sobota, 21 września 2013

Section 26.

  Oczami Amelii.

   Już piaty dzień nie musiałam wcześnie wstawać i znosić humorów mojego szefa, bo najzwyczajniej w świecie nie musiałam go widywać. Leżałam właśnie na kanapie i oglądałam jakiś teleturniej, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, niechętnie wstałam i niechlujnie rzuciłam na mebel koc. Szurając nogami, bo nie chciało mi się ich podnosić podeszłam do drzwi.
-Dzień dobry. Mam dla Pani pizze. - w progu stał młody chłopak z kurtką reklamującą naszą miejską pizzerię.
-Ale ja jej nie zamawiałam. - spojrzałam na niego.
-Nie ? - zapytał, a drzwi naprzeciwko się otworzyły.
-To chyba do mnie. - moja sąsiadka uśmiechnęła się przepraszająco, a ja zamknęłam drzwi.
   Skoro byłam już na nogach to mogłabym zejść na dół sprawdzić pocztę, której przyznam się szczerze nie sprawdzałam już od dłuższego czasu. Jakoś na czasie powinny przyjść rachunki do opłacenia. Założyłam buty, narzuciłam płaszcz i zeszłam na dół, otworzyłam swoją skrzynkę i wzięłam dość grubą garść listów. Rachunki, listy z banku - pewnie namawiają mnie na kredyt, ulotki, jakieś zaproszenia na pokazy i list z dziwnym adresatem. Rzuciłam płaszcz i zdjęłam buty, poszłam do salonu zaciekawiona rozrywając kopertę. Siadając na jednej nodze otworzyłam list. Był po angielsku, więc zrozumiałam jego sens dopiero po czwartym przeczytaniu. Z tego co zrozumiałam dostałam propozycję założenia własnej spółki. Był to międzynarodowy projekt pomagający Polakom w Anglii rozwinąć skrzydła. Pomysł fajny, ale to nie dla mnie. Włożyłam kartkę do koperty i rzuciłam na stolik przede mną. Zaczęłam sprawdzać kolejne koperty i drogą eliminacji trzy z nich wylądowały w koszu, a resztę zostawiłam. Wróciłam do oglądania telewizji.
   W pewnym momencie nawet nie wiem jakim cudem zaczęłam zastanawiać się nad tym co robi w tej chwili Max. Przyznam, że ciekawiło mi to, mój wzrok nieświadomie wylądował na telefonie. Dzwonić, nie dzwonić ? Wzięłam go w dłonie i w kontaktach odnalazłam Max'a. Miałam nawet jego zdjęcie, uśmiechnęłam się. W zasadzie to nic nie traciłam, ale jakoś tak nie chciałam przycisnąć ikonki zielonej słuchawki przy kontakcie. Nie wiem przez co tak się działo, ale po prostu coś mnie hamowało o tego posunięcia. Po dłuższej walce przeciwko sercu, a głowie odważyłam się na wciśnięcie zielonej słuchawki i szybko przyłożyłam telefon do ucha. Nawet nie usłyszałam pierwszego sygnału kiedy głośny i w tym momencie nie pasujący głośny dzwonek rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Rozłączyłam się po pierwszym sygnale i zostawiając telefon na stoliku poszłam otworzyć drzwi.
-Witaj. - w progu stał Tomek, zamknęłam szybko drzwi, ale ten wsadził stopę nie pozwalając mi domknąć drzwi, dlaczego ja wcześniej nie spojrzałam przez wizjer ? - Nie tak szybko. - powiedział i pchnął mocno drzwi, które uderzyły mnie w lewe ramię. - Przepraszam. - powiedział ironicznie i wszedł chamsko do środka.
-Czego chcesz ? - zapytałam masując obolałe miejsce.
-Musimy dokończyć naszą ostatnia rozmowę. - stanął przed oknem obserwując bacznie okolicę, mimo że była jesień on miał na nosie okulary przeciwsłoneczne.
-Ona się już wtedy zakończyła. - powiedziałam surowym tonem.
-Nie kotek. Nie pamiętasz, że to ja zawsze wszystko kończyłem ? A tej rozmowy nie skończyłem, więc sama rozumiesz. - spojrzał zza okularów. - Więcej szacunku dla swojego chłopaka.
-Po pierwsze nie jesteśmy już razem, a po drugie na szacunek trzeba sobie zasłużyć.
-Nie ty decydujesz o tym czy jesteśmy razem czy nie. - zaczął do mnie podchodzić. - Nie powiedziałem, że z nami koniec, więc nadal jesteś moją własnością.
-Nie jestem niczyją własności.
-Nie rozumiesz. - dotknął mojego podbródka, wywołując dreszcze. - To ja wszystko zacząłem i to ja wszystko zakończę, ale jeszcze nie teraz. - zaczął szeptać mi do ucha. - Jeszcze się trochę pobawimy w kotka i myszkę. - zaśmiał się gardłowo i znowu zalały mnie dreszcze.
   Chłopak odszedł rozsiadając się na kanapie.
-Może zrobisz mi coś do jedzenia, zgłodniałem idąc do ciebie. - uśmiechnął się słodko wychylając się.
-Wyjdź stąd !
-Spokojnie. - zaśmiał się i podniósł dłonie do góry, zaczął rozglądać się po stoliku, jego wzrok zatrzymał się na liście z Londynu, szybko tam podeszłam i niemal wyrwałam mu go z dłoni.
-Nie twoje. - powiedziałam.
-Co to za list ? - zapytał wstając.
-Nic dla ciebie. Wyjdź. - zrobiłam krok do tyłu, bo on zrobił jeden w moją stronę.
-Daj mi to.
-Nie. - znowu krok wstecz.
-Co ukrywasz ? Jakaś tajemna korespondencja z twoim chłopaczkiem z Londynu  ? - Jego mina zrobiła się surowa i zaciągnięte usta wskazywały na to, że nie był zadowolony.
-Wyjdź. - jego agresja rosła z każdej sekundy mocniej.
-Nie dopóki nie powiesz mi co to do cholery jest ! - krzyknął, a ja poczułam za sobą ścianę, jego krzyk wstrząsnął moim ciałem.
-Niczego się ode mnie nie dowiesz. - jego ręka niebezpiecznie się podniosła, wiedziałam, ze za moment wyląduje na mojej twarzy i już poczułam łzy w oczach, ale chwilę przed uderzeniem zadzwonił mój telefon i Tomek się powstrzymał.
-Sprawdźmy kto do ciebie dzwoni. - był tak blisko, że jego głos mnie sparaliżował i nie wiedziałam co do mnie mówi, słyszałam to, ale nie rozumiałam tego co próbował mi przekazać, bo wiadomość z prędkością światła przelatywała przez moją głowę. - Ładne zdjęcie. - rozpoznałam dzwoniącą postać, ale nie zdążyłam zareagować nim Tomek odebrał połączenie.
   Nastała cisza, zapewne pierwszy odezwał się Max.
-Słuchaj gościu. - zaczął po angielsku Tomek. - Odpierdol się od mojej dziewczyny, bo jak nie to będziesz musiał przylecieć na jej pogrzeb. Zrozumiałeś, czy mam to powiedzieć dobitniej ? - zaczęłam płakać, a Tomek zamilkł. - Trzymaj się od niej z daleka, bo po niej przyjedziemy po ciebie i resztę tej twojej badziewnej kapelki. Życie ci nie miłe ? Nie lituj się nad dziwkami, bo nie warto. - po tym się rozłączył i rzucił telefon na kanapę. - Nie rycz ! - wydarł się, a ja bezradnie osunęłam się na podłogę. - Słyszałaś co powiedziałem ? - złapał mnie za rąbek bluzki i brutalnie podciągnął do góry i rzucił z powrotem na ścianę, poczułam ból w kręgosłupie.
-Jeszcze tu wrócę. - wyszedł, a ja szybko na giętkich jeszcze nogach zamknęłam drzwi na wszystkie możliwy sposoby, po tym co zrobił bałam się go.
   Upadłam na podłogę i zaczęłam szlochać w pewnym momencie straciłam orientację i nie wiedziałam gdzie jestem, a w głowie ciągle miałam słowa Tomka. "Odpierdol się od mojej dziewczyny, bo jak nie to będziesz musiał przylecieć na jej pogrzeb. [...] Nie lituj się nad dziwkami, bo nie warto." On naprawdę mnie nie kochał. Traktował jak maskotkę, z którą można zrobić wszystko. Teraz gdy to zrozumiałam zaczęłam jeszcze głośniej płakać, czułam że mam już mokre włosy obok uszu, a sufit był niewyraźny przez oczy pełne łez. Jak mogłam być taka głupia i uwierzyć mu w te wszystkie brednie, które wciskał mi przez te wszystkie lata ? Czy ja na prawdę jestem taka głupia, że zawsze pakuję się w tarapaty, a bliskich odrzucam ? Co jest ze mną nie tak ? Oszołomiona nie byłam w stanie zrobić cokolwiek pożytecznego. Dopiero po godzinie, gdy stwierdziłam, że wylałam wszystkie łzy i uspokoiłam się i poszłam do kuchni po gorącą herbatę. Podkręciłam w mieszkaniu temperaturę do granicy możliwości i znowu zaszyłam się pod kocem popijając gorący napój. Tego dnia Tomek już mnie nie odwiedzał.

