poniedziałek, 6 stycznia 2014

Section 52.

-Jay ! Jesteś już gotowy ? - wpychałam właśnie bluzkę w spodnie.
-Tak ! - usłyszałam jego krzyk, chyba był w swojej sypialni, wzięłam jeszcze szybko zapięłam kolczyki i wzięłam torebkę.



-Urosłaś. Czyżby to była zasługa tego prysznica ? - Jay zakładał kurtkę.
-Zabawny jesteś. - też założyłam swój płaszcz.
-Szalik. - podał mi go i wyszliśmy z jego mieszkania. - O której masz ten lot ? - próbował właśnie włączyć się do ruchu drogowego.
-Po 12. - zapięłam pasy.
-Dużo mi to nie mówi.
-O 12:34. - skonkretyzowałam.
-No tak trzeba było na samym początku. - pochwalił mnie mój szofer.
-Ciepło dzisiaj.
-W samochodzie owszem. - zaśmiał się i zatrzymał się na pasach.
-Mówię ogólnikowo. - przechodnie zaczęli przechodzić na drugą stronę.
-Wcale nie jest ciepło. Jest zimno i mroźno. Nie czułaś jaki mroźny wiatr wiał ?
-Jak szliśmy do samochodu to nie poczułam takiego. - chmara ludzi zaczynała się kończyć.
-No może akurat wtedy było w miarę spokojnie, ale jak rano szedłem po bułki to było okropnie zimno.
-Poświęcałeś się dla mnie. Ty mój książę z bajki. - spojrzałam na niego.
-No widzisz. Ja tu z rana chodzę do piekarni, żebyś miała ciepłe i świeże pieczywo, a ty nawet nie raczysz zjeść śniadania.
-Nie byłam głodna.
-Ty się nie odchudzasz, prawda ?
   Przejście było już puste, a zielone światło ciągle świeciło dla pieszych, a na chodniku nadal stała jakaś zakapturzona postać, twarz miała skierowaną w naszą stronę, ale nie widziałam jej przez duży kaptur, w tym momencie zawiał wiatr i zepchnął trochę kaptur tajemniczej postaci, Jay ruszył. Wtedy zauważyłam, że ta postać wpatruje się we mnie. To był chłopak, wyglądał jak bezdomny, wychudzony tak, że brudne ubrania na nim wisiały, a zarost na twarzy dawno nie widział maszynki. I dopiero po oczach poznałam kto to był.
   Tomek z jadem w oczach wpatrywał się, akurat powoli obok niego przejechaliśmy i mogłam mu się przyjrzeć. Nie był to widok, który chciałam zobaczyć. Gdy straciłam go z oczu spojrzałam na lusterko boczne, nadal się wpatrywał w samochód. Patrzyłam tak na niego w lusterku dopóki nie wjechaliśmy w boczną uliczkę i straciłam go z oczu. Serce waliło mi jak oszalałe. Zrobiło mi się słabo.
-Halo ? Am ? Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytanie ?
   Szybko uchyliłam okno i zaczęłam głęboko oddychać.
-Amelia ? Co się dzieję ? - Jay patrzył na mnie nerwowo, a potem równie szybko wracał wzrokiem na jezdnie i tak w kółko.
   ON tu był, a policja go nie złapała. Mówili, że skoczył z mostu. Myślałam, że jednak nie żyje, ale on bezkarnie chodził po Londynie i jeszcze się tego nie bał. Ciekawe czy wiedział, że w Polsce jest poszukiwany listem gończym. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co się stało. Zatrzymaliśmy się, Jay wyłączył silnik.
-Amelia ? - spojrzałam na niego, pewnie miałam oczy jak pięć złoty. - Co się stało ? - zaniepokoił się i odpiął pasy.
-On tam był. - szepnęłam.
-Kto ? - nastała cisza, nie chciałam wymawiać jego imienia głośno, bo się bałam, nagle drzwi obok mnie się szybko otworzyły, pisnęłam ze strachu.
-Ej, spokojnie. Nie chciałem cię wystraszyć. - Siva stał w drzwiach i próbował mnie uspokoić.
-Mówiłam ci, żebyś tego nie robił ? - usłyszałam głos Nareeshy, a po chwili ją zobaczyłam. - Patrz jak ją wystraszyłeś.
   Serce o mały włos nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.
-Nie dobrze mi. - zaczęłam nerwowo odpinać pasy i wyskoczyłam z auta popychają Sivę, który nadal stał w drzwiach.
   Gdy tylko wyszłam z auta na mroźne powietrze od razu się uspokoiłam, ale mój wzrok powędrował w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą widziałam Tomka. Nagle z tej uliczki wyszła ubrana na ciemno postać na dodatek w kapturze. Stałam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć, oddychać. Nie widziałam niczego oprócz jego. Powoli zdjął kaptur tak, że od teraz widziałam jego twarz. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć nie miałam kontaktu ze środowiskiem, widziałam tylko jego. Wydawało mi się, że mam go na wyciągniecie ręki. Po chwili zobaczyłam, że wyjął rękę z kieszeni i sięgnął nią do wnętrza kurtki, po chwili coś zabłyszczało w jego dłoni. Wyjął nóż. Światło słoneczne doskonale się od niego odbijało. Serce biło mi jak szalone zaczęło mi się kręcić w głowie, powoli traciłam kontakt ze światem.
-Amelia ! - usłyszałam czyiś krzyk, ktoś mnie złapał, ktoś coś krzyczał, ktoś posadził mnie na czymś, ktoś gdzieś mnie prowadził, spojrzałam w stronę gdzie przed chwilą stał, nikogo tam nie było.
-O mój Boże. Gdybym wiedział, że Amelia tak zareaguje to bym nie otwierał tych cholernych drzwi.
-To nie o to chodzi Seev. - usłyszałam Jay'a.
-To o co ? - Naree.
-Mówiła, że kogoś zobaczyła. Ale nie dokończyła kogo.
   Zamknęłam oczy, poczułam ukucie i po chwili cały stres zaczął ze mnie uchodzić. On nadal tu jest i nadal jest niebezpieczny, a policja nadal go nie złapała.
-Chyba zawiozę ją do domu. Nie wpuszczę jej w takim stanie do Nathan'a. - powiedział Jay, ale sens tych słów dotarł do mnie po dłuższej chwili.
-Nie. - powiedziałam przerywając Nareeshy w połowie zdania, otworzyłam oczy. - Daj mi chwilę i pójdziemy do Nath'a. - wyjęłam telefon i zadzwoniłam do policjanta, który jeszcze niedawno dał mi swój numer i powiedział, że mam dzwonić, gdy coś się będzie działo, odebrał po trzech sygnałach.
-Witam Panią, Pani Amelio. - usłyszałam jego niski głos.
-Widziałam go. - ledwo mówiłam z tych nerwów. - Na skrzyżowaniu obok szpitala św. Tomasza.
-Gdzie teraz Pani jest ?
-W szpitalu z przyajciółmi.
-Coś Pani zrobił ?
-Nie ! - szybko zaprzeczyłam. - Stał na przejściu dla pieszych, a my obok niego przejechaliśmy, ale jak wysiadłam z auta to go zobaczyłam. Stał na krawędzi chodnika i miał w ręce nóż. Ciągle się na mnie patrzył. - poczułam, że ktoś mnie tuli.
-Już tam jadę, a Pani niech nie wychodzi ze szpitala.
-Dobrze. - rozłączyłam się i mocniej wtuliłam w Jay'a.
-Nic ci się tu nie stanie. - usłyszałam, a łzy same pociekły.

