czwartek, 31 lipca 2014

Section 76.

    Całą drogę do domu byłam strasznie roztrzęsiona. Nawet nie zauważyłam kiedy taksówka się zatrzymała, a poirytowany kierowca wlepiał we mnie złowieszczy wzrok w lusterku wstecznym. Szybko wyjęłam portfel i podałam mu należną sumę, po czym szybko wyszłam. Nie czułam się źle ze świadomością, że podwójnie okłamałam moich przyjaciół : mówiąc o nagłym telefonie oraz o tym, że nie widziałam ich łysego kolegi. Po prostu nie byłam w stanie mieć wtedy wyrzutów sumienia.
   Zatrzasnęłam za sobą drzwi i przekręciłam klucz. Oparłam się plecami o drzwi i spojrzałam w przestrzeń przed siebie. Zdjęłam buty i rzuciłam je w kąt korytarza. Ruszyłam do kuchni i wlałam wodę do czajnika i nastawiając go wrzuciłam do kubka torebkę herbaty. Znowu wbiłam swój wzrok w okno z zupełnie pustą głową, która przeanalizowała całą zaistniałą sytuację podczas jazdy i teraz ogłupiała na natłok myśli. Z pustego patrzenia przez okno wyrwał mnie dźwięk wrzącej wody w czajniku i cichy klik czajnika. Zalałam herbatę i od razu posłodziłam. Poszłam do salonu i odłożyłam na stolik gorący kubek, a sama objęłam zgięte w kolanie nogi i oparłam swój podbródek o kolana.
   Słowa znowu mnie zaatakowały. Zrobiło mi strasznie smutno ze słów Max'a i z tego co o mnie myślał. „W życiu bym się z Tobą nie związał !”, „Współczuję tylko Nathanowi, że się obok niego kręcisz.” i „Ty chciałaś !” Jak On mógł mi to powiedzieć ? To tak bardzo zabolało. Straciłam całą wiarę w siebie i chyba znowu się pogubiłam. Uważałam go za moje paliwo, a gdy go zabrakło to odebrałam tego skutki. Był dla mnie kimś ważnym. To dzięki niemu się zmieniłam to z nim spałam i to on nie naciskał, aż do czasu. Ale słowa, że nigdy by się ze mną nie związał i to, że ja chciałam z nim za darmo było gorsze od śmierci.
   Całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze i zaczęłam szlochać jak mała dziewczynka. To tak bardzo bolało. Czy on tak naprawdę myślał ? Czy traktował to wszystko jako zabawę ? Czy to, co mówił przed Sylwestrem również było symulowane i tylko chciał się mną zabawić ? Na te myśli jeszcze bardziej zalałam się łzami.
   W pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, więc zwlokłam się z kanapy i jak robot podeszłam do lampy, którą zapaliłam. Wróciłam z powrotem na kanapę i sięgnęłam po chłodniejszą już herbatę. Byłam potwornie zmęczona tym dniem. Nie tyle fizycznie co psychicznie i czułam się całkowicie zagubiona. Czułam duży głód, bo jakby nie patrzeć od obiadu nic nie zjadłam, a zupa nie jest zbyt sycącym posiłkiem, więc teraz czułam porządne ssanie w żołądku, ale nie byłam w stanie zebrać się w sobie i przygotować coś do zjedzenia. Nie czułam się na siłach na cokolwiek. Tak po prostu byłam wrakiem i nie mogłam temu zaradzić.
   Na dźwięk dzwonka mojego telefonu, aż podskoczyłam, serce stanęło mi w gardle, a ręce zaczęły się nerwowo trzęś. Automatycznie się odwróciłam za siebie w ciemnym otoczeniu nic nie zauważyłam, gdy lęk minął, a do mnie dotarło co się stało, wstałam i wyszłam na ciemny korytarz. Wzięłam torebkę i wróciłam do salonu. Znalazłam telefon i odczytałam sms od mamy z prośbą o rozmowę. Nie miałam na to ochoty, ale czułam, że muszę to zrobić, bo nie rozmawiałam z rodzicami odkąd wróciłam do Londynu.
   Poszłam do sypialni i tam włączyłam lampkę nocną i laptopa. Starłam oznaki słabości z twarzy i lekko zaczęłam uderzać skórę twarzy dłońmi, żeby się nieco rozbudzić. Po włączeniu laptopa na wyświetlaczu zobaczyłam informacje o tym, że dzwoni do mnie mama.
-Cześć Robaczku ! - powiedziała tak entuzjastycznie, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.
-Cześć mamo ! Jak tam ? Pewnie ciężko ci teraz wrócić do pracy po tak długim okresie obijania się, co ? - uśmiechnęłam się promiennie.
-Co ? - zapytała zbita z tropu. - A praca. No tak. - uśmiechnęła się lekko. - A jak u ciebie ?
-Yyy – zdziwiłam się tak szybką zmianą tematu. - No wiesz. Prace remontowe już skończone, teraz tylko wykończenie, meble już czekają na wniesienie. Szukam aktualnie pracowników od jutra w zasadzie i będę otwierać.
-A już wiesz może kiedy ?
-Chciałam w moje urodziny, ale nie wiem.
-Piękny prezent. - uśmiechnęła się szeroko.
-Tak.
-Wiesz pytam, bo Olly ma ten bilet od ciebie i tak się zastanawialiśmy z tatą czy może moglibyśmy do ciebie przylecieć całą rodziną na otwarcie twojej kawiarni. W poprzedniej nie udało nam się być.
-No tak. - byłam zaskoczona. - To bardzo fajny pomysł. Jak już będę pewna daty to Was powiadomię.
-Nicola wpadła na ten pomysł, więc liczę, że tak zrobisz.
-A to szkrab mały.
-No tak. - uśmiechnęła się smutno. - Coś się dzieje Amelio ? - oh ten jej matczyny instynkt.
-Nie. Zmęczona jestem tylko. Nie miałam jeszcze ani jednego dnia wolnego, więc nieco wymiękam, ale to wszystko.
-Ale Nathan ci pomaga, tak ?
   Dlaczego poruszyłaś ten temat ?
-Nathan ma prace. Dzisiaj się tak w zasadzie dopiero widzieliśmy.
-A twoi przyjaciele ?
-Też dzisiaj się spotkaliśmy. Mamo, nikt nie będzie za mną biegał.
-Po prostu się martwię. Tak źle wyglądasz.
-Pozbieram się i jak przylecicie to będzie dobrze.
-Trzymam cię za słowo, a teraz idź spać, bo naprawdę słabo wyglądasz.
-Dobrej nocy mamo.
-Pa.
   Rozłączyłam się i od razu poleciały łzy. Nie wiem jakie. Może bezradności ? Byłam tym już tak bardzo zmęczona. Jedna rozmowa, jedna kłótnia, a ja całkowicie straciłam się w tym. Wyłączyłam laptopa i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic podczas którego po prostu stałam pod ciepłym strumieniem wody mieszając słoną wodę ze słodką. Wcale nie poczułam się lepiej po umyciu. Założyłam jedynie jakieś majtki i jakąś koszulkę i po prostu położyłam się patrząc tępo w sufit i zbierając łzy w uszach, gdzie mi zlatywały. Znowu usłyszałam dzwonek telefonu, ale tym razem się nie przestraszyłam. Opierałam się sięgnięciu po telefon, ale jednak odebrałam.
-Już miałem się rozłączać, bo myślałem, że śpisz. - usłyszałam lekki głos Nath'a.
-Nie, nie śpię. - powiedziałem wypranym głosem.
-Co się dzieję ? Coś nie tak z tym spotkaniem ?
-Spotkaniem ?
-No tak, tym na które tak szybko wyszłaś ze studia.
-Aaa nie. Wszystko okey.
   Zapadła cisza, w której niemal słyszałam chodzące trybiki bruneta działające w jego głowie. Najwidoczniej stwierdził, że jak będę mu chciała powiedzieć prawdę to to zrobię, więc zmienił temat.
-Mamy już nagrany ten kawałek, który dzisiaj montowaliśmy. Nam się podoba, ale nie wiemy jak Max, bo jego też gdzieś wybyło.
-Na pewno brzmi świetnie, z tego co słyszałam to bardzo mi się spodobał.
-Tak ?
-Pewnie. - postarałam się na bardziej entuzjastyczny ton głosu.
-Już nie mogę się doczekać, aż go usłyszysz w całości. - słyszałam, że się uśmiecha. - No i mam nadzieję, że Max nie będzie chciał wprowadzać żadnych zmian.
-Wiesz Nathan jestem nieco senna.
-No pewnie. Śpij dobrze.
-Pa.
   Rozłączyłam się nie mogąc słuchać jak Sykes wypowiada jego imię. Opadłam na łóżko ogarnięta spazmami płaczu, a w głowie co rusz brzmiały mi Jego obelgi na mnie z dzisiejszej kłótni co powodowały mój głośniejszy i mocniejszy płacz. Nie tego się po nim spodziewałam. Plułam sobie w tym momencie w brodę za moją chwilę słabości z Max'em. Żałowałam, że z nim spałam i te wspomnienie jeszcze bardziej mnie niszczyło, a gdy dłużej o tym myślałam tym więcej szczegółów sobie przypominałam, aż w pewnym momencie poczułam na swoim ciele Jego dotyk, głos i zapach z tamtej nocy. To było takie mocne i rzeczywiste, że aż podniosłam się szybko do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pomieszczeniu, jakbym Go miała zaraz ujrzeć. Znowu przybrałam tą samą pozę co w salonie i znowu płakałam. Czułam się tak źle.
   Następnego ranka obudziłam się w nieco lepszym nastroju, ale z bolącą od płaczu głową, zapchanym nosem i bolącymi od napięcia mięśniami. Żeby jeszcze bardziej poprawić sobie humor wybrałam odpowiedni strój i zrobiłam dobry makijaż kryjący moje opuchnięte i zaczerwienione oczy. Wlałam sobie nawilżające krople do nich, to miało mi pomóc wrócić do żywych. Wzięłam porządny prysznic, wysuszyłam włosy, które po chwili były proste jak druty, spryskałam je dużą ilością lakieru. Zajęłam się makijażem, gdzie postawiłam na oczy i w ruch poszły moje rzadko używane paletki oraz sztuczne rzęsy, które nie zakładałam od jeszcze dawniej. Nie wyglądałam jak na imprezę, ale w sam raz, żeby wyglądać jak rasowa laska. Ubrałam się zaczynając od rajstop, a dalej poszło już gładko. Z dna szafy wzięłam pudełko nowych butów, które w zasadzie kupiłam już dawno, ale jak to ja „nie miałam okazji ich jeszcze założyć”, postawiłam je obok łóżka i zabierając jeszcze z pokoju lakier do paznokci w kolorze pudrowego różu wyszłam do salonu. Włączyłam telewizor na kanał z wiadomościami i zrobiłam sobie jeszcze gorącej herbaty zanim zabrałam się za malowanie paznokci.



