Przygotowania do wieczerzy szły całą
parą. Od rana mama szykowała pyszności, których zapach rozchodził
się po całym domu. Z samego rana tato z Nicolą pojechali po
choinkę, a Olivier zniósł ze strychu wszystkie świąteczne
ozdoby. Tylko ja obijałam się i próbowałam jakoś wrócić do
poprzedniego tempa życia, ale jakoś nie za bardzo mi to wychodziło.
Dzień po przyjeździe rodzice próbowali coś ze mnie wyciągnąć,
ale nie chciałam o tym z nikim rozmawiać, więc musieli żyć z
wiedząc, którą przekazał im policjant, a wiem, że przekazał im
wszystkie istotne informacje. Tego samego dnia odwiedziłam również
Johny'ego. Jego stan wcale nie był tak straszny jaki się wydawał z
początku. Dzisiaj miał nawet samolot do UK. Rano zadzwonił Tom i
zapytał czy ze mną wszystko w porządku. Paręnaście godzin
wcześniej to samo zrobił Max i Naree. Upewniłam ich, że wszystko
jest dobrze, a każde w swojej wypowiedzi dołączyło, że czekają,
aż dołączę do nich na Sylwestra. Nie potwierdzałam tej
wiadomości, ani nie zaprzeczałam. Nie miałam jak wrócić.
Wszystkie drogi, przejazdy zniknęły, więc czy był sens tracenia
pieniędzy na bilet lotniczy, żeby tylko oficjalnie zamknąć
kawiarnie i podpisać odpowiednie papierki ? Nie znalazłam w tym
lokalu, żadnej nadziei, a szkoda, bo to mogło się udać, gdybym
odpowiednio rozłożyła zapał i siły. Wstałam z ciepłego łóżka
i zerknęłam na zegar na przeciwległej ścianie. Było parę minut
po 11. Nadal nie mogłam jakoś przestawić się z czasem, mimo że
dzieliła nas zaledwie godzina, dziwnie się czułam. Jakoś tu spałam dłużej
i się wysypiałam, więc korzystałam z tego i spałam ile wlezie.
Leniwie się przeciągnęłam i poszłam
do łazienki wziąć prysznic. Na górze nie było żadnej żywej
duszy. Spokojnie, nie spiesząc się, bo i tak nie byłam
przydzielona do żadnego zadania na dzisiaj. Nigdy nie gotowałam na
Wigilię, a do dekorowania domu czy choinki nigdy nie dałam się
przekonać. Zazwyczaj mówiłam czy wszystko jest równe i czy należy
coś lepiej doprawić. Narzuciłam jakieś wygodne ubranie i
zapinając zamek błyskawiczny w mojej bluzie zeszłam na dół.
-O Am. Może skusisz się na jajecznice
? - mama uśmiechała się.
-Nie chcę ci przeszkadzać szwędając
się po kuchni.
-Ja ci zrobię.
-I tak masz dużo pracy. - włączyłam
czajnik elektryczny. - Zjem jogurt. - wyjęłam mój ulubiony smak z
lodówki i zabrałam łyżeczkę, wyszłam do salonu, gdzie Ol
rozpakowywał dekorację.
-Siema. - przywitał się, a ja tylko
jak kurczak machnęłam łokciem, bo miałam pełną buzię i zajęte ręce.
-Co tam masz ? - uklękłam przy jednym
z otwartych pudełek, z którego wyjęłam największą bombkę.
-Pamiętasz ? - zapytał i przestał
pracę, by na mnie spojrzeć, odłożyłam opakowanie jogurtu z
łyżeczką na stolik i podniosłam zakurzoną bombkę.
-Masz jakąś ściereczkę czy coś ?
-Pewnie. - podał mi jedną, a ja
wytarłam bombkę ciągle się w nią wpatrując.
-Uważaj na nią. - włożyłam ją z
powrotem do pudełka, zabrałam moje śniadanie i wróciłam do
kuchni zalać kubek wrzątkiem.
-Ale przygotowanie jajecznicy nie
będzie dla mnie problemem.
-Mamo. Jestem już po śniadaniu. -
posłodziłam napój.
-Co to za śniadanie ? Teraz już wiem
czemu tak schudłaś. - spojrzała na mnie.
Faktycznie ostatnio wszystkie ubrania
są na mnie za duże, ale to przez ten cały stres i brak apetytu,
który temu towarzyszył. Nie jestem na żadnej głupiej diecie, bo
wcale nie uważam, że powinnam na nią przejść.
