piątek, 27 września 2013

Section 28.

-Am na dole w kuchni zostawiłem telefon możesz z łaski swojej mi go przynieść !
-A ty z łaski swojej możesz się tak nie drzeć jak oglądam film ! - odkrzyknęłam zbulwersowana z głośnym westchnieniem wstałam z kanapy i poszłam do kuchni po ten jego telefon. - Nie myśl sobie, że po tym jak zdejmą ci ten gips z nogi to będę ci usługiwać. - weszłam na schody. - To i tak jest jakiś niezabawny żart, że ja tu z tobą jestem. - weszłam na szczyt.
-Jestem z tobą już drugi dzień, a mam już dość twojego narzekania na mnie. Jakbym specjalnie złamał tę nogę i prosił się o to, żeby siedzieć z tobą sam na sam w domu. - podałam mu jego telefon.
-A tak nie było ? - położyłam dłonie na biodrach opierając się o framugę drzwi.
-Chciałabyś. - spojrzał na mnie.
-No właśnie nie.
-Możesz już wrócić przed telewizor. - powiedział po chwili.
-Mogę ? - naśladowałam jego głos. - Pięknie dziękuje za pozwolenie. - skłoniłam się do samej podłogi. - Jestem tym zaszczycona. - trzasnęłam drzwiami, żeby na następny raz mieć wymówkę do tego, że nie słyszałam jego krzyków i zeszłam na dół podgłośniając telewizor. 
   Równo trzy dni temu, gdy rodzice mnie odwiedzili mama dostała tajemniczy telefon od Nicoli o tym, że muszą wrócić do domu, bo nasza rodzinna kaleka i ciumcia malinowa złamała nogę. A jak to się stało ? Młody idąc po równym chodniku, bo ledwo co zrobionym, potknął się o swoje krzywe nogi i jebnął na kostkę brukową. Gdybym tam była to bym się chyba zsikała ze śmiechu, ale teraz wcale do śmiechu mi nie było. Drugi dzień z rzędu siedziałam z nim i czekałam do piątej, aż rodzice wrócą z pracy i będę mogła wrócić do siebie i przestać mu usługiwać. Było po 13 i zapewne za moment wróci Nicola. Podniosłam swój szanowny tyłeczek z miękkiej i nagrzanej już sofy i poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Mama co prawda mówiła, żebym nic nie gotowała, bo ona zrobi to dzień wcześniej, a ja tylko to podgrzeje, ale kto lubi jeść podgrzewane żarcie ? Zajrzałam do lodówki, a później do spiżarni, czyli dzisiaj będą naleśniki. Mam przynajmniej nadzieję, że rodzice zrobią dzisiaj jakieś zakupy. Wróciłam ze spiżarki ze słoikiem pomarańczowego dżemu autorstwa mojej mamy i wyjmując potrzebne produkty i akcesoria rozpoczęłam szykowanie posiłku. Mleko, mąka, woda gazowana, cukier i miksujemy.
   Ogród wyglądał teraz jakoś dziwnie, pusto i smutnie. To przez tą jesień, ale liście, które jeszcze wisiały na drzewach i mam nadzieję, że jeszcze powiszą, nadawały temu swój komiczny klimat. Jakby uparcie chciały przywrócić uwagę przechodniów krzycząc do nich ich jaskrawą barwą i ułożeniem na gałęziach. Uśmiechnęłam się na to wyobrażenie. Nagle niebo zrobiło się niemal czarne od ptaków, które jak na komendę wzleciały w powietrze. Dziwiło mnie, że jeszcze tu były. Zima coraz bliżej, a chłody są już dosyć uporczywe. No nic. Wyłączyłam mikser i widełki włożyłam do zlewu, a mikser schowałam do szafki. Szybko umyłam pod bieżącą wodą widełki i wycierając je w szmatkę schowałam do szuflady. Wyjęłam patelnię i włączyłam pod nią palnik pozwalając jej się nagrzać. Po chwili pierwszy naleśnik dumnie smażył się na patelni. Postawiłam wodę na herbatę i naszykowałam kubki. Wrzucając drugą torebkę zastanawiałam się czy zrobić napój również Olivierowi, ale zdecydowałam, że jak będzie chciał to i tak nie dostanie. Niech się cieszy, że w ogóle dostanie jedzenie.
   Stojąc nad patelnią zastanawiałam się nad zaistniałą sytuacją i niewysłanym listem. Nadal napisany czekał na kopertę i znaczek na stole. Nie miałam teraz czasu na to, żeby go wysłać. Najbliższa okazja byłaby jutro, bo mama ma wolne, więc nie będę musiała tutaj siedzieć. Gdy myślałam o liście od razu myślałam o Max'ie. Był posłuszny Tomkowi i cieszyłam się z tego, bo bałam się co mogłoby się wydarzyć, gdyby ten dowiedział się o tym, że Brytyjczyk kontaktował się ze mną. Gdy pierwszy naleśnik był gotowy usłyszałam chrobot przekręcanego zamka w drzwiach, a po chwili krzyk Nicoli.
-Już jestem.
-Myj ręce i siadaj do stołu. - odkrzyknęłam i zajęłam się drugim naleśnikiem, a gdy ten smażył się na patelni tego pierwszego posmarowałam dżemem i złożyłam w trójkąt.
-Naleśniki ? Mniam. - dziewczynka usiadła do stołu, a ja podałam jej kubek gorącej herbaty.
-Zamknęłaś drzwi na zamek ?
-Nie, zapomniałam. - zrobiła duże oczy.
-To leć je zamknąć. - upomniałam ją i przełożyłam naleśnika na drugą stronę.
-Przepraszam. - wróciła.
-Po prostu trzeba o tym pamiętać i tyle.
-Olivier u siebie ?
-Niestety. - drugi naleśnik był gotowy, więc i jego posmarowałam dżemem. - Smacznego. - podałam jej obiad.
-Dziękuje. A dla Oliviera też zrobisz ?
-Pewnie bym nie zrobiła, ale zaraz poleci ze skargą do mamy, a wtedy będzie kicha, więc jestem przyparta do muru.
-Dał ci w kość, co ? - powiedziała z pełną buzią.
-Nie mówi się z pełną buzią. - upomniałam ją po  raz kolejny.
-To dał czy nie dał ? - przełknęła już zawartość ust.
-A co ty taka ciekawska ? Nie wiesz, że to pierwszy stopień do piekła ?
-Włącz okap. - przekręciłam oczami i włączyłam urządzenie, posmarowałam naleśniki dżemem.
-Zjadłaś już ? - spojrzałam na ledwo co zjedzony pierwszy naleśnik na talerzu mojej siostry. - To dobrze, Idź na górę do swojego braciszka i zanieś mu jedzenie. - posłałam jej nikły uśmiech i na wyciągniętej ręce podałam talerz, który po chwili niechętnie wzięła i zaniosła na górę.
   Po obiedzie Nicola poszła do siebie robić lekcje, a ja włączyłam laptopa. Weszłam na pocztę i zawaliła mnie ilość nieprzeczytanych wiadomości, a konkretnie liczba reklam, bo to przeważało. Ale jedna wiadomość skupiła moją uwagę bardziej. Rzekomym nadawcą był Max George. Wątpiłam w to, że to może być TEN Max, ale otworzyłam wiadomość z myślą, że zaraz zobaczę kolejną reklamę. Tym większym zaskoczeniem było, gdy zobaczyłam zwykłego e-maila.

Od:  maxgeorge88@gmail.com
Temat: [pusty]
Do: ameliakwiatkowska94@.gmail.com
Treść:
Amelio!
Wiem, że może nie powinienem pisać tego maila, ale nie wytrzymam w dłuższej niewiedzy o Tobie. To co się ostatnio wydarzyło nadal nie pozwala mi spać, ciągle żyję myślą czy jesteś bezpieczna i nie grozi ci coś ze strony twojego byłego. Mam nadzieję, że cię nie skrzywdził, bo nie wiem czy bym to zniósł. Tom zabrał mi telefon i od tej nieprzyjemnej rozmowy z tym gościem nie mam szansy na jakikolwiek kontakt z tobą. Ledwo udało mi się przemycić laptopa do pokoju.  Proszę cię tylko o kontakt, o zwykłe "cześć, żyję i mam cię w dupie". Chcę wiedzieć, że żyjesz i ten typ cię nie skrzywdził. Jeżeli nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu to po prostu powiedź. Chcę ci tylko powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć. 
Max.

   Sam fakt, że się odezwał napawał mnie szczęściem. Wiadomość była wysłana parę dni po wizycie Tomka do mnie, więc jednak i tak długo wytrzymał w niewiedzy. Zrobiło mi się go szkoda, ale zaraz pojawił się strach o to, że tego maila mógł znaleźć Tomek. Przeczytałam go jeszcze parę razy, a że był krótki to szybko się go nauczyłam na pamięć. Otworzyłam okno nowej wiadomości i szybko odpisałam na maila.

