'a jeszcze wpadną, postanowiłyśmy się tak wyszykować na tę noc, że naszym chłopcom wyskoczą oczy z orbit. Po szybkim posiłku zwiałyśmy na górę i w czasie, w którym ja kompletowałam z Nareeshą jej strój, Kels poszła wziąć prysznic. Jako, że dziewczyny uznały, że robię dobre makijaże to ugadałyśmy się, że je umaluje, a Kels zrobi nam wystrzałowe fryzury. Nareesha miała dokonać ewentualnych zmian w ubiorze.
Tak, więc nie tracąc czasu zaczęłam malować Naree póki Kels pluskała się w łazience.
Mulatka miała piękną sukienkę z czarną górą, ale jasnym dołem, a do tego czaderskie wysokie, złote szpilki, więc uznałam, że pójdziemy w zawsze modne w okresie sylwestrowym złoto, więc dorwałam ją i szybko z precyzją szwajcarskich zegarków umalowałam.
Kelsey
   Akurat, gdy już kończyłyśmy wróciła Kels, więc Nareesha zaczęła z nią dogadywać się w sprawie fryzury, a ja w tym czasie zrobiłam sobie mocny, ciemny makijaż oczu z porządną niebieską kreską. Pociągnęłam jeszcze usta szminką w kolorze pudrowego różu i obserwowałam poczynania Kels z długimi włosami Nareeshy. Ostatecznie dziewczyna miała na głowie seksowne, duże loki, więc jej pozostało jedynie ubranie się.
Spojrzałam na odważny strój Kelsey i uznałyśmy, że trzeba go dopełnić kolorowym makijażem z konkretnymi ustami. Tak więc, usta pociągnęłyśmy krwisto czerwoną szminką, a oczy lekko pomalowałyśmy pięknym odcieniem różu. Kels również użyła na sobie lokówki, ale tym razem zrobiła sobie masę, drobnych loczków i wyglądała bardzo uroczo, ale stój i usta podkreślały u niej jej mocny charakter.
Amelia
   Na końcu blondynka zajęła się moimi włosami, które chciałam, żeby jedynie porządnie wyprostowała, bo już dwie „lokowane” mamy, zresztą ja nie chodziłam zbyt często w lokach. Na końcu się ubrałam i każda spryskała się swoimi ulubionymi perfumami.
   Ostatecznie każda pochwaliła siebie nawzajem za dobrą robotę i nasz sylwestrowy look uwieczniłyśmy wspólnym zdjęciem, które Kels momentalnie wrzuciła na swojego Instagrama.
-Ej ! - powiedziałam. - Teraz chłopaki zobaczą jak wyglądamy zanim wyjdziemy.
-Oż kurna ! - dziewczyna złapała się za głowę. - Nie pomyślałam.
-Oni są za bardzo głupi, żeby to teraz zrobić. - skomentowała Nareesha i wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
   Na dole słychać już było muzykę i pierwszych gości, stwierdziłyśmy, że po czterech godzinach spędzonych w jednym pokoju przydałoby się zejść i oczarować wszystkich zgromadzonych piętro niżej. Ostatnie poprawki i trzy boginie wyszły z sypialni. Dostojnie w żółwik tempie zeszłyśmy ze schodów, żeby wszyscy nas podziwiali. Zacięte usta, surowy wzrok, prosta postawa, atuty na wierzchu i uwierzcie więcej nie trzeba było robić, bo wszyscy wbili w nas swoje głodne spojrzenia pełne zazdrości. Faceci od razu rzucili się na swoje drugie połówki, bo bali się, ktoś mógłby im je zabrać na co wybuchłyśmy z dziewczynami niepohamowanym, gromkim śmiechem, który zdziwił resztę.
-Ślicznie wyglądasz. - podszedł do mnie Nathan, gdy z dziewczynami się już uspokoiłyśmy.
-Dziękuję. Nie sądziłam, że wskoczysz w marynarkę. - spojrzałam na jego niebieskie okrycie.
-Czyli jednak potrafię zaskoczyć. - uśmiechnął się w ten „swój” sposób.
-Wodzicie zmysłami dzisiaj dziewczyny. - podszedł do nas Max. - To mała, kameralna impreza w gronie najbliższych przyjaciół. Nie wiedziałem, że wpadną gwiazdy hollywood.
-Raz w roku można błyszczeć wyglądem. - skomentowałam jego reakcję.
-To ja skoczę po coś do picia naszej gwieździe filmowej. - i Nathan zniknął.
-Nie uważam, żeby moje stare kumpele stąd były zadowolone z tego obrotu sprawy. - spojrzałam na niego tępo. - Wiesz, zapewniałem im, że to tylko jedna z wielu moich imprez, a wy tak się odstawiłyście, że mogą czuć się lekko na boku, lekko wykluczone.
-Ich strata. - ruszyłam barkiem w geście obojętności.
-Wredna jesteś.
-Teraz to odkryłeś ? - uśmiechnęłam się.
