czwartek, 24 lipca 2014

Section 75.

    Radość jaka panowała z pierwszym przebudzeniem się po weekendzie w Polsce była nie do opisana. Z nową energią na życie wstałam i zjadłam pożywne śniadanie i zadzwoniłam do Paula. Dowiedziałam się, że ekipa jest zamówiona na dzisiejsze południe. Szybki rzut na godzinę i już wiedziałam, że mam jeszcze parę godzin. Nastawiłam pierwsze pranie i poszłam po prostu sprzątać. Po godzinie opadłam na kanapę oglądając pięknie wysprzątane mieszkanie. Stwierdziłam , że prysznic by mi nie zaszkodził, więc wybrałam jakieś ubranie i uciekłam do łazienki. Gdzie również rozwiesiłam pranie na suszarce. W międzyczasie dostałam sms od Nathana. Cieszył się jak dziecko z rozpoczęcia nagrywania materiału na nową płytę, ale również pytał co ja w tym czasie będę robiła, więc zapewniłam go, że nudzić z pewnością się nie będę i wyjawiłam mu czym będę zajmowała się przez następnie kilka godzin, może dni.
   Widząc, która jest już godzina ubrałam się i otwierając jeszcze wszystkie okna w mieszkaniu, żeby wywietrzyć je po mojej nieobecności, ale i z zapachów detergentów, wyszłam z mojego domu. Jak dawno nie pokonywałam tych schodów. Cieszyłam się z takiej dupereli jednocześnie zdając sobie sprawę, że to tu było moje miejsce, mój dom. Musiałam jedynie udeptać ścieżkę na sam szczyt swojej kariery zawodowej, ale nic nie ma za darmo, a nawet jak jest to lepiej nie iść na łatwiznę. Gdy zaszłam pod swoją kawiarnię, której nie widziałam parę dni, które w tym momencie wydawały mi się długimi latami, nikogo pod nią nie zastałam, więc otworzyłam ją ciesząc się tym, że mogę to zrobić. I ja chciałam ją sprzedać. Ależ byłam głupia !
   Weszłam do zimnego pomieszczenia oglądając ponownie obraz nędzy i rozpaczy, ale skierowałam się na zaplecze, które przynajmniej dawało jakieś szanse i promyki nadziei. No właśnie, nadzieja, moja Nadzieja.
-Puk, puk ! - usłyszałam znajomy głos, więc czym prędzej wyszłam na salę.
-Paul ! - rozpromieniłam się na widok mojego dobrego znajomego.
-Dobrze widzieć cię taką szczęśliwą. - przywitał mnie ciepłym objęciem.
-Dobrze widzieć ciebie. Niby zabrakło mnie na parę dni, a ja mam wrażenie, że minęły lata.
-Czyli nie tylko ja mam takie odczucia. - zaśmiał się ciepło. - Ekipa powinna się zaraz pojawić. Już o wszystkim wiedzą, jeżeli nie chcesz to możesz zostawić ich samych i chyba tak będzie najlepiej.
-Chcę zostać.
-Na zewnątrz nie jest najcieplej, a tutaj będzie dużo kurzu i pyłu.
-Zniosę to jakoś, zresztą naprzeciwko są restauracje. Dam radę. Nie chcę niczego ominąć.
-W takim razie życzę ci powodzenia, a sam będę musiał zaraz znikać, ale za nim to nastąpi chciałbym z Tobą ustalić parę istotnych spraw.
   W tym samym czasie pod lokal podjechał firmowy samochód firmy remontującej, a przez kolejne dziesięć minut panowie wnosi do środka masę różnych pudełek, przyrządów i maszyn. Zostaliśmy niekulturalnie wyrzuceni z mojej własnej kawiarni, więc zamknęłam tylko drzwi na zaplecze, żeby nikogo nie kusiło tam zajrzeć i wyszliśmy z Paulem na zewnątrz, gdzie przekazał mi wszystko i uciekł. Co jakiś czas podchodził do mnie kierownik pytając o Paula, bo to z nim wszystko ustalał, ale grzecznie wyjaśniłam mu, że od tej chwili ma się słuchać mnie i tylko wyłącznie mnie. Nie ucieszył się na te słowa.
   Gdy już wyczerpał zapasy swoich pytań i po raz kolejny upewniłam się, że nie będę mu potrzebna zmyłam się do małego lokalu naprzeciwko. Nigdy tam nie byłam i raczej nie chciałam wrócić, ze względu na bardzo „miłą” obsługę i wyjmując na stolik przyniesiony z mieszkania laptop włączyłam go. Równie dobrze mogłam siedzieć w domu, ale tutaj miałam bardzo dobry widok na działania, które odbywały się w kawiarni. Dostałam hasło do wifi od kelnerki i nie zważając na jej kwaśną minę, złowrogi ton i oczy plujące na mnie kwasem zajęłam się przeszukiwaniem Internetu szukając inspiracji na nowy wystrój lokalu popijając od czasu do czasu moją pyszną kawkę z mlekiem.
   Znalazłam pewien bardzo interesujący sklep z zaopatrzeniem do własnych działalności. Była to chyba jakaś większa hurtownia, bo mieli dokładnie wszystko do każdego typu ośrodka publicznego, zaczynając od szkół i placówek społeczno-kulturalnych kończąc na małych działalnościach domowych. Było tam sporo rzeczy od mebli na pinezkach kończąc. Dodałam ich stronę internetową do zakładek, a numer telefonu zapisałam na karteczce.
   Przeglądając ich ofertę zastanawiałam się jak chcę urządzić podnoszoną na nogi Hope. Pomyślałam o domowym, ale i młodzieżowym miejscu, gdzie można było przyjść po szkole jak i na randkę. Niby kolejne takie miejsce w mieście, ale moje miało być najlepsze, bo otwarte dla wszystkich. I chyba to było moje zamierzenie. Wszystko misternie zapisywałam w dużym notatniku. Rysowałam jak mniej więcej chciałabym, żeby wyglądało to wszystko oraz zastanawiałam się jakie osoby zatrudnić. Gdy na kartce miałam już zarys mojego nowego miejsca pracy, ktoś postukał w szybę czym się przestraszyłam. Za szybą stał kierownik całej ekipy i rękami dawał mi znać, żebym wyszła. Odszedł, a ja zauważyłam jak pracownicy przy świetle latarni zbierają swoje „zabawki”. Jakim miłym uczuciem było zobaczenie świecącego się światła w mojej czyściutkiej kawiarni. Szybko schowałam laptopa do torby razem z notatnikiem i długopisem oraz wszelkimi karteczkami. Narzuciłam na siebie jedynie kurtkę i wyszłam pośpiesznie z lokalu prowadzona niezrozumianym spojrzeniem mojej kelnerki. Nie wiem dlaczego, bo dostała spory napiwek. Przeszłam przez ulicę sprawdzając czy nic nie jedzie.
-Na dzisiaj to wszystko. - odezwał się ten sam mężczyzna, który mnie wołał, gdy do niego podeszłam.
-Na dzisiaj ?
