Następny dzień zaczęłam od spotkania z Paul'em i do obiadu spędziłam z nim, następnie poszłam coś zjeść i kupiłam gazetę oraz zapytałam się miłej Pani za ladą na jakich stronach internetowych będę mogła znaleźć ogłoszenia nieruchomości, a następnie poszłam do hotelu, gdzie spędziłam resztę dnia wertując strony internetowe w poszukiwaniu małego lokum w okolicy mojej powstającej kawiarni. Znalazłam parę propozycji i na niektóre wizyty umówiłam się już na dzień następny. Gdy tak siedziałam w stercie papieru z gazet i w papierkach po batonikach zbożowych z laptopem na kolanach usłyszałam dzwonek mojego telefonu, zaciekawiona tym kto może dzwonić zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam poszukiwania mojej zguby. Najpierw kierowałam się za dźwiękiem, ale gdzie poszłam tam słyszałam dzwonek tak samo, zrezygnowana zaczęłam odrzucać wszystkie śmieci, ale tylko gdy o tym pomyślałam wesoła melodyjka się urwała. Wkurzona, że mógł być to Paul, albo ktoś z oferty o kupno mieszkania zaczęłam przerzucać rzeczy z jednej kupki na kolejną co jak później zauważyłam nie było dobrym pomysłem, bo zrobił się jeszcze gorszy bajzel. Po chwili telefon znowu zaczął dzwonić, a ja narzuciłam szybsze tempo, by znaleźć ten przeklęty telefon, w końcu udało mi się go znaleźć w walizce, ale mój telefon padł uświadamiając mnie, że od tygodnia nie widział ładowarki. Co złego to zawsze mi się przytrafi. No i moje poszukiwania rozpoczęłam na nowo. W walizce ładowarki nie znalazłam, w drugiej również, w łazience też, na stoliku również. No wcięło ją. Zrezygnowana usiadłam na łóżku gniotąc przy tym gazety. Zmęczona zrzuciłam wszystko z łóżka i biorąc świeżą bieliznę poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, który trochę pomógł mi zwalczyć zmęczenie i gdy ubrałam moją prowizoryczną piżamę złożoną z majtek i topu na ramiączkach położyłam się, nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
Rano obudziłam się rześka i wyspana. Z czystym umysłem znalazłam ładowarkę, którą włożyłam do szuflady w szafce nocnej właśnie po to, żeby nie zapomnieć, gdzie jest, ale jestem tylko człowiekiem i takie rzeczy niestety się zdarzają. Podłączyłam telefon do ładowarki i poszłam do łazienki. Szybki prysznic na rozgrzanie, następnie makijaż i wyprostowanie włosów, po 40 minutach weszłam do pokoju w szlafroku i skompletowałam strój, a że było sucho to zdecydowałam się na jasne buty i sprawdziłam godzinę na telefonie.
4 nieodebrane połączenia. No tak przecież ktoś wczoraj próbował się do mnie dodzwonić. Sprawdziłam kim był ten tajemniczy ktoś, ale przez to co zobaczyłam telefon wypadł mi z rąk i potoczył się po dywanie. Szybko włączyłam laptopa i sprawdziłam skrzynkę pocztową.
Od: maxgeorge88@gmail.com
Temat: [pusty]
Do: ameliakwiatkowska94@.gmail.com
Treść:
Jaki ja byłem głupi, że nie sprawdziłem "spam". Byłem takim idiotom. Tęsknię za tobą, a ptaszki mi powiedziały, że jesteś tutaj, w Londynie ? Kiedy, jak i gdzie ? Muszę zobaczyć czy jesteś cała i zdrowa. Proszę odbierz ode mnie telefon. Błagam.
To chyba wstrząsnęło mną mocniej niż fakt, że Max dzwonił do mnie 4 razy poprzedniego wieczoru. Na początku gapiłam się na tego maila z otwartą buzią, a następnie próbowałam sklepać w głowie zdanie, żeby mu odpisać, ale angielski wyleciał mi z głowy, a po polsku mu nie napiszę. Ogarnęłam się i już otworzyłam okno, żeby mu odpisać, a zadzwonił mój telefon. Wystraszona podskoczyłam i szybko podbiegłam do telefonu, dzwonił jakiś nieznany numer.
-Halo ? - powiedziałam podekscytowana.
-Dzień dobry. Chciałam się zapytać, czy przyjedzie Pani na oglądanie mieszkania dzisiaj ?
-T-tak. Właśnie już wychodziłam.
