czwartek, 31 października 2013

Section 33.

   Dzisiaj było oficjalne otworzenie kawiarni, dlatego wstałam wcześniej i wychodząc z mojej jeszcze niedokończonej sypialni przeszłam przez korytarz i weszłam do łazienki. Udało mi się w końcu znaleźć swój malutki kąt. Mimo że w mieszkaniu była kuchnia, salon, łazienka i jedna sypialnia to było to moje i własne. Nie mogłam pozwolić sobie na dłuższy pobyt w hotelu, więc szybko musiałam się zdecydować na jakąś ofertę. Związałam włosy w nienagannego koczka i robiąc sobie mocniejszy makijaż śpiewałam sobie jakieś piosenki, urywki, które akurat przyszły mi do głowy. Jak na połowę listopada to było dosyć ciepło, w Polsce z tego co wiem to spadł już śnieg. Więc korzystając z dobrej pogody ubrałam szpilki.


   W pełnej gotowości wyszłam z łazienki i poszłam na śniadanie do kuchni. Zjadłam na szybko przygotowaną sałatkę i wypiłam kubek kawy na dobry początek dnia. W wspaniałym humorze opuściłam moje biedne mieszkanko i wychodząc z bloku wyszłam z ulicy i weszłam w odpowiednią, by po 5 minutach być już w mojej kochanej kawiarni. Weszłam od zaplecza, w którym słychać już było rozmowy. Zapewne kucharki już przyszły.
-Dzień dobry. - przywitałam się po polsku, gdyż na kuchni pracowały Polki.
-Witaj Amelio. Jak ty ślicznie wyglądasz. - powiedziała Pani Krysia, która była po 40- stce, za to jej młodsza o parę lat koleżanka zalewała trzy kubki.
-To zaczynamy od dobrej herbaty. - Pani Małgosia podała mi kubek z parującym napojem.
-Kiedy otwieramy ? - zapytała Pani Krysia.
-Za godzinę. - powiedziałam krzątając się po kuchni.
-Wszystko jest naszykowane. - uspokoiła mnie Pani Małgosia.
-Pani Małgosiu ja wiem, ale denerwuje się.
-Żadna Pani, tylko Gośka. - upomniała mnie.
-I nie Pani Krysia tylko Krycha. - zrobiła to samo druga kucharka.
-Przepraszam, ale się jeszcze nie przyzwyczaiłam. - uśmiechnęłam się do nich.
-Zaraz zaczniemy kroić i wykładać ciasto. Pomożesz nam ? - zapytała Krysia.
-Pewnie, tylko założę fartuch. - po chwili już wspólnie kroiłyśmy ciasta i wyniosłyśmy je na ladę za szkło.
   Nie mogłam napatrzeć się na wystrój mojej kawiarni. Parę rzeczy jednak nie wyglądało tak jak miałam w zamyśle, ale i tak byłam zadowolona z końcowego wyglądu.



   Ogarnęłam salę wzrokiem i upewniona, że nigdzie nie ma kurzu czy resztek śmieci po remoncie wróciłam do moich polskich mistrzyni, zauważyłam, że doszła Kate - jedna z kelnerek.
-Cześć Amelia. - przywitała się ze mną osiemnastolatka.
-A Sophie już jest ? - zapytałam patrząc na zegarek.
-Jestem ! - dziewczyna szybko wleciała do kuchni i zniknęła nam równie szybko jak przyszła, zapewne poszła do naszej małej szatni.
-Już jestem. - wiązała w talii turkusowo-koronkowy fartuszek.
-No to laski. - przejęłam głos. - Za piętnaście minut wszystko się wyjaśni, oby "Hope" stała tu jak najdłużej i żeby nie brakowało nam na waciki. - powiedziałam i wywołałam tym uśmiech na twarzach moich pracowników.
   Równo o 9 przekręciłam zamek w drzwiach i od razu zobaczyłam pierwszego gościa dzielnie czekającego przed wejściem.
-Paul ! - rzuciłam mu się w ramiona.
-Cześć Mała. - mocno mnie przytulił, za nim zobaczyłam drobną blondynkę.
-Sara. - uśmiechnęłam się na jej widok i przytuliłam młodą mamę. - Wejdźcie, bo Cody zmarznie. A jak tam, zdrowy już jest ?
-Tak, szybko mu przeszło. - powiedziała Sara, kładąc nosidełko na stole, gdy tylko rodzina się wygodnie rozsiadła na krzesłach, Kate szybko się obok nas pojawiła.
-Dzień dobry. - powiedziała wesoło i czekała na zamówienie.
-Ja poproszę tosty z szynką i zieloną herbatę, a do tego szarlotkę z lodami, ale to jak zjem tosty. - powiedziała Sara.
-Przed śniadaniem ? - zaśmiałam się.
-Zgadłaś.
-A ja poproszę ... - tu nastała dłuższa cisza. - Macie tu tyle pyszności, że człowiek nie wie co wybrać. To może sernik i kawę. A później. - znowu pauza. - A dobra, na razie to wszystko. - Kate dzielnie wszystko zanotowała i wróciła do kuchni, a Sophie szybko ustawiła się za ladą dokładając ciasta za szkło i nakładając te z zamówienia na talerze.
   Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka nad drzwiami, który uświadomił mnie o nowej dostawie gości. Kto by się spodziewał, że tak będzie.
-O dzień dobry ! - przywitali się.
-Witamy i zapraszamy. - odwzajemniłam uśmiech.
-Nie wiedziałam, że tutaj jest kawiarnia i to jaka ładna. - kobieta zaczęła się rozglądać.
-Właśnie dzisiaj jest otwarcie.
-O jak dobrze trafiliśmy. - spojrzała na swojego towarzysza, który po chwili odsunął jej krzesło.
   Posłałam Sophie szczęśliwe spojrzenie i ta gdy tylko obsłużyła nasz stolik szybciutko popędziła do nowych gości.
-Ale macie ruch. - Paul się zaśmiał pałaszując swój sernik.
-Oby taki został. - Kate doniosła herbatę i tosty dla Sary.
-To smacznego. - powiedziałam i zniknęłam na zapleczu, musiałam jeszcze uzupełnić papiery, więc otwierając swój malutki gabinet weszłam tam i włączyłam laptopa, po pół godzinie wróciłam do kuchni, gdzie moje kuchareczki uwijały się w amogu.
-A co tu się dzieje ? - zapytałam widząc ich pośpiech.
-Amelio wyjdź na salę. - powiedziała Gosia, zdjęłam fartuszek i weszłam ... na pełną salę, zaskoczyłam się, ale gdy zobaczyłam lejący za drzwiami deszcz zrozumiał skąd ten tłok.
-Amelio. - usłyszałam kogoś, ale nie mogłam zidentyfikować skąd on się wywodził. - Tutaj. - zobaczyłam machającego Paul'a.
-Paul. - podeszłam do nich i zajęłam wolne miejsce.
-Zaskoczona co ?
-Ogromnie. Poszłam na chwilę uzupełnić dokumenty, wracam a tu taki ruch. Nie wierzę. Będę musiała pomóc na sali, albo w kuchni.
-Życzę ci tego. - Sara się uśmiechnęła. - A teraz zwalniamy miejsce dla innych gości i lecimy, bo Paul ma dzisiaj wolne.
-Tak. Nareszcie od wielu miesięcy. - dumnie się uśmiechnął.
-To miłego dnia. - pożegnałam się z nimi i malutkim Cody'iem, zabrałam talerze i zaniosłam na kuchnie.
-Dziewczyny pomóc wam ? - zapytałam moje kucharki.
-Nam nie trzeba, ale na sali pewnie przyda się pomoc. - tak więc nałożyłam mój czaderski fartuszek i pognałam na salę, obsługiwanie gości w szpilkach nie jest najwygodniejsze, ale za to satysfakcję jaką to mi dawało mogłam napełnić cały lokal.
   Po godzinie przestało lać, więc ruch się zmniejszył tak, że mogłyśmy odetchnąć. Klimatyzacja wychłodziła ciepłe pomieszczenie, a my zjadłyśmy sobie lunch.
-Jak ja się zmęczyłam. - Sophie westchnęła.
-A to dopiero minęły 3 godziny. Jeszcze 6. - dodała Kate pałaszując sałatkę.
-Jesteś wegetarianką ? -zapytałam ją.
-Tak. - uśmiechnęła się.
-To wy zjedzcie w spokoju, a ja idę na salę. - wyszłam tyłem otwierając sobie tyłkim drzwi, a na tacce miałam zamówienia dla gości.
-Życzę smacznego. - uśmiechnęłam się do nich i podeszłam do wolnego stolika, ściereczką starłam blat i na tackę włożyłam brudne naczynia, kierowałam się do kuchni.
-Amelia. - usłyszałam za sobą i odwróciłam się, buzia mi się otworzyła.
-Jestem zajęta. Nie mogę rozmawiać. - uciekłam na kuchnie. - Skończyłyście już dziewczyny ? Bo chciałabym umyć naczynia, a na sali jest paru nowych gości.
-Pewnie, lecim zarabiać pieniądze na spłatę czynszu. - Sophie położyła talerz na blacie z brudnymi naczyniami i zniknęła na sali, po chwili to samo zrobiła Kate.
   Poczułam napływ gorąca, więc zdjęłam marynarkę i zaniosłam ją do naszej szatni. Założyłam żółte, gumowe rękawiczki do łokci i napuściłam wody do podwójnej komory. Do jednej wlałam płyn do mycia naczyń, a w drugiej była czysta woda. Zajęłam się myciem naczyń i rozmyślałam o tym co mam zrobić z tym fantem na sali.