-Tak. Wygładziliśmy i wyrównaliśmy ściany, zerwaliśmy podłogę i naszykowaliśmy podłogę do ponownego założenia parkietu. Jeżeli chodzi o elektrykę to też się tym zajęliśmy. Ściany jak widać są już pomalowane na biało, a rezultat naszej pracy widać, ale jeżeli ma Pani jakieś zastrzeżenia to ich wysłucham.
   Czułam, że mężczyzna nie mówi mi wszystkiego, a i to co powiedział było zapewne ogólnikowe, ale i tak nie zrozumiałabym co do mnie mówi, choćby o instalacji, bo tylko z grubsza wiedziałam co to jest. Ale ich praca została przeze mnie doceniona. To miejsce wyglądało zupełnie inaczej, bardzo dobrze.
-Jeżeli nie ma Pani żadnych pytań to życzę miłego wieczoru. Jutro powinna Pani dostać fakturę.
-Dziękuję. Do widzenia. - pożegnałam się z nim, a ten wyszedł wołając swoją ekipę, która posłusznie opuściła mój lokal.
   Stałam tak w odnowionej Hope ciesząc się jak dziecko. W powietrzu było czuć okropny smród, ale to mi wcale nie przeszkadzało. Moja Nadzieja się odradzała i to było satysfakcjonujące. Miałam okropną ochotę zadzwonić do Nathana, albo Paula, ale wiedziałam, że ta dwójka mężczyzn jest teraz zajęta, więc nie będę zawracać im głowy. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta, więc szybko zgasiłam światła i pozamykałam moją kawiarnię. Mój żołądek jakby przypomniał sobie, że kawa to niewystarczający obiad, więc zmyłam się do mieszkania, gdzie było zimno, ale przynajmniej świeżo. Pozamykałam okna, a grzejniki przekręciłam na największą moc, którą po dwudziestu minutach zmniejszyłam na tę co zazwyczaj.
   Podczas przygotowywania obiado-kolacji myślałam nad tym jak to teraz będzie. Czy sobie poradzę w ogóle z tym co mnie czeka. Ostatnio nie podołałam zadaniu, ale sądzę, że chociaż tym razem mi się uda. Nie ! Ja nie mogłam myśleć czy mi się uda. Musi mi się udać ! Z takim podejściem zjadłam szybko posiłek i znowu zniknęłam za monitorem laptopa szukając inspiracji i przeglądając przeróżne oferty sklepów. Po chyba godzinie zadzwonił Paul z pytaniem jak poszło, więc streściłam mu po krótce, ucieszył się i zapowiedział, że spotkamy się jeszcze w tym tygodniu po czym się rozłączył. Słyszałam w tle płacz dziecka. Dzielny tatuś – zaśmiałam się i kontynuowałam serfowanie po Internecie.
   Gdy szykowałam się do snu (czyt. okolice północy) zadzwonił Nathan. Pytał o to jak minął mi dzień, więc mu odpowiedziałam. Odwdzięczył mi się tym samym opowiadając jak to Jay spóźnił się ponad godzinę na nagrania i do tego w stanie wskazującym. Opowiedział również o tym, że Siva się zaplątał w kablach przez co się potknął i coś mu strzeliło nieprzyjemnie w nodze, więc musiał pojechać do lekarza. Tom się rozchorował i ciągle podciąga nosem. Jedynie on z Max'em jakoś byli dyspozycyjni w pełni. Nathan wspomniał o tym, że Max się o mnie wypytywał co mi nie przypadło do gustu. Zapowiedział też, że tak pewnie będzie wyglądał cały tydzień, więc możemy się nie spotkać. Przyznałam mu rację i sama zapowiedziałam to samo tłumacząc się, że mam wiele papierkowej jak i ten innej roboty przy Hope i też nie będę miała czasu. Zakończyliśmy rozmowę ciepłym „Dobranoc” i zanurzyłam się w zimnej pościeli.
   Każdy kolejny dzień wyglądał podobnie. Wstawałam i włączałam laptopa, który teraz był moim narzędziem pracy. Wydzwaniałam po hurtowniach, jeździłam do nich. Wybrałam już kolor ścian oraz płytki na podłogę. Jeszcze w tym samym tygodniu zatrudniona przeze mnie firma pomalowała ściany na wiśniowy kolor i położyła płytki. Tego samego dnia późnym popołudniem przyjechała ekipa z oświetleniem. I to bardzo mi się spodobało. Szerokie krwisto czerwone klosze zwisały leniwie z sufitu ukazując nagie żarówki wkręcone w nie. Dodatkowo małe lampki LED zostały wbudowane w ściany oraz parę centymetrów nad podłogą, co było bardzo magicznym rozwiązaniem. Spodobało mi się to bardzo.
   Następnego dnia przyjechała lada w identycznym jak klosze kolorze świecąc się błyskotliwie. Biały blat jaki był na ladzie wyglądał jak ze szpitala, taki nieskazitelny. Został jeszcze zamontowany zlew za ladą i przeszklona futryna na ciasto obok. Ta była jeszcze bardziej wypasiona niż poprzednia. Jej oświetlenie nie opierało się głównie na górze, ale i na dole przez co światło dawało hollywoodzki efekt, dodatkowo była to również lodówka, więc to bardzo ułatwiało dłuższy termin ważności spożycia serwowanych ciast. Na ścianę za ladą zostały przywieszone półki, gdzie miały stać filiżanki do serfowania kawy z ekspresu.
   Wszystko zaczynało mieć ręce i nogi. Zostały wstawione również nowe okna i drzwi. Wszystko było takie nowe i inne niż to poprzednie. Na ścianach miały jeszcze zostać naklejone duże wypukłe naklejki owoców, ale na to jeszcze czekałam. W przyszłym tygodniu miał zostać przeprowadzony remont toalet oraz miały przybyć zamówione meble, które już oglądałam na własne oczy. Czułam, że to miejsce będzie bardziej moje niż poprzednie wcielenie Hope i byłam tym mocno podniecona.
   Nawet mój weekend był pracowity, więc okazja do spotkania Nathana czy reszty moich przyjaciół była niemożliwa. Okazało się, że w piątek wieczorem musiałam pojechać do hurtowni pod Manchesterem, więc zmęczona jak diabli, ale i zdeterminowana wsiadłam w autobus i pojechałam. Wróciłam dopiero we wtorek o drugiej w nocy. Zmęczona opadłam do łóżka nawet nie zdejmując ubrań. Rano obudziłam się grubo po 10, ale i tak się nie wyspałam. O pierwszej miała przyjechać ponownie ekipa remontowa do toalet, więc wzięłam długi prysznic i ubrałam się. O dziwo w Londynie było już ciepło. Styczeń powoli się kończył, a pogoda robiła się typowo wiosenna i mokra. Kroiłam warzywa na zupę podjadając je w międzyczasie. Stwierdziłam, że nie opłaca mi się robić śniadania, skoro za moment będzie pora obiadowa. Już po dwunastej zajadałam się pyszną zupą jarzynową. Ubrałam buty i wyszłam z mieszkania.



