Czas umykał bardzo szybko, a każdy dzień przynosił
niespodzianki. Amelia ponownie nie miała czasu, żeby zaczerpnąć
powietrza, a Nathan nie był w stanie za nią nadążyć. Dzwonił do
niej podczas przerw w nagrywaniu i za każdym razem był zaskoczony
tym, gdzie ta niesforna Polka jest. Dziewczyna zauważyła, że
Nathan dzwoni do niej teraz częściej i dłużej ze sobą
rozmawiają, a gdy się spotykają w lukach swoich zabieganych dni
również inaczej się zachowują. Gdy do Amelii dotarło co ona
wyrabia i czym jest to spowodowane była na siebie wściekła. Przez
słowa Max'a, że Nathan na nią nie zasługuje, bo tak je rozumiała,
za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że się myli i miała
gdzieś to, że po ich ostatniej kłótni nie widzieli się ani razu
i być może Max nie widzi jej starań, ale była tak zajęta dobrym
traktowaniem Nathana na swoje cele dydaktyczne, że chyba się
zapędziła w tym wszystkim. Dotarło do niej, że na swoje cele
posługuje się uczuciami drugiej osoby, która najwidoczniej tylko
czekała na jakiś głębszy sygnał, a gdy go dostał nie widział
nic poza tym. I mimo tego, że Amelia złapała się w końcu na tym
co robi wcale nie przestała, nawet nie miała wyrzutów sumienia.
Dążyła do swojego celu, którym było upokorzenie Max'a, faceta,
który ją wykorzystał i w jej oczach był nie wart szczęścia.
* * *
Szybko zamknęłam torebkę i tak samo szybko opuściłam swoje
mieszkanie, które ostatnio zaczynałam zaniedbywać, ale z tego
natłoku pracy, który ponoć miał się zmniejszyć przed
otworzeniem kawiarni, wcale nie miałam czasu na sprzątanie. Dzisiaj
miałam (nareszcie) luźniejszy dzień, więc i mój strój był
luźniejszy, cieszyłam się z tego, bo obcasy wcale nie były teraz
moim sprzymierzeńcem.
Zbiegłam jak sarenka po schodach klatki i wyszłam na świeże i
rześkie powietrze. Jak co dzień pognałam do swojej kawiarenki,
która już całkowicie wykończona czekała na otwarcie, które
miało odbyć się już w piątek, więc za parę dni. Byłam tym
faktem niezmiernie podekscytowana i tylko tym żyłam na tę chwilę.
W czwartek miała zjechać się rodzinka i już podejrzewałam, że
będzie radośnie, tłoczno i rodzinnie. Energia tak mnie rozpierała,
że wzbudzałam spore zainteresowanie na ulicy szczerząc się do
wszystkich i stawiając wesoło kroki gdzie tylko popadło. Miałam
ochotę tańczyć i kręcić piruety na środku chodnika, ale i tak
byłam już wystarczająco utemperowana wzrokiem smętnych i szarych
przechodniów. O nie ! Ich humor mnie nie przejmie. Otworzyłam
szybko kawiarnie i podziwiając jeszcze jej wnętrze podeszłam do
lady. Obowiązkowo wzięłam laptop z gabinetu i usiadłam za ladą
kręcąc się wesoło na stołku barowym.
Równo z wybiciem dwunastej po wyjściu kolejnej osoby starającej
się o pracę u mnie zadzwonił mi telefon. Nawet wcześniej na niego
nie zwracałam uwagi. Milczał od paru godzin, które spędziłam w
kawiarni.
-Cześć Kwiatek !
-Cześć Sid.
Okręciłam się na stołku twarzą do umeblowanej już sali
zagryzając z rozbawienia dolną wargę.
-Zostawiłaś coś wczoraj u mnie. Nie zawracał bym ci tym głowy, a
tym bardziej sobie, ale to chyba coś ważnego.
-Co to takiego ?
-Zielona teczka z jakimiś plikami dokumentów, których zupełnie
nie rozumiem, ale chyba to coś istotnego.