Hej ! Ale miałam zapierdziel w tym tygodniu, o Matko Przenajświętsza ! o.O Tajemniczy gość ^^ Jak obstawiacie ? Znając was to mnie rozszyfrujecie, więc nie muszę was pytać o kogo chodzi ;) I tak jeszcze na marginesie chciałam się Wam pochwalić. 
Wchodzę sb dzisiaj na tt. po paru dniowej nieobecności, wchodzę w interakcje, a tam .... Kojarzycie taką piosenkę 'Impossible" ? Niejaki James Arthur ją śpiewał, a Shontelle pierwotna właścicielka tego hitu podała dalej mój tweet. Takie rzeczy tylko u mnie. Nawet nie wiecie jak się tym podjarałam ^^



Next planowany na poniedziałek/wtorek.
Komentujcie Misiaki i HAPPY HALLOWEEN

niedziela, 27 października 2013

Section 32.

-Widzę, że praca idzie pełną parą. - odwróciłam się do źródła dźwięku.
-Paul. - rzuciłam mu się w ramiona.
-Cześć Mała. To kiedy otwierasz ?
-Jak pójdzie tak jak teraz to już nawet za parę dni.
-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że zatrudniłaś już obsługę ?
-Szybko poszło i nawet mam dwie Polki. - uśmiechnęłam się do niego dumnie.
-Jestem mile zaskoczony. A dopiero sześć dni temu wniosła się tu ekipa sprzątająca i budowlana.
-Co się będę bawić w kotka i myszkę ?
-A jak sytuacja z mieszkaniem ? Minęły już prawie dwa tygodnie.
-Co ty, jeszcze nic nie znalazłam, ale jestem jeszcze umówiona na parę spotkań.
-Jeszcze dzisiaj ?
-Nie, dzisiaj już nie będę miała czasu, ale jutro owszem.
-Ciężko cię ostatnio złapać. - zaśmiał się.
-Z tym całym biznesem jest tyle pracy i załatwiania spraw, że nie mogę usiąść sobie na krześle i obserwować niebo, a telefon tak często dzwoni, że codziennie muszę go ładować, bo bateria pada.
-Za jakiś czas to się wszystko uspokoi, a tym czasem zostawiam cię i lecę do klienta. Powodzenia. - buziak w policzek i już go nie było.


Oczami Nathana.


-Stary rusz dupę, bo w tym tempie to ja nie kupię tej koszuli. - pośpieszałem mojego kolegę, który od 15 minut siedział w łazience i szykował się na bóstwo. - Gdybyś jeszcze miał włosy na głowie to bym się nie czepiał, a tak to co ty musisz zrobić, żeby jakoś wyglądać ?
-Co się tak pieklisz Młody. - wypadł z łazienki jak z torpedy.
-A ty gdzie ?!
-Muszę zmienić koszulkę. - krzyknął z sypialni i po chwili wyszedł z niej w beżowym swetrze. - Zimno jest ?
-Mamy listopad, więc raczej ciepło nie jest.
-Wystarczy powiedzieć tak, lub nie. - i znowu zniknął w sypialni, wyszedł z niej w wyższych butach.
-A ty co na randkę idziesz czy do centrum handlowego ? - zapytałem widząc jego strój.
-A co nie mogę wyglądać ładnie dla kolegi ? - zrobił głupią minę.
-Zostawię to bez komentarza. Chodźmy już. - zacząłem zakładać kurtkę.
-Czekaj ! Nie wziąłem portfela i telefonu. - szybko znowu pobiegł do sypialni i wyszedł z niej chowając do kieszeni spodni telefon, a portfel po chwili schował do wewnętrznej kieszeni w kurtce, którą szybko narzucił i wyszliśmy z jego mieszkania.
-Myślisz, że Siva miał rację ? Amelia nie odpisuje na moje maile, ani nie odbiera telefonów ode mnie. Może pomylił ją z kimś innym. - zapytał gdy już wyjeżdżaliśmy spod bloku.
-A ty znowu o niej. -westchnąłem ciężko. - Zostaw ją w spokoju, dobrze, że nie próbuje się z Tobą skontaktować. Nie widzisz, że ta dziewczyna to Puszka Pandory ? A ty jeszcze chcesz ją otworzyć.
-Ale sama mi przecież napisała, że chce utrzymywać ze mną kontakt. - uparcie jej bronił.
-Najwidoczniej zmieniła zdanie. Nie widzisz tego, że ona robi z Tobą co tylko chce ? Jak Siva napisał ci tego durnego sms, że ją widział nad mostem to później tylko latałeś po mieście z nadzieją, że ją spotkasz. To jest chore. - moja chrypka się uaktywniła i zacząłem kaszleć.
-A może to przez tego chłopaka ?
-O mój Boże ! Max przestań o tym myśleć. To jej życie. Nie pamiętasz co się działo ? Powiedziała, że zmieni swoje życie bla, bla, bla. A jak wróciła do od razu skoczyła do łóżka z tym typem. Najwidoczniej taka jej natura i nie zmienisz tego. Po prostu przestań ! - krzyknąłem na niego.
-I tak ją znajdę. - powiedział cicho i resztę drogi spędziliśmy w ciszy, zaparkowałem samochód najbliżej wejścia i weszliśmy do ciepłej galerii.
-To gdzie najpierw ? - zapytał Max.
-Chodźmy tu. - wszedłem do sklepu z garniturami, bo moim głównym celem była koszula.
-Może ja też kupię już koszulę na święta ? Później już nie będzie jak, bo będzie straszny ruch. - powiedział Max i zniknął za wieszakami, a ja poszedłem w drugą stronę, bo kwadransie mierzyłem już pierwszą z koszul, a dzięki miłej obsługi w sklepie po kolejnych 10 minutach razem z Max'em wyszliśmy ze sklepu, każdy z dwoma koszulami.
-Chodźmy jeszcze tutaj, może jakiś fajny sweter znajdę. - powiedziałem i zaciągnąłem Max'a do kolejnego sklepu, z którego wyszliśmy po pół godzinie, ja z nowym swetrem i spodniami, a Max z bluzą i czapką.
-Czyli już wracamy ? - zapytał, gdy staliśmy na ruchomych schodach.
-Może wejdziemy do restauracji na dole na jakiś obiad ? - zapytałem czując głód.
-Tak w zasadzie to czemu nie.
   Podczas posiłku Max uporczywie wracał do tematu Amelii, a ja za każdym razem szybko zmieniałem temat. Miałem już dosyć słuchania o tej dziewczynie. Dla Max'a to było oczko w głowie, a dla mnie fałszywy człowiek. Po prostu jej nie lubiłem, a co dopiero ufałem. Gdy tylko wyjechała i nie dawała o sobie znać Max tylko o niej mówił, przynajmniej tak opowiadali mi chłopaki. Gdy tylko ktoś wymawiał jej imię to wychodziłem z pokoju. Ta dziewczyna nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, a po ciągłym gadaniu Max'a jeszcze bardziej traciła w moich oczach.
-Mógłbyś jeszcze zatrzymać się tam obok tego zegarmistrza ? Muszę odebrać mój zegarek. - zapytał w drodze powrotnej.
-Ale wiesz, że będziemy musieli się przejść, bo tam nie da się wjechać samochodem ?
-Zaparkujesz pod tym sklepem spożywczym i się przejdziemy. I tak w zasadzie to możemy jeszcze wstąpić do spożywczego. Trzeba zrobić zapasy alkoholu na dzisiejszy mecz. - zaśmiał się i faktycznie zrobiłem tak jak polecił.
-Weź tego nawet nie dotykaj, bo nie stać cię na takie cacuszko. - Max próbował zabrać mi swój złoty zegarek.
-Jak bym chciał to już dawno bym sobie kupił taki, z tym, że ja wolę sprawdzać godzinę na telefonie. - droczyłem się z nim.
-Ale Nathan błagam cię nie zgub tego. - jego wzrok podążał za zegarkiem.
-Nie no spoko. Daj nacieszyć oko i zaraz ci oddam. - uśmiechnąłem się do niego.
-O patrz w naszym ulubionym pubie jest jakiś remont, chyba będzie tam coś nowego. - poszedłem za wzrokiem Max'a i faktycznie zobaczyłem rusztowania przed naszym ulubionym pubie, którego niestety już nie było.
-Pewnie jakąś lipną restaurację otworzą. - powiedziałam, a Max korzystając z mojej nieuwagi próbował zabrać mi z rąk zegarek, ale ja byłem szybszy i się nie dałem.
  Gdy Max był zajęty próbami zabrania mi zegarka ja zauważyłem, że z pubu wychodzi jakaś dziewczyna. Po chwili rozpoznałem kim jest. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, spojrzałem na Max'a czy i on ją zauważył, a że tego nie zrobił to przyśpieszyłem kroku i posłałem jej pełne nienawiści spojrzenie. Mina jej zrzedła i jeszcze bardziej przyśpieszając kroku doprowadziłem Max'a do samochodu, a ten nawet nie zdał sobie sprawy z tego co się stało. Muszę pilnować, żeby chłopak nie chodził tędy zbyt często. Ciekawe co ona robiła w tym lokalu, oby nie okazało się, że jest właścicielem tego pomieszczenia.
-Ej no Młody koniec tych zabaw oddawaj już mi zegarek. - Max zabrał mi zegarek, ale nie przejąłem się tym, bo bardziej zależało mi na rozgryzieniu tej dziewczyny, czyli jednak faktycznie była tutaj i to tak blisko mieszkania Max'a.
   Zabraliśmy ze sklepu dwie zgrzewki piwa i coś do chrupania i wróciliśmy do mieszkania Max'a, ale sprawy z Amelią z pewnością nie zostawię. Muszę chronić mojego przyjaciela.


Oczami Amelii.