-Racja. - odwzajemnił gest. - Cieszę się, że jesteś z Nathan'em. - spojrzałam na niego w podejrzliwy sposób. - Naprawdę.
-Nie jestem.
-Kwestia czasu. Złapaliście wspaniały kontakt i mimo że widząc cię w takim stroju mój mózg kieruje mnie w dziwne strefy mojego umysłu to całkowicie szanuję twój wybór. I możesz mi zaufać, że nie będę starał się was rozdzielić. Chciałem z Tobą porozmawiać o tej nieszczęsnej nocy. Byłem wtedy oschły, ale musiałem to sobie poukładać. Nie chcę rozdzielać młodych i zakochanych, więc nie musisz się mnie obawiać. Moje intencje są szczere.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego, widziałam jaką walkę prowadził ze samym sobą. - Jane przyjedzie ?
-Nie.
-Czyli … to już pewne ? - zapytałam delikatnie.
-Jestem singlem.
-Szkoda. Pasowaliście do siebie, polubiłam ją.
-Uwierz mi ja też, ale nasze drogi się skrzyżowały.
-Wyszło jak wyszło.
-Czemu dalej stoicie na korytarzu ? Ktoś jeszcze przyjdzie ? - wrócił Nathan z dużymi szklankami zapełnionymi do pełna kolorowym alkoholem.
-Czekaliśmy na ciebie. - Max szybko zabrał mu alkohol i szybko odszedł, gdy przechodził obok Nathan'a klepnął go w bark.
-A jemu co ? - spojrzał za nim.
-Nie wiem. - zabrałam mu pysznie wyglądający drink. - Idziemy ? - spojrzałam na niego.
-Tak. Jasne. - ocknął się.
   Faktycznie nie było dużo osób, może 20, więc zabawa miło się toczyła. Poznałam paru wspaniałych przyjaciół Max'a, ale i znalazło się takie grono ludzi, za którymi nie przepadałam, ale nimi się wcale nie przejęłam i nie rozmawiałam z nimi więcej. Przed północą, większość przyjaciół Max'a była już w takim stanie, że ledwo stała na nogach, w tym sam Max.
   Gdy za kwadrans miała wybić północ wyszłam z Nathan'em i Tom'em wraz z Kels na ogród, bowiem mieliśmy naszykować fajerwerki. Oczywiście miał się tym zająć Max, ale on nie był już w stanie, więc wykonaliśmy brudną robotę za niego. Gdy już większość ludzi wyszła na zewnątrz zaczęliśmy odliczanie.
-Nathan uważaj na siebie ! - zdążyłam krzyknąć, nim chłopak wraz z Tom'em zaczęli odpalanie głośnych, ale i efektywnych fajerwerków.
   Razem z Kels i Naree podziwiłyśmy widoki, kolory i kształty powstałe na granatowym, smutnym niebie. Z miasta również widzieliśmy jasną łunę fajerwerków, które się nie kończyły, ale to było dosyć daleko, więc i nie było tak spektakularnie jak u nas.
-Nic mi się nie stało, widzisz ? - Nathan podszedł do mnie obejmując w talii, gdy pokaz się skończył, a ja oglądałam gwiezdne podboje nad miastem.
-Na całe szczęście. - uśmiechnęłam się.
-Szczęśliwego Nowego Roku !
-Szczęśliwego. - wymienialiśmy się długo głęboki spojrzeniami, przerwałam to i wróciłam do rozświetlonego nieba.
   Każde z nas zaczęło składać sobie nawzajem życzenia. Podszedł do mnie chwiejnym już krokiem Max ze ogromnym uśmiechem na pół twarzy. Bałam się, że coś wypapla.
-Słońce ty moje rozświetlające moje mroczne drogi. - ścisnął mnie, aż zabrakło mi tchu. - Tak bardzo chcę ci życzyć szczęścia i pomyślności, że nieba bym dla ciebie uchylił. Zasługujesz na nie jak nie wiem kto i jak znowu życie zacznie ci podstawiać kłody pod nogi to wyjeżdżamy na Karaiby i niech się w dupę pocałują. - zakończył swoje poetyckie i oryginalne życzenia czknięciem.
-Dziękuje Max. - powiedziałam rozbawiona. - Też chcę ci złożyć najlepsze życzenia. Ale najważniejsze jest to, żebyś jutro nie cierpiał cały dzień przez kaca.
-Ale kochana ja tego właśnie chcę. Jutro cały dzień będę kacował.
-W taki razie pij ile wlezie. - roześmiałam się, a chłopak odszedł do kolejnej osoby.
-Pijany Max ma w sobie ten urok. - usłyszałam za sobą, więc się odwróciłam.
-Nathan.
-Mogę złożyć ci życzenia ?
-Pewnie.
