poniedziałek, 25 listopada 2013

Section 40

Oczami Max'a.


   Ta mgła była bardzo uporczywa, dziwiłem się jak w takich warunkach można w ogóle prowadzić, ale niektórym się do udawało i to przecież nic złego, że stali w korkach parę godzin. Zastanawiałem się właśnie jaki wybrać film na wieczór, gdy otrzymałem telefon od Parkera.
-Już się za mną stęskniłeś ? - zaśmiałem się.
-Nathan jest w szpitalu.
-Co ?! - od razu uśmiech zrzedł mi z twarzy, a dobry humor ulotnił.
-No, nie wiem. Jest w szpitalu, w stanie ciężkim. Właśnie go kroją. Jadę już po ciebie.
-Jezus Maria. Chłopaki wiedzą ?
-Jay już jedzie, a do Sivy nie mogłem się dodzwonić.
-Ja spróbuje.
-Zaraz będę.
   Tego filmu z pewnością nie chciałem oglądać. Wybrałem numer do Sivy, okazało się, że on już wie. Powiedział, że wsiada do pierwszego samolotu do Londynu i przyjedzie do szpitala. Ale i on nie wiedział co dokładnie się stało. Dlaczego Młody jest w szpitalu ? Co się stało. Narzuciłem szybko płaszcz i jak z procy wyskoczyłem z mieszkania. Tom po chwili zatrzymywał się przy mnie.
-Ale co się stało ? - zapytałem.
-Z tego co wiem, to ktoś go zaatakował i mocno pobił. Ta policjantka co do mnie dzwoniła nie chciała zbyt wiele powiedzieć.
-Pewnie sami nic nie wiedzą. - wściekły uderzyłem w schowek przede mną. - Przeżyje ? - szepnąłem ledwo powstrzymując łzy.
   Tom się nie odezwał, ale słyszałem, że podciągnął nosem. Gnał jak szalony, pewnie jechał na czuja, bo droga była niezbyt widoczna.
-Tom powiedź coś do cholery ! - nie wytrzymałem napięcia.
-Co mam ci powiedzieć ?! Że wyjdzie z tego ? Że wszystko jest okey ? Skąd mam to wiedzieć !?
   Nie mogłem tak na niego naskakiwać, nie w takim momencie.
-Karen z Jess wiedzą ? - jeszcze mogłem racjonalnie myśleć.
-Już są w drodze.
   Po chwili Tom zaparkował i weszliśmy do szpitala. Na korytarzu wpadliśmy na Jay'a.
-I co ? - zapytaliśmy z Tom'em w tym samym momencie.
-Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny, ale z tego co wiem to jeszcze jest na sali.
-Ale co się stało ? - Tom mnie uprzedził.
-Żebym ja to jeszcze wiedział.
   Drzwi sali operacyjnej się otworzyły i wyszli z niego lekarze i łóżko. Wszyscy podbiegliśmy pewni, że to Nath, ale prawda była inna.
-Amelia ? - powiedziałem załamany, gdy zobaczyłem ją drobną, nieprzytomną na tym wielkim łóżku.
-Pan ją zna ? - jakiś lekarz zapytał.
-Oczywiście. Co z nią ? Co się stało ?
-A kim Pan jest ?
-Przyjacielem.
-W takim razie nie mogę udzielić takich informacji.
-Ale ona jest tu sama. Nie ma żadnej rodziny. Ma tylko mnie.
-Jak to nie ma tu rodziny ?
-Jej rodzina jest w Polsce.
-Mogę jedynie Panu powiedzieć, że jej stan jest już stabilny, a ryzyko minęło.
-Ale co się stało ?
-Została pchnięta nożem. Przyjechała razem z Pańskim przyjacielem. - spojrzał na Jay'a.
-A co z nim ? - podłapał temat Loczek.
-Niestety, ale nie wiem nic na ten temat. A teraz przepraszam. Musimy zaprowadzić tą Panią do sali.
   Wiedziałem, że musiałem zostać i poczekać na Nath'a, ale tak bardzo korciło mnie, żeby pójść za tym lekarzem. Upewnić się, że z Amelią jest wszystko w porządku, dowiedzieć się czegoś więcej.
-Idź z nią. - Tom najwidoczniej widział moją walkę, spojrzałem na niego i pobiegłem za lekarzem.
-Proszę mi powiedzieć coś więcej. - poprosiłem go.
-Policja dostała wezwanie od przyjaciela tego Pana w loczkach. - Nathan. - Przyjechali na wskazane miejsce, ale ten Pan, który wzywał policję był już nieprzytomny, a Pani Amelia miała groźną ranę w brzuchu. Obydwoje trafili od razu na salę operacyjną. Stan Pani Amelii jest już stabilny, raczej nic nie powinno się pogorszyć, a za stan tego drugiego Pana nie jestem odpowiedzialny, więc nic nie mogę Panu powiedzieć. - doszliśmy do sali, przy której stało dwóch policjantów, nie zostałem wpuszczony do środka, więc chwilę stałem przed nimi i analizowałem sprawę, ale nic nie składało mi się w całość, po chwili zostałem wyproszony.