Od: ameliakwiatkowska94@.gmail.com
Temat:  "cześć, żyję i mam cię w dupie"
Do:  maxgeorge88@gmail.com
Treść:
Max !
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się odezwałeś. Żyję w ciągłym strachu, że za rogiem pojawi się Tomek. Wyrządził mi tak dużo krzywdy, że na samą myśl o nim mam dreszcze.  Dziękuje, że się ode mnie nie odwróciłeś, a wręcz przeciwnie, pamiętałeś o mnie. Myślę, że za jakiś czas moje życie się umiarkuje i uspokoi. Trzymam za to kciuki i było by mi miło gdybyś ty też jakoś mnie w tym wspierał, mimo tego jakie zło ci wyrządziłam. Nawet nie wiesz ile ten mail przyniósł mi szczęścia. Oczywiście, że chcę utrzymywać z tobą kontakt, z tym, że musi to być w tajemnicy przed Tomkiem. Dziękuje .
Amelia.

  Szczęśliwa nie wyłączałam poczty przez następne cztery godziny, bo żyłam nadzieją, że zaraz odpisze mi Max, ale skoro został pozbawiony jakiegokolwiek źródła łączenia się ze światem to szanse były nikłe. Gdy rodzice wstawili się w domu, ja z niego wyleciałam i szybko wróciłam do domu, gdzie jeszcze szybciej podłączyłam swojego laptopa do zasilania i włączyłam pocztę. Szybko znalazłam kopertę i znaczek pocztowy, czytając po raz setny treść listu i po raz setny upewniając się, że jest dobrze stylistycznie zakleiłam kopertę i zostawiłam na pustym stoliku. Rzucał się w oczy, ale przynajmniej o nim nie zapomnę. Nie mogłabym. Szczególnie po tym maile. Bałam się jednak, że za moment do drzwi ktoś zapuka i tym kimś okaże się Tomek. Gdy o nim pomyślałam spojrzałam na moje sine nadgarstki i automatycznie naciągnęłam rękawy swetra. Przyszedł wczoraj wieczorem i nie wyszedł bez pokazania swojej wyższości przez którą ja cierpię. Jeszcze nie zszedł mi siniak po jego ostatniej awanturze, a przybyły mi kolejne dwa, które nieźle utrudniały życie. Wzięłam prysznic i spokojnie bez żadnych nieprzyjemnych gości zasnęłam.
   Rano wcześnie wstałam i szybko ubierając co popadnie pobiegłam na pocztę wysłać priorytetem list. Gdy tylko podałam go uprzejmej pani w okienku poczułam się naga i samotna, jakby całe moje życie było w jej spracowanych dłoniach. Wchodząc do budynku tryskałam dobrą energią, ale jak z niego wyszłam wszystko ulotniło się w powietrze, a ja jak wypompowany materac wróciłam do mieszkania. Zjadłam śniadanie i tym co zrobiłam później nieźle się zszokowałam, bo sama dobrowolnie poszłam do domu i gdy mama otworzyła mi drzwi to się do niej przytuliłam i rozpłakałam. Poszłyśmy do kuchni i dostałam gorącej herbatki z miodem. Na szczęście byłyśmy same, bo uziemiony na górze Ol nie wliczał się w moje rachunki. Powiedziałam mamie o liście i o tym jak się czuję. Ale nic nie wspomniałam o poczynaniach Tomka.
-Na pewno się uda, skarbie. Czuję to. - powiedziała, a ja tak bardzo chciałam jej w wierzyć, tylko czułam, że coś pójdzie nie po mojej myśli, nie wiedziałam jeszcze co, ale wiedziałam, że coś złego się wydarzy w mojej przyszłości, pytanie teraz kiedy ?


Hej ! Jakoś tak lubię ten rozdział. Jest taki dobry. Am dostała e-mail od Max'a, wysłała list i jeszcze ta końcówka z mamą. Czyżby wychodziła na prostą ? Jak sądzicie ? Mam nadzieję, że w weekend jeszcze coś napiszę, bo od poniedziałku (mam taka nadzieję) pójdę już do szkoły i będę musiała nadrabiać zaległości w kartkówkach, czyli będzie dużo nauki, tak więc nie wiem czy znajdę czas na pisanie. Trzymajcie się moje Miśki i miłego weekendu ;*


wtorek, 24 września 2013

Section 27.

-Cześć kochanie. Chcielibyśmy z tatem z tobą porozmawiać. - w drzwiach stali moi rodzice.
-Wejdźcie. Macie szczęście, bo robiłam dzisiaj ciasto. - zdobyłam się na nikły uśmiech.
-Brr, ale na zewnątrz zimno. Ledwo zaczął się październik, a tu takie chłody. - tato zdjął szalik i wsadził go w rękawie kurtki, która za chwilę wisiała na wieszaku.
-Ale u ciebie na szczęście ciepło. - mama zdjęła botki.
-Idę postawić wodę na herbatę, a w wy się w spokoju rozbierzcie. - weszłam do mojej malutkiej kuchni i nalałam wody do czajniki, postawiłam go zaraz na podstawce i włączyłam, naszykowałam kubki i poprawiłam bluzę.


-Nie przeszkadzamy chyba ? - zapytała mama wchodząc do kuchni.
-Nie. Mam teraz duże zapasy wolnego czasu.
-No właśnie. Znalazłaś coś ? - zapytał tato częstując się moim wypiekiem.
-Aktualnie nic, nadal jestem bezrobotna. 
-Już od dwóch tygodni. - zaśmiał się, a mama szturchnęła go pod stołem myśląc, że tego nie zauważę.
-Wiesz kochanie my nie mamy do ciebie o to pretensji. Pamiętaj, że zawsze ci pomożemy. - zabrała głos w tej sprawie mama.
-Wiem, ale postaram się coś znaleźć. 
-A zrobiłaś to o co cię prosiłam ?
-Nie przypominam sobie o co mnie mamo prosiłaś.
-Dwa tygodniu temu rozmawiałyśmy o twojej przyszłości, wyjeździe do Londynu. Myślałaś nad tym ? - no tak, przypomniałam sobie.
-Tak w zasadzie to o tym zapomniałam. - przyznałam zgodnie z prawdą.
-Amelio prosiłam cię przecież.
-Ale miałam teraz tyle rzeczy na głowie, że samo wyleciało mi to z głowy. - lewe ramię zapiekło mnie na samo wspomnienie wydarzenia poprzedniego tygodnia.
-Ciekawe co takiego miałaś na głowie. - z ironią zapytała kobieta, byłego chłopaka, który powiedział, że jestem jego własnością do tego zwyzywał Max'a i wyrządził mi krzywdę, którą widziałam każdego dnia w lustrze i która dawała o sobie znać, gdy tylko dotknęłam tego miejsca, tylko to mamo, oczywiście im tego nie powiedziałam.
-Było tego trochę. - powiedziałam i zalałam wrzątkiem kubki.
-Spokojnie, nie mamy do ciebie za to żalu, przecież możemy teraz o tym pogadać. Dziękuje. - podałam mu herbatę.
-Tak właściwie to nie mam z tym żadnego problemu. Porozmawiamy o tym teraz. - szybko podłapała mama.
-Ale, że w tym momencie ? Nawet nie zdążyłam przeanalizować sprawy.
-Ale misiu tutaj nie ma co analizowania. Tam czujesz się dobrze masz przyjaciół, którzy na pewno przyjmą cię pod swoje skrzydła, mimo tego co się między wami wydarzyło, a praca przyjdzie z czasem. 
-Mamo. - przerwałam jej. - Ale ja tego nie chcę. 
-Jak to nie chcesz ? - zapytała zdziwiona.
-To już inny temat. - nawet nie chcę myśleć co mógłby zrobić Tomek na wiadomość, że uciekłam do Londynu, wtedy mogłoby się wydarzyć wszystko, co jeżeli odnalazłby Max'a ? Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało z mojej winy. - Dlaczego tak bardzo chcecie się mnie pozbyć ? - spytałam prosto z mostu.
-Nie chcemy się ciebie pozbyć. - powiedział jakby urażony tym co powiedziałam tato.
-Jak nie ? Namawiacie mnie na wyjazd do innego kraju, bo rzekomo tam mi było lepiej. Niby skąd to wiecie ? Może tutaj mi lepiej ?
-Z dilerem narkotyków na karku ? Przepraszam cię Tomasz. - zwróciła się do taty. - Ale nie mogę już dalej ukrywać tego powodu. 
-Co ? - zapytałam zdezorientowana i poprawiłam bluzę.
-Amelio uciekaj stąd. Uciekaj od Tomka. Policja tylko czeka na jego pomyłkę i niedociągnięcie. Wszyscy o nim wiedzą. Proszę cię córeczko uciekaj od tej sprawy, bo znając jego to wpląta cię w to wszystko i to ty będziesz poszukiwana, a nie on. Martwimy się o ciebie, nie widzisz tego ? - złapała mnie za dłonie i niemal błagała wzrokiem żeby zrobiła to o co prosiła.
-Rozumiem to mamo, ale nie wiedziałam, że sedno sprawy leży tak głęboko.
-Czyli wyjedziesz ? - dopytywała.
-Nie mogę. - powiedziałam zabierając swoje dłoń spod jej.
-Jak to ? 
-Jeżeli tu zostanę to być może uda mi się jakoś od niego uciec, ale jak wyjadę to. - zatrzymałam się na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. - To moi przyjaciele stamtąd też mogą na tym ucierpieć
-Co masz na myśli ? - zapytał tym razem tato.
-Nie rozumiesz ? Tomek jest bardzo pewny pewny siebie, myśli, że może wszystko i nie było by w tym nic złego gdyby nie robił tego co chcę, bo tym tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że faktycznie tak jest.
-Można zacząć działać jego bronią i wtedy go uziemić. 
-Tato nie filozofuj. - wzięłam łyk herbaty.
-Temat Tomka wywołuje u mnie mdłości. Może przejdziemy do salonu ? Tam jest przytulniej. - powiedziała mama.
-Dobry pomysł. - podłapał tato i zabierając kubki wstali, a ja za nimi.
-Przepraszam za ten rozgardiasz. - powiedziałam zgarniając papiery ze stolika robiąc jednocześnie miejsce na kubki, poszłam jeszcze szybko po ciasto.
   Słyszałam, że rodzice o czymś rozmawiają, ale nie wiedziałam o czym. Pokroiłam ciasto i biorąc tacę i talerzyki wróciłam do salonu. Mama coś czytała.
-Córciu skąd to masz ? - usłyszałam jej głos, gdy układałam wszystko na stoliku.
-Ale co ? - spojrzałam na nią, a ona pokazała mi list z Londynu.
-To ogromna szansa, dlaczego nam nic nie powiedziałaś ? Łap szczęście za ogon. - jej uśmiech rósł z każdą sekundą.
-Dlaczego nic nie mówisz ? - zapytał tato.
-Bo powiedziałam już wszystko co miałam do powiedzenia na temat wyjazdu. - nałożyłam sobie ciasta i szybko wpakowałam w siebie pierwszy kęs, by uniknąć rozmowy z nimi.
-Tak właściwie to dostajesz wszystko pod nos. Praca jest, więc nie ma co się zastanawiać. U nas i tak nie znajdziesz nic ciekawego, a jeżeli podsuniesz im jakiś konkretny pomysł to z pewnością go zrealizują. To ogromna szansa. - mama była podekscytowana.
-I niby w jakim kierunku miałabym otworzyć własny biznes ? - zapytałam z pełną buzią.
-Robisz dobre wypieki i lubisz to robić. Własna cukiernia była by strzałem w dziesiątkę. - tym razem tato zaczął się napędzać tym pomysłem.
-Tato to totalna amatorszczyzna nic wielkiego. Nie mam ani wykształcenia, ani doświadczenia w takim czymś.
-Ale to co mówi tato wcale nie jest głupie. - mama spojrzała na niego. - Idealny pomysł. Ty już pisz pismo i wysyłaj im tam z powrotem. Jestem niemal pewna, że pomogą ci w tym.
-Mamo. - powiedziałam między kęsami.
-No co ? Czy to źle, że chcemy ci pomóc ?
-No nie, ale skoro ja nie chcę to nie ma sensu mnie zmuszać, prawda ? - zakończyłam temat na dzisiaj, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. 
   Chwilę później do mamy zadzwoniła Nicola i musieli wrócić do domu. Siedząc przed telewizorem znowu przejrzałam ten list. Zaczęłam patrzeć na tę sprawę nieco z innej strony. Tutaj miałam mieszkanie, ale nie miałam pracy. Tam miałabym pracę, ale nie mieszkanie. W głębi serca chciałam się stąd urwać i wrócić do Londynu, bo kto chciałby siedzieć w miejscu, którego nienawidzi ? Okryta kocem wpatrywałam się w list i myślałam nawet nie zdając sobie sprawy z włączonego telewizora. Około północy ocknęłam się i wyłączyłam odbiornik. Wzięłam prysznic, ale w głowie ciągle miałam sprawę listu. Nawet przed snem ta myśl nie chciała mnie opuścić. Lubiłam piec, więc dlaczego tego nie wykorzystać ? Nie mogąc spać wstałam i napisałam list z moim pomyśle na biznes. Zadowolona z jego wyglądu i poprawności językowej dopiero zasnęłam, a sny było zaskakująco przyjemne tej nocy.


Hej ! Co tam u was ? Wy też chore, czy jeszcze nie ? Przepraszam, że taki krótki, ale chyba was już do tego przyzwyczaiłam, że tutaj tak krótko i na temat ; ) Misie moje jeżeli Max za każdym razem miałby przylatywać do Amelii to by chyba zbankrutował xD Do (mam nadzieję) szybkiego następnego ;*


sobota, 21 września 2013

Section 26.

  Oczami Amelii.

   Już piaty dzień nie musiałam wcześnie wstawać i znosić humorów mojego szefa, bo najzwyczajniej w świecie nie musiałam go widywać. Leżałam właśnie na kanapie i oglądałam jakiś teleturniej, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, niechętnie wstałam i niechlujnie rzuciłam na mebel koc. Szurając nogami, bo nie chciało mi się ich podnosić podeszłam do drzwi.
-Dzień dobry. Mam dla Pani pizze. - w progu stał młody chłopak z kurtką reklamującą naszą miejską pizzerię.
-Ale ja jej nie zamawiałam. - spojrzałam na niego.
-Nie ? - zapytał, a drzwi naprzeciwko się otworzyły.
-To chyba do mnie. - moja sąsiadka uśmiechnęła się przepraszająco, a ja zamknęłam drzwi.
   Skoro byłam już na nogach to mogłabym zejść na dół sprawdzić pocztę, której przyznam się szczerze nie sprawdzałam już od dłuższego czasu. Jakoś na czasie powinny przyjść rachunki do opłacenia. Założyłam buty, narzuciłam płaszcz i zeszłam na dół, otworzyłam swoją skrzynkę i wzięłam dość grubą garść listów. Rachunki, listy z banku - pewnie namawiają mnie na kredyt, ulotki, jakieś zaproszenia na pokazy i list z dziwnym adresatem. Rzuciłam płaszcz i zdjęłam buty, poszłam do salonu zaciekawiona rozrywając kopertę. Siadając na jednej nodze otworzyłam list. Był po angielsku, więc zrozumiałam jego sens dopiero po czwartym przeczytaniu. Z tego co zrozumiałam dostałam propozycję założenia własnej spółki. Był to międzynarodowy projekt pomagający Polakom w Anglii rozwinąć skrzydła. Pomysł fajny, ale to nie dla mnie. Włożyłam kartkę do koperty i rzuciłam na stolik przede mną. Zaczęłam sprawdzać kolejne koperty i drogą eliminacji trzy z nich wylądowały w koszu, a resztę zostawiłam. Wróciłam do oglądania telewizji.
   W pewnym momencie nawet nie wiem jakim cudem zaczęłam zastanawiać się nad tym co robi w tej chwili Max. Przyznam, że ciekawiło mi to, mój wzrok nieświadomie wylądował na telefonie. Dzwonić, nie dzwonić ? Wzięłam go w dłonie i w kontaktach odnalazłam Max'a. Miałam nawet jego zdjęcie, uśmiechnęłam się. W zasadzie to nic nie traciłam, ale jakoś tak nie chciałam przycisnąć ikonki zielonej słuchawki przy kontakcie. Nie wiem przez co tak się działo, ale po prostu coś mnie hamowało o tego posunięcia. Po dłuższej walce przeciwko sercu, a głowie odważyłam się na wciśnięcie zielonej słuchawki i szybko przyłożyłam telefon do ucha. Nawet nie usłyszałam pierwszego sygnału kiedy głośny i w tym momencie nie pasujący głośny dzwonek rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Rozłączyłam się po pierwszym sygnale i zostawiając telefon na stoliku poszłam otworzyć drzwi.
-Witaj. - w progu stał Tomek, zamknęłam szybko drzwi, ale ten wsadził stopę nie pozwalając mi domknąć drzwi, dlaczego ja wcześniej nie spojrzałam przez wizjer ? - Nie tak szybko. - powiedział i pchnął mocno drzwi, które uderzyły mnie w lewe ramię. - Przepraszam. - powiedział ironicznie i wszedł chamsko do środka.
-Czego chcesz ? - zapytałam masując obolałe miejsce.
-Musimy dokończyć naszą ostatnia rozmowę. - stanął przed oknem obserwując bacznie okolicę, mimo że była jesień on miał na nosie okulary przeciwsłoneczne.
-Ona się już wtedy zakończyła. - powiedziałam surowym tonem.
-Nie kotek. Nie pamiętasz, że to ja zawsze wszystko kończyłem ? A tej rozmowy nie skończyłem, więc sama rozumiesz. - spojrzał zza okularów. - Więcej szacunku dla swojego chłopaka.
-Po pierwsze nie jesteśmy już razem, a po drugie na szacunek trzeba sobie zasłużyć.
-Nie ty decydujesz o tym czy jesteśmy razem czy nie. - zaczął do mnie podchodzić. - Nie powiedziałem, że z nami koniec, więc nadal jesteś moją własnością.
-Nie jestem niczyją własności.
-Nie rozumiesz. - dotknął mojego podbródka, wywołując dreszcze. - To ja wszystko zacząłem i to ja wszystko zakończę, ale jeszcze nie teraz. - zaczął szeptać mi do ucha. - Jeszcze się trochę pobawimy w kotka i myszkę. - zaśmiał się gardłowo i znowu zalały mnie dreszcze.
   Chłopak odszedł rozsiadając się na kanapie.
-Może zrobisz mi coś do jedzenia, zgłodniałem idąc do ciebie. - uśmiechnął się słodko wychylając się.
-Wyjdź stąd !
-Spokojnie. - zaśmiał się i podniósł dłonie do góry, zaczął rozglądać się po stoliku, jego wzrok zatrzymał się na liście z Londynu, szybko tam podeszłam i niemal wyrwałam mu go z dłoni.
-Nie twoje. - powiedziałam.
-Co to za list ? - zapytał wstając.
-Nic dla ciebie. Wyjdź. - zrobiłam krok do tyłu, bo on zrobił jeden w moją stronę.
-Daj mi to.
-Nie. - znowu krok wstecz.
-Co ukrywasz ? Jakaś tajemna korespondencja z twoim chłopaczkiem z Londynu  ? - Jego mina zrobiła się surowa i zaciągnięte usta wskazywały na to, że nie był zadowolony.
-Wyjdź. - jego agresja rosła z każdej sekundy mocniej.
-Nie dopóki nie powiesz mi co to do cholery jest ! - krzyknął, a ja poczułam za sobą ścianę, jego krzyk wstrząsnął moim ciałem.
-Niczego się ode mnie nie dowiesz. - jego ręka niebezpiecznie się podniosła, wiedziałam, ze za moment wyląduje na mojej twarzy i już poczułam łzy w oczach, ale chwilę przed uderzeniem zadzwonił mój telefon i Tomek się powstrzymał.
-Sprawdźmy kto do ciebie dzwoni. - był tak blisko, że jego głos mnie sparaliżował i nie wiedziałam co do mnie mówi, słyszałam to, ale nie rozumiałam tego co próbował mi przekazać, bo wiadomość z prędkością światła przelatywała przez moją głowę. - Ładne zdjęcie. - rozpoznałam dzwoniącą postać, ale nie zdążyłam zareagować nim Tomek odebrał połączenie.
   Nastała cisza, zapewne pierwszy odezwał się Max.
-Słuchaj gościu. - zaczął po angielsku Tomek. - Odpierdol się od mojej dziewczyny, bo jak nie to będziesz musiał przylecieć na jej pogrzeb. Zrozumiałeś, czy mam to powiedzieć dobitniej ? - zaczęłam płakać, a Tomek zamilkł. - Trzymaj się od niej z daleka, bo po niej przyjedziemy po ciebie i resztę tej twojej badziewnej kapelki. Życie ci nie miłe ? Nie lituj się nad dziwkami, bo nie warto. - po tym się rozłączył i rzucił telefon na kanapę. - Nie rycz ! - wydarł się, a ja bezradnie osunęłam się na podłogę. - Słyszałaś co powiedziałem ? - złapał mnie za rąbek bluzki i brutalnie podciągnął do góry i rzucił z powrotem na ścianę, poczułam ból w kręgosłupie.
-Jeszcze tu wrócę. - wyszedł, a ja szybko na giętkich jeszcze nogach zamknęłam drzwi na wszystkie możliwy sposoby, po tym co zrobił bałam się go.
   Upadłam na podłogę i zaczęłam szlochać w pewnym momencie straciłam orientację i nie wiedziałam gdzie jestem, a w głowie ciągle miałam słowa Tomka. "Odpierdol się od mojej dziewczyny, bo jak nie to będziesz musiał przylecieć na jej pogrzeb. [...] Nie lituj się nad dziwkami, bo nie warto." On naprawdę mnie nie kochał. Traktował jak maskotkę, z którą można zrobić wszystko. Teraz gdy to zrozumiałam zaczęłam jeszcze głośniej płakać, czułam że mam już mokre włosy obok uszu, a sufit był niewyraźny przez oczy pełne łez. Jak mogłam być taka głupia i uwierzyć mu w te wszystkie brednie, które wciskał mi przez te wszystkie lata ? Czy ja na prawdę jestem taka głupia, że zawsze pakuję się w tarapaty, a bliskich odrzucam ? Co jest ze mną nie tak ? Oszołomiona nie byłam w stanie zrobić cokolwiek pożytecznego. Dopiero po godzinie, gdy stwierdziłam, że wylałam wszystkie łzy i uspokoiłam się i poszłam do kuchni po gorącą herbatę. Podkręciłam w mieszkaniu temperaturę do granicy możliwości i znowu zaszyłam się pod kocem popijając gorący napój. Tego dnia Tomek już mnie nie odwiedzał.