-Cholera ! - humor prysł jak bańka mydlana. - To moje papiery z
ubezpieczenia i faktury napraw oraz mebli i wyposażenia kawiarni. Za
godzinę mam spotkanie z reprezentantem firmy ubezpieczeń i
spotkanie weźmie w łeb skoro nie mam tej teczki.
-Nie martw się na zapas.
-Jak mam się nie martwić skoro nie ma szans, żeby ją dostała z
powrotem w ciągu godziny. Mam jeszcze tyle do zrobienia zanim tej
facet przyjdzie, a ty jesteś zajęty. - byłam tym zdruzgotana.
-Ale ja jako osobna dbająca o twoje interesy jak i o ciebie mam
głowę na karku i już wynająłem tanią i skuteczną osobę, która
ci to dostarczy.
-Co ?! O mój Boże. Jestem ci dłużna do końca życia. - i znowu
humorek wrócił.
-Lepiej uważałbym na twoim miejscu na to co mówisz. - roześmiał
się.
-Oh Sykes. - żachnęłam się i roześmiałam w głos. - Na poważnie
mówię. Więc kogo mam się spodziewać ?
-Max musiał wyjechać w miasto i udało mi się w niego wcisnąć tę
teczkę, ale powiem ci szczerze, że łatwo nie było.
Nie dziwię się. - pomyślałam.
-Ooo. Czyli to jego mam się spodziewać ? - zapytałam niepewnie.
-Tak. Powinien być u ciebie za jakiś kwadrans, może nawet nie.
-Dziękuję. - starałam się uśmiechnąć, żeby jakoś moje słowa
nabrały cieplejszego tonu i udało mi się to.
-Nie ma sprawy, a teraz wybacz, ale lecę śpiewać.
-Połamania statywu.
Rozłączyliśmy się, a mnie chyba szlak w tamtym momencie
trafił, bo minę miałam jakbym zaraz miała kogoś pobić. Wbiłam
ten jakże piękny wzrok przed siebie i myślałam. Teczka była mi
cholernie potrzebna, ale oglądnie tej łysej, wrednej, aroganckiej,
fałszywej, zdradzieckiej, kłamliwej, podłej, brzydkiej, chamskiej
i irytującej gęby wcale nie potrzebne. Co z tego, że od ostatniego
„spotkania” się nie widzieliśmy i nie rozmawialiśmy ze sobą ?
Złość na tego ignoranta i dupka mi nie przeszła, a i szybko nie
przejdzie. Na dźwięk pukania w szklane drzwi po parunastu minutach,
które spędziłam na tępym wpatrywanie się w przestrzeń
zareagowałam jedynie powolnym przeniesieniem wzroku w kierunku
drzwi, za którymi stała ta łysa małpa i się gapiła.
-Wiem, że twój iloraz inteligencji jest zaniżony, ale nie licz na
to, że jeszcze raz otworze ci drzwi przed nosem skoro są otwarte. -
przywitałam się przyjacielsko.
-Nie wiedziałem.
-Przecież mówiłam, że jesteś tak głupi, że pukasz do
przeszklonych drzwi kawiarni jakbyś nie wiedział, że do takich
placówek się po prostu wchodzi bez pukania.
-Zejdź ze mnie.
-Nawet nie weszłam. - przewróciłam oczami. - Daj co moje i idź.
-Nawet mnie nie wpuścisz do środka ?
-Gdybyś chciał to byś wszedł zamiast pukać. Boże ! - wniosłam
głowę ku sufitowi. - Dlaczego czuję się jakbym rozmawiała z
pięciolatkiem ?
-Przestań !
-Nie krzycz na mnie i to na dodatek w mojej kawiarni.
-Tsa. Drugiej już. - żachnął się.
-Dawaj co moje i wypad ! - bosz, jak on mnie irytował !
-Może grzeczniej do klienta ?
-Klienta ? -zakpiłam. - Ty masz tu zakaz wstępu.
-Ciekawe. To miejsce jest tak samo publiczne jak każde inne na tej
ulicy i jak będę chciał wejść to wejdę.
-Skończyłeś już ? - spojrzałam na niego z niesmakiem.