-Dowiedziałeś się czegoś ? - Jay podniósł głowę na mój widok.
-Nathan wzywał policję, a gdy ta przyjechała on leżał już nieprzytomny, a Amelia była przytomna, ale z raną w brzuchu.
-O co tu chodzi ? - Tom ledwo powstrzymywał łzy.
-Dowiedziałam się, że Nathan jest w szpitalu. Co się stało ? - usłyszałem za sobą głos Kelsey.
-Kels. - Tom się podniósł, ale dziewczyna zrobiła krok do tyłu, no tak przecież zerwali.
-Nie wiemy co się stało. Ale Amelia też tu jest. - powiedział Jay.
-Ta to się wszędzie wpieprzy. Co ona w ogóle robi w Londynie ?
-A ty nadal czujesz do niej urazę ? - powiedział Tom ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę.
-A ty jeszcze nie przejrzałeś na oczy, że odkąd ona się pojawiła w naszym związku działy się straszne rzeczy ? Dalej nie możesz się przyzwyczaić do nowego statusu na facebooku ?
-Proszę was, nie kłóćcie się teraz. Nathan leży nieprzytomny na sali w ciężkim stanie, Amelia nieprzytomna w sali z obstawą dwóch policjantów. Nie chcę słyszeć żadnych kłótni. - założyłem ręce za głowę.
-Jak na sali ? - Kels wybiła się z rytmu.
-Ma ranę ciętą brzucha. Ktoś ją zaatakował nożem. - westchnąłem, a dziewczyna zamilkła.
   Wszyscy czekaliśmy w ciszy na Nath'a i jakieś informacje odnośnie tego co się stało. Po trzech godzinach drzwi w końcu się otworzyły, ale tylko jakaś lekarka wybiegła stamtąd i tak samo wróciła. Nic się nie dowiedzieliśmy. Później przyjechały Karen z Jess, całe roztrzęsione, ale im lekarz powiedział już więcej.
-Pani syn ma poważne obrażenia całego ciała oraz krwotok wewnętrzny, który udało nam się już opanować. Ponadto wpadł w śpiączkę, więc nie wiemy kiedy się obudzi. Musimy być dobrej myśli i modlić się, żeby chłopak się obudził. Dopiero wtedy możemy określić jego stan. Nie wiemy jak będzie się zachowywał po przebudzeniu, czy jego pamięć będzie w porządku. Oby mózg nie był zagrożony.
   Ta wiadomość, że Nathan może być niepełnosprawny umysłowy, tak wstrząsnęła Karen, że pielęgniarka musiała podłączyć ją pod kroplówkę. Biedna kobieta. Jess wcale nie była w lepszej sytuacji. Zachowywała się jakby to co powiedział lekarz wcale do niej nie dochodziło. Później, gdy stan Karen się polepszył przyszedł do niej policjant.
-Pani syn zachował się jak bohater. Wezwał policję, gdy zauważył, że jakiś mężczyzna pchnął nożem dziewczynę, która z resztą też tutaj jest. Podejrzewamy, że zaczęła się szamotanina, z której Pani syn nie wyszedł obronną ręką jak ten złoczyńca, który uciekł z miejsca wypadku, zostawiając dwójkę ludzi na pewną śmierć oraz nóż z liniami papilarnymi. Będzie nam go łatwiej zidentyfikować, ale poszukiwania nadal trwają.
-A wiadomo kto to był ? - wtrąciłem.
-Pani go zna ? - policjant zapytał Karen, a ta pokiwała głową. - Osoba, którą szukamy to Tomasz R., który z resztą jest poszukiwany listem gończym z Polski.
   To by wszystko tłumaczyło. Przyleciał tu za Amelią, a Nathan po prostu ją bronił. Muszę mu za to podziękować, o ile będę mógł z nim jeszcze porozmawiać. A tego sukinkota muszę znaleźć. Skrzywdził dwie bliskie mi osoby. Nie odpuszczę jeżeli któraś z nich będzie cierpiała przez niego. Drzwi na salę operacyjną z impetem się otworzyły.
-Nathan ! - Karen pierwsza była przy łóżku.
   Miał poobijaną twarz, z tego co zauważyłem, bo reszta ciała była przykryta prześcieradłem. Jego salę również chroniło dwóch policjantów i tylko Karen z Jess mogły tam wejść, ale i też nie na długo, po pięciu minutach zostały wyproszone. A puzzle zaczynały mi się układać w sensowny ciąg.


Oczami Amelii.


   Powoli podniosłam powieki i zostałam oślepiona światłem. Po chwili zrobił się wokół mnie hałas. Wszyscy coś ode mnie chcieli, pytali o coś, ale ja ich nie rozumiałam. Chciałam im pomóc, ale nie wiedziałam jak. Gdy wszystko zaczęło powoli wracać na swoje miejsce, a hałas się zmniejszył posłusznie wykonałam polecenia jakie nakazał mi lekarz. Byłam obolała i bardzo chciało mi się pić, ale pielęgniarka była nieugięta i nie dostałam tego co chciałam.
-Co z Nathanem ? - przypomniałam sobie co się stało.
-Pani wybawca niedawno skończył operację. Jego stan jest ciężki, ale stabilny i robimy wszystko co w naszej mocy, aby mu się polepszyło.
-Ale przeżyje ?
-Tego nie mogę zagwarantować. - i wyszedł zostawiając mnie z pielęgniarką.
-Ma Pani ogromne szczęście, że Pani znajomy wtedy przechodził tamtą ulicą. Gdyby nie on zapewne, by Pani nie przeżyła. - odezwała się pielęgniarka.
-A co jeżeli on umrze ? - serce zaczęło mi szybciej bić.
   Pielęgniarka spojrzała na urządzenie nade mną i szybko podeszła z strzykawką w dłoni.
-Proszę teraz o tym nie myśleć i odpoczywać. Przeszła Pani bardzo poważną operację i musi teraz dużo odpoczywać i spać. - wstrzyknęła mi zawartość strzykawki w krwioobieg i po chwili powieki zrobiły się cięższe.
   Śniły mi się święta w rodzinnym domu z wesołą i przyjemną atmosferą bez zmartwień i kłopotów. Wszystko jak z obrazka. Pełny stół, ciepło w domu, piękna choinka, a pod nią sterta prezentów, cała rodzina przy jednym stole, głośne rozmowy, śpiewanie kolęd, dzielenie się opłatkiem, zapach potraw i sianka pod obrusem, za oknem padał gruby śnieg, a mnie ogarniała błoga cisza i spokój. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej, żeby wszystko było takie jak w tym śnie, ale pipczące urządzenia wokół mnie uniemożliwiły mi dłuższe zostanie w tej świątecznej opowieści. Powolutku, żeby nie popełnić poprzedniego błędu i nie zostać oślepioną światłem, otworzyłam oczy.
-Am ? - usłyszałam czyiś szept i ciepło czyjeś dłoni na mojej, spojrzałam w tamtym kierunku. - Tak bardzo się martwiłem.
-Max ? - spojrzałam na niego, miał podkrążone i zaczerwienione oczy, smutną i zmęczoną twarz, po chwili do sali weszło dwóch policjantów.
-Musi Pan opuścić sale, a my Panią przesłuchać. - odezwał się jeden.
-Nie widzicie, że ona jest słaba ? Nie ma siły ani ochoty przypominać sobie co się stało.
-Pana o zdanie nie pytaliśmy, proszę opuścić salę dobrowolnie, albo Pana wyprowadzimy.
-Max idź. - poprosiłam go. - No już. - ponagliłam, gdy ten wytrwale siedział na krześle, po chwili odsunął krzesło i wyszedł bez słowa.
-Pani lekarz powiedział nam, że Pani stan jest na tyle dobry, żeby Panią przesłuchać. Proszę się skupić i mówić wszystko co Pani pamięta, bo najdrobniejszy szczegół jest dla nas na wagę złota. - obydwoje wyjęli notatniki i długopisy, czekając na moje słowa.
   Nie wiedząc od czego zacząć, zaczęłam od wyjścia z kawiarni. Opowiedziałam im o wszystkim z  każdym najdrobniejszym szczególe, próbowałam dokładnie przekazać sens wypowiedzianych przez Tomka wypowiedzi. Na każde zadane przez policjantów pytanie próbowałam odpowiedzieć najdokładniej. Po dwóch godzinach zadowoleni opuścili moją salę, a ja znowu dostałam jakieś proszki po których momentalnie zasnęłam.
   Gdy znowu się obudziłam przy moim łóżku nikogo nie było, nawet pielęgniarki brakowało. Za oknem panował mrok, więc najprawdopodobniej spędziłam tu około dobę. Byłam słaba, ale za wszelką cenę chciałam zobaczyć mój brzuch, w tym celu odsłoniłam kołdrę. Miałam na sobie szpitalną piżamę i mimo mojej determinacji nie udało mi się podnieść skrawka koszulki do góry. Byłam załamana swoją niedyspozycją. Nie mogłam nic zrobić, a najbardziej nie lubiłam być pod opieką kogokolwiek, żyć na jego dobrą wolę. Po około kwadransie do sali weszła nowa pielęgniarka.
-O widzę, że już wstałaś. - była mniej więcej w moim wieku.
-Długo spałam ?
-Cały dzień. Ale to dobrze. Tak powinno być. Bardzo dużo osób chce cię odwiedzić.
-Kto przyszedł ?
-Spora grupka przyjaciół. Rodzina. Znajomi.
-Rodzina ?
-Tak. Twoi rodzice już od jakiegoś czasu czekają aż pozwolimy im tu wejść.
-To dlaczego im nie pozwalacie ?