   Myślałam tak sobie o tym co dzisiaj będę robić. Przed południem miałam spotkać się z Paulem, ale do tego miałam jeszcze sporo czasu. Stwierdziłam, że przydało by się może posprzątać w kawiarni ? Umyć podłogi i okna ? Nie miałam na to ochoty, ale i tak wiedziałam, że dzień spędzę w kawiarni, gdzie był mój drugi dom. Sprawdziłam czy lakier już wysechł i gdy się okazało, że tak poszłam zrobić sobie jakieś śniadanko do herbaty. Wypadło na jajecznicę, więc po dziesięciu minutach szamałam już jajka oglądając wiadomości. Nic nie rozumiałam, ale co się dziwić ostatni raz telewizję oglądałam bardzo dawno temu i jakoś nie przywiązywałam wagi co do tego co się dzieje na świecie. Spojrzałam na zegarek i o mało nie zakrztusiłam się herbatą. Było już późno, bardzo późno. Ale jak mi tak szybko minął czas ?
   Zaniosłam brudne naczynia do kuchni, poleciałam do łazienki umyć zęby, a później do sypialni po buty. Wzięłam jeszcze tylko telefon, który wylądował w kieszeni spodenek razem z plikiem kluczy, bo nie chciałam dzisiaj się bawić z torebką i wyleciałam jak z procy z mieszkania. Dziwnie mi się chodziło w tych butach, szczególnie, że to mój debiut w nich. Dzisiaj było jeszcze cieplej niż wczoraj. Zbiegłam na ile mogłam po schodach i wyleciałam na chodnik budząc zainteresowanie przechodniów. Odetchnęłam głęboko i uśmiechając się szeroko ruszyłam w kierunku kawiarni.
-Paul ! - krzyknęłam widząc mężczyznę z telefonem d dłoni.
-Już miałem do ciebie dzwonić.
-Wybacz za spóźnienie, ale miałam tak dużo czasu, że aż mi go brakło. - doszłam w końcu do niego i mogliśmy się przywitać.
-Wybaczam ci spóźnienie za twój wygląd. - uśmiechnął się.
-Paul, ty masz żonę i dziecko. - roześmiałam się i otworzyłam kawiarnie.
-Oj tam, oj tam. Już nawet nie mogę rzucić ci komplementem.
-Możesz. - wystawiłam mu język i weszłam do środka.
-O jak ładnie.
-A no tak, bo ty tutaj pierwszy raz. - spojrzałam na jego reakcję.
-Jak mam być szczery to tutaj jest lepiej niż było.
-Też tak myślę. - usiadłam na stołku barowym przed ladą. - Meble czekają już na zapleczu.
-Ooo, a jakie ? - zainteresował się, więc mu pokazałam.
-Eee fajne. Takie ordynarne wręcz.
-No wiesz. Chciałam, żeby takie były. To miejsce nie może być przecież przesłodzone. - zamknęłam za nami drzwi i wróciliśmy do lady.
-Bardzo fajnie tu jest. Ale widać, że to twoje miejsce. Ktoś inny mógłby tu dać zwykłe stoły i krzesła z drewna, a ty nie.
-Nie. Ja muszę mieć ciężkie, czarne, metalowe okrągłe stoliki i krzesła na jednej nóżce. - zatarłam zadowolona dłonie.
-I to bardziej pasuje niż te drewniane meble. - zaśmiał się i przeszliśmy do konkretów, a konkretnie do moich pytań bez odpowiedzi.
   Dogadanie się i wysłuchanie rad Paula zajęło mi ponad pół godziny, ale następne pół przesiedzieliśmy po prostu plotkując. Było mi smutno, gdy Paul już się zbierał, ale rozumiałam. Miał pracę. Zostałam sama i podziwiłam mój lokal. Wzięłam ze swojego gabinetu laptopa i wróciłam na salę. Zaczęłam przeglądać CV i do paru osób zadzwoniłam umawiając się na rozmowy o pracę, gdzie jedna miała się już odbyć dzisiaj. Stresowałam się nią, bo byłam tutaj szefem, ale osoba, która ubiegała się o pracę była ode mnie paręnaście lat starsza, więc jak mogłam się czuć ? Zaśmiałam się i zajęłam się przeglądaniem CV, które przyszły po chwili.
   Po godzinie, która minęło mi bardzo szybko ktoś zapukał do drzwi. Wystraszona podskoczyłam na stołku barowym i odwróciłam się w kierunku gościa. Okazał się nim mężczyzna po trzydziestce. Jego brązowe włosy były artystycznie ułożone w nieład, a parudniowy zarost dodawał mu … no właśnie. Był wysoki, miał ciemną karnacje, parudniowy zarost, brązowe włosy jak i hipnotyzujące oczy tego samego koloru, a do tego szerokie bary i z pewnością chodził na siłownie, bo jego cienka, szara bluzka z długim rękawem była opięta, ale tak delikatnie, nie nachalnie. Miał ciemne spodnie i brązowe buty za kostkę.
Ciacho ! - przemknęło mi przez głowę, ale szybko zeskoczyłam z siedzenia i pognałam mu otworzyć drzwi.
-Cześć. - przywitał się zdezorientowany na mój widok i rozejrzał się.
-Yyy … - kurde, koleś przychodzi o rozmowę o prace i mówi mi „cześć” ? A gdzie kultura do prawdopodobnie swojego przyszłego pracodawcy ? - Witam. - wybrnęłam.
-Ja na rozmowę o pracę.
-Proszę wejść. - wpuściłam go i zamknęłam za nim drzwi.
-Ładnie tu.
-Dziękuję. Starałam się.
-Czyli ty jesteś właścicielem ? - spojrzał na mnie, a ja poczułam się taka malutka, a przecież miałam wysokie buty.
-No tak. Rozmawialiśmy przed godziną.
-Ooo. - zawstydził się, ale tylko na chwilę, bo za moment na jego twarzy wyrósł ogromny uśmiech.
-Może usiądziesz ? - wskazałam na moje poprzednie miejsce pracy i zamknęłam laptopa.
-Z chęcią.
   Zajęliśmy miejsca. Zrobiło mi się momentalnie sucho w gardle, bo zupełnie nie wiedziałam za co się zabrać. Ostatnio pomagał mi Paul, a teraz byłam tylko zdana na siebie. Ogarnij się Am, bo od tego spotkania zależy twoja przyszłość ! - powtarzałam jak mantrę.
-Coś do picia ? - zeskoczyłam jak oparzona, czego później żałowałam, bo jak to wyglądało ?
-Coś zimnego jak można.
   Stanęłam za ladą dokładnie naprzeciw niego, ale ten odwrócił się i oglądał wnętrze. I dzięki Bogu bo z tego stresu zbyt mocno przycisnęłam karton soku przez co nieco się rozlało, szybko to starłam zadowolona, że tylko ja to widziałam. Nalałam soku do dwóch szklanek i postawiłam na bladzie, wróciłam na swoje miejsce. Musiałam obok niego przejść, więc stanęłam na linii jego wzroku. Co się z Tobą dzieje kobieto ?! - głosik w mojej głowie nie dawał mi spokoju. Zwilżyłam nieco gardło co zrobił również mój gość i postanowiłam przejść do sedna. Wzięłam notes, długopis i biorąc głęboki oddech spojrzałam na mężczyznę, który wbił we mnie wzrok.
-W twoim CV przeczytałam, że twoje preferencje nie ograniczają się tylko do gastronomi, więc jak to jest z tym gotowaniem ? Znasz się na tym, czy to tylko praca dorywcza ? - zapytałam.
   Zapadła cisza, w której mężczyzna się uśmiechnął szeroko.
-To twoja pierwsza taka rozmowa ? - zapytał z tym swoim anielskim uśmiechem.
-Jak mam być szczera to tak. Pierwsza bez niczyjej pomocy.
-Widać. Nie zaczęłaś od przedstawienia się.
   O cholera ! Jak ja mogłam o tym zapomnieć. Głupia Amelia, głupia ! Miałam ochotę zapaść się pod ziemie, spłonąć i walić głową o ścianę w tym samym czasie.
-Przepraszam. Amelia Kwiatkowska. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
-Bryan O'Malley. - delikatnie ścisnął moją dłoń swoją ogromną łapą.
-Więc. Wróćmy do poprzedniego pytania.
-Jestem po prostu człowiekiem z wieloma zainteresowaniami. Zajmowałem się wieloma rzeczami, które wcale się ze sobą nie wiązały, ale gotowanie zawsze było moją rybką. Po prostu. A gotuje wyśmienicie.
-Dlaczego nie zgłosisz się do jakiejś restauracji, w której możesz się jeszcze czegoś nauczyć ?
-Kawiarnie są lepsze, bo nie serwuje się tu krewetek, ośmiornic, kaczek i risotta, tylko łatwe, domowe jedzenie, które sprawia mi większa frajdę w przygotowywaniu.
-Pracowałeś w wielu … kuchniach.
-No tak. Były bary mleczne, restauracje z fast food'ami, butki z hot dog'ami, cukiernie. Same małe przedsięwzięcia.
-Jak byś się zareklamował ? Zachęć mnie i przekonaj, żebym to właśnie ciebie przyjęła. - zaczęła mi się podobać moja rola.
-Z pewnością się poświęcam wykonywanej pracy, nie boję się po sobie posprzątać i umyć brudnych garów. Poza tym mam też wiele innych zainteresowań, które mogą być przydatne w tej pracy, którą oferujesz. Nie jestem gburem i szybko się klimatyzuję, jestem otwarty na nowe znajomości – nie wiem dlaczego w tym momencie mój wzrok powędrował na jego serdeczny palce u lewej ręki – i jestem naprawdę świetny w tym co robię.
   No tak. Ale skąd ja mam wiedzieć, że to co mówisz jest prawdą ? - pomyślałam.
-Jakie danie jest twoim brawurowym ?
-Nie ma takiego. Jak mówiłem mam wiele zainteresowań, więc mam mało wolnego czasu, który mogę poświęcić na czasochłonne przygotowywanie wykwintnych posiłków, ale zawsze coś wolę zrobić sam niż zadzwonić i czekać na dowóz.
-Dlaczego chcesz tę pracę ?
-To kolejny punkt w moim życiu. Nie lubię bezczynności, a teraz mam masę wolnego czasu.
-Czyli zatrudniając ciebie muszę liczyć się z tym, że rzucisz pracę z dnia na dzień ? - bo miałam takie przeczucie.
-Nie.
-Nie ?
-Jestem świadomy, że w niektórych firmach nie popracowałem nawet tygodnia, ale się tam po prostu nie odnalazłem.
-Czyli wychodzę z założenia, że zatrudniając ciebie muszę mieć kogoś w pogotowiu, bo być może przyjdziesz do pracy, a następnego dnia się nie pojawisz ?
-Nie.
-Jak nie, skoro właśnie przed chwilą powiedziałeś coś innego ?
-Chcę dostać tę pracę. Zależy mi.
-W takim razie skontaktuję się z Tobą. - zapisałam sobie przy jego nazwisku parę uwag.
-Aż tak źle mi poszło ? - widziałam, że wycierał dłonie o spodnie.
-Nie wiem jak ci poszło.
-Jak to ? - wziął łyk ze szklanki opróżniając ją.
-Jesteś pierwszy jeżeli chodzi o rozmowy kwalifikacyjne.
-No widzisz. Jestem pierwszy, więc zależy mi na tym. Wczoraj wysłałem ci CV, a już dzisiaj z Tobą tutaj jestem.
-To nic nie znaczy.
-Znaczy bardzo dużo.
-Mógłbyś mnie nie pouczać ? - wstałam w celu odprowadzenia gościa do wyjścia.
-Tak jest szefowo. - również wstał. - Skoro i tak nie dostanę tej roboty to mogę się przynajmniej o coś zapytać ?
-Dlaczego tak łatwo się poddajesz i skreślasz ?
-Widzę to w twoich oczach.
-Nie bądź niczego taki pewny. Co chcesz wiedzieć ?
-Ile masz lat ?
-Nie uważasz, że porywasz się tym pytaniem z motyką na słońce ?
-No nie mów, że kobiet nie pyta się o wiek.
-Czyli już to wiesz ? - zakpiłam z niego.
-Wyglądasz na młodą, więc obstawiam, że skończyłaś niedawno szkołę.
-I ta wiedza w zupełności ci starczy. Żegnam. - miałam już zamiar zamknąć już drzwi.
-Do zobaczenia.
   Spojrzałam jeszcze na niego, a ten po prostu odszedł wyluzowany, a wszystkie damskie spojrzenia wędrowały właśnie na niego. Grecki bóg, kurde. Zamknęłam drzwi i wróciłam do lady. Spojrzałam na jego szklankę i zaczęłam się zastanawiać nad tym kim od naprawdę jest. Człowiek o wielu twarzach – przeszło mi przez głowę. Ale przystojny i nie miał obrączki – po chwili i ta myśl się pojawiła. W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
-Sykes, jakie wyczucie czasu. - zaśmiałam się.
-A co ty robisz, że ci przeszkadzam ? Jak z kimś jesteś to powiedź mu, że już nie żyje.
-Właśnie wyszedł przed chwilą.
-Jeszcze się z nim porachuje.
-Dobra, dobra. Co się dzieje zazdrośniku, że dzwonisz ?
-Ja zazdrosny ! No co ty. Kochanie.
-Nathan. Poważnie pytam. Coś się stało ?
-Nie, dlaczego coś się miało dziać ? Nie mogę ot tak sobie zadzwonić do mojej ulubionej kobiety na świecie ?
-Nie wyolbrzymiaj tak.
-Wcale nie wyolbrzymiam.
-Głupi jesteś.
-Ale przystojny.
-Polemizowałabym.
-Amelia. - dodał groźnie. - Grabisz sobie.
-Jakoś mnie to nie rusza.
-A powinno.
-Nie uważam tak.
-Co robisz ? - zdziwiłam się szybką zmianą tematu.
-Aktualnie nic.
-A gdzie jesteś ?
-W kawiarni.
-Nie spodziewałem się tego po Tobie.
-Ale czego ?
-Tego, że robiłaś TO z TYM kolesiem właśnie W kawiarni. - specjalnie akcentował wybrane słowa.
-Nath. - roześmiałam się. - Za dużo oglądasz po nocach filmów.
-Jakich filmów ?
-Przygodowych. - roześmiałam się, a za mną chłopak.
-Grabisz sobie jeszcze bardziej.
-I tak nic mi nie zrobisz przez telefon.
-Racja. Ale przy najbliższej okazji to może się zmienić.
-A kiedy będzie ta „okazja” ? Zdążysz o tym zapomnieć.
-Nie mam aż takiej sklerozy.
-Znowu polemizowałabym na ten temat.
-Oj grabisz sobie Kwiatkowska.
-O jak ładnie mówisz po polsku.
-Jeden wyraz, ale nie zmieniaj tematu nie uda ci się uciec od odpowiedzialności swoich czynów.
-Jasne, jasne.
-Oczywiście, że tak kotku. Chyba zapomniałaś zamknąć za gościem drzwi.
   Odwróciłam się szybko w stronę wejścia do kawiarni, gdzie z telefonem przy uchu stał Nathan i uśmiechał się szeroko.
-Jak długo tam stoisz ?
-Wystarczająco, żeby zjeść cię wzrokiem.
-Nadal jestem w jednym kawałku. - odłożyłam telefon na blat.
-I to jakim apetycznym. - Nathan zamknął drzwi i podszedł do mnie.
-Podoba ci się ? - zapytałam zmysłowo.
-Bardzo. - odpowiedział szeptem, a ja rozbawiona całym zajściem przyciągnęłam go do siebie i wpiłam w jego malinowe usta. - Teraz jeszcze bardziej.
-Jesteśmy na celowniku. - powiedziałam podążając wzrokiem do okien, przez które z zewnątrz przechodnie widzieli wszystko co się tu dzieję.
-Do swojego poprzedniego gościa też tak mówiłaś ? - zapytał wpatrując mi się głęboko w oczy.
-Oh Nath. To była rozmowa o pracę.
-To jego ? - zapytał otwierając laptopa i widząc na ekranie CV Bryan'a.
-Tak, ale nie powinieneś tego czytać. To poufne.
-Przyjmiesz go ?
-Nie wiem.
-Więc mogę sobie poczytać. - spojrzał na mnie tylko na chwilę i wystawił język. - Człowiek o wielu twarzach. - powiedział po chwili.
-I właśnie tutaj jest problem, bo nie wiem jaki będzie w pracy, gdy wpadnie w rutynę. Nie chcę zastanawiać się czy kolejnego dnia również pojawi się w pracy, bo po jego długim CV można jednoznacznie stwierdzić, że nigdzie nie spędził długo.
-Tutaj pracował trzynaście miesięcy. - wskazał palcem na jedne z wielu punktów CV mężczyzny.
-Najdłużej, wszędzie indziej nawet pół roku nie wytrzymał, tym bardziej, że te trzynaście miesięcy pracy były jakoś parę lat temu, a później to tylko jakaś dorywcza praca.
-Koleś pracował tu tylko trzy dni. - Nathan zaczął się śmiać.
-Oh przestań. Nie możesz tego czytać. - zamknęłam laptopa i zabrałam go.
-Zabrałaś mi niezłą rozrywkę. - zrobił minę obrażonego chłopczyka.
-Hahahaha zabawne. - przewróciłam oczami.
-A jak się dzisiaj czujesz ?
-Tak jak wyglądam. - puściłam mu zalotnie perskie oko.
-To dobrze.
-Dlaczego dobrze ? - wróciłam do niego i dosiadłam się obok.
-Wczoraj nie brzmiałaś dobrze i jeszcze to nagłe spotkanie. Już wtedy byłaś zestresowana.
-Ostatnio jestem pod presją czasu i tyle. Teraz mam już nieco luzu.
-To dobrze.
-Powtarzasz się.
-Wcale nie. Ja po prostu wielokrotnym powtarzaniem chcę mocno przekazać sens swoich słów.
-Człowiek, który ma odpowiedź na wszystko. - żachnęłam się.
-To chyba dobrze ?
-Właśnie rozbudowałeś sens swojej powtarzanej wielokrotnie wypowiedzi.
-Człowiek, który za wszelką cenę, chcę zgasić swojego rozmówcę.
-No wiesz. - podniosłam do góry brwi. - Ma się ten urok zajebisty … oj wybacz, osobisty. - zatrzepotałam rzęsami jak głupia laska.
   Nathan tylko się zaśmiał i mnie przygarnął do siebie ściskając. Resztę dnia spędziliśmy w kawiarni, a później Nathan zaprosił mnie na romantyczny spacer wzdłuż Tamizy. Kupiliśmy w budce z fast foodem zapiekanki i pod osłoną nocy (było popołudnie, ale było już ciemno) spacerowaliśmy sobie zjadając zapiekanki i prowadząc luźne rozmowy, które często przeplataliśmy salwami śmiechu. Raz zatrzymały nas fanki Nath'a prosząc o zdjęcie i rozmowę.
-Ty zapewne jesteś Amelia, prawda ? - zapytała jedna z nich z błyskiem w oczach.
-Owszem, ale skąd mnie znasz ?
-W wakacje pisali o Tobie dosyć często, a jak Nathan wrzucił na Instagrama zdjęcie to byłam już pewna, że to ty. Nathan pisał od wakacji tweety, które jak się poukładało to można było odczytać ich sens. Ślicznie razem wyglądacie i zupełnie pasujecie do siebie. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a nas wmurowało, jej koleżanka widząc naszą reakcję pożegnała się i zniknęły za zakrętem.
-Co się stało ? - zapytałam nie kryjąc uśmiechu, ale i zdziwienia.
-Jesteś już rozpoznawana. - Nathan mnie do siebie przygarnął zaplątując mnie w uścisku. - Jak ci się podoba ten stan ? - dotknął mojego nosa swoim.
-To dziwne. - powiedziałam po długim zastanowieniu.
-Przyzwyczaisz się. Z resztą jak nie będziesz chciała to będę starał się trzymać wszystkich od ciebie z daleka. Okey ?
-Ok. - odpowiedziałam szybko, a Nathan dał mi soczystego buziaka, złapał mnie za rękę i ponownie ruszyliśmy przed siebie ciesząc się sobą nawzajem.
   Nie rozmawialiśmy, bo i nie czuliśmy potrzeby liczyliśmy się tylko w tamtym momencie. Mijaliśmy inne zakochane pary, ale czy my byliśmy do nich podobni ? Nathan był gotowy, żeby wypowiedzieć mi te dwa cholerne słowa, ale ja nie chciałam ich słyszeć i nie wiedziałam czy mogłam mu odpowiedzieć tym samym. Wolałam czekać i zobaczyć co się stanie. Jesteśmy młodzi, mamy mnóstwo czasu. Chyba nie może mi się przydarzyć coś gorszego od tego przez co przeszłam, prawda ?