-Przytyję. Mamy święta w końcu,
prawda ? - usłyszałam trzask wejściowych drzwi i radosny głosik
Nicoli.
-Jesteśmy ! - krzyknął tato, a ja
wyszłam na korytarz zaciekawiona ich wyborem.
Na bogato w tym roku. Jeszcze nigdy w
domu nie było tak dużej choinki. Była wysoka, ale i szeroka, za
pewne, gdy zdejmie się siatkę to jej średnica ponownie mnie
zaskoczy. Od razu poczułam jej zapach zaciągając się przy tym
nim.
-Śliczna jest. - odezwała się mama.
- Tomek skoczył byś jeszcze do sklepu ?
-Myślałem, że zaczniemy ubierać
choinkę z Nicolką. - tato odwiesił kurtkę.
-Ja pójdę. - odezwałam się biorąc
łyk gorącego napoju zwracając na siebie uwagę wszystkich na
korytarzu.
-Nie. Lepiej zostań w domu. -
powiedziała mama z tymi dużymi ze strachu oczami.
-Pójdę z Am. Mamo proszę. - błagała
dziewczynka.
-I tak muszę wyjść, więc na coś
się przydam. - odłożyłam kubek i zaczęłam zakładać buty. -
Daj mi tylko listę tego co potrzebujesz i pieniądze.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. -
odezwała się mama.
-Może to dobry pomysł. W tym czasie
naszykowałbym choinkę z Ollym i Nicola przyszła by i od razu byśmy
ją ubierali. - zabrał głos w rozmowie tato.
-No nie wiem.
-Ja już założyłam kurtkę, a Nicola
zaraz się rozpuści w tej puchowej kurtce. - dodałam.
-No właśnie. Gorąco mi. Mamo
pośpiesz się. - poparła mnie siostra.
Po chwili mama nie chętnie weszła do
kuchni, a do nas podszedł tato.
-Masz przy sobie telefon ?
-Tato. Jego już nie ma.
-Ja wiem, ale … ale czy to źle, że
martwię się o moją córeczkę ? - przytulił mnie i szybko oddałam
ten uścisk.
-Nie. To bardzo dobrze. - odsunęłam
się. - Skoro podołałam już tak dużej ilości problemów, to
zwykła wyprawa do sklepu mnie nie zaskoczy.
-Wiem, wiem. Ale jakby coś się działo
to dzwoń od razu.
-Dobrze. - mama w tym czasie weszła na
korytarz z kartką i swoją torebką, z której wyjęła portfel i mi
go wręczyła.
-Nie będziecie miały problemu ze
znalezieniu tych produktów. Same podstawowe. - wręczyła mi kartkę,
a ja spojrzałam na jej zawartość.
-Mam na coś zwrócić większą uwagę
? Coś jest ci super potrzebne ?
-Nie. - mama zaczęła poprawiać mój
szalik. - To tylko żeby umilić nam święta.
-W takim razie idziemy. - spojrzałam
na Młodą i wyszłyśmy odprowadzone troskliwym wzrokiem rodziców.
Na zewnątrz było nadzwyczaj zimno,
więc przyśpieszyłyśmy kroku i ruszyłyśmy przed siebie. Mała
całą drogę trajkotała na temat wybierania choinki to dla niej
zawsze było ciekawe i emocjonujące wydarzenie, nie to co dla mnie,
a ja sobie zapaliłam. Weszłyśmy do zatłoczonego supermarketu,
porwałyśmy wózek i zniknęłyśmy między półkami. Na szczęście
Nicola wiedziała co gdzie szukać, więc zakupy nam szybko zleciały.
Wzięłam dodatkowo dużą czekoladę i litr wódki. Po półtora
godziny, gdyż były długie kolejki wróciłyśmy do domu.
-Matko Boska, co tak długo ?! -
dopadła nas na wejściu mama.
-Jest wigilia i są kolejki. - zdjęłam
kurtkę.
-A tego nie było na liście. - mama
wyjęła alkohol z reklamówki.
-Pomyślałam, że może się przydać.
-Chcesz wracać na sylwestra do Londynu
? - posmutniała, a ja nic nie odpowiedziałam. - W takim razie jedna
ci nie wystarczy. - posłała mi słaby uśmiech.
-Rekwiruje to. - zabrałam z jej rąk
butelkę i sięgnęłam do reklamówki. - To też. - wyjęłam
czekoladę i zaniosłam wszystko do pokoju.
Nie wiem dlaczego kupiłam wódkę.
