Rano obudziłam się rześka i wypoczęta. Jak nie ja. Wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam się malować. Włosy nakręciłam na lokówkę i skompletowałam strój.
Parasol złożyłam i schowałam do torebki. Zakładając komin wyszłam z pokoju. Tym razem byłam w innej części Londynu, której nie znałam, ale to właśnie w tej okolicy miałam spotkać się z moim pracodawcą, tak w zasadzie mogłam go nazwać sznasodawca, bo dzięki niemu dostałam ogromną szansę. Znalazłam jakiś lokal i zjadłam w nim tosty na śniadanie i sprawdzając godzinę upewniłam się, że mam jeszcze trochę czasu do spotkania tak więc włączając w telefonie GPS dowiedziałam się mniej więcej gdzie mam się teraz udać. Niebo było zachmurzone, ale to mnie wcale nie zdziwiło, bo taki już klimat krył Londyn. Dzięki cudownej aplikacji na telefonie już po kwadransie byłam na miejscu. Była to dosyć surowa i zarazem prosta restauracja, widać było, że jest stworzona do czysto zawodowych spotkań. Po drugiej stronie zauważyłam kancelarię prawną i moje uprzedzenia się potwierdziły. Zdjęłam płaszcz i komin i zamówiłam sobie kawę.
Białe ściany i czarna podłoga oraz metalowe stoliki ze szklanym blatem mówiły same za siebie. Nie było to miejsce, w którym chciało się spędzać długo czasu. Całe pomieszczenie oświetlone w całości srebrnymi reflektorami, które najczęściej oświetlają sceny. Trochę mnie to zmyliło, bo reflektory trochę tu nie pasowały. Cała ściana od strony ulicy była oszklona, więc był to też dodatkowy zasób światła. Zaczęłam bawić się stosikiem z przyprawami i sosami, gdy dostałam swoją kawę, niestety gdy chciałam zabrać ręce, by zrobić miejsce na moją kawusię przewróciłam jeden z pojemniczków.
-Oj przepraszam. - zaczęłam zgarniać dłonią biały proszek.
-Sól. Rozsypanie soli oznacza nieszczęście. - młody kelner postawił solniczkę we właściwe miejsce i wyczyścił stolik.
-Rzekomo, ale ja w takie rzeczy nie wierzę.
-Oby to nie pokrzyżowało Pani zamiarów. - uśmiechnął się i odszedł, a ja zdziwiona patrzyłam jak odchodzi.
-Witam. - usłyszałam na sobą. - Paul Smith, a Pani to zapewne Amelia Kwiatkowska ?
-Tak, witam. - podałam mu dłoń.
-Przepraszam za spóźnienie. - zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Nie spóźnił się Pan, ja wcześniej przyszłam.
-Mam nadzieję, że nie czeka Pani długo. Nie lubię, gdy kobiety na mnie czekają.
-Nie, przed chwilą przyszłam.
-Ale widzę, że już zdążyła Pani zamówić kawę, więc chyba jednak.
-No może siedem minut.
-To długo.
-Zależy dla kogo.
-Widzę, że się polubimy. - uśmiechnął się i zaczął wyjmować jakieś papiery z aktówki.
-A to co ? - zapytałam na widok przybierającej ilości kartek.
-To są wytyczne jakie musi Pani spełnić chcąc otworzyć własny lokal. Zapoznam Panią z angielskim prawem, oczywiście pobieżnie, bo jeszcze dzisiaj chciałbym z Panią pojechać do lokali, które może Pani wybrać. Ale spokojnie mam dla Pani dzisiaj cały dzień.
-Cały dzień ? - zwątpiłam w ludzkość.
-Tak, to na początek, bo później będziemy się widzieć codziennie, ale nie już tak długo jak dzisiaj. To może, żeby nie przedłużać przejdę może do działania. No więc chcąc założyć swój własny lokal gastronomiczny w UK musi Pani spełnić następujące wymogi ...