-Najpierw musi przyjść do ciebie lekarz i upewnić się, że mogą do ciebie wejść.
-Gdzie jest lekarz ?
-Spokojnie, już idzie. - młoda pielęgniarka zaśmiała się z mojego zapału i zaczęła przeglądać moją kartę. -Dziewczyno. Ty ze śmiercią jesteś już na "ty".
-Słucham ? - zapytałam.
-Ledwo zabraliśmy cię z jej rąk.
   To skoro mnie ledwo udało się uratować to w takim razie co z Nathanem ?
-A co z moim przyjacielem ?
-Operacja trwała ponad cztery godziny, ale udało się go przytrzymać przy życiu. W tym momencie jest w śpiączce. Jego życie podtrzymują specjalne urządzenia. Czekamy aż się wybudzi.
-A kiedy się wybudzi ?
-To wie tylko sam Bóg. - w tym momencie do sali wszedł lekarz, ten sam, który odwiedził mnie po pierwszym przebudzeniu.
-Witam i o zdrowie pytam. - uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Cieszą mnie Pani wyniki badań. Wraca Pani do zdrowia szybciej niż przypuszczałem. Jak tak dalej pójdzie to pod koniec tego tygodnia wróci Pani do domu.
-A jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia ? - zapytałam.
-Sobota.
-No to świetnie. - westchnęłam.
-Zobaczmy jak tam rana. - odwinął kołdrę i podniósł koszulkę do góry, zobaczyłam całe mnóstwo bandażu. - Proszę zmienić bandaż i zwiększyć dzienną dawkę leków. - zwrócił się do pielęgniarki, a ta coś szybko notowała na kartce, po chwili lekarz wyszedł, a za nim pielęgniarka, która miała przyprowadzić rodziców.
-Amelia ! - mama wbiegła na salę płacząc, za nią tato ledwo powstrzymując łzy.
-Mamuś żyję, nie płacz, proszę. - mocno złapała mnie za rękę.
-Kochanie tak się wystraszyliśmy, gdy dostaliśmy telefon ze szpitala. Twój przyjaciel powiedział nam co się stało.
-Jaki przyjaciel mamo ?
-Miał na imię George. Taki łysy.
-Max. Tak miał na imię. Georgę to nazwisko. - wyjaśnił tato.
-Jeden pies. Był dla nas bardzo miły. Przyjechał po nas na lotnisko i przywiózł tutaj. Powiedział, że załatwi nam nocleg w hotelu.
-Nie ma sensu. Pójdziecie do mnie i przy okazji przyniesiecie mi moje ubrania.
-Nigdy nie lubiłaś cudzych rzeczy. - tato się uśmiechnął.
-Nienawidzę. Max tu jeszcze jest ?
-Nie. Godzinę temu pojechał, ale dał nam swój numer telefonu. Z tego co wiem, to została tylko taka blondynka w lokach oraz mama i siostra tego chłopca co cię uratował. Jak tylko się wybudzi to go złotem obsypię za to co zrobił.
-Jak on się trzyma ?
-Źle z nim. - mama zaszlochała. - Tak bardzo mi szkoda jego mamy i siostry. Takie są smutne i zmęczone, nie chcą opuścić szpitala, ani jeść, pić czy spać. Ledwo widać tego chłopca przy tych rurkach i urządzeniach. Taki zmarnowany.
-W co ja go wpakowałam ?
-Kochanie nie myśl teraz o tym. Oboje z tego wyjdziecie.
-Zaraz święta, a on leży w szpitalu. Dopiero co nasze relacje się poprawiły, a teraz go stracę. - zaczęłam płakać. - Jego rodzina mi tego nie wybaczy.
-Uspokój się Myszko. - tato próbował mnie uspokoić, ale na marne.
-To nie twoja wina. - usłyszałam czyiś cichy głos, który zadał mi to pytanie po angielsku. - Jestem Karen Sykes. Mama Nath'a. Wychowywałam go i nauczyłam go, że kobiety trzeba szanować, bronić i walczyć o nie, choćby miało to się źle skończyć. Nie zawiódł mnie. Uratował ci życie, naraził swoje, ale nie miej poczucia winy za to co się stało. Musisz wyzdrowieć, odzyskać siły i walczyć o powrót do zdrowia. Nathan mi o tobie mówił. O twoim szatańskim charakterze i wyczynach, a ja od początku mówiłam mu, że jest w błędzie, że jesteś bardzo dobrym i czułym człowiekiem. I kiedy zaczął mi opowiadać o tobie w superlatywach byłam szczęśliwa, że w końcu doszedł do takiego wniosku. Mimo, że poznaję cię dopiero teraz to już zdążyłam cię pokochać, więc zdrowiej, bo jeżeli tej walki nie uda się wygrać Nathanowi to będziesz osobą, która będzie mi o nim przypominać. Osobą która doprowadzała mojego syna do czystej euforii i pobudzała go do gęstszych emocji. Mimo wszystko dziękuję ci za to.
-Ale ... - nie miałam zielonego pojęcia co mam powiedzieć.
-Nic nie mów. Czasami słowa są zbędne. Wygraj tę walkę. - widać było po niej, że jest na skraju wycieńczenia, chciała płakać, ale najwidoczniej wyschły jej już łzy, ze smutną miną opuściła salę.