Hej ! 
Witam Was moje drogie w ostatni dzień lipca, który u mnie nie należy do najcieplejszych. Jest pochmurno, bądźmy szczerzy ...
No więc, nawet nie byłam świadoma, że poprzedni rozdział był taki długi, zdałam sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, ten chyba też nieco dłuższy, co ?
Nowy pomysł, nowa siła, nowy projekt, nowe zainteresowania, nowe postacie, ale hobby pozostaje to samo, które było. I'm so excited :D

czwartek, 24 lipca 2014

Section 75.

    Radość jaka panowała z pierwszym przebudzeniem się po weekendzie w Polsce była nie do opisana. Z nową energią na życie wstałam i zjadłam pożywne śniadanie i zadzwoniłam do Paula. Dowiedziałam się, że ekipa jest zamówiona na dzisiejsze południe. Szybki rzut na godzinę i już wiedziałam, że mam jeszcze parę godzin. Nastawiłam pierwsze pranie i poszłam po prostu sprzątać. Po godzinie opadłam na kanapę oglądając pięknie wysprzątane mieszkanie. Stwierdziłam , że prysznic by mi nie zaszkodził, więc wybrałam jakieś ubranie i uciekłam do łazienki. Gdzie również rozwiesiłam pranie na suszarce. W międzyczasie dostałam sms od Nathana. Cieszył się jak dziecko z rozpoczęcia nagrywania materiału na nową płytę, ale również pytał co ja w tym czasie będę robiła, więc zapewniłam go, że nudzić z pewnością się nie będę i wyjawiłam mu czym będę zajmowała się przez następnie kilka godzin, może dni.
   Widząc, która jest już godzina ubrałam się i otwierając jeszcze wszystkie okna w mieszkaniu, żeby wywietrzyć je po mojej nieobecności, ale i z zapachów detergentów, wyszłam z mojego domu. Jak dawno nie pokonywałam tych schodów. Cieszyłam się z takiej dupereli jednocześnie zdając sobie sprawę, że to tu było moje miejsce, mój dom. Musiałam jedynie udeptać ścieżkę na sam szczyt swojej kariery zawodowej, ale nic nie ma za darmo, a nawet jak jest to lepiej nie iść na łatwiznę. Gdy zaszłam pod swoją kawiarnię, której nie widziałam parę dni, które w tym momencie wydawały mi się długimi latami, nikogo pod nią nie zastałam, więc otworzyłam ją ciesząc się tym, że mogę to zrobić. I ja chciałam ją sprzedać. Ależ byłam głupia !
   Weszłam do zimnego pomieszczenia oglądając ponownie obraz nędzy i rozpaczy, ale skierowałam się na zaplecze, które przynajmniej dawało jakieś szanse i promyki nadziei. No właśnie, nadzieja, moja Nadzieja.
-Puk, puk ! - usłyszałam znajomy głos, więc czym prędzej wyszłam na salę.
-Paul ! - rozpromieniłam się na widok mojego dobrego znajomego.
-Dobrze widzieć cię taką szczęśliwą. - przywitał mnie ciepłym objęciem.
-Dobrze widzieć ciebie. Niby zabrakło mnie na parę dni, a ja mam wrażenie, że minęły lata.
-Czyli nie tylko ja mam takie odczucia. - zaśmiał się ciepło. - Ekipa powinna się zaraz pojawić. Już o wszystkim wiedzą, jeżeli nie chcesz to możesz zostawić ich samych i chyba tak będzie najlepiej.
-Chcę zostać.
-Na zewnątrz nie jest najcieplej, a tutaj będzie dużo kurzu i pyłu.
-Zniosę to jakoś, zresztą naprzeciwko są restauracje. Dam radę. Nie chcę niczego ominąć.
-W takim razie życzę ci powodzenia, a sam będę musiał zaraz znikać, ale za nim to nastąpi chciałbym z Tobą ustalić parę istotnych spraw.
   W tym samym czasie pod lokal podjechał firmowy samochód firmy remontującej, a przez kolejne dziesięć minut panowie wnosi do środka masę różnych pudełek, przyrządów i maszyn. Zostaliśmy niekulturalnie wyrzuceni z mojej własnej kawiarni, więc zamknęłam tylko drzwi na zaplecze, żeby nikogo nie kusiło tam zajrzeć i wyszliśmy z Paulem na zewnątrz, gdzie przekazał mi wszystko i uciekł. Co jakiś czas podchodził do mnie kierownik pytając o Paula, bo to z nim wszystko ustalał, ale grzecznie wyjaśniłam mu, że od tej chwili ma się słuchać mnie i tylko wyłącznie mnie. Nie ucieszył się na te słowa.
   Gdy już wyczerpał zapasy swoich pytań i po raz kolejny upewniłam się, że nie będę mu potrzebna zmyłam się do małego lokalu naprzeciwko. Nigdy tam nie byłam i raczej nie chciałam wrócić, ze względu na bardzo „miłą” obsługę i wyjmując na stolik przyniesiony z mieszkania laptop włączyłam go. Równie dobrze mogłam siedzieć w domu, ale tutaj miałam bardzo dobry widok na działania, które odbywały się w kawiarni. Dostałam hasło do wifi od kelnerki i nie zważając na jej kwaśną minę, złowrogi ton i oczy plujące na mnie kwasem zajęłam się przeszukiwaniem Internetu szukając inspiracji na nowy wystrój lokalu popijając od czasu do czasu moją pyszną kawkę z mlekiem.
   Znalazłam pewien bardzo interesujący sklep z zaopatrzeniem do własnych działalności. Była to chyba jakaś większa hurtownia, bo mieli dokładnie wszystko do każdego typu ośrodka publicznego, zaczynając od szkół i placówek społeczno-kulturalnych kończąc na małych działalnościach domowych. Było tam sporo rzeczy od mebli na pinezkach kończąc. Dodałam ich stronę internetową do zakładek, a numer telefonu zapisałam na karteczce.
   Przeglądając ich ofertę zastanawiałam się jak chcę urządzić podnoszoną na nogi Hope. Pomyślałam o domowym, ale i młodzieżowym miejscu, gdzie można było przyjść po szkole jak i na randkę. Niby kolejne takie miejsce w mieście, ale moje miało być najlepsze, bo otwarte dla wszystkich. I chyba to było moje zamierzenie. Wszystko misternie zapisywałam w dużym notatniku. Rysowałam jak mniej więcej chciałabym, żeby wyglądało to wszystko oraz zastanawiałam się jakie osoby zatrudnić. Gdy na kartce miałam już zarys mojego nowego miejsca pracy, ktoś postukał w szybę czym się przestraszyłam. Za szybą stał kierownik całej ekipy i rękami dawał mi znać, żebym wyszła. Odszedł, a ja zauważyłam jak pracownicy przy świetle latarni zbierają swoje „zabawki”. Jakim miłym uczuciem było zobaczenie świecącego się światła w mojej czyściutkiej kawiarni. Szybko schowałam laptopa do torby razem z notatnikiem i długopisem oraz wszelkimi karteczkami. Narzuciłam na siebie jedynie kurtkę i wyszłam pośpiesznie z lokalu prowadzona niezrozumianym spojrzeniem mojej kelnerki. Nie wiem dlaczego, bo dostała spory napiwek. Przeszłam przez ulicę sprawdzając czy nic nie jedzie.
-Na dzisiaj to wszystko. - odezwał się ten sam mężczyzna, który mnie wołał, gdy do niego podeszłam.
-Na dzisiaj ?
-Tak. Wygładziliśmy i wyrównaliśmy ściany, zerwaliśmy podłogę i naszykowaliśmy podłogę do ponownego założenia parkietu. Jeżeli chodzi o elektrykę to też się tym zajęliśmy. Ściany jak widać są już pomalowane na biało, a rezultat naszej pracy widać, ale jeżeli ma Pani jakieś zastrzeżenia to ich wysłucham.
   Czułam, że mężczyzna nie mówi mi wszystkiego, a i to co powiedział było zapewne ogólnikowe, ale i tak nie zrozumiałabym co do mnie mówi, choćby o instalacji, bo tylko z grubsza wiedziałam co to jest. Ale ich praca została przeze mnie doceniona. To miejsce wyglądało zupełnie inaczej, bardzo dobrze.
-Jeżeli nie ma Pani żadnych pytań to życzę miłego wieczoru. Jutro powinna Pani dostać fakturę.
-Dziękuję. Do widzenia. - pożegnałam się z nim, a ten wyszedł wołając swoją ekipę, która posłusznie opuściła mój lokal.
   Stałam tak w odnowionej Hope ciesząc się jak dziecko. W powietrzu było czuć okropny smród, ale to mi wcale nie przeszkadzało. Moja Nadzieja się odradzała i to było satysfakcjonujące. Miałam okropną ochotę zadzwonić do Nathana, albo Paula, ale wiedziałam, że ta dwójka mężczyzn jest teraz zajęta, więc nie będę zawracać im głowy. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta, więc szybko zgasiłam światła i pozamykałam moją kawiarnię. Mój żołądek jakby przypomniał sobie, że kawa to niewystarczający obiad, więc zmyłam się do mieszkania, gdzie było zimno, ale przynajmniej świeżo. Pozamykałam okna, a grzejniki przekręciłam na największą moc, którą po dwudziestu minutach zmniejszyłam na tę co zazwyczaj.
   Podczas przygotowywania obiado-kolacji myślałam nad tym jak to teraz będzie. Czy sobie poradzę w ogóle z tym co mnie czeka. Ostatnio nie podołałam zadaniu, ale sądzę, że chociaż tym razem mi się uda. Nie ! Ja nie mogłam myśleć czy mi się uda. Musi mi się udać ! Z takim podejściem zjadłam szybko posiłek i znowu zniknęłam za monitorem laptopa szukając inspiracji i przeglądając przeróżne oferty sklepów. Po chyba godzinie zadzwonił Paul z pytaniem jak poszło, więc streściłam mu po krótce, ucieszył się i zapowiedział, że spotkamy się jeszcze w tym tygodniu po czym się rozłączył. Słyszałam w tle płacz dziecka. Dzielny tatuś – zaśmiałam się i kontynuowałam serfowanie po Internecie.
   Gdy szykowałam się do snu (czyt. okolice północy) zadzwonił Nathan. Pytał o to jak minął mi dzień, więc mu odpowiedziałam. Odwdzięczył mi się tym samym opowiadając jak to Jay spóźnił się ponad godzinę na nagrania i do tego w stanie wskazującym. Opowiedział również o tym, że Siva się zaplątał w kablach przez co się potknął i coś mu strzeliło nieprzyjemnie w nodze, więc musiał pojechać do lekarza. Tom się rozchorował i ciągle podciąga nosem. Jedynie on z Max'em jakoś byli dyspozycyjni w pełni. Nathan wspomniał o tym, że Max się o mnie wypytywał co mi nie przypadło do gustu. Zapowiedział też, że tak pewnie będzie wyglądał cały tydzień, więc możemy się nie spotkać. Przyznałam mu rację i sama zapowiedziałam to samo tłumacząc się, że mam wiele papierkowej jak i ten innej roboty przy Hope i też nie będę miała czasu. Zakończyliśmy rozmowę ciepłym „Dobranoc” i zanurzyłam się w zimnej pościeli.
   Każdy kolejny dzień wyglądał podobnie. Wstawałam i włączałam laptopa, który teraz był moim narzędziem pracy. Wydzwaniałam po hurtowniach, jeździłam do nich. Wybrałam już kolor ścian oraz płytki na podłogę. Jeszcze w tym samym tygodniu zatrudniona przeze mnie firma pomalowała ściany na wiśniowy kolor i położyła płytki. Tego samego dnia późnym popołudniem przyjechała ekipa z oświetleniem. I to bardzo mi się spodobało. Szerokie krwisto czerwone klosze zwisały leniwie z sufitu ukazując nagie żarówki wkręcone w nie. Dodatkowo małe lampki LED zostały wbudowane w ściany oraz parę centymetrów nad podłogą, co było bardzo magicznym rozwiązaniem. Spodobało mi się to bardzo.
   Następnego dnia przyjechała lada w identycznym jak klosze kolorze świecąc się błyskotliwie. Biały blat jaki był na ladzie wyglądał jak ze szpitala, taki nieskazitelny. Został jeszcze zamontowany zlew za ladą i przeszklona futryna na ciasto obok. Ta była jeszcze bardziej wypasiona niż poprzednia. Jej oświetlenie nie opierało się głównie na górze, ale i na dole przez co światło dawało hollywoodzki efekt, dodatkowo była to również lodówka, więc to bardzo ułatwiało dłuższy termin ważności spożycia serwowanych ciast. Na ścianę za ladą zostały przywieszone półki, gdzie miały stać filiżanki do serfowania kawy z ekspresu.
   Wszystko zaczynało mieć ręce i nogi. Zostały wstawione również nowe okna i drzwi. Wszystko było takie nowe i inne niż to poprzednie. Na ścianach miały jeszcze zostać naklejone duże wypukłe naklejki owoców, ale na to jeszcze czekałam. W przyszłym tygodniu miał zostać przeprowadzony remont toalet oraz miały przybyć zamówione meble, które już oglądałam na własne oczy. Czułam, że to miejsce będzie bardziej moje niż poprzednie wcielenie Hope i byłam tym mocno podniecona.
   Nawet mój weekend był pracowity, więc okazja do spotkania Nathana czy reszty moich przyjaciół była niemożliwa. Okazało się, że w piątek wieczorem musiałam pojechać do hurtowni pod Manchesterem, więc zmęczona jak diabli, ale i zdeterminowana wsiadłam w autobus i pojechałam. Wróciłam dopiero we wtorek o drugiej w nocy. Zmęczona opadłam do łóżka nawet nie zdejmując ubrań. Rano obudziłam się grubo po 10, ale i tak się nie wyspałam. O pierwszej miała przyjechać ponownie ekipa remontowa do toalet, więc wzięłam długi prysznic i ubrałam się. O dziwo w Londynie było już ciepło. Styczeń powoli się kończył, a pogoda robiła się typowo wiosenna i mokra. Kroiłam warzywa na zupę podjadając je w międzyczasie. Stwierdziłam, że nie opłaca mi się robić śniadania, skoro za moment będzie pora obiadowa. Już po dwunastej zajadałam się pyszną zupą jarzynową. Ubrałam buty i wyszłam z mieszkania.