-W takim razie do zobaczenia. - rozłączyła się, a ja sprawdziłam godzinę, cholera miałam wyjść 20 minut temu.
Wyłączyłam laptopa i spakowałam się do torebki, ogarnęłam wzrokiem zaśmiecony pokój i wyszłam. Po powrocie posprzątam. Wybiegłam z hotelu i miałam to szczęście, że przed czekała taksówka i już po kwadransie mknęłam po schodach do mieszkania. Wdrapałam się na czwarte piętro, bo nie miałam czasu na czekanie na windę i znalazłam magiczną liczbę 13 na drzwiach. Ciekawe czy ta trzynastka jest pechowa ? Zapukałam i po chwili drzwi otworzyła mi kobieta o rudych włosach, mogła mieć góra 35 lat.
-Dzień dobry. Pani Amelia ?
-Tak.
-Miło mi panią poznać, Lucy Owerd. Zapraszam do środka. - kobieta przepuściła mnie i weszłam do środka.
-Reszta mebli zostanie wyniesiona do końca tygodnia, więc przepraszam Panią za ten bałagan.
-Nic nie szkodzi. Tak to już bywa przy przeprowadzkach.
-Tutaj mamy łazienkę. - zobaczyłam śliczną beżową łazienkę z dużą kabiną prysznicową.
-Bardzo ładna. - pochwaliłam wystrój.
-Dziękuje. Bardzo starałam się, żeby to pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak sobie je zamyśliłam. Tutaj mamy kuchnię. Byliśmy w trakcie remontu, ale nie skończyliśmy go, gdyż dowiedzieliśmy się z mężem, że musimy się przeprowadzić.
Posadzka w kuchni nie była niczym położona, sam beton. Ściany niedbale pomalowane na jakiś bliżej nie określony kolor, a do tego całe oświetlenie na wierzchu, które nawet nie działało. Nie było tu nawet wody.
-Wody i prądu nie ma tylko w tym pomieszczeniu czy w całym mieszkaniu ? - zapytałam.
-Znaczy się, razem z mężem chcieliśmy zmienić oświetlenie w kuchni, ale właśnie nam się to nie udało i prądu nie ma w całym mieszkaniu, ale woda jest. Prąd można oczywiście szybko dostarczyć, ale po prostu znając sytuację nie robiliśmy tego.
-Rozumiem. - zakończyłam jej wytłumaczenia.
-Dalej jest duży salon.
Faktycznie, był spory, ale i nie zachwycał swoim wyglądem. Ściany wyłożone jakąś tanią tapetą, którą odchodziła od ścian płatami, a na podłodze stare panele.
-A te zacieki na ścianie ? - pokazałam jej ogromną plamę.
-To. - zrobiła pauzę jakby zastanawiała się co powiedzieć. - Sąsiad nas niedawno zalał. To może przejdziemy do sypialni ?
-Są dwie, prawda ?
-Jedna.
-W ogłoszeniu była informacja o dwóch sypialniach.
-Musiał wystąpić jakiś błąd. - uśmiechnęła się przepraszająco i otworzyła mi drzwi do sypialni.
Jej stan był identyczny jak w kuchni. Totalny bałagan.
-Rozumiem, że sypialnie też państwo remontowali ?
-Tak, to był nasz priorytet, ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować na motyw przewodni, dlatego jest jak jest.
-Dziękuję za tą całą wycieczkę.
-I jak się Pani podoba ?
-Wie Pani liczyłam na dwie sypialnię i coś w co można się od razu wprowadzić i mieszkać. A tutaj jest tylko jedna sypialnia i oprócz łazienki i korytarza nic więcej nie ma.
-Dobrze, rozumiem. Przepraszam, że zabrałam Pani czas.
-Nie zabrała mi go Pani. Jeszcze raz dziękuje i do widzenia. - uśmiechnęłam się i opuściłam ten budynek, idąc ulicą wyjęłam mój notatnik i skreśliłam ten adres z listy. Za godzinę byłam umówiona na kolejne oglądanie, a za 10 minut miałam być pod moją kawiarnią, miałam dostać klucze. Wsiadłam do taksówki i szybko dojechałam na miejsce, gdzie czekał już na mnie Paul.
-Przepraszam za spóźnienie, ale oglądałam mieszkanie. - szybko mu się wytłumaczyłam i weszliśmy do środka.
-I co ?
-Z mieszkaniem ? - pokiwał głową. - Nie kupię, straszny stan.
-Powodzenia życzę w szukaniu lokum.
-Dzięki, przyda się.
-Mam dla ciebie całą masę dokumentów, które musisz uważnie prześledzić i podpisać. Myślę, że do końca tygodnia załatwimy wszystkie formalności. - podał mi niebezpiecznie grubą teczkę.
-Nawet mi nie mów, że to wszystko jest pisane drobnym druczkiem. - odebrałam mu teczkę i zdziwiłam się jej ciężarem, który był większy niż sądziłam.
-To już sama sprawdź. - posłał pełen życzliwości uśmiech.
-W takim razie dzisiejszej nocy nie śpię. I tak z pewnością będę musiała to czytać parę razy, żeby to zrozumieć, a słownik nie będzie mi obcy.
-Te ważniejsze dokumenty, które musisz znać i je podpisać mają dodatkową kopię, która jest po polsku, co myślę, że ułatwi ci pracę.
-Jesteś moim mistrzem. - ucałowałam go w policzek i rozejrzałam się dookoła.
-Coś mi się zdaję, że będę tutaj często wpadał na kawę po pracy. - Paul się roześmiał.
-Oby.
-Szczerze ci powiem, że żaden biznes, który prowadziłem doszedł do większej sławy i popularności. Często plajtowały, więc Amelio nie zawiedź mnie, bo rzucę tę pracę.
-Polacy być może nie są zbyt kreatywni lub zaangażowani, ale z pewnością dożą do celu, a moim celem jest, żeby ta miejscówa była jedną z najlepszych w tej okolicy.
-I takie podejście do pracy rozumiem. Od przyszłego tygodnia przygotuj się na nawał pracy. Zorganizuje się ekipę sprzątającą i budowlaną, z którą uzgodnisz sobie resztę. A ja już nie będę ci potrzebny.
-Czyli mnie zostawisz ? - spojrzałam na niego.
-Moją rolą w tym wszystkim jest papierkowa robota i organizowanie ludzi do pracy, ale później gdy już to ogarniesz i zaczniesz biznes wszystko zostaje w twoich rękach, więc nie zepsuj niczego, bo to droga jednokierunkowa, jeżeli będziesz chciała się cofnąć lub zawrócić to zaryzykujesz życiem.
-Zabrzmiało to dosyć strasznie.
-Bo tak jest Amelio. Tak w zasadzie to rzucamy was na głęboką wodę, a z tego co wiem to nie pracowałaś w takiej branży, co dla ciebie jest jeszcze trudniejsze. Szczerze to boję się, że nie podołasz temu zadaniu.
-Trochę wiary w ludzi. - uśmiechnęłam się. - Ja sobie poradzę. - rozejrzałam się po wnętrzu. - Jeszcze wszyscy się zdziwią, że potrafię dać sobie sama radę. To dopiero początek. - usłyszałam cichy śmiech Paula za sobą, ale nie przerywałam oglądania sali i kombinowania jak ją urządzić.
-Przepraszam, że przerywam tę cudowną wizję, ale mam coś dla ciebie i za moment muszę lecieć. - przerwał ciszę Paul.
-Przepraszam, faktycznie się zamyśliłam.
-Mam dla ciebie klucze. - pomachał mi przed oczami pęczkiem kluczy, które z wielkim bananem na twarzy odebrałam. - A teraz muszę lecieć, zawieść cię gdzieś ? - zaczęliśmy wychodzić.
-Tak w zasadzie to być mógł. - dumna zamknęłam pomieszczenie i dwa razy sprawdzając czy faktycznie je zamknęłam poszłam z chłopakiem do jego samochodu.
-Kolejne oglądanie mieszkania ? - zapytał gdy podałam mu adres.
-Owszem, na tą przynajmniej się nie spóźnię.
-Mógłbym robić za szofera.
-Nie jestem jakąś osobistością, żeby ktoś mnie woził, ale pomyśl nad tą robotą.
-Masz prawko ?
-Niee.
-Nawet w Polsce ?
-Proszę cię. Mam jeszcze czas na takie sporty ekstremalne.
-Sporty ekstremalne ?! - chłopak zaczął się śmiać.
-Nie śmiej się tylko patrz na drogę, bo nie chcę wylądować na cmentarzu.
-Dlaczego tak to nazwałaś ?
-Bo to dla mnie czarna magia.
-To jest jakieś tam strasznie trudne. - powoli się uspokajał.
-Ocenie to jak zdecyduje się pójść na kurs.
-Ale co cię od tego powstrzymuje ? Znaki drogowe nie są jakieś tam trudne.
-Znaki akurat znam. - przerwałam mu.