   Ludzie zaczęli już nawet chodzi w trampkach co mnie rozśmieszyło, bo na ulicy jak i na chodnikach było okropne błoto, ale ich to nawet nie przerażało, cieszyli się pierwszymi wyższymi temperaturami. Rano pogodynka zapowiadała, że dzisiaj w Londynie będzie 12 stopni.
-Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam podchodząc do znanego mi kierownika.
-Też dopiero przyjechaliśmy.
   Słyszałam jego głos, gdy otwierałam żaluzje i drzwi.
-Nie będzie tutaj dużo pracy. - powiedział, gdy zobaczył już toalety.
-Akurat tutaj ogień nie zrobił większych szkód.
-Czyli skupiamy się na tym, żeby toalety miały ten sam klimat co sala ?
-Dokładnie. Jeżeli można tak w ogóle powiedzieć.
-To może Pani włączyć stoper, bo dokładnie za godzinę skończymy.
-To się okaże. - dodałam zadziornie i wyszłam na salę, gdzie rozpakowałam nowy ekspres do kawy.
   Zaczęłam powoli aranżować wygląd lady i ogarniać nową dotykową kasę fiskalną. Wszystko było takie nowe i nowoczesne. Cieszyłam się, że suma pieniędzy z ubezpieczenia była wyższa niż oczekiwana, a ceny w hurtowniach specjalnie na moje zapotrzebowania zniżone.
-Musimy włączyć wodę. - zupełnie nie słyszałam jak kierownik się pojawił dlatego wystraszyłam się na jego głos za mną.
-Dobrze. Zawór jest na zapleczu.
   Wyszłam z nim na zaplecze, które już wysprzątałam. Zawór okazał się być tam gdzie był, a to niespodzianka ! Posłusznie go przekręciłam i wyszliśmy.
-Zostało dziesięć minut. - mężczyzna wskazał na czerwony zegar nad ladą i odszedł z cwanym uśmiechem.
-Am. - nie miałam czasu na myślenie nad słowami budowlańca, bo usłyszałam znajomy głos za sobą. - Jak tu ślicznie.
-Nathan ! - jak miło było go zobaczyć po ponad tygodniowej przerwie.
-No cześć. - uśmiechnął się szeroko, a ja niewiele myśląc wskoczyłam na niego jak mała dziewczyna zarzucając mu ręce na szyję i oplatając go nogami wokół jego bioder.
-Wybacz. - powiedziałam speszona tym co zrobiłam.
-Ciebie też dobrze widzieć. - uśmiechnął się bardzo szeroko czym poprawił mi humor i moje obawy co do sposobu jego powitania odpłynęły.
-Ożeż w mordę ! - wyjrzałam zza ramiona Nathana spoglądając kogo jeszcze niesie.
-Max ? - szepnęłam załamana.
-Mówiłaś coś ? - zapytał Nathan.
-Nie nic. - sztuczny uśmiech.
-Cześć laska. - Max dał mi buziaka w policzek, którego nie odwzajemniłam, bo stałam jak posąg.
-Cześć. - powiedziałam dopiero po chwili poprzedzając moje powitanie chrząknięciem.
-I zrobiłaś to wszystko przez ten tydzień ? - widziałam jak Max lustruje lokal spojrzeniem.
-Tak. - krótka odpowiedź.
-A kiedy będziesz mogła otworzyć ? - Nathan uśmiechnął się do mnie ciepło czym wrócił mi wiarę w ludzi.
-Chciałabym 7 lutego, ale nie wiem czy do tego czasu znajdę pracowników.
-To jeszcze dwa tygodnie. - dodał po chwili. - Ponad.
-No tak, ale nie wiem jak to wyjdzie. A wy co tutaj robicie ? - patrzyłam na Nathana i tylko na ułamek sekundy spojrzałam na Max'a.
-Mamy przerwę w nagrywaniu.
-A co z Sivą i Tom'em ?
-Tom już zdrowy, a Siva nosi jakiś medyczny, ortopedyczny, przyrząd na piszczeli. To ma mu pomóc wrócić do kondycji.
-Aż tak źle było ?
-Gdybyś usłyszała ten dźwięk jak się potknął to … - Max dostał dreszczy. - Nieprzyjemny dźwięk.
-Kość mu się nadłamała czy coś. Bierze wapń. - Nathan się uśmiechnął. - Ciepło dzisiaj. Co robisz później ?
-No ponoć zaraz mają skończyć. Tak myślałam, żeby napisać ogłoszenie, że szukam pracowników i mam jeszcze parę telefonów do wykonania.
-No to świetnie. Zabierzemy cię do studia. Tam posłuchasz naszej kociej muzyki i jednocześnie wykonasz swoją robotę.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Mam zatyczki do uszy w razie, gdybyś nie mogła już wytrzymać. - Nath wyjął przezroczyste opakowanie, gdzie miał żółte stopery do uszu.
-W takim razie mogę iść. - wystawiłam mu zadziornie język.
-Skończyliśmy. - znowu nie usłyszałam zbliżającego się faceta.
-Punktualnie. - spojrzałam na zegarek.
-Tak jak mówiłem.
-Dziękuję.
   Podczas, gdy ja zbierałam swoje manatki i tak w zasadzie robiłam milion rzeczy na minutę. panowie zabrali się już i odjechali. Po jakimś czasie i my wyszliśmy z kawiarni. Okazało się, że to Max był kierowcą.
-Am ? - spojrzałam na Nathana. - Chcesz siedzieć z przodu ?
-Nie. - odpowiedziałam chyba za szybko, bo chłopaki spojrzeli na mnie podejrzliwie, znaczy się czułam spojrzenie oby dwu, bo na Max'a nawet nie spojrzałam.
   Wsiadłam do tyłu i ruszyliśmy w ciszy, w której Max cały czas zerkał w lusterko wsteczne. Boże, jak on mnie irytował ! Samą swoją obecnością. Nie mogłam wytrzymać tej męczącej mnie ciszy, więc zwróciłam się do Nathana.
-To ile macie już gotowych kawałków ?
-Chyba już pięć.
-A ile macie zamiar zamieścić na płycie ?
-Zastanawiamy się nad dwudziestoma czterema kawałkami.
-Chcecie to wszystko dać na płytę ? - rozmawiałam praktycznie z Nathanem, więc gdy Max się odezwał to nawet na niego nie spojrzałam, norma.
-Nie. - roześmiał się Łysy, a mnie przeszły ciarki. - Raczej szesnaście, osiemnaście. Jeszcze się zobaczy.
-A jak nazwiecie album ? - znowu skierowałam pytanie do Nathana, ale nie on udzielił mi odpowiedzi.
-Tego też jeszcze nie uzgadnialiśmy.
-Ale jeżeli chodzi o nasze poprzednie dwa albumy to tym razem możemy się pochwalić, że tutaj tworzyliśmy każdą piosenkę, nikt nas w tym nie wyręczał, więc każda piosenka jest tylko i wyłącznie nasza. - Nathan uśmiechnął się dumnie.
-No może nie zupełnie nasza. - znowu ten jego wnerwiający głos. - Czasami nasza jest muzyka, czasami tekst, albo kawałek tekstu czy muzyki, ale w większości nasze. - kątem okaz zauważyłam jak mruga okiem do lusterka wstecznego, ale miał problem, bo na niego nie patrzyłam.
-Fajnie. - skończyłam temat i opadłam nieco zmęczona jego towarzystwem na oparcie.
   Autko było fajne, ale każda duperela mi w nim przeszkadzała. To, że skóra na kanapie z tyłu była za twarda, a kolor za ciemny, kształt przednich foteli też był jakiś dziwny, zapach zbyt męczący, a muzyka z radia brzmiała jak z pogrzebu. Więc jaka była moja radość, gdy silnik umilkł, a ja mogłam wydostać się na zewnątrz, ale i nawet tego nie mogłam zrobić, bo debil zablokował drzwi. Mój oddech niebezpiecznie przyśpieszył, a ja zaczęłam czuć jakby mi brakowało tlenu, więc kręciłam się na kanapie jak kura. Gdy tylko drzwi ustąpiły wyleciałam z samochodu jak z racy czym wzbudziłam zainteresowanie Nathana.
-Strasznie duszno mi się zrobiło. - wytłumaczyłam swoje zachowanie na widok jego dziwnego wyrazu twarzy.
-Mogłaś powiedzieć uchylilibyśmy okna. - zrobił zatroskaną minę.
-Już mi lepiej.
   Bo było, gdy patrzyłam w jego zielone tęczówki. I było mi tak dobrze dopóki nie usłyszałam JEGO cierpkiego głosu, którym nas wołał. Przewróciłam automatycznie oczami co zobaczył Nathan i widząc jego zdziwiony, ale i zły wzrok ruszyłam za Max'em zostawiając Sykesa z tyłu. Jeszcze mi brakuje, żeby powrócił do rozmowy znad jeziora w Polsce. O nie ! Nie mam zamiaru rozmawiać o tym przygłupie jakim był Max.
-Amelia ! - poczułam czyiś łokieć w moich żebrach.
-Czego !? - niezbyt miło to powiedziałam, ale widząc GO roześmianego pod moim bokiem nie czułam radości.
-Minęłaś windę.
I co się tak cieszysz ?! - pomyślałam, ale wróciłam się do tej nieszczęsnej windy, w której wejściu czekał na nas Nathan z tym swoim adwokackim wzrokiem. Niech nawet nie zaczyna. Już nie mogłam się doczekać jak wejdziemy do tego studia i zniknę za swoim laptopem i nikt nie będzie mi przeszkadzał. Mówiąc nikt mam na myśli Max'a oczywiście. Bo z całą resztą z chęcią się spotkam.
   Podróż w windzie. Oh jakie to emocjonujące doznanie szczególnie stojąc między moimi dwoma wspaniałymi kumplami, którzy się ciągle na mnie gapili. Nathan obserwował mój najmniejszy ruch z twarzą pokerzysty, a z kolei Max się szczerzył jak jakiś pedofil. Jak ja kocham tych moich przyjaciół ! - wyczuliście sarkazm ? Jakaż to była ulga, gdy drzwi windy się rozsunęły, a ja ponownie wyszłam z nich pierwsza. Nie chcąc się znowu zbłaźnić poczekałam na chłopaków i ruszyłam za nimi. Dlaczego oni nawet ze sobą nie rozmawiali ?! Grobowa cisza i te ich nachalne spojrzenia.
-O to tu ! - powiedziałam zbyt głośno i ze zbyt słodkim głosikiem widząc kartkę z nazwą ich zespołu na jednych z wielu drzwi.
-Tak to tu. - powiedział na wydechu Nathan smutnym głosem, no fajnie, niech się jeszcze na mnie obrazi.
   Weszliśmy bez pukania i zastaliśmy resztę wesołej brygady muzyków siedzących na czerwonej kanapie popijających herbatę.
-Am !
-No siema !
-Dobrze cię widzieć w końcu.
-Słyszeliśmy, że wracasz do żywych.
   Itd, itp. Po kwadransie miałam upragnioną ciszę i spokój, bo chłopcy zajęli się swoją pracą, a ja swoją. Włączyłam laptopa słysząc ich dyskusje na temat jakieś piosenki, która w tytule miała słowo „love”, ale czemu tu się dziwić. To jest boysband. Wrzuciłam do Internetu ogłoszenie o tym, że szukam pracowników i na dzisiaj dałam sobie spokój, napisałam, żeby ewentualni ochotnicy zgłaszali się do mnie od jutra, więc chociaż dzisiaj będę miała jeszcze spokój. Już za parę godzin moją skrzynkę pocztową miały zapełnić CV być może moich przyszłych pracowników. Stwierdziłam, że potrzebuje na zmianie dwóch kucharzy, czyli czterech trzeba zatrudnić oraz ze dwie kelnerki na zmianę czyli znowu cztery. Lokal nie był duży, a i ja sama chciałam obsługiwać gości w wolnym czasie, więc myślę, że raczej będzie dobrze. Ustaliłam jeszcze godziny otwarcia lokalu. Od dziewiątej do dwudziestej. Wydaje mi się to dobrym pomysłem, chociaż nie byłam jeszcze do końca przekonana. Mam jeszcze mnóstwo czasu do zastanowienia. Jedna zmiana musi trwać sześć godzin, więc w ciągu dnia muszą być przepracowane dwanaście godzin. Oh. Sama już nie wiedziałam co o tym myśleć. Muszę zapytać Paula, może mi pomoże. Oparłam głowę o oparcie kanapy, obok siebie zobaczyłam to samo opakowanie stoperów, które pokazywał mi Nath i dopiero teraz doszły do mnie dźwięki piosenki chłopaków. Rozejrzałam się. Nathan był w małym pomieszczeniu z mikrofonem, a ja go słyszałam. Muszę przyznać, że barwę i głos to on ma. Przymknęłam zmęczone oczy i wsłuchałam się w tekst. O dziwo był on mądry.
   Tutaj panowała grobowa cisza, tak, że słyszeliśmy jedynie śpiewającego Nathana, ubolewałam nad tym, że nie słyszałam muzyki, ale może mi się poszczęści i jeszcze dzisiaj ją usłyszę.
-Dobra Nathan. Jest dobrze.
   Ktoś mi nie miło przeszkodził i teraz słyszałam jedynie podniosłą rozmowę chłopaków na temat wykonanej przez chłopaka pracy. Zachwalali go i wcale się nie dziwię, śpiewał wspaniale. Przyszła kolej na Jay'a i po chwili zrobiło się całkowicie cicho. Cieszyłam się, że nikt mi nie przeszkadza w słuchaniu, a chłopaki są zbyt zajęci siedzeniem przy konsoli niż przy mnie. Jay miał fragment o wojowniku, który przyjmuje swoje własne ciosy, ale się nie poddaje. Równie piękne i mądre co tekst Nath'a, ale jakoś czułam, że i ten fragment i on mógł zaśpiewać, później zapanowała cisza i głos Jay'a na nowo rozbrzmiał w moich uszach. Chyba śpiewał refren, bo ten fragment już kojarzyłam z tekstu Nathana. Jay zaśpiewał swoją partię jeszcze raz, bo nie był do końca zadowolony, po czym wyszedł, a jego miejsce zajął Tom. Jego zwrotka była iście smutna. Stracił kogoś bliskiego, który teraz zachowuje się jakby go nie znał, a to sprawiało Tom'owi przykrość. Smutne to było, ale po chwili i on zaczął śpiewać refren. Po nim wszedł kolejno Max i Siva, ale oni nie mieli swoich własnych zwrotek, jedynie refren. Gdy i oni skończyli wyszłam mówiąc, że idę do bufetu. W pomieszczeniu zrobiło się potwornie głośno, bo teraz chłopaki ustalali całą resztę wyglądu piosenki i nikt już nie śpiewał.
   Zeszłam na dół, gdyż nie chciałam czekać na windę. Lepiej schodzić po schodach niż na nie wchodzić. A, że byłam na piątym piętrze to schodziłam długo. Bufet był na pierwszym. Kupiłam sobie moną kawę i duży kawałek czekoladowego ciasta. Zobaczyłam na zewnątrz stoliki, więc ruszyłam ku wyjściu, które było otwarte, ale co się dziwić dzisiaj było 12 stopni, przecież to upały. Usiadłam na miękką poduszkę, która okalała krzesło i zajęłam się słodzeniem czarnej jak noc kawy. Upiłam łyk czując jej ciepło, które teraz mnie wypełniało w całości. Wyjęłam paczkę papierosów i wyjęłam jednego. Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że ostatnio znacznie mniej paliłam, chociaż nie przestałam. Zaciągnęłam się nikotyną i oparłam wygodnie o oparcie krzesła. Niebo było dzisiaj bezchmurne, ale robiło się już ciemne. Ponownie się zaciągnęłam i wypuściłam dym robiąc kółka. Znowu upiłam łyk kawy.
-I jak ci się podoba ? - nawet nie zauważyłam kiedy Max się dosiadł.
-Zajęte jest. - spojrzałam na niego bez wyrazu.
-Co ? - spojrzał na mnie zdziwiony, ale i uśmiechnięty.
-To krzesło jest zajęte. - powiedziałam wolniej, ale dosadniej.
-A dla kogo ?
-Z pewnością nie dla ciebie.
-Am.