Oczami Max'a.

   Ucieszyłem się, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem, że dzwoniła do mnie Amelia. Może to dziwne szczególnie po tym jak spotkaliśmy się po raz ostatni, ale w brzuchu poczułem miłe motylki, zachowywałem się jak zakochana nastolatka, ale co poradzę na to, że ucieszyłem się, że moja przyjaciółka próbowała się ze mną skontaktować. Gdybym mógł latał bym teraz pod sufitem.
-A ty co taki radosny ? - Tom szturchnął mnie.
-Amelia do mnie dzwoniła.
-Ta sama, która tak namieszała w twoim życiu ? - zapytał Siva.
-Tak, ta sama. - odpowiedziałem, a do pokoju wszedł Jay.
-Rozmawiałeś z Karen ? - zapytałem.
-Tak, przed chwilą.
-I co u niego ?
-Mówiła, że lepiej, ale trochę mu smutno, że nie ma go tu z nami.
-Odpocznie sobie przynajmniej od naszych chorych żartów. - próbował obrócić to w żart Seev.
-Tak. - Tom się zamyślił. - Szkoda mi go. Taki młody, a już takie problemy.
-Teraz musi być tylko coraz lepiej. - powiedział Jay.
-Tylko, że wiesz. Drobna infekcja i znowu problem. - Tom na niego spojrzał.
-Dzwonisz do niej ? - zapytał Siva.
-Do kogo ? - zainteresował się Jay.
-Do Amelii. Dzwoniła do mnie, ale nie odebrałem.
-Oo. - usiadł na kanapie, a ja wybrałem jej numer i zadzwoniłem. - Cześć Am. Co tam ? Przepraszam, że nie odebrałem, ale miałem wyciszony telefon. - to co usłyszałem po drugiej stronie to wcale nie był jej głos, mogłem się tylko domyślić do kogo należał i nie spodobało mi się to, a tym bardziej to co powiedział. - Zrób jej tylko krzywdę, a sam się do ciebie pofatyguje, zrozumiałeś ? - później nazwał ją dziwką, chciałem mu nawrzucać, ale ten się rozłączył.
-Co się stało ? - zapytał Tom stojący najbliżej mnie, Seev z Jay'em siedzący na kanapie również wbili we mnie wzrok.
-To był chyba ten chłopak przez, którego Am wpadła w narkotyki. Mówił, że jak jej nie zostawię w spokoju to ją zabije.
-O stary. - powiedział Tom, a mi humor siadł.
-Co teraz zrobisz ? - cicho zapytał Jay czując moją wzrastającą agresję.
-Nie pozwolę, żeby ten sukinkot mi ją skrzywdził. - wyjąłem telefon, ale Tom szybko mi go wyrwał.
-Nie dzwoń. Nie pamiętasz co ci mówił. Jeżeli się z nią skontaktujesz narobisz jej większych problemów.
-Więc co mam czekać na wiadomość o tym, że wylądowała w szpitalu czy w kostnicy ? - byłem zdenerwowany, ale i wystraszony tym co ten koleś mógł jej zrobić, była tam sama.
-Trzeba to jakoś inaczej rozwiązać.
-Ale jak Tom ?! - krzyknąłem na niego, mimo tego że nie chciałem tego robić.
-Spokojnie. Może sama zadzwoni. Poczekajmy.
-Na co ?! Może teraz przeżywa najgorszy w życiu koszmar. Nie wiem do czego jest w stanie zrobić ten chłopak. Ona jest taka bezbronna.
-Poczekajmy, a na ten czas konfiskuje twój telefon. - Tom schował go do kieszeni i spojrzał na mnie. - Tak będzie lepiej, uspokój się. - usiedliśmy na kanapie, moi przyjaciele próbowali jakoś odbiec od tej sprawy, żebym przestał o tym myśleć, ale i tak nie słuchałem ich tylko rozmyślałem nad tym co teraz dzieję się u Am, czułem na sobie ich opiekuńcze spojrzenia.



Hej ! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale myślałam, że wrócę do domu wcześniej lecz byłam w błędzie. Taki tam drobny moment grozy w opowiadaniu, który przyczyni się do przyszłości Amelii jak i Max'a i całego zespołu. Ja już wiem co się wydarzy w dalekiej przyszłości za to wy możecie tylko gdybać. Do następnego i liczę na was w komentarzach ;*

5 komentarzy:

  1. CO?!
    Liczę, że jutro pojawi się kontynuacja, bo nieładnie przerywać w takim momencie!!!
    Co z Amelia?
    Co z Maxem?
    Co on zrobi? Poleci ponownie do Polski???
    I to sam, czy z pozostałymi?

    I hahaha... co ten Parker wymyślił? Że jak zabierze Maxiowi telefon, to ten się z dziewczyną nie skontaktuje? No chyba sobie żarty stroi. Niech tylko poczeka, jak mu łysy sam zapierdzieli jego telefon :P

    OdpowiedzUsuń
  2. caly zespół przyleci do Polski? kurcze moje pobożne życzenie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, no rozdział świetny ^^
    No ale Max to ma w try miga przylecieć do Amelii bo inaczej pogadamy .. :/ :D A ten Tomek to skurwiel jak ich mało.. :[
    Do następnego ! Już nie mogę się doczekać .. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko... Ale sie porobilo!
    Co za dupek z tego Tomka! Agr... Biedna Amelia :((
    Dobrze, ze ma Maxa, ktory (wierze w to!) jakos ja od niego odciagnie i najlepiej to jakby ja sciagnal do Anglii, chociazby zeby skorzystala z tego listu!
    Matko, czekam na kolejny niecierpliwie!
    Do nstepnego! ;*

    OdpowiedzUsuń