-Amelia !? - Jay machał mi przed
oczami dłonią. - Czy ty mnie w ogóle słuchałaś ?
-Tak. - rzuciłam.
-To co mówiłem ?
-...-
-No właśnie. Nie masz apetytu to
zostaw tę płatki, a nie gmerasz tą łyżką w tej miseczce, spójrz
jaki bajzer narobiłaś na stole.
-Posprzątam. - wstałam od stołu po
ściereczkę i wytarłam stół z mojej strony.
-Jesteś gotowa ?
-Nie. Muszę się jeszcze spakować.
-Co ?! Am za godzinę masz samolot, za
15 minut wyjeżdżamy, a ty jeszcze nie spakowana ?
-Okres masz McGuiness czy jak ? -
wyszłam z kuchni zostawiając Loczka samotnie.
Wyjęłam walizkę i zaczęłam
wszystko do niej wrzucać. Nawet nie starałam się dbać o estetykę,
bo miałam to wszystko gdzieś. Te całe święta, tą całą
obstawę, tę sprawę z Tomkiem. Przebrałam się z dresów na coś
lepszego i zadowolona, że zmieściłam się w kwadrans wyszłam na
korytarz z walizką.
Nie było nigdzie Jay'a więc
narzuciłam kurtkę i usiadłam na walizce. Po chwili usłyszałam
dzwonek do drzwi, w wizjerze zobaczyłam mojego bodygarda w postaci
policjanta, z którym miałam spędzić lot, więc otworzyłam mu
drzwi.
-Jest Pani gotowa ?
-Tak, ale czekam jeszcze na
przyjaciela. - w tym monecie usłyszałam ruch za sobą.
-Jestem już gotowy.
Nie patrząc na niego wzięłam walizkę
nie czekając na litość któregoś z panów i wyszłam z
mieszkania.
-Pomogę. - zaoferował policjant.
-A czy ja wyglądam na niedorozwiniętą
? - rzuciłam oschle.
-Nathan dostał dzisiaj wypis, dzwonił
przed chwilą. - Jay zamilkł na chwilę, chyba czekał na moją
reakcję, cieszyłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. -
Przyjedzie na lotnisko.
-Co ? - odwróciłam się do niego i
nadzwyczaj spokojnie się zapytałam.
-Nathan przyjedzie pożegnać się.
-I ciekawe jak wytłumaczę mu obecność
policji obok mojej osoby ?
-Nathan wie o wszystkim.
-Ciebie Bóg opuścił ?! Kto mu
wygadał ?! - nie mogłam powstrzymać złości jaką w sobie miałam.
-Nie jest głupi.
-Zawiodłam się na Tobie.
-Ja mu nic nie mówiłem.
-W takim razie na Was. - powstrzymując
łzy podeszłam do samochodu, którym przyjechał mój bodygard, ten
schował walizkę do bagażnika i otworzył samochód, usiadłam z
przodu, a Jay wskoczył na tyły.
-I tak by się dowiedział.
-Zachowaj swoje mądrości ludowe dla
siebie, okey ? - wpatrywałam się w boczne lusterko i obserwowałam
płynne ruchy policjanta.
-Naprawdę chcesz pożegnać się w
takiej atmosferze ?
-Ja się nie żegnam. Nie wiesz ?
Przecież wy wiecie o mnie więcej niż ja. - odwróciłam się do
tyłu.
-Przestań ! - krzyknął. - Zawsze
przyjmujesz pozycje ofiary i przypominasz o tej sytuacji z wakacji
jeżeli coś idzie nie po twojej myśli. - w tym momencie dołączył
do nas policjant. - Zachowujesz się jak gówniara.
-Przecież ja nią jestem ! -
wrzasnęłam odwracając się i przerywając mu. - Nie wiesz ?! To
dziwne.
Nie wytrzymywałam już napięcia, od
dwóch dni spałam może parę godzin. Byłam kłębkiem nerwów i
żadne ziółka, czy tabletki nie pomagały. Byłam zmęczona i
wkurzona. Nie byłam dobrym materiałem do rozmowy, ale Jay za
wszelką ceną próbował przy każdej okazji pogadać. Tak mnie tym
wkurzał, że nasze pogawędki wyglądały właśnie tak jak ta.
-Zmieniłaś się. - olśnił mnie,
żachnęłam się.