-Przestań. - odwróciłam się i mocniej zaciągnęłam papierosem.
-Co mam przestań ?
-Mącić mi w głowie i niszcząc mój spokój i szczęście.
-Co ty pieprzysz ?
-Mówię co widzę.
-A co widzisz ?
-Że mnie nękasz. - rozmawiałam z nim nadzwyczaj spokojnie, a mój głos był wręcz melancholijny.
-Ciekawe stwierdzenie, ale i nie mały osąd nade mną. Naprawdę tak myślisz ?
-A czy ja mówię nie wyraźnie ? - spojrzałam na niego na sekundę po czym ponownie powoli odwróciłam wzrok zaciągając się.
-Nie rozumiem o co ci chodzi ?
-A ja uważam, że wiesz, ale albo jesteś głupi, albo jeszcze sam nie wiesz co robisz.
-Am. - powiedział poważnie. - Brałaś coś ? Coś się stało jak byłaś w Polsce, tak ? Wróciłaś do tego gówna ?
-Co ty pieprzysz ?! - teraz wszystko się we mnie zagotowało, jak mógł sądzić, że wróciłam do tego, czego tak bardzo żałuję.
-To ty pieprzysz ! Gadasz coś od rzeczy i zachowujesz się w stosunku do mnie tak jakby mnie nie było albo rozmawiasz ze mną jakimiś pieprzonymi szyframi !
-A czy to ja latam za Tobą jak jakaś latawica ?!
-Sugerujesz, że właśnie ja to robię ?
-A niby co ?! - obydwoje wstaliśmy i mierzyliśmy się wzrokiem.
   Nie ma co. Po raz kolejny odstawiamy niezłą szopkę. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie wszedł za Max'em do bufetu, bo widownia nam nie potrzebna. Nasz stolik był z dala od ciekawskich spojrzeń z sali, ale jednak nie szeptaliśmy między sobą.
-Jesteś śmieszna. - zaśmiał się i spojrzał na mnie z niechęcią chcąc się usunąć.
-Nigdzie nie pójdziesz ! - czy ja to właśnie powiedziałam ?!
-A co ? To rozkaz ? - zawrócił się.
-Wiesz co ? Masz racje. Idź. Udawaj, że nic się nie dzieję i rób dalej z siebie głupka ! Ale daj mi spokój. Jestem szczęśliwa z Nathanem i masz się z tym pogodzić ! Czy ci się to podoba czy nie !
-Czyli tu cię boli ?! Uważasz, że jestem o ciebie zazdrosny ?! Żeby jeszcze było za kogo !
   To mnie zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-Jesteś popieprzony Max ! Od sylwestra nie dajesz mi spokoju, męczysz mnie i udajesz przed wszystkimi, że nie czujesz do mnie nic więcej oprócz przyjaźni, gdzie tak wcale nie jest ! Ciąży ci to, że nie kocham ciebie, a Nathana i przez to teraz śmiesz mi wyrzucać jakieś twoje nędzne wymówki i udajesz, że nic się nie dzieję, kiedy się dzieje ! - niemal wrzeszczałam na niego.
-Masz bujną wyobraźnie dziewczyno ! - nie został mi dłużny i ryknął na mnie jak opętany.
-To jak wytłumaczysz twoje zachowanie po moim powrocie ? - mówiłam głośno, ale nie krzyczałam, bo czułam, że nie mam już siły.
-Bo starałem się być dla ciebie miły ? O to ci chodzi ?! Źle to odebrałaś ! Ale skoro masz tak nasrane w głowie i uważasz, że cię kocham, co jest absurdem, to się mylisz ! W życiu bym się z Tobą nie związał ! Mam w czym wybierać i nie będę wybierałam lasek z dna, a tym bardziej ciebie ! Współczuję tylko Nathanowi, że się obok niego kręcisz. - dodał już ciszej, ale nie znaczy, że szeptem, wypowiedział ostatnie zdanie z jadem w oczach, którym mnie poczęstował.
-Idź ! Wybieraj sobie dziewczyny, skoro uważasz, że jakaś ciebie zechce. Ale weź portfel, bo nie wiem czy jakaś będzie chciała za darmo ! - odkrzyknęłam, gdy odchodził.
-Ty chciałaś !
   I zniknął, a mnie ścięło z nóg. Obiecywał przyjaźń i to, że nie zniszczy moich relacji z Nathanem, a tu okazuje się zupełnie inaczej. Czułam, że łzy zaraz wypłyną, ale starałam się je powstrzymać. Gardło miałam suche jak wiór, więc dopiłam kawę i zostawiając nietknięte ciasto wyszłam. Kelnerka przyglądała mi się ze strachem w oczach, ale i z ulgą, że sobie idę. Wbiegłam szybko po schodach licząc na to, że nie spotkam już dzisiaj Max'a, co było raczej nie możliwe, bo musiałam zabrać swoje rzeczy ze studia, a przecież mógł tam być. Na moje szczęście go nie było, a chłopaki śmiali się i rozmawiali przy konsoli.
-O Amelia. Dobrze, że jesteś. Chcesz posłuchać ? - zapytał Tom z uśmiechem na ustach.
-Nie dzisiaj Tom. - zbierałam swoje rzeczy z prędkością tornada.
-Idziesz gdzieś ? - zapytał Nathan wstając.
-Tak. Dostałam pilny telefon. Muszę iść. - spojrzałam na niego, a następnie szybko na resztę. - Do zobaczenia.
-A widziałaś gdzieś może Max'a ? - zapytał Siva, gdy już chciałam wyjść.
-Nie. - odpowiedziałam i wyszłam czym prędzej.
   Nie chciałabym go spotkać po raz drugi.



