poniedziałek, 17 czerwca 2013

Section 2.

   Poniedziałek. Znienawidzony przeze mnie dzień tygodnia, ale tak jak większość rzeczy na tym świecie był i musiałam się z tym pogodzić, czy chciałam, czy nie. Wstałam i pierwszą rzeczą jaką zrobiłam tego dnia było sprawdzenie na planie miasta, gdzie znajdował się urząd pracy. Po paru minutach odnalazłam go i wzięłam w pętelkę, później znalazłam hotel, w którym się zatrzymałam i również zakreśliłam okrąg lub coś podobnego. Po porannej toalecie zajęłam się twarzą. Mój makijaż polegał na bardzo mocnym podkreśleniu oczu, więc czarną kredkę często wykupowałam z drogerii. Poczułam dość silny głód. Ze stolika nocnego wzięłam ostatniego papierosa, którego dostałam od przypadkowego chłopaka. W trakcie jego palenia zajęłam się moją walizką, w której miałam przemyconą paczkę papierosów. Wyjęłam ją i rzuciłam na łóżko, przy okazji wyjęłam ubrania z torby. Ubrałam się i koszulkę włożyłam w spodenki.




   Paczkę papierosów wrzuciłam do torebki i tak samo postąpiłam z planem miasta, założyłam okulary i zamknęłam drzwi mojego hotelowego pokoju, oddałam klucze w recepcji i ruszyłam wzdłuż ulicy w poszukiwaniu jakiejś knajpki, w której mogłabym zjeść coś pożywnego. Moją uwagę przykuł ciekawy szyld z napisem "Breakfast and others". Idealne miejsce dla mnie. Weszłam do lokalu, w którym oczywiście nie można było palić i zajęłam mały stolik niedaleko drzwi. Karta była krótka, ale treściwa. Była podzielona na cztery sektory - śniadanie, obiad, kolacje i napoje, ja zajęłam się tym ze śniadaniem i po dłuższym zastanowieniu wybrałam naleśniki z bananami, a do picia zamówiłam kawę. Czekając na zamówione jedzenie przyglądałam się ludziom na ulicy. Większość się gdzieś śpieszyła i biegała, ale byli też tacy, którzy po prostu szli. Nie wyłapałam nikogo ciekawego, ale to pewnie dlatego, że w moich oczach każda osoba jest taka sama. Dostałam swój posiłek, który był bardzo smaczny. Myślę, że znalazłam swoją poranną knajpkę w Londynie. 
   Zapłaciłam i wyszłam na poranne promienie słońce. Lato w Londynie nie zachwycało, było ciepło i tyle. Żadnych upałów, można było jedynie liczyć, że pogoda się zepsuje, co jest tutaj bardzo prawdopodobne, zacznie padać deszcz i zrobi się chłodniej. Szału nie ma. Z mapą w jednej dłoni i papierosem w drugiej ruszyłam do swojego dzisiejszego celu - urzędu pracy. Na mapie zdawało się, że znajdował się blisko mojego hotelu, ale w praktyce okazał się być umiejscowionym nieco dalej przez co musiałam dłużej iść. 
   Nie liczyłam na to, że dostanę od razu pracę i od jutra zacznę zarabiać moje pierwsze funty w życiu, ale w głębi serca miałam taką nadzieję, że tak się stanie. W urzędzie obeszło się szybko, Pani w gabinecie zapisała mnie do rejestru bezrobotnych Polaków w Londynie i tyle było. 
-Proszę czekać na telefon, może dostanie Pani jakąś propozycję. - usłyszałam na do widzenia.
   Chciała żeby wyszło miło, a wyszło tak, że do moich uszu doszły słowa : "W tym wieku, bez doświadczenia nie znajdziesz żadnej posady w Londynie. Wracaj tam skąd przyjechałaś." No cóż, mogła powiedzieć właśnie to, ale wiem, że nie mogła. Wyszłam z budynku i postanowiłam odwiedzić parę zabytków stolicy Anglii, zdecydowałam się na BigBena i London Eye, które były obok siebie, więc nie musiałam dużo chodzić. Zadowolona z obrotu sprawy i z wrażeń na wielkim "kole" mogłam stwierdzić, że na dzisiaj już wystarczy. W drodze powrotnej zatrzymałam się w jednej z restauracji i zjadłam późny obiad, który graniczył tak w zasadzie z kolacją. Po czym wróciłam do mojego pokoju, w drodze powrotnej wypaliłam dwa papierosy, bo parę razy weszłam w nie tę uliczkę co trzeba i było dużo wracania.
Ale gdy już dotarłam do upragnionego miejsca po prostu walnęłam się na łóżko, włączyłam telewizor, który wisiał na przeciwko mnie na ścianie oraz odpaliłam mojego laptopa. Hotel przynajmniej miał wifi za to byłam mega wdzięczna. Automatycznie włączył mi się Skype, ale szybko go wyłączyłam. Wiedziałam, że nikt do mnie nie zadzwoni, bo niby kto, ale wolałam nie kusić losu. Szperając w internecie i słuchając tego co mówili w telewizji upłynęło mi całe popołudnie. 
   Na wieczór postanowiłam wyjść do jakiegoś pubu, ale najpierw poszłam do mojego ulubionego lokalu na kolację. Po zjedzonej sałatce wypaliłam papierosa i poszukiwałam jakiegoś pubu w okolicy. Znalazłam jeden i nie zastanawiając się długo, co nie sprawiało mi trudności, weszłam do środka. Wypiłam dwa drinki i wróciłam z powrotem do hotelu. Umyłam się, ubrałam w krótkie spodenki i koszulkę XXXXL i gotowa na noc, zasnęłam.


Proszę. Taki tam przeciętny dzień turysty w Londynie. Bez zbędnych słów ogłaszam, że dodam next'a jak pod tym bd ... 3,4  komentarzy ? : *

4 komentarze:

  1. Ja komentuję, a można kilka razy? ;D
    Nie no, rozdział fajny, ale przyzwyczaiłam się do twoich dłuuuuuuugich postów...
    Dawaj ten next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Się zabieram do komentowania xD już masz połowę a nawet więcej więc rozdział masz już gotowy? ;P
    Zabrakło mi trochę opisów, ale reszta jest SUPER!
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. nono ;) mimo tego ze nie przepadam za rozdziałami gdzie praktycznie nie ma dialogow to ten jest calkiem dobry ;)

    mam tylko nadzieje ze cos będzie ruszalo już z kopyta w nexcie ;)

    także czekam na więcej i powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe czy coś w tym internecie wyczytała;pp
    Szkoda, że nie ma prawie wg dialogów;//
    Jakoś przeżyje!;)

    OdpowiedzUsuń