-Nie. - oparł się o framugę drzwi zasłaniając mi zupełnie
ulicę, podniosłam brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersi. -
Chciałem pogadać.
Wlazł do środka popychając mnie w głąb, aż się zachwiałam,
ale ten miał to totalnie w dupie. Zacisnęłam usta w cienką kreskę
i jednym ruchem ręki pchnęłam drzwi, uniemożliwiając dostanie
się hałasu zatłoczonej ulicy do wewnątrz jak i do tego, żeby
hałasy, a raczej prawdopodobnie nasze krzyki, nie dotarły do uszu
przechodniów. Odwróciłam się na pięcie tak, że gdybym mogła to
wypaliłabym w tamtym miejscu dziurę. Łysy gamoń położył moją
ukochaną zieloną teczuszkę na stoliku i stanął przed nią
zasłaniając swoim ciałem dostęp do dokumentów. Spojrzał na mnie
i jak nigdy nic usiadł sobie na stolik. Co prawda jego stopy
dotykały podłogi, a ręce na których się opierał o blat były
wyprostowane, jak i cała jego postura zresztą, ale jego tyłek
ewidentnie spoczywał na mojej teczce.
-Czy ty właśnie położyłeś swoje parszywe dupsko na MOJĄ teczkę
?! - zapytałam starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie.
-Podejdź bliżej, bo nie mam zamiaru krzyczeć.
-Dobrze, że ja nie mam takiego zamiaru. - powiedziałam patrząc mu
prosto w te kłamliwe oczy, ale podeszłam i stanęłam jakiś metr
od niego, teraz staliśmy naprzeciwko sobie. - Więc ? - obrałam
obojętny wyraz twarzy, nawet nieco znudzony.
-Chciałem obgadać parę spraw.
-Zamieniam się w słuch. - specjalnie zaczęłam oglądać swoje
paznokcie nie zaszczycając go spojrzeniem.
-Nathan poprosił mnie, żebym podrzucił ci tę teczkę, bo to coś
pilnego i ważnego. Na początku się sprzeciwiałem i broniłem żeby
tego nie robić, bo ani ty, ani ja nie chcieliśmy się ponownie
widzieć po naszej ostatniej rozmowie, ale jednak tu jestem. Gdy
wyszedłem ze studia z tą cholerną, oczojebną teczką byłem
wściekły i szczerze to miałem ochotę podpalić to, bo wiedziałem,
że to coś ważnego i istotnego, ale tego nie zrobiłem. Rzuciłem
ją na fotel obok i ruszyłem z piskiem opon spod studia. W głowie
miałem plan załatwienia swoich spraw i przypadkowe zapomnienie o
tej teczce i powrocie do studia spóźniony, żebym nie musiał ci
tego odwozić, ale jednak w trakcie drogi zmieniłem zdanie.
-Myślisz, że ten kolor mi pasuje ? - wystawiłam w jego stronę
dłoń, chcąc go wyprowadzić z równowagi, bo to co mówił wcale
mnie nie interesowało, chciałam swoją teczkę !
-Wiesz, pominę fakt, że mnie nie słuchasz i przejdę dalej. -
powiedział spokojnie.
-Chyba sobie je zmyję i pomaluję na jakiś inny kolor. - odeszłam
i wyjęłam z torebki zmywacz do paznokci. - A wiesz, co ? Może
jednak go zostawię ? Nie mam przy sobie innego lakieru. Co o tym
sądzisz ?
-Powracając do poprzedniego tematu.
-Tak myślałam, że się ze mną zgodzisz.
-Więc zmieniłem zdanie, bo zdałem sobie sprawę, że skoro to coś
ważnego to przydałoby ci się to podrzucić i nawet jakbym miał ci
tym rzucić w okno to to zrobię.
-Wiem ! - ożywiłam się. - W bocznej kieszonce mam taki beżowy
kolor, on bardziej by pasował. - uśmiechnęłam się z wyższością
do niego. - No kontynuuj, potrzebuje jakiegoś brzęczenia, bo tak
jakoś tu cicho.
-Chociaż udaj, że mnie słuchasz.