I się zaczęło. - pomyślałam. W co ja się wpakowałam. Po trzech godzinach słuchania i zadawania pytań postanowiliśmy zamówić coś do jedzenia. Podczas posiłku dowiedziałam się, że Paul ma 27 lat i niedawno urodził mu się synek. Jego żona jest Polką i to właśnie stąd pomysł na pomoc obcokrajowcom postawić pierwsze kroki w UK. Po wspólnie spędzonym czasie mogłam stwierdzić, że jest miły i przyjazny, a za jego pracą nie kryje się jakaś fałszywa aluzja. Po posiłku ponownie wróciliśmy do papierkowej roboty, a około godziny 16 oglądałam już jedno z miejsc, które miałam wybrać na miejsce swojej kawiarni. Było to bardzo ciemne i ciasne miejsce, ale jego atutem był to, że zaplecze było spore, a wnętrze nie wymagało dużego remontu. Kolejne pomieszczenie miało dużą salę i trochę mniejsze od poprzedniego zaplecze, duże okna i drewniana podłoga. Niestety to również odpadło, ponieważ te z kolei wymagało kompletnego remontu. Trzecia propozycja znajdowała się na trzecim piętrze galerii handlowej, ale było za małe. Gdy dochodziła już 20 i byłam zmęczona i głodna zostało nam ostatnie miejsce. Najchętniej bym wróciła do hotelu. Jechaliśmy i jechaliśmy i po pewnym czasie zaczęłam rozpoznawać mijane miejsca. Raz przejechaliśmy obol osiedla, w którym mieszka Tom, albo mieszkał. Zatrzymaliśmy się jakieś pięć minut później. Moje oczy zarejestrowały w panującym mroku coś wyglądającego na starą restaurację, ale nie byłam pewna co to było, bo szyld był bardzo zniszczony, ale rozpoznałam, że był to kiedyś miejsce spotkań ludzi po metalowych żaluzjach w oknach.
-No i nasz ostatni przystanek na dziś. - Paul nadal uśmiechnięty i pełen życia wysiadł z samochodu.
Podeszliśmy do drzwi, które zwinnym ruchem otworzył i weszłam do środka. Od razu dostałam po nozdrzach smród jaki zazwyczaj panuje w pub'ach. To miejsce potrzebowało całkowitego przewietrzenia. Co mnie w nim ucieszyło to to, że sala była wielkości, którą sobie wymarzyłam, a dodatkowo sufit był zawieszony wysoko. Panele na podłodze nadawały się jedynie do wyrzucenia, a ściany wymagały całkowitego odświeżenia. Połamane pozostałości stolików i krzeseł ledwo się trzymały, a lada tak jak podłoga nadawała się na wysypisko. Widać, że to miejsce było często odwiedzane przez gości, ale i przez policje. Zacieki na ścianie z krwi, napojów i najprawdopodobniej z wymiocin właśnie nasunęły mi taką myśl. Wiadomo, że zawsze należy wyremontować każde pomieszczenie, gdy do niego się wprowadzamy.
-Ładna sala. - powiedziałam, mimo faktu, że na sali nie było żadnego okna.
-W takim razie przejdźmy do zaplecza.
Przeszliśmy obok podejrzanej lady i weszliśmy na zaplecze. To w porównaniu z salą wyglądało jak po całkowitym remoncie. Białe ściany błyszczały czystością, podobnie jak beżowe płytki. Wielkością zaplecze odpowiadało chyba sali, do tego magazyn obok, w którym mogłabym trzymać żywność długoterminową lub warzywa. Widziałam również dużo kontaktów na ścianach, więc to pomieszczenie mogłoby być również chłodnią, znaczy mogłyby stać tu lodówki.
-Idealne. Biorę. - powiedziałam.
-Jest Pani pewna ?
Na temat lokalu byłam w 100 procentach pewna swojej decyzji, gryzła mnie jednak lokalizacja tego miejsca. Znałam ją i wiedziałam, że w okolicy mieszkają chłopaki, ale przecież prawdopodobieństwo, że się spotkamy jest raczej nikłe.
-Tak. Na pewno. - powiedziałam.
-W takim razie gratuluje wyboru i jutro dam Pani odpowiednie papiery i zaczniemy ustalać co dalej, a na dzisiaj dziękuje i zapraszam do samochodu.
Po 30 minutach byłam już u siebie w hotelu, migusiem wpadłam do łazienki, żeby się odświeżyć i zeszłam na dół do restauracji na kolację. Musiałam zacząć szukać mieszkania, bo ten hotel nie należał do tanich. Postanowiłam się tym zająć jutro, a tymczasem wcinałam jakieś dobre danie, coś na wzór naszych łazanek, z tym, że to było trochę inne. Był to makaron z gotowanymi warzywami, ale smakowało bardzo dobrze. Po skończonym posiłku wróciłam na górę i włączyłam laptopa. Nikt z rodzinki nie był na skype, więc napisałam do nich maila z podsumowaniem dzisiejszego dnia i włączyłam telewizor. Godzina za godziną, a mi nie chciało się spać. Gdy wybijała prawie północ postanowiłam zabrać się i wyjść, tak więc zakładając płaszcz i pakując do torebki potrzebne rzeczy wyszłam z pokoju i zamówiłam taksówkę, poczułam, że muszę pojechać w jedno miejsce.