-Chciałbym ci życzyć, żebyś na swojej drodze spotkała pewną wyjątkową osobę, która stanie za Tobą murem, która wyciągnie cię z każdej opresji, obroni przez złem tego świata i przy tym wszystkim będzie cię odpowiednio traktowała, tak jak powinnaś być traktowana. Czyli z wielką godnością. Żeby ta osoba kochała cię ponad wszystko i żeby była dla ciebie oparciem w trudnych momentach. Ważne też jest to, żebyś w obecności tej osoby czuła się dobrze, rozluźniona i wolna, żebyś faktycznie lubiła tę drugą osobę, żeby to uczucie między wami było odwzajemnione.
-Dlaczego życzyć mi akurat to ? - zapytałam.
-Wydaje mi się, że tego ci teraz brakuje. Miłości. Prawdziwej miłości, odwzajemnionej.
   Już druga osoba mi to powiedziała. Powiedziała, że potrzebuje miłości. Jedna zapewniła mnie, że jest mi to w stanie zapewnić, druga jest obdarzona ode mnie tym wyjątkowym uczuciem, ale czy jest tak samo u niej ?
-A co jeżeli już znalazłam taką osobę, ale nie wiem co ona na to ?
-Musisz jej powiedzieć prawdę. - jego zielone tęczówki ślicznie się mieniły przy blasku księżyca.
-A co jeżeli się ode mnie odsunie ? Znowu ?
-Wtedy kopnij mnie w jaja. - roześmiał się dźwięcznie.
   A ta noc stała się dla mnie wyjątkowa, bajkowa. Ta noc była spełnieniem marzeń. Wtuliłam się w jego ciepły tors i poszliśmy do pełnego domu, gdzie zabawa trwała w najlepsze.
-Dziękuję. - odebrałam od Nathan'a kolejny kolorowy drink.
-Do usług. - usiadł obok mnie zarzucając swoją rękę na oparcie sofy. - Jak myślisz kiedy Max odpadnie ?
-Wolałabym, żeby jak najszybciej, ale znając jego to nad ranem. - skrzywiłam się widząc jak siłował się na ręce z jego znajomym.
-Czego to on jeszcze nie wymyśli. - żachnął się.
-Leku na raka. - Tom sprawnie przeskoczył przez sofę siadając obok. - Przepraszam.
-Czemu ty jeszcze nie jesteś pijany ? - spytałam, po czym dodałam. - Gdzie Kelsey ?
-W toalecie, a nie jestem pijany, bo … mam czas. - pociągnął łyka piwa prosto z butelki.
-Kto tak w ogóle się dobrze bawi ?
-Max ze swoimi znajomymi stąd. - powiedział Tom. - Siva z Nareeshą też sobie jakoś radzą, humor mają przedni, ale dziwię się dlaczego Jay nie leży na podłodze. U niego to już normalka. Już dawno powinien spać.
-Uważa pewnie dlatego, że nie chcę powtórzyć tego co się wydarzyło na ostatniej imprezie. - uśmiechnął się Nathan.
-A co się wtedy wydarzyło ? - zapytałam.
-Powinnaś raczej zapytać co się nie stało. - rozbrzmiał śmiech Parkera.
-Chodzi o to, że po ostatniej imprezie, na której Loczek wcale sobie nie żałował, wylądował nagi w domu jakiejś staruszki. Przepraszam, miał na głowie czapkę wodza indiańskiego.
-Co ?! - wybuchłam głośnym śmiechem.
-Oczywiście nie miał przy sobie telefonu, na taksówkę już go nie było stać. Nie wiedział gdzie jest, okazało się, że wylądował pod Londynem i autostopem wrócił pod wieczór do domu. - nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.
-Zabalował nasz Jay'uś. - Tom rechotał jak stary fotel.
-Powiedzieliście jej ?! - ni stąd ni zowąd pojawił się sam zainteresowany.
-Jay hahaha nie gniewaj się hahaha. - próbowałam się nie śmiać, ale słabo mi to wychodziło.
-Mieli ci nie mówić.
-Ale Jay. Nie ma czego się wstydzić. Pomyśl jaką fantastyczną przygodę przeżyłeś. - nie wiem po co to powiedziałam, bo rozbrzmiała jeszcze wielka fala śmiechu.
-No ja nie wytrzymam. - już chciał odejść, gdy do niego podeszłam i pociągnęłam na parkiet.
-Przepraszam. Nie gniewaj się na nich. - powiedziałam, gdy już tańczyliśmy.
-Mieli ci nie opowiadać. To takie żenujące.
-Czy ty się właśnie zarumieniłeś ? - Jay opuścił głowę. - Jay. - roześmiałam się i go przytuliłam. - Jesteś wspaniały.
-No wiem. - okręcił mnie szybko.
   Wariowaliśmy tak na parkiecie, aż nie przyszedł Nathan i zrobił odbijanego, ale Jay nie miał z kim tańczyć, więc wrócił na kanapę.
-Dalej jest obrażony ? - zapytał chłopak.
-Nie wydaje mi się. - akurat skończyła się taneczna piosenka i zaczęła typowa przytulanka, spojrzałam na Nathan'a gotowa, żeby wrócić na sofę, ale miło mnie zaskoczył przyciągając mnie do siebie.