30 minut później.

-Nie mówcie o tym Nathan'owi. - wstałam z leżanki.
-Ale jak mamy mu nie powiedzieć ? Wyłapie, że dziwnie się zachowujemy.
-Więc zachowujmy się normalnie. - spojrzałam na Nareeshę surowym wzrokiem.
-Przed nim tego nie zataisz.
-Jeżeli mi w tym nie pomożecie i mnie nie wsypiecie to się uda. Mogę na was liczyć ? - nasz pojedynek na wzrok ciągle trwał.
-Okey. - poddała się w końcu.
   Wyszłam z sali u boku Jay'a i weszliśmy do windy. Przejrzałam się w lustrze. Nadal byłam blada, ale mogłam mu się pokazać. Poprawiłam strój i uśmiechnęłam się.
-I jak ? Wyglądam przekonywająco ? - zapytałam nadal się uśmiechając.
-Wyglądasz. - potwierdziła mulatka i wyszliśmy z windy.
   Szłam z przodu i można było powiedzieć, że prowadzę tę pielgrzymkę, weszłam do pustej sali.
-Gdzie jest Nath ? - zapytałam, a za sobą usłyszałam jego śmiech.
-Tutaj jestem. - odwróciłam się.
   Nath stał parę metrów za mną i się wesoło uśmiechał. Wszyscy zszokowani patrzyliśmy na niego. Już zapomniałam jaki miał wzrost.
-Co tak na mnie patrzycie jakbyście ducha zobaczyli ?
-Nathan ty stoisz ? - rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
-Ostrożnie, bo mnie zgnieciesz.
-Przepraszam. - odsunęłam się speszona.
-Jay chyba dobrze cię karmi. - uśmiechnął się do mnie i powędrował wzrokiem do Loczka.
-Tak się składa, że akurat nie chce jeść. - wkopał mnie mój przyjaciel, za co został zgromiony wzrokiem.
-To prawda ? - zapytał.
-Nie słuchaj go.
   Reszta towarzystwa się z nim przywitała, zostawiliśmy kurtki w sali i poszliśmy z Nathan'em w długą. Powiedział, że odkąd udało mu się samodzielnie chodzić nie był w sali.
-Źle się tam czuje. Z resztą już się należałem. - zaśmiał się.
-Max wie ? - zapytałam.
-Jeszcze nie. Ale przyjedzie później, więc się dowie.
-A Karen ? - zapytał Jay. - Jess ?
-Pewnie, że wiedzą. Od razu do nich zadzwoniłem, ale mama miała wyłączony telefon, więc Jess obiecała, że jej przekaże, ale nie dzwoniła do mnie.
-Może jest zajęta.
-Pewnie masz rację. - spojrzał na mnie, mimo obcasów Nath był jeszcze parę centymetrów wyższy, ale tylko troszkę. - Jak to dobrze stać na nogach.
-Skoro już stoisz to z pewnością wrócisz na święta do domu. - dodała Nareesha.
-Mam taką nadzieję, ale lekarze zawsze jak się o to pytam mnie zbywają.
-Pewnie chcą cię zaskoczyć. - dodałam.
-Być może.
-Kiedy masz samolot ?
-Pojutrze o 12:34.
-Szkoda, że tak szybko. A kiedy wrócisz ?
-Po sylwestrze.
-Już się pewnie umówiłaś na sylwester ze swoimi przyjaciółmi.
-Nie. Nikt z Was nie wspominał o żadnym sylwestrze.
-Miałem na myśli przyjaciół z Polski.
-Nie mam takich. - spojrzał na mnie podejrzliwie. - No prawdę mówię. - roześmiałam się z jego wzroku.
-A wy co planujecie ? - to pytanie skierował do reszty towarzystwa.
-Max coś wspominał o domówce u niego w domu w Manchesterze, ale to tylko tak rzucił i tyle było. - Siva się odezwał.
-Jeżeli to prawda to pewnie ciebie też zaprosi. - spojrzał na mnie.
-Poznałabyś jego mamę, tatę i brata. Cudowni ludzie. - uśmiechnęła się Nareesha.
-Nie chcę się narzucać.