-Przepraszam, że nie jestem silną
kobietą za jaką się uważam, ale jak byś nie zauważył jakiś
psychopata spowodował to, że upośledzam się u siebie w
mieszkaniu, bo nie mogę korzystać ze swojego. A do tego muszę
wracać na te głupie święta do Polski i to jeszcze w eskorcie
policji. Przepraszam, że jestem taka wredna. - zamilkłam zbierając
myśli i próbując się ogarnąć i uspokoić, dziwię się, że ten
policjant nas nie uciszał.
Jay również zamilkł i już nikt nie
odzywał się podczas jazdy. Gdy wysiadaliśmy już z samochodu
miałam ochotę stamtąd uciec. Myśl, że za jakiś czas wsiądę to
samolotu mnie przerażała, a te wszystkie pożegnania z całą ekipą
przyprawiały mnie o odruch wymiotny, ale żeby było lepiej, będzie
tam również Nathan. Z jednej strony cieszyłam się, że na święta
pojedzie do domu, ale nie chciałam, żeby tu był, żeby o tym
wiedział. Już i tak zbyt dużo wycierpiał. Wchodziliśmy już do
budynku, w oczy od razu rzuciła mi się grupka ludzi. Ludzie, którzy
byli moimi przyjaciółmi, których tak bardzo narażam na
niebezpieczeństwo.
-Am. - Naree się uśmiechnęła, gdy
mnie zauważyła.
-Cześć wszystkim. - przejechałam po
każdym wzrokiem, ale brakowało mi głównego powodu mojej histerii.
-Jak się czujesz przed lotem ? - Max
się zaśmiał.
-Zajebiście. - zironizowałam szukając
biletu w torebce.
-Dobrze, że humor ci dopisuje. -
usłyszałam za sobą i zastygłam w bezruchu, przeklęłam w myślach
i odwróciłam się do niego.
-Słyszałam o twoim wypisie - sztuczny
uśmiech.
-A ja o Tomku. - miał zacięty wyraz
twarzy.
-No patrz jak wieści szybko się
rozchodzą. - przyjęłam tę samą postawę co chłopak.
-Szkoda, że wszyscy o tym wiedzieli,
ale ja dowiedziałem się ostatni.
-Patrz co za ironia życia.
-Zawiodłaś mnie.
-Nie tylko ciebie. Nie jesteś jedynym
poszkodowanym.
-Masz czelność jeszcze mi wyrzucać,
że to moja wina ?
-To powiedziałeś już ty.
-Myślałem, że jesteśmy
przyjaciółmi.
-Wiesz, że ta myśl również mi
przemknęłam po głowie ?
-Ale byłem w błędzie. - kontynuował.
- Bo prawdziwi przyjaciele się nie oszukują, a ty mnie oszukałaś.
I to w taki perfidny sposób.
-A co zrobiłbyś z tą wiedzą ? Nagle
wyzdrowiał i pokazał światu jakim jesteś bohaterem ? Nie
rozśmieszaj mnie, proszę. Ta sytuacja i tak jest już w ogromnym
stopniu zagmatwana nie komplikuj tego bardziej.
-Ja ?
-Nie. Ja. Mam zaraz lot, na który nie
mam ochoty iść. Wesołych świąt wszystkim. - odwróciłam się w
celu opuszczenia tej stypy.
-Masz zamiar tak odejść ? Bez słowa
? Powtarzasz się. - zatrzymałam się słysząc jego głos. - Nawet
nie próbujesz złagodzić naszego sporu. - dodał szeptem.
-Nic nie rozumiesz Nath. - powiedziałam
i się odwróciłam w jego stronę, stał na czele całej ekipy. - To
ja jestem naszym sporem. Ja i tylko wyłącznie ja. Może lepiej by
było gdybym zniknęła. Nie mielibyście mnie i MOICH problemów na
głowie. - zaakcentowałam wyraz, poczułam napływające łzy.
-Oszukałaś mnie i nie masz mi nic do
powiedzenia ? - wymienialiśmy się spojrzeniami.
-Miło było cię poznać Nath. -
powiedziałam po namyśle i po chwili odeszłam.
-Znowu to robisz ! - usłyszałam, ale
nie zatrzymywałam się. - Palisz za sobą mosty, które sama
zbudowałaś. Niszczysz się i ludzi naokoło ciebie, którzy cię
kochają ! - łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - Jeżeli
teraz odejdziesz to nie masz po co do mnie wracać. - jego głos się
załamał, jakby płakał, zatrzymałam się. - Proszę cię nie
odchodź w takiej atmosferze. - znowu jego smutny szept.
