Oczy piekły i szczypały jakbym miała w nich piasek, były
zakrwawione i łzawiły, ledwo coś widziałam. W głowie mi huczało,
ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Mimo że leżałam pod
kołdrą po moim ciele przeszedł dreszcz. Wyciągnęłam stopy poza
łóżko co spowodowało moje kichnięcie. Starłam łzy z oczu,
które nie były w najlepszej kondycji. Na podłodze leżały moje
ubrania z wczoraj, podeszłam do zamkniętych drzwi, które nie
ustąpiły, okazało się, że są zamknięte na klucz. No tak,
wspomnienia wróciły. Westchnęłam i szybko zniknęłam w łazience,
gdzie wzięłam długi prysznic i zmyłam wczorajszy makijaż, to
nieco uspokoiły moje oczy, ale tylko troszkę. Zarzuciłam na siebie
cieplutki szlafrok i wmasowałam w skórę twarzy odżywczy kremik,
żeby ją nieco rozluźnić. Wyszłam, zrobiłam parę kroków i już
musiałam otrzeć twarz z łez. Nigdy oczy nie piekły mnie bardziej
jak teraz. Jestem totalną idiotką. Piję w tygodniu, a za dosłownie
parę dni otwieram moją Hope, przecież to niedorzeczne co robię.
Bose stopy zaprowadziły mnie do salonu, gdzie na kanapie siedział,
odwrócony do mnie tyłem, Nathan. No właśnie.
Poruszył się i odwrócił, gdy zobaczył mnie taką ledwo żywą
z opuchniętymi oczami pełnymi krwi, zauważyłam na jego twarzy
wyraz troski i zaniepokojenia. Wstał i do mnie podszedł. Byłam
pewna, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć i zwymyślać, a on
przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Odwzajemniłam z ochotą ten
gest ciesząc się, że przy mnie jest i mimo wszystko wczoraj się
pojawił i został do tej pory.
-Przepraszam. - wyszeptałam w jego tors.
-Shh. - uciszył mnie i mocniej przytulił. - Nie sądziłem, że aż
tak źle znosisz wypadek Max'a. Wtedy w szpitalu, gdy się
dowiedzieliśmy o wszystkim byłaś taka obojętna i byłem
przekonany, że ten wypadek na ciebie zupełnie nie wpłynął. Teraz
wiem, że przechodzisz przez to sama i bardzo cię to niepokoi. To ja
cię przepraszam, że nie zapewniłem ci pomocy.
-To nie twoja wina.
Nathan mnie odepchnął lekko i podniósł mój podbródek.
-Co się dzieje z twoimi oczami ?
-Nie wiem. - popłynęły kolejne łzy, które Nath starł.
-Masz jakieś kropelki nawilżające ? - pokiwałam przecząco głową.
- W takim razie skoczę na dół do apteki, a ty w tym czasie się
ubierz, bo widzę, że się trzęsiesz.
-Grzejniki są odkręcone ?
-Tak. Jest ciepło.
-Dzięki, że mówisz, bo ja nie czuję tego ciepła.
-Dlatego masz się ubrać, a ja zaraz przyjdę. - dał mi buziaka i
już go nie było.
Nie wiem dlaczego los był dla mnie tak przychylny i obdarował
mnie takim darem jakim był Nathan. Nie zasłużyłam sobie na niego.
Po kolejnych dreszczach zawędrowałam do sypialni, gdzie wyjęłam
legginsy i sweterek, które na siebie nałożyłam. Wyjęłam jeszcze
torebkę i botki oraz założyłam bransoletkę. Pochowałam ubrania
z wczoraj i niektóre wyniosłam do łazienki. Nathan wrócił z
chwilą, z którą napełniałam czajnik wodą.
-Chcesz o tym pogadać ? - zapytał wyjmując krople z opakowania.
-O czym ?
-O wypadku Max'a. - wyjął kropelki i podał mi je. - O Max'ie.
Nasze oczy się spotkały, a moja wyciągnięta dłoń po lek
zawisła w powietrzu. Wzrok Nathana był inny. Surowy i przygaszony,
jakby po ocenieniu swoich sił uznał, że jest na przegranej
pozycji.
-Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zabrałam z jego dłoni
lek.
-Dlaczego ? Przecież widzę, że coś się dzieje. To zupełnie
normalne, że się o niego martwisz. To twój przyjaciel, prawda ?
-Owszem. - odpowiedziałam i wlałam do swoich biednych oczu po
kropelce wyrobu medycznego, na które liczyłam, że mi pomoże.
-Ale czy zawsze nimi byliście. - nie wiedziałam czy to pytanie
retoryczne, które zadał sobie Nathan czy stwierdzenie, ale
zaniepokoiło mnie to, spojrzałam na niego wyczekując dalszego
ciągu. - Ostatnio się unikaliście.
