sobota, 4 stycznia 2014

Section 51.

Oczami Jay'a.


   Od dłuższego czasu przyglądałem się Am. Jej charakter, osobowość oraz sam styl życia mnie intrygował. Była pustynią bez piasku. Wiecznie zaskakiwała i była szokująca. Ludziom nie łatwo było do niej dotrzeć, więc olewali sprawę, ale tym szczęściarzom, którym się jednak udało, sprawiała przyjemność poznawania siebie jeszcze bardziej.
-Jadę do Nath'a za godzinę, jedziesz ze mną ? - wbiegła do kuchni w szlafroku i ręczniku na głowie.
-Pewnie. Zdążysz ?
-Ja bym nie zdążyła ? - uśmiechnęła się i wyszła.
   Prowokowała mnie i nie wiem czy to było celowe czy po prostu nie była świadoma jak bardzo mi się podobała. Była nie tyle najlepszą kumpelom jaką miałem, ale, i trzeba przyznać szczerze, bardzo atrakcyjną kobietą. Chociaż miała ledwo 20 lat. W każdym momencie, w którym miałem nagłą ochotę ją pocałować przypominałem sobie o tej liczbie. Dziewiętnastolatka. Co ona może wiedzieć o życiu ? Zapytaliby, a ja odpowiedział bym im, że z pewnością więcej niż oni. Była jak wulkan. Niezniszczalna, a gdy wybuchnie niesie wszędzie spustoszenie. Tak bardzo ją lubiłem, tak bardzo chciałem spędzać z nią czas. Sam na sam, że w pewnych momentach sam siebie się bałem. Czy to normalne, że ona aż tak bardzo mnie pociąga, że tracę siłę woli ? Ile było momentów, że musiałem spasować i uciec ? Nie zliczyłbym. Gdy proponowałem jej wspólne lokum byłem niemal pewny, że to nas w końcu połączy, ale później otrzeźwiałem. Nie mógłbym jej tego zrobić. Zbyt dużo nas dzieli.
   Do tego doszedł Nathan. I tu pojawia się bardzo atrakcyjny motyw, gdyż tych dwoje ciągnie do siebie mocniej jak Titanica do skały lodowej. Pytanie czy to co ich teraz łączy zakończy się tak samo tragicznie jak podróż statku ?
   Od niedawna zachowywałem się jak kobieta w ciąży. Sam nie wiedziałem co chciałem. Raz myślałem trzeźwo i racjonowałem moje poglądy, a kolejnym miałem ochotę być samolubnym dupkiem i zabrać Nathan'owi Amelie. Ale wtedy żadne by się do mnie nie odezwało do końca życia.
   Nie wiem jak długo wyrywałbym sobie włosy z głowy, ale od łysiny uratował mnie dzwonek do drzwi. Energicznie wstałem i wyszedłem na korytarz.
-Stary ! Co ty do Nath'a nie wpadasz ? - Max się ze mną przywitał.
-Nie ma Jane ? - szukałem blondynki na korytarzu.
-Nie. Nagłe zlecenie jej szefa. - wszedł do środka. - Ale to nawet lepiej, bo chciałbym z Tobą pogadać. Gdzie Am ?
-W łazience. Szykuje się, bo jedziemy później do Nath'a.
-W takim razie wybacz tę uwagę na wstępie. - zdjął kurtkę i powiesił ją na haczyku.