-Nie uciekniesz mi. Już nigdy. - szepnął.
-Często to słyszę.
-Ale tym razem dotrzymam słowa.
-To się jeszcze okaże.
-Wątpisz we mnie ?
   Oderwałam się na chwilę od niego i patrząc w jego tęczówki odpowiedziałam. - Nie.
   Niebezpiecznie spojrzał na moje usta, a następnie w oczy. Szybko się w niego wtuliłam i głęboko oddychałam.
-Przepraszam, że cię wystraszyłem. - szepnął po chwili. - Nic na siłę, pamiętasz ?
   Pokiwałam głową i przetańczyliśmy resztę piosenki. Po niej wróciliśmy do ekipy, gdzie rozmowa się sprawnie rozwijała. Kels już wróciła i gdy zobaczyła jak siadam Nathan'owi na kolana, bo nie było już wolnego miejsca, szeroko się uśmiechnęła i dyskretnie zwróciła uwagę siedzącej obok niej Nareeshy, która również na mnie spojrzała z wielkim bananem na ustach.
-O czym wy tak rozmawiałyście na górze, że dziewczyny teraz się tak szczerzą ? - szepnął Nathan.
-To wiemy tylko my. - odpowiedziałam również szepcząc, spróbowałam wciągnąć się w rozmowę.
-A pamiętacie jak Tom jechał na deskorolce i wjechał w słup. - śmiała się Kels.
-To było zaplanowane. - bronił się ile mógł jej chłopak.
-Tak, kochanie, doskonale o tym wiemy. - pocałowali się szybko.
-To muszę ci powiedzieć, że wspaniale to zaplanowałeś. - śmiał się Siva.
-Albo jak podszedłeś na brzeg sceny, a akurat wtedy włączyły się ognie ? - Max ledwo mówił przez śmiech i alkohol w swoim organizmie.
-To było straszne. - śmiał się sam zainteresowany. - Wiesz jak zrobiło mi się ciepło. Totalny szok.
-Mógłbyś się od nich zapalić ? - zapytała Kels z wystraszoną miną.
-Jarałby się jak świeczka. - Max był na tyle pijany, że ciągle się śmiał.
-O mój Boże. Gdybym wiedziała, że macie taką niebezpieczną pracę, to bym chyba nie pozwalała na takie dodatki. - blondynka się zaniepokoiła.
-Wystarczy, że się będzie patrzyło gdzie chodzi. - dodał rozbawiony Jay.
-Dobre było jak na koncercie w Chile zeskoczyłeś ze sceny i flaga zawinęła ci się tak, że nie mogłeś jej zdjąć. - dołączył się Nathan, więc spojrzenia skierowały się na nas.
-Pójdę po coś do picia. - wstałam czując, że za chwilę spalę się ze wstydu, a dziewczyny odprowadziły mnie uśmiechniętymi spojrzeniami.
-To było super zabawne. - powiedział Jay śmiejąc się próbując zmienić atmosferę, która była teraz trochę sztywna.
-Ale dlaczego to zawsze ja mam jakieś głupie odchyły ? - śmiał się z siebie Tom.
   Podeszłam do stołu i szukałam wzrokiem soku, ale takiego nie znalazłam.
-I tak najlepszy jest Jay. - roześmiał się rozluźniony przez alkohol mulat, a ja wyszłam do kuchni w poszukiwaniu soku.
   Na blacie również nigdzie go nie było, więc otworzyłam lodówkę i wyjęłam nieotwarty jeszcze karton soku. Zamknęłam drzwiczki.
-Nathan ! - wystraszyłam się widząc go za nimi ten się dumnie uśmiechnął.
-Też poproszę.
-Mógłbyś przynajmniej nie straszyć ludzi. - wyjęłam dwie czyste szklanki.
-Tak mnie coś naszło.
-Też coś się nie bawisz najlepiej. Już powinni niektórzy leżeć zgonowani na podłodze.
-Spokojnie. Siva jest na dobrej drodze. - podałam mu pełną szklankę.
-Idziemy rozkręcić tę imprezę, wszyscy mają leżeć na podłodze.
-I mówi to kobieta, która piję sok. - roześmiał się.
-Racja. - spojrzałam na niepełną szklankę soku pomarańczowego i dolałam do niej ile się dało wódki. - Teraz możemy iść.
   Spróbowałam mojego soku. Mógł być. Skrzywiłam się. Trzeba się upić. I z takim postanowieniem weszłam do salonu.
-Bawimy się ! - krzyknęłam.
-I to rozumiem. - rozradowany Max jakby się obudził i nagle zaśmieciły mu się oczy. - Kto się ze mną nie bawi w pijacką grę ten fan One direction !