-Odebralibyśmy cię z lotniska i było by miło. - podłapał temat Jay.
-Trzeba się dowiedzieć więcej u Max'a. A gdzie w ogóle jest Tom ? - Nathan się zdziwił.
-Tom ? - zapytałam, całkowicie o nim zapomniałam.
-Nie był u ciebie ? - zapytał Seev.
-Nie. Tylko Max z Jane rano.
-Myślicie, że jest z Kels ? - zapytała Naree.
-Było by wspaniale. - uśmiechnęłam się, ale ku mojemu niezadowoleniu Tom właśnie wyszedł z windy.
-Ty kurna chodzisz ! - uśmiechnął się i szybko do nas podszedł, żeby przywitać się z Nathan'em.
-Właśnie o Tobie rozmawialiśmy. - powiedział.
-A wy czemu nie mówicie, że jedziecie do Nath'a. Zabrałbym się z Wami. - poskarżył się.
-My też spotkaliśmy się pod szpitalem. - odezwała się Nareesha.
   Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon, dzwonił ten policjant, spojrzałam na Jay'a.
-Przepraszam na chwilę. - powiedziałam i odeszłam kawałek dalej, usłyszałam, że Jay również szedł za mną. - Słucham ?
-Jesteśmy na tym skrzyżowaniu, zaraz do szpitala ktoś po Panią przyjdzie i proszę z nim wrócić do domu.
-Ale ja jestem u przyjaciela w odwiedzinach. Nie chcę żeby się dowiedział o tym incydencie, a jak zobaczy policjanta to zacznie się martwić.
-Spokojnie nie będzie miał munduru.
-Chciałabym jeszcze spędzić trochę czasu z moim przyjacielem. Właśnie dzisiaj stanął na nogi nie chcę teraz wracać, skoro ledwo tu przyjechałam.
-W takim razie może Pani jeszcze tam posiedzieć, ale naprawdę nie długo.
-Nie dało by rady tego przedłużyć ?
-Niestety, ale teraz musi być Pani bezpieczna.
-A mój przyjaciel ? - przerwałam mu.
-Do niego też wyślemy policjantów.
-Zacznie coś podejrzewać.
-Woli Pani, żeby został bez ochrony ? - powiedział surowym głosem, czym mnie zaskoczył.
-Nie.
-Więc proszę dostosować się do zasad i tak je dla Pani bardzo naciągamy.
-Czy to wszystko ?
-Proszę być ostrożnym. To szybko się nie skończy. - i się rozłączył.
-To mnie pocieszył. - schowałam telefon i spojrzałam na Jay'a.
-Co się dzieję ?
-Zaraz ktoś po mnie przyjdzie i muszę jechać do domu.
-Pojadę z Tobą.
-A Nathan ? - spojrzałam w jego stronę, śmiał się.
-Jest Siva z Nareeshą i Tom.
-Dlaczego ten dupek pojawił się akurat teraz, gdy Nathan chodzi ?
-Nie wiem. - z windy wyszedł dosyć duży facet, gdy mnie zauważył ruszył w moim kierunku.
-Dzień dobry. Nazywam się Stephen Grey. - wyciągnął swoją potężną dłoń, przywitałam się z nim.
-Dzień dobry, ale ja przyjechałam tu z moim przyjacielem.
-W takim wypadku będę państwa asystował.
-Mogę chociaż pożegnać się przyjacielem ?
-Proszę.
-Ale mógłby Pan się usnąć ? Nie chcę, żeby zaczął się martwić.
-Dobrze. - powiedział po dłuższej chwili zastanowienia i odszedł.
-Kto dzwonił ? - zapytał Nath.
-Mama. Wiesz chce się dowiedzieć kiedy będę i muszę wracać do domu i do niej zadzwonić na skype. Jak zacznie zadawać pytania do z godzinę zejdzie. - kłamstwo samo wyszło z moich ust.
-Szkoda, że musisz już jechać skoro dopiero przyjechałaś. - posmutniał.
-Mi też szkoda, ale gdzieś wychodzi za godzinę i nie będzie je w domu, więc sam rozumiesz.
-Pewnie. - spuścił wzrok.