   Od tego całego kurzu, który jeszcze jednak unosił się w powietrzu postanowiłam wyjść na zewnątrz i odetchnąć świeżym powietrzem. Szkoda, że w lokalu nie było okien, oprócz tych przy drzwiach. Mimo chłodu jaki panował na zewnątrz postanowiłam jak najszybciej z niego wyjść nie zapinając nawet kurtki na zamek błyskawiczny. Różnica w powietrzu po wyjściu z sali była bardzo widoczna. Wzięłam głęboki oddech i czyszcząc płuca po drugiej stronie spokojnej ulicy zobaczyłam znajome mi postacie. Nathan mnie zauważył, więc uśmiechnęłam się do niego serdecznie, ten jakby wystraszony spojrzał na zajętego Max'a, który próbował coś zrobić Nathanowi, ale nie rozpoznałam co i ponownie na mnie patrząc przyśpieszył kroku patrząc na mnie z nienawiścią. Gdyby chłopaka mógł zabijać wzrokiem to już leżałabym martwa na chodniku. Chłopaki szybko uciekli mi z pola widzenia, a ja zastanawiałam się nad zachowaniem Młodego. Było to dziwne, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie chciał tego, żeby Max dowiedział się o mojej obecności w Londynie. Smutna wróciłam do środka i zauważyłam, że fachowcy zaczęli już malować ściany. Szybko się uwinęli z wysadzaniem jednej ścianki dużymi, kamiennymi płytami. Wystrój na planach bardzo mi się spodobał, więc i w rezultacie musiało być dobrze. Po około 3 godzinach, gdy ekipa już zbierała się do opuszczenia sali usłyszałam, jakiś hałas na sali. Wyszłam z zaplecza i zamknęłam za sobą szczelnie drzwi nie pozwalając kurzowi dostać się do czystego pomieszczenia.
-Co się tutaj dzieje ? - zapytałam.
-Ten Pan nie chcę opuścić lokalu, mimo że mówiliśmy mu, że jest nie czynne.
-Musimy porozmawiać. - rozpoznał głos jeszcze za nim go zobaczyłam.
-Spokojnie Panowie, to mój znajomy. - zwróciłam się do ekipy, a do samego zainteresowanego dodałam. - Chodź za mną.
   Weszłam na zaplecze i poczekałam, aż chłopak dojdzie do środka, gdy wszedł zamknął za sobą drzwi i nie podchodząc bliżej spojrzał na mnie tym samym wzrokiem co parę godzin wcześniej.
-Jaki masz problem ? - zapytałam oschle zakładając ręce na piersiach.
-To ty masz problem. - syknął.
-Zaciekawiłeś mnie. - oparłam się o kanapę, która dzielnie czekała na swoją premierę na sali.
-Po co wróciłaś ? Źle ci było u twojego dilera ?
-Nie jest moim dilerem.
-Znalazł sobie inną ? Też bym tak zrobił.
-Słuchaj ! - przerwałam mu. - Mów o co ci chodzi i wypad.
-Nie zbliżaj się do Max'a ani żadnego z nas.
-To groźba ?
-Ostrzeżenie.
-A jak się nie posłucham ?
-To gorzko tego pożałujesz.
-Bo akurat się ciebie boję. Co ty możesz ? - żachnęłam się.
-Chcesz się dowiedzieć co mogę ? To spróbuj choć tylko spojrzeć na któregoś z nas, a ta twoja buda splajtuje szybciej niż zajął ci cały remont.
-Nie mogę interweniować w to kto wchodzi do lokalu. To może być każdy, a ty raczej nie upilnujesz swoich znajomych, żeby tu nie zajrzeli.
-To że tu wejdą nie oznacza, że spotkają się z Tobą.
-Ciekawe jak ? Pracuje tu i raczej często będę na sali.
-W takim razie masz zmywać się do kuchni, gdy któryś z nich tu wejdzie.
-Nathan, nie będziesz mi rozkazywał. Co złego ci zrobiłam ? Nadal masz żal za to co ci powiedziałam ? Wiesz, że chciałam cię za to przeprosić ? Ale ty wolałeś się ulotnić i mnie unikać. Stchórzyłeś, a teraz udajesz jakiegoś osiłka, który będzie mi rozkazywał co mam robić, a co nie. - podeszłam do niego. - Nie tędy droga mój drogi.
-Zbliż się chociaż do któregoś z nich, a pożałujesz. - syknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Dupek. - powiedziałam na głos.
-Szefowo ? - ktoś uchylił drzwi.
-Już do was idę. - wyszłam i przeprosiłam ich za te krzyki po chwili wyszli, a ja zamknęłam za nimi drzwi przyglądając się wnętrzu.
   Nadal było czuć zapach farby, włączyłam klimatyzację i wróciłam na zaplecze. Nathan najwidoczniej nadal miał do mnie za złe to co mu powiedział w barze w lipcu. Wyjęłam paczkę papierosów i jednego zapaliłam. Gdy już go wypaliłam to sprawdzając czy zaplecze jest zamknięte wyszłam głównym wejściem i zamknęłam za nim metalową żaluzję. Owijając się cieplej wełnianym kominem ruszyłam przed siebie. Musiałam się przejść, by poukładać sobie pewne sprawy.


Hej ! I oto w ten jakże miły sposób dowiedzieliśmy jakie zdanie na temat Amelii ma nasze kochane BabyNath. No cóż nie każdy musi ją lubić, prawda ? Tak bardzo chciałyście z powrotem Maximiliana w opowiadaniu, że postanowiłam spełnić wasze prośby, chociaż Max nie spotkał się z Melką. Podejrzewam, że next bd w środę lub nawet w czwartek, gdyż, iż, ponieważ mam dużo nauki przez kolejne dwa tygodnie ;) Do napisania ;*

środa, 23 października 2013

Section 31.

   Następny dzień zaczęłam od spotkania z Paul'em i do obiadu spędziłam z nim, następnie poszłam coś zjeść i kupiłam gazetę oraz zapytałam się miłej Pani za ladą na jakich stronach internetowych będę mogła znaleźć ogłoszenia nieruchomości, a następnie poszłam do hotelu, gdzie spędziłam resztę dnia wertując strony internetowe w poszukiwaniu małego lokum w okolicy mojej powstającej kawiarni. Znalazłam parę propozycji i na niektóre wizyty umówiłam się już na dzień następny. Gdy tak siedziałam w stercie papieru z gazet i w papierkach po batonikach zbożowych z laptopem na kolanach usłyszałam dzwonek mojego telefonu, zaciekawiona tym kto może dzwonić zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam poszukiwania mojej zguby. Najpierw kierowałam się za dźwiękiem, ale gdzie poszłam tam słyszałam dzwonek tak samo, zrezygnowana zaczęłam odrzucać wszystkie śmieci, ale tylko gdy o tym pomyślałam wesoła melodyjka się urwała. Wkurzona, że mógł być to Paul, albo ktoś z oferty o kupno mieszkania zaczęłam przerzucać rzeczy z jednej kupki na kolejną co jak później zauważyłam nie było dobrym pomysłem, bo zrobił się jeszcze gorszy bajzel. Po chwili telefon znowu zaczął dzwonić, a  ja narzuciłam szybsze tempo, by znaleźć ten przeklęty telefon, w końcu udało mi się go znaleźć w walizce, ale mój telefon padł uświadamiając mnie, że od tygodnia nie widział ładowarki. Co złego to zawsze mi się przytrafi. No i moje poszukiwania rozpoczęłam na nowo. W walizce ładowarki nie znalazłam, w drugiej również, w łazience też, na stoliku również. No wcięło ją. Zrezygnowana usiadłam na łóżku gniotąc przy tym gazety. Zmęczona zrzuciłam wszystko z łóżka i biorąc świeżą bieliznę poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, który trochę pomógł mi zwalczyć zmęczenie i gdy ubrałam moją prowizoryczną piżamę złożoną z majtek i topu na ramiączkach położyłam się, nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
   Rano obudziłam się rześka i wyspana. Z czystym umysłem znalazłam ładowarkę, którą włożyłam do szuflady w szafce nocnej właśnie po to, żeby nie zapomnieć, gdzie jest, ale jestem tylko człowiekiem i takie rzeczy niestety się zdarzają. Podłączyłam telefon do ładowarki i poszłam do łazienki. Szybki prysznic na rozgrzanie, następnie makijaż i wyprostowanie włosów, po 40 minutach weszłam do pokoju w szlafroku i skompletowałam strój, a że było sucho to zdecydowałam się na jasne buty i sprawdziłam godzinę na telefonie.


   4 nieodebrane połączenia. No tak przecież ktoś wczoraj próbował się do mnie dodzwonić. Sprawdziłam kim był ten tajemniczy ktoś, ale przez to co zobaczyłam telefon wypadł mi z rąk i potoczył się po dywanie. Szybko włączyłam laptopa i sprawdziłam skrzynkę pocztową.

Od:  maxgeorge88@gmail.com 
Temat: [pusty]
Do: ameliakwiatkowska94@.gmail.com
Treść:
Jaki ja byłem głupi, że nie sprawdziłem "spam". Byłem takim idiotom. Tęsknię za tobą, a ptaszki mi powiedziały, że jesteś tutaj, w Londynie ? Kiedy, jak i gdzie ? Muszę zobaczyć czy jesteś cała i zdrowa. Proszę odbierz ode mnie telefon. Błagam.