-To o co chodzi ? - podałem mu piwo.
-Nie dzięki. - odmówił. - Ty też nie powinieneś pić. Jedziesz do szpitala.
-No dobra. - przyznałem mu rację. - W takim razie co pijemy ?
-Herbatę.
-No to będziemy pić liście. - nastawiłem wodę i naszykowałem kubki. - To o co chodzi ?
-Chodzi o Jane.
-Domyślam się.
-Chcę ją zaprosić na święta do Manchesteru, zostalibyśmy tam na Sylwestra, ale nie wiem czy to nie za szybko.
-O stary. - spojrzałem na niego. - I ty przychodzić po radę do wiecznie wolnego strzelca, który nie przywiązuje zbytniej uwagi do uczuć innych ?
-Racja. - zawiesił się. - Nie wiem co mnie podkusiło. - wstał. - Nieważne.
-A ty gdzie wychodzisz ? Herbata.
-Nie, nie. Nie będę Wam przeszkadzał.
-Nie chrzań tylko siadaj. - po chwili usiadł na swoim miejscu. - Mogę coś pomóc.
-Ciekawe z czego weźmiesz wnioski ?
-Mam braci, którzy mają dziewczyny. Jeden ma nawet dziecko. Pamiętasz ?
-No dobra. Nie rób ze mnie idioty.
-Ty to powiedziałeś.
-Mniejsza.
-Uważam, że to dobry pomysł. Znaczy o ile się zgodzi i nie jest jakoś w znacznym stopniu przywiązana z rodzicami to jakoś przeboleje te święta. Nie znam jej za bardzo, więc nie wiem jakim człowiekiem jest.
-No właśnie jest bardzo przywiązana do rodziców.
-Zawsze możecie spędzić wspólnie sylwestra, a święta każdy oddzielnie.
-No tak, ale mama tak bardzo chciała ją poznać i powiedziała, żebym ją przywiózł na święta.
-Jak się nie zapytasz to się nie dowiesz. - zalałem kubki wrzątkiem. - Najwyżej pojedziesz sam. Matka chyba cię wpuści do domu ?
-Zabawne. - uśmiechnął się i posłodził herbatę. - A powiedź mi co cię łączy z Am ?
   Zachłysnąłem się herbatą i zacząłem kaszleć. Dopiero po paru minutach byłem w stanie zareagować.
-Co ?! - nadal kasłałem nad zlewem.
-No przecież widzę jak na nią patrzysz i jak się nią opiekujesz. - uśmiechnął się.
   Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem tak i się na niego gapiłem. Po chwili odwróciłem wzrok i wbiłem go w widok za oknem, a jeszcze później głośno westchnąłem i usiadłem na swoje poprzednie miejsce.
-Żeby to jeszcze było takie proste. - powiedziałem.
-Czyli coś do niej czujesz ?
-Nie zaprzeczam. Am ma w sobie coś co mnie do niej przyciąga.
-To prawda. Ma w sobie coś czego nie można sobie wyjaśnić. Magnes ? - zaśmiał się.
-Chodzi o to, że ją polubiłem, ale ona jest jeszcze dzieckiem, a ostatnio ma bardzo dobry kontakt z Nathanem i sam rozumiesz. - spojrzałem na niego modląc się w duchu, że zrozumiał o co mi chodzi.