Oczami Max'a.

   Ucieszyłem się, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoniła do mnie Amelia. Może to dziwne szczególnie po tym jak spotkaliśmy się po raz ostatni, ale w brzuchu poczułem miłe motylki, zachowywałem się jak zakochana nastolatka, ale co poradzę na to, że ucieszyłem się, że moja przyjaciółka próbowała się ze mną skontaktować. Gdybym mógł latał bym teraz pod sufitem.
-A ty co taki radosny ? - Tom szturchnął mnie.
-Amelia do mnie dzwoniła.
-Ta sama, która tak namieszała w twoim życiu ? - zapytał Siva.
-Tak, ta sama. - odpowiedziałem, a do pokoju wszedł Jay.
-Rozmawiałeś z Karen ? - zapytałem.
-Tak, przed chwilą.
-I co u niego ?
-Mówiła, że lepiej, ale trochę mu smutno, że nie ma go tu z nami.
-Odpocznie sobie przynajmniej od naszych chorych żartów. - próbował obrócić to w żart Seev.
-Tak. - Tom się zamyślił. - Szkoda mi go. Taki młody, a już takie problemy.
-Teraz musi być tylko coraz lepiej. - powiedział Jay.
-Tylko, że wiesz. Drobna infekcja i znowu problem. - Tom na niego spojrzał.
-Dzwonisz do niej ? - zapytał Siva.
-Do kogo ? - zainteresował się Jay.
-Do Amelii. Dzwoniła do mnie, ale nie odebrałem.
-Oo. - usiadł na kanapie, a ja wybrałem jej numer i zadzwoniłem. - Cześć Am. Co tam ? Przepraszam, że nie odebrałem, ale miałem wyciszony telefon. - to co usłyszałem po drugiej stronie to wcale nie był jej głos, mogłem się tylko domyślić do kogo należał i nie spodobało mi się to, a tym bardziej to co powiedział. - Zrób jej tylko krzywdę, a sam się do ciebie pofatyguje, zrozumiałeś ? - później nazwał ją dziwką, chciałem mu nawrzucać, ale ten się rozłączył.
-Co się stało ? - zapytał Tom stojący najbliżej mnie, Seev z Jay'em siedzący na kanapie również wbili we mnie wzrok.
-To był chyba ten chłopak przez, którego Am wpadła w narkotyki. Mówił, że jak jej nie zostawię w spokoju to ją zabije.
-O stary. - powiedział Tom, a mi humor siadł.
-Co teraz zrobisz ? - cicho zapytał Jay czując moją wzrastającą agresję.
-Nie pozwolę, żeby ten sukinkot mi ją skrzywdził. - wyjąłem telefon, ale Tom szybko mi go wyrwał.
-Nie dzwoń. Nie pamiętasz co ci mówił. Jeżeli się z nią skontaktujesz narobisz jej większych problemów.
-Więc co mam czekać na wiadomość o tym, że wylądowała w szpitalu czy w kostnicy ? - byłem zdenerwowany, ale i wystraszony tym co ten koleś mógł jej zrobić, była tam sama.
-Trzeba to jakoś inaczej rozwiązać.
-Ale jak Tom ?! - krzyknąłem na niego, mimo tego że nie chciałem tego robić.
-Spokojnie. Może sama zadzwoni. Poczekajmy.
-Na co ?! Może teraz przeżywa najgorszy w życiu koszmar. Nie wiem do czego jest w stanie zrobić ten chłopak. Ona jest taka bezbronna.
-Poczekajmy, a na ten czas konfiskuje twój telefon. - Tom schował go do kieszeni i spojrzał na mnie. - Tak będzie lepiej, uspokój się. - usiedliśmy na kanapie, moi przyjaciele próbowali jakoś odbiec od tej sprawy, żebym przestał o tym myśleć, ale i tak nie słuchałem ich tylko rozmyślałem nad tym co teraz dzieję się u Am, czułem na sobie ich opiekuńcze spojrzenia.



Hej ! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale myślałam, że wrócę do domu wcześniej lecz byłam w błędzie. Taki tam drobny moment grozy w opowiadaniu, który przyczyni się do przyszłości Amelii jak i Max'a i całego zespołu. Ja już wiem co się wydarzy w dalekiej przyszłości za to wy możecie tylko gdybać. Do następnego i liczę na was w komentarzach ;*

wtorek, 17 września 2013

Section 25.

-Młoda, weź ze sobą śniadanie i wychodzimy ! - krzyknęłam z łazienki do Nicoli, która była jeszcze w kuchni.
-Już idę ! - odkrzyknęła, a ja pomalowałam mascarą rzęsy.
   Wciągnęłam na siebie szybko sweterek i zapięłam spodnie. Włosy związałam w niedbałego koka na czubku głowy i wyszłam z łazienki spotykając na korytarzu ubraną już dziewczynkę z drugim śniadaniem w ręce.


-Idziemy ? - zapytała.
-Tak, tylko założę buty.  - usiadłam na szafce z butami i zawiązywałam sznurówki.
-Ładnie wyglądasz.
-Dziękuje. Idziemy. - wyszłyśmy z mieszkania i zamykając je wzięłam moją siostrzyczkę pod rękę i ruszyłyśmy w kierunku domu. - Wiesz może czy mama też ma dzisiaj wolne ? - zapytałam po chwili.
-Chyba tak. A co ? - spojrzała na mnie.
-Nie nic. Tak tylko pytam. - nie dobrze, ale przecież nie powiem o tym Nicoli.
-Rodzice się o ciebie martwią, wiesz ? - zapytała tym swoim słodkim, dziecięcym głosem.
-Tak, wiem. - to co powiedziała przeleciało mi przez głowę.
-Ale tak na poważnie. - drążyła temat.
-Wiem o tym kochanie. - niech już przestanie.
-Ostatnio nawet Olivier chciał z tobą pogadać.
-No patrz, cóż za nowość. - uśmiechnęłam się do niej z nadzieją, że zakończy ten temat.
-Chciał z tobą pogadać i w ogóle spotkać się, ale ciebie ciągle nie ma. Nawet jak wczoraj do ciebie szłam to się zastanawiałam, czy będziesz.
-I byłam.
-Udało mi się.
-Masz szczęście.
-Nie nazwała bym tak tego.
-Więc jak ?
-Sama nie wiem. - teraz patrzyła się przed siebie. - Dlaczego się od nas wyprowadziłaś ?
-Po prostu w życiu przychodzi taki moment, że chcesz się ustabilizować i zacząć własne życie. Bez rodzicielskiej kontroli, bez upierdliwego rodzeństwa. Na własnych zasadach i przyzwyczajeniach. Podrośniesz to zrozumiesz.
-Ale mama robi dobre obiadki i pyszne ciasta.
-Też potrafię o siebie zadbać.
-Pieczesz lepiej od mamy.
-Dziękuje, a teraz zmykaj do siebie, bo nie możesz spóźnić się do szkoły. - weszłyśmy do domu.
-Siema siostra ! - pech chciał, że Ol schodził ze schodów jak weszłyśmy na korytarz. - Kurde jak ja cię dawno nie widziałem.
-Nie spóźnisz się przypadkiem na autobus ?
-Racja. Mamo wychodzę ! - odkrzyknął.
-Weź kanapki. - z kuchni wybiegła mama z kanapkami. - Amelia. Cześć. - zatrzymała się na mój widok.
-Dzięki mama. - Olivier zabrał jej kanapki, pocałował w policzek. - Zobaczymy się jeszcze kiedyś ? - zapytał mijając mnie.
-Niedoczekanie twoje. - rzuciłam, a ten roześmiany wyszedł.
-Nicola jest u siebie. Szykuje się do szkoły. - powiedziałam przerywając panującą ciszę.
-To dobrze. Wejdź do kuchni, co tak stoisz w progu. Zrobię wam gorącej herbaty. Zdążycie jeszcze do szkoły. - widząc moje zmieszanie, zachęciła mnie gestem głowy na pójście za nią i weszła do pomieszczenia.
   Z jednej strony stanie w progu własnego rodzinnego domu i czekanie na zbawienie nie było czymś normalnym, ale z drugiej strony siedzenie w jednym pomieszczeniu z moją matką, też nieciekawie. Ale jednak zdecydowałam się na opcję numer dwa.
-Siadaj. Woda już się gotuje. Schudłaś. - przyjrzała mi się, przez co naciągnęłam bardziej rękawy swetra. - Masz szczęście, bo Olivier zażyczył dzisiaj sobie naleśników na śniadanie to też sobie zjecie z Nicolą.
-Nie dziękuje. Jestem po śniadaniu.
-Wcale nie. - do kuchni weszła moja młodsza siostra. - Mamo gdzie jest moja zielona bluzka z konikiem ?
-W drugiej szufladzie w komodzie.
-Dziękuje. A Amelia nic dzisiaj nie jadła. - i tyle było jej widać, taka to z nią solidarność, kurde.
-No to sobie zjesz. - dała mi pod nos talerz pełen parujących naleśników polanych syropem truskawkowym, moje ulubione. - To smacznego. - zalała herbatę wrzątkiem i podała mi kubek.
   Wzięłam do ręki widelec i wzięłam pierwszy kęs. Jak ja tęskniłam za naleśnikami i to jeszcze z syropem truskawkowym receptury mojej mamy. Ambrozja.
-Masz śliczny sweterek. Jak zobaczyłam go na wystawie to od razu pomyślałam, o tym, że ci się spodoba. - uśmiechnęła się do mnie.
-Zwraca na siebie uwagę. - odpowiedziałam i zajęłam się posiłkiem.
-Niewątpliwie. Bardzo intensywny kolor, ale pamiętaj, żeby nie prać go w pralce.
-Będę pamiętać.
-Dla mnie też są ? - Nicola weszła poprawiając opaskę na włosach.
-Pewnie, a co ty też się odchudzasz i nie jadłaś śniadania, czy Amelia ci nic nie dała ? - zapytała mama, poczułam na sobie je wzrok i zaraz po tym jej cichy śmiech.
-Jadłam płatki, ale naleśniki też zmieszczę. - usadowiła się obok mnie wygodnie, a ja na nią spojrzałam, ta tylko pokiwała przecząco głową z miną tryumfu i zaczęła wesoło machała nogami pod stołem.
-Proszę, skarbie. - mama podała jej talerz i ucałowała we włosy.
-Mniam. - powiedziała i zajęła się szybkim opróżnianiem talerza.
-No tak. Magia naleśników. - mama ponownie się zaśmiała. - Zawsze szybko znikały z talerzy. - spojrzałam na ledwo co nadpoczętą swoją porcję.
-Tsa. - mruknęłam pod nosem i wzięłam łyk gorącej herbaty parząc przy tym język.
-Jeszcze pewnie gorąca.
-Tak mamo. - odpowiedziałam, jakbym sama o tym nie wiedziała.
-Już tak szybko ? - zapytała kobieta po jakiś trzech minutach, gdy moja niedorobiona siostra wstała od stołu.
-Smaczne było, dziękuje. Muszę się jeszcze spakować i możemy iść.
-Pójdziecie jak Am zje śniadanie do końca. - rzuciła mama.
-Spóźni się. - rzuciłam chłodno.
-Nic się nie stanie. Schudłaś i to znacznie. Jesz coś w ogóle ?
-Jem.
-Jabłko na śniadanie, a później późny obiad ?
Bingo ! - pomyślałam.
-Kochanie co się dzieję ? Czy to ma coś wspólnego z Tomkiem ?
-Dlaczego od razu myślisz, że to o niego chodzi ?
-Widziałam go ostatnio. Był z kimś i tym kimś z pewnością nie byłaś ty. Martwię się.
-Niepotrzebnie.
-Skoro niepotrzebnie to powiedź mi czy nadal jesteście razem. I nawet nie wciskaj mi kitu, że po powrocie do Polski nie zeszłaś się z nim znowu, bo już to słyszałam.
-Nie twój interes.
-To mi wystarczy, żeby znać odpowiedź. Ostatnio rozmawialiśmy z tatem o tobie i doszliśmy do wniosku, że znacznie szczęśliwsza byłaś w Anglii, ze swoimi przyjaciółmi. To jest małe miasto i każdy się z każdym zna, więc wiemy o tobie więcej niż ci się wydaje. Praca w sklepie na kasie ? To nie jest twoje przeznaczenie. Dobrze wiemy, że nie lubisz pracy tego typu. Wróć do Anglii i zajmij się tam czymś. Ciesz się życiem. Nie zamulaj się tu skoro nie lubisz tego miejsca.
-Żeby tam pojechać trzeba mieć zagwarantowaną pracę i mieszkanie do tego potrzebne są pieniądze, które zarabiam w sklepie na kasie. Do tego znajomości.
-Masz tam przyjaciół.
-Nie jestem tego pewna.
-Nie mów mi, że się z nimi pokłóciłaś. - zero reakcji z mojej strony. - Amelio ! To mogła być twoja życiowa szansa, a ty ją zaprzepaściłaś. Nie można tak.
-Dzięki, że mi o tym mówisz, bo nie wiedziałam.
-Nie denerwuj się.
-To mnie nie prowokuj do tego. - odniosłam talerz do zlewu.
-Pomyśl nad tym. Jeżeli chodzi o pieniądze to my ci z tatem pomożemy.
-Nie chcę od was pieniędzy.
-Chcemy ci pomóc, chcemy żebyś była szczęśliwa. I to jakim kosztem ? Ty będziesz setki kilometrów dalej, bez swojej rodzinki za ramieniem, której tak bardzo nie cierpisz.
-To nie tak.
-Dobrze wiem jak. - weszła mi w słowo.
-Jestem gotowa. - w pełnej gotowości do pomieszczenia weszła Nicola. - Idziemy ?
-Tak. - powiedziałam zabierając z krzesła torebkę.
-Amelio. - zatrzymała mnie mama. - Obiecaj mi, że pomyślisz nad tym. - czułam jej uścisk na ramieniu, wpatrywałam się w jej oczy, po czym bez odpowiedzi wyminęłam ją i wyszłam na korytarz, gdzie czekała już na mnie Nicola, wyszłyśmy.
-Spakowałaś kanapki, które ci rano zrobiłam ? - upewniłam się.
-Tak.
   Czy rodzice faktycznie chcieli dla mnie dobrze, żebym była szczęśliwa w miejscu, które lubię. Czy chcieli pozbyć się rosnącego problemu ? To wiedzieli tylko oni. W ciszy doszłyśmy do szkoły i sprawdzając czy do niej weszła ruszyłam spóźniona do pracy. Dzisiaj raczej się już nie skupię. Żeby nie było mi łatwiej przypomniało mi się moja ostatnie spotkanie z Max'em. Cholera. Przydało by się do niego zadzwonić i przeprosić, ale czy moja duma mi na to pozwoli ? Wątpię. Weszłam na zaplecze do sklepu i po minię właściciela wiedziałam, że dzisiaj nie będzie ciekawie.



Hej ! A nie mówiłam, że postaram się dodawać częściej rozdziały ? No cóż. Amelia pogadała z mamą, nareszcie ! Małymi kroczkami do celu, szkoła Amelii. To chyba zobaczymy się w piątek, bo w tygodniu zbytnio nie mam czasu. Po lekcjach przygotowania do egzaminów, a w domu siedzę obok sterty książek. Nieciekawie, powiem wam tylko ;) To do zobaczenia ;**

niedziela, 15 września 2013

Section 24.

Oczami Max'a


   Byłem wkurzony na Am po tym co mi powiedziała. Najwidoczniej nie traktowała naszej przyjaźni na poważnie, a szkoda, bo bardzo ją polubiłem, ale skoro jej nie zależy, dlaczego mi ma zależeć ? Zawsze najpierw musisz coś dać, żeby dostać, a nasza znajomość była jednostronna i to mnie niepokoiło. Uważa, że poradzi sobie sama ? Tsa. Już to widzę. Tak konkretnie to widziałem. Była inną osobą niż w Londynie, totalnie inna. Zagubiona, niepewna siebie, z problemami na karku. Jak nie ona. Jej pewność siebie i stanowczość uciekły w atmosferę. Stała się kolejnym szarym człowiekiem na ulicy, których wcześniej wyśmiewała i z nich drwiła. Czy taka zmiana jest możliwa ? Była, skoro ona ją zrealizowała w przeciągu jednego miesiąca.
   Mogłem jedynie wyciągnąć wnioski z mojej podróży do Polski. Amelia mnie olała i jak stwierdziła nie jest dla mnie nikim, a kraj pod względem krajobrazu urzekł mnie swoją spokojną i uroczą nutą. Mimo skaczącej we mnie adrenaliny cieszyłem oczy tym wspaniałym widokiem. Miasto było malutkie, nie miało rzeki czy centrum handlowego. Znalazłem tylko jeden potężny supermarket, a reszta to były małe, prywatne sklepiki. Miasto było zadbane co bardzo mi się spodoba, bo widziałem mnóstwo miasteczek, ale nimi tak się nie zachwycałem jak tym miejscem. Miałem ochotę zostać tu na dłużej, ale szansa na spotkanie Amelii na mieście była zbyt duża, więc rano po przebudzeniu poprosiłem miłą recepcjonistkę w hotelu, w którym spałem o wydrukowanie mi rozkłady jazdy autobusów i już po godzinie siedziałem w pojeździe, który miał mnie zawieść do większego miasta obok. Po 40 minutach dojechałem, wynająłem pokój w hotelu i ruszyłem w miasto. Od wczoraj wypaliłem prawie jedną paczkę, niech to szlak ! Pochodziłem trochę po mieście ciesząc się spokojem, którym zostałem obdarzony. Nikt nie podchodził, nie prosił o zdjęcie lub autograf, totalna swoboda ruchów. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy w Polsce mamy fanów, ale moje rozmyślania rozmyła grupka dziewczyn, które niemal jadły mnie wzrokiem. Domyśliłem się, że mnie rozpoznały, więc uśmiechnąłem się do nich najlepiej jak mogłem i zdjąłem okulary. Po tym ich niepewność co do mojej tożsamości zniknęła i uśmiechnięte od ucha do ucha podeszły do mnie. Zaczęła się mała sesja fotograficzna i pogawędka. Nawet nie zauważyłem jak minęła nam godzina na rozmowie. Tak dobrze mi się z nimi rozmawiało, że mimo ich łamanego języka, który czasem trudno było zrozumieć, nie miałem ochoty kończyć tej konwersacji, ale przeprosiłem je i ruszyłem do hotelu. Nadchodziła pora kolacyjna. Zjadłem posiłek w hotelowej restauracji i poszedłem na górę. Spakowałem się i zamówiłem bilet powrotny do Manchesteru. Wolę spędzić czas wolny z rodziną, niż tutaj. Zaskoczył mnie jednak fakt, że szybko tego wieczora zasnąłem.


Oczami Amelii


   Wypompowana wróciłam z pracy. Czułam się fatalnie, fizycznie ledwo istniałam, bo brak snu połączony z pracą wykończył mnie do reszty. Z drugiej strony w głowie nadal miałam wizję mojej kłótni z Max'em z dnia poprzedniego. Dlaczego osoby, które kocham tak szybko od siebie odsuwam. Rodzicie, rodzeństwo i Max. Jedyni ludzie, którzy widzą we mnie coś więcej niż człowieka marginesu. A Tomek ? Tomek to podła świnia, w której się uzależniłam, bo myślałam, że mnie zna, a gówno mnie znał. Wiedział jak mnie oplątać sobie wokół palca i bardzo dobrze to zrobił. Głupia ja mu wierzyłam w tę jego podłą miłość, którą rzekomo mnie darzył. Bezradna i zmęczona opadłam na kanapę. Siedziałam tak chyba z godzinę dopóki nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Wstałam i zdałam sobie sprawę z tego, że nic dzisiaj nie jadłam, zakręciło mi się w głowie, ale podpierając się ściany doszłam do drzwi. Wewnątrz mnie tliła się jednak nadzieja, że za drzwiami stoi Max. Myliłam się.
-Nicola ? Co ty tu robisz ? - rozejrzałam się po klatce. - Sama. - dodałam po chwili.
-Nie przychodzisz w niedziele do domu. Nie widuję cię. Stęskniłam się za tobą, więc przyniosłam trochę ciasta z domu i przyszłam. Kocham cię, wiesz ? - i jak tu nie kochać tego małego szkraba, przytuliłam ją.
-Też cię kocham, myszo. Wejdź. Zrobię nam herbaty.
   Z małą poszłyśmy do kuchni. Nastawiłam wodę na gorący napój i naszykowałam kubki, a w tym czasie Nicola położyła na talerz drożdżówkę. Jak ja kochałam domową drożdżówkę mojej mamy.
-Co jadłaś na obiad ? - zapytała.
-Yy. - zawiesiłam się. - Dopiero wróciłam z pracy i jeszcze nic.
-Bez obiadu nie zjesz deseru. - spryciara.
-No ale ono tak ładnie wygląda. - popatrzyłam na talerzyk.
-Nie. - pokiwała przecząco głową i zaczęła myszkować po szafkach bacznie mi się przyglądając czy nie ruszyłam choć okruszka.
-Co szukasz ? - zapytałam widząc jej zmagania.
-Nie interesuj się.
-Nie interesuj się. - przedrzeźniałam ją. - A może nie mam tego czego szukasz i będzie problem ?
-Masz. - wyjęła opakowania zupy błyskawicznej.
-O patrz. Nawet nie wiedziałam, że to mam.
-Zawsze je masz. Chociaż faktycznie teraz nie jest ich za dużo. - wyjęła czerwoną miseczkę i wrzuciła do niej makaron, wsypała przyprawy z saszetki i zalała wrzątkiem, na koniec przykryła talerzykiem i zadowolona usiadła naprzeciwko mnie.
-I co teraz ? - zapytałam.
-Czekamy 7 minut i zjesz sobie obiad, a później ciasto. Mama dzisiaj rano robiła.
-Nie była w pracy ?
-Ma dzisiaj wolne.
-Tak w środku tygodnia ?
-No. Fajnie, nie ?
-No fajnie. A jak tam w szkole ?
-Ujdzie. Fajnie pracuje się w sklepie ?
-Niezbyt. Wolałabym wykonywać jakiś ambitniejszy zawód.
-Co to znaczy ambitniejszy ?
-Bardziej wymagający i taki, który przyczynia się do rozwoju kultury czy ogólnie życia.
-I tak nie zrozumiałam nic z tego co powiedziałaś.
-Bywa. - zaśmiałam się.
-Twój kolega z Anglii wczoraj tu był. Widziałaś się z nim ?
-Widziałaś go ?
-Tak. Chyba nawet szedł w kierunku twojego mieszkania.
-Gdzie go widziałaś ?
-Przechodził obok szkoły.
-A ty skąd wiesz jak on wygląda ?
-Olivier pokazywał mi jego zdjęcia na komputerze.
-I ty go tak poznałaś ?
-No tak. Amelia on ma łysą głowę. - dziewczynka zaczęła się śmiać, a ja zrozumiałam, że zachowywałam się dziwnie, faktycznie Max'a można było szybko rozpoznać, choćby po jego braku fryzury.
-Racja.
-Lubisz go ?
-Bardzo.
-Widziałaś się z nim wczoraj ?
-Tak.
-Rozmawialiście ?
-Tak.
-Aha. - zamilkła na chwilę. - A gdzie on teraz jest ?
-Nie wiem. Mówiłaś rodzicom albo Olivierowi o tym, że go spotkałaś ?
-Nie.
-To dobrze. Nie mów im, dobrze ? - dziewczynka pokiwała głową.
-Możesz już jeść zupę. - powiedziała, ja wstałam po mój posiłek.
   Zjadłam i wspólnie zjadłyśmy ciasto, następnie wygodnie usiadłyśmy przed telewizorem i zaczęłyśmy oglądać jakieś bajki w telewizji.
-Rodzice wiedzą, że tu jesteś ? - zapytałam.
-Nie.
-Jak to nie ?! Nicola przecież oni tam się pewnie zamartwiają.
-Ale przecież jestem bezpieczna. - spojrzała na mnie swoimi dużymi oczkami.
-Ale nie powiedziałaś im gdzie się wybierasz.
-Czyli musimy teraz do nich zadzwonić.
-Musisz wrócić do domu.
-Ale ja chcę zostać z tobą.
-Masz jutro szkołę.
-To co ? Pójdę do domu po plecak, przebiorę się i pójdę do szkoły.
-Naprawdę chcesz ze mną zostać ?
-Bardzo.
-W takim razie zadzwonię do taty i powiem mu, że zostajesz u mnie. - wstałam i wybrałam numer do taty, z mamą w ciągu dalszym nie rozmawiałam.
-Załatwione. - wróciłam na kanapę.
-Robi piżama party ! - wydarła się i rzuciła we mnie poduszką.
-Więc o to ci chodziło ? - zaśmiałam się i szybko odrzuciłam przedmiotem.
   Całe zmęczenie, niepokój, strach i rezygnacja odeszły, a zastąpiły to śmiech i zabawy z moją malutką siostrzyczką. Teraz świat mógł się palić i walić, ale przez moment byłam szczęśliwa.