   Krzyknął i wszyscy sięgnęli po alkohol. Max szybko wytłumaczył zasady gry, a polegała ona na tym, że wszyscy pili, a ten kto wypił najwięcej nie musiał pić w następnej kolejce, z kolei ten co najmniej musiał wypić tyle co ten o największej liczbie kolejek. I tak w kółko. Robiliśmy co prawda jakieś przerwy, ale w ciągu godziny odeszło już parę osób. Nadal siedziałam obok Nathan'a, który trzymał się doskonale dobrze, chyba oszukiwał, ale nie teraz mi o tym rozmyślać, gdyż musiałam wypić całą szklankę magicznego drinku Max'a. Niby kolor pomarańczowy miał, ale ile w tym było soku nie wiedziałam.
-No to. - czknął Max. - Do dna, Am. - ponownie czknął.

   Co działo się dalej nie było mi dane wiedzieć, bo urwał mi się film i widziałam jedynie ciemność.  


Hej !
Ale dłuuuugi, prawda ? Chyba najdłuższy jak do tej pory xD
Moja skleroza mnie przerasta. Miałam w poprzednim posłowie zapytać się czego chciałybyście na Sylwestra, ale zapomniałam :(
Mam nadzieję, że to co zostało opublikowane Wam odpowiada ^^
Całe szczęście, że wczoraj nie dodałam, bo dzisiaj jak się dorwała to wiele rzeczy pozmieniałam, dopisałam, usunęłam i uważam, że na dobre mi te wszystkie zmiany wyszły. 
Gdybyście miały jeszcze jakieś pytania, bo rozdział nie dostarczył Wam odpowiedzi na nurtujące pytania, to wiecie gdzie je kierować ;D
Do następnego i oczywiście jeśli macie jakie pomysły, spostrzeżenia co do przyszłości opowiadania to również z chęcią poczytam. Jestem otwarta na wasze propozycje i zachcianki.

wtorek, 18 lutego 2014

Section 59.

Oczami Tom'a.


   Ciekawił mnie fakt z kim Kels pojedzie do Max'a. Nathan miał wyjechać pociągiem z Gloucester, ja miałem zabrać Jay'a, a Siva z Nareeshą mieli pojechać razem autem. Wrzuciłem jakieś koszulki do walizki i zacząłem wybierać spodnie. Fakt, że tam będzie Kelsey powodował u mnie ogromnie szczęście. Usłyszałem dzwonek mojego telefonu, więc rzuciłem na łóżko spodnie, które miałem w ręce i odebrałem.
-No co Jay ?
-Jestem już gotowy. Mam do ciebie przyjść ? - spojrzałem na prawie pustą walizkę.
-Jestem jeszcze w proszku, więc jeżeli ci się nudzi to wbijaj.
-To ja będę za jakiś czas.
-To czekam. Cześć.
   Położyłem telefon na biurku i wróciłem do pakowania. Czy to, że Kels zdecydowała się pojawić na Sylwestrze u Max'a, było spowodowane tym, że chciała jednak mi wybaczyć, czy może knuła jakąś podłą intrygę, którą zmiecie mnie z powierzchni Ziemi ? W tym momencie zatrzymałem się i ze spodniami w dłoniach zastygłem w bezruchu. A co jeżeli ona chce mnie upokorzyć i dobić ? Załamany usiadłem na łóżku obok walizki. Co jeżeli Kelsey chcę się na mnie zemścić, za to co te szmatławce piszą ? Nie zdziwiłbym się, zraniłem ją, chociaż tak w zasadzie to nie była moja wina, bo ja nic nie zrobiłem. Nie przespałem się wtedy z tamtą dziewczyną, ale mówić sobie mogłem. Kels poczuła się zdradzona, oszukana i to mnie tak cholernie bolało.
   Wrzuciłem w końcu tę nieszczęsne spodnie do walizki i szybko dokończyłem pakowanie nie chcąc powracać do męczącego mnie tematu. Gdy właśnie zamykałem walizkę usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć mojemu przyjacielowi. Jego wesoła, jasna, kręcona czuprynka jak zwykle spowodowała u mnie na twarzy szeroki uśmiech.
-Ale będzie biba u Łysego. - powiedział i przybiliśmy sobie piątki.
-Będzie grubo. - zaśmiałem się.
-Spakowałeś się już ?
-Tak, właśnie skończyłem. Jak chcesz coś do picia to się obsłuż. Idę po walizkę.
   Wróciłem do sypialni i zabrałem spakowaną walizkę po czym zaniosłem ją na korytarz i wszedłem do kuchni, gdzie Jay pił już sobie piwo.
-Też bym się napił. - powiedziałem czując suchość w gardle.
-Nie możesz. Dzisiaj jesteś moim szoferem. Jutro się tak napijemy, że Max będzie miał kolorowe malunki na ścianach.
-Się wkurzy.
-Przynajmniej ochrzcimy mu dom. - zaśmiał się.
-Lepiej jedźmy, bo to jednak trochę potrwa.
   Wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy do podziemnego garażu, z którego wyjechaliśmy w długą podróż. Gdy już miałem się zatrzymać i rozpłakać na środku ulicy, bo miałem już dosyć wiecznych korków na drodze, wstrętnej pogody i ogólnie złych warunków to przypominałem sobie o tym, że na miejscu spotkam Kels i wtedy jechałem jak na skrzydłach.