Oczami Max'a.



   Czułem, że muszę spasować, żeby nie powiedzieć parę słów za dużo, ale nawet to nie podziałało, bo i tak to zrobiłem i cholernie źle się z tym czułem, ale to ona mnie do tego prowokowała. Nigdy nie powiedziałem, ani nie pomyślałem, że jest głupia i wcale się nie zawiodłem, musiała mnie rozgryźć. Więc co miałem jej powiedzieć o tym co niej czuję, po tym jak obiecałem jej przyjaźń i ramię do wypłakania oraz chęci przywalenia temu kolesiowi, który ją zrani ? W takim razie sam powinienem się pobić. Z kolei ciężko było udawać jej przyjaciela skoro musiałem patrzeć na jej szczęście, gdy patrzyła na Nathana i złość, nienawiść, zażenowanie oraz niechęć, gdy spoglądała na sekundę na mnie. Czułem się tak źle z tym, że emocje mnie poniosły i powiedziałem to co powiedziałem.
   Byłem zmęczony tą sytuacją, a wyrzuty sumienia nie dawały mi szansy na normalne myślenie. Wyszedłem z wytwórni i skierowałem się do auta. Nie chciałem i nawet nie mogłem od tak wrócić do chłopaków, bo z pewnością by coś wyczuli, równie dobrze mogłem spotkać się z tam z nią, a wtedy nie wiem co bym zrobił i co powiedział. Nie poznawałem sam siebie i to mnie przerażało. Odstawiłem samochód na swoje miejsce po czym zamówiłem taksówkę i kazałem się zawieść do mojego ulubionego pubu. Moje wyrzuty sumienia i milion myśli na sekundę mogły jedynie złagodzić i uciszyć procenty, których moje ciało się domagało. Nie było to racjonalne podejście do sytuacji, ale co lepszego mogłem zrobić ? Wpatrywać się w sufit i myśleć ? Zwariować przy tym ? Musiałem odreagować i dopiero później myśleć nad przyszłością.