Oczami Sivy.
Właśnie tego dnia wróciliśmy z miesięcznej trasy po Stanach, ale świadomość powrotu do pustego domu nie napawała mnie entuzjazmem. Cieszę się, że Naree osiąga takie sukcesy w swojej pracy, ale odkąd dostała nowe zlecenie ciągle gdzieś znika, to do Europy, Azji, a nawet Afryki. Światowa dziewczyna. Przed porą obiadową przekręciłem klucze z myślą, że jednak Nareesha siedzi w domu i na mnie czeka. Zostawiłem walizkę w holu i poszedłem do kuchni.
-Nareesha ! - krzyknąłem, ale odpowiedziała mi cisza, na stole leżała kartka.
"Przykro mi, że nie ma mnie przy Tobie. Mam nadzieję, że lot przebiegł bez żadnych komplikacji. Lodówka jest pełna, a w zamrażalce jest twoja ulubiona potrawka. Wrócę na drugi tydzień listopada. Twoja Nareesha."
Czyli jednak jej nie było. Pragnąłem jej szczęścia, a projektowanie w zupełności przynosiło jej tą radość. Wyjąłem z zamrażalnika wspomnianą wcześniej potrawkę i odmroziłem ją, a później włożyłem do piekarnika, w międzyczasie wziąłem prysznic i zmieniłem ubranie. Zjadłem i zmęczony poszedłem spać.
Obudziłem się około 22, nie mogąc ponownie zasnąć wciągnąłem na siebie spodnie i koszulkę i poszedłem na korytarz po walizkę. Posegregowałem brudne rzeczy i wrzuciłem do pralki nastawiając ją. Na jednym praniu się nie skończy. Znowu wylądowałem w kuchni, więc wyciągając świeżą bagietkę, Naree musiała zrobić wczoraj przed wyjazdem zakupy, posmarowałem ją serkiem i położyłem na niej warzywa. Popijając moją późną kolację herbatą gapiłem się przez okno. Otworzyłem drzwi balkonowe, październikowe powietrze otrzeźwiło mnie przy okazji ochładzając moje ciało, szybko je zamknąłem i krótko myśląc nałożyłem kurtkę i buty; wyszedłem z mieszkania. Mimo późnej pory postanowiłem się poszwędać po okolicy. Mógłbym zadzwonić do któregoś z chłopaków, ale oni zapewne odpoczywają. Ciekawe co u Nath'a ? Mógłbym do niego zadzwonić i zapytać jak się czuję, nie było jeszcze północy, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że potrzebuje jeszcze trochę czasu na generacje sił i schowałem telefon. Z braku laku postanowiłem iść w kierunku rzeki. Miałem do niej dosyć daleko, ale i tak nie miałem niczego lepszego do roboty. Tak więc włucząc nogami ruszyłem przed siebie. Zastanawiałem się co w tej chwili robi Naree lub gdzie jest. Pewnie nie łazi po mieście z kapturem na głowie. Westchnąłem i podniosłem głowę do góry. Po 20 minutach ujrzałem falującą tafle wody. Przyśpieszyłem kroku i stanąłem przed barierką. Po okolicy spacerowali inni ludzie, ale nie zauważyłem nic podejrzanego. Było trochę po 23, a zimne powietrze rozwiewało mi moje włosy leniwie wystające spod kaptura. Oparłem się łokciami na barierkę i wpatrywałem się w księżyc odbijający się w wodzie. Ktoś puszczał "kaczki", ktoś rozmawiał prze telefon, para trzymająca się za ręce przystanęła przy rzece i po chwili odeszli, ktoś smutny z łzami w oczach siedział na ławce, ktoś wracał z imprezy i robił przy tym spory hałas zakłócając panującą ciszę, a ktoś robił zdjęcia rzeki, za pewne profesjonalista, bo miał całą masę sprzętu. Jednak moją uwagę przykuła drobna, kobieca postać stojąca przy barierce, dokładnie tak samo jak ja, tylko my byliśmy tak blisko rzeki, pomijając fotografa, który był wszędzie. Jej loki rozwiewał wiatr i czułem, że skądś ją znam, ciągle wpatrzona była w taflę wody. Wpatrywałem się w nią z nadzieją, że odwróci swój wzrok i będę mógł się jej przyjrzeć, ale tak się nie stało. Mógłbym do niej podejść, ale co później. Spojrzałem na zegarek, dochodziła pierwsza w nocy. Gdy podniosłem wzrok na tajemniczą dziewczynę ta spojrzała w moją stronę, ale nie na mnie. Mogłem się jej przyjrzeć, wtedy byłem pewien, że skądś ją znam, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Postać zaczęła się oddalać, a ja pobudzając swoje szare komórki rozpoznałem jej tożsamość lecz gdy za nią pobiegłem nie było po niej śladu, rozglądałem się na boki, pozwalając wietrze rozwiewać moje włosy, które już nie chronił kaptur. Zmarzniętymi dłońmi wyjąłem telefon i wysłałem do Max'a wiadomość.