-Palę wszystkie mosty, Nath. Ten już
zaczął płonąć. - powiedział nie odwracając się i odeszłam
szybkim krokiem hamując ochotę zawrotu, a za mną szybko ruszył
mój prywatny ochroniarz, który poczęstował mnie chusteczką,
którą natychmiast zwilżyłam łzami, które nieprzerwanie leciały
z moich oczu.
Kolejne czynności związane z odprawą
robiłam niemal mechanicznie, nie myślałam o tym co robiłam tylko
wypełniałam polecenia, które słyszałam. Po dwudziestu minutach
byłam na płycie lotniska i kierowałam się do swojego samolotu.
Gdy tylko zajęłam swoje miejsce wsadziłam w uszy słuchawki i
oddałam spust swoich uczuć. W pewnym momencie tak ryczałam, że
policjant się zlitował i przygarnął mnie do siebie. Nie znałam
nawet jego imienia, bo ciągle wypadało mi z głowy, ale w tym
momencie zachował się jak dżentelmen. Resztę lotu spędziłam
wtulona w umięśnione ciało trzydziestolatka szlochając.
***w tym samym czasie na lotnisku***
-Jak ona może się tak zachowywać ? -
powiedział Nathan odwracając się do swoich przyjaciół wcześniej
ocierając łzy.
-Nathan. - Nareesha do niego podeszła
i go przytuliła. - Ona się pogubiła.
-Dlaczego nie znajdzie odpowiedniej
drogi ? - załkał.
-Ona już jej nie odnajdzie. - słowa
mulatki zabolały go jak wbijany sztylet między łopatki. - Już się
nie zmieni i zawsze będzie się gubić w swoim niełatwym życiu.
Taka jest cała prawda o naszej Am, chociaż ona pewnie jej nawet nie
zna, bo nie dopuszcza do siebie tej myśli.
-Dlaczego po prostu nie powiesz mi, że
wszystko będzie dobrze ? - chłopak znowu załkał.
-Bo tak nie będzie Nathy. - dziewczyna
nie chciała go w tym uświadamiać, ale to była ostatnia deska
ratunku dla niego, każdy w podświadomości o tym wiedział, ale
nikt nie wypowiadał tego na głos, dopiero po wypowiedzianych przez
Nareeshe słowach, każdy zdał sobie z tego sprawę.
Chłopak wtulił się mocniej w wątłe
ciało dziewczyny, po chwili do uścisku dołączył się Max,
któremu oczy zdążyły się już zaszklić.
-Dlaczego ja ją opuściłem ? Dlaczego
ją zostawiłem wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebowała ? - teraz
Max rozpłakał się na dobre, po policzkach dziewczyny również
zaczęły spływać łzy.
-To nie twoja wina Max. - mulatka
odeszła i spojrzała na niego. - To nie twoja wina. - powtórzyła
chcąc mocniej zaakcentować przekaz swoich słów.
-Ale to wszystko zaczęło się od
tego, że tak bardzo chciałem ją do siebie przygarnąć, a później
zostawiłem ją samą sobie.
-Gdybyś jej nie postawił do pionu to
nie wiadomo jak teraz wyglądało by jej życie. Uwolniłeś ją z
toksycznego związku. Uratowałeś ją. - dziewczyna otarła łzy.
-Chyba ją straciliśmy. I już jej nie
odzyskamy. - całkowicie szczerze dodał smutny Jay. - Schrzaniłem
sprawę, zamiast ją zrozumieć i wesprzeć to przez ostatnie dwa dni
ciągle na nią krzyczałem, porównywałem do najgorszych rzeczy,
pomiatałem ją jak jakąś szmatą.
-Nie obwiniajcie się o to co się
stało, proszę ! - dodał głośno Seev, który i tak był już
zdruzgotany całą tą sytuacją.
-Oby lot był bezpieczny, a Am
doleciała cała i zdrowa. - dodał Tom, który tym nich otrzeźwił.
Po chwili towarzystwo zaczęło się
rozchodzić. Siva z Nareeshą poszli do swojego samochodu, Max
zadzwonił do Jane i odszedł do swojego auta. Tom poszedł za
Max'em. Na lotnisku zostali tylko Jay i Nathan, którzy z tęsknotą
patrzyli jak samolot Amelii wzlatuje w powietrze, gdy stracili go z
oczu Jay pociągnął chłopaka w stronę samochodu Max'a, gdzie ten
z Tom'em na nich czekali. Po pół godzinie wszyscy razem z Jane
siedzieli w salonie w mieszkaniu Siveeshy. Humory nie dopisywały, a
każdy był we własnym odległym świecie, chodź wszystkie myśli
krążyły wokół jednej konkretnej osoby.