-Nie mogę go znaleźć. - przeszukiwałam kieszonki wewnątrz
torebki. - O ! Mam. Jak myślisz, będzie lepszy ? - podeszłam do
niego i pomachałam mu przed samymi oczami lakierem. - Miałam to
samo powiedzieć ! - wybuchnęłam sztucznym śmiechem. - Och. -
podniosłam oczy ku niebu ze słodkim wyrazem twarzy. - Wiedziałam,
że mamy podobne zdanie. - znowu chichot.
-Ale w trakcie jazdy zdałem sobie z czegoś sprawę.
-No właśnie ! - przerwałam mu patrząc na niego jakby odkrył lek
na raka. - Nie mam wacików ! - załamałam ręce. - I co ja mam
teraz zrobić ? - zapytałam trzepocząc nieco szybciej rzęsami. -
Mam chusteczki, ale to nie to samo.
-Doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy dziećmi i nasze zachowanie
musi wyglądać na dorosłe.
-Chociaż jakby tak złożyć parę razy chusteczkę to będzie miała
odpowiednią chusteczkę. - mrużyłam oczy w geście głęboko
zastanowienia zupełnie ignorując słowa łysej małpy.
-W dupie mam twój cholerny lakier ! - ryknął.
-Mówiłeś coś ? - spojrzałam na niego spokojnie. - Nie ? -
zamrugałam rzęsami. - Też mi się tak zdawało. Więc co uważasz
na ten temat ? - spojrzałam na niego perfidnym spojrzeniem
wyczekując jego reakcji, która była dokładnie taka jakiej się
spodziewałam.
-Nie masz już pięciu lat, więc ogarnij się i zacznij żyć jak
dorosły człowiek ! - znowu krzyknął.
-Czyli jednak mam zostać przy tym kolorze ? - spojrzałam na
paznokcie oglądając je z każdej strony. - Może masz rację. -
powiedziałam nadal oglądając paznokcie.
-Wiesz co ? - zero reakcji z mojej strony. - Wiesz ?! - podniósł
głos, a ja z litością podniosłam znudzony wzrok na jego wściekłą
twarz. - Chciałem wyjść do ciebie z dłonią na przeprosiny, żeby
jakoś powrócić do normalności, ale skoro ty masz naszą znajomość
i naszą przyjaźń głęboko w poważaniu to ja nie mam zamiaru się
starać na próżno ! - zagotował się tak, że aż wstał i łypał
na mnie ze złością.
-Masz rację. - położyłam swoją dłoń na jego ramieniu
podchodząc bliżej, przybrałam skruchę na twarzy. - Powinnam o tym
pomyśleć wcześniej. - spojrzałam mu głęboko w oczy i zauważyłam
jak ogniki złości znikają, a na ich miejsce pokazują się ciepłe
płomyki. - Lakier nie zdąży mi teraz wyschnąć, jest już za
późno. - na twarzy wykwitł mi uśmiech tryumfu.
Jego oczy natychmiast wypełniły złość. Nachylił się do mnie
tak, że nasze nosy niemal się stykały, a ja nadal nie tracąc
zapału stałam tak jak przed sekundą z tym samym wyrazem twarzy.
Nie odpuszczę sobie takiej zabawy.
-Bierz. Tę. Rękę. - wysyczał to z takim jadem w moją stronę i
zacisnął tak mocno usta, że aż mu drżały.
Walczyliśmy tak spojrzeniami dłuższą chwilę, a ja nadal
trzymała swoją dłoń na jego ramieniu, które teraz całe drżało
ze złości. Pękł pierwszy. Zrzucił dość brutalnie moją rękę
i odszedł krok. Słyszałam jak płytko i gwałtownie oddychał. A
jego nos poruszał się niespokojnie z każdym wdechem.
-Tylko mi nie wypominaj później, że nie próbowałem i nie
starałem się nas pogodzić. Nie będę tracił na ciebie już
więcej czasu, więc nie martw się o to, że jeszcze kiedyś się
będziemy musieli znosić. Postaram się już o to, żebyśmy się
nie musieli widywać.