-Przepraszam. - i odeszłam, bo zaraz zaczęłabym płakać, tak go uraziłam.
-Już jest Pani gotowa ? - do widny wszedł policjant, a za nim Jay.
-Nie, ale przecież i tak mocno nagięłam zasady. - zacytowałam jego przełożonego, a winda ruszyła, Jay chciał mnie objąć, ale strąciłam jego rękę.
-Będę jechał za Państwem, a blok będzie zawsze ktoś obserwował z samochodu. Jeżeli chodzi o lot do Polski to najprawdopodobniej pojadę z Panią i zostanie Pani przekazano polskim służbom.
-Świetnie.
   Drzwi się otworzyły i wysiedliśmy z windy. Policja nie zlekceważyła mojego telefonu, gdzie się spojrzało tam widziało się czarne mundury. Wsiedliśmy z Jay'em do jego samochodu i poczekaliśmy aż policjant wsiadł do swojego auta, zamknęliśmy drzwi i ruszyliśmy, a za nami nasz ogon.
  Było mi tak cholernie źle z tym, że musiałam zostawić Nath'a w tym szpitalu. Jechaliśmy wolno, a ja wpatrywałam się w miejsce, w którym go zobaczyłam, teraz nie było go tam. Przypomniałam sobie jak mnie sparaliżowało na jego widok. To było okropne. Szybko zmieniłam kierunek mojego wzroku i w ciszy dotarliśmy do mieszkania. Najpierw wyszedł policjant, dopiero my. Pod jego eskortą weszliśmy na klatkę, później do mieszkania, gdy po 10 minutach wyszedł rzuciłam tylko do Jay'a, który chciał mi coś powiedzieć.
-Nie przeszkadzaj mi.
   I zamknęłam się u siebie w pokoju, rzuciłam na łóżko tak jak stałam i zaczęłam płakać.  