   Ludzie zaczęli już nawet chodzi w trampkach co mnie rozśmieszyło, bo na ulicy jak i na chodnikach było okropne błoto, ale ich to nawet nie przerażało, cieszyli się pierwszymi wyższymi temperaturami. Rano pogodynka zapowiadała, że dzisiaj w Londynie będzie 12 stopni.
-Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam podchodząc do znanego mi kierownika.
-Też dopiero przyjechaliśmy.
   Słyszałam jego głos, gdy otwierałam żaluzje i drzwi.
-Nie będzie tutaj dużo pracy. - powiedział, gdy zobaczył już toalety.
-Akurat tutaj ogień nie zrobił większych szkód.
-Czyli skupiamy się na tym, żeby toalety miały ten sam klimat co sala ?
-Dokładnie. Jeżeli można tak w ogóle powiedzieć.
-To może Pani włączyć stoper, bo dokładnie za godzinę skończymy.
-To się okaże. - dodałam zadziornie i wyszłam na salę, gdzie rozpakowałam nowy ekspres do kawy.
   Zaczęłam powoli aranżować wygląd lady i ogarniać nową dotykową kasę fiskalną. Wszystko było takie nowe i nowoczesne. Cieszyłam się, że suma pieniędzy z ubezpieczenia była wyższa niż oczekiwana, a ceny w hurtowniach specjalnie na moje zapotrzebowania zniżone.
-Musimy włączyć wodę. - zupełnie nie słyszałam jak kierownik się pojawił dlatego wystraszyłam się na jego głos za mną.
-Dobrze. Zawór jest na zapleczu.
   Wyszłam z nim na zaplecze, które już wysprzątałam. Zawór okazał się być tam gdzie był, a to niespodzianka ! Posłusznie go przekręciłam i wyszliśmy.
-Zostało dziesięć minut. - mężczyzna wskazał na czerwony zegar nad ladą i odszedł z cwanym uśmiechem.
-Am. - nie miałam czasu na myślenie nad słowami budowlańca, bo usłyszałam znajomy głos za sobą. - Jak tu ślicznie.
-Nathan ! - jak miło było go zobaczyć po ponad tygodniowej przerwie.
-No cześć. - uśmiechnął się szeroko, a ja niewiele myśląc wskoczyłam na niego jak mała dziewczyna zarzucając mu ręce na szyję i oplatając go nogami wokół jego bioder.
-Wybacz. - powiedziałam speszona tym co zrobiłam.
-Ciebie też dobrze widzieć. - uśmiechnął się bardzo szeroko czym poprawił mi humor i moje obawy co do sposobu jego powitania odpłynęły.
-Ożeż w mordę ! - wyjrzałam zza ramiona Nathana spoglądając kogo jeszcze niesie.
-Max ? - szepnęłam załamana.
-Mówiłaś coś ? - zapytał Nathan.
-Nie nic. - sztuczny uśmiech.
-Cześć laska. - Max dał mi buziaka w policzek, którego nie odwzajemniłam, bo stałam jak posąg.
-Cześć. - powiedziałam dopiero po chwili poprzedzając moje powitanie chrząknięciem.
-I zrobiłaś to wszystko przez ten tydzień ? - widziałam jak Max lustruje lokal spojrzeniem.
-Tak. - krótka odpowiedź.
-A kiedy będziesz mogła otworzyć ? - Nathan uśmiechnął się do mnie ciepło czym wrócił mi wiarę w ludzi.
-Chciałabym 7 lutego, ale nie wiem czy do tego czasu znajdę pracowników.
-To jeszcze dwa tygodnie. - dodał po chwili. - Ponad.
-No tak, ale nie wiem jak to wyjdzie. A wy co tutaj robicie ? - patrzyłam na Nathana i tylko na ułamek sekundy spojrzałam na Max'a.
-Mamy przerwę w nagrywaniu.
-A co z Sivą i Tom'em ?
-Tom już zdrowy, a Siva nosi jakiś medyczny, ortopedyczny, przyrząd na piszczeli. To ma mu pomóc wrócić do kondycji.
-Aż tak źle było ?
-Gdybyś usłyszała ten dźwięk jak się potknął to … - Max dostał dreszczy. - Nieprzyjemny dźwięk.
-Kość mu się nadłamała czy coś. Bierze wapń. - Nathan się uśmiechnął. - Ciepło dzisiaj. Co robisz później ?
-No ponoć zaraz mają skończyć. Tak myślałam, żeby napisać ogłoszenie, że szukam pracowników i mam jeszcze parę telefonów do wykonania.
-No to świetnie. Zabierzemy cię do studia. Tam posłuchasz naszej kociej muzyki i jednocześnie wykonasz swoją robotę.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Mam zatyczki do uszy w razie, gdybyś nie mogła już wytrzymać. - Nath wyjął przezroczyste opakowanie, gdzie miał żółte stopery do uszu.
-W takim razie mogę iść. - wystawiłam mu zadziornie język.
-Skończyliśmy. - znowu nie usłyszałam zbliżającego się faceta.
-Punktualnie. - spojrzałam na zegarek.
-Tak jak mówiłem.
-Dziękuję.
   Podczas, gdy ja zbierałam swoje manatki i tak w zasadzie robiłam milion rzeczy na minutę. panowie zabrali się już i odjechali. Po jakimś czasie i my wyszliśmy z kawiarni. Okazało się, że to Max był kierowcą.
-Am ? - spojrzałam na Nathana. - Chcesz siedzieć z przodu ?
-Nie. - odpowiedziałam chyba za szybko, bo chłopaki spojrzeli na mnie podejrzliwie, znaczy się czułam spojrzenie oby dwu, bo na Max'a nawet nie spojrzałam.
   Wsiadłam do tyłu i ruszyliśmy w ciszy, w której Max cały czas zerkał w lusterko wsteczne. Boże, jak on mnie irytował ! Samą swoją obecnością. Nie mogłam wytrzymać tej męczącej mnie ciszy, więc zwróciłam się do Nathana.
-To ile macie już gotowych kawałków ?
-Chyba już pięć.
-A ile macie zamiar zamieścić na płycie ?
-Zastanawiamy się nad dwudziestoma czterema kawałkami.
-Chcecie to wszystko dać na płytę ? - rozmawiałam praktycznie z Nathanem, więc gdy Max się odezwał to nawet na niego nie spojrzałam, norma.
-Nie. - roześmiał się Łysy, a mnie przeszły ciarki. - Raczej szesnaście, osiemnaście. Jeszcze się zobaczy.
-A jak nazwiecie album ? - znowu skierowałam pytanie do Nathana, ale nie on udzielił mi odpowiedzi.
-Tego też jeszcze nie uzgadnialiśmy.
-Ale jeżeli chodzi o nasze poprzednie dwa albumy to tym razem możemy się pochwalić, że tutaj tworzyliśmy każdą piosenkę, nikt nas w tym nie wyręczał, więc każda piosenka jest tylko i wyłącznie nasza. - Nathan uśmiechnął się dumnie.
-No może nie zupełnie nasza. - znowu ten jego wnerwiający głos. - Czasami nasza jest muzyka, czasami tekst, albo kawałek tekstu czy muzyki, ale w większości nasze. - kątem okaz zauważyłam jak mruga okiem do lusterka wstecznego, ale miał problem, bo na niego nie patrzyłam.
-Fajnie. - skończyłam temat i opadłam nieco zmęczona jego towarzystwem na oparcie.
   Autko było fajne, ale każda duperela mi w nim przeszkadzała. To, że skóra na kanapie z tyłu była za twarda, a kolor za ciemny, kształt przednich foteli też był jakiś dziwny, zapach zbyt męczący, a muzyka z radia brzmiała jak z pogrzebu. Więc jaka była moja radość, gdy silnik umilkł, a ja mogłam wydostać się na zewnątrz, ale i nawet tego nie mogłam zrobić, bo debil zablokował drzwi. Mój oddech niebezpiecznie przyśpieszył, a ja zaczęłam czuć jakby mi brakowało tlenu, więc kręciłam się na kanapie jak kura. Gdy tylko drzwi ustąpiły wyleciałam z samochodu jak z racy czym wzbudziłam zainteresowanie Nathana.
-Strasznie duszno mi się zrobiło. - wytłumaczyłam swoje zachowanie na widok jego dziwnego wyrazu twarzy.
-Mogłaś powiedzieć uchylilibyśmy okna. - zrobił zatroskaną minę.
-Już mi lepiej.
   Bo było, gdy patrzyłam w jego zielone tęczówki. I było mi tak dobrze dopóki nie usłyszałam JEGO cierpkiego głosu, którym nas wołał. Przewróciłam automatycznie oczami co zobaczył Nathan i widząc jego zdziwiony, ale i zły wzrok ruszyłam za Max'em zostawiając Sykesa z tyłu. Jeszcze mi brakuje, żeby powrócił do rozmowy znad jeziora w Polsce. O nie ! Nie mam zamiaru rozmawiać o tym przygłupie jakim był Max.
-Amelia ! - poczułam czyiś łokieć w moich żebrach.
-Czego !? - niezbyt miło to powiedziałam, ale widząc GO roześmianego pod moim bokiem nie czułam radości.
-Minęłaś windę.
I co się tak cieszysz ?! - pomyślałam, ale wróciłam się do tej nieszczęsnej windy, w której wejściu czekał na nas Nathan z tym swoim adwokackim wzrokiem. Niech nawet nie zaczyna. Już nie mogłam się doczekać jak wejdziemy do tego studia i zniknę za swoim laptopem i nikt nie będzie mi przeszkadzał. Mówiąc nikt mam na myśli Max'a oczywiście. Bo z całą resztą z chęcią się spotkam.
   Podróż w windzie. Oh jakie to emocjonujące doznanie szczególnie stojąc między moimi dwoma wspaniałymi kumplami, którzy się ciągle na mnie gapili. Nathan obserwował mój najmniejszy ruch z twarzą pokerzysty, a z kolei Max się szczerzył jak jakiś pedofil. Jak ja kocham tych moich przyjaciół ! - wyczuliście sarkazm ? Jakaż to była ulga, gdy drzwi windy się rozsunęły, a ja ponownie wyszłam z nich pierwsza. Nie chcąc się znowu zbłaźnić poczekałam na chłopaków i ruszyłam za nimi. Dlaczego oni nawet ze sobą nie rozmawiali ?! Grobowa cisza i te ich nachalne spojrzenia.
-O to tu ! - powiedziałam zbyt głośno i ze zbyt słodkim głosikiem widząc kartkę z nazwą ich zespołu na jednych z wielu drzwi.
-Tak to tu. - powiedział na wydechu Nathan smutnym głosem, no fajnie, niech się jeszcze na mnie obrazi.
   Weszliśmy bez pukania i zastaliśmy resztę wesołej brygady muzyków siedzących na czerwonej kanapie popijających herbatę.
-Am !
-No siema !
-Dobrze cię widzieć w końcu.
-Słyszeliśmy, że wracasz do żywych.
   Itd, itp. Po kwadransie miałam upragnioną ciszę i spokój, bo chłopcy zajęli się swoją pracą, a ja swoją. Włączyłam laptopa słysząc ich dyskusje na temat jakieś piosenki, która w tytule miała słowo „love”, ale czemu tu się dziwić. To jest boysband. Wrzuciłam do Internetu ogłoszenie o tym, że szukam pracowników i na dzisiaj dałam sobie spokój, napisałam, żeby ewentualni ochotnicy zgłaszali się do mnie od jutra, więc chociaż dzisiaj będę miała jeszcze spokój. Już za parę godzin moją skrzynkę pocztową miały zapełnić CV być może moich przyszłych pracowników. Stwierdziłam, że potrzebuje na zmianie dwóch kucharzy, czyli czterech trzeba zatrudnić oraz ze dwie kelnerki na zmianę czyli znowu cztery. Lokal nie był duży, a i ja sama chciałam obsługiwać gości w wolnym czasie, więc myślę, że raczej będzie dobrze. Ustaliłam jeszcze godziny otwarcia lokalu. Od dziewiątej do dwudziestej. Wydaje mi się to dobrym pomysłem, chociaż nie byłam jeszcze do końca przekonana. Mam jeszcze mnóstwo czasu do zastanowienia. Jedna zmiana musi trwać sześć godzin, więc w ciągu dnia muszą być przepracowane dwanaście godzin. Oh. Sama już nie wiedziałam co o tym myśleć. Muszę zapytać Paula, może mi pomoże. Oparłam głowę o oparcie kanapy, obok siebie zobaczyłam to samo opakowanie stoperów, które pokazywał mi Nath i dopiero teraz doszły do mnie dźwięki piosenki chłopaków. Rozejrzałam się. Nathan był w małym pomieszczeniu z mikrofonem, a ja go słyszałam. Muszę przyznać, że barwę i głos to on ma. Przymknęłam zmęczone oczy i wsłuchałam się w tekst. O dziwo był on mądry.
   Tutaj panowała grobowa cisza, tak, że słyszeliśmy jedynie śpiewającego Nathana, ubolewałam nad tym, że nie słyszałam muzyki, ale może mi się poszczęści i jeszcze dzisiaj ją usłyszę.
-Dobra Nathan. Jest dobrze.
   Ktoś mi nie miło przeszkodził i teraz słyszałam jedynie podniosłą rozmowę chłopaków na temat wykonanej przez chłopaka pracy. Zachwalali go i wcale się nie dziwię, śpiewał wspaniale. Przyszła kolej na Jay'a i po chwili zrobiło się całkowicie cicho. Cieszyłam się, że nikt mi nie przeszkadza w słuchaniu, a chłopaki są zbyt zajęci siedzeniem przy konsoli niż przy mnie. Jay miał fragment o wojowniku, który przyjmuje swoje własne ciosy, ale się nie poddaje. Równie piękne i mądre co tekst Nath'a, ale jakoś czułam, że i ten fragment i on mógł zaśpiewać, później zapanowała cisza i głos Jay'a na nowo rozbrzmiał w moich uszach. Chyba śpiewał refren, bo ten fragment już kojarzyłam z tekstu Nathana. Jay zaśpiewał swoją partię jeszcze raz, bo nie był do końca zadowolony, po czym wyszedł, a jego miejsce zajął Tom. Jego zwrotka była iście smutna. Stracił kogoś bliskiego, który teraz zachowuje się jakby go nie znał, a to sprawiało Tom'owi przykrość. Smutne to było, ale po chwili i on zaczął śpiewać refren. Po nim wszedł kolejno Max i Siva, ale oni nie mieli swoich własnych zwrotek, jedynie refren. Gdy i oni skończyli wyszłam mówiąc, że idę do bufetu. W pomieszczeniu zrobiło się potwornie głośno, bo teraz chłopaki ustalali całą resztę wyglądu piosenki i nikt już nie śpiewał.
   Zeszłam na dół, gdyż nie chciałam czekać na windę. Lepiej schodzić po schodach niż na nie wchodzić. A, że byłam na piątym piętrze to schodziłam długo. Bufet był na pierwszym. Kupiłam sobie moną kawę i duży kawałek czekoladowego ciasta. Zobaczyłam na zewnątrz stoliki, więc ruszyłam ku wyjściu, które było otwarte, ale co się dziwić dzisiaj było 12 stopni, przecież to upały. Usiadłam na miękką poduszkę, która okalała krzesło i zajęłam się słodzeniem czarnej jak noc kawy. Upiłam łyk czując jej ciepło, które teraz mnie wypełniało w całości. Wyjęłam paczkę papierosów i wyjęłam jednego. Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że ostatnio znacznie mniej paliłam, chociaż nie przestałam. Zaciągnęłam się nikotyną i oparłam wygodnie o oparcie krzesła. Niebo było dzisiaj bezchmurne, ale robiło się już ciemne. Ponownie się zaciągnęłam i wypuściłam dym robiąc kółka. Znowu upiłam łyk kawy.
-I jak ci się podoba ? - nawet nie zauważyłam kiedy Max się dosiadł.
-Zajęte jest. - spojrzałam na niego bez wyrazu.
-Co ? - spojrzał na mnie zdziwiony, ale i uśmiechnięty.
-To krzesło jest zajęte. - powiedziałam wolniej, ale dosadniej.
-A dla kogo ?
-Z pewnością nie dla ciebie.
-Am.
-Przestań. - odwróciłam się i mocniej zaciągnęłam papierosem.
-Co mam przestań ?
-Mącić mi w głowie i niszcząc mój spokój i szczęście.
-Co ty pieprzysz ?
-Mówię co widzę.
-A co widzisz ?
-Że mnie nękasz. - rozmawiałam z nim nadzwyczaj spokojnie, a mój głos był wręcz melancholijny.
-Ciekawe stwierdzenie, ale i nie mały osąd nade mną. Naprawdę tak myślisz ?
-A czy ja mówię nie wyraźnie ? - spojrzałam na niego na sekundę po czym ponownie powoli odwróciłam wzrok zaciągając się.
-Nie rozumiem o co ci chodzi ?
-A ja uważam, że wiesz, ale albo jesteś głupi, albo jeszcze sam nie wiesz co robisz.
-Am. - powiedział poważnie. - Brałaś coś ? Coś się stało jak byłaś w Polsce, tak ? Wróciłaś do tego gówna ?
-Co ty pieprzysz ?! - teraz wszystko się we mnie zagotowało, jak mógł sądzić, że wróciłam do tego, czego tak bardzo żałuję.
-To ty pieprzysz ! Gadasz coś od rzeczy i zachowujesz się w stosunku do mnie tak jakby mnie nie było albo rozmawiasz ze mną jakimiś pieprzonymi szyframi !
-A czy to ja latam za Tobą jak jakaś latawica ?!
-Sugerujesz, że właśnie ja to robię ?
-A niby co ?! - obydwoje wstaliśmy i mierzyliśmy się wzrokiem.
   Nie ma co. Po raz kolejny odstawiamy niezłą szopkę. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie wszedł za Max'em do bufetu, bo widownia nam nie potrzebna. Nasz stolik był z dala od ciekawskich spojrzeń z sali, ale jednak nie szeptaliśmy między sobą.
-Jesteś śmieszna. - zaśmiał się i spojrzał na mnie z niechęcią chcąc się usunąć.
-Nigdzie nie pójdziesz ! - czy ja to właśnie powiedziałam ?!
-A co ? To rozkaz ? - zawrócił się.
-Wiesz co ? Masz racje. Idź. Udawaj, że nic się nie dzieję i rób dalej z siebie głupka ! Ale daj mi spokój. Jestem szczęśliwa z Nathanem i masz się z tym pogodzić ! Czy ci się to podoba czy nie !
-Czyli tu cię boli ?! Uważasz, że jestem o ciebie zazdrosny ?! Żeby jeszcze było za kogo !
   To mnie zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
-Jesteś popieprzony Max ! Od sylwestra nie dajesz mi spokoju, męczysz mnie i udajesz przed wszystkimi, że nie czujesz do mnie nic więcej oprócz przyjaźni, gdzie tak wcale nie jest ! Ciąży ci to, że nie kocham ciebie, a Nathana i przez to teraz śmiesz mi wyrzucać jakieś twoje nędzne wymówki i udajesz, że nic się nie dzieję, kiedy się dzieje ! - niemal wrzeszczałam na niego.
-Masz bujną wyobraźnie dziewczyno ! - nie został mi dłużny i ryknął na mnie jak opętany.
-To jak wytłumaczysz twoje zachowanie po moim powrocie ? - mówiłam głośno, ale nie krzyczałam, bo czułam, że nie mam już siły.
-Bo starałem się być dla ciebie miły ? O to ci chodzi ?! Źle to odebrałaś ! Ale skoro masz tak nasrane w głowie i uważasz, że cię kocham, co jest absurdem, to się mylisz ! W życiu bym się z Tobą nie związał ! Mam w czym wybierać i nie będę wybierałam lasek z dna, a tym bardziej ciebie ! Współczuję tylko Nathanowi, że się obok niego kręcisz. - dodał już ciszej, ale nie znaczy, że szeptem, wypowiedział ostatnie zdanie z jadem w oczach, którym mnie poczęstował.
-Idź ! Wybieraj sobie dziewczyny, skoro uważasz, że jakaś ciebie zechce. Ale weź portfel, bo nie wiem czy jakaś będzie chciała za darmo ! - odkrzyknęłam, gdy odchodził.
-Ty chciałaś !
   I zniknął, a mnie ścięło z nóg. Obiecywał przyjaźń i to, że nie zniszczy moich relacji z Nathanem, a tu okazuje się zupełnie inaczej. Czułam, że łzy zaraz wypłyną, ale starałam się je powstrzymać. Gardło miałam suche jak wiór, więc dopiłam kawę i zostawiając nietknięte ciasto wyszłam. Kelnerka przyglądała mi się ze strachem w oczach, ale i z ulgą, że sobie idę. Wbiegłam szybko po schodach licząc na to, że nie spotkam już dzisiaj Max'a, co było raczej nie możliwe, bo musiałam zabrać swoje rzeczy ze studia, a przecież mógł tam być. Na moje szczęście go nie było, a chłopaki śmiali się i rozmawiali przy konsoli.
-O Amelia. Dobrze, że jesteś. Chcesz posłuchać ? - zapytał Tom z uśmiechem na ustach.
-Nie dzisiaj Tom. - zbierałam swoje rzeczy z prędkością tornada.
-Idziesz gdzieś ? - zapytał Nathan wstając.
-Tak. Dostałam pilny telefon. Muszę iść. - spojrzałam na niego, a następnie szybko na resztę. - Do zobaczenia.
-A widziałaś gdzieś może Max'a ? - zapytał Siva, gdy już chciałam wyjść.
-Nie. - odpowiedziałam i wyszłam czym prędzej.
   Nie chciałabym go spotkać po raz drugi.



Oczami Max'a.



   Czułem, że muszę spasować, żeby nie powiedzieć parę słów za dużo, ale nawet to nie podziałało, bo i tak to zrobiłem i cholernie źle się z tym czułem, ale to ona mnie do tego prowokowała. Nigdy nie powiedziałem, ani nie pomyślałem, że jest głupia i wcale się nie zawiodłem, musiała mnie rozgryźć. Więc co miałem jej powiedzieć o tym co niej czuję, po tym jak obiecałem jej przyjaźń i ramię do wypłakania oraz chęci przywalenia temu kolesiowi, który ją zrani ? W takim razie sam powinienem się pobić. Z kolei ciężko było udawać jej przyjaciela skoro musiałem patrzeć na jej szczęście, gdy patrzyła na Nathana i złość, nienawiść, zażenowanie oraz niechęć, gdy spoglądała na sekundę na mnie. Czułem się tak źle z tym, że emocje mnie poniosły i powiedziałem to co powiedziałem.
   Byłem zmęczony tą sytuacją, a wyrzuty sumienia nie dawały mi szansy na normalne myślenie. Wyszedłem z wytwórni i skierowałem się do auta. Nie chciałem i nawet nie mogłem od tak wrócić do chłopaków, bo z pewnością by coś wyczuli, równie dobrze mogłem spotkać się z tam z nią, a wtedy nie wiem co bym zrobił i co powiedział. Nie poznawałem sam siebie i to mnie przerażało. Odstawiłem samochód na swoje miejsce po czym zamówiłem taksówkę i kazałem się zawieść do mojego ulubionego pubu. Moje wyrzuty sumienia i milion myśli na sekundę mogły jedynie złagodzić i uciszyć procenty, których moje ciało się domagało. Nie było to racjonalne podejście do sytuacji, ale co lepszego mogłem zrobić ? Wpatrywać się w sufit i myśleć ? Zwariować przy tym ? Musiałem odreagować i dopiero później myśleć nad przyszłością.



Hej !
Czyli impreza w kombinezonach się podoba ? W takim razie oczekujmy jej :)
Nie byłabym sobą, gdybym pozwoliła Melce cieszyć się życiem, prawda ? ;P 
Ostatnio zaczęłam myśleć nad zakończeniem bloga, ale szczerze powiem, że nigdy nie wiedziałam jak go zakończyć, więc póki nie wymyślę to jeszcze Was pomęczę. Fajnie byłoby dojść do stu rozdziałów *,*
A u mnie zmiana pogody i pada deszczyk ;D Nawet fajnie, bo było ostatnio tak parno, że się tylko odbijałam od ściany do ściany i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Lecę pisać kolejny rozdział, bo skończyły mi się już zapasy :)
Love ♥

JayBird jest już starszy o cały rok, oczywiście nie możemy zapomnieć o jego "starszym" bracie bliźniaku Tom'ie. Obydwu panom życzę pomyślności i wspaniałego imprezowania dzisiaj. 

 

 

 

 








sobota, 19 lipca 2014

Section 74.

-Am. - poczułam jak ktoś delikatnie głaszcze moje ramię.
-Leć beze mnie. - rozpoznałam kim był Ten Ktoś.
-Nie ma takiej opcji. - usłyszałam jego śmiech nad uchem i zaraz poczułam jak mi je delikatnie gryzie.
-Spadaj. - po omacku odtrąciłam go dłonią, ale on za nią złapał i zaczął mnie podnosić. - Jesteś bez uczuć. - powiedziałam, gdy otworzyłam oczy.
-Kazałaś się wczoraj obudzić. - wypomniał mi z wyrzutem.
-No racja.
-Chodź na śniadanie. Twoja mama już tutaj była.
-Była ?
-Nom. Akurat się przebudziłem jak wchodziła.
-Mówiła coś ?
-Tylko się przywitała i powiedziała, że zrobiła nam śniadanie.
-Aha, a czemu ty jesteś już ubrany ?
-Bo jak to powiedziała to poszedłem się umyć i ubrać. Chciałem, żebyś jeszcze pospała. Wiem, że w nocy nie spałaś.
-Dzięki za troskę.
-To idziemy ?
-Tak, tak.
   Wyszłam z łóżka i przeciągnęłam się długo stając aż na palcach. Otwierałam i zamykałam powieki energicznie chcąc się szybciej rozbudzić i dopiero wyszłam. Jak się okazało mama robiła nam tosty, a ciepła czekolada już na nas czekała.
-Rozpieszczasz nas mamo.
-O jesteście już. Wcale nie. - uśmiechnęła się. - Jak się spało ?
-Mi wyśmienicie, ale Amelii to chyba gorzej.
-Ale nie najgorzej.
-Wczoraj tak sobie pospałaś, że pewnie wczoraj zasnąć nie mogłaś, co ? - spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Bingo. Ale tutaj cicho. - rozejrzałam się po kuchni.
-Dzieciaki w szkole. Tato w pracy. Jesteśmy tutaj tylko we trójkę.
-Jak tato w pracy ?
-No pojechał wcześniej, bo musiał coś tam szybko załatwić, ale powinien za godzinę przyjechać i zabrać Was na lotnisko.
-Ah, no że tak. - usiadłam do pełnego już stołu.
-Nicola była zniesmaczona tym, że się wczoraj z nią nie zdążyłaś pożegnać, a dzisiaj nie pozwoliłam jej do ciebie pójść.
-To pewnie jest porządnie zła na ciebie i na mnie. - zaśmiałam się.
-Zrozumie. - mama podała nam talerz kolejnych tostów i wyszła mówiąc, że musi zejść do piwnicy.
   Jedliśmy w zasadzie w ciszy, bo jakoś rano nie przychodziły mi pomysły na rozpoczęcie konwersacji, a i Nathan też nie miał ochoty na jakieś głupie i nudne gadanie. Po śniadaniu pomógł mi umyć naczynia i weszliśmy na górę. Ja poszłam ogarnąć się do łazienki, a Nathan spakować. Wzięłam prysznic i dopiero spojrzałam w lustro. Loki tak jak myślałam tylko odrobinkę się rozprostowały, więc włosy miałam już zrobione. Teraz tylko makijaż. Jak wczoraj postawiłam na mocne oczy tak dzisiaj postawiłam na mocne usta, a że były już w porządku, bo wczoraj tylko co rusz smarowałam je maścią zapożyczoną od mamy, to czemu nie ? Mocna czerwona szminka i już człowiek wyglądał inaczej. Zagęściłam linię rzęs lekką kreską, którą zrobiłam za pomocą kredki, a potem ją nieco roztarłam pędzelkiem. Pomalowałam rzęsy i zakończyłam swój makijaż. Ubrałam się, spryskałam ulubionymi perfumami i zebrałam swoje wszystkie rzeczy z łazienki, a wszystkie brudne ręczniki wrzuciłam do kosza z brudami.