  To chyba wstrząsnęło mną mocniej niż fakt, że Max dzwonił do mnie 4 razy poprzedniego wieczoru. Na początku gapiłam się na tego maila z otwartą buzią, a następnie próbowałam sklepać w głowie zdanie, żeby mu odpisać, ale angielski wyleciał mi z głowy, a po polsku mu nie napiszę. Ogarnęłam się i już otworzyłam okno, żeby mu odpisać, a zadzwonił mój telefon. Wystraszona podskoczyłam i szybko podbiegłam do telefonu, dzwonił jakiś nieznany numer.
-Halo ? - powiedziałam podekscytowana.
-Dzień dobry. Chciałam się zapytać, czy przyjedzie Pani na oglądanie mieszkania dzisiaj ? 
-T-tak. Właśnie już wychodziłam.
-W takim razie do zobaczenia. - rozłączyła się, a ja sprawdziłam godzinę, cholera miałam wyjść 20 minut temu. 
   Wyłączyłam laptopa i spakowałam się do torebki, ogarnęłam wzrokiem zaśmiecony pokój i wyszłam. Po powrocie posprzątam. Wybiegłam z hotelu i miałam to szczęście, że przed czekała taksówka i już po kwadransie mknęłam po schodach do mieszkania. Wdrapałam się na czwarte piętro, bo nie miałam czasu na czekanie na windę i znalazłam magiczną liczbę 13 na drzwiach. Ciekawe czy ta trzynastka jest pechowa ? Zapukałam i po chwili drzwi otworzyła mi kobieta o rudych włosach, mogła mieć góra 35 lat.
-Dzień dobry. Pani Amelia ?
-Tak.
-Miło mi panią poznać, Lucy Owerd. Zapraszam do środka. - kobieta przepuściła mnie i weszłam do środka.
-Reszta mebli zostanie wyniesiona do końca tygodnia, więc przepraszam Panią za ten bałagan.
-Nic nie szkodzi. Tak to już bywa przy przeprowadzkach.
-Tutaj mamy łazienkę. - zobaczyłam śliczną beżową łazienkę z dużą kabiną prysznicową.
-Bardzo ładna. - pochwaliłam wystrój.
-Dziękuje. Bardzo starałam się, żeby to pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak sobie je zamyśliłam. Tutaj mamy kuchnię. Byliśmy w trakcie remontu, ale nie skończyliśmy go, gdyż dowiedzieliśmy się z mężem, że musimy się przeprowadzić.
   Posadzka w kuchni nie była niczym położona, sam beton. Ściany niedbale pomalowane na jakiś bliżej nie określony kolor, a do tego całe oświetlenie na wierzchu, które nawet nie działało. Nie było tu nawet wody.
-Wody i prądu nie ma tylko w tym pomieszczeniu czy w całym mieszkaniu ? - zapytałam.
-Znaczy się, razem z mężem chcieliśmy zmienić oświetlenie w kuchni, ale właśnie nam się to nie udało i prądu nie ma w całym mieszkaniu, ale woda jest. Prąd można oczywiście szybko dostarczyć, ale po prostu znając sytuację nie robiliśmy tego.
-Rozumiem. - zakończyłam jej wytłumaczenia.
-Dalej jest duży salon.
   Faktycznie, był spory, ale i nie zachwycał swoim wyglądem. Ściany wyłożone jakąś tanią tapetą, którą odchodziła od ścian płatami, a na podłodze stare panele.
-A te zacieki na ścianie ? - pokazałam jej ogromną plamę.
-To. - zrobiła pauzę jakby zastanawiała się co powiedzieć. - Sąsiad nas niedawno zalał. To może przejdziemy do sypialni ?
-Są dwie, prawda ?
-Jedna.
-W ogłoszeniu była informacja o dwóch sypialniach.
-Musiał wystąpić jakiś błąd. - uśmiechnęła się przepraszająco i otworzyła mi drzwi do sypialni.
   Jej stan był identyczny jak w kuchni. Totalny bałagan.
-Rozumiem, że sypialnie też państwo remontowali ?
-Tak, to był nasz priorytet, ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować na motyw przewodni, dlatego jest jak jest.
-Dziękuję za tą całą wycieczkę.
-I jak się Pani podoba ?
-Wie Pani liczyłam na dwie sypialnię i coś w co można się od razu wprowadzić i mieszkać. A tutaj jest tylko jedna sypialnia i oprócz łazienki i korytarza nic więcej nie ma. 
-Dobrze, rozumiem. Przepraszam, że zabrałam Pani czas.
-Nie zabrała mi go Pani. Jeszcze raz dziękuje i do widzenia. - uśmiechnęłam się i opuściłam ten budynek, idąc ulicą wyjęłam mój notatnik i skreśliłam ten adres z listy. Za godzinę byłam umówiona na kolejne oglądanie, a za 10 minut miałam być pod moją kawiarnią, miałam dostać klucze. Wsiadłam do taksówki i szybko dojechałam na miejsce, gdzie czekał już na mnie Paul.
-Przepraszam za spóźnienie, ale oglądałam mieszkanie. - szybko mu się wytłumaczyłam i weszliśmy do środka.
-I co ?
-Z mieszkaniem ? - pokiwał głową. - Nie kupię, straszny stan.
-Powodzenia życzę w szukaniu lokum.
-Dzięki, przyda się.
-Mam dla ciebie całą masę dokumentów, które musisz uważnie prześledzić i podpisać. Myślę, że do końca tygodnia załatwimy wszystkie formalności. - podał mi niebezpiecznie grubą teczkę.
-Nawet mi nie mów, że to wszystko jest pisane drobnym druczkiem. - odebrałam mu teczkę i zdziwiłam się jej ciężarem, który był większy niż sądziłam.
-To już sama sprawdź. - posłał pełen życzliwości uśmiech.
-W takim razie dzisiejszej nocy nie śpię. I tak z pewnością będę musiała to czytać parę razy, żeby to zrozumieć, a słownik nie będzie mi obcy.
-Te ważniejsze dokumenty, które musisz znać i je podpisać mają dodatkową kopię, która jest po polsku, co myślę, że ułatwi ci pracę.
-Jesteś moim mistrzem. - ucałowałam go w policzek i rozejrzałam się dookoła.
-Coś mi się zdaję, że będę tutaj często wpadał na kawę po pracy. - Paul się roześmiał.
-Oby. 
-Szczerze ci powiem, że żaden biznes, który prowadziłem doszedł do większej sławy i popularności. Często plajtowały, więc Amelio nie zawiedź mnie, bo rzucę tę pracę.
-Polacy być może nie są zbyt kreatywni lub zaangażowani, ale z pewnością dożą do celu, a moim celem jest, żeby ta miejscówa była jedną z najlepszych w tej okolicy.
-I takie podejście do pracy rozumiem. Od przyszłego tygodnia przygotuj się na nawał pracy. Zorganizuje się ekipę sprzątającą i budowlaną, z którą uzgodnisz sobie resztę. A ja już nie będę ci potrzebny.
-Czyli mnie zostawisz ? - spojrzałam na niego.
-Moją rolą w tym wszystkim jest papierkowa robota i organizowanie ludzi do pracy, ale później gdy już to ogarniesz i zaczniesz biznes wszystko zostaje w twoich rękach, więc nie zepsuj niczego, bo to droga jednokierunkowa, jeżeli będziesz chciała się cofnąć lub zawrócić to zaryzykujesz życiem.
-Zabrzmiało to dosyć strasznie.
-Bo tak jest Amelio. Tak w zasadzie to rzucamy was na głęboką wodę, a z tego co wiem to nie pracowałaś w takiej branży, co dla ciebie jest jeszcze trudniejsze. Szczerze to boję się, że nie podołasz temu zadaniu.
-Trochę wiary w ludzi. - uśmiechnęłam się. - Ja sobie poradzę. - rozejrzałam się po wnętrzu. - Jeszcze wszyscy się zdziwią, że potrafię dać sobie sama radę. To dopiero początek. - usłyszałam cichy śmiech Paula za sobą, ale nie przerywałam oglądania sali i kombinowania jak ją urządzić.
-Przepraszam, że przerywam tę cudowną wizję, ale mam coś dla ciebie i za moment muszę lecieć. - przerwał ciszę Paul.
-Przepraszam, faktycznie się zamyśliłam.
-Mam dla ciebie klucze. - pomachał mi przed oczami pęczkiem kluczy, które z wielkim bananem na twarzy odebrałam. - A teraz muszę lecieć, zawieść cię gdzieś ? - zaczęliśmy wychodzić.
-Tak w zasadzie to być mógł. - dumna zamknęłam pomieszczenie i dwa razy sprawdzając czy faktycznie je zamknęłam poszłam z chłopakiem do jego samochodu. 
-Kolejne oglądanie mieszkania ? - zapytał gdy podałam mu adres.
-Owszem, na tą przynajmniej się nie spóźnię.
-Mógłbym robić za szofera.
-Nie jestem jakąś osobistością, żeby ktoś mnie woził, ale pomyśl nad tą robotą. 
-Masz prawko ?
-Niee.
-Nawet w Polsce ?
-Proszę cię. Mam jeszcze czas na takie sporty ekstremalne. 
-Sporty ekstremalne ?! - chłopak zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się tylko patrz na drogę, bo nie chcę wylądować na cmentarzu.
-Dlaczego tak to nazwałaś ?
-Bo to dla mnie czarna magia.
-To jest jakieś tam strasznie trudne. - powoli się uspokajał.
-Ocenie to jak zdecyduje się pójść na kurs.
-Ale co cię od tego powstrzymuje ? Znaki drogowe nie są jakieś tam trudne.
-Znaki akurat znam. - przerwałam mu.
-Więc o co chodzi ?
-O całokształt. Wizja o tym, że miałabym jechać przed, za czy obok ciężarówki mnie przeraża.
-Och Amelia. - westchnął.
-Nie wzdychaj tylko zrozum, tylko tyle. I nie cwaniakuj mi tu, bo oberwiesz.
-Prowadzę. - szybko dodał.
-Teraz, a nie możesz przewidzieć co będzie później.
-To groźba ?
-Ostrzeżenie.
-Gdybym wiedział, że taka jesteś to bym się nie ładował w tę sprawę.
-Nie narzekaj. - roześmiałam się.
-No i jesteśmy. Niezła okolica.
-To zapewne dlatego taka wysoka cena. - powiedziałam odpinając pasy.
-Jeżeli kupisz tutaj mieszkanie to licz się na to, że nieźle poszarpiesz sobie swój budżet.
-Mówisz ?
-To bogata dzielnica.
-Czyli nawet jak mi się spodoba mieszkanie to go nie kupię.
-Masz jeszcze dzisiaj coś do zwiedzenia ?
-Jeszcze chyba jedną lub dwie pozycje.
-Na pewno coś znajdziesz.
-Muszę, prawda ?
-Prawda, a teraz leć, bo nie chcesz się chyba spóźnić. - spojrzał na zegarek.
-Cholera. - poszłam za jego wzrokiem. - Co bym robiła, to i tak się spóźnię. Dzięki i do do zobaczenia. - pożegnałam się z nim i przebiegając na drugą stronę ulicy weszłam do budynku.
   Faktycznie nie było to miejsce na mój poziom, ale postanowiłam jednak pójść za ciosem. Moja pewność siebie malała z każdą sekundą i mijanym metrem, bo całokształt robił ogromne wrażenie. Każdy detal wyglądał jak z pałacu królewskiego. Weszłam do windy, bo pałam się, że ubrudzę schody, ale winda to też nie był dobry pomysł. Na samym początku nie wiedziałam który guzik nacisnąć, bo tyle ich było. Z opresji wyciągnął mnie jakiś mężczyzna, który pytając na które piętro jadę odpowiedział, że on również i winda ruszyła. Między nami panowała krępująca cisza, ale gdy przyszedł mi pomysł na rozpoczęcie rozmowy winda się otworzyła, przepuścił mnie i wyszłam. Sprawdziłam do którego mieszkania mam się skierować i znajdując odpowiednią liczbę na drzwiach zapukałam.
-Dzień dobry. - otworzyła mi jakiś Pani po 50, miała na sobie dopasowany żakiet i spódnice, makijaż i fryzurę jak po wyjściu od fryzjera, a na stopach paru centymetrowe szpilki. - W czym mogę pomóc. - powiedziała mierząc mnie wzrokiem.
-Dzień dobry. - przywitałam się z nią próbując jej nie odpyskować. - Ja w sprawie kupna mieszkania.
-Niestety, ale Pan, który był przed Panią zdecydował się na kupno. Przykro mi. - powiedziała, jakby chciała się mnie pozbyć.
-W takim razie nic tu po mnie. Do widzenia.
-Ma Pani rację. - usłyszałam zamykane drzwi, przeklnęłam kobietę pod nosem i decydując się na schody, bo zapewne ten miły mężczyzna mi raczej już nie pomoże zeszłam na dół.
   Była już pora na obiad, więc wyszłam z tej bogatej dzielnicy i znalazłam jakąś fajną knajpkę, gdzie w spokoju zjadłam obiad. Pod koniec usłyszałam dzwonek telefonu.
-Tak ?
-Cześć, tu znowu ja. Zapomniałem ci dać jeszcze jednej istotnej rzeczy w tych papierach. Gdzie jesteś to ci podrzucę.
-Jestem w takiej knajpce z logiem raka, ale nie znam ulicy.
-Okay wiem gdzie to jest. Mają tam dobre jedzenie to przynajmniej coś zjem. Tylko czekaj tam na mnie. Już jadę.
-Okay, czekam. - rozłączyłam się.
   Zamówiłam sobie jeszcze jedną herbatę i odpoczywając obserwowałam przechodniów, po 10 minutach wśród nich zobaczyłam Paul'a jak zwykle przyodzianego w garnitur. Jak zwykle uśmiechnięty wszedł do środka i szybko mnie znalazł.
-Zakręcony jestem. Proszę. - podał mi malutki plik dokumentów.
-Jak każdy w tych czasach.
-Co jemy ? - otworzył menu.
-Przykro mi, ale ja już zjadłam.
-Czyli będę musiał jeść sam ?
-Tak w zasadzie to mam ochotę na jabłecznik.
-I to rozumiem. - uśmiechnął się i zniknął za kartą menu.
   Po 10 minutach kelner przyjął nasze zamówienie, a po 15 przyniósł je nam.
-I jak mieszkanie ? - zapytał.
-Na szczęście facet przede mną postanowił je kupić, więc nie musiałam tam nawet wchodzić.
-Faktycznie masz szczęście.
-Też się z tego cieszę.
-Czyli zostało ci jeszcze jedno spotkanie ?
-Tak w zasadzie to dwa, ale chyba je odwołam. Mam dużo pracy, a jeszcze obiecałam mojej rodzince pogawędkę na skype, a to zajmie mi sporo czasu.
-Jutro też jest dzień.
-No właśnie. Nie muszę przecież robić wszystkiego dzisiaj. A co u ciebie ? 
-Dzień jak dzień. Do popołudnia w pracy, a później przyjeżdżam do domu. Jestem zmęczony, ale przecież trzeba pomóc coś w domu. Nie zostawię Sary samej z dzieckiem.
-Twoja żona jest chyba z żelaza, że sama to wszystko ogarnia.
-Też ją za to podziwiam. 
-Masz szczęście, że ją znalazłeś.
-Tak, tym bardziej, że od wczoraj Cody zaczął kichać i Sara musiała z nim pójść do lekarza. Teraz będzie jeszcze więcej pracy.
-Ojej. Mam nadzieję, że to nic groźnego.
-Zwykły katar, ale ponoć lekki, więc za jakiś czas mu przejdzie.
-Niech szybko wraca do zdrowia.
-Przekaże mu. - zaśmiał się. - Ale się najadłem. 
-Już zjadłeś ?
-Tak.
-Szybki jesteś.
-Moja praca tego wymaga. Podwieźć cię gdzieś ?
-Nie, nie. Zaraz zadzwonię i odwołam spotkania, a później wrócę taksówką.
-Jesteś pewna ?
-Tak.
-W takim razie powodzenia z papierami i do zobaczenia. - szybki buziak w policzek i już go nie było.
   Wyjęłam telefon z torebki, a ten zaczął dzwonić.
-Halo ? - odebrałam.
-Dzień dobry. Miała Pani dzisiaj przyjechać na oglądanie mieszkania, prawda ?
-Tak.
-No właśnie, bo muszę natychmiastowo wyjechać i nie mogę dzisiaj Pani ugościć.
-A to się nawet dobrze składa, bo właśnie miałam do Pani dzwonić i odwołać to spotkanie.
-Oo. To faktycznie dobrze. - rozłączyła się, a ja odwołałam kolejne spotkanie i wyszłam z knajpki.
  Nogi jakoś same zaniosły mnie nad rzekę. Wyjęłam tak rzadko ostatnio używaną paczkę papierosów i szybko podpaliłam jednego ciesząc się ogarniającym mnie spokojem. Wyłączyłam telefon, żeby nikt mnie już niepokoił tego dnia. I zaciągałam się nikotyną. Po pół godzinie gapienia się w wodę postanowiłam wrócić do hotelu i zająć się moją pracą. Po godzinie siedziałam już w kolejne stercie papierów na łóżku, gdzie ta poprzednia nadal zalegała na podłodze, gdy już wszystko uzupełniłam i z wszystkim się zapoznałam było już grubo po 2 w nocy, nie biorąc prysznica schowałam wszystkie dokumenty do teczki i zostawiłam ją na stoliku, a sama odpłynęłam w krainę Morfeusza.