Może faktycznie gdzieś tam w podświadomości chciałabym spędzić
tego sylwestra w towarzystwie moich prawdziwych przyjaciół.
Najwidoczniej nie chciałam się do tego przyznać. Otworzyłam swoją
szafę, w której miałam już wypakowane ubrania. Nie miałam tu
żadnej sukienki na sylwestra, a tym bardziej nie miałam takiej u
siebie w Londynie. Przydało by się coś kupić. Ale dlaczego ja o
tym myślę ?! Przecież ja jeszcze nie wiem co zrobię na 31
grudnia. Schowałam butelkę między ubraniami.
Zeszłam na dół. Tato z Nicolą
ubierali choinkę, a Ol wieszał w salonie ozdoby. Był taki bałagan,
że wolałam tam nawet nie wchodzić. W kuchni też raczej nie
pomogę, więc zeszłam do piwnicy, gdzie mieliśmy pralnie i
suszarnie. Podzieliłam ubrania na kolory i na pierwszy ogień poszły
białe rzeczy. Nastawiłam pralkę i wyjęłam żelazko i deskę do
prasowania. Wróciłam na górę i wzięłam biały obrus, skoczyłam
jeszcze do sypialni rodziców, gdzie na łóżku leżał zapakowany w
folię garnitur taty, który wczoraj odebrał z pralni, a obok
sukienka mamy. Tę przydało się wyprasować, więc chwyciłam za
nią i porwałam również śnieżnobiałą koszulę taty. Od siebie
również wzięłam jakieś ubrania do przeprasowania. Nicola chciała
ubrać sukienkę, ale tej nie trzeba było prasować. Olivier również
miał już naszykowany garnitur, więc wzięłam koszulę i tak
naszykowana zeszłam do piwnicy, gdzie zdążyło mi się już
nagrzać żelazko. Włączyłam muzykę z telefonu i przy miłym
akompaniamencie Bacha zajęłam się prasowaniem ubrań.
-Szukaliśmy cię. - usłyszałam za
sobą głos, gdy kończyłam już moje prasowanie.
-A ja jestem tu. - uśmiechnęłam się
do taty.
-Usłyszałem muzykę i od razu
wiedziałem, że tu jesteś.
-No tak. Tylko ja słucham tego typu
muzyki.
-Klasyka jest piękna, ale nie dla
wszystkich.
-Wszyscy pewnie obstawiają, że
słucham punk rocka, a tu taka niespodzianka.
-Mało osób zna twoje gusta muzyczne.
-Tylko wy. - sprostowałam.
-A twoi przyjaciele z Londynu ? -
zdziwił się.
-Jakoś tak nie było okazji, żeby ich
o tym poinformować.
-No spójrz. - uśmiechnął się. -
Kończysz już ?
-Tak. Jeszcze tylko skończę obrus. -
za mną wisiały już wyprasowane ubrania.
-To przyjdź do nas na górę.
-Trzeba po was posprzątać, prawda ?
-No dzieciaki już sprzątają górę.
-Olly sprząta ?!
-Musi. Wszyscy to wszyscy.
-Muszę to zobaczyć.
-To pośpiesz się. - roześmiał się
i wszedł na schody.
Skończyłam prasowanie obrusu, a w tym
czasie skończyło się również pranie, więc rozwiesiłam je na
suszarkach i nastawiłam kolejne. Zabrałam ze sobą wyprasowane
rzeczy i pozanosiłam je do odpowiednich właścicieli. Po drodze
zrobiłam również zdjęcia sprzątającemu Olivierowi, gdyż za
często nie widziałam go w takim wydaniu. Popyskowaliśmy sobie i
każde poszło w swoją stronę.
Zeszłam na dół i zaczęłam sprzątać
w salonie. Odkurzanie, mycie podłogi i takie tam podstawowe sprawy.
Później przeszłam do łazienki i na korytarz. Jadalnia jako jedyna
była wysprzątana wcześniej, a na stole czekała już nasza
odświętna zastawa, świeca, sianko i opłatki. Czuć było
atmosferę świąt.
Skoczyłam na górę i przebrałam się.
Umalowałam i spięłam włosy.