Oczami Amelii.
Moja muzyczna playlista zaczęła się
od początku, gdy stewardessa ogłosiła, że lądujemy.
Podziękowałam mężczyźnie za silne ramię i możliwość
wypłakania się, ten tylko powiedział, że nie ma za co. Nie znałam
go, ale już zdążyłam polubić. Poprawiłam szybko makijaż i
schowałam do torebki cały mój bagaż podręczny, a dużo tego nie
było. Poprawiłam jeszcze mojego i tak rozwalającego się koka i
wstałam lekko się chwiejąc. Nałożyłam kurtkę i założyłam
nauszniki, gdy wyszliśmy z samolotu uderzyła mnie fala mroźnego
powietrza. Wszędzie leżały białe zaspy śniegu, lotnisko było
udekorowane na święta, a zadowoleni ludzie rozchodzili się do
swoich rodzin. Gdy postawiłam stopę na betonie zachwiałam się,
ale mój bodygard szybko pomógł mi złapać równowagę. I tak
podtrzymywał mnie aż do budynku lotniska, gdzie czekałam na
walizkę, za chwilę miał po mnie ktoś przyjść, ktoś z tutejszej
policji i miałam zostać zawieziona pod sam dom. Czyli czekało mnie
jeszcze parę godzin żmudnej jazdy.
Na taśmie zauważyłam swoją walizkę,
więc szybko ją zabrałam. Brytyjski policjant już z kimś
rozmawiał przez telefon. Jak zakończył rozmowę powiedział, że
mamy wyjść na zewnątrz. Szczelniej pozapinałam kurtkę i wyszłam
za policjantem. Po podróżnych nie było już śladu. Pusta ulica,
jeszcze bardziej dawała znać o tym, że mamy zimę. Gdyby nie
budynki powiedziałabym, że jestem na Syberii. Śnieg zaczął
prószyć i przyznam, że nawet ten widok mi się spodobał, bo w
Anglii takiego czegoś nie było.
-Zawsze marzyłem o takiej pięknej
zimie. - odezwał się mężczyzna oglądający płatek śniegu na
rękawiczce.
-Może Pan wpaść tutaj ze swoją
rodziną po świętach. - spojrzałam na niego.
-Masz na myśli moich rodziców ? -
zaśmiał się. - Ich wiek nie pozwala na takie męczące podróże.
-Nie ma Pan żony ?
-Jaki Pan. - spojrzał na mnie swoimi
wesołymi oczami. - Johny. - wyjął swoją odzianą w skórzaną
rękawiczkę dłoń, którą szybko uścisnęłam. - Nie. Nadal
jestem do wzięcia.
-Dziwię się. Takie ciacho jak Pa …
Ty. - poprawiłam się szybko z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuje. - spojrzał na mnie na
chwilę i wrócił do obserwowania płatków śniegu.
-Zima w Londynie jest inna od
tutejszej. - powiedziałam na głos zdając sobie z tego sprawę po
fakcie.
-I to zdecydowanie. Jak to jest mieć
białe święta ?
-Magicznie. - powiedziałam po dłuższym
zastanowieniu, rozmarzając się przy okazji.
-Zazdroszczę ci.
-Z tym, że nigdy nie przepadałam za
świętami.
-Jesteś jeszcze młoda i przed Tobą
całe życie. Znajdziesz kogoś z kim święta będą cudowne i
zmienisz zdanie.
-Też jesteś młody. Całe życie
przed Tobą.
-Jednak ty jesteś młodsza. - zaśmiał
się cicho.
-Masz rodzeństwo ?
-Siostrę.
-Starszą ? Młodszą ?
-Młodszą. Ale mieszka ze swoim mężem
w Hiszpanii i nie za często się widzimy.
-Mieszkasz z rodzicami ? - spojrzał na
mnie z bananem na twarzy.
-Nie. - odpowiedział śmiejąc się.
-Okey. - zrobiło mi się głupio. -
Bardzo głupie pytanie. Już o nic nie pytam. - spuściłam wzrok.
-Nic się nie stało.
Czekałam na jakiś samochód, bo
myślałam, że ktoś podjedzie zaraz po mnie, ale nic takiego się
nie działo. Było mi już zimno. Ulica była całkowicie pusta.