Hej ! Coś taki długi mi wyszedł :/ Mam nadzieję, że was nie zanudziłam aż tak strasznie. Potrzymam was jeszcze troszkę w niewiedzy i z cieknącą ślinką na Max'a, a na razie ponudzę was nowym życiem Am w Londynie. Wybaczcie. ;) Nie muszę się pytać, bo pewnie o tym wiedziecie i bierzecie udział, ale zapytam. Widziałyście ten konkurs, czy jak to tam nazwać jaki zrobili chłopcy ? Polska wczoraj była na piątym miejscu ! LOL, nawet screena zrobiłam, żeby mieć na to dowód, byłam wczoraj taka dumna. Teraz prześcignęły nas Stany, ale to się zmieni ;) Do następnego. Może na weekend ? Sobota/niedziela ?
PS.przepraszam za błędy, ale brakło mi czasu na sprawdzenie tego co napisałam i ewentualnie poprawienie błędów.




piątek, 18 października 2013

Section 30.

   No tak, na końcu każdy chciał mnie wycałować i wyściskać, ale wymigując się czekającym na mnie pociągiem uciekłam od tego. Co jak co, ale pożegnań to ja nie lubię, szczególnie takich. Zawsze znikam niezauważona przez innych, więc i teraz tak miało być. Całonocna podróż pociągiem jak zawsze zaowocowała masą przemyśleń i rozterek nad moim życiem. Później ponad dwie godzinki na lotnisku i już siedziałam wygodnie w fotelu, tu na szczęście zasnęłam, więc stewardessa obudziła mnie przed lądowaniem. Oczywiście miałam huczne powitanie w Londynie, bo strasznie lało. Udało mi się zamówić taksówkę i udałam się do hotelu, tam wzięłam prysznic i wskakując w wygodniejszy strój włączyłam telewizor i położyłam się na łóżko, po chwili do pokoju dostałam jedzenie i oglądając i jednocześnie konsumując spędziłam resztę dnia.
   Rano obudziłam się rześka i wypoczęta. Jak nie ja. Wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam się malować. Włosy nakręciłam na lokówkę i skompletowałam strój.