-Więc o co chodzi ?
-O całokształt. Wizja o tym, że miałabym jechać przed, za czy obok ciężarówki mnie przeraża.
-Och Amelia. - westchnął.
-Nie wzdychaj tylko zrozum, tylko tyle. I nie cwaniakuj mi tu, bo oberwiesz.
-Prowadzę. - szybko dodał.
-Teraz, a nie możesz przewidzieć co będzie później.
-To groźba ?
-Ostrzeżenie.
-Gdybym wiedział, że taka jesteś to bym się nie ładował w tę sprawę.
-Nie narzekaj. - roześmiałam się.
-No i jesteśmy. Niezła okolica.
-To zapewne dlatego taka wysoka cena. - powiedziałam odpinając pasy.
-Jeżeli kupisz tutaj mieszkanie to licz się na to, że nieźle poszarpiesz sobie swój budżet.
-Mówisz ?
-To bogata dzielnica.
-Czyli nawet jak mi się spodoba mieszkanie to go nie kupię.
-Masz jeszcze dzisiaj coś do zwiedzenia ?
-Jeszcze chyba jedną lub dwie pozycje.
-Na pewno coś znajdziesz.
-Muszę, prawda ?
-Prawda, a teraz leć, bo nie chcesz się chyba spóźnić. - spojrzał na zegarek.
-Cholera. - poszłam za jego wzrokiem. - Co bym robiła, to i tak się spóźnię. Dzięki i do do zobaczenia. - pożegnałam się z nim i przebiegając na drugą stronę ulicy weszłam do budynku.
Faktycznie nie było to miejsce na mój poziom, ale postanowiłam jednak pójść za ciosem. Moja pewność siebie malała z każdą sekundą i mijanym metrem, bo całokształt robił ogromne wrażenie. Każdy detal wyglądał jak z pałacu królewskiego. Weszłam do windy, bo pałam się, że ubrudzę schody, ale winda to też nie był dobry pomysł. Na samym początku nie wiedziałam który guzik nacisnąć, bo tyle ich było. Z opresji wyciągnął mnie jakiś mężczyzna, który pytając na które piętro jadę odpowiedział, że on również i winda ruszyła. Między nami panowała krępująca cisza, ale gdy przyszedł mi pomysł na rozpoczęcie rozmowy winda się otworzyła, przepuścił mnie i wyszłam. Sprawdziłam do którego mieszkania mam się skierować i znajdując odpowiednią liczbę na drzwiach zapukałam.
-Dzień dobry. - otworzyła mi jakiś Pani po 50, miała na sobie dopasowany żakiet i spódnice, makijaż i fryzurę jak po wyjściu od fryzjera, a na stopach paru centymetrowe szpilki. - W czym mogę pomóc. - powiedziała mierząc mnie wzrokiem.
-Dzień dobry. - przywitałam się z nią próbując jej nie odpyskować. - Ja w sprawie kupna mieszkania.
-Niestety, ale Pan, który był przed Panią zdecydował się na kupno. Przykro mi. - powiedziała, jakby chciała się mnie pozbyć.
-W takim razie nic tu po mnie. Do widzenia.
-Ma Pani rację. - usłyszałam zamykane drzwi, przeklnęłam kobietę pod nosem i decydując się na schody, bo zapewne ten miły mężczyzna mi raczej już nie pomoże zeszłam na dół.
Była już pora na obiad, więc wyszłam z tej bogatej dzielnicy i znalazłam jakąś fajną knajpkę, gdzie w spokoju zjadłam obiad. Pod koniec usłyszałam dzwonek telefonu.
-Tak ?
-Cześć, tu znowu ja. Zapomniałem ci dać jeszcze jednej istotnej rzeczy w tych papierach. Gdzie jesteś to ci podrzucę.
-Jestem w takiej knajpce z logiem raka, ale nie znam ulicy.
-Okay wiem gdzie to jest. Mają tam dobre jedzenie to przynajmniej coś zjem. Tylko czekaj tam na mnie. Już jadę.
-Okay, czekam. - rozłączyłam się.
Zamówiłam sobie jeszcze jedną herbatę i odpoczywając obserwowałam przechodniów, po 10 minutach wśród nich zobaczyłam Paul'a jak zwykle przyodzianego w garnitur. Jak zwykle uśmiechnięty wszedł do środka i szybko mnie znalazł.
-Zakręcony jestem. Proszę. - podał mi malutki plik dokumentów.
-Jak każdy w tych czasach.
-Co jemy ? - otworzył menu.