Hej !
Czyli impreza w kombinezonach się podoba ? W takim razie oczekujmy jej :)
Nie byłabym sobą, gdybym pozwoliła Melce cieszyć się życiem, prawda ? ;P 
Ostatnio zaczęłam myśleć nad zakończeniem bloga, ale szczerze powiem, że nigdy nie wiedziałam jak go zakończyć, więc póki nie wymyślę to jeszcze Was pomęczę. Fajnie byłoby dojść do stu rozdziałów *,*
A u mnie zmiana pogody i pada deszczyk ;D Nawet fajnie, bo było ostatnio tak parno, że się tylko odbijałam od ściany do ściany i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Lecę pisać kolejny rozdział, bo skończyły mi się już zapasy :)
Love ♥

JayBird jest już starszy o cały rok, oczywiście nie możemy zapomnieć o jego "starszym" bracie bliźniaku Tom'ie. Obydwu panom życzę pomyślności i wspaniałego imprezowania dzisiaj. 

 

 

 

 








6 komentarzy:

  1. o maatko jaki dlugi rozdzial *,*
    Max sie zachowal strasznie, brak mi slow normalnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Restauracja jest już prawie gotowa, może Amelii będzie się teraz lepiej powodzić.
    No ta sytuacja z Max'em była dosyć mocna. Takie kłótnie to tylko między tą dwójką.
    Rozdział świetny, cieszę się, ze jeszcze nie zamierzasz kończyć bloga, bo bardzo lubię go czytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem !
    ale skomentuje jutro ;**

    love <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Max jaki jesteś głupi ! Ugh...
    rozdział super i czekam na imprezę w kombinezonach ♥

    Weny ♥

    OdpowiedzUsuń