   Weszłam z kosmetyczką do pokoju i zajęłam się pakowaniem, które już wczoraj rozpoczęłam, więc dopakowałam jeszcze parę rzeczy z szafy, a nawet nieco więcej niż przywiozłam, a nadal miałam miejsce, więc spakowałam swoje lity, które wczoraj miałam i zamknęłam walizkę, a po chwili zniosłam ją na korytarz, gdzie w kuchni siedział Nathan z moją mamą. Jego walizka też już czekała na dole.
-O jesteś. - mama mnie zauważyła i wstała od stołu przy którym siedzieli. - Dam ci te pierogi.
   Wyjęła z lodówki duże plastikowe opakowanie i mi je wręczyła.
-Nie powinno ci się rozmrozić, ale dla pewności owinęłam jeszcze folią i włożyłam do reklamówki.
-Zmieści ci się do walizki ? - zapytał Nathan.
-Tak.
-A wszystko wzięłaś ? - zapytał zdziwiony.
-Wszystko co tu przywiozłam, nawet trochę ubrań stąd wzięłam no i te buty co wczoraj na sobie miałam, a miejsce na pierogi też się znajdzie.
-To później zanieś, teraz zostań z nami tutaj. - mama się uśmiechnęła.
-To ile to je schować ? Później zapomnę.
-Ale tak latać na górę Bóg wie ile razy to też nie dobrze.
-Walizkę mam na dole.
-Sama ją zniosłaś ?! - Nathan powiedział to nieco głośniej niż powinien. - Znaczy się. - rozejrzał się nerwowo. - Mogłem ją znieść.
-Dałam sobie radę. - uśmiechnęłam się, a następnie wyszłam schować pyszny polski produkt, swojski, a po powrocie do kuchni o czymś sobie przypomniałam. - Nie schowałam wczorajszych zakupów.
-Ja je wziąłem. Mam jeszcze trochę miejsca w walizce, więc jak chcesz to możesz jeszcze wziąć parę swoich rzeczy.
-A zobaczę czy może czegoś przypadkiem nie chciałabym zabrać.
-Mam coś dla ciebie. - mama wstała szybko od stołu jakby coś sobie przypomniała. - Dla ciebie też Nathan. - zaśmiałam się, bo spodziewałam się już nawet co miała dla nas mama i miałam ochotę płakać ze śmiechu.
-Ślicznie wyglądasz. - powiedział Nathan po wyjściu mojej mamy.
-Wczoraj też mi to mówiłeś.
-Ale dzisiaj staram się z tym kryć.
-Dobrze ci idzie. - zaśmiałam się.
-Jak tam ? - spojrzał na moją wargę.
-Wystarczająco dobrze, żeby je pomalować.
-Apetyczny ten twój czerwony kolor.
-Też go lubię.
   Mama wróciła z dwoma małymi paczkami. Jedna owinięta w niebieski papier, a druga w różowy.
-Czyli na pewno nie pomylimy się, który prezent dla kogo. - skomentowałam to.
-No racja, o to mi głównie chodziło. - uśmiechnęła się. - Ale moja prośba jest taka, żebyście to otworzyli dopiero w Londynie. Chociaż chciałabym zobaczyć waszą reakcję to jednak Was o to proszę.
   Nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Przepraszam. - odezwałam się. - To ja to schowam, żeby nas nie korciło sprawdzić co jest w środku i skoczę na górę zobaczyć co mogę jeszcze wziąć.
   Zabrałam podarunki, wymacałam je i byłam już pewna tego co jest w środku. Schowałam to do walizki Nath'a czując wzbierające łzy w oczach, ale nie mogłam znowu wybuchnąć tym końskim śmiechem. Usłyszałam samochód na podjeździe. Otworzyłam drzwi.
-Cześć tato.
-Cześć. Gotowi ?
-Wejdź do domu, wypij coś może ciepłego. Mamy jeszcze czas.
-To świetnie.
   Pobiegłam na górę. Wzięłam jeszcze parę rzeczy i wróciłam z nimi na dół. Ale po chwili mnie tknęło. Nathan wziął zakupione wczoraj butelki z alkoholem, a wiadomo, że zapłaci teraz nadbagaż i już skumałam dlaczego On je wziął. Nie dlatego, że miał miejsc, chociaż miał go sporo, ale dlatego, że … i znowu te pieniądze. Pokiwałam przecząco głową i weszłam do kuchni. Niech mu będzie. Nie mam ochoty znowu wracać do tego tematu, chociaż smutno mi, że mi ot tym nie powiedział tak o, prosto z mostu, tylko coś samodzielnie kombinuje.
-Już ? - zapytali wszyscy razem.
-Yyy tak ?
-No to jedziemy. - powiedział tato.
   Spojrzałam na zegarek. Była już godzina naszego wyjazdu, aż tak długo zajęło mi dobieranie ubrań do bagażu ? No nic pożegnałam się dosyć szybko z mamą, ubrałam się i wpakowaliśmy się do samochodu. Było mi dzisiaj jakoś smutno. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę na jakiś temat, żadnego nie mogłam narzucić, a gdy już coś rozmawialiśmy to ledwo ta rozmowa się kleiła i chyba Nathan też to miał, bo jakiś cichy i spokojny był. Za ich namową zdrzemnęłam się nieco i wyszło tak, że całą podróż przespałam. I znowu będę pewnie spała w samolocie. Jeszcze przed odprawą zaraz po pożegnaniu się z tatem Nathan dostał telefon od Tom'a.
-Mów byle szybko. - Nathan się „przywitał”.
-Kiedy będziecie ?
-Jakoś po czwartej.
-Po trzeciej. - poprawiłam go.
-Znaczy po trzeciej, dziesięć minut po.
-Aha. To cześć. - rozłączył się.
-To sobie pogadaliśmy. - Nathan schował telefon i stanęliśmy w krótkiej kolejce.
-Nath. - szepnęłam.
-Hmm ?
-Spójrz na lewo, na tę grupkę dziewczyn.
-Te które gapią się na nas odkąd tutaj stanęliśmy ?
-Widziałeś je już wcześniej ?!
-Tak, ale udaje, że ich nie widzę.
-Spostrzegawczy jesteś.
-Taka praca.
-To chyba fanki.
-Też tak myślę.
-Nic z tym nie zrobisz ?
-Zaraz nasza kolej, więc tym razem nic nie zrobię.
   Szeptaliśmy tak między sobą, a ja zastanawiałam się czy one tu podejdą. Gdybym ja miała swojego idola i bym go zobaczyła to bym podeszła. Choćby powiedzieć „Cześć”, ale to zrobiłabym ja. Przeszliśmy bez problemu przez bramki i weszliśmy do samolotu. Nieco nas skasowali za nadbagaż, Nathana więcej, ale oprócz dziwnych spojrzeń na widok czterech butelek alkoholu w jego bagażu nic specjalnego się nie działo. Oczywiście zgodnie z moimi przypuszczeniami zaraz po wbiciu się w powietrze odpadłam i znowu Nathan mnie budził oznajmiając mi tym samym rozentuzjazmowanym tonem co parę dni temu :
-Jesteśmy na miejscu.
   Czułam się jakby miała deja vu, ale w odwrotną stronę. Zebrałam się szybko i wyszliśmy. Ponownie bramki, odebraliśmy nasze walizki, które całe do nas wróciły i wyszliśmy do tego pomieszczenia, gdzie ludzie czekają na odbiór swoich przyjaciół i rodziny. Ostatnio się nam udało, ale nie tym razem. Rzesza fanek stała i darła się ciągle. Na szczęście nie szliśmy obok siebie, bo przewidzieliśmy to, więc ja poszłam w zupełnie innym kierunku. Zobaczyłam Tom'a który machał do mnie jak głupi.
-Debilu mogli cię zobaczyć. - przywitałam się z nim.
-Chodźmy stąd. Młody nas znajdzie.
   Zamaskowany Tom zaprowadził mnie do swojego samochodu. Wpakowałam się na przednie miejsce tym samym narzucając Nathanowi, że tym razem siedzi sam z tyłu, a Tom schował moją walizkę do bagażnika. Wrócił szybciej niż myślałam.
-To trochę zajmie zanim Młody wróci. A jak tam twoja warga ?
-Już dobrze. - uśmiechnęłam się promiennie.
-A teraz powiedź mi jak do tego doszło.
-No więc. W sobotę wyszliśmy na dwór i okładaliśmy się śnieżkami. Tak się śmiałam, że przegryzłam sobie wargę nawet o tym nie wiedząc z opisu świadków śnieg w wielu miejscach był czerwony. Tyle. - zakończyłam swoją historię życia.
-Miałaś dużo czasu, żeby to przemyśleć i dopracować z Młodym szczegóły, więc powiedźmy, że przyjąłem to do świadomości.
-Ale tak było Tommy.
-Otwórz mi bagażnik. - Nathan otworzył drzwi od strony kierowcy, a Tom szybko wcisnął guziczek.
   Po chwili Nathan wrócił pakując się do tyłu, a Tom ruszył jeszcze zanim chłopak zdążył zamknąć drzwi. Czyli tak to wygląda. Roześmiałam się cicho.
-Węszą. - powiedział Nathan.
-A czego ty się spodziewałeś wrzucając do sieci zdjęcie dziewczyny w twoim łóżku ? Wiesz jak fantazja chodzi na taki widok.
-Tom. Siedzę obok ciebie. - patrzyłam na niego tępo.
-Więc to ty byłaś na tym zdjęciu ! Wszelkie wątpliwości są już rozwiane. Wypuścić Was we dwójkę, a wy już tak rozrabiacie. Nie spodziewałem się po Was takiej nieodpowiedzialności, żeby wrzucać zdjęcia zaraz po dzikim seksie w domu u rodziców i przyszłych teściów. Co sobie mogli o Was pomyśleć ? Boże !
-Tom ! Ty głupi głupku. - nie przyszło mi do głowy lepsze wyzwisko.
-Amelia nie przejmuj się nim. Robi sobie twoim kosztem żarty. Już do tego przywykłem. - Nathan westchnął głośno z tylnego siedzenia.
-Może zdradzicie jakieś małe szczegóły ?
   Tym razem nie wytrzymałam i z całej siły dostał w ramię, tak, że przekręcił kierownicą i ostro skręcił w lewo.
-Erotoman i prostak. Nie chcę mieć z Tobą do czynienia. - zauważyłam, że skręca na podjazd pod dom Nathana, no tak do mnie w przeciwnym kierunku, wysiadłam zaraz jak wjechał na podwórko nie patrząc na to, że jeszcze jedzie.
-Am ! - wydarł się, ale miałam go zupełnie gdzieś. - Odwiozę cię do domu !
-Wypchaj się ! Nie zostanę z Tobą w samochodzie ani sekundy dłużej !
   Muszę się uspokoić i nie robić scen na ulicy. Opanowałam się i schowałam swoją dumę głęboko do kieszeni.
-Weź stary się już przymknij. Widzisz, że ją denerwujesz. Nie zna się jeszcze na twoich dennych żartach.
-No właśnie to są żarty. - słyszałam ich pomruki, gdy wyjmowali walizki.
-Jest zmęczona, niewyspana, a ty jeszcze jej dowalasz.