Kolację mieliśmy zjeść wspólnie,
tylko nasza piątka. Gdy dziadkowie żyli zazwyczaj spotykaliśmy się
w większym gronie, ale teraz było to niemożliwe. Spojrzałam na
moją komodę ze zdjęciami i spojrzałam na dwójkę, trzymających
się za ręce staruszków. Miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia
obydwoje umarli. Umarli razem w tym samym czasie, każde we śnie,
bez bólu, płaczu i rozżalenia. Wiem, że tam gdzie teraz są, są
razem, szczęśliwi i z pewnością na nas patrzą. Wyjęłam tę
zdjęcie z ramki i włożyłam do koperty, którą położyłam na
biurku i przykryłam jakimiś gazetami. Zajmę się tym później.
Zamiast myśleć o tym co będę musiała przywieźć z Anglii do
domu ja zbieram rzeczy, które chcę tam zabrać. Czułam taki mętlik
w głowie, że nie wiedziałam co mam z tym zrobić.
Zeszłam na dół, gdzie naszykowałam
stół do kolacji, a po godzinie wszyscy wspólnie usiedliśmy do
stołu. Podzieliliśmy się opłatkiem, złożyliśmy sobie życzenia,
zjedliśmy każdej potrawy, trochę posiedzieliśmy przy stole
rozmawiając, kolędując, wspominając. Około godziny 20 po wielu
namowach najmłodszej poszliśmy do salonu po prezenty.
Mała ucieszyła się z nowych zabawek.
Olivier nieco zdziwił się na widok koperty pod choinką.
Zaciekawiony rozejrzał się po naszych twarzach, ale nikt nie
przyznał się do tego prezentu. Nie chciałam niszczyć mu tej
przyjemności. Zaciekawiony otworzył ją i po chwili zamarł z
bezruchu.
-Nie. Wierzę. - wydusił.
-Co to ? - zaciekawiła się mama
trzymając na kolanach pudełko wielkości bombonierki.
-Zabukowany bilet lotniczy do Londynu,
miejsce w trzygwiazdkowym hotelu w samym centrum i lista atrakcji
jakie mnie tam czekają. Amelia ? - spojrzał na mnie. - Masz mi coś
do powodzenia ?
-To wyjazd dla dwóch osób, więc
musisz kogoś znaleźć.
-O. Mój. Boże. - rzucił się na mnie
przytulając i podnosząc do góry. - Jak ja cię kocham. - buziak w
policzek.
-To mogłeś sobie darować. - starłam
jego ślinę z policzka, śmiejąc się.
-Ale kiedy ja tam pojadę ?
-Ważność tego cudeńka skończy się
za trzy miesiące licząc od stycznia, może na feriach ?
-Genialna ! Po prostu genialna. Teraz z
wrażenia nie usnę na pasterce.
-Z pewnością. - roześmiałam się z
nim.
Rodzicom wspólnie złożyliśmy się
na tydzień wakacji w ośrodku wypoczynkowym w Zakopanym, więc Ci
również byli z tego powodu zadowoleni. Ostatnio spędzali mało
wspólnie czas, więc ten wyjazd im się przyda, naładują baterię
i nacieszą się sobą.
Sama zostałam obdarowana od rodzeństwa
przepięknie ręcznie wykonanym, z pewnością przez nich, ale i
bardzo starannie i z pewnością wymagającym dużo pracy i czasu,
albumem, z którego jestem bardzo zadowolona, bo były w nim zdjęcia,
które widziałam po raz pierwszy. Wszystkie były udokumentowaniem
tego co się tutaj działo, gdy byłam w Londynie. Aż się ze
wzruszenia popłakałam, bo zdjęć z pewnością było około setki,
a album był taki piękny, że bałam się przekładać kartki z
obawą, że go zniszczę. Od rodziców z kolei dostałam przepięknie
wykaligrafowany napis.
„Ludzie popełniają błędy, a te,
które popełnimy nie są spowodowane naszą głupotą, a pułapką
życia. Wszystko ma jakieś znaczenie w życiu, a w szczególności
nasze upadki. To one uczą nas czym tak naprawdę jest egzystencja.”
Cały napis starannie wypisany czarnym
atramentem, na lekko żółtawym papierze, wyglądał jak jakiś
antyczny zabytek. Oprawiony w antyramie spoczywał w moich dłoniach,
a ja nie mogłam oderwać od niego oczu. To było … takie
prawdziwe. I wiem, że gdziekolwiek był była to zawsze to będzie
częścią mnie. Zawsze ta antyrama będzie w moim pobliżu, a fakt,
że wypisana w moim ojczystym języku, będzie mnie napawała dumą i
rozlewała w moim sercu miłość i ciepło. Ze łzami w oczach
spojrzałam na rodziców, których szybko uściskałam i wycałowałam.