Hej ! Tak. Max wrócił do Manchesteru zostawiając tutaj Amelie. Life is brutal, sorry. . . Mam nadzieję, że teraz uda mi się dodawać rozdziały częściej jak jeden raz w tygodniu. Postaram się dodawać przynajmniej dwa razy, ale jak to wyjdzie w praktyce dowiemy się za jakiś czas. A tymczasem do następnego ;*

piątek, 6 września 2013

Section 23.

   Cały sierpień minął pod znakiem zapytania. W międzyczasie znalazłam pracę. Nic wielkiego, ale pieniądze jakieś były. Tomek raz się pojawiał, a raz znikał. Z tym, że częściej go nie było jak był i w tym tkwił problem. Uważam, że ten powrót nie był najlepszym pomysłem, jak większość w moim życiu, ale najwidoczniej tak musiało być. Musiałam porozmawiać o tym z nim, ale nie widziałam go już od paru dni, a na moje telefony i sms nie reagował. Miałam tego dość. Poszłam do łazienki i ogarnęłam się jakoś. Miałam dzisiaj wolne i chciałam to jakoś wykorzystać. Ubrałam się.


  Związałam włosy w koka na czubku głowy, zrobiłam mocniejszy, niż do pracy makijaż i spryskałam się ulubionymi perfumami. Byłam już po śniadaniu, więc postanowiłam, że wezmę się za sprzątanie. Umyłam okna, wytarłam w całym domu kurze, odkurzyłam podłogi i dywany. Przeszłam do łazienki, a później do kuchni. Zrobiłam obiad i go zjadłam. Nie miałam nic lepszego do roboty, więc postanowiłam, że pójdę na zakupy. Zarabiałam, więc mogłam sobie coś kupić bez wyrzutów sumienia. Zabrałam torebkę, założyłam buty i wyszłam na jeszcze ciepłe, ale coraz zimniejsze, wrześniowe słońce. Zdążyłam tylko wyjść z bloku, a przede mną wyrósł Tomek.
-Przypomniałeś sobie o mnie ? - założyłam ręce na biuście i podniosłam brwi.
-No kochanie, wiesz jak jest. - chciał mnie pocałować, ale ja zrobiłam krok do tyłu. - Ej no. Co jest ? - zaśmiał się.
-Co jest ? Wtorek jest.
-Hehe. Dobrze, że mi powiedziałaś, bo bym nie wiedział.
-Nie rób z siebie gorszego niż jesteś durnia. - przewróciłam oczami.
-Coś w nie sosie dzisiaj jesteś.
-Słuchaj musimy porozmawiać.
-W takim razie wejdźmy do mieszkania. - pokazał ręką budynek za nami.
-Nie. Tutaj też jest dobre miejsce.
-W takim razie o co chodzi ? - uśmiechnął się, 
Nie ciesz się tak. - pomyślałam.
-To nie ma sensu. Baw się dalej sam w tę chorą grę, ale ja pasuje.
-Co masz na myśli ? - zapytał zdziwiony; a nie mówiłam ?
-Z nami koniec. Mam ci to dobitniej przekazać ? K-o-n
-Wiem ! - przerwał mi, a mnie wpieniło.
-Więc w czym jest problem ? - zapytałam.
-W tym, że ja nie rozumiem twojej decyzji.
-Mam tego dosyć. I tak nie bierzesz tego całego "związku" - cudzysłów w powietrzu. - na poważnie. Więc dlaczego ja mam brać. Chcesz jakąś niunię na noc to znajdź sobie jakąś głupszą, bo ja przez ten czas zdążyłam zmądrzeć. - odeszłam.
-Stój. - szarpnął mnie za ramię, karząc na siebie patrzeć. - Nie będziesz mi mówiła co mam robić. - w jego oczach zobaczyłam furię. - Ja to rozpocząłem, więc ja skończę, ale jeszcze nie mam na to ochoty.
-Czy ty tego nie rozumiesz ?! - wykrzyczałam mu w twarz. - Ja cię nie kocham i nie będę marnować życia z tobą. Rób sobie to co robisz i daj mi spokój. - wyrwałam mu się z uścisku, w jakim mnie zamknął, odeszłam ponownie.
-To jeszcze nie koniec ! - usłyszałam za sobą, ale to zignorowałam i ruszyłam dalej.
   W mojej głowie krążyły ciągle męczące mnie myśli na temat tego co się przed chwilą stało, ale przerwał je czerwony sweterek na wystawie sklepowej. Zachęcona weszłam do sklepu i z wieszaka wzięłam swój rozmiar. Za chwilę wyszłam ze sklepu z nowym swetrem. Teraz z myślami "Co ja do tego założę ?" zaczęłam szukać spodni w innym sklepie, a temat Tomka zszedł na drugi plan. Kupiłam jeszcze jedną parę ciemnych jeansów i jedną parę jasnych, kawowy komin i o takim samym kolorze rękawiczki. Wyposażona w takie rzeczy wróciłam do domu. Cieszyłam się z udanych zakupów i zapomniałam o wszystkich moich problemach. O Tomku, o rodzicach. No właśnie. Rodzice. Cóż poradzę, że działają mi na nerwy. Nigdy nie byliśmy w bliskich kontaktach, więc dlaczego teraz ma się to zmienić ? Tak było, jest i myślę, że będzie. Finito. Skręciłam w stronę osiedla i weszłam do mojego bloku. Szybko pokonałam schody i wyjmując kluczę z torebki pokonałam te ostatnie, przekręciłam raz zamek i usłyszałam za sobą:
-Amelia ? - wystraszona lekko podskoczyłam i się odwróciłam.
-O cholera. - powiedziałam.
-Też się cieszę, że cię widzę. - odległość między nami się nie zmieniała.
-Co ty tu robisz ?
-Stoję.
-A tak po za tym ? Macie tu jakiś koncert ? To nie możliwe, bo to nie jest duże miasto.
-Mamy teraz dwutygodniową przerwę i tak pomyślałem, że wpadnę.
-Skąd znałeś mój adres ?
-Z tych samych źródeł co twój życiorys.
-Fajnie. - mlasnęłam. - To nie było można się zapytać ?
-Sama ostatnio powiedziałaś, że nie chcesz dalej tego ciągnąć, bla, bla, bla.
-To, że tak powiedziałam nie oznacza, że tak na prawdę myślałam. - mówiłam powoli dobierając ostrożnie słowa.
-W takim razie ja już nic nie rozumiem.
-Ja też. Może wejdziesz ? - zaprosiłam go ruchem ręki.
-Z chęcią. Trochę się na ciebie tu naczekałem.
-Byłam na zakupach. - podniosłam moje łupy.
-Pochwal się co sobie kupiłaś. - czułam się lekko niekomfortowo kiedy przechodził obok mnie niemal dotykając mnie swoim ciałem.
-Nic takiego. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - przypomniał mi się sweter. - Albo i nie.
-Więc jak w końcu jest ? - uśmiechnął się i odwiesił kurtkę, pod nią miał granatową bluzkę z długim rękawem, która doskonale podkreślała jego sylwetkę.
-Mieszam się w zeznaniach. - chciałam również odwiesić kurtkę, ale Max stał przy wieszaku. - Zapraszam dalej. - powiedziałam, a chłopak ruszył do przodu, spokojnie odwiesiłam ubranie i z bijącym sercem poszłam za nim.
-Ładne masz mieszkanie. 
-Dopiero zobaczyłeś salon i hol. - odłożyłam na podłogę torby z zakupami.
-Ale i tak już mi się podoba. - znowu ten jego powalający uśmiech. - Musimy porozmawiać. - no i zaczęły się schody.
-Może chcesz coś ciepłego do picia ? Mogę ci odgrzać również obiad.
-I tak do tej rozmowy dojdzie.
-Wiem, ale naczekałeś się na mnie, a na dworze najcieplej nie jest. Może nawet za chwilę zacząć padać. - niebo pociemniało.
-W takim razie się skuszę, bo trochę zgłodniałem i zobaczę kuchnię.
-To zapraszam. - nawet uśmiech sprawiał mi problemy, ruszyłam do kuchni i usłyszałam, że chłopak idzie za mną, dziwnie czułam się w jego obecności.
-Kuchnia też jest ładna, ale nie podejrzewałem ciebie o taki wystrój.
-Zbyt dziewczęcy ? 
-Taki delikatny, ale jakby nie patrzeć dopiero po sypialni można rozszyfrować człowieka.
-Tam raczej nie wejdziesz. - powiedziałam i wyjęłam z lodówki lasagne, nastawiłam wodę i do kubków wrzuciłam saszetki herbaty.
-Nie kawa ? - odwróciłam się do niego, siedział przy stole i mnie obserwował.