Hej ! Po południu miałam trudności w napisaniu rozdziału i stwierdziłam, że jednak dzisiaj nic nie dodam, ale jak teraz usiadłam to coś tam wydusiłam z siebie. Nie jestem w tego zadowolona :/ Wybaczcie ...

8 komentarzy:

  1. E tam, mnie się podoba :)
    Szkoda, że tego psychola jeszcze nie złapali, ale mam nadzieję, że to się stanie niebawem, bo ja już naprawdę chcę, by Nathan i Amelia byli razem. To przecież widać, że zależy mu na niej, jej na niemu i kółko się zamyka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo jakich mało!
    Weny dużo i dawaj szybko następny. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. fantastyczny rozdzial:)
    niech oni juz zlapia tego psychopate moze w koncu Nathan i Amelia beda wtedy razem:)
    weny duzo zycze i czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  4. no wiec...
    ozeszkurwajapierdole rozdzial cudo normalnie! uwielbiam czytac takie cos! Tomek sie musie czesciej pojawiac o taaaaaak :)

    OdpowiedzUsuń
  5. weź jak nam się podoba , a podoba się to znaczy, ze jest fajne :P uwielbiam Cię :P szczerze to myślałam, ze Nathanowi coś się stanie wiesz nie bd chodził czy coś taki dramat, a tu tak wszystko pięknie, ale za to biedna Amelia :( mhhh jestem strasznie ciekawa co dalej, bo pewnie zrobisz coś nieprzewidywalnego :P ahhh to do następnego :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeeeej... Aż zawału prawie dostałam jak czytałam o tym jak go zobaczyła z tym nożem... ;/
    Pieprzony dupek ! Nie miał kiedy się pojawić? W ogóle to on powinien nie istnieć! Zniknąć, umrzeć w katuszach i wszystko co najgorsze. wrr...
    Nath chodzi ! I jak się zawiódł, że Amelia tak krótko była... Ten wzrok... *.*
    Ah jak widać, że oni się zbliżyli do siebie! :D
    Nie mogę się doczekać następnego, Słońce! Rozdział rewelacyjny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do Liebster Award! :) Szczegóły u mnie :*

      Usuń
  7. Wiem, że w ogóle nie komentowałam u Ciebie chyba ale już jestem na bieżąco!!
    Przeczytałam wszystkie poprzednie rozdziały, a teraz czekam na next;p
    Nathan i Amelia ogółem fajna z nich para;p
    Powiem, że motyw z psychopatą jest naprawdę dobry!;p
    Czekam tylko, aż go zamkną i będzie happy end;pp
    Dużo weny<3
    Do następnego;*

    PS Zapraszam do siebie:) http://fans-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń