sobota, 29 czerwca 2013

Section 7.

   Po niezbyt ciekawej środzie z tymi głąbami od Tom'a nie byłam w nastroju do czegokolwiek. Wystarczy mi sam fakt, że zostałam odprowadzona do samych drzwi mojego pokoju, ale dalej łysy nie miał prawa wstępu i tak już za bardzo mnie irytował tą swoją pomocą. Wzięłam prysznic i z nerwów szybko zasnęłam, a to dziwne. Następnego dnia wstałam przed 9, a to ci ciekawe. Ja i wczesne wstawanie ? Pomyłka, ale jak nic na zegarku cyfry nie chciały się inaczej ustawić. No nic, wstałam i weszłam pod strumień ciepłej wody. Szum wody działał na mnie lepiej niż nikotyna, a tego dnia byłam nadzwyczaj spokojna i wyluzowana. Tchnięta życiem i pozytywizmem. Stałam tak pod tymi kroplami wody, dopóki nie poczułam zimnej wody, wtedy wyszłam z kabiny i zakryłam się ręcznikiem, a drugim związałam włosy. Wyszłam z łazienki i wyjęłam z torby ubranie, gdy zadzwonił hotelowy telefon, zapewne z recepcji, ale niby w jakiej sprawie ?
-Słucham ? - powiedziałam.
-Dzień dobry, ma pani gościa, pani Amelio. - usłyszałam wesoły głos starszej recepcjonistki.
-Kogo ?
-Przedstawił się jako łysy Max. - zaśmiała się.
-Łysy Max ?
-Mówi, że wczoraj panią odprowadzał.
-Aah. - rozpoznałam, czyli wiem, że miał na imię Max.
-Czy mogę go do pani wpuścić ?
   Stałam z słuchawką w jednej ręce, a w drugiej miałam ubranie, sama byłam tylko w ręczniku. Co mam powiedzieć ?
-Dobrze, ale niech po wejściu do mojego pokoju zaczeka w nim, bo dopiero wstałam. - rozłączyłam się, otworzyłam drzwi pokoju i migusiem, żeby chłopak nie zobaczył mnie w negliżu weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
   Właśnie się ubierałam, gdy usłyszałam jego głos w pokoju.
-Cześć Amelia. To ja Max lub bardziej znany jako Łysy. - zaśmiał się.
-Rozgość się, zaraz wyjdę. - odkrzyknęłam i zastanawiałam się dlaczego ten koleś mnie dzisiaj nie denerwuje, dlaczego jeszcze dzisiaj nie paliłam i miałam dobry humor ?





   Szybko się ubrałam, zrobiłam makijaż, a wilgotne włosy wypuściłam z ręcznika. Zdałam sobie sprawę, że nie mam ani suszarki, ani prostownicy w łazience. Musiałam pokazać się mu w takim stanie. Może go przestraszę i sobie pójdzie ?
-Hej ! - powiedział widząc mnie wychodzącą z łazienki.
-Nie patrz na moje włosy.
-Dlaczego ? Są bardzo ładne. Urocze.
-Właśnie dlatego ich nie lubię.
-Że są uroczę i nie pasują do twojego wizerunku ?
-Dokładnie. - wyjęłam suszarkę i prostownicę z torby.
-Ale bardzo ładnie ci w takich drobnych lokach.
-Niee. - weszłam z powrotem do łazienki, ale tym razem zostawiłam otwarte na oścież drzwi, szybko wysuszyłam włosy i zajęłam się prostowaniem.
-Mogę wejść ? - zapytał niepewnie ... Max.
-Tak.
   Obserwował jak zajmuję się prostowaniem włosów.
-Dlaczego w ogóle do mnie przyszedłeś ?
-Obudziłem się wcześnie i pomyślałem o tobie. Co robisz, jakie masz plany ? Pomyślałem, że może rozpoczniemy naszą znajomość od początku. Bo ta nie zaczęła się dobrze.
-Może tak miało być ?
-Widzę w tobie drugie dno, tak samo z resztą jak Tom i chcę je odkryć.
-Żeby odkryć dno, musisz się zanurzyć. Nie masz pewności, że wypłyniesz.
-Ale warto spróbować.
   Ani trochę nie denerwowała mnie jego gatka. Mogę nawet stwierdzić, że mówił z sensem.
-Nie mam pewności czy to jest dobry pomysł. - odezwałam się.
-Spróbujmy. - wyciągnął w moją stronę dłoń. - Max.
   Spojrzałam na jego wyciągniętą dłoń, później w jego oczy pełne nadziei. Odłożyłam prostownicę i uścisnęłam jego dłoń.
-Amelia, miło mi cię poznać.
-Brakuje jeszcze uśmiechu. - pokiwałam przecząco głową. - Nawet takiego bladego ?
-Nawet.
-Popracujemy nad tym. - szeroko się uśmiechnął.
   Wróciłam do prostowania włosów, a Max oparty o futrynę przyglądał mi się i nad czymś rozmyślał.
-Wiedziałem, że nie będziesz pamiętała mojego imienia. - zaczął rozmowę.
-Dlatego powiedziałeś, że znany również jako Łysy ?
-Bingo !
-I miałeś rację. Nie zajmuję sobie niepotrzebnymi rzeczami głowę. - skończyłam prostowanie i wyjęłam kabel z gniazdka, zostawiłam urządzenia na małej szafce i wyszłam z łazienki.
-Nie będzie ci potrzebny. - usłyszałam głos Max'a za mną, gdy chowałam do torebki plan miasta.
-Jak to ?
-Znam Londyn jak własną kieszeń. Nie zgubimy się.
-My ?
-No tak. Idziemy w miasto. - znowu się uśmiechnął.
-Ja idę na śniadanie do knajpki.
-W takim razie idę z tobą. Panie przodem. - przepuścił mnie w drzwiach i wyszliśmy z hotelu.
-Co ja o tobie wiem ? - odezwał się Max, gdy szliśmy ulicą.
-Za dużo.
-No właśnie nie wiem. - zaśmiał się. - Masz na imię Amelia, pochodzisz z Polski i przyjechałaś tu na dwa tygodnie, które się zbliżają do płółmetku. Jesteś małomówna, ale jak coś powiesz to dowalisz do ognia. Nie słuchasz popu i masz na niego cięte zdanie. Nie uśmiechasz się, a delikatne loczki prostujesz by wyglądać ostrzej. Podkreślone na czarno oczy i strój pokazują, że nie jesteś zwykłą laską. Masz charakter. - jak mnie to nudziło, w pewnym momencie przestałam go słuchać, weszliśmy do knajpki.
-Halo tu ziemia ! - powiedział rozbawiony Max, gdy siadaliśmy do stolika.
-Co ?
-Mówię do ciebie całą drogę, a ty mnie nie słuchasz.
-Zazwyczaj gdy ludzie mówią więcej niż dwa zdania dłużej ich nie słucham. - zabrałam się za przeglądanie karty.
-Postaram się dużo nie mówić. Potrzebna mi twoja uwaga. - też otworzył menu.
   Gdy przyszedł kelner zamówiliśmy jedzenie, zjedliśmy je. Wyjęłam portfel by wyjąć pieniądze.
-Ja zapłacę. - odezwał się Max i wyłożył na stolik kwotę, zjechałam go wzrokiem i powróciłam do swojego portfela, wyjęłam należną sumę i podałam ją Max'owi.
-Niee. Schowaj je. To tylko śniadanie.
-No właśnie dlatego płacę za siebie. Niby dlaczego miałbyś płacić za mnie ?
-Bo razem tu przyszyliśmy i chcę być dżentelmenem.
-Czyli jakbyśmy poszli do salonu z samochodami i spodobałby mi się samochód, też byś za niego zapłacił ? Bo chcesz być dżentelmenem ?
-Być może. - znowu się uśmiechnął.
-To niedorzeczne.
   Po pary próbach chłopak odebrał ode mnie pieniądze i razem szwędaliśmy się po mieście, Max mówił o sobie i próbował wyciągnąć jakieś informacje ode mnie.
-Dlaczego ty nic nie mówisz ? - odezwał się w końcu.
-Słowa są zbędne. - staliśmy nad rzeką i prażyliśmy się na słoneczku, wyjęłam z torby paczkę papierosów, była już prawie 13, a ja nie spaliłam ani jednego papierosa.
-Ile masz lat ? - zapytał i wziął ode mnie jednego.
-19, a ty ? - zaciągnęłam się papierosem.
-25. Siva i Tom też mają 25. Jay ma 23, a Nathan 20.
-Żebym jeszcze wiedziała o kim mówisz.
-Nathan najmłodszy, lubi full capy. Jay kręcone włosy, ten od reklam.
-A no tak, pamiętam. - przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie.
-Siva to ten ciemnoskóry, najwyższy z nas. Ma dziewczynę Nareeshę.
-Ah tak Podniesione włosy. - znowu zaciągnęłam się papierosem.
-Można i tak. - zaśmiał się. - Od ilu lat palisz ?
-Od trzech.
-Co na twoi rodzice ?
-Próbowali mnie namówić do rzucenia, ale tak jak większość ich prób namówienia mnie do ich zdania skończyła się porażką.
-Masz rodzeństwo ?
-Młodsze. Szesnastoletni brat Olivier i jedynastoletnia Nicole. Odpowiem na twoje niewypowiedziane pytanie. Są bo są. Moja rodzina beze mnie wygląda znacznie lepiej. Oni są grzeczni i nudni, a ja wolę inny tryb życia.
-Jakbyś do nich nie pasowała. - myślał na głos.
-Bo nie pasuję. Zawsze byłam taka jak teraz, a oni zawsze byli słodką kochającą się rodziną. Nie powiem, że mnie nie kochają czy się o mnie nie troszczą, bo bym skłamała, ale nie wiem jak oni mogą mnie akceptować jako córkę.
-Kochają cię.
   Zamilkłam bo nie chciałam tego potwierdzić, chociaż wiedziałam, że taka jest prawda. Mój problem polegał na tym, że nie potrafiłam odwzajemnić tego uczucia.
-A przyjaciele ? - drążył temat.
-Raczej garstka znajomych.
-Jesteś sama.
-Pogodziłam się z tym i dobrze z tym żyję.
-Nie chciałabyś zmienić czegoś w swoim życiu ?
   Zaczęłam zastanawiać się nad wypowiedzianymi słowami, Max po chwili spojrzał na mnie.
-I tak jest już za późno.
-Na nic nie jest za późno. Przyjaciół można znaleźć w każdym miejscu. Trzeba tego tylko chcieć.
   Pytanie brzmi czy ja chciałam.


Hej! Dodaje wcześniej niż planowałam, ale doszłam do wniosku, że nie ma co przedłużać. Tadam Amelia otworzyła się minimalnie w stronę Max'a. Da się ? DA. :) Zobaczymy się w przyszłym tygodniu. Wtorek ? Środa ? 

środa, 26 czerwca 2013

Section 6.

-Nie wierzę jak mogłaś nas nie znać. - powiedział full-cap.
-Pochodzi z Polski i przyjechała tu na wakacje. - powiedział Tom z pełną buzią.
-Aha czyli to, że was nie znam wychodzi z tego, że mieszkam w Polsce ? Ty chyba sobie ze mnie kpisz !
-Nie unoś się tak kochana. Wcale nie miałem na myśli, że twój kraj jest zacofany, czy coś. Wyjaśniłem chłopakom sytuacje.
-Ale tak to zabrzmiało.
-Nie fochaj. Tylko się poczęstuj.
-Śpieszę się. Miło było, ale i tak się zasiedziałam. - wstałam, a za mną łysy. - Nawet mnie nie dotykaj, bo dostaniesz w tę łysą głowę.
-Jaka agresywna. - zaśmiał się.
-Naprawdę musisz iść ? - zapytał Tom i wstał.
-Tak. Czas ucieka, a ja mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zwiedzenia.
-Możemy pozwiedzać z tobą. - walnął full-cap.
-Nie ! - powiedziałam dosadnie i młody siedział już cicho.
-Nie mam bladego pojęcia dlaczego nasz nie lubisz. - odezwał się łysy.
-To spójrz w lustro.
-To było niemiłe.
-Nikt nie mówił, że jestem miła. - odwróciłam się na pięcie i weszłam do holu podeszłam do drzwi, a za mną dwójka chłopaków, nacisnęłam klamkę, nic.
-Hehe, żeby otworzyć drzwi musisz wpisać kod, którego nie znasz. - cwaniacko uśmiechnął się Tom i podparł się plecami o ścianę, jego kolega również na tę wiadomość się uśmiechnął.
-Jaja sobie robisz ? Otwieraj te drzwi.
-Nie.
-Jak to nie ?!
-Bo chce cię bliżej poznać.
-Ale ja ciebie nie. Z resztą nie mogę patrzeć na łysą głowę twojego kolegi.
-Ale, że to o mnie ? - załapał łysy.
-A widzisz tu kogoś łysego oprócz siebie ? Głupi i głupszy.
-Ale ty jesteś nie miła. - dodał łysy.
-Ale wy jesteście upierdliwi. Wypuść mnie stąd.
-Nie mam takiego zamiaru.
-Nie jestem waszym więźniem, więc masz mnie wypuścić.
-Jesteś naszym gościem, tak w zasadzie to moim, bo jesteśmy u mnie. - sprostował Tom.
-W takim razie tak nie traktuje się gości.
-Ja wiem, że Polacy są gościnni, ale tu jest Anglia i panują inne zasady savoir vivre.
-Ty naprawdę jesteś taki głupi czy udajesz ?
-Ty naprawdę jesteś taka wredna czy tylko ukrywasz przed nami swoja prawdziwą twarz ? - zapytał łysy.
-Naprawdę jestem taka wredna. - wbiłam wzrok w jego oczy.
-W takim razie możesz iść, bo my nie potrzebujemy wrednych przyjaciół.
-Max ! - skarcił go Tom.
-A ja nie potrzebuje przyjaciół. I mamy jasną sytuację. - nadal mówiłam do niego, dodałam to Tom'a. -Wpisz ten cholerny kod.
   Po chwili ustąpił i go wpisał nie czekając na nic więcej otworzyłam drzwi i wyszłam. Usłyszałam za sobą głos Tom'a.
-Nie skreślaj nas.
   Wyszłam z budynku i cała zdenerwowana sięgnęłam do torebki po papierosa. Tylko on był w stanie mnie uspokoić. Zapaliłam i szybko zaciągnęłam się smakiem nikotyny. Gdy nikotyna zaczęła mnie uspokajać rozejrzałam się w poszukiwaniu nazwy ulicy, na której teraz byłam, po chwili znalazłam tabliczkę i zaczęłam szukać tej ulicy na mapie nadal paląc papierosa. Na złość nie mogłam jej znaleźć, wypaliłam jednego i sięgnęłam po następnego.
-Zgubiłaś się ? - usłyszałam głos za sobą i się odwróciłam.
-Gówno cię to obchodzi.
-Masz rację. Ale widzę, że palisz. Nie jesteś za młoda ? Ile masz lat ? 18 ?
-Nie będziesz prawił mi kazań, bo twój mózg jest podatny na promienie słoneczne.
-Masz z tym problem ?
-Nie, ja nie. Ja mam włosy w porównaniu do ciebie.
-Też mam włosy.
-Chodzi mi o te na głowie, pajacu.
-Nie sprecyzowałaś, o które ci chodzi. - uśmiechnął się.
-Zdarza się najlepszym. - wróciłam do mapy, którą po chwili chamsko wyrwał mi łysy.
-Ej ! - prawie upuściłam papierosa.
-Tu masz hotel, my jesteśmy tu. - analizował mapę. - Okey. Odprowadzę cię.
-Nie potrzebuje niańki, wystarczy, że pokażesz mi na mapie ulicę, na której jesteśmy.
-Londyn jest pełny niebezpiecznych ludzi, nie pozwolę im cię skrzywdzić.
-Przecież nawet mnie nie znasz.
-No to co ?
-No to to, że nie powinieneś być dla mnie miły. - powiedziałam powoli akcentując każde słowo.
-Ktoś tu nie zna smaku przyjaźni.
-Po cholerę mi to ? - zaciągnęłam się papierosem i wpatrywałam się przed siebie, a obok stał łysy.
-To fajne uczucie wiedzieć, że komuś na tobie zależy, że komuś jesteś potrzebna, że ktoś lubi twoją osobę ...
-Nie sraj tylko pokaż mi ulicę, na której jesteśmy. - wypaliłam papierosa i wrzuciłam do kubła na śmieci.
-No co się gapisz ?! Pokaż mi ulicę.
-Zaprowadzę cię. - oddał mi plan miasta i ruszył przodem. - Na co czekasz ? - krzyknął, gdy za nim nie ruszyłam.
-Na zbawienie. - odpowiedziałam i do niego podeszłam.


Za śliczne komentarze dostajecie w nagrodę rozdział. Kolejny pojawi się raczej w przyszłym tygodniu. W wakacje :) No to papatki :*

niedziela, 23 czerwca 2013

Section 5.

   Środa. Godzina grubo po 11, tak w zasadzie to zbliżała się 12, ale kto mi będzie to wypominał ? Jestem na wymarzonych wakacjach, sama i nikt nie będzie mi truł dupy, że to robię źle, tamto. Nic z tych rzeczy. Jestem niezależna i wolna. I tak z takim pozytywnym przesłaniem wstałam z łóżka. Z torebki wyjęłam papierosy i zapaliłam jednego. Dzisiaj szykowała się wspaniała pogoda. Zajrzałam do mojej walizki i wyjęłam z niej ubrania, o mały włos zapalony papieros nie wpadł mi do niej. Znowu pożegnałabym się z jakimś ciuszkiem. Wybrałam ubranie i weszłam do łazienki.


   Szybki prysznic i zajęłam się sobą, makijaż, prostownica i ubieranie się, koszulkę włożyłam w spodenki. Tym razem zapakowałam do torebki plan miasta i całą resztę. Nim się obejrzałam dochodziła już 13. Na śniadanie już za późno, więc zjem obiad. Przed opuszczeniem pokoju wypaliłam jednego papierosa i zostawiając klucze w recepcji poszłam do Breakfast i zamówiłam sobie jedno z dań obiadowych i kawę. Zjadłam, zapłaciłam, wyszłam, zapaliłam, ruszyłam przed siebie. Miałam w planach zwiedzenie paru zabytków Londynu, które zaznaczyłam rano na mapie i teraz z ową mapą przed nosem kierowałam się w danym kierunku. 
-Amelia ! 
   Ktoś coś krzyczał, ale olałam to i szłam dalej.
-Amelia ! - ten ktoś był już blisko, odwróciłam się i wpadł na mnie Tom.
-Do jasnej cholery masz oczy w dupie ! - wydarłam się na niego, bo prawie bym upadła.
-Mi też miło cię widzieć. - uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem.
-Uśmiechasz się czasami ? - zapytał.
-Nie wiem o czym mówisz. - poprawiłam ubrania.
-No wiesz podnosi się kąciki ust do góry.
-Weź te łapy ! - znowu się na niego wydarłam, gdy próbował zmusić moje usta to półokrągłego grymasu.
-Okey. - podniósł ręce w geście poddania.
-Co ty tu w ogóle robisz ? - zapytałam.
-No wpadłem do ciebie, ale w recepcji mi powiedzieli, że przed chwilą wyszłaś, więc wyruszyłem z nadzieją, że cię znajdę. I mam cię. - zaśmiał się jakby to była najzabawniejsza rzecz na świecie, ludzie często się upokarzali śmiechem.
-Niby po co do mnie "wpadłeś" ?
-Wczoraj nie chciałaś wyjść ze mną i moimi przyjaciółmi na miasto, więc idziemy teraz. - znowu się uśmiechnął i wziął mnie pod rękę, z czego szybko się wyplątałam. 
   Nie potrzebny mi był jego kontakt cielesny. 
-Mam inne plany, zresztą nie mam ochoty przebywać w towarzystwie twoich znajomych.
-Oj przestań. Taka okazja zdarza się raz na milion. Jesteś w Londynie na wakacjach, chcesz się bawić, a jak się bawić to z najgorętszym boysband'em na świecie.
-Teraz to już w ogóle nie wiem o czym mówisz. Masz gorączkę ?
-Jak to nie wiesz ? Nie znasz mnie ? - zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-No masz na imię Tom. I masz lewych przyjaciół. 
-A coś więcej ?
-No mogę jeszcze stwierdzić, że jesteś niezdarny i upierdliwy. 
-Ty naprawdę nie wiesz kim jestem ? Kim jesteśmy ? - nie byłam pewna czy zadał te pytania mnie czy to były pytania retoryczne, więc nie odezwałam się ani słowem.
-Nie wiem czy mam być smutny czy zadowolony. - ruszyliśmy dalej, a chłopak nadal zadawał jakieś pytania i się dziwnie uśmiechał.
   Weszliśmy do jakiegoś budynku jak się okazało był to blok mieszkalny, Tom wyjął klucze z kieszeni i otworzył nimi drzwi. Czyli to jego mieszkanie, wróć ... to był ogromny apartament. Nie dość, że dziwak z niego to jeszcze bogaty. Mam dość tej znajomości. Miałam zwiedzać Londyn, a nie spędzać czas z jakimś świrem. Nie wiadomo co takiemu wpadnie do głowy. Weszliśmy głębiej i gdy dotarliśmy do salonu zobaczyłam jego przyjaciół, których już wcześniej widziałam w knajpce, ale dodatkowo zobaczyłam dwie dziewczyny. Były ładne, ale i przeciętne. W moich oczach nie zobaczyłam niczego ciekawego w ich osobach.
-Ona nie wie kim jesteśmy ! - wydarł się Tom obok mojego ucha, wszyscy zainteresowali się tym tematem, przyznam, że czułam się niekomfortowo w tej sytuacji.
-Wiesz co ?! Jesteś zdrowo walnięty i drzesz mi się do ucha ! Wychodzę i masz więcej mnie nie nawiedzać, bo zadzwonię po policję. Jesteście stuknięci. - powiedziałam i zabrałam się do wyjścia.
-No poczekaj. - ktoś schwytał mnie w pasie.
-Nie dotykaj mnie ! - wydarłam się i szybko odwróciłam, przede mną stał ten łysol, ale miałam ochotę mu przywalić.
-Dobrze. Spokojnie. Daj sobie wytłumaczyć zaistniałą sytuację. - powiedział spokojnie.
-Byle szybko, nie chcę marnować czasu. - po pewnym czasie się zgodziłam, ale byłam tak na nich potwornie wściekła, że miałam ochotę ich wszystkich pozabijać.
-Więc my jesteśmy popowym, brytyjsko-irlandzkim boysbandem założonym w 2009 roku przez Jayne Collins. Nie wierzę w to, że mogłaś o nas nie słyszeć. - powiedział full-cap.
-Niektórzy mają gust muzyczny i nie słuchają popowego trajkotu pięciu zadufanych w sobie mężczyzn, którzy nic w życiu nie osiągnęli, więc zajęli się śpiewaniem. - powiedziałam.
-I niby ty masz ten gust muzyczny ? - zapytał łysol lekko wściekły.
-Jeżeli ja coś słucham to musi być dobry kawałek, a nie szmata do mycia podłogi. - ale byłam wściekła.
-Wiesz co to tolerancja ? - zapytał loczek.
-Wiem, ale to nie znaczy, że się do tego stosuje. Na pewno nie będę uszkadzać sobie uszu jakimś ujadaniem psa.
-Czy ty właśnie ? - wpienił się łysy i zacisnął pięści.
-Uraziłam twoje ego ? Jak mi przykro, aż się rozpłaczę. - zrobiłam krok w jego stronę z niewinną miną.
-Lepiej odejdź, bo to się może źle skończyć. - wyrzucił z siebie szybko słowa, na co ja podeszłam jeszcze bliżej.
-I kto tu teraz jest nie tolerancyjny ? - byłam już na tyle blisko, by wyrzucić mu to prosto w oczy.
-Ma dziewczyna jaja. - powiedział Tom i rozładował tym napięcie w pomieszczeniu, ale z pewnością nie moje i łysego.
-Przynajmniej nie słucha One direction. - powiedział łysy i jakby cała jego agresja w stosunku do mojej osoby uleciała w kosmos, nawet się uśmiechnął w moją stronę co zignorowałam.
-Ich pewnie też nie kojarzy. - powiedział full-cap.
-Ona ma imię i owszem nie wiem o kim mówicie.  - odpyskowałam i przeniosłam na niego wzrok.
-W takim razie Amelia ich nie kojarzy. - poprawił się, zdziwił mnie fakt, że on zna moje imię, a jego kompletnie mi wyleciało z głowy, tak w zasadzie to znałam tylko imię Tom'a i tyle.
-Usiądź. Czego się napijesz ? - odezwała się mulatka, podejrzewam, że była dziewczyna ciemnoskórego, siedziała obok niego i byli tej samej karnacji.
-Nie rób sobie kłopotu ja i tak już idę. - wydawała się przyjazna, a z reguły na takie osoby nie jestem cięta, do czasu.
-Nigdzie nie idziesz. Musisz zostać i poznać moją cudowną dziewczynę. Kelsey to jest Amelia. - uśmiechnięta blondynka podeszła do mnie.
-Miło mi cię poznać. Tom dużo o tobie mówił. - przytuliła mnie, a ja stałam jak kołek w płocie, nic nie powiedziałam, ani jej nie objęłam, nie byłam przyzwyczajona do takich gestów.
-Moja dziewczyna nie jest gorsza. - tu odezwały się podniesione włosy. - Amelio to Nareesha, moja dziewczyna, Nareesho to Amelia.
   Sratata. Część formalna za nami. Nareesha nawet nie próbowała się przytulić, uśmiechnęła się przyjaźnie i razem z dziewczyną Tom'a, której imię wyleciało mi z głowy, poszła do kuchni, tak przypuszczam.
-Opowiedz nam coś o sobie. - zaczęły rozmowę podniesione włosy.
-Nie lubię się spowiadać. - siedziałam obok łysego, odsunęłam się od niego na ile to było możliwe, ale ten był coraz bliżej mnie.
-Nie musisz opowiadać nam o swoich grzechach. - zaśmiał się Tom, za co dostał ode mnie morderczy wzrok.
-W takim razie nie mam nic do opowiadania.
-Niegrzeczna. - powiedział łysy, ocierając się prawie o moje ramię, zabrałam się stamtąd i usiadłam na fotelu co wywołało zaciesz na twarzy łysego.
-I co się cieszysz ? Łyso ci ? - zapytałam i rozśmieszyłam tym full-capa.
-A łyso. - odpowiedział.
-To peruke załóż.
-Pomyślę nad tym.
-Długo ci zejdzie, tylko nie wychodź na słońce, bo ci mózg przegrzeje.
-Kocham twoje teksty. - piał ze śmiechu full-cap.
-Jest tu ktoś normalny ?! - irytowała mnie ta sytuacja.
-Wołaliście mnie ? - do salonu weszła ... chwila jak miała na imię ... Kelsey ? chyba jakoś tak.
-Niee. - powiedziałam, a chłopaki zaczęli się śmiać, chyba powiedziałam coś zabawnego, ale ja tego tak nie odebrałam, no cóż, już mówiłam, głąby, durnie, idioci, walnięci na mózg.
   Blondynka postawiła na stolik napoje, a po niej weszła Nereesha z ciastem, ciasteczkami i w ogóle z jedzeniem.
-No to mamy miłe południe spędzone w fajnym towarzystwie. - powiedział loczek.
-Chyba ty. - powiedziałam.

Obiecałam, więc dodaje :) Jak się podoba ? Następny w środę czy w piątek ? Ilość komentarzy zadecyduje, kiedy dodam : P Jak bd ich więcej niż zazwyczaj dodam w środę, a jak nie to w piątek. Trzymajcie się ciepło i miłego ostatniego tygodnia w szkole :*

piątek, 21 czerwca 2013

Section 4.

   Daję mu wyraźne sygnały, że nie chcę go znać czy poznać, ale mimo to on dalej gra w tę głupią grę. Chcę sobie coś udowodnić ? Pokazać światu, że jest dobrym człowiekiem litując się nad człowiekiem z marginesu. Założył się z kimś ? Nie zwracałam uwagi gdzie idę, ani kogo mijam, po chwili zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem i nie wiem jak dojść do hotelu. Sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu planu miasta, ale go tam nie znalazłam. No tak zostawiłam go w innej torebce. Świetnie. Na ulicy byli sami turyści i nie wiedzieli gdzie znajduje się ulica, na której teraz mieszkałam. Przyciśnięta do muru, wyjęłam telefon.

***   ***   ***

-Widzieliśmy się jakieś 20 minuty temu, a ty już się stęskniłaś ? - usłyszałam rechot Tom'a w telefonie.
-Nie stęskniłam się. Z resztą masz rację, niepotrzebnie dzwonię.
-Czekaj ! - usłyszałam jego krzyk w słuchawce, gdy miałam się rozłączać. - Spokojnie. O co chodzi ?
-A no o to, że mówiłeś, że mogę do ciebie zadzwonić jak będę potrzebowała pomocy, więc dzwonię.
-Okey powiedź mi gdzie jesteś i zaraz tam będę. - podałam mu adres ulicy, na której teraz byłam i się rozłączyłam.
   Dziwne było to, że nawet nie zapytał o co chodzi, tylko po prostu powiedział, że zaraz będzie. Rozejrzałam się dookoła, naprzeciwko mnie była ławeczka, usiadłam na niej, założyłam słuchawki i wyjęłam moje kieszonkowe wydanie "Małego księcia". Po jakiś 15 minutach ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha i szepnął.
-Czy to "Mały książę" ? - odwróciłam się.
-Owszem, skąd wiesz ? - książka była w języku polskim.
-Domyśliłem się po autorze. - Tom usiadł obok mnie. - Co za hieroglify ? - zaglądał w książkę.
-To język polski.
-Interesujesz się tym ? Znaczy polonistyką ? - zainteresował się tym tematem i zabrał mi książkę w celu przejrzenia jej.
-Muszę się tym interesować.
-Dlaczego ? - był pochłonięty "hieroglifami".
-Bo stamtąd pochodzę. - spojrzał na mnie.
-Gadasz ? - zamyślił się. - To by tłumaczyło dlaczego potrzebowałaś pomocy. Zgubiłaś się ?
-Owszem. Zostawiłam plan miasta w hotelu.
-Kidy przyjechałaś ?
-W sobotę.
-A kiedy wyjeżdżasz ?
-W sobotę po tej co będzie. - chwilę analizował to co powiedziałam, po czym dodał.
-Czyli przyjechałaś na dwa tygodnie ?
-Brawo. - wyjęłam papierosa, zaproponowałam jednego chłopakowi, ale ten odmówił.
   Podpaliłam końcówkę i zaciągnęłam się dymem. Tego mi było trzeba.
-Kopcisz gorzej niż ja. - zaśmiał się, a ja zdałam sobie sprawę, że przez cały czas mnie obserwował. - To gdzie cię zaprowadzić ?
   Podałam mu adres hotelu, przynajmniej to wiedziałam i po chwili byliśmy już w drodze.
-Tu jest fajna knajpka. Chodźmy do niej. - powiedział Tom.
-Ale po co ? - odpowiedziałam i wyrzuciłam peta do kosza.
-Zapraszam cię na obiad. I nie przyjmuję sprzeciwów. - tak w zasadzie byłam głodna, więc się zgodziłam.
-Dlaczego tu przyjechałaś ? - zapytał mnie Tom między surówką, a kotletem.
-Od zawsze chciałam, tym bardziej, że nic mnie nie trzymało w Polsce.
-Jak to nic ?
-No normalnie.
-Wytłumacz mi, bo jestem na tyle głupi, żeby tego nie wiedzieć.
-Straciłam pracę, chłopaka. Nie mam tam przyjaciół, więc nic mi nie zostało.
-A twoja rodzina ?
-Olałam ich już dawno temu.
-Tak po prostu ?
-Tak.
   Dalej posiłek minął w ciszy. I dobrze.
-To tu, dzięki za pomoc. - powiedziałam, chłopak spojrzał na hotel.
-Miło tu.
-Dzięki. Wiesz gdzie teraz mieszkam, masz mój numer telefonu. Niedobrze.
-Cwany ze mnie typ. - zadzwonił jego telefon.
-Dasz już sobie radę ? Muszę już wracać. - zapytał, gdy skończył rozmowę.
-Tak, pewnie. Dzięki. - odeszłam od niego, nie powiem, pomógł mi, ale to nie oznaczało, że zostaniemy przyjaciółmi.
   Wzięłam klucz z recepcji do swojego pokoju, gdy za mną ktoś wszedł.
-Wiesz, tak w zasadzie to możesz pójść ze mną. Poznasz moją dziewczynę.
-Dzięki za propozycję, ale nie. - za dużo sobie wyobrażał, odwróciłam się i weszłam na schody, zostawiając go w holu.
   Wzięłam plan miasta i spakowałam go to torebki, po chwili zeszłam na dół. Oddałam klucz na recepcji i wyszłam z budynku moim przystankiem był pobliski pub, w którym na dwóch piwach się nie skończyło. Wypiłam tyle, by się nie upić i wróciłam do pokoju. Szybko zasnęłam.

Znowu króciutki :) Takie życie :D Może dodam rozdział w niedzielę, co wy na to ? Mam dobry humor :)

wtorek, 18 czerwca 2013

Section 3.

   Wtorek. Drugi dzień tygodnia, po znienawidzonym poniedziałku i przed środkiem tygodnia, środą. Co przyniesie ten dzień ? Dowiem się w swoim czasie. Zeszłam z łóżka dopiero po 11, ale już po przebudzeniu, nie miałam ochoty opuszczać mojego hotelowego pokoiku, bowiem nie zauważyłam promieni słonecznych chamsko wpadających do pomieszczenia przez okno. Zeszłam z łóżka i stanęłam przed oknem. Nie zapowiadało się na deszcz, ale i nie wyglądało na to, że się rozpogodzi. Typowa jesienna pogoda. Anglia z każdym dniem mnie zaskakiwała. Zapaliłam jednego papierosa i stojąc przy uchylonym oknie paliłam go dobre parę minut. Weszłam pod strumień ciepłej wody z myślą, że to pomoże mi przywrócić dobry humor, ale byłam w błędzie. Z włosami związanymi w ręcznik, zajęłam się swoją twarzą i ubrałam się.


   Wysuszyłam włosy i je wyprostowałam. Do torebki włożyłam telefon, paczkę papierosów, jakieś drobne, "Małego księcia" w kieszonkowym wydaniu, słuchawki i po założeniu kurtki wyszłam. Moim pierwszym przystankiem był "Breakfast and others", w którym zjadłam rogalika z truskawkowym dżemem, a do tego kawę. Ze słuchawkami w uszach ruszyłam do pobliskiego parku, usiadłam na ławeczce i słuchając muzyki sięgnęłam do torebki po książkę. Wciągnięta w lekturę, nie zauważyłam zbliżających się deszczowych chmur. Widząc zmienną pogodę, zabrałam manatki i ruszyłam w kierunku hotelu. W pewnym momencie zobaczyłam grupę rozwrzeszczanych dziewczyn, minęłam je i szłam dalej. Po paru chwilach poczułam szarpnięcie za rękę, odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka. W pierwszym odruchu go nie poznałam, ale po chwili skojarzyłam, że jest to chłopak znad rzeki. 
-Cześć. - powiedział. - Krzyczę do ciebie, a ty się nie odwracasz.
-Przepraszam, ale miałam słuchawki na uszach i cię nie słyszałam. Czego chcesz ? - zapytałam.
-Przywitać się.
-W takim razie cześć. - odwróciłam się i ruszyłam, ale po chwili znowu poczułam szarpnięcie.
-Co ?!
-No bo ... chciałem cię przedstawić moim kolegą. 
-Po co ? Nawet się nie znamy.
-Tom. - podał mi dłoń, czego ja nie powtórzyłam i chłopak złapał moją dłoń i nią potrząsnął, po chwili ją puścił i ręka bezwładnie opadła.
-Powiesz mi jak masz na imię ? - zapytał.
-Książkę piszesz ? 
-Nie, ale chciałbym wiedzieć, żeby na następny raz nie biec na tobą i krzyczeć "stój", "zaczekaj" itp.
-Amelia. - powiedziałam po chwili. - Mogę już iść ?
-W takim razie Amelio przedstawię cię moim kumplom. - złapał mnie za rękę i pociągnął w nieznanym mi kierunku.
   Po drodze dopadła nas jedna dziewczyna prosząc o zdjęcie i autograf, na co Tom z przyjemnością się zgodził i musiałam przez chwilę być fotografem. Świetnie.
-Pierwszy raz i ostatni. - powiedziałam, gdy dziewczyna odeszła.
-Ktoś nie w humorze.
-Jak zawsze. Nie znasz mnie.
-Dokładnie tak. Dlatego chcę cię poznać bliżej.
-Ale bez wzajemności.
   Doszliśmy do jakiegoś małego budynku, w środku pomieszczenie wyglądało jak mała knajpka. Doszliśmy do jednego ze stolików, przy którym siedziało czterech mężczyzn. Żaden mnie nie zainteresował. Nic nadzwyczajnego.
-Chłopaki poznajcie Amelię. - powiedział Tom.
-A to ty jesteś tą dziewczyną o której mówił Tom. - powiedział ciemnoskóry.
-Nic mi o tym nie wiadomo, zresztą spieszę się. - powiedziałam na odczepnego i już się odwracałam, gdy Tom złapał mnie za ramiona.
-Posiedź z nami chodź przez parę minut.
-Chwilę. - sprostowałam i usiadłam obok jakiegoś łysego mężczyzny.
-Siva jestem. - przedstawił się ciemnoskóry.
-A ja jestem Max. - powiedział łysy.
-Ale i tak najfajniejszy z tej piątki jestem ja. Nathan mam na imię. - powiedział młody chłopak w full-capie. - A ten oto osobnik to Jay. - pokazał na chłopaka w loczkach.
-Myślałeś o pracy w reklamie ? - zapytałam tego ostatniego.
-Nie rozumiem. - odpowiedział.
-Mógłbyś reklamować szampon, bo ty - tu zwróciłam się do łysego - mógłbyś jedynie reklamować oliwkę do nabłyszczania skóry.
   Oby dwoje mieli zdziwione miny i przyznam, że nie spodobało im się to co przed chwila powiedziałam. Miny ich wszystkich razem - bezcenne.
-Miło było, ale muszę lecieć. - wstałam od stolika.
-Zawsze musisz być taka niemiła. - usłyszałam za sobą głos chłopaka obok, którego siedziałam, wróciłam się przypominając sobie o czymś.
   Otworzyłam torebkę i wyjęłam z niej paczkę papierosów, wyjęłam cztery i rzuciłam w stronę Tom'a.
-Dzięki. - a później dodałam do łysego. - Ktoś musi.
   I wyszłam z lokalu zostawiając ich samych. Zapaliłam jednego papierosa i stojąc na ulicy paliłam go.
-Nie musiałaś mi ich oddawać. - usłyszałam za sobą głos.
-To znowu ty. - odwróciła się w jego stronę. - W życiu nie ma nic za darmo. - zaciągnęłam się papierosem.
-A no nie ma. - chłopak podpalił swojego papierosa. - Nie znam cię i nie wiem, czy ty po prostu jesteś niemiła dla każdego, czy tylko dla obcych.
-Dla każdego. - oboje nie patrzyliśmy się na siebie tylko każdy w innym kierunku.
-W takim razie z miłą chęcią się z tobą zaprzyjaźnie, bo przynajmniej mam pewność, że się nie zmienisz.
-Nie potrzebuje przyjaciół.
-Tak ci się tylko wydaje.
-Ta rozmowa nie ma sensu. 
-Być może. Ale sama potwierdzisz, że kontakt z drugim człowiekiem jest lepszy od patrzenia w sufit.
-Może dla ciebie, bo nie dla mnie.
-Trudny orzech do zgryzienia.
-Nie na twoje zęby. 
-Warto spróbować. - spojrzał na mnie.
-Mama cię nie uczyła, że z pewnymi osobami po prostu nie należy się zadawać ? - spojrzałam w jego oczy.
-Każdy zasługuje na szanse. - wpatrywał się w moje oczy, po chwili nie zniosłam tej presji i odwróciłam wzrok.
-Samarytanin. - mruknęłam.
-Być może. Daj mi swój telefon.
-Co ?! - spojrzałam na niego.
-Daj po dobroci, albo sam go wezmę.
-Ale po co ? - wyjęłam telefon z torebki, chłopak go wziął i coś na nim poklikał.
-Masz mój numer telefonu, gdybyś potrzebowała pomocy dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
-Nie potrzebuje łaski. - odebrałam mu telefon.
-To nie jest łaska tylko pomoc.
-Na jedno wychodzi. Wracaj do swoich kolegów. Na pewno się stęsknili. - chłopak zaśmiał się.
-Z pewnością. Cześć.
-Pa. - ruszyłam przed siebie, myśląc o tym co się przed chwilą stało.
   Daję mu wyraźne sygnały, że nie chcę go znać czy poznać, ale mimo to on dalej gra w tę głupią grę. Chcę sobie coś udowodnić ? Pokazać światu, że jest dobrym człowiekiem litując się nad człowiekiem z marginesu. Założył się z kimś ? Nie zwracałam uwagi gdzie idę, ani kogo mijam, po chwili zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem i nie wiem jak dojść do hotelu. Sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu planu miasta, ale go tam nie znalazłam. No tak zostawiłam go w innej torebce. Świetnie. Na ulicy byli sami turyści i nie wiedzieli gdzie znajduje się ulica, na której teraz mieszkałam. Przyciśnięta do muru, wyjęłam telefon.


Proszę. Obiecałam, więc dodaje, ale nie przyzwyczajajcie się tak do codziennego dodawania rozdziałów ; P To do następnego kiedyś tam. Może pod koniec tygodnia ? Może weekend ? 
Kto wie . . . .

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Section 2.

   Poniedziałek. Znienawidzony przeze mnie dzień tygodnia, ale tak jak większość rzeczy na tym świecie był i musiałam się z tym pogodzić, czy chciałam, czy nie. Wstałam i pierwszą rzeczą jaką zrobiłam tego dnia było sprawdzenie na planie miasta, gdzie znajdował się urząd pracy. Po paru minutach odnalazłam go i wzięłam w pętelkę, później znalazłam hotel, w którym się zatrzymałam i również zakreśliłam okrąg lub coś podobnego. Po porannej toalecie zajęłam się twarzą. Mój makijaż polegał na bardzo mocnym podkreśleniu oczu, więc czarną kredkę często wykupowałam z drogerii. Poczułam dość silny głód. Ze stolika nocnego wzięłam ostatniego papierosa, którego dostałam od przypadkowego chłopaka. W trakcie jego palenia zajęłam się moją walizką, w której miałam przemyconą paczkę papierosów. Wyjęłam ją i rzuciłam na łóżko, przy okazji wyjęłam ubrania z torby. Ubrałam się i koszulkę włożyłam w spodenki.




   Paczkę papierosów wrzuciłam do torebki i tak samo postąpiłam z planem miasta, założyłam okulary i zamknęłam drzwi mojego hotelowego pokoju, oddałam klucze w recepcji i ruszyłam wzdłuż ulicy w poszukiwaniu jakiejś knajpki, w której mogłabym zjeść coś pożywnego. Moją uwagę przykuł ciekawy szyld z napisem "Breakfast and others". Idealne miejsce dla mnie. Weszłam do lokalu, w którym oczywiście nie można było palić i zajęłam mały stolik niedaleko drzwi. Karta była krótka, ale treściwa. Była podzielona na cztery sektory - śniadanie, obiad, kolacje i napoje, ja zajęłam się tym ze śniadaniem i po dłuższym zastanowieniu wybrałam naleśniki z bananami, a do picia zamówiłam kawę. Czekając na zamówione jedzenie przyglądałam się ludziom na ulicy. Większość się gdzieś śpieszyła i biegała, ale byli też tacy, którzy po prostu szli. Nie wyłapałam nikogo ciekawego, ale to pewnie dlatego, że w moich oczach każda osoba jest taka sama. Dostałam swój posiłek, który był bardzo smaczny. Myślę, że znalazłam swoją poranną knajpkę w Londynie. 
   Zapłaciłam i wyszłam na poranne promienie słońce. Lato w Londynie nie zachwycało, było ciepło i tyle. Żadnych upałów, można było jedynie liczyć, że pogoda się zepsuje, co jest tutaj bardzo prawdopodobne, zacznie padać deszcz i zrobi się chłodniej. Szału nie ma. Z mapą w jednej dłoni i papierosem w drugiej ruszyłam do swojego dzisiejszego celu - urzędu pracy. Na mapie zdawało się, że znajdował się blisko mojego hotelu, ale w praktyce okazał się być umiejscowionym nieco dalej przez co musiałam dłużej iść. 
   Nie liczyłam na to, że dostanę od razu pracę i od jutra zacznę zarabiać moje pierwsze funty w życiu, ale w głębi serca miałam taką nadzieję, że tak się stanie. W urzędzie obeszło się szybko, Pani w gabinecie zapisała mnie do rejestru bezrobotnych Polaków w Londynie i tyle było. 
-Proszę czekać na telefon, może dostanie Pani jakąś propozycję. - usłyszałam na do widzenia.
   Chciała żeby wyszło miło, a wyszło tak, że do moich uszu doszły słowa : "W tym wieku, bez doświadczenia nie znajdziesz żadnej posady w Londynie. Wracaj tam skąd przyjechałaś." No cóż, mogła powiedzieć właśnie to, ale wiem, że nie mogła. Wyszłam z budynku i postanowiłam odwiedzić parę zabytków stolicy Anglii, zdecydowałam się na BigBena i London Eye, które były obok siebie, więc nie musiałam dużo chodzić. Zadowolona z obrotu sprawy i z wrażeń na wielkim "kole" mogłam stwierdzić, że na dzisiaj już wystarczy. W drodze powrotnej zatrzymałam się w jednej z restauracji i zjadłam późny obiad, który graniczył tak w zasadzie z kolacją. Po czym wróciłam do mojego pokoju, w drodze powrotnej wypaliłam dwa papierosy, bo parę razy weszłam w nie tę uliczkę co trzeba i było dużo wracania.
Ale gdy już dotarłam do upragnionego miejsca po prostu walnęłam się na łóżko, włączyłam telewizor, który wisiał na przeciwko mnie na ścianie oraz odpaliłam mojego laptopa. Hotel przynajmniej miał wifi za to byłam mega wdzięczna. Automatycznie włączył mi się Skype, ale szybko go wyłączyłam. Wiedziałam, że nikt do mnie nie zadzwoni, bo niby kto, ale wolałam nie kusić losu. Szperając w internecie i słuchając tego co mówili w telewizji upłynęło mi całe popołudnie. 
   Na wieczór postanowiłam wyjść do jakiegoś pubu, ale najpierw poszłam do mojego ulubionego lokalu na kolację. Po zjedzonej sałatce wypaliłam papierosa i poszukiwałam jakiegoś pubu w okolicy. Znalazłam jeden i nie zastanawiając się długo, co nie sprawiało mi trudności, weszłam do środka. Wypiłam dwa drinki i wróciłam z powrotem do hotelu. Umyłam się, ubrałam w krótkie spodenki i koszulkę XXXXL i gotowa na noc, zasnęłam.


Proszę. Taki tam przeciętny dzień turysty w Londynie. Bez zbędnych słów ogłaszam, że dodam next'a jak pod tym bd ... 3,4  komentarzy ? : *

piątek, 14 czerwca 2013

Section 1.

   Gdy otworzyłam oczy przywitała mnie biel sufitu w małym, hotelowym pokoju. Całą noc tłukłam się pociągiem na lotnisko w Warszawie kolejne trzy godziny spędziłam na lotnisku włącznie z odprawą i doczekałam się dwugodzinnej podróży samolotem. To wszystko po to, żeby spełnić swoje marzenie i przemyśleć całe swoje dotychczasowe życie. Wstałam z łóżka i weszłam do małej, ale gustownej łazienki w pokoju. Była mała, ale mi odpowiadała. Był to jeden z tych lepszych hoteli, na który mnie było stać w tym momencie, więc nie narzekałam. Weszłam pod strumień ciepłej wody, by pozbyć się brudu po kilkunastogodzinnej wyprawie, gdy już się odświeżyłam, ubrałam się i umalowałam, a włosy wyprostowałam.