-Nie teraz. - zajęłam się odgrzewaniem obiadu.
   Jezu ! Nawet przed maturą nie miałam takiego stresa jak teraz. Amelia wyluzuj, to tylko Max. Twój przyjaciel przy którym pierwszy raz płakałaś i spałaś z nim. Pokręciłam głową na samą myśl, tej pamiętnej nocy. Nie tak miało być. Kim ja do cholery jestem ?!
-Dobrze się czujesz ? - poczułam czyjeś chłodne dłonie na ramionach i odskoczyłam jak oparzona.
-T-tak. - przełknęłam ślinę.
-Nie sądzę. - mierzył mnie wzrokiem, stał za blisko.
-Zaraz będzie obiad, może usiądziesz ? 
   Zastanawiał się i bacznie mi się przyglądał, złączyłam usta jak do rozprowadzenia szminki i spojrzałam na podłogę, nie mogłam patrzeć mu w oczy po tym jak go zraniłam, oszukałam i okłamałam. Nie tak miała wyglądać moja przyszłość w Polsce po powrocie tutaj. Było gorzej niż wcześniej, ale nie mogłam tego po sobie poznać. Nie teraz, nie tutaj i nie jemu. Po dłuższej przerwie odszedł i zaczął bawić się serwetką na stole. Odetchnęłam z ulgą. Zalałam wrzątkiem herbaty i podałam mu go razem z talerzem z ciepłym jedzonkiem.
-Nie jesz ? - zapytał.
-Nie. Herbata mi wystarczy. - powiedziałam podciągając nogi pod brodę i ciesząc się ciepłem kubka, przyglądałam się wszystkiemu przede mną tylko nie jemu.
-Niezbyt macie teraz pogodę. 
-No tak. - spojrzałam przez okno. - Nie jest ciekawa, ale mówią, że ma się poprawić pod koniec tygodnia. - nadal na niego nie patrzyłam.
-Ale ładnie tu macie.
-Nie narzekam.
   Nastała cisza, w której Max jadł, a ja zastanawiałam się nad wyglądem naszego spotkania. Pojawił się tak nagle i to jeszcze po niefortunnym spotkaniu rano z Tomkiem. Ten dzień należał do straconych. Miałam już mojego życia totalnie dość. Zbyt dużo złych rzeczy się działo, a mogę przewidzieć, że na tym się nie skończy. Zobaczyłam, że Max wstaje i wkłada naczynia do zlewu, odkręca kran.
-Nie myj ich. Później to zrobię. - powiedziałam, a on zostawi je w nim, wytarł dłonie i podszedł do mnie, nadal siedziałam, więc kucnął przede mną.
-Co się dzieję ? - spojrzał na mnie jak ojciec, który przyszedł z wywiadówki i dowiedział się, że jego dziecko nie radzi sobie z nauką, czułam się winna.
-Nic. - starałam się mówić neutralnym tonem głosu. - Znalazłam pracę. - trochę entuzjazmu.
-A co z twoją przeszłością ? Jak nasze postanowienia ?
   Zaczęłam błądzić wzrokiem po kuchni, przełknęłam rosnącą gulę w gardle, nawet oddychanie stało się cięższe.
-I już wszystko wiem. - spojrzał nade mnie, przymknęłam oczy wzdychając.
-Kiedy i ile ? - wrócił na swoje miejsce.
-Nie wiem o czym mówisz. - blefowałam.
-Doskonale wiesz. - próbował mówić spokojnie, ale jego gniew w głosie był już wyczuwalny. - Czekam na odpowiedź ! - nie mal wrzasnął, a ja zamykając oczy i wstrzymując oddech bałam się odpowiedzieć.
-Raz, wtedy kiedy ostatni raz ze sobą rozmawialiśmy. - wyszeptałam mając nadzieję, że nie usłyszał mojej odpowiedzi.
-Zawiodłaś mnie. 
   Ja też siebie zawiodłam. Z tym, że ja muszę żyć z tym poczuciem winy, nie to co ty, więc nie praw mi tu kazań. - pomyślałam.
-Nie po to dawałem ci swój czas i rady. Cała nasza znajomość była niepotrzebna.
-Tak to jest kiedy próbujesz nastawić kogoś kogo nawet nie znasz ! - tym razem ja na niego krzyczałam.
-Bo chciałem ci pomóc wyjść z tego gówna ! Zobaczyłem w tobie potencjał i osobowością, którą ty - wytknął we mnie swój palec wskazujący. - zaniedbałaś i pozostawiłaś żyjącą własnym życiem. Tak się nie robi Amelia. Spieprzyłaś sobie nie potrzebnie życie. - nasza kłótnia wzrastała.
-A ty musiałeś tutaj wrócić, żeby mi to wypominać na każdym kroku ? Pierdzielę takiego przyjaciela !
-A co mam cię częstować towarem jak reszta twoich kumpli ? Myślisz, że na tym polega cała ta relacja między nami ? Nie o to chodzi w tej pieprzonej przyjaźni, żeby mydlić sobie oczy przed problemami dni powszechnych !
-Skoro uważasz się za mojego przyjaciela to powiedź mi co o mnie wiesz ? Czego się ode mnie dowiedziałeś ? A nie przeczytałeś w jakiś aktach czy dokumentach ! Nie wiesz o mnie nic, więc ta cała przyjaźń to jedna wielka szopka !
-Mylisz się. - podszedł trochę bliżej, a jego ton głosu się uspokoił i ściszył.
-Ja się nie mylę.
-Wiem, więcej niż ci się wydaje.
-Znowu ta stara śpiewka. Słyszę ją od ciebie często. Daj już spokój i żyj sobie dalej tym swoim życiem samarytanina, ale znajdź sobie innego kozła ofiarnego, bo mam już dosyć twojego ciągłego kontrolowania, wypominania błędów i pokazywania swojej wyższości. Nie potrzebna mi macocha. - patrzyłam na niego lodowatym wzrokiem, z jednej strony chciałam, żeby wyniósł się z mojego życia, ale z drugiej chciałam się w niego wtulić, w osobę, która faktycznie wie co jest mi potrzebne i sprawia, że czuję się dobrze.
-Masz rację. Nie będę dalej twoją przyzwoitką. Szkoda mojego czasu i nerwów. Marnuj sobie dalej życie, ale z dala ode mnie, bo nie chcę, żeby twoja zła passa przeszła na mnie. - zabrał się i wyszedł, po chwili słyszałam trzask drzwi, a wraz z nim potok wylewających się z moich oczu łez.
   Opadłam na krzesło i płakałam. Straciłam ostatnią osobą, która była dla mnie wsparciem. Ile jeszcze musiałam wycierpieć w życiu, żeby nastał w nim spokój ? Zawsze coś było nie tak. Chciałam przytulić się do Max'a i mu wszystko opowiedzieć, chciałam, żeby o tym wiedział, bo wiedziałam, że mi pomoże. Nawet jeżeli to będzie jego setna interwencja, wiedziałam, że mi pomoże. W końcu sam zdecydował przylecieć tutaj i mnie znaleźć, zależało mu, a ja ? A ja byłam nadal niepozbieraną osobą. Dlaczego ja taka jestem ? Rozbeczałam się na dobre. Mój drugi raz, pierwszy w Polsce. Dlaczego nie było tutaj Max'a ? Było by znacznie łatwiej. Mogłam użalać się nad sobą, ale to i tak nic by nie dało. Musiałam wziąć się w garść, ale za cholerę nie mogłam. Wycierałam łzy, a te po chwili znowu się pojawiały. Jutro musiałam rano wstać do pracy, musiałam się wyspać, ale jak na złość nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok w taki sposób, że tej nocy wcale nie spałam. Rano zwlokłam się z łóżka i w podłym humorze wyszłam do pracy nie patrząc na pagodę za oknem czy biorąc coś ze sobą do jedzenia. Jaki pożytek mieli ze mnie ludzi ? Marnowałam tylko powietrze. Dziwiłam się, że ziemia jeszcze mnie unosi, a nie dawno temu pochłonęła. Szukałam w tym sensu, ale takowego nie znalazłam.


Hej ! Przepraszam, że piszę dopiero teraz, dwa tygodnie po ostatnim rozdziale, ale miałam blokadę twórczą, tak właściwie to nadal ją mam, ale chyba z niej powoli wychodzę. Jak tam w szkole ? Pierwszy tydzień za nami, a ja już odliczam dni do wakacji ;) Jest Superman, Batman i jest Max ; D Już od dzisiaj możesz się ze mną skontaktować, szczegóły po prawej stronie.