-Rozumiem. To właśnie to „coś” zmobilizowało mnie do tego, żeby zająć się Am kiedy ją poznałem. Jest świetną osobą i wcale nie dziwię się Tobie, że coś do niej czujesz. Z drugiej strony nie wiem co o tym myśleć.
-He ? - spojrzałem zaciekawiony na niego.
-No bo wiesz. - zbierał myśli. - Chciałbym dla niej jak najlepiej, szczególnie po tym co ten gnój jej zrobił. Odkąd ma tę bliznę nie chce pokazywać brzucha. Nikogo nie dopuszcza do tego widoku. I teraz ma naokoło siebie życzliwych ludzi, którzy darzą ją prawdziwym uczuciem miłości i ty się z nią wspaniale dogadujesz i Nathan tak samo. Nie chcę żeby między waszą dwójką wybuchły jakieś sprzeczki.
-Przypuszczasz, że zaczniemy z Nathanem konkurowanie o względy Am ?
-Ja po prostu staram się racjonalnie i obiektywnie myśleć. Trochę poznałem Am i wiem, że jej życie nie jest łatwe. Teraz i ty Nathan złapaliście z nią wspaniały kontakt, więc boję się, że to was poróżni.
-Nie. - zaprzeczałem. - Nie rzucę się na Nath'a z pięściami, ani z obelgami. Nie zniszczę naszej przyjaźni.
-Nathan już raz został przez nas odtrącony i jak to na nas wpłynęło ? Fatalnie. Nie chcę żeby ta sytuacja się powtórzyła, bo dokładnie pamiętasz jaka napięta atmosfera między nami była. Musimy być jednością, jeżeli jeden się podda … jesteśmy niczym.
-Nie był bym w stanie dołożyć swojej cegiełki w rozpad zespołu. Zawsze będę szukał jakiegoś szczególiku jakiejś rzeczy, która będzie próbowała nas do siebie zbliżyć. Zespół jest najważniejszy.
-Potrafiłbyś postawić zespół na najwyższej półce, a pominąć uczucia jakie miotają twoim ciałem ? Byłbyś w stanie tak zrobić ? - wpatrywał się we mnie dłuższy czas, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
   Jestem z pewnością ostatnią osobą na świecie, która chciała by naszego rozpadu i nie pozwolę niczemu zniszczyć tego co przez tak długi czas budowaliśmy. Ale z drugiej strony stawiać siebie ciągle w cieniu na rzecz naszej piątki byłoby przegięciem. Nie jestem egoistom, ale i nie lubię być porzucany lub kopany przez środowisko. Więc nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Teraz sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nie mogę składać obietnic bez pokrycia tym bardziej, że chodzi o mnie.
-Nie muszę znać odpowiedzi na to pytanie wystarczy, że ty ją znajdziesz. Trzymaj się stary. - Max klepnął mnie w bark i wyszedł, a ja nadal siedziałem jak zahipnotyzowany na krześle przy stole.
   Nie potrafił bym tak żyć. W cieniu, lekceważąc swoje uczucia. Wydaje mi się, że poznałem już odpowiedź na postawione wcześniej pytanie, więc przemyłem kubki i poszedłem do sypialni przebrać się w coś wygodniejszego na wizytę u Nath'a.