   Parasol złożyłam i schowałam do torebki. Zakładając komin wyszłam z pokoju. Tym razem byłam w innej części Londynu, której nie znałam, ale to właśnie w tej okolicy miałam spotkać się z moim pracodawcą, tak w zasadzie mogłam go nazwać sznasodawca, bo dzięki niemu dostałam ogromną szansę. Znalazłam jakiś lokal i zjadłam w nim tosty na śniadanie i sprawdzając godzinę upewniłam się, że mam jeszcze trochę czasu do spotkania tak więc włączając w telefonie GPS dowiedziałam się mniej więcej gdzie mam się teraz udać. Niebo było zachmurzone, ale to mnie wcale nie zdziwiło, bo taki już klimat krył Londyn. Dzięki cudownej aplikacji na telefonie już po kwadransie byłam na miejscu. Była to dosyć surowa i zarazem prosta restauracja, widać było, że jest stworzona do czysto zawodowych spotkań. Po drugiej stronie zauważyłam kancelarię prawną i moje uprzedzenia się potwierdziły. Zdjęłam płaszcz i komin i zamówiłam sobie kawę.
   Białe ściany i czarna podłoga oraz metalowe stoliki ze szklanym blatem mówiły same za siebie. Nie było to miejsce, w którym chciało się spędzać długo czasu. Całe pomieszczenie oświetlone w całości srebrnymi reflektorami, które najczęściej oświetlają sceny. Trochę mnie to zmyliło, bo reflektory trochę tu nie pasowały. Cała ściana od strony ulicy była oszklona, więc był to też dodatkowy zasób światła. Zaczęłam bawić się stosikiem z przyprawami i sosami, gdy dostałam swoją kawę, niestety gdy chciałam zabrać ręce, by zrobić miejsce na moją kawusię przewróciłam jeden z pojemniczków.
-Oj przepraszam. - zaczęłam zgarniać dłonią biały proszek.
-Sól. Rozsypanie soli oznacza nieszczęście. - młody kelner postawił solniczkę we właściwe miejsce i wyczyścił stolik.
-Rzekomo, ale ja w takie rzeczy nie wierzę.
-Oby to nie pokrzyżowało Pani zamiarów. - uśmiechnął się i odszedł, a ja zdziwiona patrzyłam jak odchodzi.
-Witam. - usłyszałam na sobą. - Paul Smith, a Pani to zapewne Amelia Kwiatkowska ?
-Tak, witam. - podałam mu dłoń.
-Przepraszam za spóźnienie. - zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Nie spóźnił się Pan, ja wcześniej przyszłam.
-Mam nadzieję, że nie czeka Pani długo. Nie lubię, gdy kobiety na mnie czekają.
-Nie, przed chwilą przyszłam.
-Ale widzę, że już zdążyła Pani zamówić kawę, więc chyba jednak.
-No może siedem minut.
-To długo.
-Zależy dla kogo.
-Widzę, że się polubimy. - uśmiechnął się i zaczął wyjmować jakieś papiery z aktówki.
-A to co ? - zapytałam na widok przybierającej ilości kartek.
-To są wytyczne jakie musi Pani spełnić chcąc otworzyć własny lokal. Zapoznam Panią z angielskim prawem, oczywiście pobieżnie, bo jeszcze dzisiaj chciałbym z Panią pojechać do lokali, które może Pani wybrać. Ale spokojnie mam dla Pani dzisiaj cały dzień.
-Cały dzień ? - zwątpiłam w ludzkość.
-Tak, to na początek, bo później będziemy się widzieć codziennie, ale nie już tak długo jak dzisiaj. To może, żeby nie przedłużać przejdę może do działania. No więc chcąc założyć swój własny lokal gastronomiczny w UK musi Pani spełnić następujące wymogi ...
   I się zaczęło. - pomyślałam. W co ja się wpakowałam. Po trzech godzinach słuchania i zadawania pytań postanowiliśmy zamówić coś do jedzenia. Podczas posiłku dowiedziałam się, że Paul ma 27 lat i niedawno urodził mu się synek. Jego żona jest Polką i to właśnie stąd pomysł na pomoc obcokrajowcom postawić pierwsze kroki w UK. Po wspólnie spędzonym czasie mogłam stwierdzić, że jest miły i przyjazny, a za jego pracą nie kryje się jakaś fałszywa aluzja. Po posiłku ponownie wróciliśmy do papierkowej roboty, a około godziny 16 oglądałam już jedno z miejsc, które miałam wybrać na miejsce swojej kawiarni. Było to bardzo ciemne i ciasne miejsce, ale jego atutem był to, że zaplecze było spore, a wnętrze nie wymagało dużego remontu. Kolejne pomieszczenie miało dużą salę i trochę mniejsze od poprzedniego zaplecze, duże okna i drewniana podłoga. Niestety to również odpadło, ponieważ te z kolei wymagało kompletnego remontu. Trzecia propozycja znajdowała się na trzecim piętrze galerii handlowej, ale było za małe. Gdy dochodziła już 20 i byłam zmęczona i głodna zostało nam ostatnie miejsce. Najchętniej bym wróciła do hotelu. Jechaliśmy i jechaliśmy i po pewnym czasie zaczęłam rozpoznawać mijane miejsca. Raz przejechaliśmy obol osiedla, w którym mieszka Tom, albo mieszkał. Zatrzymaliśmy się jakieś pięć minut później. Moje oczy zarejestrowały w panującym mroku coś wyglądającego na starą restaurację, ale nie byłam pewna co to było, bo szyld był bardzo zniszczony, ale rozpoznałam, że był to kiedyś miejsce spotkań ludzi po metalowych żaluzjach w oknach. 
-No i nasz ostatni przystanek na dziś. - Paul nadal uśmiechnięty i pełen życia wysiadł z samochodu.
   Podeszliśmy do drzwi, które zwinnym ruchem otworzył i weszłam do środka. Od razu dostałam po nozdrzach smród jaki zazwyczaj panuje w pub'ach. To miejsce potrzebowało całkowitego przewietrzenia. Co mnie w nim ucieszyło to to, że sala była wielkości, którą sobie wymarzyłam, a dodatkowo sufit był zawieszony wysoko. Panele na podłodze nadawały się jedynie do wyrzucenia, a ściany wymagały całkowitego odświeżenia. Połamane pozostałości stolików i krzeseł ledwo się trzymały, a lada tak jak podłoga nadawała się na wysypisko. Widać, że to miejsce było często odwiedzane przez gości, ale i przez policje. Zacieki na ścianie z krwi, napojów i najprawdopodobniej z wymiocin właśnie nasunęły mi taką myśl. Wiadomo, że zawsze należy wyremontować każde pomieszczenie, gdy do niego się wprowadzamy.
-Ładna sala. - powiedziałam, mimo faktu, że na sali nie było żadnego okna.
-W takim razie przejdźmy do zaplecza. 
   Przeszliśmy obok podejrzanej lady i weszliśmy na zaplecze. To w porównaniu z salą wyglądało jak po całkowitym remoncie. Białe ściany błyszczały czystością, podobnie jak beżowe płytki. Wielkością zaplecze odpowiadało chyba sali, do tego magazyn obok, w którym mogłabym trzymać żywność długoterminową lub warzywa. Widziałam również dużo kontaktów na ścianach, więc to pomieszczenie mogłoby być również chłodnią, znaczy mogłyby stać tu lodówki. 
-Idealne. Biorę. - powiedziałam.
-Jest Pani pewna ? 
   Na temat lokalu byłam w 100 procentach pewna swojej decyzji, gryzła mnie jednak lokalizacja tego miejsca. Znałam ją i wiedziałam, że w okolicy mieszkają chłopaki, ale przecież prawdopodobieństwo, że się spotkamy jest raczej nikłe.
-Tak. Na pewno. - powiedziałam.
-W takim razie gratuluje wyboru i jutro dam Pani odpowiednie papiery i zaczniemy ustalać co dalej, a na dzisiaj dziękuje i zapraszam do samochodu.
   Po 30 minutach byłam już u siebie w hotelu, migusiem wpadłam do łazienki, żeby się odświeżyć i zeszłam na dół do restauracji na kolację. Musiałam zacząć szukać mieszkania, bo ten hotel nie należał do tanich. Postanowiłam się tym zająć jutro, a tymczasem wcinałam jakieś dobre danie, coś na wzór naszych łazanek, z tym, że to było trochę inne. Był to makaron z gotowanymi warzywami, ale smakowało bardzo dobrze. Po skończonym posiłku wróciłam na górę i włączyłam laptopa. Nikt z rodzinki nie był na skype, więc napisałam do nich maila z podsumowaniem dzisiejszego dnia i włączyłam telewizor. Godzina za godziną, a mi nie chciało się spać. Gdy wybijała prawie północ postanowiłam zabrać się i wyjść, tak więc zakładając płaszcz i pakując do torebki potrzebne rzeczy wyszłam z pokoju i zamówiłam taksówkę, poczułam, że muszę pojechać w jedno miejsce.


Oczami Sivy.


   Właśnie tego dnia wróciliśmy z miesięcznej trasy po Stanach, ale świadomość powrotu do pustego domu nie napawała mnie entuzjazmem. Cieszę się, że Naree osiąga takie sukcesy w swojej pracy, ale odkąd dostała nowe zlecenie ciągle gdzieś znika, to do Europy, Azji, a nawet Afryki. Światowa dziewczyna. Przed porą obiadową przekręciłem klucze z myślą, że jednak Nareesha siedzi w domu i na mnie czeka. Zostawiłem walizkę w holu i poszedłem do kuchni.
-Nareesha ! - krzyknąłem, ale odpowiedziała mi cisza, na stole leżała kartka.

"Przykro mi, że nie ma mnie przy Tobie. Mam nadzieję, że lot przebiegł bez żadnych komplikacji. Lodówka jest pełna, a w zamrażalce jest twoja ulubiona potrawka. Wrócę na drugi tydzień listopada. Twoja Nareesha."