Doskonale mnie znali. Wiedzieli, że jestem sentymentalna, doceniam
tylko własnoręcznie wykonane prezenty, jeżeli już mam jakieś
przyjąć, a największym szacunkiem doceniam właśnie takie „nic
nie znaczące duperele”.
To była moja rodzina w Polsce. Mój
gwóźdź, którego nie mogłam się pozbyć, ale czułam też
przyciąganie z wysp, tęskniłam za nimi, za tą deszczową pogodą,
za nerwami spowodowanymi kawiarnią, za moim malutkim mieszkaniu w
stolicy Wielkiej Brytanii. Byłam rozerwana na dwa państwa, na dwa
miejsca i nie miałam pojęcia gdzie chciałabym spędzić najbliższe
miesiące mojego życia. Moja wakacyjna przygoda z UK troszkę się
przeciągnęła, a teraz nie wiedziałam, gdzie należę.
Zbieraliśmy się właśnie na
pasterkę, więc miałam w zanadrzu całe dwie godziny rozmyślania,
z pewnością je wykorzystam.
Hej ! Zaskoczeni wyborem muzycznym Am ? Taki tam drobiazg, który chciałam, żeby się pojawił, ale nie wiedziałam kiedy go ujawnić, więc macie teraz ;)
Ciekawe jest to, że wizja zakończenia bloga wam nie przypadła do gustu, jedyna Jayla napisała, że przeżyła by to i nie miała by do mnie żalu, no i rzecz jasna nie zabiła by mnie za to, a nie to co reszta ;P
Przepraszam za taką długą przerwę, ale spowodowana ona była szkołą, tym co teraz chłopaki odstawiają, nie będę pisać co o tym myślę, bo słabo mi się robi jak o tym myślę, a na samo wspomnienie wywiadu Max'a mam ochotę iść do kuchni po tasak ... Więc szkoła, chłopcy no i zaparcie ... w pisaniu rzecz jasna ;) zaczęłam nawet żałować, że faktycznie nie zakończyłam tego bloga, ale dostałam kopa w cztery litery i wzięłam się za siebie ^^
No i jeszcze jedna sprawa. Kiedyś się umawialiśmy, że rozdziały będą w konkretnie dni tygodnia, ale muszę Wam powiedzieć, że przy moim teraźniejszym tempie życia ( brak czasu daje o sobie znać, a ja biorę na siebie coraz to nowsze obowiązki, moja genialna logika ) nie jestem w stanie dodawać tak często rozdziałów i co najważniejsze w wyznaczone dni, więc teraz mamy kwestię tego czy będę miała czas i wenę i dopiero pojawi się rozdział. Nie zabijajcie mnie za to, chociaż i tak już dawno mnie zabiłyście ;D Posty będę dodawać spontanicznie, ale z pewnością będą. To Wam mogę obiecać. Pisanie sprawia mi radość, ten blog jest moim dzieckiem, a dziecka się nie porzuca, ewentualnie ono dojrzewa i kopie rodziców w dupę, wyprowadza się, zakłada rodzinę i takie tam, ale wy tego jeszcze nie chcecie, więc tak jeszcze nie będzie ;)
Cóż ... tak sobie patrzę na tego mojego bloga i mi się znudził. Co wy na nowy wygląd ? ^^ Jakieś propozycje co do nowego looku ? Od razu mówię, że jak już dojdzie do zmian to zrobię je sama i z pewnością nie użyję jakiś szablonów, które ktoś zrobi za mnie, bo osobiście mi się to nie podoba.
Tak wgl to chciałam się Wam pochwalić, że w poniedziałek miałam sen, w którym był Tom. Niby nic, ale to pierwszy sen z TW, który zapamiętałam, więc i go spisałam, żeby nie zapomnieć. Ale efekt końcowy był zabójczy. Czasami dziwię się skąd w mojej głowie pojawiają się takie głupie pomysły, ale dobra nie o śnie tutaj ;D
Tak wgl to chciałam się Wam pochwalić, że w poniedziałek miałam sen, w którym był Tom. Niby nic, ale to pierwszy sen z TW, który zapamiętałam, więc i go spisałam, żeby nie zapomnieć. Ale efekt końcowy był zabójczy. Czasami dziwię się skąd w mojej głowie pojawiają się takie głupie pomysły, ale dobra nie o śnie tutaj ;D
Ale się rozpisałam ... ;)
Przepraszam.
Do następnego ...
I buziaki dla wszystkich czytelników, nawet dla tych, którzy nie komentują, a co ? Niech się cieszą :P