-Słyszałem, że Amelia też będzie. - zaczął Jay.
-No wczoraj miała ponoć przylecieć. Max mówił, że około północy po nią jedzie. Nie gadałeś z nią ? Mieliście taki dobry kontakt ze sobą.
-No tak jakoś wyszło, że nie gadaliśmy.
-Dziwne.
-Ale przecież Nathan też tam będzie. Oni się nie pozabijają ?
-Gdyby się coś szykowało to ich rozdzielimy. A mi się wydaje, że sobie na spokojnie porozmawiają i dojdą do porozumienia. - wjechałem właśnie na ostatni odcinek autostrady, który miał nas zaprowadzić do Manchesteru, a później GPS miał ostatecznie zaprowadzić nas pod dom Max'a.
-Ich chyba do siebie ciągnie, co ?
-A skąd ten dziwny ton głosu u ciebie ? - spojrzałem na przyjaciela. - Ciebie też kręci Am, czy jak ?
-Był taki moment, ale wtedy akurat Amelia zaczęła przychodzić do Nathana w szpitalu i sam ogłupiałem.
-No patrz. Jak ta dziewczyna na nas działa. Jak magnes.
-Co poradzisz. - zamilkł, więc nie drążyłem tematu.
    Nie powiem, że Am wcale mnie nie pociągała. Była atrakcyjną, młodą dziewczyną, więc nie zdziwiło mnie to, że i Jay do niej coś poczuł, ale zdziwiło mnie to, że jednak jego humor się zmienił, gdy powiedział o Nathanie i Amelii. Chłopak chyba faktycznie poczuł do niej coś mocniejszego. Ciekawe czy Amelia ugada się z Nathanem, a jeżeli nie to z kim ? I czy tym kimś będzie któryś z moich przyjaciół ?
   Amelia Zagadka Kwiatkowska. Zaśmiałem się i wjechałem do miasta. Jak ja tu dawno nie byłem. Przejechałem właśnie obok Uniwersytetu, w którym studiowałem geografię.
-Dobre wspomnienia, co ? - zapytał Jay.
-A no dobre. Jeszcze sobie trochę poczekamy zanim zaparkuję przed nowym domem Max'a. Byłeś tam w ogóle wcześniej ?
-Nie. To mój pierwszy raz.
-Mój też. Ciekawe czego mamy się spodziewać.
-Pewnie będzie miał duży ogród, żeby Max mógł grać w piłkę.
-Racja. - zaśmiałem się i dalej jechałem.
   Przynajmniej tutaj pogoda nie była taka zła. Było zimno, ale nie padało, więc jezdnia nie była taka śliska, a ulice niezapełnione po brzegi. Za jakiś kilometr mieliśmy zobaczyć królestwo Max'a i szczerze mówiąc jaraliśmy się tym. Nie wiem czym cieszył się Jay, ale ja nie mogłem się doczekać zobaczyć Kelsey.
   Wysiadłem z tego auta nie czując nawet ogromnego bólu kości, które po podróży miały dopiero okazję się rozprostować. Stanąłem obok samochodu i podziwiałem zamek Max'a.
-No tego się nie spodziewałem. - odezwał się Jay.
-Ja też. - dodałem nie wierząc w to co widziałem. - Ocipiał czy jak ?
-No chyba tak troszkę. - powiedział Jay i zaczęliśmy naszą wesołą salwę śmiechu.
   Wzięliśmy nasze walizki i stanęliśmy przed potężnymi, skrzydłowymi drzwiami, miały nawet kołatkę, ale wolałem zastosować coś nowocześniejszego czym był dzwonek do drzwi o bardzo barytowym dźwięku. Ta siedziba wyglądała jak dla królowej. Oj, chłopak dostanie ode mnie opierdziel i to spory. Po dłuższej chwili drzwi otworzył nam szczęśliwy Max.
-No siema ! - przybił z nami piątki. - Otworzę Ci zaraz garaż, żebyś zaparkował.
-Mamy do pogadania, Stary. - uprzedziłem go i oddając walizkę Jay'owi wróciłem do samochodu, po czym wjechałem do sporego garażu i zaparkowałem na wolnym miejscu, po czym wszedłem do środka, gdzie na korytarzu nadal stali moi przyjaciele.
-No to zapraszam. - uśmiechnął się.
-A czego mam się spodziewać ? - oprócz skończonej podłogi i pomalowanych ścian na korytarzu nie było dużo mebli, aczkolwiek najważniejsze, jak np. szafa, stolik i lustro było.
-No jeszcze nie wykończony jest, ale najgorzej też nie jest.
   Max schował nasze kurtki do oszklonej szafy i poszliśmy za nim do kuchni, która była do końca wykończona w bardzo, ale to bardzo nowoczesny sposób. Usiedliśmy do dużego stołu, a Max po chwili poczęstował nas ciepłą herbatką.
-Gdzie Am ? - zapytał Jay.
-Na górze.
-Czemu nie tutaj ?
-Odpoczywa po locie i ogólnie. - zmieszał się.
-Coś się stało ? - dołączyłem się.
-Nie, nic. Miała ciężki lot z dwoma nieciekawymi wpadkami, więc musi jakoś odreagować. Zejdzie do nas.
-Jesteśmy pierwsi ? - w delikatny sposób zapytałem.
-Tak. Chociaż dzisiaj ma wpaść jeszcze Naree z Sivą. A razem z nimi Kels, jeżeli ci o to chodzi, a wiem, że właśnie o to chodzi.
-A ty masz ode mnie opierdziel. - szybko zmieniłem temat.
-Za co ?
-Za to, kurna. To letnia rezydencja królowej, czy jak ?
-Zawsze chciałem mieć duży dom.
-Duży dom. Rozumiem, ale to zalicza się pod kategorię zamek, pałac czy coś takiego.
-Przesadzasz. - wyjął piwo, które szybko otworzył, a na stół postawił kolejne dwa.
-Wcale nie.
-Chcę mieć dużą rodzinę, chcę wyprawiać szalone imprezy, a co jak co, to, to jest odpowiednie miejsce. Z dala od sąsiadów i aparatów paparazzi, dużo wolnej przestrzeni, ogromny ogródek. Ful wypas.
-No nie wiem. Teraz jesteś sam i nie czujesz się przytłoczony przez ten ogrom ? Jane ciągle siedzi w Londynie.
-Przecież mam teraz Was. Trochę ludzi będzie, zresztą na Sylwestra zaprosiłem paru moich przyjaciół stąd. Będzie się działo.
-Nie wątpię. - wszyscy odwróciliśmy się w stronę jej cichego, zaspanego głosu. - Cześć chłopcy. - przywitała się z nami buziakiem w policzek i potężnym miśkiem.
-Dobrze cię widzieć. Naprawdę. - uśmiech sam wyrósł na mojej twarzy.
-Też mi się tak zdaje. - lekko się uśmiechnęła.
-Słabo wyglądasz. - zauważyłem jej zmęczenie w oczach i coś w rodzaju bólu.
-Miałam ciekawą noc. - zerknęła na Max'a po czym szybko uciekła spojrzeniem i podeszła do lodówki.
-Mówiłem Wam, że Amelia miała ciekawy lot. - odezwał się Max i do nas dosiadł.
-A co się stało tak właściwie ? - zapytał Jay jednocześnie patrząc na krzątającą się po kuchni Am.
-Najpierw turbulencje, szok pasażerów, później dwa razy podchodzili do lądowania i wtedy ludzie dostali czystej furii. To i się ten strach udzielił naszej podróżniczce. - Max odwrócił się i spojrzał na nią, odwzajemniła to słabym uśmiechem.
   Miała na sobie jakąś koszulkę i za dużą bluzę. Włosy niestarannie związane w koka. Niemal nie widziałem jej w tych ciuchach.
-Kochanie ? Co się z Tobą dzieję ? Co się dzieję w Twoim życiu ? - zapytałem, a ta momentalnie zastygła w bezruchu i po chwili spojrzała na mnie.
-To co zawsze Tommy. Ciągle pod górkę. - mówiąc to spojrzała na Max'a i wyszła z talerzem kanapek i kubkiem parującej herbaty. - Nie przeszkadzajcie mi, proszę. - rzuciła w progu.
-Max ? - zapytał Jay dwuznacznie na niego patrząc.
-Rozmawialiśmy o pewnych sprawach. Między innymi o Tomku i myślę, że teraz trzeba jej poświęcić bardzo dużo uwagi i rozmowy. Być może pewne rzeczy, które jej powiedziałem mogły się jej nie spodobać.
-Ten sukinkot mnie już irytuje, ale dzięki Bogu, że już nie żyję. - powiedział Jay łapiąc kłamstwo Max'a, ale mi jednak coś w tym śmierdziało i nie wiedziałem co, ale wcale mi się to nie podobało.
-Chyba mamy kolejnych gości. - Max wstał od stołu na dźwięk dzwonka.
   Mimo tego, że byłem w odległym miejscu, które nazywało się „rozum” i główkowałem nad tym co się tutaj stało nim się tu pojawiliśmy, to dźwięk dzwonka był teraz ważniejszy. Na podjeździe zobaczyłem duży samochód Sivy, ale o palpitacje serca doprowadził mnie Jej widok. Była szczęśliwa, mógłbym powiedzieć, że promieniała dobrą energią. Z podziwem patrzyła na posiadłość Max'a. Przywitała się z nim jak za dobrych, starych czasów. Chciałbym, żeby i między nami panował taki pokój.
-Ten widok rozdziera ci serce, co ? - poczułem silną rękę Loczka na moim ramieniu.
-Nawet nie wiesz jak w tym momencie zazdroszczę Max'owi tego, że może z nią normalnie porozmawiać. Siva z Nareeshą pewnie też mają ten sam kontakt z nią. Z Tobą za pewne będzie podobnie, a ja ? Jak się do mnie odezwie to będę szczęśliwy.