   Czyli jednak jej nie było. Pragnąłem jej szczęścia, a projektowanie w zupełności przynosiło jej tą radość. Wyjąłem z zamrażalnika wspomnianą wcześniej potrawkę i odmroziłem ją, a później włożyłem do piekarnika, w międzyczasie wziąłem prysznic i zmieniłem ubranie. Zjadłem i zmęczony poszedłem spać. 
   Obudziłem się około 22, nie mogąc ponownie zasnąć wciągnąłem na siebie spodnie i koszulkę i poszedłem na korytarz po walizkę. Posegregowałem brudne rzeczy i wrzuciłem do pralki nastawiając ją. Na jednym praniu się nie skończy. Znowu wylądowałem w kuchni, więc wyciągając świeżą bagietkę, Naree musiała zrobić wczoraj przed wyjazdem zakupy, posmarowałem ją serkiem i położyłem na niej warzywa. Popijając moją późną kolację herbatą gapiłem się przez okno. Otworzyłem drzwi balkonowe, październikowe powietrze otrzeźwiło mnie przy okazji ochładzając moje ciało, szybko je zamknąłem i krótko myśląc nałożyłem kurtkę i buty; wyszedłem z mieszkania. Mimo późnej pory postanowiłem się poszwędać po okolicy. Mógłbym zadzwonić do któregoś z chłopaków, ale oni zapewne odpoczywają. Ciekawe co u Nath'a ? Mógłbym do niego zadzwonić i zapytać jak się czuję, nie było jeszcze północy, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że potrzebuje jeszcze trochę czasu na generacje sił i schowałem telefon. Z braku laku postanowiłem iść w kierunku rzeki. Miałem do niej dosyć daleko, ale i tak nie miałem niczego lepszego do roboty. Tak więc włucząc nogami ruszyłem przed siebie. Zastanawiałem się co w tej chwili robi Naree lub gdzie jest. Pewnie nie łazi po mieście z kapturem na głowie. Westchnąłem i podniosłem głowę do góry. Po 20 minutach ujrzałem falującą tafle wody. Przyśpieszyłem kroku i stanąłem przed barierką. Po okolicy spacerowali inni ludzie, ale nie zauważyłem nic podejrzanego. Było trochę po 23, a zimne powietrze rozwiewało mi moje włosy leniwie wystające spod kaptura. Oparłem się łokciami na barierkę i wpatrywałem się w księżyc odbijający się w wodzie. Ktoś puszczał "kaczki", ktoś rozmawiał prze telefon, para trzymająca się za ręce przystanęła przy rzece i po chwili odeszli, ktoś smutny z łzami w oczach siedział na ławce, ktoś wracał z imprezy i robił przy tym spory hałas zakłócając panującą ciszę, a ktoś robił zdjęcia rzeki, za pewne profesjonalista, bo miał całą masę sprzętu. Jednak moją uwagę przykuła drobna, kobieca postać stojąca przy barierce, dokładnie tak samo jak ja, tylko my byliśmy tak blisko rzeki, pomijając fotografa, który był wszędzie. Jej loki rozwiewał wiatr i czułem, że skądś ją znam, ciągle wpatrzona była w taflę wody. Wpatrywałem się w nią z nadzieją, że odwróci swój wzrok i będę mógł się jej przyjrzeć, ale tak się nie stało. Mógłbym do niej podejść, ale co później. Spojrzałem na zegarek, dochodziła pierwsza w nocy. Gdy podniosłem wzrok na tajemniczą dziewczynę ta spojrzała w moją stronę, ale nie na mnie. Mogłem się jej przyjrzeć, wtedy byłem pewien, że skądś ją znam, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Postać zaczęła się oddalać, a ja pobudzając swoje szare komórki rozpoznałem jej tożsamość lecz gdy za nią pobiegłem nie było po niej śladu, rozglądałem się na boki, pozwalając wietrze rozwiewać moje włosy, które już nie chronił kaptur. Zmarzniętymi dłońmi wyjąłem telefon i wysłałem do Max'a wiadomość.

"Amelia wróciła."

   Myślę, że to mu w zupełności wystarczy. Rozejrzałem się jeszcze dookoła i nałożyłem kaptur na głowę. Pociągając nosem szybko wróciłem do ciepłego mieszkania. Położyłem się i zastanawiałem. Może to nie była ona, a ja porywczy napisałem do Max'a. Teraz to on cały Londyn przewróci do góry nogami, żeby ją odnaleźć. Nie, to musiała być ona. Zawsze bym ją rozpoznał. Zawsze. Po 20 minutach dostałem sms zwrotnego. 

"Dlaczego ja głupi nie sprawdziłem wiadomości Spam ? Odpisała mi."

   Czyli Max już nie śpi. Dziwne było jednak to dlaczego ten mail wylądował w Spamie ? No cóż, czasami tak bywa. To już mogę przewidzieć co się teraz będzie działo. Muszę mieć na to siły, więc odłożyłem na szafkę nocną telefon i wygodnie się ułożyłem, by po chwili zasnać.


Hej ! Taki to Seev jest, że łazi po nocy po mieście i znajduje zguby. Detektyw Seev ;) Jakieś plany na weekend ? Ja mam zamiar nic nie robić i odpoczywać. Next być może wtorek/środa, a może wcześniej, kto wie ? Trzymajcie się ; *

PS. Witam nową czytelniczkę, tak mówię o Tobie radioaktywnaruda ; )
PSS. Gdybym jednak w przyszłym tygodniu nie dodała posta to nie wkurzajcie się na mnie, bo chyba laptop pójdzie do informatyka, a nie mogę przewidzieć kiedy do mnie wróci.

wtorek, 15 października 2013

Section 29.