Hej ! Mój szatański plan idzie w dobrym kierunku :) I przy okazji znalazłam sposób do pobudzenie w was komentatorskich zdolności :P

5 komentarzy:

  1. Szatański wyciskacz łez!!!
    Jak Ty tak możesz nas tak traktować!? Why..!? Nie dość, że jestem chora to jeszcze mi płaczu dołożyłaś! Aśka dziękuje...
    Ale tak naprawdę to rozdział jest bardzo emocjonalny i pełen czułości. Jest tak naładowany smutnymi emocjami i choroba słów mi brakło... :D
    Po prostu nie wiem jak to skomentować.. Oczywiście rozdział jest u mnie na plus. Tak powalający!
    AMAZING <3
    Czekam na zdrowie obu i jakiś pozytywny wątek! ;*
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. o jacie, ale sie dzieje :D
    Nath musi sie wybudzic szybciutko! niech ci nawet nieprzychodzi pomysl zeby go usmiercac :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeej...
    Aż brak mi słów... ;D
    A nie często się to zdarza u mnie ;)
    To jak oni się martwili o Nathana, a i Max tak samo mocno o Amelię...
    Opisanie tego wszystkiego, łącznie ze snem o świętach, było takie... wciągające. Czytając, miałam okazję poczuć się bohaterem stojącym z boku i cicho łkającym nad losem Amelii i Nathana. Jesteś cudowna! :) :*
    Cieszę się, że Amelia z tego wyszła i mam nadzieję, że Nathan już niedługo się obudzi i też z tego wyjdzie, bo inaczej być nie może!
    Karen i jej słowa - wow! Wszystko wyjaśnia ostatnią zmianę bruneta! Zmienił zdanie o Amelii!!! :)
    CZEKAM na kolejny, Kochana! :*
    Ps. Zdałam sobie właśnie sprawę, że masz na imię tak samo jak ja na drugie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. o matulu !
    jaki emocjonujacy !!!

    jejc ciesze sie ze Amelka powraca do zdrowia i sil. tylko gorzej z Nathanem .. boje sie co tam szatanski plan Ci nakreslil w glowie, bo bynajmniej nie chce miec chorego psychicznie Nathana albo tym bardziej z zanikiem pamieci ... to by bylo okrutne i znielubilabym Cie ;p !!
    rodzice Am przylecieli - cudownie ze nie jest sama, i ze Max jej nie opuszcza.
    a przemowa koncowa Karen (ze tak to ujme) o maly wlos nie doprowadzilaby mnie do lez.
    ooooochhh co sie dzieje ...

    neeeext !!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale słodko tam na koniec :)
    Jaka miła ta Karen
    Oooo czyżby Nath rozmawiał z mamą o Amelii ? Co to oznacza ? Czyżby coś więcej niż zwykła znajomość ? :*
    Został mi już tylko jeden rozdział do nadrobienia :D

    OdpowiedzUsuń