-Niech to ci chociaż wyjdzie. - żachnęłam się i założyłam
ręce na piersi.
-Niepotrzebnie tu tylko przyjechałem. Mogłem wyrzucić tę teczkę
i mieć spokój.
-Nathan by ci tego nie wybaczył.
-Gdyby poznał o Tobie prawdę to sam by ją odnalazł i spalił
własnoręcznie na twoich oczach.
-Prawdę ? - zaśmiałam się.
-Co już ci pamięć szwankuje ? A co było w sierpniu ? Gdyby Nathan
dowiedział się o tym, że przespałaś się z jego przyjacielem, a
w zasadzie bratem, bo takie są między nami relacje od początku
zespołu, to z pewnością zmieniłby o Tobie zdanie.
-Nie uwierzyłby ci.
-Myślisz ? Możemy to sprawdzić. - teraz to on był na szczycie i
doskonale o tym wiedział. - Jeden telefon. Jedno słowo. Zaraz będę
się z nim widział.
-Nie będziesz mnie szantażował.
-Ty naprawdę myślisz, że on stawia się na piedestale ? Gdyby się
tylko o tym dowiedział od razu by się od ciebie odsunął. Znam go
dłużej od ciebie, to mnie traktuje jak starszego brata i to mnie
ufa. Ty mu tylko namieszałaś w głowie. Nie ma co się tym chwalić.
Bo gdy tylko go zranisz czy cokolwiek innego mu zrobisz on najpierw
przyjdzie do mnie się wyżalić i wypłakać w rękaw. Ale co ty
możesz wiedzieć o przyjaźni i relacji jakie łączą mnie z Młodym
? - zaśmiał się. - Uważałbym na twoim miejscu.
-Nie licz na to, że się ciebie przestraszę.
-Ja tylko ostrzegam. Jeden twój najmniejszy numer i prawda wyjdzie
na jaw.
-I co myślisz, że ciebie to nie dotknie ? Siedzimy w tym gównie we
dwoje.
-Ile my się znamy ? Parę miesięcy, z resztą znam się latami,
więc jak myślisz kto kogo zostawi ? - lustrował mnie wzrokiem. -
No właśnie. Wiemy jaka jest odpowiedź. Jeden numer. Tylko jeden.
Najmniejszy.
-No uważaj. - zaśmiałam się.
-Tak tylko mówię.
I wyszedł. Ciśnienie miałam tak wysokie, że czułam jak serce
mi się wyrywa z klatki piersiowej. Nie zrobiłby tego. Jest
tchórzem. Chociaż postawił sprawę dosyć jasno i w takim świetle
w jakim nie stawiałam tego wcześniej. Gdyby Nathan dowiedział
się o tym, że przespałaś się z jego przyjacielem, a w zasadzie
bratem [...] to z pewnością zmieniłby o Tobie
zdanie. Faktycznie ta dwójka zawsze była razem, ale nigdy nie
myślałam o tym, że Nathan może mnie uznać za jakąś dziwkę za
to co zrobiłam kiedyś z Max'em. Niby są jakieś zasady, że nie
sypia się z cudzym chłopakiem czy dziewczyną i nie zarywa się do
byłej/byłego przyjaciółki/przyjaciela, ale czy one tyczyły
również nas ?
-Przepraszam. - poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramię,
odwróciłam się zdezorientowana. - Dobrze się Pani czuję ?
-T-tak. - zająknęłam się i rozpoznałam faceta, który do mnie
zgadał, spojrzałam na zegarek, to ja tak długo stałam w miejscu ?
- Dzień dobry. Przepraszam za to zawieszenie. - spojrzałam na
teczkę za stoliku.
-Na pewno się Pani dobrze czuje ? Nie wygląda Pani najlepiej.
-Tak, już jest dobrze. Może przejdziemy od razu do konkretów ?
-Oczywiście.
Usiedliśmy przy stoliku, gdzie leżała teczka i mimo moich
starań skupienia się na tym spotkaniu i na wypowiadanych słowach
ubezpieczyciela moje myśli cały czas niebezpiecznie krążyły
wokół tego co wydarzyło się wcześniej. I co było najgorsze
zaczęłam zastanawiać się nad tym, że Max faktycznie może
posunąć się do takich radykalnych zmian. A jego opinia o tym, że
zostanie nieruszony coraz bardziej wyglądała mi na realną.