-Mamo gdzie do cholery jest ta walizka ?! - darłam się w niebo głosy.
-A co ja wróżka ? Mówiłaś, że jest pod łóżkiem, ale jej tu nie ma. - mama przestała już uspokajać mój nieokiełznany język, ale nie dziwię się, ciągle klęłam, bo nie mogłam niczego znaleźć. - Masz już ten paszport ?
-Paszport. - wyprostowałam. - Zapomniałam o nim.
-To co ty szukałaś przez ostatnie pół godziny.
-Kosmetyki chowałam do kosmetyczki. - wybiegłam z łazienki i wleciałam do sypialni, w której mama siłowała się z zamkiem błyskawicznym w bordowej walizce. - Widzę, że już ją znalazłaś ?
-Tak, była na dnie szafy, a nie pod łóżkiem.
-A no faktycznie tam ją schowałam.
-To dobrze, że pamiętasz co gdzie masz. - mamie udało się odpiąć walizkę i zadowolona opadła na łóżko obok walizki.
-Po prostu o tym zapomniałam. - wyjęłam z biurka mój paszport i położyłam na wierzchu.
-Co pakujesz ?
-Wszystko. - otworzyłam szafę i zajęłam się spodniami.
-Masz drugą walizkę ?
-Tak, jest taka sama jak ta.
-A wiesz gdzie jest ?
-No w szafie na korytarzu.
-Pójdę po nią, a ty się pakuj.
   Mama wyszła, a ja zaczęłam układać spodnie na dnie walizki. Przedwczoraj dostałam odpowiedź z Londynu i udało mi się. Będę miała własny biznes w stolicy Wielkiej Brytanii. Moje szczęście dosięgło zenitu. Od Max'a nie dostałam odpowiedzi na maila, ale być może teraz jest zajęty lub może nie chcę utrzymywać kontaktu z takim człowiekiem jakim jestem, nie zdziwiłabym się gdyby zmienił zdanie. Spakowałam już wszystkie spodnie, a mama wróciła z drugą walizką.
-Teraz z pewnością wszystko ci się zmieści. - zadowolona uśmiechnęła się.
-Nie mam dużo rzeczy.
-I tak się ciesz, że garów nie musisz pakować, bo wtedy nic by ci się nie zmieściło.
-Amen.
-Smutno nam będzie bez ciebie tutaj. - powiedziała po dłużej chwili ciszy.
-Nie będzie. I tak nie spędzałam z wami dużo czasu.
-Ostatnimi czasy byłaś na okrągło w domu.
-No racja. - zastanawiałam się nad tym co powiedziała mama. - To przez Oliviera i jego złamaną kończynę.
-Ale byłaś w domu. Mówiłaś swoim przyjaciołom o tym, że wracasz ?
-Oj, mamo. Przestań.
-No co jest w tym złego ?
-A to, że powiedziałam ci już wszystko na ten temat, a po za tym ciągle się o to pytasz.
-Bo myślę, że powinnaś im powiedzieć.
-Nie mam z nimi kontaktu. - po części miałam rację, Max nie odpowiedział na maila.
-Tak. Z pewnością ci uwierzę, bo mamy teraz średniowiecze i nie ma komórek, laptopów i tego wszystkiego innego.
-Ale mówię ci prawdę. I nie patrz tak na mnie. - dodałam widząc niedowierzający wzrok mojej rodzicielki.
-Jak uważasz. - po tym wiedziałam, że zakończyłyśmy ten temat.
   Zaczęłam wyjmować z komody wszystkie ciepłe swetry i włożyłam je do walizki.
-W Londynie jest chyba zimno ?
-Zima jest cieplejsza niż u nas. - wypróżniałam wszystkie szuflady w komodzie.
-Ale lato ty chyba my mamy cieplejsze ?
-Tak, mamo.
-To tak szczerze ci powiem, że chyba wolę nasz klimat.
-Według uznania.
-Gdzie ty pomieścisz wszystkie swoje torebki ?
-Tu może być problem. - otworzyłam szafę wypchaną właśnie torebkami.
-W domu jest jeszcze jedna walizka.
-Ciekawe jak się z tymi walizkami zabiorę ? - spojrzałam na nią.
-Wybierz największą, a mniejsze wrzuć do walizki.
-To jest jakieś rozwiązanie.
   Największą torebką jaką miałam była dość obszerna czarna, rzuciłam ją na krzesło, a resztę zmieściłam jakoś w walizce. Wrzuciłam jeszcze ostatnie rzeczy do środka i rozejrzałam się po już pustym pomieszczeniu.
-Wszystko ?
-Tak, jeszcze tylko schowam kosmetyczkę i to wszystko. - gołe ściany wyglądały dość dziwnie.
-Pusto tu jakoś bez twoich rzeczy.
-Jesteście pewni swojej decyzji ?
-Nie ma sensu, żeby mieszkanie stało puste.
-Ale to mieszkanie po dziadkach.
-Niektóre rozdziały w życiu trzeba definitywnie zakończyć.
-Ale, żeby tak od razu sprzedawać ?
-Jestem świadoma tego co robię, więc mnie nie pouczaj.
-Dobra, jak tam sobie chcesz. - zapięłam zamek w walizce i postawiłam ją obok drzwi, a drugą położyłam na podłodze.
-O której masz pociąg ?
-O 21.47.
-A lot ?
-O 11. 31 o ile się nie mylę.
-Całą noc na nogach.
-Dla mnie to nic strasznego.
-Kiedy znowu cię zobaczę ?
-Och mamo nie dramatyzuj. Przecież nie wyjeżdżam już za chwilę. Zostało mi jeszcze parę godzin.
-Będziesz miała dzieci to zrozumiesz co czuję.
-Oby to nie było prędko. - przewróciłam oczami, a mama się zaśmiała.
-Lecimy do domu ? Trzeba zrobić obiad.
-Okay. - rzuciłam jeszcze wzrokiem na pusty pokój i zakładając płaszcz i buty wyszłyśmy z mamą z mieszkania.
   Trochę było mi szkoda stąd wyjeżdżać, bo nareszcie mieliśmy Polską Złotą Jesień, której w Londynie nie będę miała, ale wszystkie inne rzeczy właśnie namawiały mnie do tego, żeby wyjechać. Jeden nawet ciągle dawał o sobie znać i to boleśnie.
-Ładną mamy pogodę, prawda ? - nie śpieszyło nam się.
-Tak, szczególnie jak na ostatnie dni października. - odpowiedziałam.
-Ale i tak jest lekki mróz.
-Rozpogodzi się do popołudnia.
-Zapewne tak.
-Mamo nie patrz tak na mnie. Przecież będę was odwiedzać i regularnie do was dzwonić na skype.
-Ale to nie to samo.
-A jeszcze niedawno sama mnie stąd wyganiałaś do tego Londynu. - żachnęłam się.
-Teraz żałuje.
-A ja wcale.
-Zalety bycia młodym. Pełen spontan i zero odpowiedzialności.
-Zarzucasz mi, że nie jestem odpowiedzialna ? Mamooo.
-Wierz o co mi chodzi.
-Nie płacz mi tu. - uśmiechnęłam się do niej, a po jej policzku spłynęła łza, nie wiem jak i kiedy, ale poczułam w podświadomości, że muszą złapać ją za dłoń; tak jak zawsze były gładkie i ciepłe.
-Kocham cię córuś.
-Ja ciebie też mamuś. - zdziwiłam się z jaką łatwością przyszło mi wypowiedzenie tych nieużywanych do tej pory słów.
-Jestem z ciebie dumna.
-Nie ma z czego. Całę moje dotychczasowe życie to stek bzdur, błędów i głupstw.
-Ale dojrzałaś do tego, że widzisz jakie błędy popełniałaś i chcesz zmienić swoje życie na lepsze co jest dla mnie niepowtarzalnym dowodem na to, że wychowałam wspaniałą kobietę.
-Kto by pomyślał, że będziemy kiedyś mówiły o sobie takie dobre rzeczy. - zaśmiałam się.
-Życie potrafi nas zaskoczyć.
-I to bardzo. - mama objęła mnie w tali, a ja się skrzywiłam.
-Coś nie tak ? - zaniepokoiła się.
-Nie, nie. - TAK ! mama ściskała mnie akurat w miejscu, w którym nie chciałam, na szczęście byłyśmy już przed domem.
-Już jesteśmy ! - krzyknęła mama rzucając klucze na szafkę i ściągając szalik.
-Mama ! - Nicola rzuciła się na nią.
-A ja to co ? - popatrzyłam na nią ostentacyjnie, mała wystawiła mi język i pobiegła do kuchni. - Dzieci. - przewróciłam oczami, a wchodząca do kuchni mama się zaśmiała.
-Cześć Am !
-Cześć ofiaro ! - odrzuciłam w stronę schodów. - Ten dalej siedzi w tej smoczej jamie ?
-I jeszcze posiedzi. - Nicola zajadała coś z talerza.
-Co jesz ?
-Nic. - mama szybko zabrała talerz ze stołu. - Po obiedzie.
-Ale ...
-Nie ma ale. - uciszyła najmłodsze dziecko i spojrzała w moją stronę.
-Już idę. - z ociąganiem wstałam od stołu i zakładając fartuszek stanęłam przy mamie.
   Podczas gotowania miałam trochę czasu, żeby pomyśleć nad różnymi sprawami. Na przykład nad tym jak będzie wyglądało moje życie w Londynie. Czy podołam zadaniu, które dostałam ? Oby, bo perspektywa życia w tamtych regionach nawet mi się podoba. Przeprosiłam na chwilę mamę i poszłam do łazienki. Skończywszy swoją powinność podeszłam do zlewu i podpierając się nad zlewem spuściłam głowę. Dlaczego kłopotów nie można się pozbyć od tak. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wydało mi jakieś takie marne i blade, niczym upiór. Mimo makijażu fioletowe wory pod oczami przebijały się na wierzch. Kiedy przespałam całą noc ? Dobre pytanie. Mój wzrok automatycznie przeniósł się na talię. Na samą myśl ta część ciała mnie zabolała. Podniosłam rowek swetra i sprawdziłam czy plaster nadal jest na swoim miejscu. Usłyszałam pukanie do drzwi i szybko opuściłam materiał.
-Już wychodzę ! - krzyknęłam.
-To dobrze, bo obiad już gotowy.
-Już idę mamo. - ostatnie spojrzenie na siebie i wyszłam.
   Na obiedzie pojawił się nawet Olivier z gipsem na nodze co było jakimś poświęceniem z jego strony. Gdy kończyliśmy do domu wszedł tato. Posiedziałam jeszcze z nimi godzinkę i wymawiając się, że muszę dokończyć pakowanie zmyłam się do siebie. Szłam kopiąc kolorowe liście i nie przejmując się dość uporczywym mrozem. Miasto opustoszało i nie spotkałam nikogo na ulicach to nawet lepiej. Doszłam do mieszkania i mój monotoniczny humor się pogłębił, bo widok pustego widoku nie był zbyt pocieszający. Nie myśląc o niczym więcej jak prysznic skierowałam się do łazienki. Gdy już się rozebrałam delikatnie odkleiłam plaster ukazując światu moją ranę. Spojrzałam w lustro. Nie było najgorzej. Przynajmniej nie krwawiła. Wizyty Tomka nigdy nie kończyły się happy endem, chociaż odkąd polała się pierwsza krew nie pojawił się już u mnie, było to dokładnie pięć dni temu. Przyszedł do mnie naćpany, a do tego po paru piwach. Otrzeźwiał, gdy zdał sobie sprawę, że trzymany przez niego nóż przeciął moją skórę, a wtedy po prostu uciekł zostawiając mnie oszołomioną i wystraszoną z zakrwawionym brzuchem. Niby zwykłe rozcięcie takie jak przy rozcięciu palca przez przypadek nożem, z tym, że na brzuchu, blizna na pewno zostanie. Weszłam do kabiny i pozwoliłam wodzie spływać po moim ciele, nawet nie przejmowałam się tym, że będę musiała od początku układać włosy, nie to było mi wtedy na głowie. Po około 20 minutach, gdy woda robiła się chłodniejsza wyszłam i opatuliłam się ręcznikiem. Wytarłam zaparowane lustro i spojrzałam na siebie. Rozmazany makijaż, puste spojrzenie i ogromnej wielkości wory pod oczami. Wspaniale. Wzięłam mleczko, wacik i zmyłam pozostałości makijażu. Nałożyłam podkład, pomalowałam rzęsy i zrobiłam cienkie kreski eye-linerem, na usta nałożyłam brzoskwiniową szminkę, a pod oczy dodatkowo wklepałam korektor, całość utrwaliłam pudrem i zajęłam się suszeniem włosów, by następnie związać je w zwykłego kucyka na czubku głowy. Przykleiłam świeży plaster i ubrałam się po czym wyszłam z ciepłej łazienki.


   Skończyłam pakowanie i pakując najpotrzebniejsze rzeczy do torebki usiadłam na walizce, bo miałam do wyboru to lub podłogę, która nie należała do najczystszych. Z telefonem w dłoni czekałam na przyjazd moich rodziców, którzy mieli mnie odwieść na przystanek i po około 10 minut telefon zadzwonił.
-Już schodzę. - powiedziałam i oglądając się po raz ostatni na wnętrze mojego mieszkania przekręciłam klucz w zamku zamykając drzwi jak i moje poprzednie życie.
   Tym razem skończyłam z tym definitywnie, a teraz czeka mnie całonocna podróż pociągiem, oczekiwanie na samolot, podróż i ogarnięcie się w Londynie, a następnego dnia spotkanie z moim wybawcą i oglądanie lokalu na moją małą, ale własną kawiarnio-cukiernię. Wszystko zapowiadało się wspaniale, ale czy tak będzie ? Wątpię.


Hej ! Przepraszam, za moją ponad dwu tygodniową nieobecność, ale nie była ona spowodowana przeze mnie, po prostu zepsuł mi się laptop, nie udało się go naprawić, więc czekałam na nowy, a teraz gdy go ogarnęłam i sama sb ogarnęłam to jestem w stanie cokolwiek napisać. Mam nadzieję, że już nic takiego mi się nie wydarzy, bo was zaniedbałam. Dziękuje za te 9 komentarzy pod ostatnim postem i zachęcam do pobicia tej liczby, choćby nawet pod tym postem. Tak, więc myślę, że kolejny rozdział w piątek/sobotę. Pa !


PS. Jak wam się podoba video ? Bo mi przypadło do gusty, co nie zmienia faktu, że troszkę mi smutno z powodu Światowej Trasy, ale cóż poczekam, może nastaną kiedyś takie czasy, że Polska będzie brana pod uwagę, a co fryzury Jay'a to z początku byłam zbulwersowana, ale jak nasz Dawid wkroczył do akcji ( przez chłopców nazywany Nick ) to Jay jakoś zaczął wyglądać ; )