-Nie śmieję się z niej jestem nawet zadowolony z tego, że jesteście razem.
-Nie jesteśmy.
-Co ?! - upadła mu moja walizka.
-Ostrożniej może, co ?! - odkrzyknęłam ciesząc się, że butelki były u Nathana, niby zapakowaliśmy je i obłożyliśmy bezpiecznie, ale wszystko jest możliwe w rękach Parkera.
-Przepraszam. - odkrzyknął i wrócił do cichej rozmowy z Nathanem.
-No nie jesteśmy, więc przestać pierdolić.
-Dobra już dobra.
-Zostaw ją u mnie i jedź do domu. Kelsey czeka.
-Racja, racja. Jutro przeproszę Amelię.
-To cześć stary. - widziałam jak żegnają się tym swoim męskim przytulasem, krótkie spojrzenie Parkera w moją stronę i Nathan z naszymi walizkami szedł w naszym kierunku, a Tom odjeżdżał.
-Ma tupet. - skomentowałam zachowanie naszego starszego kolegi i zabrałam od Nathana moją walizkę. - Wrócę taksówką do domu.
-Nie będziesz się teraz tłukła taksówkami do domu.
-Przecież jest wcześnie. Dopiero czwarta dochodzi. - spojrzałam na telefon, który ponownie wyświetlał brytyjski czas.
-Ale jest już ciemno.
-Pół ciemno. - poprawiłam go.
-Oh no przestań już. Zapraszam cię w swoje skromne progi, a ty jeszcze marudzisz.
   Wsadził klucze w dziurkę od klucza i czerwone drzwi się otworzyły. Weszłam z walizką po tych wąskich schodkach, których nie lubiłam i weszłam na korytarz. Było dosyć chłodno, Nath chyba nie nastawił porządnie ogrzewania, chociaż z drugiej strony on nie miał takiego ogrzewania jak w mieszkaniach, więc nie zawracałam już sobie tym głowy.
-Zimno, co ?
-Ameryki tym nie odkryłeś.
-Jak jesteś niewyspana to jesteś markotna.
-Jaki Einstein. - żachnęłam się i postawiłam walizkę przy drzwiach, które szybko zamknęłam nie wpuszczając więcej zimnego powietrza.
-Zrobisz nam herbaty, a ja w tym czasie wykombinuje coś z ogrzewaniem ?
-Dobra. - zgodziłam się przychylnie i nawet się nie rozbierając poszłam szukać kuchni, bo oczywiście nie dostałam tych informacji.
   Jest. Piękna i duża kuchnia w kolorze bardzo optymistycznej żółci. Kolor mebli i podłogi były niemal identyczne. Bardzo spodobał mi się również stół jaki był w kuchni, a raczej kuchnio-jadalni. Duży, solidny, a krzesła obok wydawały się ciężkie i zapewne tak było. Znalazłam czajnik, niestety nie elektryczny, napełniłam go wodą, postawiłam na kuchenkę i zapaliłam pod nim płomień. Następnie znalazłam jakieś kubki i wrzuciłam do nich saszetki herbaty. Oparłam się tyłem do blatu i czekałam.
-To co ? Wypijemy coś ciepłego i polecimy na zakupy ? Mam pustą lodówkę.
-Ja tak samo. - uśmiechnęłam się słabo powstrzymując ziewnięcie.
-Jak tam, dałaś sobie radę ?
-Tak. A jak ty ?
-W piecu się pali, teraz tylko trzeba czekać. A ty ?
-Co ja ?
-Co zastaniesz po powrocie do mieszkania ?
-Nie wiem, ale na pewno nie będzie w nim zimno. Nastawiłam sobie grzejniki na jedną z niższych temperatur, ale będzie dobrze.
-I to jest właśnie plus mieszkania w mieszkaniu.
-W takich sytuacjach tak.
   Wypiliśmy herbatki i Nathan chciał już jechać na zakupy.
-Nathan. - zatrzymałam go, gdy wychodził z kuchni, odwrócił się. - Wolałabym wrócić do siebie.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnął się. - I tak muszę ci oddać torbę, którą mi pożyczałaś to sobie zabierzesz swoje rzeczy z mojej walizki, co ?
-Dzięki. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
   Byłam pewna, że będzie mi odradzał i kazał tutaj zostać, ale dobrze, że tak się nie stało. Po chwili przyniósł torbę i poszłam wypakować swoje rzeczy z jego walizki, a on czmychnął po kluczyki do auta. Zdążyłam spakować ubrania jak wrócił.
-Mocniejszy trunek jak chcesz to mogę ci zostawić, ale winko wolałabym zabrać. - powiedziałam.
-Bardziej pasowałaby mi perspektywa jedna wódka u mnie, reszta jest twoja.
-Niech tak będzie.
   Więc dopakowałam alkohol i zapięłam torbę przypominając sobie o czymś.
-Otwieramy ? - podniosłam do góry magiczne zawiniątka od mojej mamy.
-Zapomniałem o tym. - powiedział to takim rozentuzjazmowanym tonem jak dziecko.
   Usiadłam na podłodze co zaraz powtórzył i podałam mu jego pakunek.
-Wiesz co tam jest ? - zapytał widząc, że nie rozpakowuje swojego tylko czekam na niego.
-Wiem i nie wiem czy powinieneś to widzieć. - zaśmiałam się cicho.
-Mam to otworzyć ?
-Tak.
   Patrzył na mnie podejrzliwie, ale zaczął powoli otwierać. Szok jaki widziałam na jego twarzy był ogromny. Oderwał tylko kawałek papieru, a z niego wyskoczyła pomarańczowa burza długich „włosów” jak u pluszowych misiów, spojrzał na mnie.
-No dalej. - chyba już wiedziałam jaka to postać, obstawiałam, że lew.
-O jacie.
   Po tym jak to powiedział i wyjął swoją piżamę oczywiście lwa i podniósł do góry, żeby lepiej ją widzieć, wybuchłam śmiechem tak głośnym, że sama byłam w szoku. Ogólnie to fajny pomysł mama miała, żeby dać nam zwierzęce kombinezony, chociaż spać w tym chyba byłoby ciężko, bo to samo w sobie było bardzo ciepłe.
-Kocham kombinezony ! - powiedział nagle, a ja przestałam się śmiać.
-Serio ?
-No pewnie, a ten jest wyjątkowo uroczy. A ty jaki masz ? - zapytał i zaczął się wiercić na miejscu.
-Pandę. - powiedziałam bez zastanowienia, bo już wiedziałam co tam jest.
-Ale otwórz. - ponaglał mnie i w rezultacie musiałam mu pokazać. - Ja mam fajniejszy.
-Wcale nie. Pandy są słodkie.
-To kiedy robimy sobie piżama party ?
-Co ?!
-Ej to jest myśl. Tom i Kels też mają takie kombinezony. Jay podejrzewam, że też o ile nie zgubił. Reszta musiałaby sobie kupić, ale nie mów nikomu, że mamy takie fajne zwierzaki to będziemy się wyróżniać.
-Nathan co ty brałeś ? - zaśmiałam się.
-Faktycznie nieco się zagalopowałem. Ale pomysł chyba fajny, co ?
-Jak tak sobie myślę to tak. Może kiedyś go zrealizujemy.
-No pewnie !
   Nathan schował moją walizkę i torbę do bagażnika, następnie wyjechał z garażu i pojechaliśmy do najbliższego marketu, gdzie każde z nas zrobiło własne, osobne zakupy. Nathanowi wcale się nie śpieszyło do zimnego domu, więc po zakupach zaprosiłam go do siebie, żeby się ogrzał, a w tym czasie na pewno i u niego się nagrzeje. Pomógł mi z walizką i zakupami, a ja miałam tylko do zabrania lekką torbę podróżną. Zatrzymał się pod drzwiami i czekał, aż je otworze. I się zaczęło. Postawiłam torbę na zimną posadzkę i zaczęłam szukać kluczy w torebce, po około trzech minutach je znalazłam i otworzyłam drzwi. Jak było przyjemnie ciepło.
-Jak milutko. - Nathan zostawił na korytarzu walizkę i torbę z zakupami zaniósł do kuchni, po czym wrócił się rozebrać.
   Gdy pozbyliśmy się zimowego ubrania weszliśmy do kuchni.
-Co jemy ? - zapytałam wyjmując produkty z foliowej torby, a jemu oczy się zaświeciły. - Niech zgadnę. - wyprzedziłam go. - Masz ochotę na pierogi !
-Tak. - pokiwał głową.
   Wróciłam na korytarz po pierogi od mamy i wróciłam z nią. Poprosiłam Nathana o pokrojenie cebuli, a sama nastawiłam wodę na pierogi, które odwijałam z niekończącej się foli. Usłyszałam jak Nathan podciąga nosem.
-Aż taka silna ta cebula ?
-Yhm. - i znowu podciągnął nosem, podałam mu papier kuchenny, w który się wysmarkał.
-Kto by pomyślał, że będę świadkiem jak słynny Nathan Sykes płacze przy krojeniu cebuli.
-Wygrałaś los na loterii.
   Jeszcze sobie troszkę dokopaliśmy nawzajem i po niedługiej chwili wcinaliśmy pyszne, domowe pierogi.
-Jakie to dobre. - zachwalał co rusz je Nathan, a ja się z niego śmiałam, bo wyjadł mi wszystko z miski i tyle ile zdążyłam zjeść przed nim tyle się nacieszyłam pierogami, ale byłam szczęśliwa, że mu tak smakują.
   Gdy się już najedliśmy i nieco posiedzieliśmy zdaliśmy sobie sprawę, że jest już dosyć późno i Nathan wrócił do siebie, a ja czując zmęczenie, ale brak chęci do spania, zaczęłam się rozpakowywać i segregować ubrania do prania i ubrania do szafy. Czyli jutro będzie pranie. Muszę jutro zadzwonić do Paula i zapytać co z tą ekipą remontową. Gdy już wszystko ogarnęłam, a mieszkanie w końcu wyglądało tak jak powinno poszłam wziąć prysznic. Narzuciłam jakąś koszulkę i poszłam do sypialni. Przypomniało mi się, że nie dałam rodzicom żadnego znaku, że dolecieliśmy, więc szybko napisałam sms z przeprosinami i nagle złapał mnie Morfeusz, więc zawinęłam się w kołdrę i momentalnie zasnęłam.


Hej !
Podoba Wam się pomysł imprezy w kombinezonach ? Hahahaha. Miałam fazę jak to pisałam, nie ma co ;D
Tydzień mnie nie było, ale na usprawiedliwienie mam to, że ten tydzień był bardzo fajnym i nawet pracowitym tygodniem, ale nareszcie jest ciepło. Aż ZA ciepło. Topię się na słońcu hehe.
Mam jeszcze pytanko. Ktoś będzie na zlocie fanów we Wrocławiu ? Zastanawiam się czy jechać.
Kolejny już w przygotowaniu i myślę, że Wam się spodoba. Wracamy do rzeczywistości.
Do następnego Buźki moje kochane ! <3 

<aktualizacja 12:32 - dodałam stronę INFORMOWANI, więc jak jest jeszcze ktoś chętny to niech poda mi swoją nazwę @ na Twitterze i będziemy w kontakcie>