-Nie sądzę, żeby Kels przyjechała tutaj z niecnymi planami wobec ciebie, ale raczej z dobrymi intencjami.
-Myślisz ?
-No spójrz na nią. Spójrz jaka jest szczęśliwa. Nie przyjęła by zaproszenia, gdyby nie chciała czegoś naprawić.
-Czasami mam wrażenie, że naprawdę jesteś mądry, Jay.
-Ej. - dostałem od niego w bark. - Wiesz co ? Tak przyjacielowi ? - zaśmiał się, a my usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi i wesołe głosy przybyszów.
-Jesteśmy pierwsi ? - zapytała Nareesha.
-Nie. Przed chwilą przyjechał Tom z Jay'em. - odezwał się Max.
-A Amelia jest ? - zapytał ciszej mulat.
-Tak, ale źle się czuję i jest u siebie.
-Coś się stało ? - Jej głos powodował u mnie dreszcze na całym ciele.
-Miała ciężki lot. Z resztą ta cała sytuacja, w której tkwi nie jest łatwa. Chodźmy do kuchni. Nie zdejmujesz kurki, Kels ?
-Nie. Muszę coś zrobić. - powiedziała ciszej.
   Serce waliło mi jak opętane, nie wiedziałem co mam zrobić. Nie chciałem tak stać i czekać jak jakiś struś z głową w piasku, bo było by to dziwne, więc usiadłem do stołu. Tyłem do wejścia.
-No jesteście w końcu ! - wesoły głos Jay'a.
-Cześć. - zaczęło się witanie, teraz musiałem wstać i się z nimi przywitać, ale tak bardzo bałem się jej reakcji.
-Cześć Tom. - stała parę kroków przede mną.
-Cześć Kelsey.
-Możemy się przejść ? - spojrzałem ze strachem w oczach na przyjaciół, para mulatów serdecznie się uśmiechnęła i pokiwała lekko głową.
-Tak. - odpowiedziałem, wziąłem kurtkę i szybko wyszliśmy na grudniowy mróz.
   Najpierw szliśmy w ciszy z pewnym dystansem do siebie, dopiero, gdy odeszliśmy na jakąś odległość od pałacu Max'a, Kels się odezwała.
-Ostatnimi czasy dużo myślałam nad nami i doszłam do wniosku, że nigdy byś mnie nie okłamał w takiej sprawie. Gdyby wydarzyło się coś takiego z pewnością powiedziałbyś mi o tym. Nie pozwoliłbyś, żebym dowiedziała się takiej rzeczy z gazet czy Internetu. Zajęło mi to wiele czasu i przepraszam cię za to, ale przynajmniej jestem w stu procentach pewna, że nie chcę cię stracić. Chcę żeby było tak jak wcześniej, żeby już nigdy żadne brukowce nas nie poróżniły.
-Czy to oznacza, że dajesz mi drugą szansę ? - powiedziałem po dłuższej chwili, gdy to wszystko do mnie doszło.
-Tak, ale teraz martwię się, że jednak nie zechcesz jej przyjąć. - zesmutniała.
-Pewnie, że ją chcę. Kocham cię i nic, ani nikt tego nie zburzy. - ze szczęścia podniosłem ją i okręciłem wokół własnej osi.
   Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Kels mi wybaczyła i chciała jeszcze raz zacząć. Szybko połączyliśmy się w pocałunku, a po godzinnym spacerze, ze splecionymi dłoniami i szerokim uśmiechem na twarzy wróciliśmy do domu, gdzie i nasi przyjaciele cieszyli się z tego powrotu. Oczywiście Kels swoje rzeczy zaniosła do sypialni, którą przydzielił mi Max. Tego dnia obydwoje nie opuszczaliśmy się na krok i cieszyliśmy się swoją obecnością. Kels wróciła z podwojoną siłą, stwierdziła, że chcę pogodzić się również z Am, ale tego dnia ciężko było ją dostać. Męczyła mnie ta sprawa z nią i Max'em, ale w tamtym momencie najważniejsza była dla mnie Kelsey. Co nie oznacza, że nie wrócę do tamtej sprawy i jej nie rozwiążę.
   Tej nocy cieszyliśmy się sobą nawzajem, każde z nas było przez te parę miesięcy na głodzie, więc teraz nie mogliśmy się najeść do syta. Zasnęliśmy dopiero nad ranem w swoich objęciach ze zmęczenia.


Hej !
Wiem, wiem. Lubię komplikować ;D Miło, że tak się tym przejęłyście i w ogóle pisałyście swoje przemyślenia co do przyszłości Am, ale ja już podjęłam decyzję ^^
San ?! Jakie zboczuszki ?! Ty seksoholiku, kochany xD <3
Sześćdziesiąty rozdział tuż, tuż. Będzie się działo, więc dajcie mi troszkę czasu :*
Love and peace. Kiss and hugs.
Do następnego ♥