-Przykro mi, ale ja już zjadłam.
-Czyli będę musiał jeść sam ?
-Tak w zasadzie to mam ochotę na jabłecznik.
-I to rozumiem. - uśmiechnął się i zniknął za kartą menu.
Po 10 minutach kelner przyjął nasze zamówienie, a po 15 przyniósł je nam.
-I jak mieszkanie ? - zapytał.
-Na szczęście facet przede mną postanowił je kupić, więc nie musiałam tam nawet wchodzić.
-Faktycznie masz szczęście.
-Też się z tego cieszę.
-Czyli zostało ci jeszcze jedno spotkanie ?
-Tak w zasadzie to dwa, ale chyba je odwołam. Mam dużo pracy, a jeszcze obiecałam mojej rodzince pogawędkę na skype, a to zajmie mi sporo czasu.
-Jutro też jest dzień.
-No właśnie. Nie muszę przecież robić wszystkiego dzisiaj. A co u ciebie ?
-Dzień jak dzień. Do popołudnia w pracy, a później przyjeżdżam do domu. Jestem zmęczony, ale przecież trzeba pomóc coś w domu. Nie zostawię Sary samej z dzieckiem.
-Twoja żona jest chyba z żelaza, że sama to wszystko ogarnia.
-Też ją za to podziwiam.
-Masz szczęście, że ją znalazłeś.
-Tak, tym bardziej, że od wczoraj Cody zaczął kichać i Sara musiała z nim pójść do lekarza. Teraz będzie jeszcze więcej pracy.
-Ojej. Mam nadzieję, że to nic groźnego.
-Zwykły katar, ale ponoć lekki, więc za jakiś czas mu przejdzie.
-Niech szybko wraca do zdrowia.
-Przekaże mu. - zaśmiał się. - Ale się najadłem.
-Już zjadłeś ?
-Tak.
-Szybki jesteś.
-Moja praca tego wymaga. Podwieźć cię gdzieś ?
-Nie, nie. Zaraz zadzwonię i odwołam spotkania, a później wrócę taksówką.
-Jesteś pewna ?
-Tak.
-W takim razie powodzenia z papierami i do zobaczenia. - szybki buziak w policzek i już go nie było.
Wyjęłam telefon z torebki, a ten zaczął dzwonić.
-Halo ? - odebrałam.
-Dzień dobry. Miała Pani dzisiaj przyjechać na oglądanie mieszkania, prawda ?
-Tak.
-No właśnie, bo muszę natychmiastowo wyjechać i nie mogę dzisiaj Pani ugościć.
-A to się nawet dobrze składa, bo właśnie miałam do Pani dzwonić i odwołać to spotkanie.
-Oo. To faktycznie dobrze. - rozłączyła się, a ja odwołałam kolejne spotkanie i wyszłam z knajpki.
Nogi jakoś same zaniosły mnie nad rzekę. Wyjęłam tak rzadko ostatnio używaną paczkę papierosów i szybko podpaliłam jednego ciesząc się ogarniającym mnie spokojem. Wyłączyłam telefon, żeby nikt mnie już niepokoił tego dnia. I zaciągałam się nikotyną. Po pół godzinie gapienia się w wodę postanowiłam wrócić do hotelu i zająć się moją pracą. Po godzinie siedziałam już w kolejne stercie papierów na łóżku, gdzie ta poprzednia nadal zalegała na podłodze, gdy już wszystko uzupełniłam i z wszystkim się zapoznałam było już grubo po 2 w nocy, nie biorąc prysznica schowałam wszystkie dokumenty do teczki i zostawiłam ją na stoliku, a sama odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Hej ! Coś taki długi mi wyszedł :/ Mam nadzieję, że was nie zanudziłam aż tak strasznie. Potrzymam was jeszcze troszkę w niewiedzy i z cieknącą ślinką na Max'a, a na razie ponudzę was nowym życiem Am w Londynie. Wybaczcie. ;) Nie muszę się pytać, bo pewnie o tym wiedziecie i bierzecie udział, ale zapytam. Widziałyście ten konkurs, czy jak to tam nazwać jaki zrobili chłopcy ? Polska wczoraj była na piątym miejscu ! LOL, nawet screena zrobiłam, żeby mieć na to dowód, byłam wczoraj taka dumna. Teraz prześcignęły nas Stany, ale to się zmieni ;) Do następnego. Może na weekend ? Sobota/niedziela ?
PS.przepraszam za błędy, ale brakło mi czasu na sprawdzenie tego co napisałam i ewentualnie poprawienie błędów.