-Posprzeczaliśmy się. Pewnie dlatego teraz się tak zachowuje, bo
gdyby coś mu się stało to nie chciałabym, żeby wydarzyło się
to wtedy kiedy byliśmy pokłóceni.
-Skoro się pokłóciliście to nieźle Wam się udało to zakryć
przed wszystkimi.
-Nie ma sensu obarczać innych naszymi sprawami. - uśmiechnęłam
się lekko.
-A można wiedzieć o co się pokłóciliście ? - Nathan zalał
kubki z herbatą wrzątkiem.
-O nic wielkiego. - zbyłam go.
-Skoro o nic wielkiego to dlaczego się unikaliście ?
-Ostra wymiana zdań, to wszystko. Zjesz ze mną śniadanie ? -
chciałam jak najszybciej zmienić temat, Nathan nie jest głupi,
mogłam przewidzieć, że w końcu zacznie coś podejrzewać.
-Pewnie. - uśmiechnął się i zakończyliśmy ten niezręczny dla
mnie temat.
Nath siedział ze mną jakoś z godzinę. Czasami przyglądał mi
się badawczo, by w następnej chwili rozmawiać ze mną z uśmiechem
na twarzy, a czasami tak się zamyślał, że zaczynałam się go
bać. Na pożegnanie dał mi zwykłego buziaka i wyszedł. Wszystko
się waliło, a ja stałam w samym centrum tego zamieszania. Jutro
przylatuje moja rodzinka. Jeszcze tylko ich mi brakuje. Udawanie, że
wszystko jest okey przed tyloma osobami będzie dla mnie nie lada
wyczynem, a do tego w piątek otwarcie kawiarni i te moje nieszczęsne
urodziny. Chciałabym zapaść się pod ziemię na tę parę dni i
wyjść jak już wszyscy o mnie zapomną i będę mogła zacząć z
czystą kartą. Ubrałam buty, kurtkę i zabierając torebkę wyszłam
z mieszkania. Dzisiaj nie skierowałam się do kawiarni, a wyruszyłam
w miasto.
Załatwianie tych wszystkich formalności zajęło mi czas, aż do
późnego obiadu, ale byłam zadowolona, bo wszystko już było
ustalone, a jutro mogłam swobodnie pojechać po moją rodzinkę i
spędzić z nimi miło dzień. Oby wszystko się udało. Weszłam do
restauracji, w której nigdy wcześniej nie byłam i zamówiłam
sobie jakiś obiad. Mój telefon nie wibrował, ani nie buczał.
Błogi spokój, chociaż i niepewność. Sprawa z Nathanem mnie
niepokoiła, bo skąd mam wiedzieć co się dzieje w jego głowie ?
Bałam się tego co się może tam dziać. Po spóźnionym obiedzie
zamówiłam taksówkę i pojechałam pod dom mojego chłopaka. Raz
kozie śmierć. Oby był w domu, a nie w szpitalu. Jeden schodek,
drugi schodek, trzeci schodek, dzwonek. Czekałam dłuższą chwilę,
która się przeciągała niemiłosiernie. Nikt nie otworzył.
Odwróciłam się i zeszłam powoli ze schodków. Co miałam zrobić
? Gdzie pojechać ? Pierwszy raz od powrotu tu poczułam się
zupełnie samotna i bezsilna. Jak mogłam myśleć, że wszystko mi
się tu ułoży i będzie jak w bajce ? Jaką debilką byłam myśląc
tak. Jestem skazana na ciągłe niepowodzenia, więc na co ja głupia
liczyłam ? Stawiając stopę na chodnik pod dom podjechał dobrze
znany mi samochód.
-A ty co tutaj robisz ? - Nathan był uśmiechnięty od ucha do ucha
i nie było śladu chłopaka, którego widziałam rano.
-Przyszłam w odwiedziny, ale nie zastałam nikogo. - wysiliłam się
na blady uśmiech.
-Trzymaj klucze i wchodź do środka. Mogłaś zadzwonić to
przyjechałbym wcześniej. Długo tu sterczysz ?
-Nie, dopiero co przyszłam. - odebrałam od niego klucze od domu i
ponownie pokonałam dzielące mnie od czerwonych drzwi schody.
Nathan parkował samochód, gdy przekręciłam klucze w zamku.
Obydwoje weszliśmy do środka w tym samym czasie. Zamknęłam za
sobą drzwi wejściowe, a Nathan od garażu.
-Herbaty ? - zaczął rozpinać kurtkę.
-Z przyjemnością.
Nathan podszedł do wieszaka i odwiesił swoją kurtkę, stanął
naprzeciwko mnie i dał mi buziaka w czoło.
-Uśmiechnij się. Będzie dobrze.
-Skoro tak mówisz. - posłałam mu drobny uśmiech.
Nathan zniknął w kuchni, a ja zdjęłam z siebie kurtkę.
Poczłapałam do kuchni, gdzie jak się okazało Nathan zdążył już
wyjąć z lodówki warzywa, które teraz kroił.
-Co robisz ? - zapytałam.
-Kolacje. Zjesz, prawda ?
-Pewnie.
-Nie chcę, żebyś się martwiła.
-Przecież to nie twoja wina.
-Ale powiedź mi szczerze co jest powodem twojego smutku ?
-Smutku ? Nazwałabym to uczucie obawą.
-Obawą ? - spojrzał na mnie.
-Jutro przylatują rodzice, a pojutrze otwieram Hope. Martwię się
jak to wszystko będzie wyglądało. To wszystko.
-Na pewno wszystko wyjdzie najlepiej jak się da. O której oficjalne
otwarcie ?
-O szóstej.
-A o której przylatuje jutro twoja rodzinka ?
-Ponoć o dwunastej mają już być.
-To po jedenastej do ciebie przyjadę to po nich pojedziemy.
-My ? - zdziwiłam się.
-No tak. Chyba, że już coś załatwiłaś na transport.
-Nie.
-No to jesteśmy umówieni. I uśmiechnij się wreszcie. - roześmiał
się przyjaźnie.
Te huśtawki nastrojów mnie powoli wykańczały, nie wiedziałam
jeszcze jak źle to się skończy, ale byłam pewna, że zakończenie
nie będzie szczęśliwe. Po prostu miałam takie przeczucie i to
sprawiało, że nie miałam ochoty na śmiech. Nathan miał tego
wieczoru wyśmienity humor, którym próbował mnie zarazić, czy
żartami, czy łaskotkami, a nawet namiętnymi pocałunkami, ale i
gdy te przybrały na silę odepchnęłam go i stwierdziłam, że na
mnie najwyższa pora. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale poczułam
jakąś sprzeczność w sobie, która nie pozwala mi na tę chwilę
przyjemności z chłopakiem. Oczywiście Sykes nie byłby sobą nie
oferując podwózki, ale udało mi się go zbyć i wróciłam
taksówką do domu, chociaż wolałabym się przejść, ale to
oczywiście nie wchodziło w grę, więc gdy taksówka podjechała to
do niej wsiadałam i kazałam się zawieść ulicę dalej, gdzie
wysiadłam i dalej już poszłam na własnych siłach. W głowie
huczało mi od natłoku myśli i byłam potwornie zmęczona
działaniem dzisiaj na kacu, który starałam się ignorować i jakoś
funkcjonować. Skoro naważyłam sobie piwa to musiałam je wypić
nie patrząc na przyszłe skutki, tak więc wolałam jakoś
przemęczyć się dzisiaj, ale mieć nauczkę. Po drodze do domu
kupiłam jeszcze trochę piwa, które wypiłam w domu przed
telewizorem i mimo że oczy się zamykały i domagały odpoczynku, a
wiem, że na niego zasłużyły, to i tak się nie kładłam. Każdy
ból był dobry, bo wtedy moje myśli nie krążyły tak szalenie
wokół tego co się działo w moim życiu i to było idealne dla
mnie rozwiązanie na tamtą chwilę. Wiedziałam, że muszę być
następnego dnia wypoczęta i tryskająca dobrym humorem z uśmiechem
na twarzy, ale na tamtą chwilę wydawało mi się to
nierealistycznie i niemożliwe do wykonania. Czarno to wszystko
widziałam. Po północy wzięłam prysznic i siedząc jeszcze z
mokrymi włosami oglądałam jakiś stary horror, który akurat
znalazłam na jakimś kanale. Fabuła była dosyć ciekawa co było
mi przychylne, bo oglądałam film z zaciekawieniem i nie myślałam
nawet o śnie, który zmorzył mnie dopiero około 3 w nocy. Wtedy
nie mogłam już dłużej walczyć, więc zostawiając cały ten
burdel w salonie poczłapałam do sypialni i zasnęłam z momentem
dotknięcia mojego policzka z poduszką.
Cześć.
Krótki, ale wolałam dodać taki niż żaden.
Już nie długo będę Was zamęczać tą historią. Wiem, że nie powinnam tego była mówić, ale pisanie tego opowiadania mnie już nuży i chcę już je skończyć, ale jest problem w tym, że nie wiem jak. Piszę to już ponad rok i do tej pory nie wymyśliłam zakończenia, więc mam problem :D
Do następnego, aha i już nie będę wysyłała wiadomości na Twittera o nowym poście, gdyż wchodzę na ten portal tylko i wyłącznie wtedy, a i to chcę już zakończyć.
Pa.