Martwiłam się tym. Gdy pożegnałam ubezpieczyciela wyjęłam
telefon i szybko wybrałam numer Nathana. Może jest już za późno
i Max już mu wszystko wyśpiewał, a może nie ? Odebrał po trzecim
sygnale.
-No cześć kotek.
-Nie przeszkadzam ? - uśmiechnęłam się na sam łagodny dźwięk
jego głosu, czyli o niczym nie wie.
-Nie, no coś ty. Ty nigdy.
-A co będziesz robił wieczorem ?
-No do ósmej mamy nagrania, a później do domu na należyty
odpoczynek.
-A mogę wpaść ? - zapadła cisza. - Obiecuję, że nie będziesz
tego żałował. - zaśmiał się lekko. - Zrobię ci masaż. -
przekonywałam go.
-Pewnie, że możesz wpaść, ale gdybym zasnął to mi wybacz.
Już
zadbam o to, żebyś nie zasnął. -
przemknęło mi przez myśl.
-Spędzimy miło wieczór. Obiecuję ci to.
-A skąd ta propozycja ?
-No wiesz. Obydwoje jesteśmy zapracowani, a mi tak jakoś smutno, że
ciebie nie widuję i tylko ciebie słyszę i to na dodatek przez
telefon i się stęskniłam.
-Też tęsknie.
-Więc to dobry powód, żeby się znowu spotkać, nawet po ciężkim
dniu pracy.
-W
takim razie widzimy się wieczorem.
-Już się nie mogę doczekać. Przyniosę coś dobrego do jedzonka.
-To randka ? Bo wiesz, nie ma świec w domu. - zaśmiał się.
-Światło się zapali i będzie bardziej nowocześnie. To pa.
-Pa.
Zatarłam ręce i już tworzyłam w głowie pewien przyjemny i
przebiegły plan. Max nie sprzątnie mi sprzed nosa Nathana. Nie ma
takiej opcji. Łysa małpa musi pogodzić się z tym gdzie jest jego
miejsce. I kropka.
Hej !
Trochę mnie nie było i mam takie ogłoszenie parafialne, że gdyby znowu rozdział się nie pojawiał jakiś czas to znaczy, że aktualnie nie mam swojego laptopa, więc wybaczcie :)
Mam bardzo mądre i sprytne czytelniczki :P
Do następnego <3
O moj bosz....
OdpowiedzUsuńMax jestes tak mega zalosny , ze szok !! Zawiodlam sie na tobie , myslam, ze bd madry ze wzgledu na wiek ale coz ...
Amelia mam nadzieje ze z Nathem sie dogada i nie bd robic tego tylko zeby Maxowi dopiec , bo bylo by Przykro ;/
Rozdzial genialny jak zwykle ;) na rozdzial poczekam ile bd trzeba ;) dziekuje za zagladniecie do mnie i buztiaki ;)
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńWeny i do nn ;*
Pozdrawiam ;)
Boze co ta Amelia w ogóle robi??? Mam takie wrażenie, że chce być tak blisko Nathana, żeby wkurzyć tylko Maxa...Chyba ze to tylko moje wymysły. Nie rozumiem jej dlaczego nie chciała pogodzić się z Maxem? -_-Nie ogarniam dziewczyny.
OdpowiedzUsuńAle wieczór zapowiada sie fajnie :D
No nic mam nadzieje, że niedługo wszystko się wyjaśni i wszyscy będą szczęśliwi :)
Całuski :***
co za swinia z Maxa... zreszta Am wcale nie lepsza xdd
OdpowiedzUsuńMax jest okropny i myslr ze musi powiedzieć nathan mussi wiedzieć
OdpowiedzUsuńNiech am mu powie :) tak będzie lepiej
Max !!!! Am !!!! Ugh.. oboje jak dzieci..
OdpowiedzUsuńWeny ♥