   Mój hotel nie miał restauracji, więc wyszłam z pokoju i zeszłam do recepcji, gdzie oddałam klucz i powiedziałam, że wrócę wieczorem. Najpierw poszłam do malutkiej kawiarni po drugiej stronie drogi na śniadanie. Jak się okazało była to cukiernia. Zamówiłam kawę i ciasto bananowe. Po paru minutach dostałam swoje zamówienie.
-Przepraszam. - zwróciłam się do kelnerki. - Można tu palić ?
-Niestety, ale nie. 
   Odeszła, a ja zostałam z dwoma głodami, głodem nikotynowym i głodem fizjologicznym. Nie wiedziałam, który był mocniejszy w tamtym momencie, ale oba dawały o sobie znać i to mocno. Postanowiłam, że szybko zjem ciasto i wypiję kawę, po czym zapłaciłam i wyszłam czym prędzej z lokalu. Na ulicy na szczęście można było palić, więc nie czekając na zaproszenie wyjęłam z torebki paczkę Marlboro i zaciągnęłam się smakiem nikotyny, który momentalnie mnie uspokoił. Gdy wypaliłam jednego postanowiłam pójść dalej. Wyrzuciłam peta do kosza na śmieci i wyjęłam miętówkę. Ruszyłam przodem.
   Ulice nie były pełne, w końcu była niedziela i większość ludzi spędzała ten czas z rodziną w domach. A ja, turystka, włóczyłam się po ulicach Londynu. Ci co jednak postanowili wystawić swój nos z domu śpieszyli się gdzieś i namiętnie rozmawiali przez telefon. Spotkałam jeszcze paru ludzi takich jak ja, z tą różnicą, że oni robili sobie pamiątkowe zdjęcia z wycieczki. Były grupki nastolatków, którzy jak mnie wam, byli na obozie lub kolonii w stolicy Anglii, starsze małżeństwa i młode pary. Ale nigdzie nie widziałam samotnej osoby. Byłam jedyną na swojej drodze. 
   Postawiłam wszystko na jedna kartę, teraz albo nigdy. Decyzję podjęłam bez zastanowienia i teraz nie miałam możliwości ucieczki, nawet nie żałuje. Moje wymarzone dwa tygodnie w Londynie dopiero się zaczęły i niech szybko się nie kończą. Z braku czegokolwiek do robienia weszłam do kina obok którego akurat przechodziłam. Kupiłam bilet na film, który miał zacząć się za 10 minut, popcorn i wodę gazowaną i czekałam w poczekalni na film. Oprócz mnie był jeszcze jeden starszy mężczyzna i parę nastolatków. Z tego wywnioskowałam, że wybrałam się na film bez żadnych ograniczeń wiekowych i miałam rację film okazał się być filmem sensacyjnym, ale jakoś mnie nie wbiło w fotel. 
   Po zakończonym filmie wyszłam z sali i znowu ruszyłam bez pomysłu w miasto, na szczęście w torebce miałam plan miasta, więc nie martwiłam się o siebie. Zapaliłam kolejnego papierosa. Była już pora obiadowa i na ulicach nie było już prawie nikogo. Dziwne, ale możliwe. Za to samochody często przejeżdżały obok mnie. Założyłam słuchawki i z muzyką wylewającą się w moje uszy wędrowałam nadal po mieście. Kupiłam po drodze zapiekankę i siedząc na ławce w parku, zjadłam ją. Zapaliłam kolejnego papierosa. Ostatni. Ruszyłam do centrum w celu znalezienia jakiegoś sklepu, w którym mogłabym kupić kolejną paczkę, ale takowego nie znalazłam. Wszystko było już pozamykane, a ja nie chciałam wracać do hotelu po przemycone opakowanie. Z braku laku ruszyłam nad rzekę. Mimo, że nie potrafiłam pływać czułam, że z tym żywiołem jestem najbliżej powiązana. Opierałam się barierki i wpatrywałam się w lustro wody. Nad rzeką nie byłam jedyna, ale na szczęście nikt do mnie nie podchodził. 
   Lipcowe słońce postanowiło już powoli zanikać za chmurami. Spojrzałam na zegarek. Było już po 17. Jeszcze za wcześnie na zachód słońca, ale mimo to, ono nie chciało zostać ze mną. Głód nikotynowy był najgorszym jaki doznałam, a było ich sporo w moim, mimo krótkim, ale jak spieprzonym życiu. Świergot latających ptaków, czy odgłos ludzkich rozmów doprowadzał mnie do szaleństwa. Zobaczyłam, że jakieś 15 metrów ode mnie stoi chłopak, ale akurat to mnie nie zainteresowało, moją uwagę przykuł fakt, że palił papierosa. Ruszyłam w jego kierunku.
-Mogę się poczęstować ? - zapytałam, a ten spojrzał w moją stronę.
-Wiesz. Przy innych okolicznościach powiedziałbym ci, żebyś poszła do sklepu czy kiosku i sobie kupiła, ale nie sądzę, żeby jakieś sklepy w okolicy było otwarte.
-Zadałam pytanie i oczekuje konkretnej odpowiedzi. Możesz mi ją dać ? Bo jeżeli nie to sobie pójdę. - byłam już mega wkurzona, nie lubię zbędnych słów, sama ich używam, gdy już naprawdę muszę coś powiedzieć.
-Okey. Trzymaj. - podał mi jednego.
-Masz ogień ? 
   Widać było, że chciał coś powiedzieć, ale szybko się wycofał i podał mi zapalniczkę, podpaliłam końcówkę i zaciągnęłam się tak strasznie stęsknionym mi smakiem, wypuściłam dym z westchnieniem ulgi. Oddałam mu zapalniczkę i bardziej mu się przyjrzałam. Wyglądał jak każdy inny chłopak, ale moją uwagę przykuła blizna na prawym policzku. Z wyglądu wywnioskowałam, że był ode mnie starszy.
-Skąd masz tą bliznę ? - zapytałam.
   Podłapał mój wzrok i ogarnął o co mi chodzi.
-Zaciąłem się przy goleniu.
   Spojrzałam jeszcze raz na jego całą twarz i wróciłam do przyglądania się wodzie.
-Tylko tyle ? - zapytał, a ja spojrzałam na niego ze znakiem zapytania na twarzy. - Pytasz się mnie skąd ta blizna, a gdy ci tłumaczę to nawet tego nie skomentujesz.
   Zaciągnęłam się po raz kolejny papierosem.
-Liczyłam na ciekawszą historię. - wytłumaczyłam mu i znowu skierowałam wzrok na rzekę.
-No tak, gdyby ta blizna pochodziła z bójki czy czegoś bardziej niebezpieczniejszego niż pomyłka przy goleniu, było by ciekawiej. Ale niestety jestem nudnym człowiekiem. Za to ty ...
-Możesz się już przymknąć ?! - przerwałam mu wpatrzona w jego oczu.
-...jesteś ciekawą osobą. - zakończył swoją wypowiedź i patrzył jeszcze długo na mnie, ale z powrotem zwróciłam wzrok na wodę.
   Zaciągnęłam się po raz ostatni papierosem i wrzuciłam go do kosza na śmieci. Odwróciłam się do chłopaka.
-Dzięki za fajkę. - powiedziałam i odeszłam.
-Czekaj ! - usłyszałam jego krzyk za mną, mimowolnie się odwróciłam.
-Trzymaj. Mogą ci się przydać. - podał mi cztery papierosy.
-Dlaczego mi to dajesz ? - nadal trzymał je w dłoni.
-Bo nie ma nic gorszego nic głód nikotynowy. - powiedział i po chwili dodał. - Weź.
   Odebrałam od niego niepewnie papierosy. Nie wiem dlaczego był na mnie miły, nikt nigdy nie był i to mnie zdziwiło.
-Mogę liczyć na jeszcze jakieś spotkanie ? - zapytał z ognikami w oczach.
-Nie sądzę. Dzięki za to. - pokazałam papierosy w dłoni i odeszłam zostawiając chłopaka z tyłu.
   Schowałam towar do torebki, założyłam słuchawki i z planem miasta w rękach zajęłam się drogą powrotną do hotelu. Gdy już dodarłam zaczęłam się zastanawiać nad tajemniczym chłopakiem, który uratował mi dupę. On nie zna mnie, ja jego, ale mimo to pomógł mi. Dziwne.


Miał być w weekend, mamy piątek, więc jest weekend. Nie mogłam się doczekać dodać first section, więc dodaję ; ) I jak ?