"Amelia wróciła."
Myślę, że to mu w zupełności wystarczy. Rozejrzałem się jeszcze dookoła i nałożyłem kaptur na głowę. Pociągając nosem szybko wróciłem do ciepłego mieszkania. Położyłem się i zastanawiałem. Może to nie była ona, a ja porywczy napisałem do Max'a. Teraz to on cały Londyn przewróci do góry nogami, żeby ją odnaleźć. Nie, to musiała być ona. Zawsze bym ją rozpoznał. Zawsze. Po 20 minutach dostałem sms zwrotnego.
"Dlaczego ja głupi nie sprawdziłem wiadomości Spam ? Odpisała mi."
Czyli Max już nie śpi. Dziwne było jednak to dlaczego ten mail wylądował w Spamie ? No cóż, czasami tak bywa. To już mogę przewidzieć co się teraz będzie działo. Muszę mieć na to siły, więc odłożyłem na szafkę nocną telefon i wygodnie się ułożyłem, by po chwili zasnać.
Hej ! Taki to Seev jest, że łazi po nocy po mieście i znajduje zguby. Detektyw Seev ;) Jakieś plany na weekend ? Ja mam zamiar nic nie robić i odpoczywać. Next być może wtorek/środa, a może wcześniej, kto wie ? Trzymajcie się ; *
PS. Witam nową czytelniczkę, tak mówię o Tobie radioaktywnaruda ; )
PSS. Gdybym jednak w przyszłym tygodniu nie dodała posta to nie wkurzajcie się na mnie, bo chyba laptop pójdzie do informatyka, a nie mogę przewidzieć kiedy do mnie wróci.
Rozdział jest extra! Detektyw Seev na tropie zaginionej Amelii :D Dawaj szybko next'a, bo jestem żądna wydarzeń :) Weny twórczej i naprawionego laptopa :) <3
OdpowiedzUsuńOj, ja chcę Maxa perspektywę i jego poszukiwania ^^
OdpowiedzUsuńCale szczescie kochany Seev wyszedl na ten spacer ;D ciekawe czy Max zacznie jakies poszukiwania Am czy cos 'p
OdpowiedzUsuńUwielbiam cie :****
OdpowiedzUsuńMmm, genialny rozdział kochana ! ^^
OdpowiedzUsuńNo, Siva taki kochany < 33
Jestem ciekawa spotkania Am z Maxem ;P
Weny i do następnego :*
Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział, którego chyba nie widziałaś :)
yyyeah!:) no jaki ten świat (Londyn) jest mały!!!:* Rozdział swietny aaaaa Kocham i ubóstwiam !:))) Max przekopie całą stolice :) haha Siv detektyw Monk!:) no cóż mi dodać czekam na nexta i weny życzę!:***
OdpowiedzUsuńTak czulam, ze ten "najniebezpieczniejszy" lokal najbardziej przypadnie do gustu Am :p
OdpowiedzUsuńHahaha Siva, jaki detektyw! Wytropil zgube :p
No i wyjasnilo sie skad to milczenie Maxa!! Glupi spam...
Jestem ciekawa spotkania Lysolka z Am :D
Takze czekam na kolejny i iby laptop szybko do Ciebie wrocil! :) ;**