Odkąd wyszliśmy nie zobaczyłam nikogo. Dziwne. Przecież są
święta, wszyscy latają jak szaleni po sklepach i kupują jedzenie.
Najwidoczniej w ciągu mojej nieobecności sporo pozmieniało się w
kraju.
-Proszę, proszę. - usłyszałam obok
siebie polski język, obróciłam się w tamtym kierunku, ale Johny
zasłaniał mi pole widzenia.
-Co ty tu kurna robisz ?! - ręka
mężczyzny powędrowała w kierunku paska z bronią przy pasie.
Musiałam zobaczyć co się działo.
Wyszłam odrobinę zza policjanta.
-Amelia nie. - usłyszałam, ale to co
zobaczyłam dokładnie parę metrów przed sobą mnie zamurowało.
-Cześć. - odezwał się do mnie po
polsku.
-Odsuń się. - policjant mnie pchnął
do tyłu, a mi myliły już się języki z szoku.
-Znowu się widzimy. Jak ślicznie
wyglądasz. Buty z najnowszej kolekcji ? - nawijał po polsku
dekoncentrując policjanta, który go nie rozumiał. - Dla mnie nigdy
się tak ładnie nie ubierałaś. Dlaczego ? - zrobił krok w naszym
kierunku.
-Stój ! - krzyknął Johny. - Bo
strzelę.
Tomek go olał i gapił się ciągle we
mnie. Jak on się postarzył i zmarniał przez ten czas.
-Nic nie powiesz ? Nie masz mi nic do
powiedzenia ? - zrobił pauzę. - Skoro ty nic nie powiesz to ja
zacznę.
-O czym on mówi ?! - zapytał
policjant, ale mu nie odpowiedziałam.
-Jak tam twój lovelas ? Widziałem, że
wyszedł ze szpitala. - ciągnął chłopak. - A szkoda. Mogłem go
wtedy zabić, byłoby ciekawiej co ? Zepsułaś się skoro spotykasz
się z takimi ludźmi jak on. Czym ty do cholery jesteś ?! - znowu
zrobił krok do przodu.
-Cofnij się ! - wrzasnął Johny.
-Gdzie masz mundur kolego ? - zapytał
po angielsku policjanta. - W pralni ? - zaśmiał się i podszedł
jeszcze bliżej.
Widziałam, że Johny pociągnął za
spust, ale nie wyleciał z niego pocisk, Tomek najwidoczniej też to
widział i wykorzystując okazję uderzył go i powalił na ziemię.
Policjantowi wypadła broń, Tomek tego nie zauważył i nadal
uderzał w policjanta pięściami. Toczyli walkę. Musiałam zabrać
tę broń, żeby nie trafiła w ręce narkomana. Zbliżyłam się do
niej, ale w tym momencie Tomek zauważył co kombinuję i zostawił
Johna kierując się w moją stronę. Byłam w pułapce, za mną była
ściana, z prawej kontenery ze śmieciami, a z lewej zbliżający się
Tomek z pianą na twarzy.
-Nie skończyliśmy poprzedniej
rozmowy. - splunął krwią na chodnik.
-Nie musisz tego robić. -
powiedziałam.
-Co masz na myśli ? Bo to bardzo
ciekawe. - zaśmiał się.
-Staczać się na dno. Pójdziesz na
odwyk i wszystko będzie dobrze. Uwierz mi.
-Tobie !? Nigdy więcej ! - wykrzyczał
mi prosto w twarz, a ja za sobą poczułam zimną ścianę.
To przypomniało mi o tych nie miłych
spotkaniach przed moim wyjazdem do Londynu, kiedy ten nie nudził się
biciem mnie do nieprzytomności, na samo to wspomnienie zrobiło mi
się słabo, zza jego pleców zobaczyłam podnoszącego się policjanta,
który szybko powalił Tomka na chodnik, a ja uciekłam z tej ślepej
uliczki i zaczęłam się rozglądać za bronią, która nagle
zniknęła mi z oczu. Usłyszałam trzask łamanej kości i nie był
to miły dźwięk, chciałam się odwrócić i zobaczyć co się
stało, ale zauważyłam czarną broń i szybko do niej podeszłam.
Już wyciągałam po nią rękę, gdy ktoś ją kopnął, a ta
poleciała parę centymetrów dalej, chciałam ją zabrać, ale
postać była szybsza o parę sekund. Spojrzałam w górę.
Tomek stał nade mną z bronią i się
nią bawił. Za nim było słońce, gdybym go nie znała to
powiedziałabym, że otacza go święty promień światła, ale to
tego było mu bardzo daleko. Klęcząc na zimnym śniegu
zastanawiałam się co się stanie. Gdzie jest John ? Spojrzałam za
siebie i zobaczyłam dużego mężczyznę teraz nieprzytomnego w
kałuży krwi, która sączyła się z głowy, pod murem.
-Chcesz dołączyć do swojego
przyjaciela ? - wróciłam wzrokiem do Tomka, który celował we mnie
bronią.
Tabum ! Przepraszam, że przez tydzień się nie odzywałam, ale budowałam napięcie w tym rozdziale. I jak mi wyszło ? Miałam jeszcze coś do niego dopisać, ale wolę Was pomęczyć. Zła Ja ; > Do następnego i wyrzucajcie mi wszystko w komentarzach na dole ;D
Całość przez parę dni powstawała przy albumie Birdy. Gorąco polecam ! ;)
AAAAAA! Bedziesz miala na sumieniu moje uwalone Podstawy finansow !
OdpowiedzUsuńNo jakzes mogla zakonczyc w takim momencie?!
Jeeeeeezuuu rozdzial genialny! Ta sytuacja z Nathanem na lotnisku... az sama mialam lzy w oczach :(
Biedny Nath... Biedna Am ! Biedni wszyscy! Ale to pogmatwane wszystko!
Swoja droga tez jej dali policjanta co dal sie tak zmasakrowac ! Gdzie polska policja?!
Niech go powstrzymaja ! Jezu, ale emocje :D
Rozwalilas mnie totalnie :D
A i tak najbardziej jestem pod wrazeniem tego "pozegnania" na lotnisku. To bylo takie... glebokie, pelne uczuc, smutku... no az brak mi slow :)
Czekam na kolejny !! I prosze o powiadomienie zaraz po dodaniu! :**
Ej no jak moglas tak skończyć?! Okropna jesteś ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny.
I ten Nathan na lotnisku...tak trochę smutno.
Proszę dawaj szybko następny, no!
Weny! ;*
BOŻE!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTa akcja z Tomkiem... on jej nic nie może zrobić! Zakazuje mu!
Smutno mi z powodu Nathana :(
Ale Ty coś wymyślisz, żeby nie było tak smutno, ja to wiem ;)
To kombinuj tam. My tu czekamy.
Do następnego I weny!
L.
I to bardzo zla!
OdpowiedzUsuńJak moglas!
Nie lubie Cie za to i w tym przypadku nie licz na zbytnio przemyslany komentarz :p
Moj kochany Tomek <3 :D
OdpowiedzUsuńDzieki ze znoeu sie pojawil, chociaz nie chce zeby Am znow cos sie stalo, co to to nie :P
Bardzo, bardzo, bardzo fajny rozdzial :)
Hej, hej, hej. Umm.. cudo <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
I ta akcja z Tomkiem. *.*
I z Nathanem na lotnisku.. tak smutno :C
Dwaj szybko następny. ;*
A i zapraszam do mnie. ;3
http://apurehatred.blogspot.com/
super rozdział:)
OdpowiedzUsuńszkoda mi Nathana na lotnisku chociaż myślę że Amelia tak samo się czuje jak on a może i jeszcze gorzej tylko się nie chce do tego przyznać:)
no mam nadzieje że między nimi będzie wszystko dobrze i się poukłada;p
myślę że jak Nathan się dowie co się stało na lotnisku to będzie ją jeszcze bardziej chciał chronić i jeszcze bardziej się do siebie zbliżą i będą w końcu razem:D
no ten Tomek to jakiś psychopata w ogóle to jakim cudem on jest znowu w Polsce? jak on wrócił z Anglii?:)
Polska policja jest nieoceniona zawsze się wszędzie spóźnia:P
mam nadzieję że nic Amelii się nie stanie i wróci szybko do UK a Tomek w końcu pójdzie do więzienia:)
weny dużo życzę i czekam z niecierpliwością na next;)
KURNA PRZYSIĘGAM ZABIJĘ CIĘ KIEDYŚ ZA TO NAPIĘCIE!!!!!!!! a tak to rozdział suuupcio, czekam na next'a, duuuuuuuuuuuuuuuużo weeeeeeeeeeeenny :*
OdpowiedzUsuńNo i czemu tak skończyłaś??!!! Ja się pytam!!
OdpowiedzUsuńNathan a ten znowu!!!
Czekam na next;p
Weny:)x