Oczami Nathana.


   Już nie mogłem się doczekać kiedy dostanę wypis ze szpitala. Święta nadal wisiały pod znakiem zapytania, więc jeszcze nie wiedziałem czy uda mi się pojechać do domu. Oczywiście wolałbym, żeby tak się wydarzyło, ale różnie mogło być.
-Puk, puk. Można ? - zobaczyłem Max'a w progu.
-Pewnie, że można. - uśmiechnąłem się na widok blondynki. - Cześć Jane.
-Hej. Jak tam ? Nudno pewnie, co ? - uśmiechnęła się i zdjęła kurtkę, Max zrobił to samo.
-A nawet nie. Jak już nie mogę wytrzymać z tej nudy to włączam sobie telewizor i gra gitara. - obydwoje usiedli obok.
-Nie zimno ci ? - Max wskazał na uchylone okno.
-Nie. Duszno tu jest jak jest zamknięte. Co tam w świecie słychać ?
-Wróciliśmy do koncertowania i tych drobnych występach w telewizji, a tak poza tym to wszystko po staremu. - powiedział Max. - Chociaż nie. Tom przespał się z Kels, ale rano znowu się rozeszli każde w swoją stronę, więc nic z tego nie było.
-Aha. Jestem troszkę zaskoczony tą informacją.
-Nie dziwię ci się. - zaśmiał się.
   Para posiedziała ze mną jeszcze godzinę, później Jane dostała telefon od szefa i musieli pojechać, ale minęli się w drzwiach z moim lekarzem prowadzącym.
-Mam dla Pana dobrą wiadomość. - stanął obok mnie.
-Dostanę wypis ?
-No nie. - powiedział wolno. - Ale dzisiaj spróbujemy stanąć na nogi.
   To zdanie wstrząsnęło mną tak, że zawiesiłem się na chwilę. Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nastąpi, ale dlaczego ten lekarz powiedział, że „spróbujemy”. Przecież ja chodzę, chodziłem. Dlaczego niby teraz mam próbować wstać ?
-Widzę ten szok na pańskiej twarzy. Chodzi o ty, że ta śpiączka mogła wyrządzić wiele złych rzeczy w Pana organizmie nie wiemy jeszcze jakie i czy jakieś w ogóle są.
-Przecież codziennie robicie masę badań.
-Ale z tych ważniejszych nie dostaliśmy jeszcze wyników. To zajmuje czas i trzeba być cierpliwym.
-Czy jest możliwość, że nie będę mógł chodzić ?
-Teoretycznie nie, bo czucie ma Pan na całym ciele, ale od samej wizyty u nas nie wstawał Pan na nogi, więc mięśnie pewnie są drętwe i samodzielna próba wstania może być dla Pana bardzo poważna i niebezpieczna, dlaczego musi mieć Pan asystę i po to tu jestem. Za chwilę dojdzie do nas pielęgniarka, ale poszła zanieść leki, więc za chwilę powinna się pojawić.
-Co jeżeli nie wstanę ?
-Z pewnością w takim wypadku będziemy szukać przyczyny tej niedyspozycji i będziemy ją leczyć.
-Jak ocenia Pan moje szanse ?
-Nie wiem czego mam się spodziewać. Jest Pan bardzo specyficznym materiałem do badań. Więc nie mogę zacząć gdybać i strzelać. - do sali weszła pielęgniarka. - Jesteśmy już w pełnym komplecie. Jest Pan gotowy ?
   Jego wyczekujący wzrok jeszcze bardziej mną wstrząsnął. Sam nie wiedziałem czego się mam po sobie spodziewać. Co za chwilę się wydarzy. W głowie miałem widok wózka inwalidzkiego i skreślone plany na przyszłość. Tak bardzo się bałem, że nie byłem wstanie racjonalnie myśleć o tym czy jestem gotowy poznać całą prawdę o moich kolejnych dniach.


Hej ! Spóźniony, ale jest. No właśnie. To wspaniałe samopoczucie po przebudzenia się Nath'a po śpiączce zaczęło być podejrzliwe i niebezpieczne. Dziękuje za nominację. Na dniach się za nią wezmę, a tymczasem miłego weekendu ;)

7 komentarzy:

  1. Pierwsza? Hahahaja jak ja codziennie sprawdzał czy rozdziału nie ma, jestem uzależniona od tego bloga, czo ty ztobiłaś :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    Zapraszam: http://thewantedstory3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to może nie chodzić?!
    I Jay:)
    I Nathan:)
    O jedną kobietę ^^
    Oj będzie się działo... tylko proszę, niech to nie będzie nic strasznego :P

    OdpowiedzUsuń
  4. O JEZU.. ALE SIĘ DZIEJE.. TYLKO NIE SKNOĆ TEGO BARDZOO PROOSZĘ ;3
    CIEKAWOŚĆ MNIE Z ZŻERA I NIE WIEM CZEGO MOGĘ SIĘ SPODZIEWAĆ PO TOBIE... PEWNIE JAKIEJŚ SZOKUJĄCEJ WIADOMOŚCI.. NO WŁAŚNIE.. SAME SZOKUJĄCE WIADOMOŚCI TY NAM ZAWSZE PRZYNOSISZ...NO DOBRAA... TO JA CZEKAM NA NN I WEENY <3

    OdpowiedzUsuń
  5. wiedziałam hahah wiedziałam ,że bylo za pieknie :P uwielbiam takie akcje :P rozdział cudowny :P czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
  6. ooooo Jay w koncu sie przyznal ^^
    no i Nath kurcze, ciekawe co z nim bedzie, mam nadzieje ze nic powaznego :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Award , szczegóły u mnie : http://nothing-save-us.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń